niedziela, 16 października 2016

Hrabia i Hrabina - Rozdział 1



Trwało to już 10 godzin. Anna Hellsing leżała wycieńczona na łóżku i próbowała wyrównać oddech. Skurcze były tak bolesne, że już nie mogła wytrzymać. Czuła, że to nie było normalne, to za wcześnie by czuła taki ból.
- Rozwarcie wynosi już 10 cm. Proszę spróbować zacząć przeć.
Sir Arthur Hellsing odetchnął na te słowa. Stał obok swojej żony i trzymał ją za rękę. Już od dwóch godzin nalegał by lekarz zrobił cesarskie cięcie, lecz najwyraźniej nie było ono potrzebne. Anna mogła urodzić naturalnie, ale uścisk jej dłoni był niepokojąco słaby.
Kobieta zacisnęła zęby i zaczęła krzyczeć z bólu. Dziecko zaraz miało przyjść na świat.
Nie byli w szpitalu. Sir Hellsing wcześniej przygotował w swoim domu to pomieszczenie, aby żona mogła odbyć poród tutaj, bez transportu. I tak źle znosiła ciąże, a co by było po kilku godzinnej jeździe do szpitala. Wszystko było sterylne i wyposażone jak trzeba. Może nawet lepiej niż na zwykłej porodówce. Stać go było by zapewnić takie standardy.
W pomieszczeniu byli jeszcze lekarz, którego sprowadził już dużo wcześniej i 2 położne. Służba czekała w drugim pokoju, martwiąc się o swoją panią.
Tyle, że w pokoju był ktoś jeszcze…
W rogu sufitu ruszał się mały cień. Wszyscy byli tak zajęci panią Hellsing, że nie było możliwości, aby zauważyli go ani znajdującą się w nim pary czerwonych oczu, które obserwowały każdy ich ruch. Ich właściciel, mimo że nie wolno mu było uczestniczyć przy porodzie, chciał to zobaczyć. To i dla niego był ważny dzień. Dziś miał się urodzić jego nowy Pan. A nie dostał wyraźnego rozkazu, więc patrzył na wszystko z dystansu.
- Bardzo dobrze pani Hellsing. Proszę nie przestawać, widać już główkę – po słowach położnej Anna krzyknęła jeszcze głośniej.
Czerwone oczy zwęziły się nieznacznie. Coś było nie tak. Wampir wyczuwał krew, zbyt dużo krwi niż powinno być…
Oprócz głosu Anny, pojawił się nagle nowy. Był to płacz małego niemowlęcia. Kobieta westchnęła głośno, gdy jej wysiłki się zakończyły.
Lekarz nie zwlekając, zbadał dziecko, a chwilę później jedna z położnych wzięła je by je umyć i zawinąć w kocyk.
- To chłopiec, czy dziewczynka? – spytał sir Hellsing, głaszcząc swoją żonę po głowie.
- Zdrowa dziewczynka, proszę pana – powiedział dr Drake.
- Dziewczynka? – w głosie mężczyzny dało się słyszeć zaskoczenie, lecz potem od razu się uśmiechnął – Słyszysz kochanie, mamy córkę.
- Chcę…chcę ją zobaczyć – wyjąkała słabo Anna.
- Proszę bardzo – położna podała jej niemowlę, zawinięte w różowy kocyk. Kobieta spojrzała na nie z uwielbieniem.
Lekarz nie miał jednak zadowolonej miny.
- Mogliby państwo wyjść? – spytał Arthur, a doktor z położnymi posłuchali jego prośby dość niechętnie. W pomieszczeniu zostali jedynie państwo Hellsing oraz niewidoczny dla nich cień.
- Możemy ją nazwać…Integra? – spytała drżącym głosem Anna. Położyła dziecko obok siebie, ponieważ nie miała siły by nawet je trzymać.
- Jak tylko sobie życzysz. Kochanie wszystko w porządku? – mężczyzna zaniepokoił się stanem żony, która pomimo końca porodu wciąż ciężko oddychała.
- Nie… - ciężko jej było mówić. Było coraz słabsza – Wciąż…mnie boli.
- Zawołam doktora! – Arthur zerwał się by ściągnąć tu z powrotem dr Drake’a.
- To nic nie da! – na dźwięk tego głosu Hellsing się zatrzymał. W końcu zauważył ów cień, który właśnie się przed nim zmaterializował.
Jego Sługa, wampir Alucard stanął przed nim w swoim zwykłym czerwonym płaszczu i przeciwsłonecznych okularach. Nie miał jednak swego maniakalnego uśmiechu. Wyglądał bardzo poważnie.
- Kto ci pozwolił się tu zjawić?!...O czym ty mówisz?
- Czuje krew… - podniósł rękę i wskazał na Anne. Sir Hellsing spojrzał na żonę i poczuł jak coś go paraliżuje ze zgrozy. Krwi, która pojawiła się podczas porodu wciąż przybywało. Spod koszuli nocnej kobiety czerwona kałuża powiększała się coraz bardziej.
- To krwotok – mówił dalej wampir – Nic się już nie da zrobić. Ona umiera…
- Nie… - Arthur przecząco pokręcił głową – Nie! To niemożliwe! – krzyknął w panice i podbiegł do łóżka żony. Miała zamknięte oczy – Nie! Nie możesz mnie opuścić!
Alucard patrzył beznamiętnie na rozpacz swego pana, który począł ją głaskać po głowie, lekko potrząsać…i nic. Wampir nie słyszał już nawet bicia serca Anny. Już odeszła.
Hellsing padł na kolana i zaczął głośno szlochać. Powtarzał bezmyślnie imię swojej ukochanej żony, jakby wierząc że ją tym przywróci do życia. Jego rozpacz długo trwała, aż w końcu podniósł się z ziemi. Jego łzy nie przestały lecieć, lecz jego oczy były pozbawione wyrazu, beznamiętne. Zataczając się wyszedł z pokoju, drugimi drzwiami, które prowadziły do jego gabinetu.
Potwór został sam z ciałem i … z dzieckiem. Dziewczynka ciągle leżała przy swojej matce. Wampir podszedł do łóżka zmarłej i wziął dziecko na ręce. Nie wiadomo było, kiedy by ktoś po nią przyszedł, a mogła niechcący spaść na podłogę, gdyby się poruszyła.
Alucard przyjrzał się niemowlęciu. Noworodek był czerwony i pomarszczony. Na jego główce było trochę blond włosków. Spała cichutko, nie mając pojęcia jaka tragedia ją właśnie spotkała. Tak niewiele jest na świecie, a już straciła rodzica.
- Integra… - wampir wymówił jej imię cicho, sprawdzając jak ono brzmi – Czyli ty będziesz moją Panią. Nigdy nie służyłem kobiecie. Ciekawie… - pomyślał na głos i wyszedł z pomieszczenia.
Na korytarzu wraz z dr Drake’iem i położnymi stał Walter i 2 pokojówki, Mary i Ellie. One oraz lokaj spojrzeli na niego przerażone. Wiedziały czym jest, wszyscy w domu wiedzieli. Przestraszyli się tym, że pojawił się znikąd i niósł niemowlę w ramionach. Jedynie lekarze spojrzeli na niego bez strachu, lecz ze zdziwieniem.
- A pan kim… - zaczęła jedna z położnych, ale Alucard odpowiedział zanim zdążyła dokończyć.
- Jestem ze służby, wszedłem tam drugim wejściem. Anna Hellsing zmarła, a mój Pan nie jest teraz w stanie zająć się córką – powiedział to wszystko tonem pozbawionym emocji. Nie udawał, ta sytuacja ani trochę na niego nie zadziałała.
- Boże… - westchną lekarz, łapiąc się za głowę – Tak czułem, poród przebiegał dla niej zbyt boleśnie od początku. Lecz jeśli nastąpił krwotok, jak podejrzewam to i tak nie mógłbym nic dla niej zrobić. Takie przypadki są bardzo rzadkie, ale gdy nastąpią nie można już zapobiec najgorszemu.
Dr Drake najwyraźniej próbował się jakoś wytłumaczyć, podczas gdy Mary i Ellie wypłakiwały sobie oczy. Walter wyglądał ponuro, ale zachował spokój.
- Doktorze – lokaj zwrócił się do lekarza – Mój Pan nie nadaje się pewnie teraz do rozmowy, a już na pewno do załatwiania formalności. Chodźmy tam i zajmijmy się … ciałem. A wy… - spojrzał na pokojówki, które teraz chyba do niczego się nie nadawały - …idźcie do swoich pokoi. Uspokójcie się, niedługo będziecie mi potrzebne – następnie zawahał się, lecz dodał – Alucardzie zajmij się dzieckiem. Za chwile cię zastąpię.
Wampir bez słowa minął ich i ruszył ku schodom. Na piętrze skierował się do trzeciego pokoju od prawej strony korytarza. Tam był urządzony pokój dziecinny.
Położył niemowlę w kołysce, ale wówczas mała otworzyła oczka. Były niebieskie. Jej mama także miała niebieskie oczy, lecz doskonały wzrok wampira wychwycił subtelne różnice w barwie.
- Masz oczy po dziadku – znów pomyślał na głos, wyraźnie zadowolony. Uśmiechnął się, nienaturalnie szeroko – Dobry znak.
Niemowlę wyraziło sprzeciw, że nie jest już noszone na rękach, zanosząc się płaczem. Ucichła, gdy Alucard z powrotem ją podniósł. Znów była spokojna.
Wampir nie bardzo wiedział co ma robić. Był potworem, które służyło tutaj jedynie do wykonywania brudnej roboty w postaci zabijania innych wampirów, a nie do opiekowania się dziećmi. Tylko, że teraz nie miał kto inny się nią zająć. Usiadł więc na parapecie przy oknie i obserwował jak niebo zmienia barwę, podczas wschodu słońca. Dziewczynka dotrzymywała mu towarzystwa.
Niecałe 30 min później w pokoju pojawił się Walter. W ręku miał przygotowaną butelkę z mlekiem dla niemowlęcia.
- Jak sytuacja? – spytał Alucard, podając mu dziecko.
- Sir Hellsing zamknął się w gabinecie i nie chce nikogo widzieć. Personel medyczny odjechał i zabrał ze sobą ciało. Służba zaraz weźmie się za sprzątanie sali – mówiąc to próbował nakarmić dziewczynkę, ale ona znowu zaczęła płakać. Wampir westchnął i ze zrezygnowaniem powiedział.
- Daj mi ją, ja spróbuję – widząc kolejne wahanie u lokaja dodał – No przecież nic jej nie zrobię. Chociaż ty powinieneś to wiedzieć.
Kamerdyner oddał mu niemowlę, które natychmiast przestało krzyczeć, kiedy znalazło się na dobrze znanych jej rękach. Gdy Alucard podał jej butelkę ochoczo zaczęła pić. Wampir nie wiedział, czy czuje się teraz zaszczycony czy poniżony tą czynnością.
- U ciebie jest wyraźnie spokojniejsza – zauważył Walter.
- Bo niańczę ją niemal odkąd się urodziła. Nic dziwnego.
- Jak, to znaczy…Zdążyli ją nazwać?
- Tak – odrzekł Alucard, podając mu pustą już butelkę – Integra. Anna wybrała to imię.
- Hmm… Integra to silne imię. Nieodpowiednie dla dziecka, ale dla dorosłego.
Niemowlę ziewnęło i ponownie odpłynęło w sen. Tym razem, gdy Alucard ułożył ją w kołysce, dziewczynka nie obudziła się.
- Pora teraz na mój odpoczynek – powiedział – Zaraz będzie ranek – Ruszył w stronę ściany, ale zanim przez nią przeniknął, zdążył usłyszeć wypowiedziane szeptem słowa lokaja.
- Nie spodziewałbym się, że się nią zajmiesz.
Nic na to nie odpowiedział.

***

Alucard wybudził się dokładnie o zachodzie słońca. Otworzył swoją trumnę i pierwsze co zdołał usłyszeć to płacz i krzyki dziecka. Integra znowu płacze? Niezłe z niej ziółko.
Zwykle nie opuszczał piwnicy bez wyraźnego rozkazu, spędzał w niej wszystkie noce, a dnie przesypiał, bo i tak nie było nic innego do roboty. Ale tym razem coś było.
Wyszedł z trumny i podążył za swoim słuchem. Znalazł Integre w jednym z pokoi, służącymi za salon i pokoje, w których przyjmowano gości. Niemowlę trzymała Mary, chodząc w kółko po pokoju i delikatnie potrząsając ramionami, aby uspokoić dziewczynkę.
- Ona tak nie lubi. Dlatego płacze – pokojówka aż podskoczyła na widok wampira – Trzeba ją trzymać spokojnie, bez ruchu – wyciągnął ręce, oczekując, że dziewczyna odda mu dziecko. Nie zrobiła tego jednak. Otoczyła Integre ramionami jeszcze mocniej, jakby chcąc ją chronić. Alucard nie zdążył okazać swojego zdenerwowania, bo przerwało im pojawienie się Waltera.
- Bez obaw, Mary – powiedział w stronę służącej – Możesz mu oddać Integre.
Pokojówka nie miała zaufania do wampira, ale do kamerdynera już owszem, więc podała mu dziecko. Z niechęcią, ale i tak.
I rzeczywiście, po kilku chwilach leżenia w twardych, zimnych ramionach, niemowlę stało się grzeczne i cichutkie.
- A nie mówiłem – powiedział wampir uśmiechając się złośliwie, na co dziewczyna tylko prychnęła i wyszła z pomieszczenia, chcąc być jak najdalej od potwora – Nie mów, że była taka cały dzień.
- A była, była. Mała ma charakterek. Nie dawała nam wytchnienia, ledwo mi się udało załatwić wszystkie formalności pogrzebowe – smutku nie było po nim widać, kiedy to mówił. Był perfekcyjnym lokajem, nie okazującym emocji, gdy jest w pracy.
- A Master? – Alucard wziął głęboki wdech, choć wcale nie musiał. Wyczuł w powietrzu zapach alkoholu – On pije?
- Tak. Udało mi się z nim porozmawiać, a właściwie to próbowałem z nim rozmawiać. Otworzył barek i jest w trakcie kończenia drugiej butelki…zaznaczam, że dziś.
Alucard dalej marszczył nos, próbując rozpoznać inny zapach, także pochodzący z gabinetu swojego pana. Zrobił kilka kroków, przybliżając się do wyjścia, ale zapach się nie zmienił. Tak znajomy, a jednocześnie inny. Wampir poczuł jak znów rośnie w nim gniew.
- Mówił coś? – zapytał Waltera. Nie doczekawszy się odpowiedzi, sprecyzował – O swoim dziecku?
- Tak – lokaj westchnął i kontynuował – Spytałem go, czy chce zobaczyć swoje dziecko. Odparł, że nie chce patrzeć na to coś, co zabiło jego żonę.
Alucard zacisnął zęby ze złości. Dobrze wyczuł, że woń krwi Arthura się zmieniła. Zwykle to zapach krwi mówił mu najwięcej o charakterze człowieka. Im osoba jest miała więcej szlachetnych cech, była niewinna i dobra, tym krew miała piękniejszy zapach. Kiedy krew zmieniła zapach, to znaczyło, że człowiek się zmienił lub potężnie zawładnęły nim jakieś emocje.
Krew Arthura pachniała teraz trochę jak kwas…
- On się szybko z tego nie otrząśnie, jeśli w ogóle… - wampir nie dokończył. Nie ukrywał, że coś go rozzłościło – Chyba będziesz musiał na jakiś czas przejąć zarządzanie agencją, shinigami.
- Też tak sądzę – Walter nawet nie drgnął widząc, czerwone ślepia błyszczące tłumionym gniewem. Wiedział wobec kogo jest on skierowany. Sam również był rozczarowany postawą swojego Pana.
- Od teraz to ja będę się zajmował Integrą wieczorami – ogłosił wampir, wychodząc z pokoju. Zatrzymał się na moment, aby zerknąć do tyłu, na Waltera – Jakieś obiekcje?
Nie dostał odpowiedzi, więc uznał to za zgodę. Tym razem nie zabrał dziecka do jej pokoju, tylko do siebie, do swoich piwnic. Rozsiadł się tam na swoim krześle.
Dziewczynka nie była już tak spuchnięta i czerwona jak wczoraj. Za to na jej twarzyczce pojawił się trądzik poporodowy. Przyglądała się mu swoimi przymrużonymi, błękitnymi oczkami.
Ciekawe dlaczego tylko u niego była taka wyciszona? Może wyczuwała instynktownie, że osoba, która ją trzyma należy do niej, a raczej będzie należeć. Kto wie…Nie będzie zgadywał.
- Nazwał cię „czymś co zabiło jego żonę” – powiedział, nie spuszczając wzroku z dziecka – Mój Pan by tak nie powiedział.

***

Od tamtego dnia minęły 4 miesiące, a sytuacja w posiadłości Hellsing była coraz gorsza.
Sir Arthur Hellsing nie otrząsnął się i nie wrócił do siebie. Wręcz przeciwnie, staczał się w szybkim tempie. Zamykał się w swoim gabinecie lub sypialni z butelką jakiegoś drogiego alkoholu i nie wychodził przez całe dnie.
Coraz mocniej było widać również jego rosnącą nienawiść do swojej córki. Wyraźnie odcinał się od niej i winił za śmierć Anny. Każdy ze służby próbował zmienić jego nastawienie, gdy przynosili mu jedzenie, lecz bez skutku. Mężczyzna krzyczał, że to nie jego córka i nie chce nic słyszeć o tej morderczyni.
Dowodzenie Organizacją Hellsing przejął Walter. Były to najczęściej sprawy papierkowe. Ataki wampirów były w tych czasach sporadyczne.
Nad Integrą opiekę sprawowała służba. W dzień dziecko wykańczało wszystkich swoimi wrzaskami. Ciężko było ją uspokoić. Zawsze wieczorem, gdy opiekę przejmował Alucard, pokojówki były ledwo żywe ze zmęczenia. Mała Integra dawała im popalić.
Alucard nie miał tego problemu. Służba nawet zaczęła się zastanawiać, czy wampir używa na małej jakieś wampirzej hipnozy. Ale to były jedynie domysły, zresztą nieprawdziwe.
Sam Alucard, opiekując się dziewczynką, starał się stłumić swoją złość na swojego Mistrza. Zapach jego krwi nie wrócił do poprzedniego stanu i stawał się coraz bardziej obrzydliwy. Potwór był zły, przede wszystkim dlatego, że to nie takiemu człowiekowi zwykł służyć.
Jego pierwszy Pan, Abraham był niesamowitym śmiertelnikiem, nawet w jego oczach. Był na tyle silny, że zdołał pokonać Dracule i sprawić by stał się jego Sługą. I choć profesor  nienawidził go do końca swojego życia, to zawsze go respektował. Szanował jego moc i ją wykorzystywał do walki z nieśmiertelnymi.
Hrabia obawiał się wpierw, że synowie takiego człowieka, będą jego absolutnym przeciwieństwem. I choć krew Richarda, młodszego syna, cuchnęła już odkąd chłopak skończył 8 lat to Arthur go nie zawiódł.
Arthur, tak jak jego ojciec, szanował jego moc i nadał mu nowe imię, gdy tylko przejął nad nim władzę. Jednakże jego nastawienie się zmieniło jakieś 33 lata temu po misji w Warszawie. Wówczas jego Pan zaczął się go obawiać. Ujrzał pełnię jego potęgi i zrozumiał, że nie może postępować jak ojciec i postanowił nałożyć na Alucarda całkowitą kontrolę. Wiedział jakie wampir stanowił niebezpieczeństwo, a także sama władza nad nim. Zakazywał mu wychodzić z piwnic, chyba że na wyraźny rozkaz. Nawet na misje wysyłał go sporadycznie, najczęściej na te najtrudniejsze. Czasem zastanawiał się, czy nie zamknąć Alucarda na zawsze.
A teraz co?
Od 4 miesięcy pozwalał mu robić co chciał. Nie przejmował się, że potwór, którego tak się obawiał, chodzi sobie po posiadłości i zajmuje się jego dzieckiem. Zamiast tego wolał się opijać.
Słabość…to była ta słabość jaką zwykle posiadają dzieci wielkich ludzi. Arthur w młodości był lekkim hulaką, ale wyszedł na prostą drogę. Prowadził Hellsing twarda ręką, a jego kontrola i władza nad Alucardem była absolutna.
Teraz, gdy stracił ukochaną, wszystko co było w nim złe i słabe wyszło na wierzch i przejęło go całkowicie. Przypominał bardziej swojego brata niż siebie. Stracił swoją siłę ducha, którą Alucard tak podziwiał w tym rodzie.
Lecz czy to było nieodwracalne…? Może jest jakiś sposób…?

***

Któregoś dnia, Walter po raz setny pomagał swojemu panu, który jak zwykle był w nietrzeźwym stanie, przenieść się do jego sypialni, gdzie miał zasnąć by następnego dnia obudzić się na kacu. O tej porze dnia Hellsing nie mógł sam utrzymać się na nogach.
Dziś jednak, uwagę Arthura przyciągnęły jego pokojówki, które minęły ich ze zmartwionymi minami. Kierowały się do swoich pokoi na spoczynek.
- Gdzie…gdzie jest TO? – dziecka nie było ze służbą, a więc gdzie?
Walter pomyślał przez chwile, że może być to dobry znak, że sir Hellsing w końcu zainteresował się dzieckiem, ale…nie jednak nie.
Kąciki ust lokaja podniosły się lekko, jakby wpadł na dobry pomysł i rzekł.
- O tej porze Alucard się opiekuję Integrą.
- Alu…card?
- Tak. Mamy z nią wiele kłopotów. Dziewczynka ma temperament, ale co dziwne, gdy jest przy niej Alucard to jest grzeczna jak aniołek. Nie płacze, ani nie marudzi. Nawet, gdy po raz pierwszy gaworzyła to właśnie do niego. Chyba go bardzo polubiła.
Umysł mężczyzny, mimo że przytępiony alkoholem zapamiętał to wszystko. Ale niestety zrozumiał te informacje po swojemu. Tak jak po prostu było mu wygodnie.
Gdy zasypiał w swoim ubraniu, w jego głowie kołatało się jedno zdanie.
„TO lubi potwora”

***

Była godzina około 14.36. Pokojówka Ellie siedziała na podłodze i pochylała się nad leżącą na kocyku dziewczynką. Jedną dłonią łaskotała ją po brzuszku, a w drugiej trzymała grzechotkę. Dziecko co prawda bardziej było zainteresowane zabawką niż nią, ale kobiecie to nie przeszkadzało.
Służąca poczuła nagle, że ktoś za nią stoi. Obróciła się i zobaczyła swojego pracodawcę. Jego oczy zadawały się puste, ale dziewczyna i tak rozpromieniła się na jego widok.
- Och Panie Hellsing, nareszcie! Już Panu lepiej? Dobrze się Pan czuje?
- Czuję się…wyraźniej niż przez ostatnie miesiące. Mogę…pobyć sam z córką?
Ellie była zbyt prostoduszna i głupiutka, aby zimny ton głosu sir Arthura ją zaniepokoił. Nie mogła powstrzymać radości, że jej Pan w końcu spróbował przestać się izolować i przyszedł zobaczyć swoja córkę. Znów pochyliła się nad małą.
- Spójrz Integra! Twój tatuś do ciebie przyszedł. Nareszcie możecie się poznać! Nie będę wam przeszkadzać – w wesołych podskokach podbiegła do drzwi – Mają państwo siebie nawzajem, więc … wierzę że jeszcze stworzycie piękną i kochającą rodzinę – wyszła z pomieszczenia z wielkim uśmiechem. Dla niej wszystko się zaczęło układać.
Arthur stanął nad dzieckiem i przyjrzał się mu, po raz pierwszy od czterech miesięcy. Dziewczynka patrzyła na swojego ojca szeroko otwartymi oczami i im dłużej się przyglądała tym bardziej była niespokojna. W końcu wybuchnęła głośnym płaczem, nie mającym nic wspólnego z jej kaprysami.
- Więc to ty ją zabiłaś – Hellsing cofnął się kilka kroków i zdjął ze ściany szable, która mimo że wisiała tam dla ozdoby była jak najbardziej prawdziwa i ostra. Ostrożnie wyjął ostrze z pochwy – Odebrałaś mi ukochaną kobietę – Podniósł broń ponad głowę – Nie jesteś moim dzieckiem. Nie masz prawa żyć! – zamachnął się z całej siły.
Ostrze wbiło się…ale nie w ciałko dziecka.
Między Hellsingiem, a dziewczynką w jednej milisekundzie pojawił się Alucard, który przyjął na siebie cios. Miecz przyszył go na wylot, aż wampir musiał chwycić rękami za ostrze by nie przeszło dalej i nie dosięgnęło Integry. Końcówka miecza zwisała teraz kilka centymetrów nad jej główką. Krew Alucarda zaczęła kapać na jej malutki policzek. Niemowlę jeszcze nigdy tak głośno nie płakało.
- Co ty do diabła wyprawiasz Sługo?! – krzyknął Hellsing.
- O to samo… - wampir uniósł głowę, ukazując szkarłat swoich tęczówek, spod opadających, czarnych włosów. Nie miał okularów - …mogę zapytać Ciebie!
Alucard jednym szarpnięciem wyciągnął miecz ze swojego ciała, wyrwał go mężczyźnie i odrzucił z całej siły na bok, aby wolnymi rękami złapać za koszule Arthura.
- Co ty wyprawiasz człowieku?! Z mieczem na własnego potomka?!
- To nie moje dziecko! – wampir warknął z wściekłości i pchnął mężczyznę na ziemię. Pogarda mieszała mu się ze złością.
Rana w kilka sekund mu się zregenerowała. Alucard podniósł z kocyka dziecko i przycisnął je jedną ręką do swojej piersi. Dziewczynka wypuściła jeszcze kilka łez, aby po chwili uspokoić się, czując znajomą obecność.
W tym samym czasie do pokoju wpadł Walter, a za nim Mary i Ellie, zaalarmowani hałasem. Dziewczęta podniosły dłonie do ust, a lokaj wyglądał na wytrąconego z równowagi. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Zdenerwowany Arthur na ziemi, zakrwawiony miecz, Alucard uspokajający niemowlę, które miało czerwony od krwi policzek.
- Co tu się stało? – pytanie kamerdynera, co ciekawe było skierowane do Alucarda.
- Arthur chciał zabić swoją córkę.
- To nie jest moje dziecko! – wrzasnął ponownie mężczyzna i podniósł się z podłogi – Patrzcie na to, czy to nie ostateczny dowód?! TO lubi tego potwora! Jest szczęśliwe w ramionach monstrum!  To samo w sobie dowodzi, że jest pomiotem diabła! Najpierw zabiło Anne, a teraz…
- Milcz!!! – ryk Alucarda przerwał ten wywód szaleńca. Wszyscy dostali z przerażenia gęsiej skórki.
- Jak śmiesz tak… - Hellsing był najwyraźniej w szoku – Jesteś moim Sługą! Nie masz prawa tak do mnie…
- Nie! – wampir ponownie mu przerwał – Służę Arthurowi Hellsingowi. To ścierwo przede mną na pewno nim nie jest!
- Zawsze byłeś słaby Arthurze – Alucard mówił dalej po krótkiej przerwie – Widziałem tą słabość. Lecz ty odnalazłeś siłę, aby ją pokonać. Podziwiałem cię za to. Pokonałeś swe wady, aby być godnym nazwiska Hellsing. A teraz, gdy Anna zmarła przegrałeś sam ze sobą. Gorące uczucie, którym ją darzyłeś powinieneś był przenieść na córkę, ale twoja słabość wolała je przekształcić…w nienawiść – znów nastała cisza, lecz wampir jeszcze nie skończył – Nie mam najmniejszej ochoty ci służyć i temu czym teraz jesteś. Cuchniesz! Moja klątwa każe mi jednak być posłusznym temu rodowi, więc… - podniósł dziecko wyżej i zlizał swoją własną krew z jej policzka, swym długim, czerwonym językiem, po czym się uśmiechnął - …teraz ona jest moja Panią! Jest nią już teraz…
Służące już ledwo trzymały się na nogach, tak były przestraszone tą sytuacją. Walter był beznamiętny. Już czuł przez skórę co się święci.
- Dam ci teraz wybór Arturze – mężczyzna nie odrywał wzroku od wampira, słuchał go teraz uważnie – Twoja pierwsza możliwość: Nie wiem jak, ale wiem że jesteś w stanie powtórnie odnaleźć ową siłę, z której twój ród jest tak znany. Odnajdziesz ją i staniesz się dla Integry idealnym ojcem. Powtórnie zajmiesz się Organizacją i wychowasz tą małą na kobietę godną noszenia imienia Integra Hellsing. Jeśli jednak jest to już ponad twoje możliwości…jeśli nie potrafisz tego zrobić, bo twoja nienawiść do tego dziecka jest zbyt silna to…
Atmosfera w powietrzu była już tak gęsta, że można ją było ciąć nożem. Czerwone oczy wampira wpatrywały się w przekrwione i rozszerzone oczy Hellsinga z całkowitą powagą.
- …zabiorę ją stąd.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się jeszcze bardziej, choć wydawało się to już niemożliwe. Ellie nie wytrzymała i opadła na podłogę, a zdruzgotana Mary nie była w stanie jej utrzymać.
- Zabiorę Integre i odejdę. Nie będziesz musiał już nigdy więcej oglądać jej, ani mnie. Oczywiście nadal słuchałbym twoich poleceń dotyczących eksterminacji „śmieci”, ale dostawałbym je pośrednio, przez kogoś innego. Nadal służę tej Agencji mimo wszystko. Jeśli zniknąłby stąd obiekt twej nienawiści to jak sądzę wrócisz do dawnego siebie…no mniej więcej.
- Ciągle wyczuwam u ciebie alkohol, więc poczekam aż wytrzeźwiejesz całkowicie. Wtedy dasz mi odpowiedź – dodał na odchodne Alucard i obejmując 4-miesięczne dziecko obiema rękami wyszedł z pomieszczenia.

***

Alucard siedział na swoim krześle. Patrzył na śpiące w jego ramionach niemowlę i myślał. Dziewczynka oddychała spokojnie, a rączki trzymała skulone przy sobie.
Wampir podniósł głowę, gdy usłyszał kroki na korytarzu. Ktoś wyraźnie tu zmierzał.
„A więc już czas” – pomyślał Alucard akurat w chwili, kiedy Arthur Hellsing wszedł do komnaty. To był dawny Hellsing, a właściwie jego cień, któremu się udało na chwilę wyrwać z tej żałosnej skorupy.
- Zabierz ją stąd Alucardzie – rzekł zdecydowanie mężczyzna – Ze mną nie jest bezpieczna. Nie ręczę za siebie.
- A niby ze mną będzie bezpieczna? – pozwolił sobie na lekki uśmieszek, nie pozbawiony kpiny
- Wczoraj dowiodłeś, że owszem. Bardziej niż ze mną.
- Pozwolisz mi robić co zechcę? Bez kontroli? Wiesz, że jedyną osobą, która będzie mnie pilnować, będzie to dziecko?
- Nie mam wyboru. Pragnę zabić własną córkę, lecz część mnie chce też ją chronić. Żeby pogodzić obie te strony mogę jedynie oddać ją pod twoją opiekę. Z tobą będzie bezpieczna i … jednocześnie nie będzie.
- Dwie strony tej sytuacji jak i twojej natury w tej chwili…rozumiem.
Po tych słowach Arthur wyszedł. Alucard spojrzał na dziewczynkę, którą obudziła ta krótka wymiana zdań.
- Zostaliśmy sami my Master – mówił to z wyraźnym rozczarowaniem, ale gdyby ktoś się wsłuchał mógł usłyszeć tam nutę zadowolenia.

***

- Sir Hellsing pokryje wszelkie koszty wychowania jego córki. Mówiąc prościej, możesz wydawać pieniądze ile chcesz póki są na nią.
- Rozumiem.
Alucard szedł po schodach prowadzących na dach, a obok kroczył Walter i wyjaśniał mu sytuację i warunki jakie nakreślił sir Arthur Hellsing. Oprócz płaszcza miał swoje standardowe okulary oraz kapelusz.
- Jedyne na co możesz sam wydać te pieniądze to na krew. Załatwisz sobie z jakiegoś szpitala, to nie będzie dla ciebie problem. Nie wiem dokąd z nią jedziesz i masz mi nie mówić. Sir Hellsing nie chce mieć jakichkolwiek możliwości, aby dowiedzieć się, gdzie jest jego córka. Kiedy będziesz na miejscu musisz znaleźć sposób na pośredni kontakt między Tobą, a mną, abym mógł podawać ci cele i miejsca misji. Zrozumiałeś?
- Tak. Nawet już mam na to pomysł, ale załatwię to na miejscu.
Weszli obaj na dach posiadłości. Pierwsze co się rzucało w oczy to duży helikopter, w którym siedział wynajęty pilot. Wampir wiedział, że w pojeździe była już załadowana jego trumna oraz niezbędne rzeczy dla Integry np. rozłożona na części kołyska.
Kilka metrów przed helikopterem stały Mary i Ellie. Dziewczęta tuliły do siebie Integre w geście pożegnania. I to pełnego rozpaczy, bo czuły jakby oddawały to dziecko na pożarcie potworowi lub składają je w ofierze.
Alucard podszedł do nich i bez skrupułów odebrał im niemowlę, zwiększającym tym samym ich strach o los dziewczynki.
Tak jak się można było spodziewać, Arthura tu nie było. Nie chciał się żegnać, skoro się przecież nie przywitał.
- Alucardzie… - powiedział Walter, w momencie, którym wampir miał właśnie wsiąść do helikoptera. Za nim Mary i Ellie głośno szlochały.
-Tak? – potwór zerknął za siebie, na lokaja.
- Chroń ją proszę. Przed sobą również.
Alucard posłał mu jedynie ostre spojrzenie w odpowiedzi i rzucił krótkie.
- Żegnaj.
Wsiadł do helikoptera i kazał pilotowi lecieć w kierunku południowo-wschodnim. Maszyna z hałasem zaczęła unosić się w górę, a wampir usiadł na tylnym siedzeniu i otulił Integre swoim  płaszczem. Czekała ich kilkugodzinna podróż.
Gdy oddalali się od posiadłości, Alucard dojrzał jeszcze Arthura, patrzącego na nich z okna swojego gabinetu.

***

- Cóż…
Alucard siedział na zamkniętym wieku swojej trumny, a na wyciągniętych przed sobą rękach trzymał Integre, która wesoło gaworzyła. Dokoła nich nie było nic poza lasem. Znajdowali się na absolutnym bezludziu.
- …chyba nie przemyślałem tego do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz