- Technologia
idzie do przodu nieprawdaż, Alucardzie?
- Czyżbyś
czuł się stary, Walter?
- Starzenie
się jest całkiem przyjemne. Starzejemy się z godnością.
Alucard stał
w małej uliczce, w samym centrum stolicy Czech. Wczesnym rankiem nie było w
okolicy zbyt wielkich tłumów. Od czasu do czasu jedynie przemykał jakiś
przechodzień. Ale gdy się już pojawiał, to na widok Alucarda jego kroki na
wybrukowanej drodze stawały się szybsze i głośniejsze.
Wampir
trzymał właśnie w swej dłoni jeden z najnowszych wynalazków ostatnich lat. A
mianowicie telefon komórkowy wielkości cegły i z wystającą anteną. Telefon
został wysłany do skrytki pocztowej należącej oficjalnie do sir Ala Ruthveena.
Był on również udoskonalony przez Waltera (na tyle ile pozwalały mu jego
umiejętności), dzięki środkom ofiarowanym przez Jej Wysokość.
- Rozumiem,
że zgadzasz się na nowy sposób komunikacji? – spytał lokaj.
- Przyznaje,
że jest szybszy i łatwiejszy. Ma moje uznanie. Ale nie musiałeś dosyłać
instrukcji… - rzekł wampir z groźnym pomrukiem, gdyż bez instrukcji nie
rozpracowałby tego diabelstwa. Przez ostatnie lata nie był na bieżąco z
technologią. Wręcz okazało się, że był w tyle.
- Oczywiście.
Pomyślałem, że tak będzie wygodniej. Poza tym w listach podawałem ci tylko
misje i nie mogłem cię o nic zapytać. Ta poczta nie działała w obie strony.
- A o co
chcesz spytać, Walter? – Alucard już przeczuwał o co chodzi kamerdynerowi.
- Czy z nią
wszystko w porządku? – w głosie Waltera zabrzmiała nutka troski. Mężczyzna
widział Integre ostatni raz gdy była niemowlęciem i tylko takie miał o niej
wspomnienie.
- Moja Pani
ma się doskonale – odpowiedział, niezwykle z czegoś kontent.
Lokajowi nie
spodobało się to zadowolenie potwora.
- Jaka ona
jest?
- Jak na 17
lat… - Alucard zadumał się na moment - …jest twarda.
- Nie
wyobrażam sobie inaczej. W końcu to TY ją wychowałeś – Walter także zrobił
pauzę by się chwile zastanowić – Taaak, to już 17 lat odkąd was tu nie ma…
- Jak ma się
sir Hellsing? – Alucard zadał to pytanie tylko po to by przerwać ten czas
nostalgii. Jeszcze by czymś niepotrzebnym zaowocował.
- Coraz
słabszy, lecz…taki jak dawniej – nie wiadomo czemu kryło się w tym zdaniu
ostrzeżenie.
- Rozumiem –
wampir uznał, że należy zakończyć tę pierwszą od lat rozmowę ze starym
towarzyszem – Dzwoń, gdy trzeba będzie sprzątnąć jakieś śmieci…
Już chciał
się rozłączyć, kiedy Walter rzekł.
- Ja właśnie
w tej sprawie. Myślisz, że przysłałbym ci to urządzenie jedynie po to by z tobą
pogawędzić? Chyba już zapomniałeś z kim rozmawiasz.
Pewien
chłopiec, który właśnie przechodził ulicą, zaczął uciekać w przeciwną stronę ze
strachu, gdy zobaczył najbardziej maniakalny i przerażający uśmiech na świecie.
- Och?
***
Alucard
wyłonił się spomiędzy drzew i wkroczył niczym lord na dziedziniec swego zamku.
U jego wrót stała młoda siedemnastolatka w okrągłych okularach i męskich
ubraniach. W jej ustach znajdowało się cygaro, a minę miała opanowaną i
jednocześnie wyczekującą.
Ostatnimi
czasy Integra miała zwyczaj wyczekiwać na jego powrót, za każdym razem gdy co
dzień opuszczał zamek na te kilka minut by sprawdzić skrytkę pocztową. Czekała
zawsze w tym samym miejscu. Ten rytuał powitalny powstał ponad rok temu.
- Wiesz, że
jesteś uzależniona? – powiedział, drocząc się, wampir wskazując na cygaro.
Szedł w jej kierunku.
- Wiem,
młodzi szybko się uzależniają – zaciągnęła się cygarem i wydmuchnęła kłąb dymu.
Nie przejęła się złośliwością – Masz dobry humor. Niech zgadnę, mamy…
- …misję –
dokończył za nią, wciąż się zbliżając. W końcu stanął naprzeciw dziewczyny. Jej
blond włosy lekko się rozwiały, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Utrzymywała
kontakt wzrokowy ze swoim wampirem. Była już całkiem wysoka, ale nie miała
szans by go przewyższyć.
- Co tym
razem? – zapytała, po czym znów zaciągnęła się cygarem.
- Wyruszamy
do Węgier. Mamy po sąsiedzku. Jakiś wampir ze swoją „rodzinką” przejęli małą wioskę
i rozrastają się coraz dalej atakując kolejne domy i zabijając mieszkańców. No
cóż…nie zabijają a raczej przyjmują do „rodzinki”. Oczywiście bez żadnego
wartego rozważań celu.
- Sądzisz, że
wypada opowiadać o takich strasznych
rzeczach z taką dziką radością? – Integra włożyła w to pytanie więcej ironii
niż było potrzeba. Sama nie omieszkała się uśmiechnąć. Jej uśmiech nie był już
skopiowany od Alucarda, teraz był odrobinę inny. Jej własny, pełen dumy, lecz
wciąż podobny. I równie przerażający.
- Jeśli
sprawia mi to iście dziką radość,
czemuż mam ją ukrywać? Mierzi cię to, moja Pani?
- Ani trochę
– strząsnęła popiół na ziemię – Wyruszamy tuż przed zachodem Słońca?
- Jak
najbardziej.
Ich rozmowa
była jak gra aktorska. Oboje emanowali pewnością siebie i zadowoleniem, z
powodu że będą mieli coś do roboty pierwszy raz od tak dłuższego czasu. Choć
Integra pokazywała to mniej entuzjastycznie. Poza tym oboje wyglądali jakby
odgrywali swoje role, Pani i Sługi i doskonale znali następną kwestię jaką
wypowie ich rozmówca. Bo dla nich to takie było – granie ról, które uwielbiali.
A ich prawdziwa relacja była głębsza i oboje zdawali sobie z niej sprawę.
Bawili się w grę aktorską, bo … zwyczajnie ich to bawiło. To dawało uczucie
władzy u jednego i satysfakcji u drugiego.
- Gdy
będziemy na miejscu masz wolną rękę. Możesz zmienić się w szalejącą bestię, tak
jak lubisz – powiedziała dziewczyna z wyniosłością. Jej uśmiech poszerzył się,
ukazują rząd białych zębów.
- Wedle
życzenia.
Alucard
wspomniał kilka ostatnich zdań, jakie wymienił z Walterem w trakcie dzisiejszej
rozmowy.
- Przyjąłeś?
- Tak. Sprawa zostanie załatwiona jeszcze
dzisiejszej nocy.
- Jeszcze jedno – lokaj uważnie dobierał
teraz słowa – Nie wiem w jakich warunkach dorastała panienka Integra…ale mam
nadzieje, że gdy nadejdzie czas, będzie w stanie przejąć agencję Hellsing i
umieć ją poprowadzić.
Alucard wzdrygnął się i jego uśmiech na
moment opuścił jego twarz, lecz wrócił równie szybko co zniknął i był pełen
triumfu.
- Nigdy jej nie pytałem czy będzie chciała
przejąć organizację po śmierci Arthura, ale wiedz, że jeśli się tego podejmie…
- wampira przeszedł dreszcz na samą myśl - …to zobaczysz, że w całej historii
rodziny Hellsing, nie było nikogo kto bardziej nadawał się na to stanowisko.
Mając ją
teraz przed oczami wiedział, że się nie mylił. Służył w życiu trzem osobom i
tylko wobec niej czuł jedynie podziw, bez ani odrobiny wrogich uczuć.
Lecz czuł
wobec niej coś jeszcze. Coś czego nie czuł, nie tylko wobec swoich poprzednich
panów, ale także wobec nikogo kogo znał.
Szczere…przywiązanie.
Dało mu to
nadzieje, że wciąż pomimo bycia potworem, potrafi stworzyć z kimś więź.
***
Powoli
zapadał zmrok. Na pustej ulicy niczym z powietrza zmaterializował się wysoki
wampir w czerwonym płaszczu, kapeluszu i przeciwsłonecznych okularach. Niósł na
rękach nastolatkę, która mimo że była niesiona, nie wydawała się onieśmielona
tą sytuacją.
- Jak byłaś
mniejsza wygodniej było cię nosić – Alucard pozwolił sobie na małą złośliwość.
Kiedyś Integra była tak mała, że bez problemu siedziała mu na ramieniu. Teraz
potrzebował obu rąk by trzymać ją podczas przemieszczania się.
- Jak
narzekasz to lepiej postaw mnie na ziemi – Integra nie dała się sprowokować,
powiedziała to ze zwykłą obojętnością.
Gdy
dziewczyna stanęła na własnych nogach, w świetle lampy ulicznej zalśniło jej
coś przy szyi. Był to krzyżyk wykonany na zamówienie z czystego srebra. Musiał
być sprowadzony, ponieważ na zamku Draculi nie było żadnych świętych symboli.
Alucard sprawił jej go na jej szesnaste urodziny, mówiąc że będzie ją ochraniał
przed, jak to on nazywał, nosferatu niższej klasy. Założyła go specjalnie na
dzisiejszą noc.
- Strasznie
cicho jak na zabudowany teren – Integra rozejrzała się, zachowując czujność.
- Bo
aktualnie jego mieszkańcy wychodzą na żer jedynie nocą.
Gdy słowa te
wyszły z ust wampira, niemal od razu z domów zaczęły wyłaniać się ghoule, na
których było pełno zaschniętej krwi. Zamierzały iść dalej, do następnej wsi, w
poszukiwaniu nowych ofiar. Wampir, który je stworzył był niedaleko. Alucard
czuł go w pobliżu.
- Masz ochotę
się dołączyć? – spytał No Life King, wyjmując swojego Casulla 454 i kierując
jego długą lufę w górę.
- Nie –
Integra wyjęła cygaro i włożyła sobie do ust. Zapaliła go, wyjęła, po czym
dodała – Są twoi tak jak mówiłam. Nie hamuj się i załatw ich w sposób jaki
chcesz – kły Alucarda ukazały się w pełnej kresie, a czerwone oczy zalśniły –
Jednakże… - dłoń dziewczyny sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjęła
czarnego Colta - …jeśli coś mi stanie na drodze, nie będę czekać aż weźmiesz
sobie tę zagubioną ofiarę.
- Zrozumiałem
– Casull został skierowany na najbliższego ghoula. Rozległy się strzały.
Integra
Hellsing stała z boku, spokojnie paląc cygaro i obserwując jak coraz więcej
łusek oraz zakrwawionych i rozszarpanych przez kule ciał stworów pada na
ziemię. Rysy jej twarzy nawet nie drgnęły, kiedy krew i wnętrzności
rozpryskiwały się tworząc makabryczne obrazy.
Magazynek w
końcu wypadł z pistoletu z głośnym trzaskiem, upadając na bruk. Ghoule były
martwe, lecz to nie był koniec. Te stwory wyszły jedynie z najbliższych
czterech domów, a nieumarli zajęli niemal całą wioskę. Było ich pełno w innych
domach. Mnóstwo ghouli jak i kilka wampirków, których dopadnięto zanim stracili
dziewictwo oraz sam stworzyciel.
Alucard
włożył do pistoletu nowy magazynek, pełen poświęconych pocisków. Miał ich
trochę w zapasie. Ruszył do najbliższego budynku, w którym wyczuwał stęchliznę.
Miał za zadanie wybić wszystkich nieumarłych, a więc przeszukać każdy dom w
wiosce i dopaść samego stworzyciela.
- To będzie
długa noc – rzekł odbezpieczając broń.
Rzeź trwała
przez następne kilka godzin.
Alucard
wchodził do każdego budynku i wybijał ich nieumarłych mieszkańców co do nogi.
Każde wnętrze domostw wyglądało podobnie. Podłogi miały dziury, w których
chowali się nieumarli podczas dnia. Ściany nie miały plam krwi, lecz miały po
nich smugi, jakby ktoś tą krew z niej zlizywał. Nie było ludzkich szczątków,
wszystkie ofiary zostały w coś przemienione. Jedyne co zostało to ciała
niemowląt, który nie rozwinęły się jeszcze na tyle by się w cokolwiek zmienić i
zwyczajnie umarły po wyssaniu osocza.
Podczas gdy
po kolei, w każdym domu rozlegała się seria strzałów i szaleńczy śmiech
Alucarda, Integra spacerowała powoli po ulicach, paląc swoje cygaro. Jej
beznamiętność wobec dźwięków mordowania w pobliżu i mijaniu zakrwawionych,
zdeformowanych ciał ghouli i wampirów była równia upiorna co sam sprawca tej
masakry. Od czasu do czasu, gdy jakiś stwór pojawiał się naprzeciw niej znikąd,
rozwalała go pojedynczym strzałem ze swojego Colta. Po latach ćwiczeń u boku
Alucarda stała się idealnym strzelcem. Nie chybiała nawet o centymetr,
trafiając bezbłędnie w cel. Żaden poświęcony pocisk nie był już zmarnowany.
Alucard właśnie serią kilku strzałów rozprawił się z
młodym wampirem, który kiedyś był młodym czternastolatkiem. Teraz nie było z
niego co zbierać.
- Mam powoli
dość tych płotek. Wolę grubą rybę.
Miał ochotę
dorwać stworzyciela. Wiedział, że musi być to silny wampir. Inaczej nie dałby
rady stworzyć takiej wioski pełnej nieumarłych. To musiał być ktoś co najmniej
rangi B. Strasznie chciał się z nim zmierzyć. Lecz…
…od jakiegoś
czasu nie mógł go wyczuć. Czuł jego obecność, kiedy przekroczył granice wioski,
ale teraz nie było po nim śladu. Nie mógł uciec, wiedział by o tym. Wyczułby,
że jego obecność się oddala. Ona po prostu zniknęła w jednej chwili.
Alucard
wkroczył do domu, w którym do niedawno musiał znajdować się stworzyciel. Był
pewien, że wybił już wszystkie jego sługi. Przeżył mały szok, kiedy zobaczył na
podłodze zmasakrowane i rozczłonkowane ghoule, które…nie zostały zabite przez
niego. Ktoś je pociął czymś ostrym.
- Czyżby…nie,
to nie to – przez sekundę rozważył, czy to nie Integra pozbyła się ich swoją
szpadą, lecz to było wykluczone. Jego Pani była na zewnątrz, gdzieś w tyle za
nim. Podświadomie nie spuścił z niej oka, a więc kto…?
Jego myśli
przerwał odgłos czyichś ciężkich kroków na piętrze. Ktoś był w tym domu i
Alucard nie bardzo mógł się zorientować czy był to człowiek czy wampir. Jego
zapach był…dziwny i trudny do wykrycia. Kroki wolno i stanowczo zmierzały do zejścia
na parter.
No Life King
nie spuszczał oczu ze schodów, na których po jakimś czasie w końcu pojawiła się
owa tajemnicza postać. Lecz wyprzedziły i na moment zamaskowały ją lśniące
niczym złoto kartki, który poszybowały błyskawicznie i przypięły się ścian
domostwa.
- Bariera? –
Alucard ledwo zdążył pojąć sytuacje, aż tu nagle szybko musiał uniknąć dwóch
błogosławionych sztyletów, które przemknęły milimetr od jego ramienia.
Wampir
uśmiechnął się w swój potworny sposób na powitanie osobnika, który właśnie
pokonał dwa ostatnie stopnie i teraz stał naprzeciw niego w całej okazałości.
Był to
mężczyzna o jasnych włosach i okrągłych okularach. Na jego szyi świecił wisior
z dużym krzyżem, a w dłoniach spoczywały kolejne bagnety, ociekające wampirzą
krwią. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, który mało miał wspólnego z ogólnie
znanym pojęciem radości.
- Jestem
pasterzem chrześcijańskiej trzody, wysłanym na ziemię agentem, którego zadaniem
jest realizacja Boskich kar. Zadaniem mnie podobnych, jest zniszczenie głupców,
którzy śmieli sprzeciwiać się Bogu – W ciemności złoty krzyż emanował światłem,
a okulary odbijały jasne światło. Mężczyzna uniósł swoje bagnety i ułożył je w
powietrzu w znak krzyża po czym krzyknął - Amen!!!
Zrobił kilka
kroków w stronę Alucarda. Okulary wampira, w odróżnieniu od tych jego
przeciwnika, odbijały światło w kolorze czystej fuksji.
- Mamy teraz
naprawdę wspaniały księżyc, potworze. Dawno nie polowałem na wampiry, chce mieć
trochę przyjemności.
Obaj
uśmiechali się w iście okrutny sposób, z radości, że zabiją tego drugiego.
- Watykańska
tajna sekcja 13, Organizacja Iscariot – to była jedyna możliwość. Tylko ktoś z
tej sekcji byłby w stanie mierzyć się z wampirami. Oczywiście oprócz Hellsinga.
Poza tym zawieszony na szyi święty symbol i bariera zrobiona ze zwojów Pisma
Świętego nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
- Dokładnie
Hellsingski psie. Jestem Alexander Anderson – wysłannik Iscariot wolnym,
ciężkim krokiem zaczął zmniejszać dystans między nim, a wampirem – A więc to ty
jesteś Alucard. Służysz ludziom i polujesz na wampiry mimo, że sam jesteś
jednym z nich. Jesteś sprzątaczem Hellsinga. Byłem pewny, że gnijesz gdzieś w
piwnicach swego Pana. Takie krążą wieści.
- Więc takie
bajki naopowiadał wam Arthur? Jak widzisz, jestem wolny. Co zrobiłeś z
tutejszym wampirem? – Alucard także zaczął kroczyć w stronę Andersona.
- Załatwiłem
go, ale nie był zbyt wielkim wyzwaniem. Zawiódł byś się. Rozrywki miałem tyle
co nic.
Alexander i
Alucard przystanęli, gdy stanęli obok siebie, ramię w ramię.
- Zostałeś tu
już tylko ty – wysyczał ojciec Anderson.
- Co ty nie
powiesz.
Mężczyzna błyskawicznie
rzucił się na wampira ze sztyletami. Alucard wyciągnął pistolet, ale co
niezwykłe…zbyt późno. Dwa bagnety wbiły mu się w szyję. Wampir jęknął, bardziej
z szoku niż bólu. Zmierzył przeciwnika nienawistnym spojrzeniem i strzelił w
Andersona, trafiając prosto w głowę.
Prysnęła
strużka krwi, a Anderson padł, uderzywszy głucho o ścianę.
- Zaatakował
wampira…nie…zaatakował MNIE – Alucard ze wściekłością wyszarpnął ostrza ze swojego
ciała – I to w dodatku w środku nocy. Ponadto wykorzystał chwilę mojej
nieuwagi, żeby mnie tym trafić – rzucił bagnety na ziemię, które wbiły się
ostrzami w podłogę – Byłeś naprawdę odważny, Ojczulku. Mimo to, straszny z
ciebie głupiec.
Alucard odwrócił
się tyłem do ciała z zamiarem opuszczenia tego miejsca i znalezienia Integry.
Wyczuwał ją niedaleko. Chyba szła w jego stronę. Jednak…
…zatrzymał
się gwałtownie tuż przy drzwiach, gdy wyczuł za sobą jakiś ruch. Szok ponownie
go przejął, tym razem prawie go obezwładniając. Rozległ się za nim cichy
chichot, a potem jego pierś znów została przebita poświęconymi sztyletami.
- Co?
Wampir
skoczył do przodu, uwalniając się od bagnetów. Z powrotem nabył swojego Casulla
i zaczął strzelać w locie. Wszystkie kule trafiły Andersona, lecz ten po upadku
wstał jak gdyby nic i rzucił się z krzykiem na Alucarda, gotowy na dalszą
walkę.
Trwało to
kilka minut. Aż zbyt długo jak na walkę króla nieumarłych. W powietrzu fruwały
święte bagnety oraz poświęcone kule, niszcząc wszystko wewnątrz i nawet
roztrzaskując szyby w oknach. Wampir skrzętnie unikał sztyletów, natomiast jego
przeciwnik nie pokazywał żadnej reakcji, chociaż większość kul w niego
trafiała.
Nagle
Alexander zdołał zbliżyć się do wampira na tyle by chwycić go za ramie, którym
wampir trzymał pistolet i pchnąć go z całej siły. Casull wypadł mu z dłoni, po
tym jak dwa bagnety wbiły się w jego dłonie, przyszpilając go do ściany.
Alucard był unieruchomiony.
Anderson
wyciągnął z rękawa kolejne ostrza. Z bliska można było dostrzec jak dziury w
jego ciele, zrobione przez pociski, zasklepiają się wypuszczając w powietrze
małe kłębki dymu. Zielone oczy mężczyzny błyszczały triumfem i czymś
jeszcze…czymś nieludzkim.
- Amen! –
krzyknął na cały głos, z szaleńczą radością.
-
Regenerator… - wysyczał wampir, przez kły, wreszcie zrozumiawszy czym jest jego
przeciwnik.
- Dokładnie.
Oto technologia, opracowana przez ludzi, specjalnie do walki z potworami,
takimi jak ty – mężczyzna zamachnął się i z jego płaszcza wyskoczyło kilkadziesiąt
ostrzy, które wbiły się w ciało Alucarda. Krew zaczęła wypływać strużką z ust
wampira.
Anderson,
dzierżąc dwa długie sztylety, podszedł bliżej. Zaśmiał się złowieszczo i bez
wahania uciął głowę królowi nieumarłych, która poszybowała w górę.
- Amen!!! –
szaleńczy śmiech odbił się uchem po budynku. Anderson wygięty do tyłu krzyczał,
zachwycony z powodu swego zwycięstwa.
***
Integra
Hellsing rzuciła wypalone cygaro na ziemię. Spojrzała w prawo i lewo, próbując
zlokalizować budynek, w którym jest Alucard. Byli tu już tyle godzin i było tu
tak pusto, że była pewna, że misja została wykonana.
Wtem w domu,
spory kawałek dalej, po jej prawej stronie, szyby wypadły z okien i
roztrzaskały się na kawałeczki.
- Co jest? –
pobiegła w tamtym kierunku.
W ciemności
nie mogła zbyt wiele dojrzeć. Jedyne co do niej dochodziło to odgłosy
wystrzałów i walki. Alucard musiał być w środku i walczyć, lecz coś jej nie
pasowało. To nie były dźwięki walki jakie słyszała przez całą noc. Były czymś
wzbogacone.
W końcu strzały
ustały, dało się natomiast słyszeć jakiś głuchy odgłos, jakby coś ciężkiego
uderzyło o ścianę. Już sądziła, że jej opiekun wygrał, gdy…
- Amen! –
czyjś wrzask. Nieznany jej głos… - Amen!!! – rozległo się ponownie, by
następnie czyjś okropny śmiech rozniósł się po okolicy.
- Co tu
się…Alucard!
Dziewczyna,
nie zastanawiając się, wbiegła do budynku. Już w korytarzu dostrzegła
właściciela tego ohydnego głosu. Stał na końcu przedpokoju, a jego ciało coś
zasłaniało. Coś co stało tuż przy ścianie, ale przez ciemność i odległość,
Integra mogła jedynie ledwie dostrzec kształt.
- A ty kto? –
Anderson uspokoił się. Był nieco zaskoczony obecnością kogoś innego, w dodatku
człowieka.
- Ja? Integra
Hellsing. Kim jesteś?
Mężczyzna
zamiast odpowiedzieć znów wybuchnął śmiechem.
-
Niemożliwe…Niemożliwe… - tylko to zdołał wycharczeć.
- Co jest
niemożliwe? – Integra poczuła jak ogarnia ją gniew. Wyjęła swojego Colta i szable. Trzymając swoje zabawki w obu rękach,
zaczęła iść ku mężczyźnie – Gdzie jest Alucard?!
- Więc to tak
naprawdę wygląda… - Anderson wymierzył w dziewczynę ostrzegawcze spojrzenie, na
co ona przystanęła – Wiedziałem, że Hellsing to protestancka świnia, ale żeby
coś takiego…Oddał córkę na wychowanie zagranicę, dobre sobie. Pieprzony kłamca!
Ten cholernik oddał swoje dziecko w ręce swojego potwora. Oddał mu ją na
pożarcie! Złożył mu ją w ofierze…
- Zamknij się
– Integra nie wytrzymała i strzeliła w stronę Andersona, lecz ten zamiast paść
na ziemię po postrzale, rzucił w nią swoje ostrze, które śmignęło tuż obok
niej. Nie drasnęło jej, ale wytrąciło jej z ręki pistolet.
- Twój
oprawca jest tutaj – Alexander odsunął się na bok, odsłaniając to, co kryło się
za jego plecami. W świetle księżyca dziewczyna zobaczyła…
Integra
wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej oczy rozszerzyły się do granic. Jej
wampir, jej Alucard…nigdy nie widziała go takim stanie. Nigdy nawet nie był
ranny. A teraz jego pozbawiony głowy tors był przyszpilony do ściany
kilkudziesięcioma sztyletami.
- Alucard… -
wyszeptała z niedowierzaniem. Była tak wytrącona z równowagi, że nie
spostrzegła jak Anderson rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili zdołała
zablokować jego atak bagnetem, własnym mieczem. Siła mężczyzny i ją
przygniotła do ściany.
- Tak jak
myślałem…on jest ci drogi. Ale wiesz co ci powiem? Może i nawciskał ci kitu, że
jesteś jego Panią, lecz tak naprawdę przez cały czas byłaś jego ofiarą.
- O czym ty
mówisz? – spytała z wysiłkiem, wciąż starając się blokować szpadą jego bagnet,
który chciał się niebezpiecznie do niej zbliżyć.
- Wampiry to
potwory, a potwory nie opiekują się dziećmi. Poza zniszczeniem i zabijaniem nie
znają niczego innego. No chyba, że…zemstę – ich napierające się ostrza
zatrzeszczały złowieszczo. Integra wysyłała ostre spojrzenie wprost w zielone
oczy mężczyzny – Omamiał cię, przywiązywał cię do siebie, prawda? Powiem ci
prawdę, on czekał. Czekał aż dorośniesz na tyle, by móc cię zmienić i uczynić swoim sługą. Uczynić swoją wampirzą
dziwką.
Integra warknęła,
kiedy siła ostrza Andersona zaczęła przeważać nad jej własną.
- Czy nie
widziałaś nigdy w jego oczach pożądania? Czy nie zauważałaś jak wącha twoją
krew, gdy się skaleczyłaś? Kieruje tobą jak swoją marionetką. Uczynić wnuczkę
swojego największego wroga wampirem i swoją kochanką. Czyż to nie jest zemsta
idealna? Dla Draculi? On do tego zmierzał, nie mam wątpliwości. Nie widział w
tobie niż innego poza swoją ofiarą.
Bagnet
zbliżał się ku szyi dziewczyny. Lecz ta zamiast być zdruzgotana słowami
Alexandra lub przerażona zbliżającym się ostrzem zaczęła się śmiać. Mężczyzna
nie takiej reakcji oczekiwał.
- Tylko tyle
masz do powiedzenia, potworze? – Integra uśmiechnęła się zwycięsko, a jej
błękitne oczy rzucały Andersonowi wyzwanie – Jeśli wiesz co dla ciebie dobre,
to lepiej się stąd wynoś.
- O czym ty
gadasz? Mogę cię zabić w każdej chwili…
- Skoro masz
zamiar tak zrobić, to lepiej się pośpiesz – powiedziała nastolatka, ciesząc się
z czegoś w swój ironiczny sposób – Bo w przeciwnym razie ten, któremu odciąłeś
głowę, zmartwychwstanie!
- Co?!
Anderson
odskoczył od Integry i spojrzał w bok, w stronę ciała wampira. Zza pustych
okiennic usłyszał piski nietoperzy. Ledwo co zdążył to zrobić, do domu wleciała
ich cała chmara. Setki, jeśli nie tysiące nietoperzy i wszystkie obrały sobie
jego za cel. Dziewczyny nie ruszyły.
- Ściąłeś mu
głowę? Przebiłeś jego serce? – w słowach Integry dało się słyszeć mrok i
wyższość. Kąciki jej ust uniosły się złowieszczo do góry. Obserwowała z
przyjemnością jak nietoperze latają wokół mężczyzny - On nie jest taki jak inne wampiry. W ten
sposób go nie zabijesz – Martwe ciało Alucarda rozpłynęło się w czarnych
cieniach by kilka metrów dalej, zacząć się materializować – To owoc niemalże 100-letniej
pracy rodziny Hellsing i rodzinnej klątwy. Jest najpotężniejszym spośród
nieumarłych…Jest wampirem Alucardem!
Nietoperze
odleciały od Andersona i wleciały wprost w wijące się cienie. Wyłonił się nich
potwór.
Odrodzony
Alucard podniósł z ziemi swoją broń. Wampir i Anderson skoczyli na siebie. W
powietrzu wykonali atak. Gdy wylądowali, ręce Alucarda odpadły od ciała.
Alexander odwrócił się z triumfem, lecz on szybko zniknął, kiedy na własne oczy
ujrzał jak ręce wampira ponownie wyrosły z jego ciała.
- Oto czym on
jest – podsumowała Integra – Więc co teraz zrobisz?
Szkarłatne
oczy Alucarda zdawały się zadawać to samo pytanie, gdy ponownie wymierzył lufą
w przeciwnika. Nie wyglądał na opanowanego. To było pełne euforii szaleństwo.
- Rozumiem… -
wysyczał Anderson – Biorąc pod uwagę mój obecny ekwipunek, nie zdołam go zabić
– wyciągnął i otworzył szybkim ruchem swoją Biblię – Jeszcze się spotkamy
Hellsing – kartki, które wcześniej tworzyły barierę uniosły się i zaczęły latać
wokół mężczyzny – Ciekawe, czy następnym razem będziesz człowiekiem. Nieważne.
I tak was wszystkich pozabijam.
Zwoje
zawirowały szybko w powietrzu, po czym Anderson rozpłynął się między nimi.
Zniknął. Integra i Alucard zostali sami.
- Wszystko w
porządku, Alucardzie? – spytała, nie pokazując żadnych emocji.
- Tak, choć
przyznaje, że minęło trochę czasu, odkąd ktoś zdołał pozbawić mnie głowy.
Ojciec Anderson jest silniejszy niż sądziłem. Ma zdolność regeneracji.
- Ach tak –
dziewczyna wyciągnęła z kieszeni cygaro i zapaliła je – Więc to na razie
największa zdobycz biotechnologii. Mogą być z nim problemy.
Alucard
uważnie przyjrzał się swojej Pani. Wydawała się opanowana, lecz w jej postawie
zauważył pewien dystans. W dodatku cisza, która między nimi zapanowała wydawała
się niezręczna. Nigdy wcześniej tak nie było.
Wampir
przypomniał sobie słowa, które powiedział Anderson zanim zniknął. O tym, czy
przy następnym spotkaniu Integra będzie człowiekiem.
„Co ten
klecha jej powiedział?”
- Master? –
spróbował zwrócić jej uwagę, lecz ta nie ozamierzała na niego spojrzeć.
- Wracajmy –
odrzekła jedynie, wkładając w te krótkie słowo tyle oziębłości ile się dało.
Alucard
posłusznie poszedł za swoją Panią. Teraz był już pewien, że gdy się odradzał
Integra usłyszała coś czego nie powinna. Inaczej skąd ten chłód?
Nienawiść do
ojca Andersona oraz złe przeczucia rosły w nim przez całą drogę powrotną do
Rumunii.
***
Od misji na
Węgrzech minęły 3 dni. Przez ten cały czas napięcie między Integrą i Alucardem
nie zelżało. Atmosfera w zamku była nieprzyjemna, nawet wilki trzymały się z
daleka i siedziały jedynie na zewnątrz.
Dziewczyna
unikała wampira jak tylko mogła, a gdy już wpadli na siebie, rzucała mu prawie
same złośliwości. Odsuwała go od siebie. Nie bawiła się już w ich gierki, czy
rywalizacje. Nie uśmiechała się i robiła wszystko by na niego nie patrzeć.
Jakby brzydziła się osobą, którą widzi.
Alucard miał
tego powoli dosyć. Był zły i to bardzo.
Trzeciego
dnia, późnym wieczorem, kiedy Integra szła holem do swojej sypialni, aby udać
się na spoczynek, wampir przeszedł przez kamienną ścianę i zagrodził jej drogę.
- Co ty
wyprawiasz? – dziewczyna była wielce zirytowana.
- Daj spokój
z tą dziecinadą. To do ciebie nie pasuje. Mów o co chodzi?
- Niby co mam
powiedzieć?! Zejdź mi z drogi, jestem zmęczona…
- Wiesz o
czym mówię!
Oboje
podnieśli na siebie głos. Integra już miała mu coś odkrzyknąć, ale gdy
spojrzała na wściekłą twarz wampira, zrozumiała, że on nie da za wygraną,
dopóki nie powie mu tego co ją gryzie. Ukryła swoje prawdziwe emocje i
przybrała pozę spokoju i smutku.
- Dobra – jej
głos był cichszy, a jej głowa skierowana w dół – Ojciec Anderson podzielił się
ze mną swoją opinią na temat twoich działań.
- I?
- Alucard… -
dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy - …czy pragniesz zemsty?
Źrenice
wampira odrobinę się zwęziły.
A więc
nadszedł czas. Trochę za wcześnie niż planował, ale nie ma wyjście. Ten klecha
z Iscariot próbował zniszczyć jego plan. Szkoda, że było na to za późno.
- Tak –
odpowiedział zgodnie z prawdą.
- On też tak
sądził – Rysy Integry nie drgnęły - Rzucił teorię, że używasz mnie do tej
zemsty. Zdobyłeś moje zaufanie tylko po to, żeby przemienić mnie w wampira i
mnie ubezwłasnowolnić. W ten sposób zemścisz się na rodzie Hellsing. W uroczy
sposób nazwał mnie nawet twoją dziwką.
Alucard
zazgrzytał zębami ze złości. W jego wyobraźni pojawiła się cała gama możliwości
w jaki może uśmiercić Andersona i zadać mu jak najwięcej bólu. Żeby błagał go o
łaskę.
- Prawda, że
dążyłem do zemsty i że byłaś główną zmienną w moim planie, ale…
- Wiem.
W jednej
sekundzie ich postawy się zmieniły. Integra porzuciła maskę opanowania i
przygnębienia, a na wierzch wyszło jej szczere
rozbawienie. Alucarda natomiast ta zmiana i to jedno słowo kompletnie zbiły z
pantałyku.
- Biedny
Alucard. Szkoda, że nie widzisz swojej miny – sarkazm wręcz lał się z jej
wypowiedzi – Naprawdę myślałeś, że słowa tego Iscariota do mnie trafiły?
Wiedziałam o twoim planie od dawna.
- Co takiego?
A ostatnie dni…?
- Chciałam
się trochę podroczyć. Ty zbyt często robisz to ze mną. Naprawdę, za każdym
razem gdy kipiałeś z irytacji, ponieważ potraktowałam cię chłodno, chciało mi
się strasznie śmiać. Ledwo wytrzymałam. No i musze przyznać, że chciałam byś w
końcu wyłożył karty na stół.
- Wiedziałaś,
że dążę do twojej przemiany? – szok to za słabe słowo by określić stan wampira.
Miał kompletną pustkę w głowie.
- Jak
mogłabym nie wiedzieć? – dziewczyna miała coraz lepszy nastrój, widząc stan
Alucarda – Przecież wychowałeś mnie w zamku wampirów, z dala od cywilizacji!
Mogłeś wysłać mnie do szkoły, ale sam mnie wszystkiego uczyłeś. Chciałeś
trzymać mnie jak najdalej od ludzi, prawda? Abym przyzwyczaiła się do myśli, że
do nich nie należę. Że mam tylko ciebie. Chciałeś bym to kiedyś zrozumiała, że
przez twoje wychowanie, stałam się diametralnie inna niż reszta ludzkości. I
właśnie ten aspekt miałeś zamiar wykorzystać, zgadza się?
Alucard nie
odpowiedział. Nie mógł oderwać od niej wzroku, jakby widział ją w nowym
świetle.
- Powiedz mi
to na głos – Integra zrobiła kilka kroków wprzód i stanęła kilka centymetrów od
niego – Kiedy wpadłeś na ten plan? Powiedz dokładnie co zakładał – przejechała
kciukiem po swojej wardze – Chcę to usłyszeć.
- Wpadłem na
to, gdy miałaś półtora roku. Zamierzałem…złamać twoją wolę.
- Sądziłeś,
że moją wolą będzie przejęcie agencji Hellsing – oznajmiła fakt - Kiedy miałam
stać się pełnoletnia zamierzałeś pokazać mi, nie wiem w jaki sposób, że nie
mogę żyć wśród ludzi. Że nie jestem taka jak oni. Że zrobiłeś ze mnie żywego
wampira. Na tym polegało zmiażdżenie mej woli. Zmuszenie mnie do zgody w
przemianę w wampira, choć nie było to moją wolą – dziewczyna wzięła wdech i
nareszcie powiedziała puentę swojej wypowiedzi – Tyle, że…moim pragnieniem nie
jest pozostanie człowiekiem.
- Słucham? –
Alucard nie mógł uwierzyć w to co słyszy – Co powiedziałaś?
- Przecież
mówiłam, że domyślałam się od dawna, że twój plan zemsty właśnie na tym polega.
No i że w ogóle go masz. Na początku nieświadomie, lecz potem wszystko stało
się jasne. Jednakże czy kiedykolwiek próbowałam jakoś mu zapobiec?
Nie, nigdy –
pomyślał wampir – zawsze wręcz ze mną współpracowałaś. Nigdy nie prosiłaś mnie
bym pokazał ci zewnętrzny świat. Gdy podróżowaliśmy szybko chciałaś wracać do
domu. Nawet od czasu do czasu śpisz przy mnie w grobowcu, choć tylko wampiry
tak robią.
- Nie
zamierzam dać sobą manipulować Alucard. Chce wygrać ten pojedynek między
Draculą a Hellsingami na swój własny sposób. Jeśli zmienisz mnie w wampira, bo
będę tego chciała, to nie złamiesz mej woli, lecz ją spełnisz. Nigdy mnie nie
zmiażdżysz.
- Integra –
westchnął, czując jak ogarnia go zachwyt – Dlaczego chcesz być wampirem?
Dziewczyna
nie dała mu odpowiedzi. Zamiast tego położyła dłoń na jego krawacie i
pociągnęła mocno za niego. Skutkiem tego wampir pochylił się i wówczas Integra
pocałowała go. Było to jedynie złączenie warg, nic więcej, ale sprawiło, że
ostatni bariera między nimi opadła.
- Wiesz, że
masz dopiero 17 lat? – powiedział Alucard, gdy dziewczyna pierwsza przerwała
ich pierwszy pocałunek.
- Zawsze
mówisz, że wiek to tylko liczba – nie odsunęła się od niego, dłonie miała
ułożone na jego przedramionach.
- To prawda,
zwłaszcza w naszym przypadku – odwzajemnij jej uścisk – Unikasz odpowiedzi?
- Nie, po
prostu dałam ci tym do zrozumienia, że należysz do mnie. A także przypomnieć,
że obiecałeś mi coś – wampir rozchylił usta, nie sądził, że ona wciąż to
pamięta – Masz pociągnąć mnie do piekła za sobą, kiedy nadejdzie twój czas. Ale
możesz umrzeć dopiero za setki lat. Nie mam zamiaru spuścić cię z oka do tego
czasu. Tylko ja mogę cię pilnować i być przy tobie. Nikt po mnie nie zostanie
twoim Panem. Nie zaakceptuje tego.
- Czyli
domyśliłaś się i reszty?
- Jakiej
reszty? – tym razem to Integra była zaskoczona. Alucard uśmiechnął się z
satysfakcją i objął swoją Panią w pasie.
- Jednak nie
wydedukowałaś wszystkiego, moja droga – teraz on się z nią droczył, ale ona
zignorowała to i słuchała z uwagą – Domyśliłaś się na czym polega moja zemsta,
ale błędem było uważanie, że „mój plan” i „moja zemsta” to ta sama rzecz.
Zemsta była jedynie jednym punktem w moim planie.
- Co? –
zamienili się rolami. W tym momencie to wampir był zadowolony, a dziewczyna
zszokowana.
- Wiesz, że
gdy tworzę nowego wampira, w pewnym sensie staję się jego mistrzem, prawda? –
Integra kiwnęła odruchowo głową – Jest to swego rodzaju klątwa – na dźwięk tego
słowa, dziewczyna zastygła w bezruchu – Teraz wyobraź sobie, że twój ojciec
umiera, a ty przejmujesz nade mną pełną kontrolę. Później zmieniam cię w
wampira. Jak myślisz, co się stanie?
- Jedna
klątwa…zneutralizuje drugą – powiedziała, z niedowierzaniem, że to jej umknęło.
- Właśnie.
Przestałbym być twoim sługą, lecz… - pochylił się odrobinę - …gdyby było na
odwrót. Gdybym zmienił cię przed śmiercią Arthura…a potem on zmarł…
- Przejęłabym
na tobą pełną władzę, mimo że byłabym wampirzycą – nie mogła pozbyć się
oszołomienia.
- Widzisz
Integro, jesteśmy podobni – zetknął ich czoła razem. Nie przerywali kontaktu
wzrokowego – Ja także nie zaakceptuje nikogo po tobie. Tylko ciebie chce jako
swoją Panią. Ktoś musi mnie kontrolować, inaczej kolejny raz pochłonie mnie
nienawiść. Mój plan zakładał zemstę, ale nie tylko. Nie miałem zamiaru cię
ubezwłasnowolniać czy robić z ciebie mojej kochanki. To za mało jak dla ciebie.
Jesteś ideałem. W przeszłości zawsze mówiłem ci prawdę, że jedynie ciebie mam i
jedynie ciebie darzę szacunkiem na całym świecie. Chcę cię zmienić w swojego
pobratymce. Chcę wypić twoją krew. Chcę to zrobić, zanim Arthur wyzionie ducha.
Gdyby umarł wcześniej byłbym zły, lecz dalej bym dążył do tego co mogę
osiągnąć. Chcę byś stała się moją pełnoprawną Panią. Pragnę… - ujął jej twarz w
dłonie - …byś prywatnie stała u mojego boku, na równi ze mną, jako prawdziwa
Hrabina. A oficjalnie pragnę, do końca życia klękać przed tobą i nazywać cię
„My Master”. To był mój prawdziwy plan.
- Alucard… -
przez te wspólnie spędzone 17 lat, Integra nie poczuła tylu emocji naraz i
nigdy nie usłyszała od wampira równie niesamowitych i pełnych uczuć słów – Ty
draniu…
- Powiedzmy,
że jest remis, dobrze?
Tym razem to
on ją pocałował i trwali w tym pocałunku o wiele dłużej niż za pierwszym razem.
Było to przypieczętowanie ich wspólnego przeznaczenia.
***
5 miesięcy później
Integra przez
chwilę przyglądała się nocnemu niebu za oknem. Była to ostania noc podczas
której miała 17 lat. Następnego dnia były jej urodziny i doskonale zdawała
sobie sprawę co się z tym faktem łączy.
Ostatnie
miesiące Alucard i Integra spędzili normalnie. Na zwykłej codzienności, jakby
wydarzenia na Węgrzech czy ich rozmowa nie miały miejsca. Oczywiście nie było
tak, że o tym zapomnieli. Pamiętali o tym dobrze, podobała im się zmiana jaka
zaszła w ich relacji tego dnia. Po prostu czekali. Czekali spokojnie na dzień,
który miał nadejść jutro.
Dziewczyna
weszła do łóżka i zakryła się kołdrą. Nie okazała zdziwienia, gdy zobaczyła Alucarda
stojącego w progu. Spodziewała się go tam. Patrzył na nią w skupieniu.
- Dobrej
nocy, Integro.
- Dziękuję,
Alucard.
- Przyjdź do
mnie, gdy będziesz gotowa – rzekł po czym rozmył się powietrzu.
Dziewczyna
ułożyła się wygodnie i zapadła w sen. Spała spokojnie, bez żadnych snów i
pobudek, aż do rana.
Gdy wstała,
oficjalnie była już pełnoletnia. Jak w każdy poranek umyła się, a potem zaczęła
wybierać sobie ubranie. Lecz dzisiejszego dnia ubrała się nieco inaczej niż
zazwyczaj. Zwykle nosiła wygodne męskie ubrania, ale dziś ubrała się bardziej
elegancko. Lecz wciąż w ubrania pasujące odmiennej płci. Strój podobny do
garnituru, w kolorze ciemnej zieleni, krawat i długi płaszcz. Miała to po raz
pierwszy na sobie, normalnie stawiała na swobodę.
Na koniec przeczepiła
do krawata swój srebrny krzyżyk. Nosiła go po raz pierwszy od 5 miesięcy.
Nałożyła okulary i wyszła ze swojej sypialni.
Poszła do
kuchni, gdzie na stole czekało na nią już gotowe śniadanie. Zjadła je
niespiesznie. Nigdzie nie było Alucarda i nie była tym faktem zaskoczona.
Wiedziała gdzie on jest. Dzisiejszy dzień spędzi sama.
Od dawna
zastanawiała się co powinna zrobić w ten wyjątkowy dzień, ale dotąd nie miała
satysfakcjonującej odpowiedzi. Postawiła na codzienne i prozaiczne czynności,
które były drogie jej sercu.
Wpierw przeszła
cały zamek wzdłuż i wszerz, co nie było krótkim spacerkiem. Jej dom był
naprawdę imponującą i okazałą budowlą. Wchodziła i przyglądała się każdej
komnacie i meblowi, jakby oglądała je po raz pierwszy w życiu.
Następnie
udała się do biblioteki, gdzie przeczytała wszystkie fragmenty ze swoich
ulubionych książek. Kiedy skończyła była już pora na obiad. Posiłek oczywiście
znów czekał na nią gotowy, niczym wyczarowany znikąd.
Po jedzeniu
wyszła na zewnątrz. Tam nakarmiła z ręki młode wilczęta. Bawiła się z nimi
przez dłuższy czas. Zamierzała wcześniej również poćwiczyć ze szpadą lub
postrzelać do celu, ale jej się ode chciało. Ćwiczenia nie będą jej już
potrzebne. Przez ostatnie kilka godzin wypaliła wszystkie cygara, jakie miała w
zapasie.
Po raz drugi
zrobiła obchód po zamku. W którymś momencie, gdy przechodziła obok okna
zauważyła, że słońce powoli obniża się, z zamiarem zniknięcia za horyzontem.
- A więc już
czas.
Wróciła do
swojej sypialni, a tam uroczystym ruchem zdjęła swoje okulary i ułożyła je na
nocnym stoliku. One też nie będą już używane.
Dostojnym,
pełnym gracji krokiem wyszła z zamku na dziedziniec, po czym skierowała się w
stronę zejścia ze wzgórza. Wilki widząc ją, wstały i cała wataha ruszyła za
nią. Tak właśnie w towarzystwie całego stada, zeszła do podnóże góry, na której
stał jej dom.
Alucard
czekał tam nią. Stał tutaj, w miejscu, gdzie poległ jako Hrabia Dracula pośród
bezkresnego śniegu i gdzie złożył swojej Pani ważną przysięgę. Wampir wyciągnął
dłoń w jej stronę, w zapraszającym geście. Integra bez wahania ją przyjęła.
- Na pewno
dzisiaj tego chcesz?
- Tak – głos
miała zdecydowany i gotowy na wszystko.
Alucard
uśmiechnął się, wielce kontent. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy jego Pani
wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni marynarki mały sztylet. Szybko zrozumiał do
czego miał mieć zastosowanie.
- Oczywiście
zdajesz sobie sprawę, że zrodzenie z mojej krwi nie jest byle czym. Staniesz
się wtedy…
- Czy mam się
czuć zaszczycona, że mi na to pozwalasz? – zamachała lekko sztyletem w
powietrzu.
- Och nie. To
ja jestem zaszczycony, że chcesz mej krwi – rzekłszy to, puścił jej dłoń by
mieć wolne obie ręce, po czym zdjął swój krawat. Następnie rozpiął guziki czarnej
koszuli, ukazując swój tors – Czyń swoją powinność.
Integra
uniosła ostrze i zrobiła małe rozcięcie na skórze wampira, na jego piersi tuż
pod obojczykiem. Oczywiście taki nóż nie zrobiłby krzywdy nawet zwykłemu
nosferatu, ale tu nie chodziło o walkę, a o upuszczenie krwi. Alucard
zwyczajnie pozwolił, aby ta rana się pojawiła.
Strużka krwi
zaczęła spływać w dół, lecz nie na długo. Integra Hellsing, wiedząc dobrze
jakie będą tego konsekwencje, pochyliła się i przylgnęła ustami do rany. Wzięła
pierwszy łyk, potem następny. Połknęła. Piła spokojnie, nie śpiesząc się.
Alucard tymczasem
ciężko oddychał, bynajmniej nie ze zmęczenia czy bólu. Żałował trochę, że
Integra jest dopiero drugą osobą, której pozwolił pić swoją krew. Jednakże jak
bardzo to się różniło od poprzedniego razu.
Zamknął oczy,
czując jak część jego samego przenika do ciała jego Pani i wspomniał swój poprzedni
raz. Z gniewem zmuszał tamtą kobietę do picia, trzymał jej głowę i ręce. Groził
śmiercią męża. A teraz…?
Jego Pani
sama do niego przyszła i przyjęła to czym był. Zaakceptowała go. Była tu z
własnego wyboru. Przyjęła na siebie część jego życia, pijąc jego krew, ponieważ
tego chciała. Bez przymusu, bez gróźb, bez przemocy. Nic jej nie robił, jego
ręce wisiały luźno wzdłuż ciała. Nikt…nigdy…przez ponad 500 lat…się na to nie
zdobył.
Nie sądziłem
– wampir nie mógł powstrzymać swoich myśli – że przegrana może być taka
wspaniała. Rana już się zasklepia…
Rzeczywiście
nacięcie, które zrobiła Integra już zniknęło. Dziewczyna odsunęła się nieznacznie
i spojrzała na Alucarda. Na jej ustach była jeszcze plamka jego własnej krwi.
Wypiła wszystko co wypłynęło z jego rany.
Wampir
westchnął, oszołomiony przez ten widok. Nachylił się i musnął jej wargi swoimi,
ale jedynie na sekundę, aby zlizać własną krew z jej ust.
- Powiedz to
– rzekł przeciągle, zaledwie milimetry od jej twarzy, spod pół przymkniętych
powiek – Rozkaż mi. Chce to usłyszeć – powtórzył jej własne słowa sprzed kilku
miesięcy.
- Zbyt
otwarty się zrobiłeś – Integra zaśmiała się cicho, unosząc dłoń i kładąc ją na
policzku swojego Sługi – Alucard, mój rozkaz brzmi: Wypij całą moją krew.
No Life King
był pewien, że do końca swej egzystencji nie zapomni brzemienia tych słów. Po
jego żyłach rozszedł się impuls, stworzony przez rozkaz jego Pani.
- Przyjąłem,
my Master…
Alucard
zniżył głowę i wpierw wziął w zęby srebrny krzyżyk, po czym oderwał go od jej
koszuli. To zbezczeszczenie świętego symbolu sprawiło, że poczuł się pełen życia.
Wypluł krzyż, pozwalając by upadł na ziemię. Integra nie zmieniła wyrazu
twarzy.
Wampir
ponownie się do niej przybliżył i odgiął kołnierzyk jej koszuli by mieć pełen
dostęp do szyi. Mógł przedłużać ten moment, ale czekał już na niego prawie 18
lat. Tyle wystarczyło. Wziął tylko jeden wdech by poczuć aromat jej krwi, aż w końcu
wbił w nią swoje kły.
Integra nie
wydała żadnego dźwięku. Jedynie jej rysy stężały, z powodu bólu jaki poczuła w
szyi. Kły wampira przebiły jej skórę i wysysały z niej życie. Czuła to. Powoli
zdrętwienie i brak czucia zaczęły ogarniać jej ciało, zaczynając od stóp i idąc
w górę.
Alucard
natomiast czuł ekstazę. Czysta, dziewicza krew Integry była doskonała. Wiedział
jak smakuje osocze Hellsingów. Kiedyś Abraham przeprowadził na sobie
transfuzję, oddając swą krew Lucy, ale to było na nic. Dracula i tak się do
niej dostał, posilając się jednocześnie krwią profesora. Była dobra i
niezwykła, ale ta jego Pani nie mogła się z nią równać. A on sądził, że 18 lat
to dużo czekania. Na taką krew powinien być gotów czekać i 50 lat. Przepyszna…
Integra
powoli nie mogła utrzymać się na nogach, słabła coraz bardziej. W końcu jej
nogi nie wytrzymały i opadła na kolana. Alucard nie odsunął się od niej. Opadł
razem z nią, nie przerywając tak wykwintnego posiłku. Chwile później dziewczyna
nie była już nawet w stanie klęczeć. Leżała teraz w ramionach wampira, czując
jak kończy się jej ludzkie życie.
- Alu… -
wyrzuciła tyle, ponieważ na nic więcej nie było ją stać. Powiedziała to tuż
przed tym jak Alucard pozbawił ją ostatniej kropli krwi. Integra zamknęła oczy
i straciła przytomność.
Wampir
odsunął się i wreszcie mógł spojrzeć na swoją Panią. Siedział na trawie, a ona
leżała martwa na jego rękach. Choć niezupełnie martwa. Po prostu z chwilą, gdy
jej żyły i tętnice stały się puste zapadła w metamorficzny sen.
Alucard
patrzył na nią, po raz ostatni podziwiając jej ludzkie oblicze. Nie słyszał już
jej tętna ani bicia serca.
- Hellsing
zawsze zwycięża. Powinien był to wiedzieć. Lecz…
Nie mogąc się
powstrzymać przez silne emocje, które w nim się zebrały, wstał i uniósł
nieruchome ciało swojej Pani wysoko nad swoją głową. Krzyknął na całe gardło.
Zachodzące słońce rzuciło na Integre swoje światło. Wilki, które przez cały
czas obserwowały swoich Panów, dołączyły się do wampira i zaczęły wyć
wszystkie, bez wyjątku.
Alucard nie
czuł, że poniósł klęskę. Może i nie złamał woli tego rodu, ale gdyby Abraham
van Hellsing mógł go teraz ujrzeć…ten człowiek złamał by się całkowicie.
Nienawidził nieumarłych, a najbardziej samego Draculi za ataki na jego
bliskich. Teraz jego własna wnuczka…stała się…stanie się…potworem.
Dracula z nim
przegrał, ale Alucard wygrał.
Wampir
przestał krzyczeć, zamiast tego zaśmiał się krótko. Zapomniał, że miał nie
myśleć w ten sposób. Zabrał ciało Integry znad głowy i ułożył ją zwyczajnie przy
swoim torsie. W ogóle nie czuł na rękach jej ciężaru.
- Spokojnie
profesorze – powiedział sam do siebie, gdyż jego Pani nie mogła już go usłyszeć
– Ty przegrałeś, ale z twoją wnuczką…nie…z moją Panią, nie mam żadnych szans.
Odwrócił się
stronę watahy. Napotykając jego wzrok, wilki zniżyły głowy w geście uniżenia.
Nie tylko przed nim, ale również przed Integrą. Czuły instynktownie co się z
nią działo i oddawały obojgu cześć.
Alucard
przycisnął mocniej do siebie nieruchome ciało dziewczyny i ruszył w stronę
zamku. Tam, w środku ułożył Integre delikatnie na jej łóżku, w jej komnacie.
Nie oddychała, jej powieki były zamknięte, a na szyi był ślad po ugryzieniu.
Górny guzik koszuli był oderwany. Musiał odpaść, kiedy wampir zrywał z niej
krzyż.
Pozostało
jedynie czekać, aż Integra Hellsing się wybudzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz