czwartek, 12 października 2017

Między wierszami - Rozdział 2



Budzik dał o sobie znać równo o godzinie pierwszej w nocy. Integra szybko go wyłączyła. Odczekała kilka chwil by się upewnić, że nikogo tym hałasem w pobliżu nie obudziła, po czym wyskoczyła z łóżka. Poklepała się po policzkach, aby się rozbudzić, a następnie założyła długi szlafrok. Doświadczenie nauczyło ją, że tam gdzie się wybierała panowała zbyt niska temperatura jak na jej nocny ubiór.
Najciszej jak potrafiła wymknęła się z pokoju i pośpieszyła do piwnic dobrze znaną jej trasą. Miała już to wyćwiczone na pamięć. Możliwe, że można było to nazwać już nawykiem. Jak zwykle Integra dotarła do podziemi posiadłości nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Trzynastoletnia dziewczynka kolejny raz zmierzała na spotkanie ze swoim nowym sługą. Kolejny raz, gdyż robiła tak co najmniej trzy razy w tygodniu, czasem więcej. Mogła go przywoływać do siebie, lecz to całe przekradanie się do niego było bardziej ekscytujące. A poza tym atmosfera panująca w jego pokojach była idealna do ich rozmów, dodawała emocji.
Zmierzając korytarzem prowadzącym do miejsca pobytu wampira, dziewczynka już w ogóle nie wspominała wydarzeń które miały miejsce, gdy po raz pierwszy tu była. Te wspomnienia odeszły dawno w zapomnienie. Inne pojawiły się w ich miejsce.
Integra doszła do celu. Pewnym ruchem otworzyła drzwi i weszła do środka. Czekał tam na nią. Jak zwykle, Alucard siedział na swoim krześle, symbolizującym tron, dokładnie na środku komnaty, a jego wzrok był skupiony tylko na niej. Zawsze wiedział, kiedy do niego szła.
- Witaj z powrotem – rzekł z uśmiechem.
Dziewczynka nic odpowiedziała. Jedynie weszła głębiej i usiadła na podłodze tuż przy nogach wampira. Poły szlafroka ochraniały ją przed chłodem podłogi. Alucard niemal się z nią stykał i ze swojego miejsca patrzył na nią z góry, ale jej to nie przeszkadzało.
Usadawiając się wygodnie przypomniał jej się pierwszy raz gdy tu przyszła. To była ponad dwa tygodnie po tym jak Walter przygotował Alucardowi jego pokoje w piwnicach. Integre zastanawiało przez ten czas, dlaczego wampir się nie pokazuje. W ogóle nie opuszczał podziemi, nie tylko w dzień, ale i w nocy. Poszła do niego właśnie by o tym pomówić. Okazało się, że za czasów jej ojca wampir miał zakaz wychodzenia z piwnic, wyjątek stanowiły misje. Nie wychodził z przyzwyczajenia. Integra przypomniała mu, że to ona teraz jest jego Panią i nie ma nic przeciwko by poruszał się po domostwie jak mu się żywnie podoba. Alucard zareagował uśmiechem.
Od tamtej pory już można się była na niego natknąć w domu, ale dziewczynce spodobały się te wyprawy nocne. Chodziła do niego w nocy, kiedy tylko mogła. Trwało tak już prawie rok. Siedząc z nim rozmawiali o wielu niesamowitych rzeczach. Alucard opowiadał takie historie, że czasem traciła kontakt z rzeczywistością, tak ją to wchłonęło. Poza tym wampir radził jej dużo w sprawach organizacji i informował o swoich mocach i jak ona mogła je kontrolować. Między innymi o nałożonych na niego barierach, które jedynie ona mogła zdjąć.
Zrobił się z tego zwykły domowy rytuał jak jedzenie śniadania. Ustawianie budzika, aby wymknąć się do wampira i z nim rozmawiać był już dla niej rutyną. Ale uwielbiała to. To była jedna z niewielu przyjemności w jej życiu. Często się nie wysypiała, lecz i tak nie mogła się powstrzymać. A właściwie nawet nie chciała. Naprawdę…Naprawdę lubiła ich rozmowy. Dzięki temu go poznawała. A on ją.
- To na czym skończyliśmy ostatnio? – spytała mimo, że doskonale pamiętała na czym zakończyli ostatnie spotkanie. Tak zazwyczaj zaczynała.
- Jeśli mnie pamięć nie myli to na fragmencie, gdy przybyli do mnie dyplomaci z Turcji.
- Właśnie – potwierdziła, wspominając swą wczorajszą irytacje – Spytałam cię, czemu kazałeś im przybić turbany do głów, a ty mnie odesłałeś z kwitkiem mówiąc, że jest już zbyt późno i powinnam się kłaść. Specjalnie kazałeś mi czekać na ciąg dalszy!
- Chciałem mieć pewność, że dzisiaj także mnie odwiedzisz – odrzekł z udawaną miną niewiniątka.
- Nie udobruchasz mnie tymi słowami. Mów! Czekałam cały dzień – powiedziała zaciskając lekko piąstki na udach.
- Dobrze…Wyobraź sobie taką sytuację. Przybywasz na audiencję do władcy obcego państwa. Masz na głowie kapelusz. Obyczaj nakazuje ci zdjąć go, kiedy stajesz przed obliczem króla, więc tak czynisz. Jakiś czas później sytuacja się odwraca. To ty siedzisz na tronie, a do ciebie przybywają dygnitarze z tego samego państwa. Nie zdejmują przed tobą nakryć głów. Co to oznacza?
- Bezczelność. Brak szacunku – wyrzuciła natychmiast i dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiała – To oni w ten sposób postąpili?
- Dokładnie – powiedział wampir rozkładając ręce – Trzy razy kazałem im zdjąć turbany, trzykrotnie odmówili zasłaniając się religią, choć przed obliczem sułtana należało ściągnąć każdy rodzaj nakrycia głowy bez patrzenia na stwórcę. Pomyślałem wówczas, że skoro są oni tak przywiązani do swoich turbanów… - w tym miejscu Alucard zachichotał - …to połączę ich głowy z nimi aż do śmierci. Stali się nierozłączni oficjalnie.
- Aha… - westchnęła Integra, analizując fakty – I kazałeś je przybić gwoździami? Takimi…prawdziwymi, długimi? Nie zabiło ich to, ani nie upośledziło?
- Ech, żeby zaraz gwoździe. Dziś powiedziano by na to pinezki. Musiałem mieć pewność, że ich to nie zabije. W innym bądź razie nie byłoby pożytku z lekcji – zaśmiał cicho, ale przez panujące echo wszystko wydawało się głośniejsze.
- Rozumiem. Zsumowując niemal wszystkie twoje opowieści, wychodzi na to że terror w twoim wykonaniu zawsze miał jakiś cel.
- Był moją ulubioną bronią. Nigdy nie zawodził, nawet dziś. Co nie znaczy że nie sprawiał mi powiedzmy…swego rodzaju radości – uśmiech, który go nie opuszczał stał się jeszcze bardziej maniakalny.
- A ja sądziłam, że ulubioną bronią był pal – dziewczynka była kompletnie niewzruszona. Raz kilka miesięcy temu Alucard powiedział, że ma ona dar, który niewielu posiadło. Potrafiła podchodzić obojętnie, bez wstrętu do jego natury potwora. Podobnie jak Walter.
- Był elementem terroru. Metodą, którą nauczyłem się właśnie od Turków. Z tą różnicą, że ja…- zastanowił się, szukając odpowiednich słów –…ją udoskonaliłem.
- I to aż za bardzo – dziewczynka przechyliła głowę w prawo, a potem w lewo i jeszcze raz, aż w końcu zapytała – Naprawdę nie zmyślasz tych wszystkich rzeczy? Za bardzo podkoloryzowane jak dla mnie. To nie jeden z tych mitów stworzonych na twój temat?
- Zadajesz to pytanie po raz dziewiąty, jeśli dobrze liczę. Moja ciągła odpowiedź na to cię nie satysfakcjonuje?
- Po prostu mówię jakie mam odczucia. Wyobrażam sobie jaką byś miał uciechę, gdybym uwierzyła w jakąś wymyśloną przez ciebie bzdurę.
- Uwierz mi, gdyby taka sytuacja miała miejsce, zauważyłabyś to. Nie mam oporów przed okazywaniem pogardy wobec głupoty u innych.
- No, tu się mogę zgodzić. Czyli muszę się zadowolić odpowiedzią „Mity i fakty często mają trochę wspólnych rzeczy. Plotki o mnie z przeszłości to bzdury, ale nie wzięły się znikąd. Do moich popełnionych okrucieństw dodano po prostu kilka gorszych, o których ci nie wspominam”.
Alucard zachichotał, słysząc jak jego Pani naśladuje jego głos. Tak rzadko mogła zachowywać się jak dziecko, którym przecież była. Pozwalała sobie na to, jedynie w sytuacjach „prywatnych”, gdy praca nie wchodziła w grę. A i wówczas było to rzadkością.
- Wspaniale zapamiętałaś moje słowa. Dobrze mnie słuchasz.
- I dzięki temu mogę wydedukować jakie informacje o tobie to blaga. Wychodzi na to, że palowanie małych zwierzątek to właśnie plotki.
- Absolutne kłamstwa. Nie miałbym w tym żadnego celu. Kogo bym tym zastraszył? Koty?
- Obdzieranie ze skóry?
- Bzdura.
- Gotowanie żywcem?
- Po co? Żeby ich zjeść?
Tym razem to Integra się zaśmiała, ale bardzo krótko. Ciekawe, nie posądzałaby się o czarne poczucie humoru. A może to po prostu z niewyspania? Jak na potwierdzenie tego przypuszczenia, młoda Hellsing stłumiła ziewnięcie.
- Nie walcz ze sobą, jeśli jesteś zmęczona – powiedział wampir – Jutro i tak będziesz mieć mnóstwo pracy. Jak dobrze pamiętam, masz kilkugodzinną lekcję historii.
- Nawet mi nie przypominaj! Właśnie po to nie idę spać, by ten dzień za szybko nie nadszedł.
Integra nie chodziła do szkoły jak inne dzieci. Zajmowane przez nią stanowisko nie pozwalało jej zbyt często opuszczać siedziby Organizacji. Przywódca powinien być na miejscu, w razie nagłego wypadku. Dlatego właśnie to szkoła przyjeżdżała do niej. Zatrudniono dla niej kilku znamienitych korepetytorów, którzy zjawiali się tutaj w ustalone dni tygodnia.
- Skoro nie lubisz tego…jak mu tam…profesora Clarke, to czemu go nie zwolnisz? Znajdź lepszego korepetytora.
- Niby jakim cudem? Toż on jest tym „nowym”. Zwolniłam już dwóch, trzeciego nie mogę. To już by była przesada. Clarke może i jest irytująco nadęty, ale przynajmniej kompetentny.
- Stąd słyszę, jak strzelają ci żyłki, gdy masz z nim lekcje.
- I co z tego? Tak już musi być, zniosę go jakoś…
Integra głośno wypuściła powietrze, po czym przechyliła się powoli w stronę Alucarda, aż w końcu oparła się ramieniem o jego krzesło. Powieki jej lekko zadrżały.
- Jesteś pewna co do tego powstrzymywania się od snu? – spytał poważnie, pozbywając się swojego uśmiechu i przybierając poważną pozę.
- Chcę tu jeszcze chwilę posiedzieć. Coś z tym nie tak? – ostatnie zdanie miało słabą, ale wyczuwalną nutkę ostrzeżenia.
- Nie, nic w tym złego… - odpowiedział spokojnie i jakby trochę pocieszająco.
Alucard wiedział, czemu służyły jego Pani owe nocne wizyty. Nie był głupi, widział wszystko jak na dłoni. Mimo, że Integra próbowała to przed wszystkimi ukryć.
Jego Pani miała 13 lat. Tylko 13 lat. Każdy jej rówieśnik obecnie ma największy problem kalibru złej oceny lub sprzeczki z przyjaciółką. Integra natomiast żyła już w świecie dorosłych. Zachowywała się i pracowała jak dorosła osoba, a do tego dochodziły obowiązki prywatne, jak właśnie nauka. To było bardzo wielkie brzemię.
Mała Integra robiła wszystko co w jej mocy, aby je podźwignąć. I zdziwieniem napawał fakt, że jej się to udawało. Z własnej woli przyjęła wszystkie swoje funkcje i odrzuciła beztroskę dzieciństwa. Nigdy nie narzekała, ani nie żałowała swojego wyboru. Można powiedzieć, że była stworzona do objęcia przywództwa nad Hellsing, ponieważ swoje obowiązki wykonywała nienagannie, co przez niektórych zostało przyjęte z niedowierzeniem. Jednakże…
…to nie zmieniało tego, że jej wiek wciąż był bardzo małą liczbą. Alucard nie był ślepy, doskonale widział, że dziecko stara się dojrzeć na siłę i bardzo się męczy, aby to osiągnąć. Przed innymi jej się to udaje, ale wciąż potrzebowała odpoczynku. Z początku wampir sądził, że to Walter jest jedyną osobą, przed którą Integra nie udaje nikogo innego. Ale potem…zaczęły się te wizyty w jego piwnicach i Alucarda naszły wątpliwości.
Myśl, że stał się dla dziewczynki kimś ważnym była lekko abstrakcyjna. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał z kimś więź pozbawioną nienawiści lub wstrętu. No chyba, że Walter, ale to nie było to samo.
Wampir zdawał sobie sprawę z siły drzemiącej w tym małym ciele dziewczynki, ale to nie zmieniało faktu, że to wciąż trzynastolatka. Kiedy uciekała po nocach tutaj do niego, robiła to dosłownie – uciekała. Ich rozmowy dawały jej możliwość powrotu do swojego wieku. Na chwilę zdejmowała z siebie ciężar, czego właśnie to dziecko potrzebowało. Kiedy dorośnie, nie będzie tego potrzebować, ale teraz tak! On i Dornez byli przystanią, gdzie na chwilę mogła sobie przypomnieć, że jest dzieckiem i odetchnąć.
- Kiedyś będziesz idealnym przywódcą tej Organizacji, ale teraz jesteś wciąż dzieckiem, które musi od czasu do czasu uciec od odpowiedzialności, której nawet wielu dorosłych nie dałoby rady unieść. Nadal masz prawo by czasami poczuć beztroskę…Korzystaj póki jeszcze możesz.
Alucard wypowiedział te słowa bez obaw. Jego młoda pani zapadła w sen już po dobrej minucie. Wampir był pod wrażeniem, że zdołała zasnąć w takiej pozycji, ale cóż, to nie było nic dziwnego. Wczoraj także mało spała.
Ostatnio te wizyty nocne stały się trochę częstsze. Integra potrzebowała więcej odpoczynku niż zwykle. Stres w niej narastał, do czego nie chciała się przed sobą przyznać. Trzeba go rozładować, ale jak? Pozwolić jej zrobić coś co zwykle robi normalne trzynastoletnie dziecko. Ale co? Przecież nie można kazać jej grać w planszówki, czy sobie coś porysować. To nie rozrywki dla niej. Trzeba co jakiś czas, dopóki jej wnętrze dostatecznie nie dojrzeje, pozwolić jej uciec od odpowiedzialności na krótką chwilę, ale w taki sposób, aby nie urażało to jej dumy.
Wampir wstał i wziął dziewczynkę ostrożnie na ręce. Przywykł już do tego. Nie pierwszy raz się zdarzyło, że Integra odpłynęła w czasie ich nocnych rozmów. W trakcie wędrówki do jej pokoju zastanawiał się, dlaczego w ogóle przejmuję się jej dobrym samopoczuciem, czy tym że jej młoda psychika próbuje dojrzeć na siłę. Dlaczego go to w ogóle martwiło? Potwór nie wiedział po prostu, że najzwyczajniej w świecie sam się do niej przywiązał, tak samo jak ona do niego. Nie rozpoznawał tego uczucia, ponieważ wyzbył się go na dobre lata, jeśli nie wieki.
Integra będzie miała ciężkie życie, a już i tak przecież wiele przeszła. Jako dziecko sprawuje wysoką funkcję w kraju. Jej odpowiedzialność i siła ducha przewyższa większość dorosłych. Alucard chciał żeby raz na jakiś czas jego Pani mogła się uwolnić i przypomnieć sobie ile ma lat. Według niego, ona tego potrzebowała. Wnioskował to, z tego jak często do niego przychodziła. Gdy liczba wizyt się zwiększała znaczyło to, że potrzebowała większej ulgi niż zwykle. Miała do tego prawo, ale nigdy w życiu nie przyznałaby się do słabości. Tyle, że to nie była słabość. To był po prostu wiek, lecz mała Hellsing uparcie trzymała się swego.
Kiedy Alucard ułożył dziewczynkę do łóżka i przykrył kołdrą, do jego głowy wpadł pewien pomysł. Coś co mogłoby zadziałać. Co prawda, na pewno dostanie za taki numer karę…ale czego się nie robi dla dobrego samopoczucia swojego mistrza?
Potrzeba jej chwili dziecięcej beztroski to dostanie ją. Ale w jego stylu.

***

Integra siedziała przy swoim biurku i z trudem powstrzymywała narastającą frustrację. Ręka zaczynała ją boleć od ciągłego pisania. Przerwała na chwilę czynność, aby rozluźnić nadgarstek. Brak snu coraz bardziej dawał się we znaki.
- Żadnego odpoczynku. Jeszcze panienka nie skończyła – głos odezwał się zaledwie po sekundzie, od chwili gdy dziewczynka oderwała pióro od kartki.
- Nie odpoczywam. Skończyłam już to zadanie – odpowiedziała kulturalnie, choć na usta cisnęły jej się zupełnie inne słowa.
- Śmiem wątpić – korepetytor podszedł i zajrzał jej przez ramię. Sprawdził ile napisała, po czym zaczął okrążać biurko mlaskając z udawanym rozczarowaniem – Jeśli tylko tyle jesteś w stanie z siebie wykrzesać, to trudno młoda damo.
- To mało? – spytała, całą siłą woli kontrolując swój głos, aby nie wyrażał jej gniewu.
- Powiedziałbym, że mam uczniów, których stać na więcej niż ciebie, ale się powstrzymam.
Pan Clarke był otyłym, niskim mężczyzną z małym wąsikiem. Jego uśmieszek był pełen wyższości i zadufania. Jego jedyną zaletą było to, że naprawdę znał się na historii, ale jego charakter był poniżej wszelkiej krytyki. Integra wcale nie napisała mało. Odpowiedź na owo krótkie, zadane jej pytanie, odpowiedziała wręcz wypracowaniem.
- Dobrze, może spróbujesz z tym – Clarke nawet nie spostrzegł, że oczy dziewczynki ciskają piorunami – Napisz mi wszystko co wiesz o tak zwanej Wojnie Dwóch Róż.
Integra omalże nie jęknęła. Jej wiedza w tej kwestii także była spora. Mogła się rozpisać o tym na dobrych kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt stron, tyle że ta lekcja trwała już którąś godzinę, ręka ją bolała, zmęczyła się i robiło się późno, a miała jeszcze trochę spraw do załatwienia.
- Czy nie moglibyśmy tego przesunąć na następne korepetycje? – spytała, kolejny raz wkładając w grzeczność spory wysiłek – Mam jeszcze dużo pracy na dziś i nie mam już więcej czasu. Skończył Pan swoją pracę pół godziny temu. Nie zapłacimy za nadgodziny.
- I nie ma takiej potrzeby. Po prostu widzę, że musisz włożyć w naukę więcej wysiłku niż obecnie. Dlatego trzeba cię przypilnować. A poza tym… - w tym miejscu Clarke zaśmiał się z kpiną – Jaką ty możesz mieć pracę do wykonania, dziecko? Trochę pisania nie zaszkodzi twojej główce.
Integra aż rwała się, aby wykrzyczeć mu w twarz, że ma w cholerę roboty…ale nie mogła. Zwykłe społeczeństwo, w którym żył jej korepetytor, nie miało pojęcia, że coś takiego jak Organizacja Hellsing, czy nawet wampiry w ogóle istnieją. To kim była pozostawało tajemnicą dla jej nauczycieli, przez co tak jak w przypadku Clarke, spotykała się z brakiem należytego respektu. Najgorsze było właśnie to, że nie mogła się odszczeknąć. W jego oczach, on stał wyżej od dziewczynki.
- Tak… - wyrzuciła przez zaciśnięte zęby - …to nic ważnego.
- Właśnie. Zabawa ci nigdzie nie ucieknie. A teraz bierz się do pracy.
Żadne z nich nie miało pojęcia, że za ścianą tego pomieszczenia, stał sobie Alucard z założonymi rękami i się wszystkiemu przysłuchiwał. Doszedł do wniosku, że może już działać.
W momencie, kiedy pióro młodej Hellsing zaczęło skrobać pierwsze zdania na kartce, na zewnątrz zaczęły się formować czarne cienie, które uderzyły z impetem w ramy okienne, otwierając je przy tym na oścież. Chłodny wiatr wdarł się do gabinetu, rozwiewając stosik kartek na biurku.
- Przeklęty przeciąg – rzucił krótko, lekko zezłoszczony Clarke, podchodząc do okna i zamykając je. Integra nie przerwała pisania, lecz stała się czujna. W odróżnieniu od jej nauczyciela, zauważyła, obserwując pobliskie drzewo, że na zewnątrz praktycznie nie było wiatru. To co w takim razie zdmuchnęło te papiery?
Korepetytor przyklęknął i zaczął zbierać porozrzucane kartki. Widać było, że sprawia mu to dyskomfort, najpewniej przez swoją nadwagę. Zaprzestał jednak tej czynności po zaledwie chwili. A to dlatego iż chłód w pomieszczeniu nie zelżał, wręcz przeciwnie. Przeszywające zimno przeniknęło ciało mężczyzny, aż do kości. Poczuł się jakby wyszedł na dwór w mroźny, zimowy dzień w samej piżamie.
Dziewczynka za biurkiem zaprzestała pisania. Także poczuła zimno, ale nie tak dotkliwie jak jej nauczyciel. Tamten odczuwał to o wiele gorzej. Jednakże ten chłód, który czuła dziewczynka był tym samym, jaki panował w tak znanym jej pokoju…który znajdował się w piwnicach.
- Och… - westchnęła, zaskoczona przez własną konkluzję akurat w tej samej chwili, gdy cienie na zewnątrz znów się poruszyły, lecz tym razem nie otworzyły się jednego okna, a wszystkie okna w tym gabinecie. Okiennice rozwarły się gwałtownie i wszystkie w tym samym momencie, w idealnej synchronizacji.
- Co…Co tu się dzieje?! – krzyknął wytrącony z równowagi Clarke. On także w końcu ujrzał, że liście na pobliskim drzewie w ogóle się nie poruszały.
- On śmiałby… - Integra nie zwracała uwagi na korepetytora. Mówiła do siebie – Niemożliwe.
- Co jest niemożliwe?! – Clarke spróbował zwrócić z powrotem uwagę nieporuszonej tymi rzeczami dziewczynki, chcąc zażądać wyjaśnień tych zjawisk. Zrobił krok w jej stronę, ale stracił równowagę tak szybko, że ledwo zdołał to zarejestrować. Upadł na podłogę z głośnym hukiem. Rozejrzał się szybko, poszukując przeszkody, o którą musiał się potknąć, ale nic nie zauważył.
Integra tymczasem nie wytrzymała i zaczęła niekontrolowanie chichotać. Nie chciała tego robić, lecz nie mogła się powstrzymać. Widok upadającego Clarke, jego trzęsący się brzuch i ogrom zdziwienia i niezrozumienia w jego małych oczkach był niesamowicie zabawny.
Cienie, które powstały przez zachodzące na niebie słońce, zaczęły się lekko poruszać. Tak delikatnie, że człowiek patrząc na nie, nie był pewien, czy to przypadkiem nie było jedynie złudzeniem. Ta niepewność wywoływała lęk.
Tuż po spostrzeżeniu tych cieni przez historyka, w pokoju pojawił się nowy dźwięk. Czyjś cichy, niski chichot. Rozbrzmiewał coraz głośniej, ale nie wiadomo było skąd on pochodzi.
Reakcje były zgoła różne. Clarke czuł jak ogarnia go przerażenie, natomiast chichot Integry przeobraził się w śmiech, na widok drgających, cudacznych wąsików Clarke. Wiedziała czyja to sprawka, ale nie mogła pohamować wesołości. Clarke był zbyt komiczny w swoim strachu.
Korepetytor stracił zdolność poprawnego wymawiania słów. W swojej rosnącej panice mógł już jedynie wyrzucać jakieś nic nieznaczące bełkoty. Tchórz…pan Clarke wstał i zaczął wycofywać się do tyłu, odruchowo chcąc się oddalić od tego dziwnego i obecnie rosnącego cienia, ale nagle jego plecy uderzyły o coś twardego. I to nie była ściana.
Mężczyzna, drżąc już na całym ciele, obejrzał się do tyłu przez ramię. Bał się tego co zobaczy i szybko okazało się, że jego obawy były słuszne. Za nim stała jakaś postać. Była bardzo wysoka i potężnie zbudowana. Clarke odskoczył jak oparzony. Twarz nieznajomego była jedyną częścią ciała, którą z jakiegoś powodu zakrywała ciemność. Jedyne co było widoczne, to dwa święcące na czerwono punkciki.
- Pańska postać jest bardzo groteskowa – rozbrzmiał głos owej postaci, bez wątpienia ten sam, który wcześniej się śmiał – Jest to bardzo pomocne.
- Skąd…Skąd się tu wziąłeś?! – krzyknął Clarke, w panice zerkając na dziecko. Uznał je za niespełna rozumu, bo wciąż się śmiało. I to z niego – Tu nikogo więcej nie było! Jak się tu dostałeś?!
- Jak? – kolejna rzecz rozbłysła w tej nienaturalnej ciemności wokół twarzy obcego, a mianowicie białe kły – Przecież byłem tu cały czas – Postać zrobiła krok do przodu, wychodząc z cienia. Clarke w odpowiedzi na to sam zrobił krok, ale do tyłu. Ujrzał w końcu tego osobnika w całej okazałości, ale to jedynie wzmogło jego strach, jeśli to było jeszcze możliwe. Przed nim stał Alucard, w swoim najbardziej maniakalnym i nieludzkim wyrazie twarzy. Czarne włosy powiewały, na tym nieistniejącym naprawdę wietrze, kły ukazane w całej okazałości w uśmiechu oraz oczy błyszczące szaleństwem – Ja zawsze tu jestem…
To jakiś psychopata! – krzyknął do siebie, w myślach Clarke i poważnie zaczął rozważać ucieczkę. Nawet przez chwilę nie wziął pod uwagę bezpieczeństwa dziewczynki, był zbyt zajęty swoim własnym losem.
Jak tylko skończył ową myśl, coś niewidzialnego znów podcięło mu nogi i ponownie upadł na ziemię, tym razem do tyłu, tłucząc przy tym kość ogonową. Jęk bólu wydarł się z jego ust, tym razem głośniej. Nie zagłuszył on jednak śmiechu Integry.
- Bardzo dobrze – rzekł Alucard, kiedy Clarke, próbując powstać ponownie się wywalił, tym razem po ciosie w plecy – Wspaniały z ciebie błazen. Dalej! Zabawiaj moją Panią! Posada nadwornego błazna jest idealna dla ciebie! – wykonywał kolejne ciosy swoimi cieniami, dalej utrudniając ruchy historykowi.
Młoda Hellsing podświadomie wiedziała, że powinna powstrzymać wampira, ale jakim cudem miała to zrobić, skoro sama siebie nie potrafiła uspokoić? Kolejne salwy śmiechu dziewczynki co rusz rozbrzmiewały w pokoju, za każdym razem gdy Clarke podskakiwał lub upadał, manipulowany mocą Alucarda. Zaczynało to naprawdę przypominać jakiś groteskowy taniec, połączony z absolutnym przerażeniem na twarzy nauczyciela oraz sposobem w jaki jego ogromny brzuch falował pod wpływem tych ruchów. Wampir bawił się nim, niczym marionetką.
Ten śmiech oraz krzyki korepetytora, wołające o pomoc, w końcu zostały usłyszane przez kogoś z zewnątrz. Drzwi do gabinetu otworzyły się i stanął w nich Walter z wyrazem najwyższego zdumienia. Nie zdążył jednak ubrać go w słowa.
- Ups – westchnął Alucard, po raz ostatni przyspieszając spotkanie Clarke z podłogą – Wygląda na to, że to koniec zabawy, ale spokojnie – Za wampirem, nie wiadomo skąd, wyłoniło się zwierzę, warczący pies z czterema czerwonymi ślepiami. Na jego widok nauczyciel wrzasnął przeraźliwie, zrywając się z ziemi – On Pana odprowadzi do drzwi – w chwili wypowiadania tego zdania, Clarke już biegł w stronę wyjścia, a pies wystrzelił w jego stronę z obnażonymi kłami. Zdążono już jedynie zauważyć trzęsący się tłuszcz na tyłku korepetytora, gdy pędził korytarzem do wyjścia, uciekając przed potworem.
Walter stał przez chwilę skonfundowany, patrząc za uciekającym gościem, aż w końcu zdołał odzyskać głos.
- Czy ktoś mi powie o co tu… - nie dokończył. Odwracając się przodem do obecnych w pokoju, zobaczył coś, co miało dla niego większe znaczenie niż doprowadzony na skraj zawału przez wampira korepetytor.
Był to widok roześmianej dziewczynki. Integra opadła na krzesło, trzymając się za brzuch, wciąż trzęsąc się od śmiechu. Lokaj nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni słyszał ten beztroski dźwięk. I właśnie ta myśl tak go zamurowała, że aż sam nie mógł powstrzymać uczucia małej radości. Dziewczynka znów wyglądała jakby miała tylko 13 lat, co dało mu poczucie miłej nostalgii.
- Masz…szlaban na krew…przez tydzień – wyrzuciła Integra pomiędzy spazmami śmiechu, przecierając załzawione oczy.
Alucard zareagował na to swoim niezwykle rzadkim, ludzkim uśmiechem. Tydzień bez krwi nie był dla niego żadną karą. I jego Pani dobrze o tym wiedziała. Mógł bez problemów wytrzymać trzykrotnie więcej, miesiąc to już byłby problem.
Widząc, że jego plan powiódł się (radość Integry z poniżenia osoby, która nie okazała jej szacunku była na to dowodem), wampir wycofał się, dyskretnie dając znać lokajowi, aby wyszedł z gabinetu razem z nim. Wiedział, że gdy dziewczynka się uspokoi może żałować swojego wybuchu lub uznać się za zbyt dziecinną, więc chciał żeby jak już, to doszło do tego, gdy będzie sama.
Po opuszczeniu pomieszczenia przez obu mężczyzn, Dornez zapytał bez ogródek.
- Co to, do diabła było?
- Zabawa – odparł Alucard, wzruszając ramionami na pokaz.
- Wspaniała, z tego co widziałem. Ale to ja będę musiał teraz szukać następnego historyka. Już czwartego! Jakaś klątwa z tym przedmiotem. Do tej pory gościa od angielskiego trzeba było raz zmienić, ale to wszystko.
- Oj jakiś ty biedny. Szukaj porządnie i nie zatrudniaj więcej takich fircykowatych idiotów. Znajdź kogoś, kogo można uznać za wzór, a będzie problem z głowy.
- Łatwo powiedzieć. Nawet z wysokim wynagrodzeniem trudno znaleźć kompetentną osobą, która ma czas, aby przyjeżdżać tutaj, do miejsca oddalonego od Londynu o mile i prowadzić lekcje dla jednej osoby.
- Już nie narzekaj. Ani ty, ani ona nie jesteście naprawdę źli, więc nie udawaj. Ona jest szczęśliwa, bo poniżyłem tego klauna, a ty się cieszysz…bo ona się cieszy.
Walter westchnął, przyznając wampirowi rację w duchu.
- Dobra…Dziwnie się poczułem. Stary człowiek może czasem zapomnieć, że ona ma tylko 13 lat. Tak stara się tego nie okazywać, że ta chwila jej beztroski przed chwilą…była otrzeźwiająca.
I o to chodziło – pomyślał wampir, zadowolony, że dopiął swego.
- Przyda jej się chwila takiej beztroski. Za dwa…może trzy lata będzie na tyle silna by radzić sobie z tym światem, ale teraz to wciąż dziecko. Nawet ja wiem, że bez odstresowania będzie jedynie słabnąć w oczach. To tylko chwila zabawy…ale dla dziecka, żyjącego dorosłym życiem jest ona znacząca.
- Nie musisz mi mówić – odpowiedział Walter, nieco posępnym tonem – Jednego jednak nie rozumiem. Pomogłeś jej, choć o to nie prosiła. Nigdy by o to nie poprosiła! Pewnie sama nawet nie przyznawała się przed sobą, że musi odetchnąć. Dlaczego więc to zrobiłeś?
- Mówiłem, to była zabawa – uśmiech szaleńca powrócił na twarz wampira. Tam pasował najlepiej.
- Aż tak się nudzisz? – spytał kamerdyner, zwężając brwi.
- Tak trudno uwierzyć w moje dobre intencje? – odpowiedział własnym pytaniem, chichocząc złowrogo pod koniec, jakby sam sobie zaprzeczając.
- Cóż…odkąd zostałeś uwolniony, nie miałeś nic do roboty, więc…
Dobry humor Alucarda nieco zmalał, ale jedynie w jego oczach było to widać. Walter tej zmiany nie spostrzegł.
- Myśl co zechcesz. Ważny jest efekt, prawda? A teraz wybacz – wampir odwrócił się plecami do lokaja, zamierzając odejść – Zaczynam tygodniowy post, więc lepiej żebym oszczędzał siły, nie? – zażartował, po czym przeniknął przez ścianę, zostawiając Waltera samego w korytarzu.
Wracając do swoich piwnic, Alucard nie mógł pozbyć się ze swoich myśli tego jednego fragmentu wypowiedzi lokaja.
Odkąd zostałeś uwolniony
Obawa, którą wampir nosił w sobie praktycznie od ponad roku, od chwili, gdy opuścił swoje więzienie, narastała w nim z dnia na dzień. Na początku potrafił ją odepchnąć, zepchnąć na boczny tor i na trochę zapomnieć. Pomagało tu wspomnienie dnia, w którym poznał swoją Panią.
Siadając w swoim krześle, w swojej podziemnej komnacie, ponownie przywołał owo wspomnienie. Ta drobna, niby niepozorna blondyneczka zignorowała ból po postrzale, wsparła się o jego ramię i oddała bez wahania strzał w stronę swojego wroga. Swojej rodziny…swojej krwi. W jej oczach płonął wtenczas ogień.
Jednakże to już nie gasiło jego niepokoju.
Potrzebował czegoś więcej. Czegoś co upewni go raz na zawsze. I powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, z tego co musiał uczynić.
Podjął decyzję. Lepiej żeby zrobił to jak najszybciej. Jeszcze dziś porozmawia z Integrą. Zobaczy jak odpowie na to wyzwanie.

***

Integra siedziała przy swoim biurku i w świetle lampki przeglądała najnowsze dokumenty. Były to sprawozdania z różnych spraw i incydentów z całego świata. Każdy dokument musiał zostać dokładnie przestudiowany, każda sprawa porządnie zbadana. Miało to na celu ustalenie, czy istoty paranormalne miały jakikolwiek związek z opisanymi w tych papierach sprawami.
W wielkim skrócie: większość z tego to były brednie. Plotki, gusła, przesądy lub psychopaci, nic związanego z wampirami. Tymi prawdziwymi rzecz jasna, seryjni mordercy, którzy czasami upuszczali krew swoim ofiarom się nie liczyli. To były sprawy dla policji.
Pomimo, że większość z tych incydentów nie były warte uwagi dla Organizacji, dziewczynka zawsze skrupulatnie przyglądała się każdej sprawie, aby mieć całkowitą pewność. Nie chciała nic przegapić. Zbadanie każdej sprawy było jej obowiązkiem i ani razu tego nie zaniedbała.
Zwykle było to nużące zajęcie, lecz dziś pomiędzy czytaniem każdego sprawozdania, dziewczynka cicho chichotała pod nosem. Była w dobrym nastroju. Wciąż przypominała sobie dzisiejsze zajście np. teraz wspomniała jak wąsiki historyka drgały spazmatycznie niczym skrzydełka muchy. Może to i głupie, ale on naprawdę wyglądał komicznie. Alucard trafnie podsumował aparycję historyka – groteskowa postać. Lepiej by tego nie ujęła.
- Masz tam coś ciekawego? - ciszę w gabinecie przerwał niski głos Alucarda, który właśnie wynurzył się ze ściany, z prawej strony dziewczynki.
Integra nie podskoczyła, ani nie przestraszyła się nagłym zjawieniem wampira. Zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że preferował on zjawiać się znikąd zamiast po ludzku zapukać i wejść drzwiami. Przestało jej to przeszkadzać, w końcu to jego natura.
- Nie – odpowiedziała, rzucając mu przelotne spojrzenie – Chyba, że interesuje cię zastrzelenie kilku wyznawców szatana, którzy podczas odprawiania czarnych mszy, dopuszczają się picia krwi. No i jeszcze tych chętnych, którzy im ją dają – dodała pokazując mu trzymaną w dłoni kartkę, którą właśnie skończyła czytać.
- Mają na to chętnych? Głupota ludzka jest porażająca – odrzekł Alucard, przybliżając się powolnymi krokami do biurka swojej Pani.
- Tu się z tobą zgodzę. To co oni wyprawiają na tych czarnych mszach jest po prostu chore. Ale to nie są wampiry – odłożyła dokument na stertę odrzuconych wypadków. Czyli w sumie na jedyną stertę – Niech tym się kościół, albo najlepiej psychiatrzy zajmą. W tym czymś nie ma nic nadprzyrodzonego – Integra spojrzała w górę, wampir stał już tuż obok niej i patrzył się na nią – O co chodzi?
Alucard milczał przez dobrą chwilę. Nie przerywał jednak kontaktu wzrokowego.
- Chcę z tobą pomówić – powiedział to bardzo poważnie.
- Słucham – dziewczynka nieco się zaniepokoiła tą powagą, nie tyle w głosie, co w jego oczach. Właśnie patrząc w nie, zrozumiała, że naprawdę musiało chodzić o coś ważnego.
- Mam prośbę – Alucard przyklęknął, lecz nie po to, aby oddać jej pokłon. Bardziej chodziło o to, by znaleźć się niżej od dziewczynki. Nie kontynuował.
- No mów. Spełnię ją, jeśli będzie to możliwe – pośpieszyła go, coraz bardziej się martwiąc. Na chwilę popatrzyła z przygnębieniem na swoje nogi, które wciąż nie były w stanie dosięgnąć podłogi, kiedy ona siedziała w tym fotelu. Była za niska. Szybko jednak powróciła do obserwowania twarzy wampira.
- Moja prośba nie jest konkretnie obsadzona w czasie – Alucard przemówił dopiero po dobrej minucie – Chodzi mi o dzień, w którym po raz pierwszy wyznaczysz mi zadanie do wykonania. Gdy w końcu pojawi się pierwszy wampir, którego będziesz musiała wyeliminować jako przywódca i wyślesz mnie, abym go zabił.
- Kiedyś przecież pojawi się misja. Wampiry po prostu rzadko się ujawniają w ostatnich latach, ale nigdy nie znikają.
- Właśnie. Dlatego w odpowiednim czasie, kiedy po raz pierwszy będę wykonywał misję pod twoim rozkazem…kiedy po raz pierwszy każesz mi zabić wampira…kiedy nadejdzie twoje pierwsze zadanie jako lider…chciałbym abyś poszła wtedy ze mną.
Integra nie spodziewała się tego. Uniosła brwi, bardzo zdziwiona.
- Co masz na myśli? – spytała niepewnie.
- Chcę, żebyś poszła ze mną, gdy rozkażesz mi pokonać wampira. Towarzyszyła mi w tej pierwszej misji – powiedział, idealnie artykułując każde słowo.
- Po co? – nie potrafiła tego zrozumieć.
- Abyś zobaczyła jak to robię. Chcę byś na własne oczy zobaczyła do czego jestem zdolny.
Po tych słowach, w głowie dziewczynki zaczęły już rodzić się pewne podejrzenia. Wciąż niepewne, ale przynajmniej jakieś.
- Alucard…ja już widziałam co potrafisz zrobić, pamiętasz? Zmasakrowałeś na moich oczach tamtych ludzi, urwałeś rękę wujowi oraz zlizywałeś moją krew z podłogi. Widziałam to i nadal moja decyzja o pozostawieniu cię wolnym pozostaje ta sama. Nie boję się ciebie.
- Wtedy było inaczej – wampir pokręcił głową – Nie wiedziałaś czym jestem. Nie należałem w pełni do ciebie, bo nie miałaś o tym pojęcia. Nie zabijałem na twój rozkaz, ale z własnej woli.
- Co masz na myśli?
- Sytuacja jest obecnie kompletnie inna. Jestem oficjalnie twoim sługą. Gdy następnym razem zamorduję…to będzie z twojego polecenia. To ty pociągniesz za spust. Zabiję twoimi rękami. Muszę zobaczyć, czy jesteś w stanie znieść konsekwencje tego czynu.
Rysy twarzy Integry stężały, kiedy poczuła rosnący gniew.
- Co ty insynuujesz? Że nie dam rady?! Że jestem na tyle słaba, że będę mieć wyrzuty sumienia z powodu zabicia innego krwiopijcy? Śmiesz mnie testować?!
- Oboje się przetestujemy – dziewczynce drgnęła brew, ale mu nie przerwała – Ty sprawdzisz czy twoja „broń” sprawdza się w walce i jest ci posłuszna, a ja sprawdzę, czy jesteś w stanie ową „broń” utrzymać w dłoniach. Czy nie przerazi cię jej siła. Czy nie zadrży ci ręka.
Integra tym razem zsunęła się z fotela. Stanęła nad wampirem i posłała mu lodowate spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać…lepszych słów nie ma, aby to opisać.
- Twoja impertynencja nie ma dzisiaj granic – rzekła twardym jak stal tonem. Już w niczym nie przypominała tamtej roześmianej trzynastolatki – Mam ochotę skazać cię na 3 miesiące bez krwi, przy tym już byś pożałował swoich słów! Po tym piekle, które urządziłeś na moich oczach…Ty śmiesz mi jeszcze zarzucać, że mogłabym się czymkolwiek przerazić…
- Twój ojciec się przeraził! – Alucard przerwał jej gwałtownie, aż dziewczynkę poraziło, znaczenie i ton tego zdania – Dziadek tak samo. Żaden nie był wyjątkiem. Przyznaję, że różnisz się od nich, ale muszę mieć pewność. Oni nienawidzili mnie z całego serca i nie dziwię im się. Ale w końcu trafiłem do celi, ponieważ Arthur nie potrafił już znieść mojego wynaturzenia i swojej roli w moich procederach. To wszystko co uczyniłem w tamtej piwnicy nie można podpisać pod twoje konto. Nawet Richarda, gdyż można to nazwać samoobroną. Ale każde następne zabójstwo, którego się tknę będzie twoją odpowiedzialnością. To ty pociągniesz za spust, powtarzam ci. Musisz poznać cenę tego brzemienia. Żaden z twoich przodków nie był w stanie tego zrobić i nie wolno ich za to winić. To było słuszne, to co czuli i czynili. Na razie im się przeciwstawiasz, nie znając wszystkich konsekwencji. Dopóki ich nie poznasz i nie zaakceptujesz, nasza współpraca nigdy nie będzie miała szans dojść do skutku.
- Nic nie rozumiem! Mów jaśniej!
- Nie zrozumiesz, dopóki nie ujrzysz na własne oczy. Słowa w tej sprawie nie wiele ci dadzą. Należy to poczuć całą sobą. Zrozumienie przyjdzie wówczas samo, lecz musisz pozwolić mi się poprowadzić.
Ostatnie wypowiedzi były wyrzucane tak głośno i szybko, że dla postronnego obserwatora nagła zmiana jaka zaszła w atmosferze pomiędzy rozmówcami mogła być zbijająca z tropu. W ciągu jednej sekundy, gniew i uniesienie wyparowało, została sama powaga.
Integra zacisnęła pięści, lecz nie ze złości, ale z nadmiaru emocji. Spojrzała jeszcze głębiej w ślepia wampira i zadała pytanie cichym i jednocześnie mocnym tonem.
- A co się stanie po tym, gdy mi już to coś pokażesz? Gdy poznam wszystkie konsekwencje na własnej skórze?
- Są dwie opcje. Albo staniemy się przerażająco silnym duetem, którego nic, ani nikt nie będzie w stanie powstrzymać, albo… - jego oczy na zaledwie 2 sekundy zwróciły się w stronę podłogi, ale szybko powróciły z powrotem na twarz jego Pani - …zostanę ponownie uwięziony. Zamkniesz mnie z powrotem w tamtej celi i możliwe, że poświęcisz resztę życia, aby znaleźć sposób, by mnie zniszczyć.
Pięści dziewczynki rozluźniły się, jakby z bezsilności, a niebieski blask tęczówek przygasł. Pomimo, że wiele z wypowiedzianych dziś słów Alucarda ją poruszyło, to owo ostatnie zdania wstrząsnęły nią do głębi, choć nie w sposób obezwładniający.
Ręce Integry powoli uniosły się w górę, aż spoczęły na ramionach wampira. Drobne palce zacisnęły się na materiale płaszcza. Dziewczynka pochyliła tak, że ich twarze znajdowały się na jednakowym poziomie.
- Nigdy – wyrzuciła po chwili, mając pewność, że nie zadrży jej głos. Starannie, z emfazą wymówiła każde następne słowo – Przenigdy…nie…zamknę…Cię…znów…w tamtej…celi! Masz moje słowo, że nigdy nie pozwolę cię uwięzić. Zwyczajnie nie mogę tego zrobić.
Ach, ta siła spojrzenia go zachwycała. Dokładnie tak samo intensywnie jak w dniu, w którym się poznali. Alucard pragnął je oglądać każdego dnia. Coraz bardziej odczuwał potrzebę, aby upewnić się, że…ona go nie znienawidzi. To byłby chyba największy ból i rozczarowanie od jakiś setek lat. Chciał uwierzyć w jej słowa, ale bez testu nigdy nie będzie pewien. Nie wolno zapominać, że często…jabłko pada niedaleko od jabłoni. Może łatwo stracić to co zyskał lub dostać znacznie więcej. Nawet rzeczy, których się nie spodziewa.
- Twoja odpowiedź? – spytał, nie chcąc dać się zwieść.
- Tak – Integra wyprostowała się, choć nie zabrała rąk z jego ramion – Kiedy nadejdzie czas, pójdę z tobą i udowodnię ci, że … zniosę każdą konsekwencje moich decyzji. Jakiekolwiek by one nie były. Ale na pewno nie zmienię zdania!
- Właśnie taką mam nadzieję – Alucard skłonił głowę, tym razem już w prawdziwym geście oddania swojej Pani.

***

Węgry, dzikie pustkowie niedaleko skraju lasu. Wszystko wokoło spowijała nieprzenikniona ciemność. Do tej pory na tym terenie można było usłyszeć jedynie dźwięki natury jak np. szum liści czy szelest dzikich zwierząt w trawie. Jednakże teraz dołączył do nich pewien nowy odgłos.
Jakiś wampir przebiegał w panice pomiędzy nielicznymi krzakami, jego celem było skrycie się wśród konarów drzew w tym lesie. Wbiegając między drzewa nie uspokoił się, teraz bał się, że zapomniał lokalizacji miejsca, do którego chciał dotrzeć i nie będzie w stanie go odnaleźć. A od tego zależało jego przeżycie.
Na szczęście dla niego, strach jedynie przyśpieszył pracę jego umysłu i wampir bez trudu odnalazł swój cel. Ujrzawszy niewielkie wzniesienie, pokryte licznymi porostami, ogarnęła go ogromna ulga. Szybko podbiegł do odpowiedniego miejsca na wzniesieniu i zaczął przeczesywać palcami powierzchnię mchu.
Owo wzniesienie tylko z pozoru wyglądało na zwykłe. Te porosty służyły jedynie za kamuflaż, aby nikt nie zauważył, że było to miejsce, zbudowane nie przez przyrodę, lecz przez czyjeś ręce.
Wampir prawie natychmiast odnalazł klapę i podniósł ją do góry. We wzniesieniu pojawiła się dziura, w której wampir natychmiast zniknął. Zamknął za sobą klapę i to miejsce znów wyglądało jakby wyrzeźbiła je natura.
Stwór schodził w dół po drabinie. Ta krótka podróż wystarczyła, aby z wampira zeszło już większość napięcia. Czuł się wreszcie bezpieczny. Choć nie do końca…
Zszedłszy na dół, znalazł się on w ciemnym, wąskim korytarzu, zbudowanym z ciemnego kamienia. Korytarz był tak długi, że nie było widać, co znajduje się na końcu. Oczywiście było tam kompletnie ciemno, żadnego oświetlenia, jak w grobie. Ale wampir mógł się tam czuć swobodnie.
Stwór nie zrobił nawet trzech kroków, gdy przed nim zjawili się jego pobratymcy, dokładnie rzecz biorąc 5 rosłych wampirów, które przewyższały go o głowę. Gdyby chcieli, mogli go rozerwać na strzępy w kilka sekund, on nie miałby szans. Jeden z nich wyszedł przed szereg i zapytał.
- W sprawie audiencji?
- Tak – wyrzucił szybko, ale z szacunkiem – Byłem już tu kiedyś, raz zostałem przyjęty. Podałem imię Howard. Potrzebuję pomocy Mistrzyni, błagam!
- Mistrzyni przyjmie na audiencję każdego krwiopijcę – odpowiedział mu jeden ze strażników – Ale nie każdemu pomoże. Zwłaszcza po raz drugi… - Howard chciał coś odpowiedzieć, bronić się, ale nie dano mu szansy – Proszę za mną, zobaczymy, czy Pani cię przyjmie.
Strażnicy ruszyli wojskowym krokiem w głąb tunelu, a nowoprzybyły szedł tuż za nimi. Czuł w kościach, że wciąż nie uwolnił się od zagrożenia. Będzie uratowany dopiero wtenczas, jeśli kobieta z którą miał się zobaczyć okaże mu łaskę po raz drugi. Wszystko mogło się zdarzyć. Wampir denerwował się coraz bardziej z każdym krokiem. Specjalnie szli ludzkim tempem, aby gość stracił pewność siebie.
Szli korytarzem dobre 7 minut, przez ten cały czas otocznie w ogóle się nie zmieniało. Można było dostać wrażenia, że chodzi się w miejscu, nie posuwa się ani odrobiny dalej. Ale w końcu owo uczucie zniknęło, kiedy korytarz wreszcie, po długim spacerze się skończył. Howard był pewien, że nad nimi nie ma już lasu.
Obecnie znajdowali się w okrągłej i dużej komnacie, oczywiście wyłożoną kamieniem. Były tam kolejne wampiry, stojące w strategicznych miejscach, strzegące każdy kąt pomieszczenia. Razem z przybyłą piątką było ich już może nawet z 30. Z prawej, jak i z lewej strony od tego przejścia z korytarza, było dwoje wrót. Po środku, między nimi, w najdalej położonej części komnaty były schodki, prowadzące na spore podwyższenie. Wszystko było tak udekorowane, że każdy przybysz spodziewałby się, że na tym podwyższeniu będzie się znajdować tron dla władcy tego podziemnego zamku, lecz zamiast niego stała tam…wanna.
Ogromna, okrągła, marmurowa wanna wypełniona gorącą wodą. Siedziała w niej kobieta…a raczej wampirzyca. Była oszałamiająca, jej uroda mogła zwalić z nóg nie tylko ludzkich mężczyzn, ale i większość jej pobratymców. Jej długie i czarne, zlewające się z panującą ciemnością włosy aż prosiły się, aby ich dotknąć by przekonać się, czy są tak miękkie i gładkie jak wyglądają. Cera oczywiście była blada, bez żadnej skazy. Kobieta siedziała w wodzie, z zamkniętymi oczami, relaksując się, wchłaniając spokój i przyjemność z kąpieli. Ani trochę nie przejmowała się faktem, że w komnacie są dziesiątki mężczyzn, podczas gdy ona była absolutnie naga. Przezroczysta woda niczego nie zakrywała, a i ona nie wydawała się skrępowana nagością, czy towarzystwem. Co prawda podwyższenie i sama wanna ukrywały ją przed wzrokiem większości, ale trzech wartowników stojących właśnie pod ścianą na podwyższeniu, mogli się przyglądać jej ciału do woli, jeśli tylko chcieli. Jednak żaden z nich nie ważył się nawet rzucić okiem, ich wzrok był twardo skierowany przed siebie, niczym jak u profesjonalnej gwardii królewskiej.
Jedyną reakcją wampirzycy na przybycie gościa, było lekkie uniesienie prawej powieki, aby zerknąć co się dzieje. Strażnicy, za którymi podążał Howard rozstąpili się, a dwóch z nich chwyciło go za ramiona i rzucili nim bezceremonialnie na ziemię do przodu. Wampir wylądował na klęczkach, u szczytu schodów. Lęk do niego powrócił, lecz nie przez ów incydent, to była rutynowa procedura. Po prostu wiedział, że od tej rozmowy zależy jego dalsze bezpieczne życie.
- Nowa audiencja? Kolejny zagubiony potwór szuka mojej pomocy? – westchnęła cicho pod nosem Mistrzyni, przesuwając się w wannie tak, aby mieć lepszy widok na gościa. Skrzyżowała ramiona na brzegach wanny i dokładnie przyjrzała się wampirowi. Zmarszczyła brwi – Czy ja cię już gdzieś nie widziałam?
- Tak, Pani – rzekł przyciszonym głosem stwór, odruchowo garbiąc się, aby sprawić wrażenie niższego – Byłem tu już, jakiś rok temu. Byłem z dwoma towarzyszami. Ja przedstawiłem się jako Howard, a oni…
- Ach tak! – przerwała mu wampirzyca – A oni mówili na siebie Ronald i Edgar. Śmieszyło mnie, że wybraliście tak eleganckie imiona, niczym jacyś intelektualiści. No to…co się z nimi stało? – uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc z doświadczenia co zaraz usłyszy.
- Nie żyją – Howard nie wydawał się smutny, brzmiał raczej jakby przyznawał się do błędu – Zamordowało ich Iscariot. Próbowali zapolować na zakonnice.
Na te słowa, z twarzy kobiety zniknął uśmiech, a pojawił się wyraz wyższości, poczucia władzy, ale za nimi chował się gniew. Wampirzyca bez wahania powstała, lecz nie wyszła z wanny.
Howard błyskawicznie wlepił oczy w posadzkę. Wszystkie swoje siły włożył w to, aby nie patrzeć na obnażone ciało swojej rozmówczyni…a było na co popatrzeć. Perspektywa zerknięcia na jej kształtne i krągłe ciało, na jej pełne wdzięki była strasznie kusząca. Instynkt jednak podpowiadał wampirowi, że jeśli choć na sekundę obdarzy Mistrzynię swoim pożądliwym spojrzeniem, strażnicy wokół rozszarpią go na kawałki. Paranoicznie słyszał jak ostrzą na niego kły.
- Więc… - odezwała się hardo wampirzyca, patrząc na gościa jak na robaka, choć ten nie mógł o tym wiedzieć - …zignorowaliście moje zalecenia!
- Nie, ja tego nie zrobiłem! – zaczął się bronić, starając się ignorować dźwięk spadających kropel wody z jej ciała do wody – To oni, Edgar i Ronald zlekceważyli Pani rady i wyszli z kryjówki w nieodpowiednim czasie. Wybrali złe ofiary, robiąc po swojemu. Ja posłuchałem i dlatego właśnie przeżyłem. Jednakże, zaczęto przeszukiwać teren i musiałem uciekać. Błagam… - uderzył głową o ziemię, prosząc o litość - …Proszę o Pani pomoc raz jeszcze. To głupota moich towarzyszy ściągnęła na nich zagładę. Ja byłem posłuszny! Błagam, wielka Mistrzyni. Hrabino, ratuj mnie! Daj mi miejsce do życia i instrukcje, a wypełnię je z nawiązką! Masz moje słowo! Masz we mnie poddanego! Błagam o twoją łaskę!
Wampirzyca, jak można się domyślać, w podziemnym świecie wampirów pełniła chyba najwyższą możliwą funkcję. Ale nie polegało to na byciu władczynią, co to to nie. Była bardziej…doradcą. I świadczyła swoje usługi za coraz wyższą cenę.
Nie wiadomo dla nas, kiedy zjawiła się wśród swoich pobratymców, ale wiadomo kiedy postanowiła zwrócić na siebie uwagę całego świata wampirów. Wyszła na scenę jakieś 15 lat temu. Szybko pokazała, że oprócz urody posiadała również dużą inteligencję oraz wiedzę na temat łowców wampirów. Do tej pory nie znalazł się nikt, kto dorównywałby jej umiejętnościami strategicznymi. Wystarczyło bardzo mało czasu, aby pojawiła się chmara klientów, chcący skorzystać z jej usług. A w miarę upływu czasu jej wpływy i możliwości urosły tak, że teraz większość wampirów czciła ją jako ich wybawicielkę. Urosło to do rozmiaru kultu.
Na czym polegały te usługi? Mistrzyni (jak zaczęto ją nazywać już po roku działalności) po poznaniu swojego klienta przydzielała mu idealny dla niego teren łowów. Do tego podawała mu szczegółową instrukcję postępowania. Było w niej jaką powinien znaleźć kryjówkę, jak często ją zmieniać i na jaką, kiedy wychodzić na łowy, w jakich odstępach czasu, gdzie szukać ofiar i jakie typy ludzi zabijać tak, aby nie zwracać na siebie uwagi, czy zatrzymywać przy sobie ghoule i nowe wampiry, a jeśli tak to ile. Nie było tajemnicą, że przez cały okres pracy Mistrzyni, każdy jej klient, który nie zlekceważył jej zaleceń, do dziś cieszył się życiem, a wszelkie organizacje do unicestwiania istot nadnaturalnych nawet nie wiedziały o ich istnieniu i polowaniach. Stawali się nie do wykrycia. Nic dziwnego, że ta kobieta była ta szanowana i podziwiana. Pod jej ochroną nie trzeba było się niczego obawiać. Chroniła swój gatunek w tych okropnych czasach.
Jednakże, jeśli ktoś zlekceważył jej instrukcje, Mistrzyni nie przyjmowała go pod swoją opiekę po raz drugi, uznając go za głupca. Często jej straż (wampiry które sama stworzyła lub przyszły jej służyć z własnej woli, gdyż czcili ją jak boginię) zabijała takiego osobnika za brak okazania należytego szacunku.
Można by zadać pytanie…Jak w tak szybkim czasie zyskała taką popularność wśród pobratymców na całym świecie? Nie tylko przez swoje wyjątkowe zdolności, to pokazała potem. Na początku wampiry przyciągało imię, którego używała. Czyli…może sami zgadniemy.
Wampirzyca już myślała jak zachować się w tej niecodziennej sytuacji. Czy ma zabić go dla przykładu, że nie należy okazywać jej nieposłuszeństwa, jeśli chce się przeżyć, czy może okazać łaskę w tym przypadku. Lecz nagle ciszę w komnacie przerwały czyjeś krzyki.
Drzwi po lewej stronie Howarda otworzyły się raptownie i stanęły w nich dwie wampirzyce prowadzące, próbującą się wyrwać, dziewczynę. Ludzką dziewczynę…
- Pomocy! Zostawcie mnie! – krzyczała w niebo głosy dziewczyna, szarpiąc się z całej siły, co nie robiło wrażenia na wampirzycach – Nic nie widzę! Gdzie ja jestem?! Błagam nie róbcie mi krzywdy! Litości!
Twarz Mistrzyni rozjaśniła się. Z powrotem ułożyła się w wannie, zapominając o swoim zamyśle sprowokowania gościa, swoją nagością. Tymczasem Howard odetchnął z ulgą, podnosząc wzrok. Teraz było mu łatwiej, nie widząc ciała gospodyni. Trudno trzymać się w ryzach, mając przed sobą taki ideał kobiecości i nie rzucić się na nią. Ta bezwstydność w pokazywaniu swoich wdzięków tylko prowokowała, aby ją wziąć. Pułapka, jak owadożerny kwiat.
 - Wspaniale – uradowała się wampirzyca, rozsiadając się wygodniej w wodzie – Moja sól do kąpieli przyszła. Masz szczęście Howard, zawsze wprowadza mnie ona w dobry humor. Może będę ci przychylna.
Wampir z podziwem zaczął obserwować cały proceder. Był zaszczycony, że zobaczy to osobiście. Wydawać by się mogło, że było to marnowanie jedzenia, lecz wybawicielka ich rasy mogła sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że budowało to jej wizerunek.
Przybyłe wampirzyce wciągnęły ludzką dziewczynę na schody, aż na podwyższenie. Ta nie ustępowała w krzykach i błaganiach o pomoc. Gdy były tuż przy wannie, wepchnęły swoją ofiarę do wody. Rozprysk fali nie rozzłościł Mistrzyni, a wręcz ją rozbawił. Po szybkim ataku śmiechu, złapała krztuszącą się wodą dziewczynę za gardło i przyciągnęła do siebie.
- Twoje wrzaski mają na mnie odwrotny skutek – wyszeptała jej do ucha niemalże zalotnie, po czym obnażyła kły.
Biedna dziewczyna nie zdążyła nawet wziąć ostatniego haustu powietrza. Wampirzyca wbiła się w jej szyję, ale nie z zamiarem wypicia krwi. Zamiast tego, rozerwała jej gardło, rozpryskując jej krew. Żadna kropla się nie zmarnowała, cała krew zmieszała się z wodą w wannie. Jej poziom podniósł się wyżej, a barwa zmieniła się z przezroczystej na ciemno czerwoną.
- Tak! Właśnie tak lubię – westchnęła Mistrzyni, brutalnie spychając stopą ciało swojej ofiary na dno wanny. Rozpostarła wygodnie ręce, rozkoszując się swoją kąpielą w wodzie…zmieszaną z krwią.
Mówi wam to coś? Otóż to! Owa wampirzyca zyskała pierwszych klientów i sługi właśnie ze względu na popularność swojego imienia, które podała. Imienia, które było numerem 2 w rankingu makabrycznych postaci, którymi inspirowali się dzisiejsi filmowcy, pisarze i inni artyści. Rankingu najkrwawszych i popularnych postaci w historii. Krwawa Hrabina – Elizabeth Bathory!
Howard wstrzymał oddech nosem. Teraz wizja ciała Elizabeth, skąpanej w dziewiczej krwi, której zapach wyraźnie czuł, była równie kusząca jak wtedy, gdy eksponowała przed nimi jawnie swoje wdzięki.
- Dobrze, a więc posłuchaj Howard – po kilku minutach, wampirzyca ponownie zwróciła się w stronę gościa – Pomogę Ci, ale to już ostatni raz. Nie popełnij swego błędu po raz drugi!
- Och, dzięki ci Pani! Twa wspaniałość nie ma granic – tchórz, taki jak Howard, nie miał innego wyjścia jak uznawać Elizabeth za swą jedyną deskę ratunku. Wiedział, że jest za głupi i nieporadny by samemu sobie poradzić i nie zwrócić na siebie uwagi łowców. Mistrzyni i jej rady to jego jedyna nadzieja na przeżycie. Obecnie tylko niewielki procent wampirów był na tyle pewny siebie, żeby wierzyć, że przeżyją same, bez pomocy. Tacy najszybciej kończyli z uciętym łbem przez np. Iscariot.
- Zrobimy tak – kontynuowała wampirzyca, rolując martwym ciałem dziewczyny po dnie wanny swą nogą – Poprzednim razem przepracowałeś dla mnie, ze swoimi kolegami, cały miesiąc. Tym razem będziesz pracował 4 miesiące, w tym raz w tygodniu będziesz pełnił swe obowiązki za dnia – Howard skrzywił się lekko, ale nic nie powiedział – Przez ten czas wypracuję dla ciebie odpowiednie instrukcje, idealne dla takiego osobnika jak ty. Lecz…jakaś kara musi być za twoją głupotę. Dlatego jako terytorium do polowań przydzielę ci Anglię.
- Co?! – Howard omal nie zerwał się z podłogi, ale przeczuł, że wstając z klęczek pogorszy swoją sytuację – Nie! Proszę, tylko nie Anglię.
- Rozumiem twoje obawy – Elizabeth bawiła się ciałem ofiary pozwalając raz po raz, aby wypływało, a potem z powrotem je zatapiając. Traktowała zwłoki jak zabawkę do kąpieli. – Wielka Brytania jest wyspą, więc ucieczka z niej byłaby o wiele trudniejsza. Przebycie wody wiąże się dla nas z kilkoma komplikacjami, w końcu nie przedrzemy się przez wielką wodę dzięki naszym zdolnościom. Ale to jest właśnie twoja kara i przestroga. Jeśli znów zlekceważysz moje rady, ucieczka przed niebezpieczeństwem będzie bardzo utrudniona.
- Nie o to mi chodzi – wampir uniósł ręce, jakby o coś prosząc – Przecież Anglia to teren Organizacji Hellsing!
Mistrzyni wyglądała na zdumioną. Aż zaprzestała zabawy trupem dziewczyny.
- Hellsing? – w komnacie zapanowała długa chwila niezręcznej ciszy. Przerwała ją Elizabeth wybuchając głośnym śmiechem – A to dobre! – krzyknęła, pomiędzy spazmami śmiechu.
Howard patrzył się oniemiały na Mistrzynię. Nie tylko ona zareagowała wesołością. Nawet kilku strażników w pomieszczeniu w końcu przestało udawać posągi i pozwoliło sobie na lekki chichot.
- Dajesz mi dziś strasznie dużo rozrywki – wyrzuciła z siebie po ataku śmiechu – Może nawet skrócę ci karę. Niezmiernie mnie bawisz.
- Ja…nie rozumiem – wyjąkał słabo Howard. Wpierw został zignorowany.
Elizabeth chwyciła za ubranie zwłoki, leżące z nią w wannie i jedynym płynnym ruchem wyrzuciła je na zewnątrz, w stronę dwóch wampirzyc, które wcześniej przytaszczyły tu dziewczynę.
- Jeśli coś w niej zostało, możecie sobie wypić – rzekła w ich stronę, ostentacyjnie zlizując czerwone krople ze swojej skóry na przedramieniu – Następnie spalcie ciało, a ubrania wrzućcie do rzeki. Niech uznają ją za topielca. Bo przecież… - cichy chichot - …nie ona pierwsza zostanie uznana za ofiarę tutejszych wód. Niedługo zaczną zwracać na to uwagę. Wówczas znajdziemy kozła ofiarnego i zrzucimy na niego winę, za mordowanie niewinnych dziewic. Spreparowanie dowodów i te sprawy…
Wampirzyce posłusznie wzięły ciało i z lekkim pośpiechem zniknęły za drzwiami, którymi tu weszły. Widocznie śpieszyło im się, aby zjeść resztki.
- A teraz posłuchaj Howard – Elizabeth znów zwróciła się do gościa, z nutką kpiny – Dla twojej informacji…moja siatka wywiadowcza jest dużo lepsza niż twoja. Wedle mojej opinii, Hellsing w niczym nam nie zagraża. A wiesz dlaczego? – nastąpiła budująca napięcie pauza – Ponieważ na jego czele stoi dziecko. Trzynastoletnia dziewczynka.
- Co? – wampir wyglądał na wstrząśniętego.
- Dziecko – rzuciła jeszcze dobitniej Mistrzyni – Dziewczynka. Rozkapryszona gówniara. Trzynastoletnia uczennica. Powiedz mi przyjacielu…naprawdę wierzysz, że jakieś ludzkie dziecko, które nie tak dawno szczało w pieluchy, może stanowić dla naszej rasy jakieś zagrożenie? Dla mnie stanowić jakieś zagrożenie?!
Howard, zrozumiawszy komizm sytuacji, sam się krótko zaśmiał.
- Rzeczywiście, teraz to widzę. Proszę mi wybaczyć ten brak manier.
- Nie winię cię. Miałeś prawo nie wiedzieć. A więc przyjmij moje szczere zapewnienie. Hellsing już praktycznie nie istnieje. Ten kraj zszedł na psy dając taką pozycję dziecku, które ma jeszcze mleko pod nosem. Nie ma absolutnie żadnej szansy, aby jakaś ludzka, wychowana pod kloszem gówniara, była w stanie choćby zlikwidować jakiekolwiek wampira, nie mówiąc o tych, które są pod moją opieką. Ci są już dzięki mnie niezniszczali i niewykrywalni. Także powtarzam, nie bądźmy śmieszni. Nie upadłam tak nisko, żeby bać się dziecka. Ja stoję na szczycie!
Howard skłonił się nisko. Nie wątpił w ani jedno słowo. Sam w duchu przyznawał jej całkowitą rację. Dziecko…absurd.
Szkoda, że…a może całe szczęście, że wywiad Elizabeth Bathory nie był tak skuteczny jak przypuszczała. Popełniła dwa błędy, możliwe, że pierwsze w jej karierze.
Pierwszy tyczył się jej zbyt wielkiej ufności wobec mocy swych sług, jeśli chodzi o wyszukiwanie informacji. W końcu nie miała bladego pojęcia o tym, że nr 1 w tym samym, wspomnianym wcześniej rankingu, w którym zajmowała drugie miejsce, także powrócił na scenę. Dracula również znów był żywy. I to był ten prawdziwy…
Jeśli chodzi o drugi błąd…Elizabeth zrobiła to samo, co Dracula sprzed 100 lat.
Zlekceważyła wroga. Zlekceważyła człowieka. 
To nie miało jej wyjść na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz