piątek, 24 listopada 2017

Między wierszami - Rozdział 3



Słońce zaczęło właśnie chylić się ku zachodowi. Dzisiejsze, ostatnie jego promienie padały właśnie na biurko Integry i na rozłożone na nim papiery. Dziewczynka przerwała pracę na zaledwie kilka sekund, aby odwrócić się do tyłu i zerknąć na owo zjawisko. Uśmiechnęła się w duchu. Nadchodził wieczór, niedługo Alucard się wybudzi. Dziś jeszcze ani razu go nie widziała.
Po tej myśli powróciła do zaniechanej czynności. Wiedziała, że im bardziej się skupi na pracy, tym czas szybciej jej minie. Była w wyjątkowo dobrym nastroju. Jej korepetycje niespodziewanie się dziś skróciły (sprawa prywatna nauczyciela), więc może po skończeniu analizowania tych dokumentów, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, będzie miała trochę czasu wolnego.
Już w głowie, w podświadomości układała mały plan. Ostatnimi czasy Alucard, z braku zajęć dla siebie, uczył ją strzelać. Stawiał trochę zbyt wysokie wymagania, jakie zwykły śmiertelnik nigdy by jej nie postawił. Ale jej to właśnie pasowało. Dzięki temu robiła szybkie postępy, a poza tym wampir nigdy nie traktował jej przy tym lekceważąco. Mogliby właśnie dziś iść trochę poćwiczyć, dlaczego by nie? Była w tym naprawdę coraz lepsza i czerpała pewną satysfakcje dzięki tym treningom. Tej nocy mogli by to robić trochę dłużej…
Te coraz bardziej podekscytowane myśli, zostały jednak bardzo nagle przerwane. Integra raptownie wyprostowała się w swoim, wciąż nieco za dużym dla niej, fotelu i jeszcze raz przeczytała trzymaną w dłoni kartkę papieru. I kolejny raz.
Powód, dla którego tak skupiła się na owym dokumencie, nie było wbrew pozorom opisane na nim jakieś nadnaturalne zdarzenie, wręcz przeciwnie. Zwykłe przypadki zaginięć, które oglądała ona oraz policja londyńska każdego dnia, bez wyjątku. A jednak…ta kartka wywołała w niej uczucie, które kazało jej zanalizować ją powtórnie. Co najdziwniejsze, było to uczucie…deja vu.
Młoda Hellsing miała silne przeczucie, że czytała już kiedyś podobny dokument. I to nie tak dawno temu. Nie chodziło tu o sam fakt zaginięcia, a bardziej o szczegóły.
Raport, który studiowała, opisywał niedawne przypadki zaginięć w północnej części kraju. W jednej wsi, tej samej nocy zaginęło troje ludzi. Dwie młode kobiety i mężczyzna w średnim wieku. Każde zniknięcie w pewien sposób zostało wyjaśnione. Pierwsza kobieta była jeszcze nastolatką i rodzice nie martwili się tym, że zniknęła. Podobno nie był to pierwszy raz. Dziewczyna nieraz uciekała z domu i wracała nawet po miesiącach. Teraz także byli pewni, że kiedyś wróci, jak pieniądze na trawkę się jej skończą. Druga kobieta miała zapędy samobójcze. Jej zaginięcie uznano za bardzo dobrą i udaną próbę pozbawienia się życia. Ostatnia osoba, mężczyzna był znanym opijusem. Rankiem, dzień po jego zniknięciu, nad rzeką znaleziono jego przemoczone spodnie. Mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że pijaka spotkała w końcu kara boska i wpadł nietrzeźwy do wody, topiąc się.
Jednakże, pierwszej zaginionej nigdzie nie widziano, nawet wśród jej znajomych. A ciał dwóch pozostałych osób nie znaleziono. Tamtejsza policja jednak zaniechała działań, wierząc w domysły reszty mieszkańców.
- Zaraz, zaraz… - Integra wstała z fotela i prężnym krokiem zaczęła przemierzać gabinet w tę i z powrotem. Jakby potrzebując ruchu do intensywnego myślenia.
Jedna wieś…ta sama noc…trzy osoby zniknęły…dwie kobiety…jeden mężczyzna…ich wiek…przekonujące dla mieszkańców wyjaśnienia…ucieczka…samobójstwo…wypadek…żadnych podejrzeń ze strony policji…niby wszystko pasuje, ale…nie ma ciał…
Integra zatrzymała się gwałtownie w miejscu. Niech ją cholera weźmie, jeśli w ostatnim czasie nie czytała czegoś identycznego.
Dziewczynka zacisnęła na sekundę dłoń na trzymanym raporcie z całej siły. Poczuła, że musi działać. Szybkim i zdecydowanym krokiem wyszła ze swojego gabinetu. Kierowała się prosto do wschodniego skrzydła posiadłości.
W końcu dotarła do odpowiednich drzwi i natychmiast weszła do środka, bez pukania. Starsza kobieta wewnątrz, aż zerwała się zza biurka na jej widok.
- Sir Integra?! – była mocno zszokowana. Jej szefowa jeszcze nigdy tu nie zawitała, odkąd zaczęła prace – Mogę w czymś pomóc?
- Tiffany, muszę coś sprawdzić – odrzekła młoda Hellsing w stronę kobiety, jednocześnie łapiąc się na myśli, że to imię nie pasowała do jej pracownicy. Tiffany kojarzyła jej się z młodą, rozrywkową i popularną dziewczyną. Natomiast kobieta przed nią była po pięćdziesiątce, w ogóle nie była ładna, a jej okulary na nosie były nawet większe od okularów Integry. Ale za to jej pamięć, która była niewiarygodnie dobra, była bardzo użyteczna dla pracy w tym miejscu.
- Oczywiście – kobieta pospiesznie wyszła zza biurka i stanęła przed dziewczynką – Co mam znaleźć?
Integra rzuciła kątem oka przelotne spojrzenie w głąb pomieszczenia, w którym się znajdowała. Było to archiwum. To tutaj znajdowało się wszystko. Każdy dokument, raport, ważny papierek, jaki przeszedł przez jej ręce, ręce jej pracowników i przodków, znajdowały się właśnie w tym pokoju. Nie było tego mało. To pomieszczenie należało do największych w budynku. Niezliczone szafki z szufladami ciągnęły się nieskończenie rzędami, dosłownie wszędzie. Zadaniem Tiffany było to wszystko segregować, umieszczać w odpowiednim miejscu i odnajdywać te wskazane. Potrzeba było do tego nie lada zorganizowania.
- Sama nic mi nie szukaj – oznajmiła Integra – Wskaż mi tylko gdzie mam szukać wszystkich raportów o zaginięciach na terenie kraju w ciągu ostatnich miesięcy. Resztą sama się zajmę.
- Zaginięć? – kobieta wyglądała na zdumioną.
- Tak, zwykłych zaginięć. Żadnych morderstw, żadnych dziwactw. Po prostu zniknięcia.
- To będzie tutaj – Tiffany poprowadziła dziewczynkę do rzędu szafek pod ścianą – W tych szufladach są wszystkie sprawozdania policji na temat zaginięć w ciągu ostatniego roku.
- Dziękuję ci. Musze je sama sprawdzić – nie zwlekając dłużej, Integra zajrzała do pierwszej szuflady i zaczęła szybko przeglądać każdy dokument. Nie wyglądała na przejętą z powodu ilości materiałów do sprawdzenia. A była ich naprawdę ogromna ilość.
Tiffany przyglądała się z boku pracującej szefowej. Czuła się niekomfortowo, że nic nie robi i nie pomaga.
- Może jednak Pani pomóc, Sir? – zapytała po kilku chwilach. Dziewczynka już zdążyła przeszukać jedną szufladę i zaraz brała się za następną. A to była tylko jedna szafka z całego rzędu.
- Nie, naprawdę… - Integra urwała gwałtownie, gdy otworzyła kolejną teczkę. Oczy jej zalśniły niczym u kota, który zobaczył mysz – A właściwie…możesz coś zrobić.
- Służę. Co mam zrobić?
- Poszukaj mi jakiejś mapy – powiedziała, nie podnosząc wzroku. Odłożyła trzymany raport na ziemię, obok tego, który sama tu przyniosła i powróciła do przeszukiwania szuflady
- Mapy? – Tiffany znów nie opanowała zdziwienia – Chodzi o mapę Londynu?
- Nie, mapę Anglii – po chwili namysłu dodała – I może jeszcze poszukaj pinesek.
- Cóż…Zobaczę co da się zrobić – Kobieta wyszła z archiwum, zostawiając dziewczynkę samą.
Powróciła po kilku minutach. Przez to co zobaczyła, aż zrobiło jej się słabo. W ciągu tych minut, młoda Hellsing zdążyła znaczną część podłogi wokół siebie zapełnić rozłożonymi raportami. Już nie dwoma, a kilkunastoma. I wciąż przeszukiwała kolejne szuflady, zostawiając tam istny chaos. Tiffany aż zadrżała na myśl, że będzie to musiała wszystko segregować od nowa.
- Masz mapę? – spytała Integra, nie zaprzestając swoich poczynań. Była całkowicie pochłonięta swoimi działaniami.
- Tak, mam. I pinezki – odparła słabym głosem kobieta, lekko unosząc w górę trzymane w dłoniach rzeczy – Przepraszam, że pytam, ale…co Pani robi? – przyzwyczaiła się już, że zwraca się do czternastolatki per „Pani”.
- Pracuję, Tiffany. Wpadłam na coś…W każdym razie połóż mapę i pinezki na biurku i jedź do domu. Na dziś już masz wolne. Wybacz ten bałagan. Pewnie zaraz zrobię jeszcze większy. Jutro podeślę ci kilku ludzi, żeby ci pomogli zrobić z tym porządek.
- Dobrze – kobieta wykonała polecenie, wzięła płaszcz z wieszaka i zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia – Dziękuję i …powodzenia – wyszła szybko, ostatni raz rzucając w stronę pracodawczyni zdziwione spojrzenie.
Integra tymczasem odłożyła odrzucone dokumenty z powrotem do szuflady. Podeszła do biurka i wzięła przyniesione rzeczy. Rozłożyła mapę kraju na podłodze, a pinezki ułożyła przy jej boku. Teraz miała już wszystko.
Niecałe czterdzieści minut później, słońce całkowicie zniknęło za horyzontem. Dokładnie w tej samej chwili, gdy na dworze zrobiło się kompletnie ciemno, w podziemiach posiadłości, w jednej z komnat, z cichym trzaskiem otworzyła się trumna.
Alucard otworzył oczy i powoli wyszedł ze swojej trumny. Rzadko chciało mu się przesypiać całe dnie, ale gdy już to robił, czuł się w pełni sił. Tak jak teraz. Odruchowo jego zmysły zaczęły chłonąć wszystko, co się działo w domostwie.
Jego głowa drgnęła nieznacznie, kiedy odkrył coś niecodziennego. Jego młoda Pani, nie znajdowała się w swoim gabinecie, tak jak przypuszczał. Znajdowała się w kompletnie innej części posiadłości. I była sama. Zaintrygowany potwór natychmiast skierował swoje kroki do niej.
Nie krępując się, przeszedł przez ściany, aż dotarł do swojego celu. Zobaczywszy co tam się działo, zamarł. Dawno go tak nic nie zszokowało jak w tym momencie. Co prawda, praktycznie nie bywał w archiwum, ale doskonale pamiętał, że było to bardzo schludnie utrzymane miejsce. Cóż…już sprawy inaczej się miały.
W słabym świetle lampy można było ujrzeć całą podłogę zasypaną papierami, teczkami, wszystko porozrzucane w chaosie, który tylko jego kreator mógł ogarnąć. A w samym centrum tego rozgardiaszu leżała rozłożona mapa Wielkiej Brytanii, a na niej mnóstwo przyczepionych pinesek.
Integra siedziała w środku tego wszystkiego, na klęczkach przy mapie. W jej prawej dłoni ściskała jakieś papiery, które już niemal wypadały z jej ręki. W lewej ściskała pudełko pinesek, w połowie już puste. Wzrok dziewczynki przeskakiwał z niezwykłą szybkością pomiędzy kartkami, a mapą. Była tak skupiona na swoim zajęciu, że aż nie zauważyła jego nadejścia. Zwykle od razu go wyczuwała, a teraz nawet nie podniosła wzroku.
- Co ty robisz? - zapytał wampir po dłuższej chwili, podczas której utwierdził się, że jego Pani go nie spostrzeże dopóki się nie odezwie i nie zwróci jej uwagi.
Integra właśnie przyczepiała kolejną pineskę do mapy, gdy w końcu zaalarmowana jego głosem, oderwała się od pracy i spojrzała na niego.
- Alucard! - zawołała, nie wiadomo czemu, strasznie ciesząc się na jego widok. Jej niebieskie oczy zdawały się świecić silniejszym blaskiem niż żarówka lampy. Alucard znał ten wzrok. To były oczy łowcy, drapieżnika, który złapał trop ofiary.
- Czyżbyś… na coś trafiła? – wampir uśmiechnął się, czując już przez skórę co się święci.
- Tak mi się wydaje. Albo coś odkryłam, albo zwariowałam. Chodź i sam oceń. Potrzebuję drugiej opinii – mówiąc to przesunęła się na bok, w stronę brzegu mapy, robiąc mu miejsce.
Alucard bez zwłoki przykucnął obok dziewczynki.
- To co my tu mamy?
- Masz – podała mu szybko jakiś plik kartek – To czytałam kilkadziesiąt minut temu.
Wampir błyskawicznie zapoznał się z dokumentem. Ze zdziwieniem przyjął fakt, że nie było tam nic interesującego czy wartego jego uwagi. A już na pewno nie Organizacji Hellsing. Zwyczajne zaginięcia, w dodatku przekonująco wyjaśnione.
- Nuda, prawda? – Integra odgadła jego myśli – A teraz zobacz to - podała mu już jakiś inny raport – Ten otrzymałam kilka tygodni temu.
Alucard przeczytał drugi dokument i … tu już jego reakcja była zgoła inna. Oczy rozszerzyły mu się momentalnie z innego rodzaju zdziwienia.
Wszystko się powtarzało! Jedyna różnica była w lokalizacji. Te najnowsze zaginięcia zdarzyły się na wsi, a te sprzed tygodni w małym miasteczku. Ale wszystkie inne okoliczności były identyczne. Tej samej nocy zniknęło troje ludzi, dwie kobiety i mężczyzna. W obu przypadkach zaginieni byli w podobnym wieku (kobiety młode, a facet w średnim wieku). Nawet wyjaśnienia ich zniknięcia były te same! Ucieczka, samobójstwo i wypadek. Można było mieć wrażenie, że przeczytało się dwa razy ten sam dokument, gdyby nie różnica w miejscu zdarzeń oraz imiona ofiar.
- Intrygujące – przyznał wampir – Nie wierzę w aż takie zbiegi okoliczności – oderwał wzrok i zerknął na mapę leżącą przed nim – I widzę, że ty także nie.
- Ani trochę. Przyszłam tu, aby to znaleźć, a potem szukać podobnych przypadków – zaczęła tłumaczyć Integra – Co prawda nie znalazłam już czegoś dokładnie takiego samego, ale za to sporo podobnych. Na przykład tutaj -  wskazała palcem na jedną z wielu kartek na podłodze – Wieś, dwa zaginięcia jednej nocy, dwie kobiety, wyjaśnienie: wypadek i ucieczka. Nie znaleziono ciał.
- Czyli te wszystkie dokumenty są sprawozdaniami ze spraw zaginięć, które wydają się wyjaśnione, ale zaginionych, ani ich ciał, nie odnaleziono. Poza tym ofiary mają podobne cechy jak wiek, a pozorne wyjaśnienia się powtarzają.
- Dokładnie. Tyle, że… tego jest za dużo! W kraju codziennie ktoś znika. Jeśli ktoś stoi za tymi ostatnimi zaginięciami, to bardzo trudno oddzielić jego ofiary od normalnych zniknięć. Jeśli można tak to nazwać. Skąd mam wiedzieć, czy sprawa, o której czytam to sprawka owego porywacza, czy rzeczywiście ofiara uciekła z domu. Albo czy może tylko jedna z tych dwóch lub trzech osób naprawdę np. popełniła samobójstwo, a pozostałe zniknięcia upozorowano?
- Wydawałoby się, że to niemożliwe do rozstrzygnięcia.
- Dlatego właśnie zaznaczam miejsca zdarzeń na mapie – dziewczynka mimowolnie dotknęła rogu mapy – Miałam nadzieję, że może dostrzegę jakiś wzór, ale na razie jest tego za dużo i widzę jedynie wielki chaos. Żadnego porządku, wzoru. Nic!
Alucard skupił swój wzrok na mapie. Maleńkie główki pinesek zaczęły tańczyć i świecić w jego umyśle. Oświecenie przyszło szybko, niemalże instynktownie. Wiedział, że jego Pani również by na to wpadła, lecz po jakimś czasie. Ludzkie możliwości są niekiedy ograniczone. On już widział wyraźnie.
- Tak by się mogło wydawać – wymruczał zadowolony – Stawiam tezę, że rzeczywiście zaznaczyłaś za dużo miejsc. Już widzę, które to prawdziwe zaginięcia, a które miały jedynie tak wyglądać. Pomyliłaś się jedynie w kilku.
- Skąd wiesz? Co zauważyłeś? – spytała szybko, poruszona.
Wampir w odpowiedzi odczepił od mapy kilka pinesek. W jego zdaniu były to przypadki tych „normalnych” zaginięć.
- Zobacz teraz – rzekł, kończąc swoje dzieło.
Integra przed dłuższą chwilę nie potrafiła zauważyć różnicy. Nie przyznała się jednak, to by uwłaczało jej dumie. Z uporem gapiła się w mapę, poszukując wzoru. Jej sługa jej nie przerywał, spokojnie czekał, aż na to wpadnie.
Minęły 2, może 3 minuty, aż w końcu to zobaczyła. Udało jej się dopiero wówczas, gdy zaczęła w wyobraźni łączyć zaznaczone kropki na mapie. Kropki, czyli główki pinesek. To jej dało pełen obraz.
- To litery! - Wykrzyknęła triumfalnie – Dwie litery, prawie że nałożone na siebie. Jest cała duża litera „R” oraz niedokończona „H”.
Co prawda literki były nieco krzywe, ale ich kształt nadal przypominał znane im znaczki. Litera „R” była mniej więcej na środku wyspy, a niedokończone „H” odrobinę wyżej, na północy. Znaczki były niemalże nałożone na siebie, przez co trudno było je oddzielnie rozpoznać. Oraz przez tą lekką krzywość w liniach rzecz jasna.
- Porywacz działa wedle wzoru – kontynuowała dziewczynka – Wybiera sobie jakąś literę na chybił trafił, a potem podróżuje wzdłuż ich linii i poluje w miastach i wioskach, na które trafia po drodze. Tyle że jest jeden problem dla nas…
- To za mało dowodów, aby stwierdzić, że sprawcą zaginięć jest wampir – dokończył za nią Alucard – Nie mamy żadnych okaleczonych zwłok, pozbawionych krwi. Każde zaginięcie ma wiarygodne wytłumaczenie. Naszym najlepszym argumentem jest fakt, że ciała nigdy nie zostały odnalezione.
- Wbrew pozorom nie tak łatwo sprawić, żeby dorosłe ciało człowieka zniknęło bez śladu. I to aż tyle razy, w różnych miejscach. Czasami w tłumnym mieście – Integra i jej sługa idealnie podążali za swoim tokiem rozumowania – Wampir ma to ułatwienie… i jednocześnie utrudnienie… że może wziąć ciała ze sobą. Jako ghoule, czy nowe wampiry. Gdyby mu przeszkadzały, mógł je zabić. W końcu zmieniały by się w proch po pewnym czasie. Zwykły proch, znikałyby bez śladu.
Integra i Alucard, wiedząc już jak działał ich poszukiwany, zaczęli wszystko segregować. Raporty z zaginięć, które nie pasowały do wzoru, złożyli i odłożyli na swoje miejsce. Natomiast te, które pasowały, zaczęli układać chronologicznie.
Odkryli dzięki temu coś interesującego. Na początku, ginęła zawsze tylko jedna osoba na konkretne miejsce. Jedna, młoda kobieta. Wybierano jedno z trzech, użytych już wytłumaczeń. Ofiary wybierano po dokładnej selekcji, aby uwierzono w powód ich zniknięcia, czyli wypadek, ucieczka lub samobójstwo. Ponad połowa ataków porywacza tak wyglądała.
Potem coś się zmieniło. Zaczęły znikać po dwie osoby, a dokładnie dwie kobiety. Musiano wybierać po dwa wytłumaczenia losowo. Następnie częstość ataków powoli zwiększała się, aż w końcu w ostatnich dwóch miejscach zaginęło aż troje ludzi. Do schematu dołączył mężczyzna w średnim wieku. Nie było wyboru, musiano użyć wszystkich trzech wytłumaczeń, przez co wreszcie działania sprawcy zostały zauważone. Porywacz widocznie starał się wcześniej, aby te same wymówki na zniknięcia ludzi nie powtarzały się pod rząd. Nigdy nie zdarzyło się, aby jego ofiary dwa razy, jedna po sobie, ulegały wypadkowi. Powód dla którego to robił, był nieznany.
- To już drugi argument przemawiający za tym, że to wampir – rzekł Alucard po drobnej wymianie owych uwag – Coraz więcej ludzi znika. Krwi nie wystarcza już dla jednego. Stworzył sobie towarzyszy i trzyma ich przy sobie, a oni także muszą pić.
- To brzmi logicznie. Tylko dlaczego… - młoda Hellsing urwała nagle, uderzona przerażającą myślą. Aż przeszedł ją dreszcz – Boże… gdyby nie zaczął zwiększać liczby ofiar… możliwe, że nigdy nie trafilibyśmy na jego ślad!
- Najpewniej tak, niestety. Na szczęście popełnił błąd.
„Kretyński błąd” – dokończył w myślach wampir – „Jakim cudem ktoś, kto był taki ostrożny, uważnie dobierał ofiary, był na tyle mądry i rozsądny, aby opracować plan, który mógłby mu zapewnić długi żywot bez zwracania na siebie uwagi, nagle zaczął postępować tak głupio?! Geniusz i idiota naraz!”
- Trzeba go dorwać – rzekła Integra z mocą – Znamy wzór. Możemy przewidzieć, gdzie uderzy następnym razem. A wtedy będziemy czekać. Ty go zabijesz.
Dziewczynka spojrzała na wampira i napotkała jego wzrok. Patrzył na nią.
- Pamiętasz… prawda? To co mi obiecałaś.
Integra mimowolnie się wyprostowała i wzięła głęboki wdech.
- Trudno by było zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam i niczego nie cofam. Pójdę tam z tobą. Pojedziemy tam i zniszczymy go razem.
Alucard uśmiechnął się w swój psychopatyczny sposób. Zadowolony był nie tylko z postawy swojej Pani. Był także szczęśliwy, gdyż po tylu latach nareszcie czekała na niego walka. Zbyt długo był w stagnacji. Czas się rozruszać i zapolować na coś większego niż ludzie. Czas na eksterminacje wampira! Nie mógł się już doczekać tego, co mu zaserwuje… Żadnego hamowania, żadnej litości. Jedynie zniszczenie i mord. Potwór wyjdzie na wierzch ponownie.
I Integra to wszystko zobaczy. Wówczas wszystko się okaże… Jego obawy albo znajdą potwierdzenie, albo rozwieją się na zawsze. Czuł na tę myśl lekki niepokój, lecz wizja zniszczeń, krwi i zabijania, jakie na niego wkrótce czekały, spychała owo uczucie na bok, zastępując ekscytacją.
Nagle drzwi do archiwum się otworzyły. Stanął w nich Walter, z nieco zaniepokojoną, ale i zaciekawioną miną. Wyraz twarzy zmienił mu się gwałtownie, kiedy ujrzał te wszystkie rozrzucone papiery na podłodze wokół mapy. Co prawda kilka raportów, które zostały odrzucone wróciło już na swoje miejsce, ale to co zostało nadal było ogromnym bałaganem. Nie wspominając o mapie i pinezkach oraz dwóch osobnikach w samym centrum tego huraganu.
- Dobry Boże! Sprzątanie i segregowanie tego zajmie wieczność!
Alucard i Integra poczuli się jak dzieci, które rodzic przyłapuje na grzebaniu w słoiku z ciasteczkami.
- Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje?
Wampir i dziewczynka uśmiechnęli się do siebie konspiracyjnie.
- Dzieje się i to dużo – Integra zabrała głos – Hellsing ma misję do wykonania.

***

- Rozumiem, więc tak to wygląda.
Wszyscy troje znajdowali się w gabinecie Integry. Dziewczynka siedziała za biurkiem, z rękami ułożonymi pod brodą. Alucard stał przy jej boku. Walter natomiast stał naprzeciwko nich, wyglądał na głęboko zamyślonego. Oboje właśnie skończyli relacjonować lokajowi ich dzisiejsze odkrycia.
- Chyba to nie jest tylko moje zdanie, że…
- To wcale nie musi być wampir. Jest to prawdopodobne, lecz niepewne – Integra dokończyła myśl Dorneza.
- Musimy działać bardzo ostrożnie. Sprawdzimy i załatwimy to dyskretnie – doradził Walter.
- Następnym celem będzie wioska. I to już niedługo. Wysłanie tam całego oddziału, zwłaszcza gdy nie jestem pewnie swego oraz nie znamy lokalizacji jego kryjówki, jest wysoce niewskazane – powiedziała Integra.
- Dlatego tylko ja się tym zajmę – po raz pierwszy Alucard zabrał głos – Lepiej zbytnio nie zwracać na siebie uwagi. Upewnię się czy to wampir za tym stoi i wyeliminuję cel.
- Jeśli to wampir to najpewniej nie przebywa stale wśród ludzi – zauważył lokaj – Zbyt często zmienia miejsce pobytu. Nie ma stałej kryjówki. Ofiary znikają bez śladu, musi je zabierać poza ich teren, gdzieś na obrzeża i tam dokańcza dzieła. Jest strachliwy, woli być niewidoczny.
- Więc będzie gdzieś w pobliżu granic tej wsi. Alucard? – dziewczynka odwróciła swój fotel w jego stronę, tak by móc mu spojrzeć w twarz – Dasz radę go wyczuć?
- Jeśli to mój pobratymca, to bez problemu. Przejdę cały okoliczny teren. Znajdę porywacza, nie mam wątpliwości.
Integra kiwnęła głową, kontent z odpowiedzi. Była niezwykle zadowolona i usatysfakcjonowana tym, że cała ich trójka tak świetnie współpracuje i ich myśli idą tym samym torem. Poza tym, wiedziała, że stoi w obliczu wyzwania, ale nie denerwowała się tym tak silnie jak sądziła. Była silnie nastawiona na wypełnienie zadania jak najlepiej potrafiła. Nie tylko dlatego, że to pierwsza misja, którą jej powierzono jako dowódcy. Każdą następną także zamierzała wykonać z tą samą determinacją.
- Wyjedziemy jutro  – zadecydowała sprawnie – On już tam pewnie jest i szuka kandydatów na ofiary. Powinniśmy go znaleźć w jedną, najwyżej dwie noce. Im szybciej tym lepiej. Musimy zapobiec zaginięciu następnej trójki ludzi. Dobrze, że to weekend, nie muszę odwoływać korepetycji.
- „Wyjedziecie” ? – Walter zwrócił uwagę na użytą liczbę mnogą oraz wzmiankę o korepetycjach – Panienka także jedzie?

Integra ponownie kiwnęła głową. Udawała, że to nie było nic nadzwyczajnego. Jednocześnie czuła, że jej wampir bacznie ją obserwuje. W tym przypadku też starała się udawać, że tego nie dostrzega.
- Mogę spytać skąd ta decyzja? – pytanie Dorneza było wypowiedziane iście normalnym i zwyczajowym tonem, bez nutki emocji. Najwyraźniej nie był zaniepokojony, czy chcący wybić jej ten pomysł z głowy. Szybko przyjął to do wiadomości i po prostu był ciekawy.
- Ten pierwszy raz muszę… nie, chcę zobaczyć na własne oczy.
Walter dobrych kilkanaście sekund wpatrywał się w niezachwianą i zdecydowaną postawę swojej Pani. Wiedział, że nie miał nic do gadania i chyba… domyślił się przyczyny jej dołączenia do Alucarda, podczas tego zadania. Było to widać w jego spojrzeniu, które na moment zatrzymało się na wampirze. Jego badawczy wzrok rejestrował wszystko.
- Rozumiem. W takim razie wszystko przygotuję. Mam… to przynieść?
Alucard był zbity z tropu. Po raz pierwszy w konwersacji nie wiedział o co chodzi i najwyraźniej sprawił swoją dezorientacją małą, złośliwą satysfakcję u swojej Pani.
- Tak, przynieś. Dziękuję, Walter.
- Co ma przynieść? – spytał wampir, gdy tylko kamerdyner wyszedł z pomieszczenia.
- Zobaczysz – Integra wstała z fotela i z uśmiechem na ustach zaczęła okrążać swoje biurko – Pamiętasz? To było cały rok temu, gdy poprosiłeś mnie, bym ci towarzyszyła podczas naszej pierwszej eksterminacji wampira.
- Pamiętam doskonale każdy dzień od chwili, gdy mnie uwolniłaś.
Błękitne oczy dziewczynki zalśniły na te słowa, ale nie skomentowała tego.
- Dałeś mi wtedy trochę do myślenia – mówiła dalej – Pomyślałam, że wyjdę naprzeciw twojej prośbie. I pokażę ci przy okazji jaki mam do niej stosunek. Dlatego właśnie wykonałam pewne zamówienie. Od dawna jest gotowy i czeka na ciebie. To mój prezent ode mnie.
Wyraz twarzy Alucarda zmienił się na wysoce zaintrygowany.
- Doprawdy?
Poczekali kilka minut, aż w końcu do gabinetu wrócił Walter. W dłoni trzymał metalową, prostokątną walizeczkę.
- Wybaczcie, że musieliście czekać. Proszę Alucardzie. Jak sądzę, ta zabawka powinna spełnić twoje standardy – mówiąc to, lokaj otworzył walizkę, prezentując pozostałej dwójce jej zawartość. W środku leżał duży, srebrny pistolet o wyjątkowo długiej lufie – Oto Casull 454. Kaliber 13 mm. Na tyle ciężki, że jedynie ty jesteś w stanie się nim posługiwać. Broń stworzona tylko dla ciebie.
Alucard wydawał się zachwycony. W uśmiechu nawet pokazał kły. Bez wahania, ale też niespiesznie, aby uczynić chwilę uroczystą, ujął pistolet w swoją prawą dłoń. Leżał idealnie.
- Jest wspaniały. Idealna robota – ocenił, udając że mierzy z pistoletu w przestrzeń.
- Dobrze, że ci się podoba – powiedziała Integra, także zadowolona z powodu reakcji swojego Sługi – Już znasz moje zdanie. Nie będę cię powstrzymywać, a wręcz ci pomogę. Bo w końcu… najlepsza broń Agencji nie może sama być bez broni, nieprawdaż?
- W rzeczy samej – zgodził się wampir, zerkając w jej stronę – Dziękuję, my Master – powiedziawszy to przybliżył broń do swojej twarzy, jakby chciał się jej bliżej przyjrzeć, choć przecież widział doskonale. Odbicie jego czerwonych ślepi zalśniło na Casullu – Następnej nocy zamierzam z niego zrobić użytek. Dobrze go jutro wykorzystam. Dla ciebie Integro, rozerwę twych wrogów na strzępy.

***

Howard trząsł się na całym ciele. Wszystko było nie tak. Wszystko się sypało. Kontrola nad zdarzeniami wymykała mu się z rąk, w zastraszającym dla niego tempie. Nie przewidywał tego. Był przerażony i nie potrafił tego ukryć.
- Długo będziesz to przeżywał? Jesteś żałosną imitacją wampira. Najtchórzliwszy mistrz świata. Nie będę go już tak nazywać!
- Wystarczy Emily. Najlepiej go ignorować. Szkoda nerwów.
Howard powoli uniósł wzrok z ziemi. Wystarczyła sekunda, aby znów przeraził się tym widokiem, więc ponownie spojrzał na własne stopy. Choć może źle to jest ujęte. Przeraziła go nie sama sytuacja, co raczej fakt, że miała ona miejsce.
Znajdował się przed swoją kryjówką, czyli przed drewnianą chatką, kilka kilometrów od pewnej wioski. Zewsząd otaczała ich ogromna polana na której… dwa wampiry właśnie ucztowały. Emily i David, nowe wampiry odłączyły się od niego tej nocy, kiedy on szukał kandydatów na ofiary, a gdy wrócił zastał okropny widok. Jego towarzysze zwabili w to miejsce liczną grupkę młodych ludzi, chcący się zabawić z ludźmi z wielkiego miasta. Obecnie żaden z nich nie był w na tyle dobrym stanie by stać lub nie jęczeć z bólu. Dwa wampiry po kolei podchodziły do nich i wysysały z nich krew. Ciała niedługo potem powstawały same, przemienione w ghoule. Nic dziwnego, ta młodzież marzyła o rozrywkowym życiu, więc dziewictwo się ich nie trzymało.
- Złamaliście zasady – wycharczał Howard, bezsilnie się temu przyglądając – Mieliśmy je starannie wybierać. I tylko po jednej na osobę.
- To twoje zasady, nie nasze – rzekła Emily, odrywając na chwilę kły od szyi swojej ofiary. Krew skapywała jej z brody – Sam je sobie stosuj sztywniaku, my mamy już tego dość. Będziemy robić co chcemy. Nikt nam nie będzie rozkazywał.
- Właśnie! Jesteśmy nieśmiertelni. Co nam niby może zagrozić?
Starszy wampir załamał ręce po usłyszeniu tych słów. Ukucnął i objął nogi rękami, w obronnym geście niczym dziecko.
„Co ja narobiłem?” – myślał Howard – „Czemu nie uczę się na własnych błędach? Dlaczego ich stworzyłem wbrew zasadom? Nie posłuchałem Elizabeth… Jak mogłem znów być takim głupcem? Sam na siebie sprowadzam zagładę. Już po mnie. Gdybym mógł cofnąć czas… A tak dobrze szło”
Po przyjeździe do Anglii, Howard był zdeterminowany, aby przeżyć i zamierzał kropka w kropkę wykonywać instrukcje otrzymane od Mistrzyni. Na początku wykonywał je bez szemrania. Działały idealnie, nikt na niego nie zwracał uwagi. Polował bez strachu, pierwszy raz od bardzo dawna. Znów czuł się jak wampir, niezwyciężony. Aż w końcu wykonywanie w kółko tych samych instrukcji… zaczęło go nudzić.
Poczuł się samotny. Przez ostatnie sto lat nigdy nie był sam. Więc, kiedy ujrzał młodzieńca, który wyglądem tak bardzo przypominał mu Edgara, jego poległego przyjaciela, to postanowił go przemienić bez zastanowienia.
Od tamtej nocy… nie było dnia by nie żałował swojego czynu.
David może i był podobny do Edgara, ale tylko z wyglądu. Zbytnio ulegał instynktom, a poza tym należało teraz szukać po dwie ofiary. Co prawda Elizabeth w swych zasadach pozwoliła mu na stworzenie towarzysza, lecz dopiero za wiele miesięcy. A jej wskazówki co do wyboru nowego wampira nie mogły się bardziej różnić od opisu Davida. Nie ulegało wątpliwości… złamał zasady z sentymentu, nie mógł już na nią liczyć.
Niedługo potem David przyniósł do niego Emily i kazał ją zmienić pod groźbą, że przestanie przestrzegać jego reguł. Uległ groźbie i zmienił dziewczynę. Okazała się jeszcze gorsza niż David, bardziej buntownicza. Z miejsca przejęła jego rolę lidera i teraz rządziła. I miała w dupie reguły. Była bezmyślnym, okrutnym krwiopijcą, a David wolał podążać za nią, niż za nim. Z Emily nie musiał się powstrzymywać. Pierwsze dwa polowania nawet się powiodły, ale teraz… wszystko szlag trafił.
- Co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? Co ja narobiłem? – powtarzał niczym mantrę, w trakcie gdy dwa wampiry pozbawiały życia kolejne osoby.
Instrukcje diabli wzięli. Teraz ich polowania zostaną zauważone. Wyślą łowców…
Najgorsze było to, że nie wiedział co ma dalej robić. Czuł jedynie pogardę i nienawiść do samego siebie, że popełnił te idiotyczne błędy. Praca Elizabeth poszła na marne, przez niego.
Ale ta wampirzyca przewidywała wszystko. Potrafiła w swoich instrukcjach zakamuflować karę, która ujawniła by się w chwili, gdy jej podopieczny złamałby zasady. I właśnie teraz Howard przez swoje błędy czuł się kompletnie bezsilny i bezradny. Nie potrafił pomyśleć, czy uspokoić narastającą panikę. Zasady mistrzyni uczyniły z niego marionetkę. Dziecko, które nie umie nic zrobić bez mamy.
Wampiry, które były pod opieką Elizabeth traciły samodzielność. Po sprzeciwieniu się jej zasadom, praktycznie same oddawały się łowcom, nie mając już umiejętności by się samemu ochronić. Tak jak teraz Howard.
To nie był pierwszy raz. Poprzednim razem to także on skłonił towarzyszy do złamania zasad. Podczas audiencji u Mistrzyni, zrzucił winę na poległych przyjaciół. A gdy dostał od niej drugą szansę znów wszystko spieprzył, niczym ostatni głupiec, idiota i nieudacznik. Wciąż powracał na drogę samo destrukcji.
Howard powstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę chatki. Ignorował odgłosy rzezi, było mu wszystko jedno. Potrafił obecnie jedynie rzucać wyzwiska pod swoim adresem i przeklinać własne imię.
Wczołgał się do dziury w podłodze, w której wampiry spędzały dnie i tam zwinął się w kłębek, aby użalać się nad sobą. To nic, że noc się nie skończyła. Nie miał zamiaru z niej wychodzić do końca świata.

***

- Uważaj na nią, Alucardzie. To wciąż jeszcze dziecko.
- Wiem przecież. Widzę lepiej niż ty. Ale rozumiem o co ci chodzi. Bardzo często można o tym zapomnieć. Wiemy to obaj.
Samochód zatrzymał się i wampir automatycznie otworzył oczy, ucinając swoje wspomnienie z dzisiejszego poranka. Dojechali na miejsce z lotniska.
Integra wysiadła pierwsza, a za nią Alucard. Auto, które prowadził niższy stopniem pracownik Hellsing, odjechał natychmiast, gdy wampir zabrał z bagażnika ich skromny bagaż. Takie otrzymał polecenie. Było wczesne popołudnie, ale wampir potrafił bez problemu to ignorować. Drobnostka, w porównaniu do jego możliwości.
Dziewczynka szybkim wzrokiem obiegła teren. Nic niezwykłego, najzwyczajniejsza, niczym nie wyróżniająca się wieś. Choć zajazd przed którym się zatrzymali, wyglądał jej zdaniem całkiem przytulnie z zewnątrz. Kilku przechodniów rzuciło w ich stronę zaciekawione spojrzenia. Chyba byli atrakcyjną nowością w tej wiosce.
- Idziemy? – spytał Alucard, trzymając w ręku bagaż, w którym były jedynie rzeczy jego Pani, niezbędne minimum.
Dziewczynka przytaknęła i oboje weszli do zajazdu. To Alucard ich zameldował. Podali się za rodzinę na wycieczce. To była najbezpieczniejsza opcja. Już i tak zwracali uwagę tym, że byli obcy, a ich wygląd był niecodzienny. Nie trzeba było dodawać do tego podejrzanego faktu, że dorosły mężczyzna wynajmuje pokój w zajeździe na noc, z nieletnią dziewczyną.
Integra stała wciąż przy jego boku i odważnie patrzyła na recepcjonistę. Była z siebie dumna, że pomimo faktu, iż została wychowana pod kloszem, praktycznie z dala od normalnego społeczeństwa, to nie peszyły jej takie sytuacje.
Spytali czy pojawili się tu ostatnio jacyś nowi goście. Nie, oni byli pierwszymi przyjezdnymi od bardzo dawna.
Dostali pokój na dwie noce, z dwoma łóżkami. Może nie były to luksusy, ale wiejski klimat nadawał dziwnie miłą atmosferę. Aż chciało się zdrzemnąć, albo wybrać się na spacer, aby poczuć więcej tego klimatu.
- Na pewno tak jest w porządku? – spytała młoda Hellsing, przysiadając na łóżku, patrzeć na wampira, który stał podparty o parapet okienny – Może jednak powinieneś był wziąć swoją trumnę?
- Nie ma potrzeby. Nie zamierzam tu spać. Wykonam tę misję tej nocy.
- Nie czuj presji. Dałam ci dwie noce. Wykorzystaj ten czas.
- Uwierz mi. Wystarczy ta dzisiejsza. Znam swoje możliwości.
Integra nie zamierzała się z tym kłócić. Bo w końcu i tak miał rację. Nie była pewna, ale czuła przez skórę, że ślepia potwora błyszczały zza jego ciemnych okularów czystą wyższością i ekscytacją. Bawił się tym dniem.
- Mogliśmy wynająć dwa pokoje. Ale chciałam ograniczyć wydatki do jak najmniejszej kwoty. Przez to, że nie mamy pewności, ta misja nie jest oficjalna. Nie powinnam więc brać pieniędzy z funduszy…
Do tego momentu Alucard jej słuchał, lecz wtem coś zmąciło jego uwagę. Jakieś głosy za oknem go przyciągnęły.
-… Przyjechaliśmy tu wcześniej niż planowaliśmy. Wciąż jest widno – dziewczynka kontynuowała, nie zauważyła zafrapowania wampira – Poczekamy aż się ściemni, a wtedy…
- Integro… - przerwał jej wpół zdania – Podejdź tu. Powinnaś to usłyszeć.
- Co jest? – szybko podeszła do niego. Alucard otworzył okno, aby mogła wszystko usłyszeć. Jemu to nie było potrzebne.
Na zewnątrz, po drugiej stronie ulicy, stało czworo ludzi, dwie pary i o czymś przejmująco dyskutowali. Mężczyźni byli wzburzeni, a kobiety (prawdopodobnie ich żony) bliskie łez.
- Jak to nie mają żadnych tropów?! – wykrzykiwał jeden z mężczyzn do drugiego. Obaj obejmowali swoje partnerki ramieniem.
- Nie chcieli nam nic powiedzieć – rzekł ten drugi – Więc wasz syn też zniknął?
- Nie wrócił do domu. Pytamy teraz wszystkich znajomych. Ich dzieci też zniknęły. Na razie mnie udało się potwierdzić 7 nazwisk, ale podobno w tym wypadzie brało udział ponad 10 dzieciaków. Policja udaje, że coś robi, a przecież nic nie wiedzą!
- Boże… ponad 10… Co się z nimi wszystkimi stało? Co z naszymi dziećmi?
- Mój mały Timmy – po raz pierwszy odezwała się jedna z kobiet. Nie powstrzymywała już szlochów – Mój synek… To taki dobry chłopiec… Mój skarb… Czemu nie wrócił do domu…
- Cii kochanie – pocieszał ją mąż, choć jego wyraz twarzy także był strapiony – Znajdzie się, zobaczysz. Nasz syn na pewno jest cały i zdrowy – głos mu zadrżał. Nie potrafił ukryć niepewności, podobnie jak jego rozmówca. Byli przerażeni.
Młoda Hellsing wyglądała na wstrząśniętą. Oddech zmienił się na nieco płytszy, a pięści zacisnęły się z powstrzymywanej wściekłości, aż pobielały jej knykcie. Gniew i szok niemal w niej wybuchły. Natomiast po wampirze ledwo było widać jakąkolwiek reakcję. Jedynie rysy twarzy mu stężały, nic poza tym.
- Ponad 10… - wysyczała przed zaciśnięte wargi – Co jest do diabła?! Miały być 3… co tak nagle… to jakieś…
- Po tym całym odliczaniu w końcu nastąpiła eksplozja głupoty – powiedział Alucard, słychać było w jego głosie lekki zawód – Widać było, że ten wampir w swoim działaniach popełnia coraz więcej błędów. Ale sądząc po tym nagłym skoku liczby ofiar zakładam, że stworzył sobie towarzyszy, którzy nie mają nad sobą kontroli i chcą pić znacznie więcej.
Integre ogarnęła ogromna ochota, aby coś uderzyć, albo w coś lub kogoś strzelić. Całą sobą chciała zniszczyć te stwory. Za to zrobiły. Za te wszystkie odebrane życia. Za to, że tak ją rozgniewały. Z zemsty, że nie zdążyła ich znaleźć i zabić na czas.
- Zmiana planów – wyrzuciła nagle, z pełną determinacją i wolą walki – Wyruszamy natychmiast, teraz, zaraz. Musimy odszukać te stwory jak najszybciej. Nie ujdzie im płazem, że tak nam zagrały na nosie! Znajdziesz ich za dnia, prawda?
- Oczywiście – Alucard uśmiechnął się, reakcja jego Pani wprawiła go w radosny i bojowy nastrój. Ależ on lubił ten jej ogień do walki – Teraz są gdzieś schowani przed słońcem, lecz zabicie ponad 10 ofiar nie mogło nie zostawić śladu. Będę szukał zapachu rozlanej krwi. Nie mogę być na niego bardziej wyczulony.
Jego wypowiedź zadowoliła dziewczynkę. Uśmiechnęła się dokładnie w ten sam sposób co on. Teraz i ona była rządna czyjejś śmierci.

***

Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Integra boleśnie się o tym przekonywała.
Szli po lesie już którąś godzinę. Poruszali się w obrębie wioski, choć w małej odległości kilku kilometrów od jej granicy. Zdążyło się już ściemnić, a młoda Hellsing zmęczyć. Jednak nie pozwoliła sobie nawet na najmniejsze jęknięcie ze znużenia.
Na początku była nieco zdziwiona tym, że Alucard zamiast poruszać się w szybkim, wampirzym tempie, wolał wolno spacerować. Spytany o to, odparł.
- Chłonę otoczenie.
Więcej się nie odzywała. Po prostu podążała krok w krok za nim. Bo przecież to on wykonywał misję i wiedział co robi. Ona miała być dziś jedynie obserwatorem.
Przez te godziny praktycznie nie rozmawiali, ale teraz Integra chciała podzielić się swoimi przemyśleniami. Głównie dlatego, że bolały ją nogi i próbowała to zignorować, lecz i również po to by sprawdzić czy oboje wpadli na to samo.
- Alucard…
- Tak? – nie zatrzymał się, ani nie odwrócił do tyłu, w jej kierunku, ale nic to nie szkodziło.
- Nie uważasz, że ten wampir… to ma jakiś rozstrzał osobowości?
Alucard zatrzymał się nagle, aż dziewczynka omal na niego nie wpadła. Wampir wreszcie na nią spojrzał. Jakiś czas temu zdjął okulary, kiedy zaszło słońce.
- Także na to wpadłaś, co?
- Jakim cudem nie miałabym? Ten koleś był niewykrywalny, ostrożny i genialny, aż tu nagle… kompletnie zidiociał! Jak można jednocześnie stworzyć taki genialny plan i tak zwyczajnie i szybko go spaprać w taki niemądry sposób?
- Odpowiedź brzmi: nie można. Zbyt duża rozbieżność.
- Dokładnie. To jest po prostu niemożliwe. Tylko co z tego wynika?
Wampir nie odpowiedział. Sam nie był pewien.
Ponownie ruszyli przed siebie. Przez następne pół godziny pokonywali kolejne leśne zastępy. Dziewczynka oszacowała w myślach, że okrążyli wieś w jakiś 70 procentach, czyli znaczną większość. Już na wszelki wypadek planowała co powinni zrobić, jeśli jej towarzysz nic nie wyczuje do końca marszu… Jednakże nie było takiej potrzeby.
Alucard przystanął gwałtownie, dosłownie na sekundę, aby po chwili znów ruszyć przed siebie, ale już w znacznie szybszym tempie.
- Hej, co jest?! – zawołała za nim Integra, która musiała teraz za nim pobiec by go nie zgubić. Nie było jej łatwo, mało co widziała w ciemności lasu – Wyczułeś coś?
Nie odpowiedział jej, dalej parł przed siebie. Po dobrych kilku minutkach zatrzymał się równie gwałtownie co wcześniej ruszył do biegu. Tym razem dziewczynka nie wyhamowała i lekko zderzyła się z jego plecami.
- Uważaj – ostrzegł ją – Możesz spaść.
- Spaść? – wyjrzała zza niego i rzeczywiście spostrzegła, że stali na skraju urwiska. Spojrzała w dół, wysokość do ziemi nie była zbyt wysoka, zaledwie kilka metrów, lecz zwykły człowiek mógł sobie zrobić krzywdę, spadając z niej. Widziała o wiele lepiej, bo nie było więcej drzew, a jej oczy zdążyły się już nieco przyzwyczaić do ciemności.
Integra następnie spojrzała w dal i to co ujrzała zmroziło krew w jej żyłach.
Przed nimi, na dole rozciągała się ogromna polana. Naprawdę imponująca wielkość. W jej centrum stała leśna chatka, a poza tym było to pustkowie. Lecz to co tak podziałało na młodą Hellsing było to, co rozgrywało się na tej polanie.
Chodziło po niej nie troje, nie dziesięcioro, a całe dziesiątki ghouli. Integra nie mogła ich zliczyć. Łaziły w różnych kierunkach, jakby nie mając co ze sobą zrobić. Niestety, była to tylko niewielka część. Pewnie ta nasycona.
Pozostałe zbijały się w grupki i razem piły krew z ciał leżących na ziemi. Kilka nie wiedząc co robić, rozrywało je na strzępy i spijały to co z tych kawałków mięsa wyciekało. Nie wszystko zostało wypite. Dużo krwi pociekło na ziemię. W ciemności ludzkie oko widziało to jako pełną czarnych kałuż polanę.
Przed oczami przybyszów rozgrywała się ogromna uczta potworów. Kadr z najohydniejszego horroru. To, czego nie mogły pojąć oczy, uzupełniały odgłosy plaskających i wyjących ghouli oraz dźwięki wyrywanych kończyn.
- Skąd… skąd ich aż tyle? – głos młodej Hellsing ledwo było słychać, ale Alucard wychwycił każde słowo. Nie musieli się obawiać, że stwory je usłyszą bądź zauważą. Wokół nich było tyle krwi, że ich zmysły musiały być niezwykle zamroczone i pochłonięte jedynie nią.
- Pewna część to ci zaginieni nastolatkowie z wczoraj. A pozostali… cóż, widać po ich ubiorze. Znali okolicę lepiej niż my. Wiedzieli gdzie szukać i na ich nieszczęście znaleźli przed nami to, czego szukaliśmy. A wystarczyło poczekać…
Integra, chcąc wiedzieć o czym mówi wampir, skupiła się na strzępach ubrań, które nosiły ghoule. Zrozumiała szybko, a zgroza którą czuła przybrała na sile. Rzeczywiście kilka ubrań wyglądało na młodzieżowe, ale mniejszość. Pozostałe należały do dorosłych osób. Dziewczynka rozpoznała jedno ubranie, kwiecistą sukienkę, którą nosiła roztrzęsiona matka jednego z zaginionych, którą podsłuchali kilka godzin temu przez okno.
Najwidoczniej rodzice dzieciaków nie zamierzali być bierni w poszukiwaniach. Zwołali się wszyscy razem, zwołali przyjaciół i znajomych, po czym ową liczną grupą wyruszyli na poszukiwania. Najprawdopodobniej obrali przeciwny kierunek niż Alucard i Integra i w ten sposób szybciej odnaleźli to miejsce… na swoją zgubę. Zostali zabici, pożarci i zmienieni w ghoule przez swoje własne dzieci, które chcieli z całego serca ocalić.
- Zawiodłam – jęknęła dziewczynka, nie odrywając wytrzeszczonych oczu od rozgrywającej się przed nią rzezi – Gdybyśmy znaleźli ich wcześniej, nie doszło by do tego! Nie ocaliłam tych ludzi!
- Nic już ich nie mogło ocalić w chwili, kiedy zapuścili się na te tereny. To tylko ich wina. A teraz nie da się im pomóc. Można tylko im ulżyć w cierpieniu, zabijając ich. Integro…nie, moja Pani!
Integra odwróciła się do niego. Czerwone ślepia wampira uspokoiły ją. Jego głos używający jej tytułu otrzeźwił ją. Był poruszony, ale nie tak jak ona. Jego te ofiary nic nie obchodziły.
- Nie oglądaj się za siebie – powiedział, poważnym tonem, mimo ze się uśmiechał – Nie patrz na tych, których nie można było uratować, ponieważ to sprowadzi na ciebie obłęd. Bezwzględnie patrz przed siebie. Patrz na to co możesz zniszczyć. I zniszcz to swoim rozkazem.
Wargi dziewczynki rozwarły się odrobinę, ale nic nie odpowiedziała. Z powrotem skierowała swój wzrok na masakrę, toczącą się na polanie. Objęła spojrzeniem każdego stwora, każdą ofiarę, aby wzmóc swój gniew. Urósł on do największego rozmiaru w chwili, gdy spostrzegła dwie figury oparte o ścianę chatki. Chłopaka i dziewczyny, którzy z całą pewnością nie byli ghoulami. Poruszali się bardziej rozumnie, a ubrania nie były w strzępach. Natomiast twarze mieli ubrudzone krwią. Byli roześmiani, oglądając ten krwawy spektakl, którego byli sprawcami, jakby był to występ świetnego komika.
Błękitne oczy w sekundę nabrały wyrazistości i determinacji. Piąstki zacisnęły się, a postura wyprostowała się odruchowo, przebierając postawę przywódcy. Zrobiła bez zastanowienia to, co było zgodne z jej naturą.
- Alucardzie, mój Sługo! – krzyknęła, wyciągając rękę w stronę ich wrogów – Rozkazuję ci, znajdź ich! Znajdź ich wszystkich i zniszcz! Search and Destroy! Natychmiast! Zabij ich!
Alucard wyszczerzył kły. Na to czekał! Nareszcie!
- Jak każesz… – wyciągnął swoją nową bronią z kieszeni. Srebrna barwa pistoletu zalśniła w świetle gwiazd - …my Master!
Wówczas skoczył z tego urwiska wysoko w górę, a jego płaszcz rozłożył się niczym peleryna na wietrze. Dopiero teraz, kiedy wylądował na podłożu, wreszcie zwrócił na siebie uwagę.
- Zobacz Emily! – wykrzyknął szczęśliwy wampir przy chatce – Przyszedł następny! Ich nie ma końca! Ale będzie ubaw.
Nie rozpoznali w nim wampira i może tym lepiej. Grupa ghouli najbliżej Alucarda raptownie odwróciła się w jego stronę i zaczęła kroczyć ku niemu. Prosto… ku swojej zagładzie.
Lufa Casulla została szybko wymierzona w głowę najbliższego stwora. Kły Alucard zaświeciły w psychopatycznym uśmiechu, aż wreszcie wampir pociągnął za spust. Kula przeszła przez głowę ghoula na wylot, roztrzaskując ją. Krew, inna niż ludzka, zlała się kałużami na trawie. Roześmiane twarze dwójki wampirów przy chatce w mgnieniu oka przybrały formę szoku, niedowierzania i przerażenia.
- Uwielbiam tę chwilę – rzekł do siebie Alucard, celując już do kolejnego stwora – To szczere zdziwienie, kiedy nie wiedzą co się właściwie dzieje. Cudowne.
Rozległy się kolejne strzały, tym razem cała ich seria. Każdy pocisk idealnie trafiał w cel, żaden nie chybił. Te kreatury nie miały żadnych szans.
W tym czasie Howard, który był schowany pod podłogą w chatce drgnął. Do tej pory leżał, trzęsąc się cały, słuchając odgłosów na zewnątrz, wciąż i wciąż użalając się nad sobą. Nagle ni stąd ni zowąd pojawił się nowy odgłos. Dźwięk wystrzału. Niby nic takiego, kule nic im nie robiły. Zaraz ghoule zabiją tego strzelca. Tyle że…strzały nie milkły. Pojawiały się kolejne i kolejne. Coś było nie tak.
Tymczasem Alucardowi skończyła się amunicja w chwili, gdy pozbył się grupki stworów, która na niego nacierała. Ale to była zaledwie część wszystkich ghouli. Szybko wyjął kolejny magazynek i załadował. Nie czekając na reakcje ze strony przeciwników, porwał się biegu. Wtargnął w ich szeregi i strzelał w biegu do każdego stwora, którego mijał.
Integra oglądała to wszystko stojąc na szczycie tego niewielkiego urwiska. Nie mogła oderwać wzroku. Ponowny widok Alucarda w morderczym szale, po raz pierwszy od dwóch lat, wprawił ją w stan o wiele mniej wzburzony niż przy pierwszym spotkaniu.
Za to poczuła coś innego. Coś czego nie potrafiła nazwać. Patrząc na to, jak jej wampir biega wśród tego zbiorowiska potworów, po kolei zabijając każde z nich z uśmiechem na ustach, nie potrafiła już zrozumieć czemu kilka minut temu nazwała w myślach te ghoule potworami. Przecież teraz były kompletnie bezbronne. One były wynaturzeniem. Oglądając tą eksterminacje, nie miało się już wątpliwości, że to jedynie Alucard był potworem wśród tych kreatur. One nie dorastały mu do pięt. Były niczym, były tymi szczątkami, które z nich zostawały po jednym wystrzale.
Integra czując, że te nienazwane emocje zaczynają nad nią górować, nie zastanawiając się zbytnio, zaczęła schodzić z urwiska na dół. Widok z góry jej nie wystarczał. Wiedziała instynktownie, że musi znaleźć się bliżej, aby zrozumieć sens swojego stanu. Jak było wspomniane, wysokość nie było jakaś ogromna. Dziewczynka powoli zsuwała się, kawałek po kawałeczku w dół po piaszczystym podłożu, przytrzymując się wystających korzeni.
W końcu dotarła na sam dół. Mimowolnie spojrzała przed siebie i niemalże drgnęła na widok ghoula, który znajdował się tuż przed nią. Co prawda sama także miała ze sobą broń, ale stwór był zbyt blisko, nie miała czasu, aby po nią sięgnąć.
Alucard, widząc co się święci, skoczył do tyłu na dobre kilkanaście metrów. Nim ghoul zdołał choćby dotknąć Integry, jego głowę przeszyła poświęcona kula. Krew bryznęła na twarz i na dłonie młodej Hellsing, lecz ta nawet nie drgnęła. Stała tylko jak skamieniała. Wampir widząc, że jego Pani nic nie grozi, z powrotem rozpoczął natarcie i zaatakował ostatnią grupkę ghouli.
Integra czuła ciepło na twarzy i rękach, a widok rozpryskującej się głowy stwora wciąż majaczył jej przed oczami. Zerknęła w dół, wyciągając ręce. Były poplamione tym płynem, który powinien być czerwony, ale w ciemności wydawał się czarny.
„Już rozumiem” – pomyślała, patrząc na krew na dłoniach – „To o to mu chodziło”.
Oświecenie nadeszło oraz sens tej całej obserwacji, tej próby, którą oboje obecnie przechodzili. Integra z powrotem spojrzała w stronę swojego wampira, który rozprawiał się już z ostatnimi sztukami.
„On jest potworem” – jeśli kiedykolwiek miała jakieś wątpliwości, to teraz bezpowrotnie zniknęły – „Nic go nie poruszy. Nie zna współczucia. Niszczenie sprawia mu radość. A każdy jego mord, każdy akt potworności, każde zniszczenie jakie niesie… to także moja odpowiedzialność”
Kolejny ghoul padł. Rozsadziło mu klatkę piersiową.
„On celuje, ale to ja pociągam za spust. Każdy jego zabójstwo, jest moim zabójstwem. Każde czyn jest moim czynem. On zabija na mój rozkaz. Morduje moimi rękoma. To ja nim kieruję, ja to aranżuję. To ja mu rozkazuję, a więc ponoszę z nim ten ciężar odpowiedzialności, co oznacza, że…”
Ostatni ghoul został zniszczony, a wraz z nim ostatni magazynek, który Alucard miał przy sobie, opróżnił się i z głuchym odgłosem upadł na trawę.
„… ja także stanę się potworem. Lub już nim jestem, skoro nie porusza mnie w tej chwili nic co on wyprawia. O tej konsekwencji mówił. O tym, że będąc jego Panią mogę stać się podobna do niego. Bestialska i bezwzględna…Pociągam za spust… Potwór i jego narzędzie…”
O to właśnie chodziło przez ten cały czas. Nie można rozkazać kogoś zabić i nie być jednocześnie współwinnym. Nie można dokonując potwornych czynów, nie stać się potworem. A Integra je dokonała i zamierzała dokonywać w przyszłości, wyręczając się swoim sługą. Co z tego, że w imię wyższego dobra, skoro okrucieństwo i bestializm, powiązany z brakiem współczucia dla ofiar, był taki sam jak u ich wrogów.
Czy można używać tak potężnej broni jaką jest Alucard i nie zmienić się wewnętrznie? Nie upoić się władzą i mocą? Nie odczuć skutków zabijania z jego pomocą? W ogóle można wciąż nazywać się tym dobrym, mając u swojego boku wcielenie zła?
Jakim ona była Hellsingiem, skoro nie kroczyła ścieżką swojej rodziny? Jej dziadek pokonał potwora. Jej ojciec go uwięził, żeby uchronić siebie i świat przed owymi konsekwencjami, które właśnie odkryła. Żeby nie stać się potworem, żeby nie stracić człowieczeństwa. A ona, Integra tego potwora uwolniła i przyjęła w domu swoich przodków z otwartymi ramionami.
A najgorsze było to… że pomimo tych myśli… nie czuła żalu z tego powodu. To było najbardziej przerażające. Może już było za późno? Ech…nie ważne… Są inne priorytety. Ona musi robić swoje – i trzymając się tej myśli, wyjęła spod kurtki swój pistolet.
Tymczasem Alucard swoją broń schował z powrotem do kieszeni płaszcza. Bez poświęconych naboi i tak nie mogła mu się teraz przydać. Wolał wykonać resztę pracy własnoręcznie…
Odwrócił się w stronę dwójki wampirów, którzy przez ten cały czas nie ruszyli się z miejsca. Najwyraźniej byli zbyt zszokowani. Nie mieli pojęcia, że istnieje broń, która mogła ich zniszczyć. A poza tym oprawca, który ich zaatakował nie był człowiekiem. Z taką szybkością po prostu nie mógł nim  być. I tak łatwo pozbył się ich wszystkich sług.
Ocknęli się ze zamroczenia, w chwili, gdy tamten wampir zrobił pierwszy krok w ich stronę, z wymalowaną miną maniaka. Dotarł do nich ogrom przerażenia, większy nawet od tego, który czuli po raz ostatni, gdy Howard ich zmieniał.
Emily zaczęła działać pierwsza i to iście we własnym, niehonorowym stylu. Błyskawicznie chwyciła swojego partnera za rękaw i bez wahania rzuciła zdezorientowanego wampira prosto pod nogi Alucarda, a sama rzuciła się do ucieczki. Zrzuciła zbędny balast i jednocześnie zajęła czymś przeciwnika. Tak przynajmniej sądziła…
Oszołomiony David wylądował twarzą do ziemi. Z miejsca zapomniał o przeciwniku, a ogarnęła go wściekłość z powodu zdrady towarzyszki. Rzuciła nim niczym śmieciem, a sama zaczęła uciekać. Już chciał podnieść się, aby pobiec za nią i dokonać, zemsty, lecz… nie zdążył.
Alucard nie tracił czasu. Obiekt do likwidacji praktycznie sam wylądował mu pod nogami, więc nie omieszkał z tego skorzystać. Przyłożył stopę do pleców wampira i nacisnął z całej siły. Coś chrupnęło. David zawył z bólu. Jego wróg właśnie połamał mu stopą kręgosłup, gdzieś w odcinku lędźwiowym. Nie mógł się ruszyć, jedynie wywoływał więcej bólu.
- Poczekaj tu. Panie mają pierwszeństwo. Spokojnie, będziesz następny.
Emily już zbliżała się do ściany lasu. Odżyła w niej nadzieja. Czuła, że jeszcze kilka kroków i będzie wolna, ucieknie i nic nie będzie jej grozić. Nie udało się… Coś czerwonego błysnęło jej przed oczami, niemal od razu dostała silny cios w brzuch. Poleciała z łoskotem do tyłu na kilka metrów.
Jeszcze zanim zdążyła otworzyć oczu po upadku, silna i duża dłoń chwyciła ją za szyję i uniosła wysoko w górę. Zerknęła, aby ze zgrozą dostrzec swojego oprawcę. Próbowała uderzać go dłonią, drapać, ale nie robiło to na nim wrażenia. Była za słaba, nie umiała walczyć. Wydawało jej się, że kiedy udawało jej się zrobić jakieś zadrapanie, to ono natychmiast znikało.
- Niewdzięczna i zdradziecka sucz – wysyczał Alucard, zaciskał dłoń na szyi wampirzycy – Jakby tu się tobą zająć – powiedziawszy to, przysunął dłoń do jej klatki piersiowej, tuż przy lewej piersi – Zrobimy to powoli.
Przez moment Emily nie była pewna co jej oprawca chce jej zrobić. Bo w końcu jedynie przykładał palce do jej ciała. Lecz potem, gdy nacisk stawał się coraz silniejszy i silniejszy prawda uderzyła ją niczym piorun. Te palce były silne i ostre, bardziej niż najlepsze wytworzone przez ludzi ostrza.
Tak jak powiedział wcześniej, Alucard nie zamierzał się śpieszyć. Prawą ręką trzymał wampirzycę nad ziemią, a lewą powoli wbijał w jej ciało. Najpierw tylko lekki nacisk. Potem zaczął przebijać skórę, mięśnie, przełamywać się przez kości… I to wszystko w przerażająco wolnym tempie. Całość grozy dopełniały pełne bólu wrzaski Emily.
Finał nastąpił, kiedy dłoń Alucarda przebiła się do serca. Ścisnął je z całej siły, zgniatając na miazgę. Wampirzyca wydała ostatni jęk, po czym zamieniła się w pył w ciągu jednej sekundy. Nic z niej nie zostało. Pył opadł na kałuże krwi, która zdążyła z niej wypłynąć, gdy Alucard ją torturował.
Integra patrzyła się na to wszystko bez emocji. Jej postawa była chwiejna, jakby znajdowała się w jakimś transie, ale jej oczy mówiły, że dziewczynka jest w pełni władz umysłowych i doskonale rozumie co widzi. Ściskając pistolet w poplamionej krwią dłoni, wolno kroczyła przed siebie, ani trochę nie przejmując się tym, że depcze po szczątkach ghouli, czy po kałużach krwi.
Uwagę Alucarda z powrotem zajął wampir, którego zostawił z połamanym kręgosłupem. David zdążył już przeturlać się na plecy, ale przez złamanie był wygięty w bardzo nienaturalnej pozycji. Musiał go stworzyć bardzo słaby wampir, skoro jego regeneracja zachodziła w takim mozolnym tempie. Zresztą w sile Emily także to było widać.
- Tak jak obiecałem. Teraz twoja kolej – No Life King przyłożył obie dłonie do dwóch stron twarzy wampira i uniósł ją do góry. Towarzyszyły temu chrzęsty w połamanym kręgosłupie – To jak ty chcesz zginąć?
Wpatrywał się w wystraszoną twarz Davida, gdy nagle coś zwróciła jego uwagę. Coś wyłoniło się za połamanym wampirem. Alucard wyjrzał zza ciała i spostrzegł jeszcze jednego wampira. Przerażony i zrezygnowany stał w drzwiach chatki. Był zdecydowanie starszy od tamtej dwójki. Najpewniej to był ich stworzyciel, czyli ten geniusz idiota.
- Chyba już wiem jak – wysyczał potwór, ze złośliwą satysfakcją. Odwrócił swoją ofiarę tak, aby oczy obu wampirów mogły się spotkać. Strach przeciw strachowi.
- Ho…ward – wycharczał David, kiedy poczuł jak dłonie potwora, przyciśnięte po obu stronach jego twarzy, zaczynają napierać coraz mocniej –Pomóż… mi…
- Ale… - Howard stał, niczym wbity w ziemię. Jego wola walki dawno już została złamana, właśnie przez dwójkę wampirów, które stworzył. Wiedział, że nie ma szans. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Mógł tylko patrzeć. Zupełnie jakby zapomniał czym jest - …co ja mogę zrobić?
Alucard zaciskał ręce niczym imadło na głowie Dawida. Coraz mocniej i mocniej, w tym przypadku także nie siląc się na pośpiech. Na początku czaszka lekko zmieniła kształt. Później stawał się on coraz wyraźniejszy. Ślepia wampira zaczęły się wytrzeszczać. Ten nawet nie próbował się bronić, przeczuwając swój koniec, choć wciąż miał cichą nadzieję, że Howard mu pomoże. Błagał go spojrzeniem i słowem, lecz nic z tego.
Wreszcie coś w czaszce wampira zaczęło pękać. Jego głowa była już w kształcie elipsy. Pęknięcie nastąpiło nagle. Czaszka pękła z głośnym trzaskiem. Gałki oczne wypadły z oczodołów, a mózg zmienił się w miazgę. Gdy te wszystkie kawałeczki upadły na ziemię, dopiero wówczas zaczął się proces zmiany ciała w pył.
- Zostałeś już tylko ty – Alucard zaczął kroczyć ku Howardowi, lecz ten nadal stał w tym samym miejscu – Nie zamierzasz uciekać? Krzyczeć? Może błagać? No daj cokolwiek.
- Nic już nie chcę. Skończ to szybko.
Cóż za zawód.
- Żadnej zabawy. Może cię podkręcę? – zamachnął się tak szybko, że ledwo to było widać.
Howard poczuł ból i dezorientację. Instynktownie czuł, że właśnie stracił prawą nogę. Wampir uciął mu ją samą dłonią, robiąc prostą linię przez udo. Kolejny zamach. Tym razem ucięło lewą nogę, tuż nad kolanem.
Wampir padł na ziemię. Jego urwany oddech przyśpieszył, a krwawe łzy pociekły mu po twarzy, gdy zobaczył krwawiące resztki, które zostały z jego nóg. Neutralna postawa zniknęła. Znów był spanikowanym nieudacznikiem, który pewnie teraz posikałby się ze strachu, gdyby mógł.
- Tak już lepiej – humor Alucarda polepszył się, gdy zobaczył strach w oczach ofiary – Jeśli się nie boisz, nie ma z tego zabawy. No dalej, krzycz, kwicz i błagaj!
Howard wył, płacząc niczym małe dziecko. Zaczął się czołgać do tyłu, aż oparł się o ścianę chatki. Uśmiechnięty Alucard oczywiście podążał za nim.
- Miałem przeczucie, że tu wypełzniesz – potwór ponownie wyjął z płaszcza pistolet i załadował go, jakimś magazynkiem – Została mi jedna kula. Zostawiłem ją sobie, sądząc, że może się przydać, więc… jak wolisz?
Alucard przyklęknął przy Howardzie i zaczął wodzić lufą pistoletu od jego głowy, aż do serca i w przeciwną stronę i tak w kółko, drażniąc się ze swoją ofiarą.
- No powiedz albo zrobię jak zechcę. Mam strzelić w głowę czy w serce? Tylko przedłużasz sprawę, pobudzając mnie tą przerażoną twarzą. Szkoda, że siebie nie widzisz. Trzęsiesz się niczym osika. Na pewno jesteś wampirem? Bo coś na to nie wygląda. Choć w sumie cieszę się. To żadna przyjemność zabijać kogoś, nie mogąc patrzeć temu komuś w oczy. Chcę widzieć przerażenie, brak nadziei i odrazę. Musisz być w pełni świadom, kto jest twoim zabójcą. Patrz na mnie. Patrz w oczy samej śmierci!
Howard patrzył. Patrzył i naprawdę wierzył, że ma przed sobą śmierć, albo samego diabła. Aż tu nagle coś im przerwało.
Lufa pistoletu potwora przestała sunąć po ciele wampira, zatrzymując się na głowie. A to dlatego, iż przy sercu zjawiła się druga lufa. Nieco mniejsza, lecz wciąż niebezpieczna.
- Mam lepszy pomysł – odezwał się nowy głosik, dziewczęcy, ale ostry – Lepiej strzelić w oba miejsca  jednocześnie. I nie patrz tylko na niego. Patrz na nas!
Alucard patrzył z niedowierzaniem i niejakim zachwytem, jak Integra wysunęła się przykucnięta spod niego i przyłożyła swoją broń do klatki piersiowej Howarda.
Może i niewerbalnie, ale otrzymał swoją odpowiedź. Integra właśnie pokazała, że będzie stać za nim tak długo, jak ona za nią. Ona się nie boi. Nigdy nie będzie się bała. Nie boi się tak długo, jak będzie mogła robić to, do czego została stworzona.
Wampira ogarnął zachwyt. Teraz widział, że nic ich nie rozdzieli. Nie ma się czego obawiać, ona nigdy go nie zawiedzie.
Tymczasem Howard, na moment zapomniał o bólu i strachu, przez swój szok. Widok, który miał przed sobą wstrząsnął nim do głębi. Dwie osoby przyciskały pistolety do jego ciała, obie miały zaraz pozbawić go wiecznego życia. Pierwsza, była przez niego utożsamiana z samym diabłem. Jednakże druga, była dziewczynką. Blondynką w okularach, której wzrok był równie przerażający jak potwora. Nie było żadnej oznaki wahania w jej postawie. Była zdecydowana żeby zabić. Plamy krwi na jej twarzy i rękach, którymi w ogóle się nie przejmowała, tylko to uwydatniały. A przecież to wciąż było dziecko…
Chwila… dziecko? Co on słyszał o dziecku?
I nagle go olśniło! Hellsing! Organizacja do ścigania wampirów, której przewodziło dziecko, jakaś dziewczynka. To była ona! To musiała być ona! To dziecko, które… Ale to oznaczało, że…
… Elizabeth się pomyliła!!!
Wampirzyca, którą uznawał za boginię, pomyliła się! Uznała, że Hellsing nie jest zagrożeniem, ponieważ przewodzi nim jakieś niedoświadczone dziecko. Ale nie widziała tego co on. Ta dziewczynka nie była normalna. Zawarła pakt z jakimś diabłem! Miała po swojej stronie broń, o jakiej nikomu się nie śniło. Stanowiła potężne niebezpieczeństwo i charakter, który mógł być wydatniejszy i bardziej przerażający niż u samej Elizabeth.
Mimo, że były to ostatnie sekundy jego życia, Howard nareszcie wyzbył się strachu. Zamiast tego poczuł gniew i żądzę zemsty, ale nie wobec swoich oprawców, a wobec samej Mistrzyni.
Chciał zemsty za to, co mu zrobiła. Za to, że zamieniła go w niepotrafiącą myśleć marionetkę. Za to, że sprawiła, że zapomniał iż jest wampirem, że ma własną potężną moc i umysł, aby się bronić. Za to, że uczyniła go bezbronnym nieudacznikiem, będącym na jej łasce. I nie tylko jego. Wszystkie wampiry, którymi się opiekowała stawały się słabe, niezdolne do samodzielnej obrony. Zyskiwała nad nimi kontrolę i uzależniała od siebie. Sprawowała w wampirzym świecie jakąś pieprzoną dyktaturę. Na każdym, kto oddawał się w jej ręce, zaciskała pięść. Raz wpadłszy w jej szpony, nigdy nie będzie można żyć bez niej. Albo skończysz martwy, albo będziesz jej własnością i bezwolnie podążał za rozkazami. Ona jednocześnie chroniła ich rasę i jednocześnie tworzyła własne królestwo, w którym nikt nie ważyłby się jej postawić, bo byliby od niej zależni.
Alucard i Integra odwrócili się i spojrzeli sobie w oczy. Nie wiadomo co wyczytali w tęczówkach towarzysza, ale oboje posłali sobie uśmiech. Kiedy przerwali wzrokowy kontakt oboje, w idealnej synchronizacji, odbezpieczyli swoje pistolety.
Howard zrozumiał, że ma jedynie kilka sekund. Dlatego nie zwlekał. W chwili, kiedy Integra i Alucard zaczęli naciskać na spusty, wampir przemówił, dokonując zemsty, ostatnią rzecz w swojej egzystencji. Chciał odzyskać swój honor, jako krwiopijca w swojej ostatniej szansie.
- Znajdźcie ją! Jesteście w stanie to zrobić! Zabijcie ją…
Obie bronie wystrzeliły naraz. Integra strzeliła w serce, a Alucard w głowę. Nie wiadomo, który strzał zabił wampira, lecz to nie było ważne. Twarz Howarda zastygła, aby po chwili rozsypać się niczym piasek.
Zaległa całkowita cisza. Już nie złowroga, a zwiastująca spokój.
Pomimo, że Integra i Alucard właśnie wykonali misję i zabili wampiry, oboje mieli skonfundowane miny. Wstali z klęczek i wymienili zdziwione spojrzenia.
- Co on powiedział? – spytała Integra – Nic nie słyszałam, ale coś powiedział, prawda?
Jej ludzki słuch był za słaby, aby w odgłosie wystrzałów mogła usłyszeć co Howard chciał powiedzieć, ale Alucard usłyszał wszystko.
- Kazał nam kogoś znaleźć – wyjaśnił wampir, podobnie jak ona zdezorientowany - Podobno jesteśmy w stanie to zrobić. Mamy ją zabić.
- Ją, czyli kogo?
Alucard wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia.
- Nieważne. Potem o tym pomyślimy – ponownie zabrała głos dziewczynka – Teraz są inne priorytety – objęła wzrokiem teren. Pełno szczątków ghouli oraz trzy kubki pyłu – Musimy sprowadzić ludzi z Agencji, aby zabezpieczyli teren. Nie pomyliłam się, więc możemy uznać tę misję za oficjalną. Sprawy z policją i rodzinami ofiar także zaraz się pojawią…
Odeszła kawałek, ale czuła na plecach, że wampir ją obserwuje. Czekał na jakiś komentarz, może reprymendę. Przeliczył się. Integra odwróciła się do niego ze złośliwą satysfakcją na ustach.
- To co tam kiedyś mówiłeś na temat przerażająco silnego duetu? Że nic, ani nikt nie będzie w stanie nas powstrzymać, tak? To mi się podoba.
Alucard pokręcił głową z niedowierzaniem, choć odwzajemnił uśmiech.
- Mi także. Rozumiem, że nie muszę obawiać się powrotu do celi.
- Przecież mówiłam ci, że nie. Miej wiarę w słowa swej Pani.
- I nie boisz się? – w zadanym pytaniu pobrzmiała ciekawość – Widzisz, co cię otacza. Ta cała rzeź i sadystyczne traktowanie było na twój rozkaz. To wszystko to twoje dzieło. Nie obawiasz, że staniesz się taka jak ja? Twój ojciec uwięził mnie właśnie dlatego iż bał się, że używając mnie stanie się potworem i zatraci człowieczeństwo. I miał rację, poważnie mu to groziło. Nie potrafił tego znieść. Myślałem, że nikt by nie potrafił przez to, czym jestem…
- Nie rozumiesz – Integra spojrzała w niebo – Myślę, że ja już się zmieniłam. I to na samym początku. Dziewczynka, która wkroczyła do twojej celi była zupełnie inna od Integry, którą znasz. To bezbronna dziewczynka, która uciekała, prosząc Boga o pomoc. Modląc się o jakiegoś rycerza, który ją obroni. Lecz kiedy powstałeś… i klęknąłeś przede mną… - zwróciła się w jego stronę -… to wtedy się zmieniłam. Stara, wychowana pod kloszem dziewczynka nie byłaby w stanie strzelić do wuja, ani do kogokolwiek. To ty mnie do tego popchnąłeś.
Alucard patrzył oniemiały. Usta otwarły mu się w wrażenia, ale słuchał całym sobą, gdy ona kontynuowała.
- Patrząc z perspektywy czasu, to wtedy wszystko stało się jasne – kontynuowała – Chciałam i chcę mieć cię przy sobie. Od tamtego dnia w twojej celi i to się nie zmieni. Nie wiem jak bardzo mogę się zmienić w przyszłości…może stanę się gorsza, może czymś co nie będzie do końca ludzkie, ale… cel uświęca środki. Mam cel w życiu i swoją misję jako Hellsing. Nigdy nie stracę tego z oczu. Tyle mi wystarczy. Póki mogę służyć temu krajowi i polować na wampiry pozostanę sobą. Mogę to robić jako człowiek i jako potwór. Żadna z tych opcji nie jest mi straszna. Stawię czoła temu co postawi przede mną przyszłość. Ale wraz z tobą. I nieważne czym się przez ciebie stanę, bo to wciąż będę ja, Integra Hellsing.
Alucard nie wiedział co powiedzieć. Nawet nie zauważył jak zaczął iść, aby stanąć tuż przy dziewczynce. Wyciągnął dłoń, aby przejechać palcem, po plamie krwi, którą miała na policzku. Krew ghoula trysnęła jej na prawą stronę twarzy tak, że ominęła okulary. Głód zalśnił w jego oczach.
- Możesz – powiedziała Integra bardzo cicho, zamykając oczy. Podświadomie wiedziała, że krew z torebek nigdy dostatecznie go nie satysfakcjonowała. Świeża krew mogła już to uczynić.
Wampir przybliżył się do jej twarzy. Wysunął swój szorstki język i przejechał nim po policzku dziewczynki, zlizując całą krew. Wyczyścił jej twarz. Gdy skończył odsunął się, lecz jedynie odrobinkę. Integra otworzyła oczy. Spojrzeli sobie w oczy, a dzieliły ich zaledwie kilka centymetrów.
Alucard, który żył już 500 lat, widział wiele istnień. Widział ich narodziny, życie i śmierć. Ktoś kto przeżył i widział tak wiele, potrafił spojrzeć w przyszłość, a rzeczy takie jak wiek traciły znaczenie, ponieważ w jego oczach zacierały się różnice. Dla niego to zawsze była jedna i ta sama osoba.
Zrozumiał właśnie, że uczucie, które w nim zbiera, nigdy nie zniknie. Jak wiele innych.
Integra drgnęła, kiedy zobaczyła, że w oczach Alucarda coś się załamało.
- Co ci jest? – spytała szybko, widząc, że coś się stało.
- Nic takiego – wampir pokręcił głową, patrząc w dół. W końcu podniósł wzrok – Myślę, że właśnie odkryłem coś niebezpiecznego. Ale nie obawiaj się. To coś niebezpiecznego dla mnie, nie dla ciebie.
Już wiedział, że z biegiem lat będzie coraz bardziej tracił głowę dla tej istoty. Przywiązał się i kochał ją coraz bardziej. Zakochiwanie się było najpewniej jedyną ludzką zdolnością jaką posiadał. Lecz uważał, że posiada ją tylko po to, aby bardziej cierpieć. Jeśli ktoś go kochał to ginął, a on ją przeżywał. Potem to już tylko on kochał, nikt nie odwzajemniał miłości do takiej kreatury jak on.
Teraz znów poczuł, że się zakochał. Ale to nic z tego. Samotność była ceną, którą musi zapłacić każdy potwór i odmieniec. Zrozumiał to 100 lat temu. A on sam znał ból i cierpienie po stracie ukochanych lepiej niż ktokolwiek inny. Dokładka kolejnego nic nie zmieni. Pewnego dnia będzie musiał patrzeć na męża i dzieci Integry. Będzie przy jej śmierci. Będzie go rozsadzał znajomy ból, któremu nie przeciwdziała. To klątwa jego miłości, aby rodziła w nim ból, która zmieni go w jeszcze gorszego potwora, jeśli to w ogóle możliwe.
Znał ból straconej miłości, już się na to przygotowywał. A do tego czasu, nie będzie marnował ani chwili i cieszył się każdym dniem przy boku ukochanej, póki jeszcze może. Choć miał niedobre przeczucie, że strata tej osoby będzie bardziej bolesna niż jakakolwiek inna, ponieważ Integra sama w sobie była inna niż kobiety, które kochał. Integra…była wyjątkowa… nie miał z kim ją porównać. Jej śmierć mogłaby w końcu zniszczyć resztę jego wnętrza.
- O czym ty mówisz? – głos dziewczynki przywrócił go do rzeczywistości.
- Nie przejmuj się tym – wiedział, że musi odwrócić jej uwagę, więc postanowił zażartować – Krew z dłoni tez mogę zlizać? – uśmiech wrócił mu na usta.
- Jeszcze czego! Zaślinisz je! – wyrzuciła, wyciągając z kieszeni rękawiczki. Krew już zaschła, więc nie zabrudzi to rękawiczek. Założyła je, aby zasłonić brudne ręce.
- Racja – poczuł ulgę, że mu się powiodło – Poza tym, trudno mi się skoncentrować. Twoja krew pachnie o wiele smakowiciej niż to paskudztwo od ghouli.
- Może ci kiedyś pozwolę na ponowną degustację.
Zaśmiał się, wiedząc że ona tylko żartuje, tak jak on.
- Chodź – powiedział klękając i wyciągając ręce – Poniosę cię.
- Co?! Po co? Dam radę iść sama.
- Prawda, ale już wcześniej ledwo potrafiłaś się poruszać w tych ciemnościach po lesie. A teraz jesteś do tego zmęczona, a nam się trochę śpieszy. Musimy wezwać naszych, zanim ktoś znajdzie to pobojowisko. Jak cię poniosę będzie szybciej.
- Chyba … tak – Integra niepewnie pozwoliła wziąć się na ręce, a następnie oboje rozpłynęli się w powietrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz