środa, 11 stycznia 2017

Hrabia i Hrabina - Rozdział 6



- Technologia idzie do przodu nieprawdaż, Alucardzie?
- Czyżbyś czuł się stary, Walter?
- Starzenie się jest całkiem przyjemne. Starzejemy się z godnością.
Alucard stał w małej uliczce, w samym centrum stolicy Czech. Wczesnym rankiem nie było w okolicy zbyt wielkich tłumów. Od czasu do czasu jedynie przemykał jakiś przechodzień. Ale gdy się już pojawiał, to na widok Alucarda jego kroki na wybrukowanej drodze stawały się szybsze i głośniejsze.
Wampir trzymał właśnie w swej dłoni jeden z najnowszych wynalazków ostatnich lat. A mianowicie telefon komórkowy wielkości cegły i z wystającą anteną. Telefon został wysłany do skrytki pocztowej należącej oficjalnie do sir Ala Ruthveena. Był on również udoskonalony przez Waltera (na tyle ile pozwalały mu jego umiejętności), dzięki środkom ofiarowanym przez Jej Wysokość.
- Rozumiem, że zgadzasz się na nowy sposób komunikacji? – spytał lokaj.
- Przyznaje, że jest szybszy i łatwiejszy. Ma moje uznanie. Ale nie musiałeś dosyłać instrukcji… - rzekł wampir z groźnym pomrukiem, gdyż bez instrukcji nie rozpracowałby tego diabelstwa. Przez ostatnie lata nie był na bieżąco z technologią. Wręcz okazało się, że był w tyle.
- Oczywiście. Pomyślałem, że tak będzie wygodniej. Poza tym w listach podawałem ci tylko misje i nie mogłem cię o nic zapytać. Ta poczta nie działała w obie strony.
- A o co chcesz spytać, Walter? – Alucard już przeczuwał o co chodzi kamerdynerowi.
- Czy z nią wszystko w porządku? – w głosie Waltera zabrzmiała nutka troski. Mężczyzna widział Integre ostatni raz gdy była niemowlęciem i tylko takie miał o niej wspomnienie.
- Moja Pani ma się doskonale – odpowiedział, niezwykle z czegoś kontent.
Lokajowi nie spodobało się to zadowolenie potwora.
- Jaka ona jest?
- Jak na 17 lat… - Alucard zadumał się na moment - …jest twarda.
- Nie wyobrażam sobie inaczej. W końcu to TY ją wychowałeś – Walter także zrobił pauzę by się chwile zastanowić – Taaak, to już 17 lat odkąd was tu nie ma…
- Jak ma się sir Hellsing? – Alucard zadał to pytanie tylko po to by przerwać ten czas nostalgii. Jeszcze by czymś niepotrzebnym zaowocował.
- Coraz słabszy, lecz…taki jak dawniej – nie wiadomo czemu kryło się w tym zdaniu ostrzeżenie.
- Rozumiem – wampir uznał, że należy zakończyć tę pierwszą od lat rozmowę ze starym towarzyszem – Dzwoń, gdy trzeba będzie sprzątnąć jakieś śmieci…
Już chciał się rozłączyć, kiedy Walter rzekł.
- Ja właśnie w tej sprawie. Myślisz, że przysłałbym ci to urządzenie jedynie po to by z tobą pogawędzić? Chyba już zapomniałeś z kim rozmawiasz.
Pewien chłopiec, który właśnie przechodził ulicą, zaczął uciekać w przeciwną stronę ze strachu, gdy zobaczył najbardziej maniakalny i przerażający uśmiech na świecie.
- Och?

***

Alucard wyłonił się spomiędzy drzew i wkroczył niczym lord na dziedziniec swego zamku. U jego wrót stała młoda siedemnastolatka w okrągłych okularach i męskich ubraniach. W jej ustach znajdowało się cygaro, a minę miała opanowaną i jednocześnie wyczekującą.
Ostatnimi czasy Integra miała zwyczaj wyczekiwać na jego powrót, za każdym razem gdy co dzień opuszczał zamek na te kilka minut by sprawdzić skrytkę pocztową. Czekała zawsze w tym samym miejscu. Ten rytuał powitalny powstał ponad rok temu.
- Wiesz, że jesteś uzależniona? – powiedział, drocząc się, wampir wskazując na cygaro. Szedł w jej kierunku.
- Wiem, młodzi szybko się uzależniają – zaciągnęła się cygarem i wydmuchnęła kłąb dymu. Nie przejęła się złośliwością – Masz dobry humor. Niech zgadnę, mamy…
- …misję – dokończył za nią, wciąż się zbliżając. W końcu stanął naprzeciw dziewczyny. Jej blond włosy lekko się rozwiały, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Utrzymywała kontakt wzrokowy ze swoim wampirem. Była już całkiem wysoka, ale nie miała szans by go przewyższyć.
- Co tym razem? – zapytała, po czym znów zaciągnęła się cygarem.
- Wyruszamy do Węgier. Mamy po sąsiedzku. Jakiś wampir ze swoją „rodzinką” przejęli małą wioskę i rozrastają się coraz dalej atakując kolejne domy i zabijając mieszkańców. No cóż…nie zabijają a raczej przyjmują do „rodzinki”. Oczywiście bez żadnego wartego rozważań celu.
- Sądzisz, że wypada opowiadać o takich strasznych rzeczach z taką dziką radością? – Integra włożyła w to pytanie więcej ironii niż było potrzeba. Sama nie omieszkała się uśmiechnąć. Jej uśmiech nie był już skopiowany od Alucarda, teraz był odrobinę inny. Jej własny, pełen dumy, lecz wciąż podobny. I równie przerażający.
- Jeśli sprawia mi to iście dziką radość, czemuż mam ją ukrywać? Mierzi cię to, moja Pani?
- Ani trochę – strząsnęła popiół na ziemię – Wyruszamy tuż przed zachodem Słońca?
- Jak najbardziej.
Ich rozmowa była jak gra aktorska. Oboje emanowali pewnością siebie i zadowoleniem, z powodu że będą mieli coś do roboty pierwszy raz od tak dłuższego czasu. Choć Integra pokazywała to mniej entuzjastycznie. Poza tym oboje wyglądali jakby odgrywali swoje role, Pani i Sługi i doskonale znali następną kwestię jaką wypowie ich rozmówca. Bo dla nich to takie było – granie ról, które uwielbiali. A ich prawdziwa relacja była głębsza i oboje zdawali sobie z niej sprawę. Bawili się w grę aktorską, bo … zwyczajnie ich to bawiło. To dawało uczucie władzy u jednego i satysfakcji u drugiego.
- Gdy będziemy na miejscu masz wolną rękę. Możesz zmienić się w szalejącą bestię, tak jak lubisz – powiedziała dziewczyna z wyniosłością. Jej uśmiech poszerzył się, ukazują rząd białych zębów.
- Wedle życzenia.
Alucard wspomniał kilka ostatnich zdań, jakie wymienił z Walterem w trakcie dzisiejszej rozmowy.
- Przyjąłeś?
- Tak. Sprawa zostanie załatwiona jeszcze dzisiejszej nocy.
- Jeszcze jedno – lokaj uważnie dobierał teraz słowa – Nie wiem w jakich warunkach dorastała panienka Integra…ale mam nadzieje, że gdy nadejdzie czas, będzie w stanie przejąć agencję Hellsing i umieć ją poprowadzić.
Alucard wzdrygnął się i jego uśmiech na moment opuścił jego twarz, lecz wrócił równie szybko co zniknął i był pełen triumfu.
- Nigdy jej nie pytałem czy będzie chciała przejąć organizację po śmierci Arthura, ale wiedz, że jeśli się tego podejmie… - wampira przeszedł dreszcz na samą myśl - …to zobaczysz, że w całej historii rodziny Hellsing, nie było nikogo kto bardziej nadawał się na to stanowisko.
Mając ją teraz przed oczami wiedział, że się nie mylił. Służył w życiu trzem osobom i tylko wobec niej czuł jedynie podziw, bez ani odrobiny wrogich uczuć.
Lecz czuł wobec niej coś jeszcze. Coś czego nie czuł, nie tylko wobec swoich poprzednich panów, ale także wobec nikogo kogo znał.
Szczere…przywiązanie.
Dało mu to nadzieje, że wciąż pomimo bycia potworem, potrafi stworzyć z kimś więź.

***

Powoli zapadał zmrok. Na pustej ulicy niczym z powietrza zmaterializował się wysoki wampir w czerwonym płaszczu, kapeluszu i przeciwsłonecznych okularach. Niósł na rękach nastolatkę, która mimo że była niesiona, nie wydawała się onieśmielona tą sytuacją.
- Jak byłaś mniejsza wygodniej było cię nosić – Alucard pozwolił sobie na małą złośliwość. Kiedyś Integra była tak mała, że bez problemu siedziała mu na ramieniu. Teraz potrzebował obu rąk by trzymać ją podczas przemieszczania się.
- Jak narzekasz to lepiej postaw mnie na ziemi – Integra nie dała się sprowokować, powiedziała to ze zwykłą obojętnością.
Gdy dziewczyna stanęła na własnych nogach, w świetle lampy ulicznej zalśniło jej coś przy szyi. Był to krzyżyk wykonany na zamówienie z czystego srebra. Musiał być sprowadzony, ponieważ na zamku Draculi nie było żadnych świętych symboli. Alucard sprawił jej go na jej szesnaste urodziny, mówiąc że będzie ją ochraniał przed, jak to on nazywał, nosferatu niższej klasy. Założyła go specjalnie na dzisiejszą noc.
- Strasznie cicho jak na zabudowany teren – Integra rozejrzała się, zachowując czujność.
- Bo aktualnie jego mieszkańcy wychodzą na żer jedynie nocą.
Gdy słowa te wyszły z ust wampira, niemal od razu z domów zaczęły wyłaniać się ghoule, na których było pełno zaschniętej krwi. Zamierzały iść dalej, do następnej wsi, w poszukiwaniu nowych ofiar. Wampir, który je stworzył był niedaleko. Alucard czuł go w pobliżu.
- Masz ochotę się dołączyć? – spytał No Life King, wyjmując swojego Casulla 454 i kierując jego długą lufę w górę.
- Nie – Integra wyjęła cygaro i włożyła sobie do ust. Zapaliła go, wyjęła, po czym dodała – Są twoi tak jak mówiłam. Nie hamuj się i załatw ich w sposób jaki chcesz – kły Alucarda ukazały się w pełnej kresie, a czerwone oczy zalśniły – Jednakże… - dłoń dziewczyny sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjęła czarnego Colta - …jeśli coś mi stanie na drodze, nie będę czekać aż weźmiesz sobie tę zagubioną ofiarę.
- Zrozumiałem – Casull został skierowany na najbliższego ghoula. Rozległy się strzały.
Integra Hellsing stała z boku, spokojnie paląc cygaro i obserwując jak coraz więcej łusek oraz zakrwawionych i rozszarpanych przez kule ciał stworów pada na ziemię. Rysy jej twarzy nawet nie drgnęły, kiedy krew i wnętrzności rozpryskiwały się tworząc makabryczne obrazy.
Magazynek w końcu wypadł z pistoletu z głośnym trzaskiem, upadając na bruk. Ghoule były martwe, lecz to nie był koniec. Te stwory wyszły jedynie z najbliższych czterech domów, a nieumarli zajęli niemal całą wioskę. Było ich pełno w innych domach. Mnóstwo ghouli jak i kilka wampirków, których dopadnięto zanim stracili dziewictwo oraz sam stworzyciel.
Alucard włożył do pistoletu nowy magazynek, pełen poświęconych pocisków. Miał ich trochę w zapasie. Ruszył do najbliższego budynku, w którym wyczuwał stęchliznę. Miał za zadanie wybić wszystkich nieumarłych, a więc przeszukać każdy dom w wiosce i dopaść samego stworzyciela.
- To będzie długa noc – rzekł odbezpieczając broń.
Rzeź trwała przez następne kilka godzin.
Alucard wchodził do każdego budynku i wybijał ich nieumarłych mieszkańców co do nogi. Każde wnętrze domostw wyglądało podobnie. Podłogi miały dziury, w których chowali się nieumarli podczas dnia. Ściany nie miały plam krwi, lecz miały po nich smugi, jakby ktoś tą krew z niej zlizywał. Nie było ludzkich szczątków, wszystkie ofiary zostały w coś przemienione. Jedyne co zostało to ciała niemowląt, który nie rozwinęły się jeszcze na tyle by się w cokolwiek zmienić i zwyczajnie umarły po wyssaniu osocza.
Podczas gdy po kolei, w każdym domu rozlegała się seria strzałów i szaleńczy śmiech Alucarda, Integra spacerowała powoli po ulicach, paląc swoje cygaro. Jej beznamiętność wobec dźwięków mordowania w pobliżu i mijaniu zakrwawionych, zdeformowanych ciał ghouli i wampirów była równia upiorna co sam sprawca tej masakry. Od czasu do czasu, gdy jakiś stwór pojawiał się naprzeciw niej znikąd, rozwalała go pojedynczym strzałem ze swojego Colta. Po latach ćwiczeń u boku Alucarda stała się idealnym strzelcem. Nie chybiała nawet o centymetr, trafiając bezbłędnie w cel. Żaden poświęcony pocisk nie był już zmarnowany.
Alucard  właśnie serią kilku strzałów rozprawił się z młodym wampirem, który kiedyś był młodym czternastolatkiem. Teraz nie było z niego co zbierać.
- Mam powoli dość tych płotek. Wolę grubą rybę.
Miał ochotę dorwać stworzyciela. Wiedział, że musi być to silny wampir. Inaczej nie dałby rady stworzyć takiej wioski pełnej nieumarłych. To musiał być ktoś co najmniej rangi B. Strasznie chciał się z nim zmierzyć. Lecz…
…od jakiegoś czasu nie mógł go wyczuć. Czuł jego obecność, kiedy przekroczył granice wioski, ale teraz nie było po nim śladu. Nie mógł uciec, wiedział by o tym. Wyczułby, że jego obecność się oddala. Ona po prostu zniknęła w jednej chwili.
Alucard wkroczył do domu, w którym do niedawno musiał znajdować się stworzyciel. Był pewien, że wybił już wszystkie jego sługi. Przeżył mały szok, kiedy zobaczył na podłodze zmasakrowane i rozczłonkowane ghoule, które…nie zostały zabite przez niego. Ktoś je pociął czymś ostrym.
- Czyżby…nie, to nie to – przez sekundę rozważył, czy to nie Integra pozbyła się ich swoją szpadą, lecz to było wykluczone. Jego Pani była na zewnątrz, gdzieś w tyle za nim. Podświadomie nie spuścił z niej oka, a więc kto…?
Jego myśli przerwał odgłos czyichś ciężkich kroków na piętrze. Ktoś był w tym domu i Alucard nie bardzo mógł się zorientować czy był to człowiek czy wampir. Jego zapach był…dziwny i trudny do wykrycia. Kroki wolno i stanowczo zmierzały do zejścia na parter.
No Life King nie spuszczał oczu ze schodów, na których po jakimś czasie w końcu pojawiła się owa tajemnicza postać. Lecz wyprzedziły i na moment zamaskowały ją lśniące niczym złoto kartki, który poszybowały błyskawicznie i przypięły się ścian domostwa.
- Bariera? – Alucard ledwo zdążył pojąć sytuacje, aż tu nagle szybko musiał uniknąć dwóch błogosławionych sztyletów, które przemknęły milimetr od jego ramienia.
Wampir uśmiechnął się w swój potworny sposób na powitanie osobnika, który właśnie pokonał dwa ostatnie stopnie i teraz stał naprzeciw niego w całej okazałości.
Był to mężczyzna o jasnych włosach i okrągłych okularach. Na jego szyi świecił wisior z dużym krzyżem, a w dłoniach spoczywały kolejne bagnety, ociekające wampirzą krwią. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, który mało miał wspólnego z ogólnie znanym pojęciem radości.
- Jestem pasterzem chrześcijańskiej trzody, wysłanym na ziemię agentem, którego zadaniem jest realizacja Boskich kar. Zadaniem mnie podobnych, jest zniszczenie głupców, którzy śmieli sprzeciwiać się Bogu – W ciemności złoty krzyż emanował światłem, a okulary odbijały jasne światło. Mężczyzna uniósł swoje bagnety i ułożył je w powietrzu w znak krzyża po czym krzyknął - Amen!!!
Zrobił kilka kroków w stronę Alucarda. Okulary wampira, w odróżnieniu od tych jego przeciwnika, odbijały światło w kolorze czystej fuksji.
- Mamy teraz naprawdę wspaniały księżyc, potworze. Dawno nie polowałem na wampiry, chce mieć trochę przyjemności.
Obaj uśmiechali się w iście okrutny sposób, z radości, że zabiją tego drugiego.
- Watykańska tajna sekcja 13, Organizacja Iscariot – to była jedyna możliwość. Tylko ktoś z tej sekcji byłby w stanie mierzyć się z wampirami. Oczywiście oprócz Hellsinga. Poza tym zawieszony na szyi święty symbol i bariera zrobiona ze zwojów Pisma Świętego nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
- Dokładnie Hellsingski psie. Jestem Alexander Anderson – wysłannik Iscariot wolnym, ciężkim krokiem zaczął zmniejszać dystans między nim, a wampirem – A więc to ty jesteś Alucard. Służysz ludziom i polujesz na wampiry mimo, że sam jesteś jednym z nich. Jesteś sprzątaczem Hellsinga. Byłem pewny, że gnijesz gdzieś w piwnicach swego Pana. Takie krążą wieści.
- Więc takie bajki naopowiadał wam Arthur? Jak widzisz, jestem wolny. Co zrobiłeś z tutejszym wampirem? – Alucard także zaczął kroczyć w stronę Andersona.
- Załatwiłem go, ale nie był zbyt wielkim wyzwaniem. Zawiódł byś się. Rozrywki miałem tyle co nic.
Alexander i Alucard przystanęli, gdy stanęli obok siebie, ramię w ramię.
- Zostałeś tu już tylko ty – wysyczał ojciec Anderson.
- Co ty nie powiesz.
Mężczyzna błyskawicznie rzucił się na wampira ze sztyletami. Alucard wyciągnął pistolet, ale co niezwykłe…zbyt późno. Dwa bagnety wbiły mu się w szyję. Wampir jęknął, bardziej z szoku niż bólu. Zmierzył przeciwnika nienawistnym spojrzeniem i strzelił w Andersona, trafiając prosto w głowę.
Prysnęła strużka krwi, a Anderson padł, uderzywszy głucho o ścianę.
- Zaatakował wampira…nie…zaatakował MNIE – Alucard ze wściekłością wyszarpnął ostrza ze swojego ciała – I to w dodatku w środku nocy. Ponadto wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, żeby mnie tym trafić – rzucił bagnety na ziemię, które wbiły się ostrzami w podłogę – Byłeś naprawdę odważny, Ojczulku. Mimo to, straszny z ciebie głupiec.
Alucard odwrócił się tyłem do ciała z zamiarem opuszczenia tego miejsca i znalezienia Integry. Wyczuwał ją niedaleko. Chyba szła w jego stronę. Jednak…
…zatrzymał się gwałtownie tuż przy drzwiach, gdy wyczuł za sobą jakiś ruch. Szok ponownie go przejął, tym razem prawie go obezwładniając. Rozległ się za nim cichy chichot, a potem jego pierś znów została przebita poświęconymi sztyletami.
- Co?
Wampir skoczył do przodu, uwalniając się od bagnetów. Z powrotem nabył swojego Casulla i zaczął strzelać w locie. Wszystkie kule trafiły Andersona, lecz ten po upadku wstał jak gdyby nic i rzucił się z krzykiem na Alucarda, gotowy na dalszą walkę.
Trwało to kilka minut. Aż zbyt długo jak na walkę króla nieumarłych. W powietrzu fruwały święte bagnety oraz poświęcone kule, niszcząc wszystko wewnątrz i nawet roztrzaskując szyby w oknach. Wampir skrzętnie unikał sztyletów, natomiast jego przeciwnik nie pokazywał żadnej reakcji, chociaż większość kul w niego trafiała.
Nagle Alexander zdołał zbliżyć się do wampira na tyle by chwycić go za ramie, którym wampir trzymał pistolet i pchnąć go z całej siły. Casull wypadł mu z dłoni, po tym jak dwa bagnety wbiły się w jego dłonie, przyszpilając go do ściany. Alucard był unieruchomiony.
Anderson wyciągnął z rękawa kolejne ostrza. Z bliska można było dostrzec jak dziury w jego ciele, zrobione przez pociski, zasklepiają się wypuszczając w powietrze małe kłębki dymu. Zielone oczy mężczyzny błyszczały triumfem i czymś jeszcze…czymś nieludzkim.
- Amen! – krzyknął na cały głos, z szaleńczą radością.
- Regenerator… - wysyczał wampir, przez kły, wreszcie zrozumiawszy czym jest jego przeciwnik.
- Dokładnie. Oto technologia, opracowana przez ludzi, specjalnie do walki z potworami, takimi jak ty – mężczyzna zamachnął się i z jego płaszcza wyskoczyło kilkadziesiąt ostrzy, które wbiły się w ciało Alucarda. Krew zaczęła wypływać strużką z ust wampira.
Anderson, dzierżąc dwa długie sztylety, podszedł bliżej. Zaśmiał się złowieszczo i bez wahania uciął głowę królowi nieumarłych, która poszybowała w górę.
- Amen!!! – szaleńczy śmiech odbił się uchem po budynku. Anderson wygięty do tyłu krzyczał, zachwycony z powodu swego zwycięstwa.
***
Integra Hellsing rzuciła wypalone cygaro na ziemię. Spojrzała w prawo i lewo, próbując zlokalizować budynek, w którym jest Alucard. Byli tu już tyle godzin i było tu tak pusto, że była pewna, że misja została wykonana.
Wtem w domu, spory kawałek dalej, po jej prawej stronie, szyby wypadły z okien i roztrzaskały się na kawałeczki.
- Co jest? – pobiegła w tamtym kierunku.
W ciemności nie mogła zbyt wiele dojrzeć. Jedyne co do niej dochodziło to odgłosy wystrzałów i walki. Alucard musiał być w środku i walczyć, lecz coś jej nie pasowało. To nie były dźwięki walki jakie słyszała przez całą noc. Były czymś wzbogacone.
W końcu strzały ustały, dało się natomiast słyszeć jakiś głuchy odgłos, jakby coś ciężkiego uderzyło o ścianę. Już sądziła, że jej opiekun wygrał, gdy…
- Amen! – czyjś wrzask. Nieznany jej głos… - Amen!!! – rozległo się ponownie, by następnie czyjś okropny śmiech rozniósł się po okolicy.
- Co tu się…Alucard!
Dziewczyna, nie zastanawiając się, wbiegła do budynku. Już w korytarzu dostrzegła właściciela tego ohydnego głosu. Stał na końcu przedpokoju, a jego ciało coś zasłaniało. Coś co stało tuż przy ścianie, ale przez ciemność i odległość, Integra mogła jedynie ledwie dostrzec kształt.
- A ty kto? – Anderson uspokoił się. Był nieco zaskoczony obecnością kogoś innego, w dodatku człowieka.
- Ja? Integra Hellsing. Kim jesteś?
Mężczyzna zamiast odpowiedzieć znów wybuchnął śmiechem.
- Niemożliwe…Niemożliwe… - tylko to zdołał wycharczeć.
- Co jest niemożliwe? – Integra poczuła jak ogarnia ją gniew. Wyjęła swojego Colta  i szable. Trzymając swoje zabawki w obu rękach, zaczęła iść ku mężczyźnie – Gdzie jest Alucard?!
- Więc to tak naprawdę wygląda… - Anderson wymierzył w dziewczynę ostrzegawcze spojrzenie, na co ona przystanęła – Wiedziałem, że Hellsing to protestancka świnia, ale żeby coś takiego…Oddał córkę na wychowanie zagranicę, dobre sobie. Pieprzony kłamca! Ten cholernik oddał swoje dziecko w ręce swojego potwora. Oddał mu ją na pożarcie! Złożył mu ją w ofierze…
- Zamknij się – Integra nie wytrzymała i strzeliła w stronę Andersona, lecz ten zamiast paść na ziemię po postrzale, rzucił w nią swoje ostrze, które śmignęło tuż obok niej. Nie drasnęło jej, ale wytrąciło jej z ręki pistolet.
- Twój oprawca jest tutaj – Alexander odsunął się na bok, odsłaniając to, co kryło się za jego plecami. W świetle księżyca dziewczyna zobaczyła…
Integra wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej oczy rozszerzyły się do granic. Jej wampir, jej Alucard…nigdy nie widziała go takim stanie. Nigdy nawet nie był ranny. A teraz jego pozbawiony głowy tors był przyszpilony do ściany kilkudziesięcioma sztyletami.
- Alucard… - wyszeptała z niedowierzaniem. Była tak wytrącona z równowagi, że nie spostrzegła jak Anderson rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili zdołała zablokować jego atak bagnetem, własnym mieczem. Siła mężczyzny i ją przygniotła  do ściany.
- Tak jak myślałem…on jest ci drogi. Ale wiesz co ci powiem? Może i nawciskał ci kitu, że jesteś jego Panią, lecz tak naprawdę przez cały czas byłaś jego ofiarą.
- O czym ty mówisz? – spytała z wysiłkiem, wciąż starając się blokować szpadą jego bagnet, który chciał się niebezpiecznie do niej zbliżyć.
- Wampiry to potwory, a potwory nie opiekują się dziećmi. Poza zniszczeniem i zabijaniem nie znają niczego innego. No chyba, że…zemstę – ich napierające się ostrza zatrzeszczały złowieszczo. Integra wysyłała ostre spojrzenie wprost w zielone oczy mężczyzny – Omamiał cię, przywiązywał cię do siebie, prawda? Powiem ci prawdę, on czekał. Czekał aż dorośniesz na tyle, by móc cię zmienić i uczynić swoim sługą. Uczynić swoją wampirzą dziwką.
Integra warknęła, kiedy siła ostrza Andersona zaczęła przeważać nad jej własną.
- Czy nie widziałaś nigdy w jego oczach pożądania? Czy nie zauważałaś jak wącha twoją krew, gdy się skaleczyłaś? Kieruje tobą jak swoją marionetką. Uczynić wnuczkę swojego największego wroga wampirem i swoją kochanką. Czyż to nie jest zemsta idealna? Dla Draculi? On do tego zmierzał, nie mam wątpliwości. Nie widział w tobie niż innego poza swoją ofiarą.
Bagnet zbliżał się ku szyi dziewczyny. Lecz ta zamiast być zdruzgotana słowami Alexandra lub przerażona zbliżającym się ostrzem zaczęła się śmiać. Mężczyzna nie takiej reakcji oczekiwał.
- Tylko tyle masz do powiedzenia, potworze? – Integra uśmiechnęła się zwycięsko, a jej błękitne oczy rzucały Andersonowi wyzwanie – Jeśli wiesz co dla ciebie dobre, to lepiej się stąd wynoś.
- O czym ty gadasz? Mogę cię zabić w każdej chwili…
- Skoro masz zamiar tak zrobić, to lepiej się pośpiesz – powiedziała nastolatka, ciesząc się z czegoś w swój ironiczny sposób – Bo w przeciwnym razie ten, któremu odciąłeś głowę, zmartwychwstanie!
- Co?!
Anderson odskoczył od Integry i spojrzał w bok, w stronę ciała wampira. Zza pustych okiennic usłyszał piski nietoperzy. Ledwo co zdążył to zrobić, do domu wleciała ich cała chmara. Setki, jeśli nie tysiące nietoperzy i wszystkie obrały sobie jego za cel. Dziewczyny nie ruszyły.
- Ściąłeś mu głowę? Przebiłeś jego serce? – w słowach Integry dało się słyszeć mrok i wyższość. Kąciki jej ust uniosły się złowieszczo do góry. Obserwowała z przyjemnością jak nietoperze latają wokół mężczyzny  - On nie jest taki jak inne wampiry. W ten sposób go nie zabijesz – Martwe ciało Alucarda rozpłynęło się w czarnych cieniach by kilka metrów dalej, zacząć się materializować – To owoc niemalże 100-letniej pracy rodziny Hellsing i rodzinnej klątwy. Jest najpotężniejszym spośród nieumarłych…Jest wampirem Alucardem!
Nietoperze odleciały od Andersona i wleciały wprost w wijące się cienie. Wyłonił się nich potwór.
Odrodzony Alucard podniósł z ziemi swoją broń. Wampir i Anderson skoczyli na siebie. W powietrzu wykonali atak. Gdy wylądowali, ręce Alucarda odpadły od ciała. Alexander odwrócił się z triumfem, lecz on szybko zniknął, kiedy na własne oczy ujrzał jak ręce wampira ponownie wyrosły z jego ciała.
- Oto czym on jest – podsumowała Integra – Więc co teraz zrobisz?
Szkarłatne oczy Alucarda zdawały się zadawać to samo pytanie, gdy ponownie wymierzył lufą w przeciwnika. Nie wyglądał na opanowanego. To było pełne euforii szaleństwo.
- Rozumiem… - wysyczał Anderson – Biorąc pod uwagę mój obecny ekwipunek, nie zdołam go zabić – wyciągnął i otworzył szybkim ruchem swoją Biblię – Jeszcze się spotkamy Hellsing – kartki, które wcześniej tworzyły barierę uniosły się i zaczęły latać wokół mężczyzny – Ciekawe, czy następnym razem będziesz człowiekiem. Nieważne. I tak was wszystkich pozabijam.
Zwoje zawirowały szybko w powietrzu, po czym Anderson rozpłynął się między nimi. Zniknął. Integra i Alucard zostali sami.
- Wszystko w porządku, Alucardzie? – spytała, nie pokazując żadnych emocji.
- Tak, choć przyznaje, że minęło trochę czasu, odkąd ktoś zdołał pozbawić mnie głowy. Ojciec Anderson jest silniejszy niż sądziłem. Ma zdolność regeneracji.
- Ach tak – dziewczyna wyciągnęła z kieszeni cygaro i zapaliła je – Więc to na razie największa zdobycz biotechnologii. Mogą być z nim problemy.
Alucard uważnie przyjrzał się swojej Pani. Wydawała się opanowana, lecz w jej postawie zauważył pewien dystans. W dodatku cisza, która między nimi zapanowała wydawała się niezręczna. Nigdy wcześniej tak nie było.
Wampir przypomniał sobie słowa, które powiedział Anderson zanim zniknął. O tym, czy przy następnym spotkaniu Integra będzie człowiekiem.
„Co ten klecha jej powiedział?”
- Master? – spróbował zwrócić jej uwagę, lecz ta nie ozamierzała na niego spojrzeć.
- Wracajmy – odrzekła jedynie, wkładając w te krótkie słowo tyle oziębłości ile się dało.
Alucard posłusznie poszedł za swoją Panią. Teraz był już pewien, że gdy się odradzał Integra usłyszała coś czego nie powinna. Inaczej skąd ten chłód?
Nienawiść do ojca Andersona oraz złe przeczucia rosły w nim przez całą drogę powrotną do Rumunii.

***

Od misji na Węgrzech minęły 3 dni. Przez ten cały czas napięcie między Integrą i Alucardem nie zelżało. Atmosfera w zamku była nieprzyjemna, nawet wilki trzymały się z daleka i siedziały jedynie na zewnątrz.
Dziewczyna unikała wampira jak tylko mogła, a gdy już wpadli na siebie, rzucała mu prawie same złośliwości. Odsuwała go od siebie. Nie bawiła się już w ich gierki, czy rywalizacje. Nie uśmiechała się i robiła wszystko by na niego nie patrzeć. Jakby brzydziła się osobą, którą widzi.
Alucard miał tego powoli dosyć. Był zły i to bardzo.
Trzeciego dnia, późnym wieczorem, kiedy Integra szła holem do swojej sypialni, aby udać się na spoczynek, wampir przeszedł przez kamienną ścianę i zagrodził jej drogę.
- Co ty wyprawiasz? – dziewczyna była wielce zirytowana.
- Daj spokój z tą dziecinadą. To do ciebie nie pasuje. Mów o co chodzi?
- Niby co mam powiedzieć?! Zejdź mi z drogi, jestem zmęczona…
- Wiesz o czym mówię!
Oboje podnieśli na siebie głos. Integra już miała mu coś odkrzyknąć, ale gdy spojrzała na wściekłą twarz wampira, zrozumiała, że on nie da za wygraną, dopóki nie powie mu tego co ją gryzie. Ukryła swoje prawdziwe emocje i przybrała pozę spokoju i smutku.
- Dobra – jej głos był cichszy, a jej głowa skierowana w dół – Ojciec Anderson podzielił się ze mną swoją opinią na temat twoich działań.
- I?
- Alucard… - dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy - …czy pragniesz zemsty?
Źrenice wampira odrobinę się zwęziły.
A więc nadszedł czas. Trochę za wcześnie niż planował, ale nie ma wyjście. Ten klecha z Iscariot próbował zniszczyć jego plan. Szkoda, że było na to za późno.
- Tak – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- On też tak sądził – Rysy Integry nie drgnęły - Rzucił teorię, że używasz mnie do tej zemsty. Zdobyłeś moje zaufanie tylko po to, żeby przemienić mnie w wampira i mnie ubezwłasnowolnić. W ten sposób zemścisz się na rodzie Hellsing. W uroczy sposób nazwał mnie nawet twoją dziwką.
Alucard zazgrzytał zębami ze złości. W jego wyobraźni pojawiła się cała gama możliwości w jaki może uśmiercić Andersona i zadać mu jak najwięcej bólu. Żeby błagał go o łaskę.
- Prawda, że dążyłem do zemsty i że byłaś główną zmienną w moim planie, ale…
- Wiem.
W jednej sekundzie ich postawy się zmieniły. Integra porzuciła maskę opanowania i przygnębienia, a na  wierzch wyszło jej szczere rozbawienie. Alucarda natomiast ta zmiana i to jedno słowo kompletnie zbiły z pantałyku.
- Biedny Alucard. Szkoda, że nie widzisz swojej miny – sarkazm wręcz lał się z jej wypowiedzi – Naprawdę myślałeś, że słowa tego Iscariota do mnie trafiły? Wiedziałam o twoim planie od dawna.
- Co takiego? A ostatnie dni…?
- Chciałam się trochę podroczyć. Ty zbyt często robisz to ze mną. Naprawdę, za każdym razem gdy kipiałeś z irytacji, ponieważ potraktowałam cię chłodno, chciało mi się strasznie śmiać. Ledwo wytrzymałam. No i musze przyznać, że chciałam byś w końcu wyłożył karty na stół.
- Wiedziałaś, że dążę do twojej przemiany? – szok to za słabe słowo by określić stan wampira. Miał kompletną pustkę w głowie.
- Jak mogłabym nie wiedzieć? – dziewczyna miała coraz lepszy nastrój, widząc stan Alucarda – Przecież wychowałeś mnie w zamku wampirów, z dala od cywilizacji! Mogłeś wysłać mnie do szkoły, ale sam mnie wszystkiego uczyłeś. Chciałeś trzymać mnie jak najdalej od ludzi, prawda? Abym przyzwyczaiła się do myśli, że do nich nie należę. Że mam tylko ciebie. Chciałeś bym to kiedyś zrozumiała, że przez twoje wychowanie, stałam się diametralnie inna niż reszta ludzkości. I właśnie ten aspekt miałeś zamiar wykorzystać, zgadza się?
Alucard nie odpowiedział. Nie mógł oderwać od niej wzroku, jakby widział ją w nowym świetle.
- Powiedz mi to na głos – Integra zrobiła kilka kroków wprzód i stanęła kilka centymetrów od niego – Kiedy wpadłeś na ten plan? Powiedz dokładnie co zakładał – przejechała kciukiem po swojej wardze – Chcę to usłyszeć.
- Wpadłem na to, gdy miałaś półtora roku. Zamierzałem…złamać twoją wolę.
- Sądziłeś, że moją wolą będzie przejęcie agencji Hellsing – oznajmiła fakt - Kiedy miałam stać się pełnoletnia zamierzałeś pokazać mi, nie wiem w jaki sposób, że nie mogę żyć wśród ludzi. Że nie jestem taka jak oni. Że zrobiłeś ze mnie żywego wampira. Na tym polegało zmiażdżenie mej woli. Zmuszenie mnie do zgody w przemianę w wampira, choć nie było to moją wolą – dziewczyna wzięła wdech i nareszcie powiedziała puentę swojej wypowiedzi – Tyle, że…moim pragnieniem nie jest pozostanie człowiekiem.
- Słucham? – Alucard nie mógł uwierzyć w to co słyszy – Co powiedziałaś?
- Przecież mówiłam, że domyślałam się od dawna, że twój plan zemsty właśnie na tym polega. No i że w ogóle go masz. Na początku nieświadomie, lecz potem wszystko stało się jasne. Jednakże czy kiedykolwiek próbowałam jakoś mu zapobiec?
Nie, nigdy – pomyślał wampir – zawsze wręcz ze mną współpracowałaś. Nigdy nie prosiłaś mnie bym pokazał ci zewnętrzny świat. Gdy podróżowaliśmy szybko chciałaś wracać do domu. Nawet od czasu do czasu śpisz przy mnie w grobowcu, choć tylko wampiry tak robią.
- Nie zamierzam dać sobą manipulować Alucard. Chce wygrać ten pojedynek między Draculą a Hellsingami na swój własny sposób. Jeśli zmienisz mnie w wampira, bo będę tego chciała, to nie złamiesz mej woli, lecz ją spełnisz. Nigdy mnie nie zmiażdżysz.
- Integra – westchnął, czując jak ogarnia go zachwyt – Dlaczego chcesz być wampirem?
Dziewczyna nie dała mu odpowiedzi. Zamiast tego położyła dłoń na jego krawacie i pociągnęła mocno za niego. Skutkiem tego wampir pochylił się i wówczas Integra pocałowała go. Było to jedynie złączenie warg, nic więcej, ale sprawiło, że ostatni bariera między nimi opadła.
- Wiesz, że masz dopiero 17 lat? – powiedział Alucard, gdy dziewczyna pierwsza przerwała ich pierwszy pocałunek.
- Zawsze mówisz, że wiek to tylko liczba – nie odsunęła się od niego, dłonie miała ułożone na jego przedramionach.
- To prawda, zwłaszcza w naszym przypadku – odwzajemnij jej uścisk – Unikasz odpowiedzi?
- Nie, po prostu dałam ci tym do zrozumienia, że należysz do mnie. A także przypomnieć, że obiecałeś mi coś – wampir rozchylił usta, nie sądził, że ona wciąż to pamięta – Masz pociągnąć mnie do piekła za sobą, kiedy nadejdzie twój czas. Ale możesz umrzeć dopiero za setki lat. Nie mam zamiaru spuścić cię z oka do tego czasu. Tylko ja mogę cię pilnować i być przy tobie. Nikt po mnie nie zostanie twoim Panem. Nie zaakceptuje tego.
- Czyli domyśliłaś się i reszty?
- Jakiej reszty? – tym razem to Integra była zaskoczona. Alucard uśmiechnął się z satysfakcją i objął swoją Panią w pasie.
- Jednak nie wydedukowałaś wszystkiego, moja droga – teraz on się z nią droczył, ale ona zignorowała to i słuchała z uwagą – Domyśliłaś się na czym polega moja zemsta, ale błędem było uważanie, że „mój plan” i „moja zemsta” to ta sama rzecz. Zemsta była jedynie jednym punktem w moim planie.
- Co? – zamienili się rolami. W tym momencie to wampir był zadowolony, a dziewczyna zszokowana.
- Wiesz, że gdy tworzę nowego wampira, w pewnym sensie staję się jego mistrzem, prawda? – Integra kiwnęła odruchowo głową – Jest to swego rodzaju klątwa – na dźwięk tego słowa, dziewczyna zastygła w bezruchu – Teraz wyobraź sobie, że twój ojciec umiera, a ty przejmujesz nade mną pełną kontrolę. Później zmieniam cię w wampira. Jak myślisz, co się stanie?
- Jedna klątwa…zneutralizuje drugą – powiedziała, z niedowierzaniem, że to jej umknęło.
- Właśnie. Przestałbym być twoim sługą, lecz… - pochylił się odrobinę - …gdyby było na odwrót. Gdybym zmienił cię przed śmiercią Arthura…a potem on zmarł…
- Przejęłabym na tobą pełną władzę, mimo że byłabym wampirzycą – nie mogła pozbyć się oszołomienia.
- Widzisz Integro, jesteśmy podobni – zetknął ich czoła razem. Nie przerywali kontaktu wzrokowego – Ja także nie zaakceptuje nikogo po tobie. Tylko ciebie chce jako swoją Panią. Ktoś musi mnie kontrolować, inaczej kolejny raz pochłonie mnie nienawiść. Mój plan zakładał zemstę, ale nie tylko. Nie miałem zamiaru cię ubezwłasnowolniać czy robić z ciebie mojej kochanki. To za mało jak dla ciebie. Jesteś ideałem. W przeszłości zawsze mówiłem ci prawdę, że jedynie ciebie mam i jedynie ciebie darzę szacunkiem na całym świecie. Chcę cię zmienić w swojego pobratymce. Chcę wypić twoją krew. Chcę to zrobić, zanim Arthur wyzionie ducha. Gdyby umarł wcześniej byłbym zły, lecz dalej bym dążył do tego co mogę osiągnąć. Chcę byś stała się moją pełnoprawną Panią. Pragnę… - ujął jej twarz w dłonie - …byś prywatnie stała u mojego boku, na równi ze mną, jako prawdziwa Hrabina. A oficjalnie pragnę, do końca życia klękać przed tobą i nazywać cię „My Master”. To był mój prawdziwy plan.
- Alucard… - przez te wspólnie spędzone 17 lat, Integra nie poczuła tylu emocji naraz i nigdy nie usłyszała od wampira równie niesamowitych i pełnych uczuć słów – Ty draniu…
- Powiedzmy, że jest remis, dobrze?
Tym razem to on ją pocałował i trwali w tym pocałunku o wiele dłużej niż za pierwszym razem. Było to przypieczętowanie ich wspólnego przeznaczenia.

***
5 miesięcy później
Integra przez chwilę przyglądała się nocnemu niebu za oknem. Była to ostania noc podczas której miała 17 lat. Następnego dnia były jej urodziny i doskonale zdawała sobie sprawę co się z tym faktem łączy.
Ostatnie miesiące Alucard i Integra spędzili normalnie. Na zwykłej codzienności, jakby wydarzenia na Węgrzech czy ich rozmowa nie miały miejsca. Oczywiście nie było tak, że o tym zapomnieli. Pamiętali o tym dobrze, podobała im się zmiana jaka zaszła w ich relacji tego dnia. Po prostu czekali. Czekali spokojnie na dzień, który miał nadejść jutro.
Dziewczyna weszła do łóżka i zakryła się kołdrą. Nie okazała zdziwienia, gdy zobaczyła Alucarda stojącego w progu. Spodziewała się go tam. Patrzył na nią w skupieniu.
- Dobrej nocy, Integro.
- Dziękuję, Alucard.
- Przyjdź do mnie, gdy będziesz gotowa – rzekł po czym rozmył się powietrzu.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie i zapadła w sen. Spała spokojnie, bez żadnych snów i pobudek, aż do rana.
Gdy wstała, oficjalnie była już pełnoletnia. Jak w każdy poranek umyła się, a potem zaczęła wybierać sobie ubranie. Lecz dzisiejszego dnia ubrała się nieco inaczej niż zazwyczaj. Zwykle nosiła wygodne męskie ubrania, ale dziś ubrała się bardziej elegancko. Lecz wciąż w ubrania pasujące odmiennej płci. Strój podobny do garnituru, w kolorze ciemnej zieleni, krawat i długi płaszcz. Miała to po raz pierwszy na sobie, normalnie stawiała na swobodę.
Na koniec przeczepiła do krawata swój srebrny krzyżyk. Nosiła go po raz pierwszy od 5 miesięcy. Nałożyła okulary i wyszła ze swojej sypialni.
Poszła do kuchni, gdzie na stole czekało na nią już gotowe śniadanie. Zjadła je niespiesznie. Nigdzie nie było Alucarda i nie była tym faktem zaskoczona. Wiedziała gdzie on jest. Dzisiejszy dzień spędzi sama.
Od dawna zastanawiała się co powinna zrobić w ten wyjątkowy dzień, ale dotąd nie miała satysfakcjonującej odpowiedzi. Postawiła na codzienne i prozaiczne czynności, które były drogie jej sercu.
Wpierw przeszła cały zamek wzdłuż i wszerz, co nie było krótkim spacerkiem. Jej dom był naprawdę imponującą i okazałą budowlą. Wchodziła i przyglądała się każdej komnacie i meblowi, jakby oglądała je po raz pierwszy w życiu.
Następnie udała się do biblioteki, gdzie przeczytała wszystkie fragmenty ze swoich ulubionych książek. Kiedy skończyła była już pora na obiad. Posiłek oczywiście znów czekał na nią gotowy, niczym wyczarowany znikąd.
Po jedzeniu wyszła na zewnątrz. Tam nakarmiła z ręki młode wilczęta. Bawiła się z nimi przez dłuższy czas. Zamierzała wcześniej również poćwiczyć ze szpadą lub postrzelać do celu, ale jej się ode chciało. Ćwiczenia nie będą jej już potrzebne. Przez ostatnie kilka godzin wypaliła wszystkie cygara, jakie miała w zapasie.
Po raz drugi zrobiła obchód po zamku. W którymś momencie, gdy przechodziła obok okna zauważyła, że słońce powoli obniża się, z zamiarem zniknięcia za horyzontem.
- A więc już czas.
Wróciła do swojej sypialni, a tam uroczystym ruchem zdjęła swoje okulary i ułożyła je na nocnym stoliku. One też nie będą już używane.
Dostojnym, pełnym gracji krokiem wyszła z zamku na dziedziniec, po czym skierowała się w stronę zejścia ze wzgórza. Wilki widząc ją, wstały i cała wataha ruszyła za nią. Tak właśnie w towarzystwie całego stada, zeszła do podnóże góry, na której stał jej dom.
Alucard czekał tam nią. Stał tutaj, w miejscu, gdzie poległ jako Hrabia Dracula pośród bezkresnego śniegu i gdzie złożył swojej Pani ważną przysięgę. Wampir wyciągnął dłoń w jej stronę, w zapraszającym geście. Integra bez wahania ją przyjęła.
- Na pewno dzisiaj tego chcesz?
- Tak – głos miała zdecydowany i gotowy na wszystko.
Alucard uśmiechnął się, wielce kontent. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy jego Pani wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni marynarki mały sztylet. Szybko zrozumiał do czego miał mieć zastosowanie.
- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że zrodzenie z mojej krwi nie jest byle czym. Staniesz się wtedy…
- Czy mam się czuć zaszczycona, że mi na to pozwalasz? – zamachała lekko sztyletem w powietrzu.
- Och nie. To ja jestem zaszczycony, że chcesz mej krwi – rzekłszy to, puścił jej dłoń by mieć wolne obie ręce, po czym zdjął swój krawat. Następnie rozpiął guziki czarnej koszuli, ukazując swój tors – Czyń swoją powinność.
Integra uniosła ostrze i zrobiła małe rozcięcie na skórze wampira, na jego piersi tuż pod obojczykiem. Oczywiście taki nóż nie zrobiłby krzywdy nawet zwykłemu nosferatu, ale tu nie chodziło o walkę, a o upuszczenie krwi. Alucard zwyczajnie pozwolił, aby ta rana się pojawiła.
Strużka krwi zaczęła spływać w dół, lecz nie na długo. Integra Hellsing, wiedząc dobrze jakie będą tego konsekwencje, pochyliła się i przylgnęła ustami do rany. Wzięła pierwszy łyk, potem następny. Połknęła. Piła spokojnie, nie śpiesząc się.
Alucard tymczasem ciężko oddychał, bynajmniej nie ze zmęczenia czy bólu. Żałował trochę, że Integra jest dopiero drugą osobą, której pozwolił pić swoją krew. Jednakże jak bardzo to się różniło od poprzedniego razu.
Zamknął oczy, czując jak część jego samego przenika do ciała jego Pani i wspomniał swój poprzedni raz. Z gniewem zmuszał tamtą kobietę do picia, trzymał jej głowę i ręce. Groził śmiercią męża. A teraz…?
Jego Pani sama do niego przyszła i przyjęła to czym był. Zaakceptowała go. Była tu z własnego wyboru. Przyjęła na siebie część jego życia, pijąc jego krew, ponieważ tego chciała. Bez przymusu, bez gróźb, bez przemocy. Nic jej nie robił, jego ręce wisiały luźno wzdłuż ciała. Nikt…nigdy…przez ponad 500 lat…się na to nie zdobył.
Nie sądziłem – wampir nie mógł powstrzymać swoich myśli – że przegrana może być taka wspaniała. Rana już się zasklepia…
Rzeczywiście nacięcie, które zrobiła Integra już zniknęło. Dziewczyna odsunęła się nieznacznie i spojrzała na Alucarda. Na jej ustach była jeszcze plamka jego własnej krwi. Wypiła wszystko co wypłynęło z jego rany.
Wampir westchnął, oszołomiony przez ten widok. Nachylił się i musnął jej wargi swoimi, ale jedynie na sekundę, aby zlizać własną krew z jej ust.
- Powiedz to – rzekł przeciągle, zaledwie milimetry od jej twarzy, spod pół przymkniętych powiek – Rozkaż mi. Chce to usłyszeć – powtórzył jej własne słowa sprzed kilku miesięcy.
- Zbyt otwarty się zrobiłeś – Integra zaśmiała się cicho, unosząc dłoń i kładąc ją na policzku swojego Sługi – Alucard, mój rozkaz brzmi: Wypij całą moją krew.
No Life King był pewien, że do końca swej egzystencji nie zapomni brzemienia tych słów. Po jego żyłach rozszedł się impuls, stworzony przez rozkaz jego Pani.
- Przyjąłem, my Master…
Alucard zniżył głowę i wpierw wziął w zęby srebrny krzyżyk, po czym oderwał go od jej koszuli. To zbezczeszczenie świętego symbolu sprawiło, że poczuł się pełen życia. Wypluł krzyż, pozwalając by upadł na ziemię. Integra nie zmieniła wyrazu twarzy.
Wampir ponownie się do niej przybliżył i odgiął kołnierzyk jej koszuli by mieć pełen dostęp do szyi. Mógł przedłużać ten moment, ale czekał już na niego prawie 18 lat. Tyle wystarczyło. Wziął tylko jeden wdech by poczuć aromat jej krwi, aż w końcu wbił w nią swoje kły.
Integra nie wydała żadnego dźwięku. Jedynie jej rysy stężały, z powodu bólu jaki poczuła w szyi. Kły wampira przebiły jej skórę i wysysały z niej życie. Czuła to. Powoli zdrętwienie i brak czucia zaczęły ogarniać jej ciało, zaczynając od stóp i idąc w górę.
Alucard natomiast czuł ekstazę. Czysta, dziewicza krew Integry była doskonała. Wiedział jak smakuje osocze Hellsingów. Kiedyś Abraham przeprowadził na sobie transfuzję, oddając swą krew Lucy, ale to było na nic. Dracula i tak się do niej dostał, posilając się jednocześnie krwią profesora. Była dobra i niezwykła, ale ta jego Pani nie mogła się z nią równać. A on sądził, że 18 lat to dużo czekania. Na taką krew powinien być gotów czekać i 50 lat. Przepyszna…
Integra powoli nie mogła utrzymać się na nogach, słabła coraz bardziej. W końcu jej nogi nie wytrzymały i opadła na kolana. Alucard nie odsunął się od niej. Opadł razem z nią, nie przerywając tak wykwintnego posiłku. Chwile później dziewczyna nie była już nawet w stanie klęczeć. Leżała teraz w ramionach wampira, czując jak kończy się jej ludzkie życie.
- Alu… - wyrzuciła tyle, ponieważ na nic więcej nie było ją stać. Powiedziała to tuż przed tym jak Alucard pozbawił ją ostatniej kropli krwi. Integra zamknęła oczy i straciła przytomność.
Wampir odsunął się i wreszcie mógł spojrzeć na swoją Panią. Siedział na trawie, a ona leżała martwa na jego rękach. Choć niezupełnie martwa. Po prostu z chwilą, gdy jej żyły i tętnice stały się puste zapadła w metamorficzny sen.
Alucard patrzył na nią, po raz ostatni podziwiając jej ludzkie oblicze. Nie słyszał już jej tętna ani bicia serca.
- Hellsing zawsze zwycięża. Powinien był to wiedzieć. Lecz…
Nie mogąc się powstrzymać przez silne emocje, które w nim się zebrały, wstał i uniósł nieruchome ciało swojej Pani wysoko nad swoją głową. Krzyknął na całe gardło. Zachodzące słońce rzuciło na Integre swoje światło. Wilki, które przez cały czas obserwowały swoich Panów, dołączyły się do wampira i zaczęły wyć wszystkie, bez wyjątku.
Alucard nie czuł, że poniósł klęskę. Może i nie złamał woli tego rodu, ale gdyby Abraham van Hellsing mógł go teraz ujrzeć…ten człowiek złamał by się całkowicie. Nienawidził nieumarłych, a najbardziej samego Draculi za ataki na jego bliskich. Teraz jego własna wnuczka…stała się…stanie się…potworem.
Dracula z nim przegrał, ale Alucard wygrał.
Wampir przestał krzyczeć, zamiast tego zaśmiał się krótko. Zapomniał, że miał nie myśleć w ten sposób. Zabrał ciało Integry znad głowy i ułożył ją zwyczajnie przy swoim torsie. W ogóle nie czuł na rękach jej ciężaru.
- Spokojnie profesorze – powiedział sam do siebie, gdyż jego Pani nie mogła już go usłyszeć – Ty przegrałeś, ale z twoją wnuczką…nie…z moją Panią, nie mam żadnych szans.
Odwrócił się stronę watahy. Napotykając jego wzrok, wilki zniżyły głowy w geście uniżenia. Nie tylko przed nim, ale również przed Integrą. Czuły instynktownie co się z nią działo i oddawały obojgu cześć.
Alucard przycisnął mocniej do siebie nieruchome ciało dziewczyny i ruszył w stronę zamku. Tam, w środku ułożył Integre delikatnie na jej łóżku, w jej komnacie. Nie oddychała, jej powieki były zamknięte, a na szyi był ślad po ugryzieniu. Górny guzik koszuli był oderwany. Musiał odpaść, kiedy wampir zrywał z niej krzyż.
Pozostało jedynie czekać, aż Integra Hellsing się wybudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz