Trwało to już
10 godzin. Anna Hellsing leżała wycieńczona na łóżku i próbowała wyrównać
oddech. Skurcze były tak bolesne, że już nie mogła wytrzymać. Czuła, że to nie
było normalne, to za wcześnie by czuła taki ból.
- Rozwarcie
wynosi już 10 cm. Proszę spróbować zacząć przeć.
Sir Arthur
Hellsing odetchnął na te słowa. Stał obok swojej żony i trzymał ją za rękę. Już
od dwóch godzin nalegał by lekarz zrobił cesarskie cięcie, lecz najwyraźniej
nie było ono potrzebne. Anna mogła urodzić naturalnie, ale uścisk jej dłoni był
niepokojąco słaby.
Kobieta
zacisnęła zęby i zaczęła krzyczeć z bólu. Dziecko zaraz miało przyjść na świat.
Nie byli w
szpitalu. Sir Hellsing wcześniej przygotował w swoim domu to pomieszczenie, aby
żona mogła odbyć poród tutaj, bez transportu. I tak źle znosiła ciąże, a co by
było po kilku godzinnej jeździe do szpitala. Wszystko było sterylne i
wyposażone jak trzeba. Może nawet lepiej niż na zwykłej porodówce. Stać go było
by zapewnić takie standardy.
W
pomieszczeniu byli jeszcze lekarz, którego sprowadził już dużo wcześniej i 2
położne. Służba czekała w drugim pokoju, martwiąc się o swoją panią.
Tyle, że w
pokoju był ktoś jeszcze…
W rogu sufitu
ruszał się mały cień. Wszyscy byli tak zajęci panią Hellsing, że nie było
możliwości, aby zauważyli go ani znajdującą się w nim pary czerwonych oczu,
które obserwowały każdy ich ruch. Ich właściciel, mimo że nie wolno mu było
uczestniczyć przy porodzie, chciał to zobaczyć. To i dla niego był ważny dzień.
Dziś miał się urodzić jego nowy Pan. A nie dostał wyraźnego rozkazu, więc
patrzył na wszystko z dystansu.
- Bardzo
dobrze pani Hellsing. Proszę nie przestawać, widać już główkę – po słowach
położnej Anna krzyknęła jeszcze głośniej.
Czerwone oczy
zwęziły się nieznacznie. Coś było nie tak. Wampir wyczuwał krew, zbyt dużo krwi
niż powinno być…
Oprócz głosu
Anny, pojawił się nagle nowy. Był to płacz małego niemowlęcia. Kobieta
westchnęła głośno, gdy jej wysiłki się zakończyły.
Lekarz nie
zwlekając, zbadał dziecko, a chwilę później jedna z położnych wzięła je by je
umyć i zawinąć w kocyk.
- To
chłopiec, czy dziewczynka? – spytał sir Hellsing, głaszcząc swoją żonę po
głowie.
- Zdrowa
dziewczynka, proszę pana – powiedział dr Drake.
-
Dziewczynka? – w głosie mężczyzny dało się słyszeć zaskoczenie, lecz potem od
razu się uśmiechnął – Słyszysz kochanie, mamy córkę.
- Chcę…chcę
ją zobaczyć – wyjąkała słabo Anna.
- Proszę
bardzo – położna podała jej niemowlę, zawinięte w różowy kocyk. Kobieta
spojrzała na nie z uwielbieniem.
Lekarz nie
miał jednak zadowolonej miny.
- Mogliby
państwo wyjść? – spytał Arthur, a doktor z położnymi posłuchali jego prośby dość
niechętnie. W pomieszczeniu zostali jedynie państwo Hellsing oraz niewidoczny
dla nich cień.
- Możemy ją
nazwać…Integra? – spytała drżącym głosem Anna. Położyła dziecko obok siebie,
ponieważ nie miała siły by nawet je trzymać.
- Jak tylko
sobie życzysz. Kochanie wszystko w porządku? – mężczyzna zaniepokoił się stanem
żony, która pomimo końca porodu wciąż ciężko oddychała.
- Nie… -
ciężko jej było mówić. Było coraz słabsza – Wciąż…mnie boli.
- Zawołam
doktora! – Arthur zerwał się by ściągnąć tu z powrotem dr Drake’a.
- To nic nie
da! – na dźwięk tego głosu Hellsing się zatrzymał. W końcu zauważył ów cień,
który właśnie się przed nim zmaterializował.
Jego Sługa,
wampir Alucard stanął przed nim w swoim zwykłym czerwonym płaszczu i
przeciwsłonecznych okularach. Nie miał jednak swego maniakalnego uśmiechu.
Wyglądał bardzo poważnie.
- Kto ci
pozwolił się tu zjawić?!...O czym ty mówisz?
- Czuje krew…
- podniósł rękę i wskazał na Anne. Sir Hellsing spojrzał na żonę i poczuł jak
coś go paraliżuje ze zgrozy. Krwi, która pojawiła się podczas porodu wciąż
przybywało. Spod koszuli nocnej kobiety czerwona kałuża powiększała się coraz
bardziej.
- To krwotok
– mówił dalej wampir – Nic się już nie da zrobić. Ona umiera…
- Nie… -
Arthur przecząco pokręcił głową – Nie! To niemożliwe! – krzyknął w panice i
podbiegł do łóżka żony. Miała zamknięte oczy – Nie! Nie możesz mnie opuścić!
Alucard
patrzył beznamiętnie na rozpacz swego pana, który począł ją głaskać po głowie,
lekko potrząsać…i nic. Wampir nie słyszał już nawet bicia serca Anny. Już
odeszła.
Hellsing padł
na kolana i zaczął głośno szlochać. Powtarzał bezmyślnie imię swojej ukochanej
żony, jakby wierząc że ją tym przywróci do życia. Jego rozpacz długo trwała, aż
w końcu podniósł się z ziemi. Jego łzy nie przestały lecieć, lecz jego oczy
były pozbawione wyrazu, beznamiętne. Zataczając się wyszedł z pokoju, drugimi
drzwiami, które prowadziły do jego gabinetu.
Potwór został
sam z ciałem i … z dzieckiem. Dziewczynka ciągle leżała przy swojej matce.
Wampir podszedł do łóżka zmarłej i wziął dziecko na ręce. Nie wiadomo było,
kiedy by ktoś po nią przyszedł, a mogła niechcący spaść na podłogę, gdyby się
poruszyła.
Alucard
przyjrzał się niemowlęciu. Noworodek był czerwony i pomarszczony. Na jego
główce było trochę blond włosków. Spała cichutko, nie mając pojęcia jaka
tragedia ją właśnie spotkała. Tak niewiele jest na świecie, a już straciła
rodzica.
- Integra… -
wampir wymówił jej imię cicho, sprawdzając jak ono brzmi – Czyli ty będziesz
moją Panią. Nigdy nie służyłem kobiecie. Ciekawie… - pomyślał na głos i wyszedł
z pomieszczenia.
Na korytarzu wraz
z dr Drake’iem i położnymi stał Walter i 2 pokojówki, Mary i Ellie. One oraz
lokaj spojrzeli na niego przerażone. Wiedziały czym jest, wszyscy w domu
wiedzieli. Przestraszyli się tym, że pojawił się znikąd i niósł niemowlę w
ramionach. Jedynie lekarze spojrzeli na niego bez strachu, lecz ze zdziwieniem.
- A pan kim…
- zaczęła jedna z położnych, ale Alucard odpowiedział zanim zdążyła dokończyć.
- Jestem ze
służby, wszedłem tam drugim wejściem. Anna Hellsing zmarła, a mój Pan nie jest
teraz w stanie zająć się córką – powiedział to wszystko tonem pozbawionym
emocji. Nie udawał, ta sytuacja ani trochę na niego nie zadziałała.
- Boże… -
westchną lekarz, łapiąc się za głowę – Tak czułem, poród przebiegał dla niej
zbyt boleśnie od początku. Lecz jeśli nastąpił krwotok, jak podejrzewam to i
tak nie mógłbym nic dla niej zrobić. Takie przypadki są bardzo rzadkie, ale gdy
nastąpią nie można już zapobiec najgorszemu.
Dr Drake
najwyraźniej próbował się jakoś wytłumaczyć, podczas gdy Mary i Ellie
wypłakiwały sobie oczy. Walter wyglądał ponuro, ale zachował spokój.
- Doktorze –
lokaj zwrócił się do lekarza – Mój Pan nie nadaje się pewnie teraz do rozmowy,
a już na pewno do załatwiania formalności. Chodźmy tam i zajmijmy się … ciałem.
A wy… - spojrzał na pokojówki, które teraz chyba do niczego się nie nadawały -
…idźcie do swoich pokoi. Uspokójcie się, niedługo będziecie mi potrzebne –
następnie zawahał się, lecz dodał – Alucardzie zajmij się dzieckiem. Za chwile
cię zastąpię.
Wampir bez
słowa minął ich i ruszył ku schodom. Na piętrze skierował się do trzeciego
pokoju od prawej strony korytarza. Tam był urządzony pokój dziecinny.
Położył
niemowlę w kołysce, ale wówczas mała otworzyła oczka. Były niebieskie. Jej mama
także miała niebieskie oczy, lecz doskonały wzrok wampira wychwycił subtelne
różnice w barwie.
- Masz oczy
po dziadku – znów pomyślał na głos, wyraźnie zadowolony. Uśmiechnął się,
nienaturalnie szeroko – Dobry znak.
Niemowlę
wyraziło sprzeciw, że nie jest już noszone na rękach, zanosząc się płaczem.
Ucichła, gdy Alucard z powrotem ją podniósł. Znów była spokojna.
Wampir nie
bardzo wiedział co ma robić. Był potworem, które służyło tutaj jedynie do
wykonywania brudnej roboty w postaci zabijania innych wampirów, a nie do
opiekowania się dziećmi. Tylko, że teraz nie miał kto inny się nią zająć.
Usiadł więc na parapecie przy oknie i obserwował jak niebo zmienia barwę,
podczas wschodu słońca. Dziewczynka dotrzymywała mu towarzystwa.
Niecałe 30
min później w pokoju pojawił się Walter. W ręku miał przygotowaną butelkę z
mlekiem dla niemowlęcia.
- Jak
sytuacja? – spytał Alucard, podając mu dziecko.
- Sir Hellsing
zamknął się w gabinecie i nie chce nikogo widzieć. Personel medyczny odjechał i
zabrał ze sobą ciało. Służba zaraz weźmie się za sprzątanie sali – mówiąc to
próbował nakarmić dziewczynkę, ale ona znowu zaczęła płakać. Wampir westchnął i
ze zrezygnowaniem powiedział.
- Daj mi ją,
ja spróbuję – widząc kolejne wahanie u lokaja dodał – No przecież nic jej nie
zrobię. Chociaż ty powinieneś to wiedzieć.
Kamerdyner
oddał mu niemowlę, które natychmiast przestało krzyczeć, kiedy znalazło się na
dobrze znanych jej rękach. Gdy Alucard podał jej butelkę ochoczo zaczęła pić.
Wampir nie wiedział, czy czuje się teraz zaszczycony czy poniżony tą
czynnością.
- U ciebie
jest wyraźnie spokojniejsza – zauważył Walter.
- Bo niańczę
ją niemal odkąd się urodziła. Nic dziwnego.
- Jak, to
znaczy…Zdążyli ją nazwać?
- Tak –
odrzekł Alucard, podając mu pustą już butelkę – Integra. Anna wybrała to imię.
- Hmm… Integra
to silne imię. Nieodpowiednie dla dziecka, ale dla dorosłego.
Niemowlę
ziewnęło i ponownie odpłynęło w sen. Tym razem, gdy Alucard ułożył ją w
kołysce, dziewczynka nie obudziła się.
- Pora teraz
na mój odpoczynek – powiedział – Zaraz będzie ranek – Ruszył w stronę ściany, ale
zanim przez nią przeniknął, zdążył usłyszeć wypowiedziane szeptem słowa lokaja.
- Nie
spodziewałbym się, że się nią zajmiesz.
Nic na to nie
odpowiedział.
***
Alucard
wybudził się dokładnie o zachodzie słońca. Otworzył swoją trumnę i pierwsze co
zdołał usłyszeć to płacz i krzyki dziecka. Integra znowu płacze? Niezłe z niej
ziółko.
Zwykle nie
opuszczał piwnicy bez wyraźnego rozkazu, spędzał w niej wszystkie noce, a dnie
przesypiał, bo i tak nie było nic innego do roboty. Ale tym razem coś było.
Wyszedł z
trumny i podążył za swoim słuchem. Znalazł Integre w jednym z pokoi, służącymi
za salon i pokoje, w których przyjmowano gości. Niemowlę trzymała Mary, chodząc
w kółko po pokoju i delikatnie potrząsając ramionami, aby uspokoić dziewczynkę.
- Ona tak nie
lubi. Dlatego płacze – pokojówka aż podskoczyła na widok wampira – Trzeba ją
trzymać spokojnie, bez ruchu – wyciągnął ręce, oczekując, że dziewczyna odda mu
dziecko. Nie zrobiła tego jednak. Otoczyła Integre ramionami jeszcze mocniej,
jakby chcąc ją chronić. Alucard nie zdążył okazać swojego zdenerwowania, bo
przerwało im pojawienie się Waltera.
- Bez obaw,
Mary – powiedział w stronę służącej – Możesz mu oddać Integre.
Pokojówka nie
miała zaufania do wampira, ale do kamerdynera już owszem, więc podała mu
dziecko. Z niechęcią, ale i tak.
I
rzeczywiście, po kilku chwilach leżenia w twardych, zimnych ramionach, niemowlę
stało się grzeczne i cichutkie.
- A nie
mówiłem – powiedział wampir uśmiechając się złośliwie, na co dziewczyna tylko
prychnęła i wyszła z pomieszczenia, chcąc być jak najdalej od potwora – Nie
mów, że była taka cały dzień.
- A była,
była. Mała ma charakterek. Nie dawała nam wytchnienia, ledwo mi się udało
załatwić wszystkie formalności pogrzebowe – smutku nie było po nim widać, kiedy
to mówił. Był perfekcyjnym lokajem, nie okazującym emocji, gdy jest w pracy.
- A Master? – Alucard wziął głęboki wdech,
choć wcale nie musiał. Wyczuł w powietrzu zapach alkoholu – On pije?
- Tak. Udało
mi się z nim porozmawiać, a właściwie to próbowałem z nim rozmawiać. Otworzył
barek i jest w trakcie kończenia drugiej butelki…zaznaczam, że dziś.
Alucard dalej
marszczył nos, próbując rozpoznać inny zapach, także pochodzący z gabinetu
swojego pana. Zrobił kilka kroków, przybliżając się do wyjścia, ale zapach się
nie zmienił. Tak znajomy, a jednocześnie inny. Wampir poczuł jak znów rośnie w
nim gniew.
- Mówił coś?
– zapytał Waltera. Nie doczekawszy się odpowiedzi, sprecyzował – O swoim
dziecku?
- Tak – lokaj
westchnął i kontynuował – Spytałem go, czy chce zobaczyć swoje dziecko. Odparł,
że nie chce patrzeć na to coś, co zabiło jego żonę.
Alucard
zacisnął zęby ze złości. Dobrze wyczuł, że woń krwi Arthura się zmieniła.
Zwykle to zapach krwi mówił mu najwięcej o charakterze człowieka. Im osoba jest
miała więcej szlachetnych cech, była niewinna i dobra, tym krew miała piękniejszy
zapach. Kiedy krew zmieniła zapach, to znaczyło, że człowiek się zmienił lub
potężnie zawładnęły nim jakieś emocje.
Krew Arthura
pachniała teraz trochę jak kwas…
- On się
szybko z tego nie otrząśnie, jeśli w ogóle… - wampir nie dokończył. Nie ukrywał,
że coś go rozzłościło – Chyba będziesz musiał na jakiś czas przejąć zarządzanie
agencją, shinigami.
- Też tak
sądzę – Walter nawet nie drgnął widząc, czerwone ślepia błyszczące tłumionym
gniewem. Wiedział wobec kogo jest on skierowany. Sam również był rozczarowany
postawą swojego Pana.
- Od teraz to
ja będę się zajmował Integrą wieczorami – ogłosił wampir, wychodząc z pokoju.
Zatrzymał się na moment, aby zerknąć do tyłu, na Waltera – Jakieś obiekcje?
Nie dostał
odpowiedzi, więc uznał to za zgodę. Tym razem nie zabrał dziecka do jej pokoju,
tylko do siebie, do swoich piwnic. Rozsiadł się tam na swoim krześle.
Dziewczynka
nie była już tak spuchnięta i czerwona jak wczoraj. Za to na jej twarzyczce
pojawił się trądzik poporodowy. Przyglądała się mu swoimi przymrużonymi,
błękitnymi oczkami.
Ciekawe
dlaczego tylko u niego była taka wyciszona? Może wyczuwała instynktownie, że
osoba, która ją trzyma należy do niej, a raczej będzie należeć. Kto wie…Nie
będzie zgadywał.
- Nazwał cię
„czymś co zabiło jego żonę” – powiedział, nie spuszczając wzroku z dziecka –
Mój Pan by tak nie powiedział.
***
Od tamtego
dnia minęły 4 miesiące, a sytuacja w posiadłości Hellsing była coraz gorsza.
Sir Arthur
Hellsing nie otrząsnął się i nie wrócił do siebie. Wręcz przeciwnie, staczał
się w szybkim tempie. Zamykał się w swoim gabinecie lub sypialni z butelką
jakiegoś drogiego alkoholu i nie wychodził przez całe dnie.
Coraz mocniej
było widać również jego rosnącą nienawiść do swojej córki. Wyraźnie odcinał się
od niej i winił za śmierć Anny. Każdy ze służby próbował zmienić jego
nastawienie, gdy przynosili mu jedzenie, lecz bez skutku. Mężczyzna krzyczał,
że to nie jego córka i nie chce nic słyszeć o tej morderczyni.
Dowodzenie
Organizacją Hellsing przejął Walter. Były to najczęściej sprawy papierkowe.
Ataki wampirów były w tych czasach sporadyczne.
Nad Integrą
opiekę sprawowała służba. W dzień dziecko wykańczało wszystkich swoimi wrzaskami.
Ciężko było ją uspokoić. Zawsze wieczorem, gdy opiekę przejmował Alucard,
pokojówki były ledwo żywe ze zmęczenia. Mała Integra dawała im popalić.
Alucard nie
miał tego problemu. Służba nawet zaczęła się zastanawiać, czy wampir używa na
małej jakieś wampirzej hipnozy. Ale to były jedynie domysły, zresztą
nieprawdziwe.
Sam Alucard,
opiekując się dziewczynką, starał się stłumić swoją złość na swojego Mistrza.
Zapach jego krwi nie wrócił do poprzedniego stanu i stawał się coraz bardziej
obrzydliwy. Potwór był zły, przede wszystkim dlatego, że to nie takiemu
człowiekowi zwykł służyć.
Jego pierwszy
Pan, Abraham był niesamowitym śmiertelnikiem, nawet w jego oczach. Był na tyle
silny, że zdołał pokonać Dracule i sprawić by stał się jego Sługą. I choć
profesor nienawidził go do końca swojego
życia, to zawsze go respektował. Szanował jego moc i ją wykorzystywał do walki
z nieśmiertelnymi.
Hrabia
obawiał się wpierw, że synowie takiego człowieka, będą jego absolutnym
przeciwieństwem. I choć krew Richarda, młodszego syna, cuchnęła już odkąd
chłopak skończył 8 lat to Arthur go nie zawiódł.
Arthur, tak
jak jego ojciec, szanował jego moc i nadał mu nowe imię, gdy tylko przejął nad
nim władzę. Jednakże jego nastawienie się zmieniło jakieś 33 lata temu po misji
w Warszawie. Wówczas jego Pan zaczął się go obawiać. Ujrzał pełnię jego potęgi
i zrozumiał, że nie może postępować jak ojciec i postanowił nałożyć na Alucarda
całkowitą kontrolę. Wiedział jakie wampir stanowił niebezpieczeństwo, a także
sama władza nad nim. Zakazywał mu wychodzić z piwnic, chyba że na wyraźny rozkaz.
Nawet na misje wysyłał go sporadycznie, najczęściej na te najtrudniejsze.
Czasem zastanawiał się, czy nie zamknąć Alucarda na zawsze.
A teraz co?
Od 4 miesięcy
pozwalał mu robić co chciał. Nie przejmował się, że potwór, którego tak się
obawiał, chodzi sobie po posiadłości i zajmuje się jego dzieckiem. Zamiast tego
wolał się opijać.
Słabość…to
była ta słabość jaką zwykle posiadają dzieci wielkich ludzi. Arthur w młodości
był lekkim hulaką, ale wyszedł na prostą drogę. Prowadził Hellsing twarda ręką,
a jego kontrola i władza nad Alucardem była absolutna.
Teraz, gdy
stracił ukochaną, wszystko co było w nim złe i słabe wyszło na wierzch i
przejęło go całkowicie. Przypominał bardziej swojego brata niż siebie. Stracił
swoją siłę ducha, którą Alucard tak podziwiał w tym rodzie.
Lecz czy to
było nieodwracalne…? Może jest jakiś sposób…?
***
Któregoś dnia,
Walter po raz setny pomagał swojemu panu, który jak zwykle był w nietrzeźwym
stanie, przenieść się do jego sypialni, gdzie miał zasnąć by następnego dnia
obudzić się na kacu. O tej porze dnia Hellsing nie mógł sam utrzymać się na
nogach.
Dziś jednak,
uwagę Arthura przyciągnęły jego pokojówki, które minęły ich ze zmartwionymi
minami. Kierowały się do swoich pokoi na spoczynek.
- Gdzie…gdzie
jest TO? – dziecka nie było ze służbą, a więc gdzie?
Walter
pomyślał przez chwile, że może być to dobry znak, że sir Hellsing w końcu
zainteresował się dzieckiem, ale…nie jednak nie.
Kąciki ust
lokaja podniosły się lekko, jakby wpadł na dobry pomysł i rzekł.
- O tej porze
Alucard się opiekuję Integrą.
- Alu…card?
- Tak. Mamy z
nią wiele kłopotów. Dziewczynka ma temperament, ale co dziwne, gdy jest przy
niej Alucard to jest grzeczna jak aniołek. Nie płacze, ani nie marudzi. Nawet,
gdy po raz pierwszy gaworzyła to właśnie do niego. Chyba go bardzo polubiła.
Umysł
mężczyzny, mimo że przytępiony alkoholem zapamiętał to wszystko. Ale niestety
zrozumiał te informacje po swojemu. Tak jak po prostu było mu wygodnie.
Gdy zasypiał
w swoim ubraniu, w jego głowie kołatało się jedno zdanie.
„TO lubi
potwora”
***
Była godzina
około 14.36. Pokojówka Ellie siedziała na podłodze i pochylała się nad leżącą
na kocyku dziewczynką. Jedną dłonią łaskotała ją po brzuszku, a w drugiej
trzymała grzechotkę. Dziecko co prawda bardziej było zainteresowane zabawką niż
nią, ale kobiecie to nie przeszkadzało.
Służąca
poczuła nagle, że ktoś za nią stoi. Obróciła się i zobaczyła swojego
pracodawcę. Jego oczy zadawały się puste, ale dziewczyna i tak rozpromieniła
się na jego widok.
- Och Panie
Hellsing, nareszcie! Już Panu lepiej? Dobrze się Pan czuje?
- Czuję
się…wyraźniej niż przez ostatnie miesiące. Mogę…pobyć sam z córką?
Ellie była
zbyt prostoduszna i głupiutka, aby zimny ton głosu sir Arthura ją zaniepokoił.
Nie mogła powstrzymać radości, że jej Pan w końcu spróbował przestać się
izolować i przyszedł zobaczyć swoja córkę. Znów pochyliła się nad małą.
- Spójrz
Integra! Twój tatuś do ciebie przyszedł. Nareszcie możecie się poznać! Nie będę
wam przeszkadzać – w wesołych podskokach podbiegła do drzwi – Mają państwo
siebie nawzajem, więc … wierzę że jeszcze stworzycie piękną i kochającą rodzinę
– wyszła z pomieszczenia z wielkim uśmiechem. Dla niej wszystko się zaczęło
układać.
Arthur stanął
nad dzieckiem i przyjrzał się mu, po raz pierwszy od czterech miesięcy.
Dziewczynka patrzyła na swojego ojca szeroko otwartymi oczami i im dłużej się
przyglądała tym bardziej była niespokojna. W końcu wybuchnęła głośnym płaczem,
nie mającym nic wspólnego z jej kaprysami.
- Więc to ty
ją zabiłaś – Hellsing cofnął się kilka kroków i zdjął ze ściany szable, która
mimo że wisiała tam dla ozdoby była jak najbardziej prawdziwa i ostra.
Ostrożnie wyjął ostrze z pochwy – Odebrałaś mi ukochaną kobietę – Podniósł broń
ponad głowę – Nie jesteś moim dzieckiem. Nie masz prawa żyć! – zamachnął się z
całej siły.
Ostrze wbiło
się…ale nie w ciałko dziecka.
Między
Hellsingiem, a dziewczynką w jednej milisekundzie pojawił się Alucard, który
przyjął na siebie cios. Miecz przyszył go na wylot, aż wampir musiał chwycić
rękami za ostrze by nie przeszło dalej i nie dosięgnęło Integry. Końcówka
miecza zwisała teraz kilka centymetrów nad jej główką. Krew Alucarda zaczęła
kapać na jej malutki policzek. Niemowlę jeszcze nigdy tak głośno nie płakało.
- Co ty do
diabła wyprawiasz Sługo?! – krzyknął Hellsing.
- O to samo…
- wampir uniósł głowę, ukazując szkarłat swoich tęczówek, spod opadających,
czarnych włosów. Nie miał okularów - …mogę zapytać Ciebie!
Alucard
jednym szarpnięciem wyciągnął miecz ze swojego ciała, wyrwał go mężczyźnie i
odrzucił z całej siły na bok, aby wolnymi rękami złapać za koszule Arthura.
- Co ty
wyprawiasz człowieku?! Z mieczem na własnego potomka?!
- To nie moje
dziecko! – wampir warknął z wściekłości i pchnął mężczyznę na ziemię. Pogarda
mieszała mu się ze złością.
Rana w kilka
sekund mu się zregenerowała. Alucard podniósł z kocyka dziecko i przycisnął je
jedną ręką do swojej piersi. Dziewczynka wypuściła jeszcze kilka łez, aby po
chwili uspokoić się, czując znajomą obecność.
W tym samym
czasie do pokoju wpadł Walter, a za nim Mary i Ellie, zaalarmowani hałasem. Dziewczęta
podniosły dłonie do ust, a lokaj wyglądał na wytrąconego z równowagi. Sytuacja
nie wyglądała dobrze. Zdenerwowany Arthur na ziemi, zakrwawiony miecz, Alucard
uspokajający niemowlę, które miało czerwony od krwi policzek.
- Co tu się
stało? – pytanie kamerdynera, co ciekawe było skierowane do Alucarda.
- Arthur
chciał zabić swoją córkę.
- To nie jest
moje dziecko! – wrzasnął ponownie mężczyzna i podniósł się z podłogi – Patrzcie
na to, czy to nie ostateczny dowód?! TO lubi tego potwora! Jest szczęśliwe w
ramionach monstrum! To samo w sobie
dowodzi, że jest pomiotem diabła! Najpierw zabiło Anne, a teraz…
- Milcz!!! –
ryk Alucarda przerwał ten wywód szaleńca. Wszyscy dostali z przerażenia gęsiej
skórki.
- Jak śmiesz
tak… - Hellsing był najwyraźniej w szoku – Jesteś moim Sługą! Nie masz prawa
tak do mnie…
- Nie! –
wampir ponownie mu przerwał – Służę Arthurowi Hellsingowi. To ścierwo przede
mną na pewno nim nie jest!
- Zawsze
byłeś słaby Arthurze – Alucard mówił dalej po krótkiej przerwie – Widziałem tą
słabość. Lecz ty odnalazłeś siłę, aby ją pokonać. Podziwiałem cię za to.
Pokonałeś swe wady, aby być godnym nazwiska Hellsing. A teraz, gdy Anna zmarła
przegrałeś sam ze sobą. Gorące uczucie, którym ją darzyłeś powinieneś był
przenieść na córkę, ale twoja słabość wolała je przekształcić…w nienawiść –
znów nastała cisza, lecz wampir jeszcze nie skończył – Nie mam najmniejszej
ochoty ci służyć i temu czym teraz jesteś. Cuchniesz! Moja klątwa każe mi
jednak być posłusznym temu rodowi, więc… - podniósł dziecko wyżej i zlizał
swoją własną krew z jej policzka, swym długim, czerwonym językiem, po czym się
uśmiechnął - …teraz ona jest moja Panią! Jest nią już teraz…
Służące już
ledwo trzymały się na nogach, tak były przestraszone tą sytuacją. Walter był
beznamiętny. Już czuł przez skórę co się święci.
- Dam ci
teraz wybór Arturze – mężczyzna nie odrywał wzroku od wampira, słuchał go teraz
uważnie – Twoja pierwsza możliwość: Nie wiem jak, ale wiem że jesteś w stanie
powtórnie odnaleźć ową siłę, z której twój ród jest tak znany. Odnajdziesz ją i
staniesz się dla Integry idealnym ojcem. Powtórnie zajmiesz się Organizacją i
wychowasz tą małą na kobietę godną noszenia imienia Integra Hellsing. Jeśli
jednak jest to już ponad twoje możliwości…jeśli nie potrafisz tego zrobić, bo
twoja nienawiść do tego dziecka jest zbyt silna to…
Atmosfera w
powietrzu była już tak gęsta, że można ją było ciąć nożem. Czerwone oczy
wampira wpatrywały się w przekrwione i rozszerzone oczy Hellsinga z całkowitą
powagą.
- …zabiorę ją
stąd.
Oczy mężczyzny
rozszerzyły się jeszcze bardziej, choć wydawało się to już niemożliwe. Ellie
nie wytrzymała i opadła na podłogę, a zdruzgotana Mary nie była w stanie jej
utrzymać.
- Zabiorę
Integre i odejdę. Nie będziesz musiał już nigdy więcej oglądać jej, ani mnie.
Oczywiście nadal słuchałbym twoich poleceń dotyczących eksterminacji „śmieci”,
ale dostawałbym je pośrednio, przez kogoś innego. Nadal służę tej Agencji mimo
wszystko. Jeśli zniknąłby stąd obiekt twej nienawiści to jak sądzę wrócisz do
dawnego siebie…no mniej więcej.
- Ciągle
wyczuwam u ciebie alkohol, więc poczekam aż wytrzeźwiejesz całkowicie. Wtedy
dasz mi odpowiedź – dodał na odchodne Alucard i obejmując 4-miesięczne dziecko
obiema rękami wyszedł z pomieszczenia.
***
Alucard
siedział na swoim krześle. Patrzył na śpiące w jego ramionach niemowlę i
myślał. Dziewczynka oddychała spokojnie, a rączki trzymała skulone przy sobie.
Wampir
podniósł głowę, gdy usłyszał kroki na korytarzu. Ktoś wyraźnie tu zmierzał.
„A więc już
czas” – pomyślał Alucard akurat w chwili, kiedy Arthur Hellsing wszedł do komnaty.
To był dawny Hellsing, a właściwie jego cień, któremu się udało na chwilę
wyrwać z tej żałosnej skorupy.
- Zabierz ją
stąd Alucardzie – rzekł zdecydowanie mężczyzna – Ze mną nie jest bezpieczna. Nie
ręczę za siebie.
- A niby ze
mną będzie bezpieczna? – pozwolił sobie na lekki uśmieszek, nie pozbawiony
kpiny
- Wczoraj
dowiodłeś, że owszem. Bardziej niż ze mną.
- Pozwolisz
mi robić co zechcę? Bez kontroli? Wiesz, że jedyną osobą, która będzie mnie pilnować,
będzie to dziecko?
- Nie mam
wyboru. Pragnę zabić własną córkę, lecz część mnie chce też ją chronić. Żeby
pogodzić obie te strony mogę jedynie oddać ją pod twoją opiekę. Z tobą będzie
bezpieczna i … jednocześnie nie będzie.
- Dwie strony
tej sytuacji jak i twojej natury w tej chwili…rozumiem.
Po tych
słowach Arthur wyszedł. Alucard spojrzał na dziewczynkę, którą obudziła ta
krótka wymiana zdań.
- Zostaliśmy
sami my Master – mówił to z wyraźnym
rozczarowaniem, ale gdyby ktoś się wsłuchał mógł usłyszeć tam nutę zadowolenia.
***
- Sir
Hellsing pokryje wszelkie koszty wychowania jego córki. Mówiąc prościej, możesz
wydawać pieniądze ile chcesz póki są na nią.
- Rozumiem.
Alucard szedł
po schodach prowadzących na dach, a obok kroczył Walter i wyjaśniał mu sytuację
i warunki jakie nakreślił sir Arthur Hellsing. Oprócz płaszcza miał swoje
standardowe okulary oraz kapelusz.
- Jedyne na
co możesz sam wydać te pieniądze to na krew. Załatwisz sobie z jakiegoś
szpitala, to nie będzie dla ciebie problem. Nie wiem dokąd z nią jedziesz i
masz mi nie mówić. Sir Hellsing nie chce mieć jakichkolwiek możliwości, aby
dowiedzieć się, gdzie jest jego córka. Kiedy będziesz na miejscu musisz znaleźć
sposób na pośredni kontakt między Tobą, a mną, abym mógł podawać ci cele i
miejsca misji. Zrozumiałeś?
- Tak. Nawet
już mam na to pomysł, ale załatwię to na miejscu.
Weszli obaj
na dach posiadłości. Pierwsze co się rzucało w oczy to duży helikopter, w którym
siedział wynajęty pilot. Wampir wiedział, że w pojeździe była już załadowana
jego trumna oraz niezbędne rzeczy dla Integry np. rozłożona na części kołyska.
Kilka metrów
przed helikopterem stały Mary i Ellie. Dziewczęta tuliły do siebie Integre w
geście pożegnania. I to pełnego rozpaczy, bo czuły jakby oddawały to dziecko na
pożarcie potworowi lub składają je w ofierze.
Alucard
podszedł do nich i bez skrupułów odebrał im niemowlę, zwiększającym tym samym
ich strach o los dziewczynki.
Tak jak się
można było spodziewać, Arthura tu nie było. Nie chciał się żegnać, skoro się
przecież nie przywitał.
- Alucardzie…
- powiedział Walter, w momencie, którym wampir miał właśnie wsiąść do
helikoptera. Za nim Mary i Ellie głośno szlochały.
-Tak? –
potwór zerknął za siebie, na lokaja.
- Chroń ją
proszę. Przed sobą również.
Alucard posłał
mu jedynie ostre spojrzenie w odpowiedzi i rzucił krótkie.
- Żegnaj.
Wsiadł do
helikoptera i kazał pilotowi lecieć w kierunku południowo-wschodnim. Maszyna z
hałasem zaczęła unosić się w górę, a wampir usiadł na tylnym siedzeniu i otulił
Integre swoim płaszczem. Czekała ich
kilkugodzinna podróż.
Gdy oddalali
się od posiadłości, Alucard dojrzał jeszcze Arthura, patrzącego na nich z okna
swojego gabinetu.
***
- Cóż…
Alucard
siedział na zamkniętym wieku swojej trumny, a na wyciągniętych przed sobą
rękach trzymał Integre, która wesoło gaworzyła. Dokoła nich nie było nic poza
lasem. Znajdowali się na absolutnym bezludziu.
- …chyba nie
przemyślałem tego do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz