piątek, 15 września 2017

Hrabia i Hrabina - Rozdział 5




Walter wszedł do sypialni swego Pana z tacą w ręku, na której znajdowały się leki oraz szklanka wody. Jego spojrzenie szybko omiotło całe pomieszczenie. Wszystko było tak jak to zostawił kilka minut temu. Ale niezupełnie…
Jego Pan leżał w łóżku, zmożony chorobą. Taki stan rzeczy trwał od kilku tygodni i nie zanosiło się na poprawę. Wręcz przeciwnie, jego zdrowie się pogarszało. 
Nie spał już. Na krześle przy łóżku siedział mężczyzna, niewiele młodszy od sir Arthura i w dodatku bardzo do niego podobny. Nic dziwnego, gdyż był to jego brat – Richard Hellsing.
- Pańskie lekarstwa sir Hellsing – rzekł Walter z nienagannymi manierami.
Arthur skinął głową i połknął kilka tabletek, po czym popił wodą, wspomagany przez kamerdynera.
- Nie wiem po co wszystko – głos Hellsinga brzmiał bardzo słabo, nie ma co kryć – I tak moje dni są policzone.
- Nie mów tak bracie – natomiast głos Richarda był pełen boleści. Było jej aż nazbyt – Będziesz z nami jeszcze długie lata. Jak nic przeżyjesz i mnie. Masz silne ciało!
- Nie czuje się ani trochę silny – westchnął przeciągle chory i zamknął oczy. Nie otwierając ich powiedział – Walter…chce później o czymś pomówić…
Oczy lokaja lekko się rozwarły, lecz trwało to tylko sekundę. Wyraz jego twarzy niemal od razu wrócił do normy.
- Oczywiście sir.
Gdy wychodził, Walter dyskretnie obejrzał się do tyłu. Obserwował Richarda i jego minę pełną troski. Wyglądał teraz jak wzór zatroskanego brata. Właśnie, wyglądał…
Lokaj cicho zamknął za sobą drzwi i w chwili kiedy rozległo się ciche trzaśnięcie, jego oczy zalśniły złością. Ale nie tylko one. Coś przed nim również zalśniło w mroku korytarza. A były to dawno nieużywane przez niego ostre nici.
Dziś mogą być użyteczne…
***
Richard Hellsing szedł korytarzem w stronę wyjścia z rezydencji. Właśnie skończyła się jego wizyta u chorego brata więc…
…nie musiał już udawać.
Był w iście szampańskim nastroju. Jego długoletnia cierpliwość od dawna była wyczerpana. Wziął sprawy we własne ręce i już były tego owoce. Jego brat umierał powoli tak jak chciał. Już niedługo organizacja Hellsing znajdzie się w jego rękach, tak jak od zawsze tego pragnął. Co prawda była jeszcze sprawa przebywającej za granicą córki Arthura, ale można ją było także łatwo załatwić. Pozbycie się dziecka to bułka w masłem.
Ile ona już powinna mieć lat? Chyba z 12. Tak na pewno 12 lat. Nie powinno być z nią trudności.
Wtem zatrzymał się kilka metrów przed głównymi drzwiami. Ktoś zagradzał mu drogę, a konkretnie stary kamerdyner.
- Coś Pana rozbawiło, Panie Hellsing?
„Cholera” – Pomyślał Richard – „Zauważył jak się uśmiechałem, myśląc o śmierci Arthura! Spokojnie, nie skojarzy faktów!”
 - Nie, po prostu staram się zachować pogodę ducha w tym trudnym czasie. Myślałem, że może mój uśmiech poprawi Arthurowi humor. Widocznie zapomniałem wyjść z roli.
- Ależ nie – zaprotestował lokaj – Wyszedł z niej Pan, gdy tylko opuścił sypialnie mojego Pana.
Rysy twarzy mężczyzny drgnęły. Spróbował jeszcze ratować sytuacje i nie spanikować.
- Nie wiem o czym mówisz – ton miał niewinny, ale głos mu lekko zadrżał – Ja naprawdę…
- Naprawdę próbuje Pan zabić swojego brata – niby głos Waltera był taki jak zwykle, ale dało się usłyszeć w nim pewną hardość.
Ręka kamerdynera śmignęła w powietrzu, a wówczas jego linki przecięły kieszeń Richarda i jej zawartość upadła na podłogę. Była to chusteczka, zapalniczka i … mała strzykawka. Mężczyzna chyba nie mógł uwierzyć w to co się działo.
- Gdy cię tu wpuściłem, mój Pan spał – lokaj zrobił kilka ostrożnych kroków w stronę Richarda – Wtedy mu coś wstrzyknąłeś. Zawsze to robisz, kiedy tu przychodzisz. Sądziłeś, że nie zauważę, że stan sir Hellsinga zawsze pogarsza się po twojej wizycie? Że nie zauważę śladów po igle? – nici ponownie się zjawiły i przecięły rękaw mężczyzny, tym razem dochodząc do skóry. Polało się trochę krwi, a Richard upadł na kolano, z krzykiem bólu łapiąc się za ranę – Sadziłeś, że oszukasz mnie tą mierną grą aktorską? – Walter stanął tuż nad mężczyzną i patrzył na niego z góry bezlitosnym wzrokiem – Udając zatroskanego człowieka tylko wzbudziłeś podejrzenia. W ogóle nie znasz tego uczucia.
- Dobrze, przyznaje się! – Richard szybko się poddał. Po pierwsze dlatego, że nie miał ze sobą broni, a po drugie ponieważ czuł że wokół niego unosi się mnóstwo niewidzialnych i ostrych nici, które w każdej chwili mogły mu uciąć kończyny – Miałem dosyć czekania, aż Arthur zdechnie i odda mi agencję! Chciałem przyśpieszyć sprawę! Puść mnie! A przysięgam, że już mnie nie ujrzycie! Może i Arthur dowie się prawdy, ale na pewno nie zaakceptuje faktu, że zabijesz członka jego rodziny!
Richard mocno uciskał swoją ranę. Mówił szybko, co mu przyszło na myśl. Chciał już jedynie wyjść z tego żywym. Niestety, kamerdyner nie wyglądał na przekonanego.
- Zabawne, że tak to Pan ujął – Walter zaśmiał się cicho. Richard był oniemiały, jeszcze nigdy nie widział u lokaja innej ekspresji oprócz profesjonalnej beznamiętności – Uważa Pan, że sir Hellsing będzie miał coś przeciw pańskiej śmierci, bo jesteście rodziną? Kiedyś był gotowy zamordować własne dziecko. Rodzony brat to przy tym nic wielkiego.
Ostatnie co Richard zdążył zrobić to otworzyć usta w niemym szoku. Potem nici oplotły się wokół jego szyi. Zaciskały się coraz mocniej i mocniej. Mężczyzna próbował się uwolnić, lecz bez skutku. Wzdłuż linek na jego szyi pojawiła się czerwona obwódka. Przekrwione oczy chciały wyskoczyć mu z orbit. Próby wzięcia oddechu stawały się coraz trudniejsze.
Lokaj zrobił mały gest dłonią i wtedy krew trysnęła na posadzkę, a ciało Richarda uderzyło głucho o ziemię.
Walter nawet się nie skrzywił. Od razu wziął się za sprzątanie.
***
Kilka dni później stan Arthura zaczął się poprawiać. Choroba w końcu zaczęła ustępować i tylko Walter wiedział dlaczego dopiero teraz leki zaczęły działać.
- Richard ostatnio przestał przychodzić – Hellsing był już w stanie sam brać leki, bez niczyjej pomocy. Niedługo będzie mógł opuścić łóżko.
- Rzeczywiście, proszę Pana – Walter nie pokazał żadnych emocji. Oprócz powodów poprawy stanu swego Pana, wiedział również że za kilka dni przyjdzie spreparowany list, w którym Richard Hellsing informuje o niespodziewanej podróży, w którą został wezwany przez kogoś znaczącego. Jakiś czas później przyjdzie wiadomość o jego zgonie. Pewnie w jakimś wypadku.
- Lepiej się Pan czuje?
- Tak – Arthur nie wydawał się z tego powodu zbyt szczęśliwy.
- Wcześniej chciał Pan o czymś ze mną porozmawiać, prawda?
- To już nie ważne – zbyto go.
Walter w końcu wyszedł z sypialni i pozwolił sobie na westchnięcie ulgi. Przeczuwał jaką kwestię jego Pan chciał poruszyć. Sir Arthur myślał, że niedługo umrze i pewnie chciał sprowadzić tu Integre, a na to nie mógł pozwolić.
ICH rozkazy były jasne! Arthur musi żyć, a Alucard i Integra muszą być daleko stąd! Właśnie tak życzył sobie on.
Major.

***

Alucard stał oparty o drzewo z założonymi rękami. Był głęboko zamyślony. Coś od jakiegoś czasu nie dawało mu spokoju.
Integra kilka metrów dalej siedziała na klęczkach na dziedzińcu. Wokół dwunastolatki biegało mnóstwo młodych wilczków. Młode dopiero niedawno przestały pić mleko matki i zaczęły przyjmować stały pokarm. Integra właśnie karmiła je z ręki surowymi kawałkami mięsa. Wilczki grzecznie podchodziły do niej i brały swoją porcję.
- Alucard, trapi cię coś?
- Czemu pytasz? – wampir podniósł wzrok, przywrócony do rzeczywistości tym pytaniem.
- Od kilku dni jesteś jakiś milczący. To do ciebie niepodobne – rzekła jednocześnie drapiąc młode wilczątko za uszkiem.
Wampir nie mógł się nie zaśmiać pod nosem. Jego Pani, to dziecko…nie, to już złe określenie. Integra była na granicy końca bycia dzieckiem, a początkiem bycia nastolatką. W każdym razie ta istotka bardzo dobrze go znała.
- Owszem zastanawia mnie coś – blondynka nie spuszczała z niego ponaglającego spojrzenia, co oznaczało, że oczekuje dalszej części – Myślę o stanie twojego ojca. Nie tak dawno, sądziłem że jego dni są policzone. Czułem to przez nasze połączenie. Ale teraz jego stan się polepszył. Poza tym…poczułem coś jeszcze i nie umiem tego nazwać.
- Nie rozumiem.
- To coś jakby krótki impuls elektryczny. Zupełnie jakby w linii rodu Hellsing coś się wydarzyło. Nie wiem jak to inaczej określić.
- W linii rodu? – wilczątko zadowolone z pieszczot weszło Integrze na kolana, podczas gdy ona wypowiadała swoje myśli na głos – Może ktoś się urodził albo zmarł? To w końcu zmiana.
- To nie jedyna zmienna, którą należy wziąć pod uwagę – ciągnął wampir, jego spojrzenie patrzyło gdzieś daleko w przestrzeń – Coś się zdarzyło u Hellsingów, a to nie zbyt duża rodzina. Poza tym to musiał być ktoś bliski Arthurowi skoro poczułem to… - urwał gwałtownie, kiedy nawiedziła go tak myśl – Richard…Niemożliwe…
- Richard? – Integra w zakamarkach pamięci odszukała odpowiedni fragment z opowieści Alucarda – To mój wuj, racja?
- Tak… - wampir przeciągał to krótkie słówko.
To mogło być to. Gdyby stało się coś Arthurowi, nosferatu od razu by o tym wiedział. Ten impuls mógł mieć coś wspólnego jedynie z Richardem, ale co? Narodziny były wykluczone. Już odkładając wiek na bok, Richard ojcem? Idiotyczne.
Alucard doskonale pamiętał tego mężczyznę, mimo że obserwował go jedynie na odległość. Twarzą w twarz widział go jedynie w kołysce. Drugi syn rodu Hellsing był typem człowieka, którym wampir gardził najbardziej. Jego krew cuchnęła, a jego osoba była niczym więcej jak śmieciem, który grał przy Arthurze dobrego braciszka, a tak naprawdę czekał chwili by położyć łapy na organizacji Hellsing.
To nie jest typ, który zakłada rodzinę, chyba że są w tym jakieś materialne zyski. Tacy ludzie chcą jedynie władzy. Wychodziło więc na to, że jedynie jego zgon wchodził w grę.
Interesujące – pomyślał Alucard – dopiero co mój pan był na łożu śmierci, ale to jego młodszy brat ginie, a nie on. Czy to się łączy?
Wampir postanowił nie wykluczać tej możliwości i dobrze zapamiętać swoje podejrzenia. W przyszłości może uda się rozwiązać tę zagadkę.
Ale musiał przyznać, że odetchnął z ulgą, że Arthur żył. Co prawda jego śmierć nie zniszczyła by jego planu, było na to już za późno, lecz byłoby to wielce uciążliwe. Jego plan odwlókł by się w czasie nie wiadomo na jak długo. Musieliby opuścić to miejsce i wrócić do Anglii, by Integra przejęła agencję. Czuł irytację na samą myśl. Tu był ich dom.
- Cóż… - Alucard odszedł od drzewa i podszedł bliżej swojej Pani. Trapiąca go kwestia odeszła w zapomnienie…przynajmniej na razie - …według mnie najprawdopodobniej twój wuj zmarł.
- Mhm…Szkoda – nie odrzekła nic więcej. Nie było w jej tonie ani odrobiny żalu, nic jej nie obeszła ta wiadomość. Coś innego teraz pochłaniało jej uwagę – Alucard, czy z tym wilkiem wszystko w porządku? – spytała wstając z klęczek wskazując na starego wilka, leżącego na wprost przed nią pod drzewem.
Wampir podszedł i przyjrzał się zwierzęciu. Kojarzył go. Ten samiec był w tej watasze już kiedy przybył tu z malutką Integrą. Był wtedy młodym basiorem. Gdy jego Pani podrosła, chętnie nosił ją na grzbiecie. Sama dziewczynka uwielbiała go chyba najbardziej ze wszystkich zwierząt. Teraz ten wilk był już stary. Leżał na trawie i ciężko oddychał.
- On kona – powiedział, nie spuszczając oczu ze zwierzęcia – Nic niezwykłego, ma swoje lata. To normalne w stadzie. Jedne osobniki umierają, aby ich miejsce zajęły kolejne pokolenia – lekko machnął ręką w stronę biegających pod nogami jego Pani wilcząt.
- Umiera? – dwunastolatka  zrobiła kilka kroków w stronę wilka, ale zatrzymała się gwałtownie, kiedy zwierzę zaskomlało z bólu. Rysy twarzy Integry zaczęły drgać, jakby próbując się skrzywić, lecz było widać, że dziewczynka próbowała to powstrzymać.
- Tak. Nie martw się, jego cierpienia nie potrwają długo.
- Wiem  - Integra rozejrzała się wokół. Zauważyła, że żaden wilk nie zwraca uwagi na konającego członka watahy, jakby to była codzienna dla nich sytuacja – Chyba… - zawahała się, wciąż drżała, teraz to nawet i jej dłonie. Nie płakała jednak. Było widać jednak, że jest jej trudno - …pójdę się pouczyć.
Pobiegła w stronę zamku i zniknęła za wrotami, nie oglądając się za siebie. Alucard odprowadzał ją wzrokiem. Następnie ukucnął przy cierpiącym wilczurze i położył mu dłoń na głowie.
- Dobra robota. Dziękuję za służbę. Niedługo odpoczniesz.
Otrzymał w odpowiedzi jedynie cichy pomruk. Wampir uśmiechnął się lekko mimo woli. Wiedział co zwierzę chciało mu przekazać.

***

Nastał zmierzch a następnie noc. Alucard spędzał ją tak jak najczęściej, czyli stojąc na szczycie jednej z wież i spoglądając w niebo. To była to ta sama wieża, na którą się wdrapał z niemowlęciem w ich pierwszą noc tutaj. Później powtarzał to zawsze, gdy nastał zmrok. Najpierw z dzieckiem, a potem sam, gdy dziewczynka podrosła i spała nie na jego rękach, a w łóżku.
Nie odrywał swych czerwonych oczu od nieboskłonu. Wtem jego spokojny stan zakłóciły odgłosy kroków na korytarzu zamku. Słyszał doskonale z odległości. Integra najwidoczniej wstała z łóżka  i zmierzała w stronę wyjścia. Ciekawe, od dawna nie miała nocnych pobudek.
Zbliżył się do krawędzi i spojrzał w dół. Obserwował z góry jak Integra w białej koszuli nocnej i na boso wychodzi na zewnątrz. Jej kroki były ostrożne i powolne i kierowały ją wprost do starego wilka, który wciąż czekał na śmierć. W końcu stanęła nad nim i patrzyła na jego ciężko opadającą i podnoszącą się klatkę piersiową.
W jej dłoni coś było i wampir od razu to rozpoznał. Nie zwlekając, skoczył z wieży. Leciał szybko w dół, aby po chwili wylądować bezszelestnie tuż za swoją Panią. Oczywiście ona doskonale wiedziała, że się zjawił.
- Na pewno chcesz to zrobić?
Integra trzymała w ręku mały pistolet, jej pierwszą zabawkę. Alucard jakiś czas temu załatwił jej broń z większym magazynkiem, ale stara broń została zachowana. I najwidoczniej dziewczynka zamierzała użyć jej ponownie.
- Zrobienie tego to mój obowiązek – podniosła pistolecik wyżej i wycelowała w wilka – Odpowiadamy za nie – jej głos był twardy i zdecydowany. Nie było śladu po roztrzęsionej dziewczynce sprzed kilku godzin – Tyle powinnam dla niego zrobić.
Niebieskie oczy Integry spotkały się z zielonymi ślepiami wilka. Po kilku sekundach…ona pociągnęła za spust.
Huk rozszedł się echem po okolicy. Zwierzę już nie cierpiało. Nie żyło.
Dziewczynka odwróciła się do Alucarda, a w jej oczach wampir dostrzegł jedynie chłodny spokój. Była absolutnie nieporuszona, jakby wyłączyła wszystkie emocje i uczucia aby wykonać ten jeden nieprzyjemny obowiązek. Dobiła ukochane zwierzę i była…niewzruszona, choć wcześniej powstrzymywała łzy, gdy wilk cierpiał.
„Co ja stworzyłem?”
Nosferatu pamiętał jak w powieści Mary Shelley, Frankenstein był przerażony tym co stworzył. Uczucia wampira nie mogły być bardziej odmienne. Był zachwycony. Jego Pani wydawała się taka beznamiętna, lecz on wiedział że to był tylko pozór. Uwielbiała tego wilka i go kochała, ale potrafiła odsunąć uczucia na bok, zapomnieć o nich by wypełnić zadanie i dobić umierające zwierzę.
„Chciałem z niej zrobić bezwzględną i dążącą do celu kobietę ze stali, lecz nie sądziłem…” – reszta watahy zaczęła wyć do księżyca, ku pamięci swojego dawnego kompana – „…że uda mi się to zrobić tak szybko”
- Zawsze kiedy myślę, że nie mogę być z ciebie bardziej dumny, ty kolejny raz robisz coś co mi imponuje – rzekł uśmiechając się w swój maniakalny sposób.
Integra nie zmieniła pozbawionego emocji wyrazu twarzy. Upuściła tylko pistolet na ziemię i powiedziała.
- Nie chce spać. Masz coś przeciwko bym ci towarzyszyła?
- Będę zaszczycony – odpowiedział, z nonszalancją, która u niego również była jedynie pozorem.
Alucard ukucnął, po czym dziewczynka wdrapała mu się na plecy i objęła za szyję. Wampir wstał i wykonał skok w górę do przodu. Uderzył w mur zamku po czym zaczął się wspinać po ścianie. Dziewczynka wciąż mocno się go trzymała.
W końcu wspiął się na wieżę i Integra mogła się puścić i dotknąć bosymi stopami kamiennej podłogi. Oboje spojrzeli w rozgwieżdżone niebo. Gwiazdy odbijały się w szkłach okularów dziewczynki. Księżyc był niemal w pełni. Wciąż dało się słyszeć wycie kilku wilków.
- Piękna dzisiaj noc, prawda? – spytał Alucard.
- Tak – Integra, nie odrywając wzroku od nieba wyciągnęła dłoń i złapała wampira za rękaw. Miała już taki zwyczaj by to robić w chwilach, kiedy chciała powiedzieć coś ważnego – Alucard, ja właśnie zabiłam coś dla mnie ważnego.
- Wiem.
- Ale przestałam czuć smutek. Już nic nie czuje. Czy to źle?
Spojrzeli na siebie nawzajem, a wampir odpowiedział, z lekko mroczną intonacją.
- Nie Integro, to nic złego.
Jego Pani uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wróciła do oglądania nocnego nieba. Nie puściła płaszcza Alucarda aż do końca.
Tymczasem wampir nie mógł powstrzymać swoich myśli.
„Już niedługo..."

***
3 lata później

Integra Hellsing stała nieruchomo z założonymi rękami i czekała. Była pora o której zwykli zjawiać się Cyganie. Od kilku lat to ona odbierała od nich przywiezione rzeczy.  Robiła to, bo trochę było jej ich żal. Strasznie bali się Alucarda i nie dziwiła im się. Jednak ona była człowiekiem i ci ludzie nie odczuwali lęku na jej widok. Dzięki temu kilku z nich dłużej pożyje, unikając tych stresów co jakiś czas.
W końcu zjawił się wóz. Siedzieli tam dwaj mężczyźni. Pewien starzec i jego dwudziestoczteroletni syn Luca. Przywieźli, jak zwykle, jedzenie dla niej i krew dla jej opiekuna, czy raczej Sługi. Lecz dziś było jeszcze coś co specjalnie zamówiła.
- Masz to? – skierowała pytanie do Luci, podczas gdy jego ojciec zdejmował ładunek.
- Oczywiście – rzekł z uśmiechem i podał piętnastolatce małe pudełko – Jego…nie ma? – spytał z wyraźną obawą.
- Nie, ale niedługo wróci – powiedziała beznamiętnie zaglądając do pudełka. Wszystko się zgadzało, więc schowała je do kieszeni kurtki, przy okazji wyjmując z niej kilka złotych monet. Podała je Luce.
- Interesy z panienką to czysta przyjemność – mężczyzna ukłonił się, zabierając swoją zapłatę.
Integra  spojrzała w bok i zauważyła, że stary Cygan przygląda jej się. To spojrzenie było takie same, od wielu lat, czyli pełne strachu. O nią.
Dziewczyna miała tego dosyć. Każdy mieszkaniec tych terenów, który się tu zjawiał patrzył na nią w ten sposób. Jak na bezbronną ofiarę. Nienawidziła tego.
Dlatego nie mogła nie czuć sympatii do Luci. Jedynie on miał tyle oleju w głowie by zrozumieć, że gdyby była ofiarą wampira to od dawna byłaby martwa. I patrzył na nią normalnie…no mniej więcej. W jego oczach najczęściej widziała chciwość. Lubił pieniądze.
Integra zignorowała spojrzenie starca. To był jedyny sposób by powstrzymać irytację. Kiedy Cyganie się oddalili dziewczyna z powrotem wzięła pudełko do ręki. Otworzyła je i dobrą minutę przyglądała się pięciu sztukom cygar.
Już jakiś czas temu miała ochotę spróbować zapalić. Ciekawiło ją jak to jest, lecz jednocześnie zdawała sobie sprawę że jest za młoda. Mimo to pod wpływem impulsu kazała cyganowi je załatwić. I teraz biła się z myślami.
- Zapal, jeśli chcesz – dziewczyna mimowolnie podskoczyła, gdy usłyszała głos tuż obok ucha. Alucard zaśmiał się – Rzadko udaje mi się cię zaskoczyć.
- Nie sądzisz, że jestem za młoda? – spytała z nutę ironii, spychając na bok złość na samą siebie, że wampir ją zaskoczył.
- Wiek to tylko liczba. Sama za siebie decydujesz – rzekł wzruszając ramionami.
Dziewczyna kolejny raz spojrzała na cygara.
- Zgaduje, że jak zwykle nie mamy wiadomości.
- Nie – odparł. Czekał na to co zrobi.
Integra w końcu wzięła jedno cygaro. Pudełko z resztą wróciło do kieszeni. Wzięła zapałki, które sobie przygotowała, z kieszeni spodni.
Alucard obserwował jak je zapala i zastanawiał się. Jego Pani weszła w okres dojrzewania, ale jej zmiana była niecodzienna. Integra zaczęła nosić ubrania, które bardziej pasowały mężczyźnie, a nie młodej dziewczynie. Przestała nosić spódnice i teraz chodziła jedynie w spodniach. Teraz miała do tego białą koszulę i kurtkę. Jej budowa ciała stała się jeszcze mocniejsza, lecz pozbyła się także dziecięcej linii. Nabrała kobiecej, co było dobrze ukryte pod męskimi ubraniami. Jak wampir przewidywał rysy twarzy stały się ostrzejsze. Gdyby nie jej wciąż długie blond włosy, ktoś mógłby mieć problem z odgadnięciem jej płci.
Dziewczyna po raz pierwszy w życiu zaciągnęła się cygarem. Kaszlnęła lekko, ale spróbowała drugi raz. Znów kaszlnęła. Po trzecim razie już wszystko było w porządku.
- Niezłe.
Alucard znowu się zaśmiał, ale nie skomentował tego.
Reszta dnia minęła im tak jak zwykle. Integra uczyła się, a Alucard pilnował, aby zrobiła wszystko co było na dziś zaplanowane. Była przerwa jedynie na obiad.
Gdy słońce zaczęło zachodzić, wampir uznał, że na dziś wystarczy.
- Możesz już to odłożyć. Idź spać – powiedział, wstając z fotela.
- Nie, jeszcze nie - powiedziała nie odrywając się od pracy.
Tym razem to Alucard był zdziwiony. Jego Pani normalnie z ulgą oderwała by się od matematyki.
- Spójrz ile mi zostało – kontynuowała – Jeszcze tylko trochę stron i skończę ten przeklęty podręcznik. Postanowiłam, że będę nad tym siedzieć całą noc, abym mogła uwolnić się od tej matmy na kilka miesięcy.
- Nie musisz. I tak jesteś ponad programem.
- Postanowiłam i koniec.
Wampir westchnął i zrozumiawszy, że nie ma wyboru rozsiadł się ponownie w fotelu.
Rzeczywiście, Integra całą noc rozwiązywała zadania z matematyki. Tym razem wampir był przy swojej pani, by patrzeć czy nie odpłynie w trakcie. Jednak dziewczyna była silna i nad ranem udało jej się dokończyć ostatnią stronę.
- Nareszcie – wyrzuciła z siebie, zamykając z trzaskiem podręcznik.
- Czyli wreszcie pójdziesz się położyć? Ledwo patrzysz na oczy.
- Mhm – mruknęła cicho i wstała od stołu. Po chwili zniknęła w korytarzu bez słowa.
Alucard również wstał i teleportował się. Szybko załatwił codzienną rutynę, czyli szybką podróż  do Czech i z powrotem. Sprawdził skrzynkę, była pusta. Nie zwlekając wrócił, zjawiając się na dziedzińcu. Odruchowo już spróbował zlokalizować Integre. Weszło mu to w nawyk, chyba już odkąd była niemowlęciem i nie przeszło mu to.
Spodziewał się, że jego Pani będzie u siebie i będzie smacznie spać. Lecz miejsce gdzie ją wyczuł go zszokowało. To ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał.
Co ona tam robiła?
Czym prędzej pobiegł do niej. W sekundę znalazł się w starej kaplicy, znajdującej się w podziemiach zamku. Powitał go znajomy widok kilkudziesięciu grobowców oraz zapach kwaśnej ziemi. Miał wrażenie, że przeżywa deja vu. Jego Pani znajdowała się w tym samym miejscu i robiła dokładnie to samo co 13,5 roku temu, czyli stała przy ogromnym, marmurowym grobowcu i dotykała przekreślonego na nim napisu. Różnica polegała jedynie na tym, że dziewczyna była o wiele starsza.
Alucard odezwał się pierwszy.
- Co ty tu robisz? – w jego głosie dało się słyszeć gniew, ale na jego Pani nie zrobiło to wrażenia.
- Ty to przekreśliłeś? – zignorowała pytanie i zadała własne, przejeżdżając palcem po napisie „Dracula”.
- Tak – powiedział, nie zmieniając groźnego tonu – Ponad 13 lat temu. Byłaś tu wtedy ze mną.
- Naprawdę? – nie wyglądała na przejętą tą wiadomością. Wciąż jej uwaga skupiona była na marmurowym sarkofagu.
- Owszem i powtórzę to samo co ci wtedy powiedziałem. To miejsce jest dla martwych, nie dla żywych! Nie powinnaś tu być… - urwał, gdy coś sobie uświadomił. Coś co rozzłościło go jeszcze bardziej – Kiedy znalazłaś to miejsce?
- Krótko po tym jak przeczytałam „Dracule”. Czyli jak miałam 8 lat – Integra dalej badała grobowiec, obchodząc go dookoła – Dowiedziałam się wówczas z książki o istnieniu tej kaplicy. Poczekałam, aż wybierzesz sobie jeden z tych dni, które całe przesypisz i zaczęłam szukać. Szybko mi poszło. Wyprzedzę twoje następne pytanie i powiem, że wracałam tu mniej więcej co roku, w dni, w które przesypiałeś. A po co to samo nie wiem.
Alucard zacisnął zęby. Był wściekły, lecz nie bardzo wiedział dlaczego. Po prostu jego Pani…w tej kaplicy…za jego plecami…
- Dlaczego już to nie sypiasz? – spytała wskazując grobowiec.
- Bo to miejsce spoczynku Hrabiego Draculi, a on poległ dawno temu. Nic z niego nie zostało, więc nie powinienem naruszać jego…
- Ale to przecież ty! – krzyknęła, aż echo rozniosło się po kaplicy.
Gniew wampira został wyparty przez szok. Nie tylko przez ten krzyk, ale głównie przez znaczenie tych słów.
- Co? – ledwo można to było dosłyszeć. Oczy Alucarda były szeroko otwarte, tak samo usta, aż było widać kły.
- Nawet nie wiesz jak mnie to wkurza – wyznała piorunując go spojrzeniem i zaciskając pięści – Ten przekreślony napis także. Hrabia Dracula to ty, do cholery! To miejsce jest twoje. To prawda, że zginął, ale wrócił! Zmieniony, lecz to wciąż był on! Mówiąc o nim w ten sposób brzmisz jakbyś wyrzekał się własnej tożsamości! Nie znoszę tego…Jesteś zmieniony, ale…ale nie zapominaj kim byłeś! Vlad…Dracula…Alucard to jedna ta sama osoba, a nie 3 różne.
- Ja… - zabrakło mu słów. Nie wiedział co rzec.
- Nigdy więcej nie mów o Draculi w trzeciej osobie, jasne? Bo on się tobą.
- Do…dobrze – rzekł jedynie, bo wciąż czuł się jakby rażony piorunem.
Ocknął się dopiero zaalarmowany zachowaniem dziewczyny.
- Co ty robisz?!
Integra odsunęła właśnie wieko marmurowego grobowca Hrabiego i wchodziła jedną nogą do środka.
- Chce iść spać, to chyba oczywiste – weszła do sarkofagu drugą nogą.
Wampir szybko podszedł do grobowca. Był on naprawdę duży, Integra stojąc w nim wystawała nad powierzchnię od pasa w górę. Ale nie tylko wysokość grobowca była większa niż było trzeba. Szerokość i długość także.
- Tutaj? Chyba oszalałaś – zapomniał o uprzejmości.
- Możliwe – powiedziała kładąc się w sarkofagu i odsuwając się jak najdalej na bok, robiąc w środku więcej miejsca – Też tu chodź.
- Co? – drugi raz nie był pewny czy dobrze słyszy, choć miał doskonały, wampirzy słuch.
- Wchodź tu, to rozkaz!
Alucard poczuł jak moc jego Pani przechodzi impulsem przez jego żyły. Nie mogąc tego powstrzymać, wszedł do środka i położył się obok Integry. Ona sama usiadła (siedząc, nadal nie wystawała ponad wysokość marmurowej ściany) i przesunęła wieko, zostawiając jedynie malutką szparę, by w środku była choć odrobina światła.
Leżeli w ciemności w małej, wąskiej przestrzeni, twarzami do siebie. Patrzyli sobie w oczy, próbując zgadnąć co myśli to drugie. Przez dłuższy czas panowała absolutna cisza.
- Po co mam tu być? – spytał w końcu.
- Po prostu śpij. Jest dzień, więc nie ma dla ciebie problemu.
- Ale dla ciebie jest – grobowiec był z kamienia, wiec panował tu chłód, a dno musiało być bardzo twarde. To nie były komfortowe warunki dla człowieka.
Zanim Integra zdążyła odpowiedzieć, Alucard zdjął swój płaszcz i okryła ją nim. Ona nie okazała zdziwienia. Jedynie kąciki jej ust lekko drgnęły. Wtuliła się w płaszcz i zasnęła, wyczerpana po zerwanej nocy.
Teraz będzie jej trochę cieplej – pomyślał wampir.
Leżał przez chwilę oszołomiony. Zastanawiał się czy właśnie ta sytuacja była celem Integry od samego początku? Dlatego pracowała całą noc, by nie mieć problemów w zaśnięciu w tym miejscu? Dlatego tu przyszła i powiedziała to wszystko?
Wiedząc, że i tak nie dowie się od niej prawdy zamknął oczy i zasnął.

***

- Czyli przegrałem? – spytał Hrabia, tonem pełnym męki. W jego piersi tkwił drewniany kołek, a on sam obficie krwawił.
- Owszem – mówił profesor – Przegrałeś. Każdy koszmar się kiedyś kończy. Nie masz już zamku, nie masz swoich ziem, twoi poddani nie żyją, nie ocalał już nikt. Także jej eucharystia znikła. Ona nigdy nie będzie twoja, przenigdy!
Profesor zacisnął pięść i wbił kołek jeszcze głębiej, z całej siły. Hrabia zawył z bólu, a krew z jego ust trysnęła strumieniem.
- Nie pozostało ci już nic, Hrabio – powiedział van Hellsing, potrząsając rannym wampirem – Nie masz już nic, ty żałosny Nieumarły Królu!

***

Alucard wybudził się gwałtownie. Poczuł jak po jego policzkach coś spływa. Starł to ręką i ujrzał krew kontrastującą z bielą jego rękawiczki. Krwawe łzy wypływały z jego oczu.
- Sen. Ja i sen? To jakiś absurd…!
Starł resztę krwawych smug z twarzy. I wtedy zorientował się, że coś jest nie tak. Integry nie było obok, leżała teraz…na nim. Nadal była pogrążona we śnie i otulona jego płaszczem. Najwidoczniej przeceniła własne możliwości i nie mogła już znieść twardości marmuru. Cóż…najpewniej jego ciało było wygodniejsze niż dno grobowca.
Westchnął, kładąc dłoń na głowie swojej Pani. Był już spokojniejszy, choć sen wytrącił go nieco z równowagi. Patrzył w górę, na dobrze znane mu wieko. Wracały wspomnienia.
Ten sen…czy był przypadkowy? Słowa – Ona nigdy nie będzie twoja – rozbrzmiewały mu głowie. Użył całej siły woli, by zniknęły.
Dotyczyły tej Harker, nie Integry – tłumaczył sobie – Master już jest moja. I to od dawna.
Podciągnął się lekko aby móc przyglądać się śpiącej twarzy dziewczyny, ułożonej na jego piersi.
Wspominając dzisiejsze wydarzenia, przypomniały mu się słowa dwóch osób.
- Nie jesteś już Hrabią. Jesteś tylko potworem i sługą Hellsingów. Niczym więcej. Pamiętaj o tym. Nie myśl o sobie jak o kimś kto ma jakąkolwiek wartość – powiedział Abraham van Hellsing.
- Od dziś zwiesz się Alucard. To odwrotność Draculi, ukazująca dokładnie to, czym się stałeś. Dracula przeminął, już nie istnieje. Jesteś jedynie ty, mój sługa i pionek. Całkowite przeciwieństwo zmarłego Hrabiego – powiedział Arthur Hellsing.
- Dracula to ty, do cholery! … Mówiąc o nim w ten sposób brzmisz jakbyś wyrzekał się własnej tożsamości … Vlad…Dracula…Alucard to jedna ta sama osoba, a nie 3 różne – powiedziała dziś rano Integra Hellsing.
Tak różna od swoich przodków, a jednocześnie tak podobna. Kompletnie go dzisiaj pobiła na głowę. Była niesamowita. Odebrała mu mowę.
Kazała mu dziś spać w swoim dawnym grobie i była przy nim. Kazała mu być sobą, czyli czymś więcej niż jej sługą. Chciała czegoś zupełnie odwrotnego niż jej przodkowie.
Czy to jest jej troska o niego? Nie wiedział, emocje to nie była jego mocna strona. Czemu jej w ogóle na nim zależało?... nie, to głupie pytanie. Odpowiedź jest prosta. W końcu była tak szaloną istotą by ufać potworowi.
Mimowolnie jego dłoń poruszyła się, głaszcząc dziewczynę po włosach. Ona mruknęła coś niezrozumiale i podniosła powoli powieki. Była lekko zaspana, ale przytomna. Nie wydawała się zawstydzoną tą pozycją.
- Hej.
- Witaj – Alucard zaśmiał się, rozbawiony zwykłością jej powitania.
- Jaka to pora dnia?
- Wydaje mi się, że zachodzi słońca.
- Aha – Integra podniosła się i usiadła na kolanach. Wampir również podniósł się do pozycji siedzącej. Czubek jego głowy prawie stykał się z wiekiem.
Patrzyli na siebie przez chwilą, nie widząc co dalej robić
- Dobrze spałaś?
- Okropnie – powiedziała, poprawiając przekrzywione okulary – A ty?
- Niespokojnie, ale… - zawahał się – Było lepiej niż sądziłem. Myślałem, że będą czuł się tu…obco.
- To jasne. Skoro w zamku nie czujesz się obco to tutaj również nie powinieneś. To nasz dom. Nie będziesz już tak idiotycznie mówił?
- Nie, wiem kim jestem – rzekł z powagą, po czym zaproponował – Mogę ci coś pokazać?
Integra zaskoczona tylko pokiwała głową. Alucard wstał, podnosząc wieko. Oboje wyszli z grobowca. Wampir ruszył w głąb kaplicy, w przeciwnym kierunku, niż znajdowały się schody prowadzące do zamku. Dziewczyna poszła za nim, ciągle przytrzymując owinięty wokół niej czerwony płaszcz.
Przeszli spory kawałek, aż w końcu zatrzymali się przed starymi, zarośniętymi bluszczem wrotami. Drugie wyjście. Integra dawno już je znalazła, lecz była za słaba by je otworzyć. Natomiast Alucard poradził sobie z tym bez trudu. Wyszli na zewnątrz.
Jej oczom ukazał się przepiękny wąwóz. Za nimi wznosiła się góra, na której stał ich zamek. Przed nimi płynęła czysta, górska rzeka, tuż przy ścianie kolejnej góry. Było tu także niespodziewanie dużo zieleni.
- A sądziłam, że znam te tereny na wylot – wyznała oczarowana tym widokiem. Alucard tymczasem stanął tuz obok niej.
- Nie mogłem tego zrobić w grobowcu, lecz teraz… - uklęknął przed nią na jedno kolano.
- Znów przede mną klękasz? – spytała, trochę rozbawiona – Zaczynasz się powtarzać.
- Nie całkiem -  odrzekł biorąc jej dłoń do ręki. Tym razem nie trzymał jej przed sobą, lecz dokończył dzieła i ją ucałował – Integro, dziękuję…
Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze. Nie tylko słowa podziękowań wytrąciły ją z równowagi. Był to także widok szkarłatnych oczu, wpatrzonych wprost w jej błękitne. Jego tęczówki niemal niezauważalnie falowały, tak samo jak jego włosy, choć nie było wiatru. Był to znak, że jest poruszony.
Tak klęcząc przed nią i patrząc na nią w ten sposób wyglądał silnie, groźnie, poważnie i …smutno.
Dziewczyna poczuła jak również nad nią emocje biorą górę. Czuła to samo co on, ich więź była tak silna, że nie miała z tym kłopotu. Jej dłoń delikatnie wyswobodziła się z jego uścisku, ale nie oderwała się od niego całkowicie. Zaczęła sunąc w górę, po jego ramieniu, szyi aż zatrzymała się na policzku.
- Co oni ci zrobili? – pogłaskała lekko jego policzek – Co ty sobie zrobiłeś? – pochyliła się i dotknęła czołem jego czoła, nie przerywając kontaktu wzrokowego – Co ty mi robisz?
- Jestem przy tobie – odpowiedział cicho – Na wieki.
Słońce całkowicie zniknęło za nieboskłonem i zapanowała wokół nich ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz