Nie było nic.
Nie było niczego ani nikogo. Nawet jej samej nie było.
Pustka trwała
i trwała bez przerwy. Nie wiadomo ile czasu. Nicość mogła istnieć już kilka
godzin. Albo kilka dni. A może kilka lat…kilkanaście lat. A czy w ogóle istniał
czas?
Pierwsze z
czego Integra Hellsing zdała sobie sprawę było istnienie jej własnego „ja”.
Zrozumiała, że egzystuje i jak ma na imię, lecz to wszystko. Historia jej życia
i to co się z nią obecnie działo wciąż było owiane tajemnicą.
Po jakimś
czasie zaczęła czuć, że oprócz jej świadomości, posiada także ciało. Czuła jak
z mroku nicości wyłaniają się jej nogi, tors, ręce i głowa. Jej istnienie
nabrało materialnego kształtu. Miała już duszę i ciało.
Następnie
przyszła kolej na zmysły. Wpierw pojawił się dotyk. Dziewczyna czuła pod
palcami miękki, aksamitny oraz bardzo znajomy materiał pościeli. Jej ciało
leżało na czymś miękkim. Po jej lewej stronie czuła wgłębienie, jakby coś
znajdowało się tuż obok niej.
Nadeszła pora
na węch. Integra wzięła pierwszy od jakiegoś czasu wdech. Chyba nigdy nie czuła
tylu zapachów jednocześnie. W dodatku potrafiła je wszystkie rozróżnić naraz,
choć wcześniej to było niemożliwe. Poczuła świeże górskie powietrze, zapach
zieleni, roślin i drzew. Ich woń dochodziła z prawej. Czuła także zapach
starych mebli, kurzu…i wilczej sierści. Ostatnią rzeczą, którą wyczuła to woń
innej osoby, znajdującej się bardzo blisko. Woń nadzwyczaj przyjemną. Co
dziwne, oddychanie nie przyniosło jej żadnej ulgi. Okazało się, że nie musiała
już tego robić.
Uszy po kilku
minutach zaczęły działać. Potrafiła usłyszeć szum pobliskiej wody oraz wiatru,
poruszającego liście na drzewach. Mogła nawet poznać dźwięki łap wilków,
stąpających po ziemi na zewnątrz oraz kilka na korytarzach, gdzieś w pobliżu.
Nie daleko przefrunęło coś nad nią, słyszała trzepot skrzydeł dzikich ptaków.
Ostatnia
zmiana trwała niecałą sekundę. Było to przetwarzanie informacji, które
posiadała. W mgnieniu oka pojęła kim jest, gdzie jest i co się z nią działo.
Wszystkie wspomnienia naraz zlały się w jej umyśle. Już wszystko pamiętała. Z
chwilą, kiedy ten proces się skończył, dziewczyna otworzyła oczy.
Jej zmysł
wzroku nigdy nie był dobry. Bez okularów nie umiała zobaczyć rzeczy, które były
nawet w niewielkiej odległości od niej, lecz teraz…teraz to co innego. Widziała
wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami. Ta ostrość widzenia, mogłaby
przyprawić o ból głowy, jeśli oczywiście mogłaby go doświadczać. Od tego dnia
takie ludzkie słabości jak „ból głowy” czy wada wzroku nie będą dla niej
problemem.
- Witaj z
powrotem.
Niski i męski
głos odwrócił jej uwagę od podziwiania możliwości jej oczu. Przekręciła lekko
głowę i ujrzała tak drogą jej twarz.
- Alucard… -
jej głos brzmiał inaczej. Pewniej i dostojniej, z jakąś nienazwaną nutą -
…wróciłam.
Obraz jej
stworzyciela w tym momencie, miała pozostać w jej pamięci na wieki. Dopiero
teraz mogła naprawdę docenić jego aparycję i ową aurę, która przerażała niemal wszystkich.
Tylko jej oczywiście nie. Gdyby nie było tej aury, to dopiero wówczas by się
przestraszyła. Gdyby ten wampir nie emanował grozą i mrokiem nie byłby sobą.
Integra
podniosła się do pozycji siedzącej. Była w swojej komnacie i siedziała na swoim
łóżku. Alucard siedział na jego krawędzi, po jej lewej stronie. Prawidłowo go
wyczuła.
- Więc? Jak
się czujesz jako Draculina? – spytał wampir, nie ukrywając swojej ciekawości.
- Normalnie.
Tylko o to było tyle hałasu? – machnęła lekceważąco rękę, podkreślając swoje
słowa. Alucard nie przejął się. Uśmiechnął się jedynie, wiedząc, że dziewczyna
się z nim drażni – Myślałam, że po przebudzeniu będę czuła jakieś pieczenie w
gardle, czy coś takiego – przejechała językiem (który był dziwnie dłuższy) po
swoich zębach, badając ich ostrość i nienaturalną długość przednich kłów –A
tymczasem nie czuje żadnego głodu.
- Oczywiście,
że nie czujesz. Nie możesz pożądać krwi, skoro nie znasz jej smaku. Ale uwierz
mi, że gdy już jej zasmakujesz… - pochylił się sugestywnie w jej stronę -
…nigdy nie będziesz mieć dość. Pragnienie będzie towarzyszyć ci zawsze, do
końca egzystencji.
Integra nie
odsunęła się, mimo zmniejszenia odległości. Patrzyła mu bez lęku w oczy,
czekając na to co nastąpi. Trochę się zdziwiła, gdy ten wziął ją za ręce i
pociągnął do góry, pomagając wstać, choć wcale nie potrzebowała asysty.
- Co ty
robisz? – była zbita z tropu. Alucard prowadził ją przed siebie, wzdłuż
komnaty, nie puszczając jej dłoni.
- Sądziłem,
że zechcesz ujrzeć nową siebie.
Wampir
odsunął się na bok i odsłonił lustro. Integra mogła ujrzeć swoje oblicze. Nie
było zbyt zmienione. Najpoważniejsza zmiana zaszła w jej ustach, w tym momencie
mogła nie tylko wyczuć, ale i ujrzeć swoje kły. Inne zmiany były subtelne,
ludzkie oko ledwo by je teraz wychwyciło. Jej skóra stała się gładsza i bledsza.
Kolor włosów stał się jakby żywszy. Różnica między tym jak niewiele zmienił się
jej wygląd, a tym jak zupełnie inaczej się czuła była diametralna.
- Ile czasu
byłam…nieprzytomna?
- Niemal równe
24 godziny.
Integre
zdezorientowała barwa jej oczu, gdyż wciąż były niebieskie. Musnęła palcem
swoją prawą, dolną powiekę.
- Staną się
szkarłatne dopiero, gdy skosztujesz krwi – Alucard stanął za nią i położył
dłonie na jej ramionach. Teraz oboje odbijali się w lustrze – Kiedy napijesz
się prosto od człowieka staniesz się prawdziwym nosferatu.
No tak,
dziewczyna teraz sobie wszystko przypomniała. Cała wiedza o wampirach jaką jej
opiekun, a obecnie stworzyciel, nakładł jej do głowy w latach dzieciństwa
wróciła na swoje miejsce.
Nowonarodzony
wampir zawsze jest najsłabszym gatunkiem wampira. Po wypiciu krwi, barwa
tęczówki zmienia się na znak, że przemiana stała się kompletna. Wówczas siła i
zdolności krwiopijcy rośnie. A jak wysoko to już zależy od siły stworzyciela.
Silny wampir stworzy silnego, a słaby słabego, to oczywiste. Ją stworzył sam
Król Nieumarłych, a poza tym…
- Piłaś moją
krew przed przemianą… - Alucard przemówił za nią, czytając jej myśli. Był teraz
do tego zdolny, skoro pił jej krew - …Zrodziłaś się z niej. Dzięki temu już
jesteś wampirem wysokiej klasy – jego ręce wędrowały w górę jej ramiona,
zatrzymując się przy szyi. Odsunął odrobinę jej włosy – Aż nie mogę się
doczekać by zobaczyć co zyskasz, gdy posmakujesz osocza – Zniżył się tak, że
dotknął lekko czubkiem nosa jej szyi i sunąc po niej w górę – Jestem pewien, że
wówczas zyskasz miano Królowej Nieumarłych.
Integra nie
wzdrygnęła się, ani nie odsunęła na skutek poczynań wampira. Obserwowała jego
ruchy w zwierciadle. Postanowiła czegoś spróbować, choć przeczuwała że była
skazana na porażkę. Po prostu chciała mieć pewność.
- Rozkazuje
ci, żebyś się odsunął – powiedziała, lecz bez przekonania.
Alucard
zaśmiał się cicho, nie odsuwając się ani o milimetr. Jedną dłoń wciąż miał przy
jej szyi, a drugą zaczął przeczesywać jej włosy.
- To nie
będzie działało przez jakiś czas – rzekł zadowolony, tuż przy jej uchu.
- To jest w
tym najbardziej irytujące – rzekła wampirzyca. Upewniła się, że na razie
straciła całkowitą kontrolę nad swoim stworzycielem. Teraz jedynie jej ojciec
kontrolował potwora. Ale tylko tymczasowo…
Nagle Integra
przylgnęła plecami do ciała Alucarda
– Ale są i
zalety takiego stanu rzeczy.
Integra
wykorzystując moment nieuwagi wampira, popchnęła go do tyłu, najmocniej jak
mogła. Alucard padł daleko do tyłu, wpadając na łóżko, które przesunęło się
kawałek.
- Będę musiał
się do tego przyzwyczaić – nawiązał do nowej siły Integry. Dobry humor go
jednak nie opuścił. Opadł, siadając na łóżku.
- Mnie to
przyjdzie bez trudu. Nawet mi się podoba…Może będę mieć z tobą wreszcie jakieś
szanse w pojedynku – Integra podchodziła do niego bardzo powoli. W jej oczach było
widać, że nastrój jej się udzielił.
Gdy była tuż
przy nim, bez żadnego skrępowania, usiadła okrakiem na jego kolanach i objęła
go wokół szyi.
- Nie ciesz
się wolnością zbyt długo. Pamiętaj… - mówiła zniżając się - …należysz do mnie,
mój „za niedługo” Sługo.
Alucard
wyszedł jej na spotkanie. Złączyli swoje zimne wargi w pocałunku. W przeszłości
całowali się mało i były to tylko proste złączenia ust. W tej chwili nie
musieli się już hamować. Chcieli więcej. Pocałunek był namiętny i długi. Ich
języki wirowały razem, a zęby ocierały się o siebie.
- To trochę
dziwne… - wyrzuciła Integra, pierwsza przerywając pocałunek.
- Co jest
dziwne?
- Wydajesz
się taki inny. Mam wrażenie, że nigdy wcześniej cię nie widziałam, nie
dotykałam… - zatopiła palce w jego czarnych włosach – Poza tym twój zapach…on
jest dziwny. Czuję krew, ale nie pachnie jak jedzenie. Czuje w niej…
- Samą
siebie, prawda? – przerwał jej, jednocześnie zaczynając sunąc nosem wzdłuż jej
obojczyka – Zaskoczę cię…ja czuję to samo. Wyczuwam samego siebie w twojej
woni. Masz racje, to jest dla nas nowe – odsunął się trochę i spojrzał jej w
twarz – Pijąc moją krew nie tylko zyskałaś moc. Przyjęłaś na siebie część
mojego życia. Ta część będzie już zawsze żyła w tobie. Tak samo ja. Mam w sobie
kawałek twojego życia. Staliśmy się częścią nas samych i nic już tego nie
zmieni. Razem stworzyliśmy między nami najsilniejszą więź i połączenie, jakie
istnieje na tym świecie.
- Brzmi
jakbyśmy wzięli ślub krwi – wampirzyca trochę żartowała, co dowodziły jej uniesione
kąciki ust.
- A kto mówi,
że tak nie jest? – wampir uśmiechnął się, widząc, że jego słowa zrobiły na
nowonarodzonej wrażenie.
Integra
zaczęła się przymierzać do kolejnego pocałunku.
- Nie chcesz
przetestować nowych umiejętności? – spytał Alucard, zanim wampirzyca zdążyła
zamknąć mu usta, trochę ironizując, a jednocześnie obejmując Integre w pasie,
wsuwając dłonie pod jej płaszcz – Tylko jedno ci w głowie?
- Nie irytuj
mnie Hrabio. To ty to zacząłeś, nieprawdaż? To ty tutaj masz jedno w głowie,
więc przypatrz się uważnie jakiego potwora sam stworzyłeś – mówiąc to
wampirzyca, odpowiadając na działania wampira, sama wsunęła dłonie pod poły
jego wciąż rozpiętej koszuli – Przynajmniej tu sprawa ułatwiona.
- Masz rację.
Tu też łatwo pójdzie – Alucard przybliżył się do koszuli Integry, która i tak
miała już urwany górny guzik, więc oderwał zębami następne. Aż do samego końca.
Wszystkie guziki upadły z cichym odgłosem, uderzając o posadzkę.
Górne odzienie
obojga wylądowało na podłodze. Integra pchnęła Alucarda na plecy, a on
pociągnął ją jak najbliżej siebie, po czym oboje się zajęli się sobą. Bardzo
dokładnie…
Nie potrzeba
było dużo czasu, aby krzyki i jęki rozbiły się echem po zamku.
***
Sir Arthur
Hellsing szedł do przodu takim dumnym krokiem, na jaki pozwalał mu jego wiek.
Jego lokaj, Walter podążał tuż za nim. Obaj znajdowali się w najważniejszym
budynku w Londynie i zmierzali właśnie na zebranie Wielkiej Rady, która została
zwołana w trybie nagłym.
Obaj
mężczyźni mieli złe przeczucia i zamierzali mieć się na baczności. Zebranie
okrągłego stołu zwołano tak niespodziewanie i to jeszcze w nocy. Musiało stać
się coś poważnego i Organizacja Hellsing była potrzebna natychmiast. Mogło to
mieć coś wspólnego z jego ostatnimi odkryciami.
Niestety
mylili się.
Zrozumieli to
w chwili, gdy wkroczyli do wielkiej Sali. Trzynastu wysoko postawionych
mężczyzn od razu spojrzało w stronę Arthura, a w ich postawach można było
odczuć jedynie wrogość i podejrzenie. W dodatku byłam tam obecne ostatnia osoba,
jakiej by się tu spodziewali, a mianowicie biskup Enrico Maxwell.
Do Hellsinga
dotarło, że nie został tu wezwany na pomoc. Sprowadzono go, ponieważ to on był
powodem zebrania i sprawa dotyczyła jego osobiście. Nawet się z nim nie
przywitano. Spojrzenia pełne wyrzutu i podejrzeń powiedziały mu to wszystko, a
niepokój w nim wzrósł niemal kilkukrotnie. Cóż takiego się stało, że
najważniejsi ludzie w państwie, którzy liczyli na niego, w najgorszych
chwilach, teraz są tacy wściekli? Mogły się znaleźć parę powodów, ale skąd oni
by…?
Wciąż nikt
się nie odzywał. Sir Hellsing zrozumiawszy, że nie doczeka się jakiekolwiek
przywitania, sam podszedł do stołu i zajął swoje miejsce, naprzeciw biskupa
Maxwella. Arthur nie znosił tego fanatycznego katolika, ale tylko to miejsce
było wolne.
- Skoro
jesteśmy w komplecie… - nareszcie odezwał się głos sir Hugh Irons’a, lider tego
zgromadzenia - …możemy rozpocząć.
Arthur
spróbował podchwycić wzrok pana Penwooda, człowieka, którego miał, ze
wszystkich obecnych najbardziej w garści. Mężczyzna w ogóle nie umiał się
stawiać i wystarczyło jedno słowo, by załatwił dla Agencji każdą istniejącą
broń bądź maszynę.
Penwood
spojrzał na niego, a w jego oczach oprócz standardowego strachu i uległości,
kryło się poczucie zdrady. Jego oczy mówiły – jak mogłeś? Hellsing poczuł jak
jego dłonie zaczęły się pocić.
- Sir
Hellsing – Hugh Irons w końcu zwrócił się bezpośrednio do Arthura, choć widać
było że jest temu niechętny. Lecz czynił tym swój obowiązek, dla niego sprawa
była przesądzona – Abyśmy mogli przejść do głównej koncepcji obrad musi Pan
poznać wszystkie szczegóły sprawy. My już je znamy. Ojcze Maxwell… - biskup
skinął głową, na znak, że jego uwaga jest skupiona na tym co się dzieje -
…mógłby ojciec opowiedzieć Sir Hellsingowi tą samą historię, którą opowiedział
nam?
- Ależ
oczywiście – uwaga biskupa przeniosła się na starca, siedzącego przed nim.
Jedynie on, wśród reszty mężczyzn nie emanował wrogością wobec Arthura. Biła
natomiast od niego satysfakcja, taka jaką widać u człowieka, który po wielu
nieudanych próbach, w końcu zabił natrętną muchę.
- Słucham
więc – Hellsing skrzyżował ręce na piersi, próbując ukryć swoją obawę, przed
tym co usłyszy.
- Jak Pan
dobrze wie Sir Hellsing, nie tylko Pan zajmuję się na tym świecie likwidacją
wszelkich potworów.
- Zdaję sobie
z tego sprawę. Iscariot także zajmuje się tym raz na 100 lat, jak wam się chce
– rzekł ironicznie Arthur. Sekcja 13 nie ruszała nawet palcem, jeśli zagrożona
była choć malutka część osób, wyznających inną wiarę niż Watykan.
- Po co ta
złośliwość Sir? – Enrico zignorował przytyk, uśmiechnął się nawet słysząc go –
Tak się składa, że to, jak Pan to określił, podjęcie działań raz na wiek
zdarzyło się zaledwie kilka miesięcy temu.
- Och
naprawdę? – coś w klatce piersiowej Hellsinga zaczęło go kłuć. Nie zwrócił
jednak na to uwagi. Jego umysł działał na najwyższych obrotach.
- Tak, a
dokładnie 5 miesięcy temu. Pewnie wie Pan o czym mówię, prawda? Węgry, mała
wioska na południu kraju. Jeden wampir po cichu zapanował nad całą wsią i
chciał coraz więcej.
Silny i zimny
dreszcz przeszedł Arthurowi po kręgosłupie. Jego strach był uzasadniony. Jego
kłamstwa wyszły na jaw. Gorzej być nie mogło.
- Iscariot
nie mogło tego dłużej tolerować – kontynuował biskup - Wysłaliśmy tam jednego,
ale jednocześnie naszego najsilniejszego człowieka, Andersona. Spodziewając
się, że zadanie zostało wykonane bez wielkich trudności, nawet nie pomyślałem
by kazać Andersonowi zdać raport. I to był z mojej strony błąd. Spędziłem te
miesiące na pracy, a całe zamieszanie odeszło w niepamięć, lecz do czasu –
Maxwell zrobił pauzę, aby zwiększyć efekt oraz mękę Hellsinga – Niedawno po raz
pierwszy od bardzo dawna, widziałem się z nim. Alexander Anderson nie słynie z
subordynacji. Okazało się, że dla własnej rozrywki przemilczał pewne fakty, aby
powiedzieć mi je w twarz, czekając aż sam się do niego pofatyguję. Otóż proszę
sobie wyobrazić, że gdy przybył on na miejsce swojej misji…już ktoś tam był.
Oddech
Hellsinga stał się nierównomierny, a kłucie w piersi nasiliło się.
- Wie Pan o
czym mówię. Był tam wysłannik Organizacji Hellsing, pański wysłannik, a
dokładnie pańska najpotworniejsza broń. The Great Alucard, który podobno od 18
lat gnije w piwnicach Pana posiadłości. Ciekawe skąd się tam wziął, skoro jak
Pan twierdzi, jest w tej chwili uwięziony?
Arthur nie
odpowiedział na to. Nie było potrzeby. Jego milczenie mówiło wszystko.
- Wampir
Alucard wykonał największą część roboty, ale i dla Andersona coś się ostało.
Gdy natknęli się na siebie doszło do walki. Lecz wie Pan co, Sir Hellsing? To
nie koniec niespodzianek. Twój potwór nie był tam sam. Ja, jak i Anderson oraz
wszyscy tutaj zebrani przeżyliśmy wielki szok.
Arthur dostał
zawrotów głowy. Kłucie w klatce piersiowej zmieniło się w ból, a oddech stał
się bardziej płytki i urwany. Nikt nie przejął się jego stanem, myśląc, że to
panika. Jedynie Walter poczuł niepokój o stan swojego chlebodawcy.
- Była z nim
młoda dziewczyna – głos biskupa stał się odrobine cichszy i niższy – Z własnej nieprzymuszonej
woli, podkreślam. To ona przerwała im walkę. Domyśla się Pan, jakie imię
podała, gdy się przedstawiła? Tak, zgadza się…Integra Hellsing!!!
Sir Hugh
Irons nie wytrzymał i uderzył dłońmi o blat stołu i wstał z miejsca.
- Sir
Hellsing, czy to krwiopijcze monstrum jest uwięzione w twoich piwnicach?! Gdzie
jest twoja córka?! W obecności nas oraz Królowej rzekłeś, że wysłałeś ją za
granicę, ale nie powiedziałeś gdzie! Mów teraz, gdzie ona jest?!
Arthur
milczał uparcie, a jego wzrok nie odrywał się od blatu stołu.
- Sir czy to
naprawdę była ona? Gdzie jest twoja córka, Integra Hellsing?! Gdzie…
- NIE WIEM! –
krzyk starca rozniósł się echem po sali – Nie wiem gdzie ona jest! Nie wiem…Nie
wiem…Nie wiem…
Powtarzał te
słowa niczym mantrę, raz po raz coraz ciszej. Krzyk zmienił się w zwykłą mowę,
a mowa w szept. Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu, nie rozumiejąc co się z
nim dzieje.
Teraz Walter
był jedyną opanowaną i racjonalnie myślącą osobą w pomieszczeniu. Reszta była
pochłonięta przez szok, poczucie zdrady i wrogość bądź, jak w przypadku
Maxwella, szczęściem, z powodu poniżenia przeciwnika i doprowadzenia go do
złego stanu. Arthur nie panował już nad sobą. Coraz silniej przejmowała nad nim
kontrolę rozpacz, która wzięła się nie wiadomo skąd oraz nasilający się ból w
klatce piersiowej.
Lokaj zdawał
sobie sprawę z ich przegranej pozycji. Nie mogli nawet oskarżyć biskupa o
kłamstwo. Od razu zażądano by dowodu, na potwierdzenie ich słów. Mniejsza z
powiedzeniem o lokalizacji Integry, tutaj mogli coś zmyślić, ale Alucard to
inna sprawa. Gdyby Arthur zablefował i powiedział, że jego wersja jest
prawdziwa od razu podesłano by auta, które miały ich wszystkich zawieźć do
posiadłości, a tam rozkazano by pokazano im więźnia na własne oczy. A przecież
w piwnicach nikogo nie było. Zobaczyli by tam tylko puste i ciemne pomieszczenia,
no i może jedno krzesło, służące niegdyś jako tron No Life Kinga. Co mieliby im
pokazać?
Zapędzono ich
w ślepy zaułek. Nie mieli jak zaprzeczyć słowom Maxwella, które oczywiście były
zgodne z prawdą. Najprawdopodobniej. Nie mieli czym się bronić. Właściwie ich
jedyną, najrozsądniejszą opcją było powiedzenie prawdy. Chociaż części…
- Panowie… -
Walter zabrał głos, widząc że jego Pan jest w złej kondycji i musi to jak
najszybciej zakończyć - …obecna lokalizacja Alucarda oraz panienki Integry jest
rzeczywiście przez nas nieznana. Jedynie ja mam z nimi jakikolwiek kontakt.
Nie, źle to ująłem. Tylko z Alucardem mam kontakt. Kiedyś listowny, a obecnie
telefoniczny. Jednakże pragnę podkreślić, że mój Pan nie skłamał całkowicie.
Ponieważ to że oddał swoją córkę na wychowanie za granice jest prawdę, tyle że
zajął się nią właśnie…Alucard. Ostatni raz ich widzieliśmy niecałe 18 lat temu,
gdy panienka była niemowlęciem, a Alucard odleciał z nią helikopterem. Niestety
nie wiemy gdzie.
- Dlaczego
nie wiecie?!
- Nie
chcieliśmy wiedzieć. Naszym celem była całkowita niemożność znalezienia
panienki. Mój Pan chciał się całkowicie od niej odizolować, aby… - tutaj się
zawahał, szukał w myślach jakiś zastępczych słów - …nie mieć na nią złego
wpływu. Lecz jednocześnie musieliśmy mieć pewność, że jest bezpieczna. A te
warunki mógł spełnić jedynie Alucard. To on przez te wszystkie lata sprawuje
nad nią opiekę i trzyma ją od nas z daleka. Jak sobie życzyliśmy.
Na chwilę
zapadła cisza, mącona tylko przez płytkie i głośne oddechy Arthura.
- Jeśli
panowie pozwolą… - zaczął Dornez, przymierzając się, aby pomóc wstać
Hellsingowi, który wciąż coś mamrotał pod nosem. Pewnie były to słowa „nie
wiem”.
- Nie, nie
pozwolimy! – jeden z członków posiedzenia dołączył do stojącego lidera i podniósł
głos – Mówisz to jakby to nie były nic takiego. Jakby oficjalne i pisane listem
przeprosiny załatwiły sprawę. Nie oddaliście dziecka w dobre ręce i pod dobrą
opiekę. Oddaliście je wampirowi!!! I to nie byle jakiemu!
- Sprawuje
opiekę?! Żartujesz sobie z nas?! – dołączyła się kolejna osoba – Toż to jest
potwór! Na taki czyn nie ma słów! Okrucieństwo bez granic! Przez co to dziecko
musiało przejść?!
- To nawet
zdrada! – odezwał się Irons – Zdradziłeś Arturze. Skłamałeś nie tylko nam, ale
i Królowej. Bez dającego się uzasadnić powodu oddałeś bezbronne dziecko, własne
dziecko w szpony nosferatu. Rasy, która jest twoim największym wrogiem. Nie
mogę znaleźć na to słów. To okrutne…chore do granic!
- Jak mogłeś
Sir?! – Penwood odważył się zabrać głos - Jak mogłeś to zrobić Agencji, temu
dziecku i … sobie?
W tym
momencie Arthur nie wytrzymał. Ból w piersi wzmógł się tak gwałtownie, że aż krzyknął
z bólu. Chwycił się za serce tak szybko i taką siłą, że krzesło na którym
siedział zachwiało się i przewróciło. Upadł na podłogę z głośnym jękiem.
Walter zjawił
się przy nim błyskawicznie. Wszyscy jak jeden mąż podnieśli się i podbiegli
bliżej cierpiącego starca.
- Natychmiast
wezwać karetkę – powiedział lokaj – To zawał!
***
Alucard
poczuł silny wstrząs. Coś się stało. W jego głowie niczym sygnał alarmowy
pojawiło się jedno słowo – Arthur Hellsing. Coś mu się stało i to poważnego. Na
chwilę wytrąciło go to z równowagi, a do rzeczywistości przywróciły go dopiero
słowa Integry.
- Zniszczyłeś
antyk.
Wampir ocknął
się z zamroczenia. Był w łóżku, razem z Integrą. Ona obejmowała go wokół szyi i
siedziała na jego udach, a jej nogi były owinięte wokół jego pasa. Jej
podbródek był oparty o jego ramię, więc nie widziała jego twarzy. Uspokajała
przyśpieszony oddech, zresztą on także. Jego własna dłoń znajdowała się na jej
plecach, a druga na biodrze. Czy trzeba dodawać, że oboje byli nadzy, a Integra
już dziewicą nie była?
Alucard
obejrzał się za ramię. Rzeczywiście, okazało się, że zniszczył kolumnę łóżka.
- Jeśli
dobrze pamiętam, te dziury w materacu nie zrobiły moje dłonie.
- O zamknij
się – wampirzyca odsunęła się nieco tak, że mogła już spojrzeć mu w oczy. Jej
własne tęczówki zrobiły się odrobinę czerwone, ale to było chwilowe. Stało się
tak przez nadmiar emocji – Co się stało? – spytała, wyczuwając jego zmianę
nastroju.
No właśnie,
co się stało? Skoncentrował się na kilka sekund. Obecnie kiedy Integra nie
miała nad nim żadnej kontroli, cała władza wróciła do Arthura, wiec ich
połączenie było niczym nie zmącone. Lecz przez odległość niewiele się
dowiedział. Wiedział jednakże jedno, Arthur żył, a to była najważniejsza
informacja. Czy jest coś, co mogłoby by w końcu zabić tego człowieka?
- Nic nad
czym powinniśmy sobie zawracać głowę, moja droga.
- Ach tak… -
mruknęła, po czym spytała zaczepnie – Już skończyłeś?
Alucard
zaśmiał się cicho i krótko. Szybkim ruchem pchnął Integre na plecy i przygniótł
ją całym ciałem do łóżka. Wampirzyca nie wyglądała na zawiedzioną.
- Ależ nie.
Jestem daleki od skończenia z tobą, Integro.
Ona podniosła
się odrobinę, tak że jej usta znajdowały się przy jego uchu.
- Miło mi to
słyszeć – powiedziała, po czym ugryzła go lekko w płatek ucha. Alucard stłumił
jęk. Wpadł na drobny pomysł. Odsunął się nieco, zaskakując tym Integre.
- A co
powiesz na to… - jego dłoń przejechał po gładkiej skórze Integry, wzdłuż jej
ciała. Zaczynając od szyi, sunąc pomiędzy piersiami, a potem po brzuchu - …abym
zrobił coś dla ciebie, a później ty coś zrobisz dla mnie?
Tym razem to
wampirzyca się uśmiechnęła.
- Dobrze, ale
tylko jeśli zasłużysz – przeciągnęła się prowokująco.
Alucard
powoli ulokował głowę między jej nogami, obniżając się nieśpiesznie.
- To mogę ci
obiecać – powiedział, po czym jego język miał inne rzeczy do roboty.
***
Słowo takie
jak zmęczenie na zawsze zniknęło ze słownika Integry Hellsing. Nie musiała już
się czymś takim przejmować. To co robiła ze swoim wampirem przez całą noc
wykończyłoby każdego człowieka, ale nie nieumarłego.
Tak dokładnie
było. Całą noc oddawali się sobie nawzajem, pogłębiając swój nowy związek, na
który czekali i chcieli oboje już od jakiegoś czasu. Nie mieli siebie dość. Jak
raz się zatracili nie mogli przestać zadowalać się wzajemnie. Ten głód również
był trudny do opanowania i niemożliwy do całkowitego zaspokojenia. Wciąż było
mało i mało.
Wydawało się,
że nic nie jest im w stanie przerwać. Ale okazało się, że nowonarodzona ma
swoje granice. Wyszło to jaw przy wschodzie słońca.
- Mówiłeś, że
jest to „irytujące”. A to jest „wkurwiające”, ty kłamco!
Integra
mówiła o promieniach słońca, wlewających się przez okno. Przez nie wampirzyca,
niczym małe dziecko, schowała się cała pod kołdrą, starając się uciec przed
nimi. Czucie światła słonecznego na swojej skórze kojarzyło jej się z uczuciem,
jakby milimetry od jej ciała znajdowała się chmara owadów z żądłami, które
bezustannie kłuły ją w miejsca, do których docierało światło. Ciemność pod
pościelą dawała nieznaczną ulgę, gdyż wciąż mogła czuć promienie przebijające
się przez kołdrę.
Alucard
zaśmiał się, rozbawiony jej komentarzem i zachowaniem. Sam potrafił
perfekcyjnie zignorować wrogie mu światło, ale by Integra doszła do tego
poziomu potrzeba było czasu. Wstał z łóżka (które nawiasem mówiąc było w
opłakanym stanie) i powiedział.
- Przyzwyczaisz
się. Niedługo będziesz mogła je ignorować bez problemów. Najgorzej jednak jest,
gdy słońce świeci w oczy. Dlatego czasem okulary przeciwsłoneczne są takim
błogosławieństwem.
- No i
zasłaniają czerwone oczy – wampirzyca wychyliła lekko głowę spod pościeli. Jej
własne tęczówki wróciły do zwykłej niebieskiej barwy, skoro ekscytacja już ją
opuściła. Alucard był już całkowicie ubrany. Zrobił to w niecałe dwie sekundy.
- Prawda. Chodźmy
stąd – widząc, że Integra chce coś powiedzieć dodał szybko – Tylko ta komnata
jest tak dobrze oświetlona. Jako człowiek lubiłaś słońce. Lecz pamiętaj, ten
zamek jest stworzony dla wampirów. Jak wyjdziemy będzie lepiej, a poza tym to
idealna pora na spróbowanie czegoś nowego. Wampirzego snu…
Integra nie
zwlekając dłużej, szybko wyszła spod pościeli i aby mieć to jak najszybciej z
głowy ubrała się. Jej zajęło to około 3 sekund, ale nie zwróciła nawet na to
uwagi. Śpieszyło jej się by uwolnić się od promieni słonecznych. Ubrała to co
leżało na podłodze, jedynie koszule musiała wziąć nową bo wczorajsza była
zniszczona. Ledwo udało jej się nie syknąć, z powodu tego cholernego światła.
Kiedy wyszli
na korytarz, rzeczywiście poczuła ulgę. Korytarze były bez okien, a ponadto
kamienne mury niemal doskonale chroniły przed dziennym światłem. Idealne
warunki dla nieumarłych. Wampirzyce trochę rozbawiło wspomnienie jej złości,
gdy była dzieckiem, o to że w zamku jest za ciemno. Z czasem przywykła, ale
teraz to było co innego. Ciemność wydawała się taka…cudowna.
Ruszyli do
komnaty, w której Hrabia Dracula zwykł przechowywać swoje złoto i drogocenne
rzeczy, które zabierał ofiarom, a stamtąd schodami w dół do kaplicy. Od tamtego
pamiętnego dnia, kiedy Integra miała 15 lat i spała z Alucardem w jego starym
grobowcu, dziewczyna starała się to powtarzać przynajmniej raz na dwa miesiące.
Były to bardzo twarde i niewygodne dni, ale dla niej niezwykle ważne. Naturalne
to było więc, że zmierzali obecnie właśnie tam.
Gdy schodzili
schodami w dół, wampirzyca zaskoczyła jej wrażliwość. Kiedyś myślała, że panują
tu całkowite ciemności, a teraz potrafiła wyczuć mikroskopijne promienie
przebijające się w tym miejscu przez stare mury. W dodatku czuła, nie że
zmęczenie, ale otępienie. Jej umysł był jakby zamglony, a jej zmysły trochę
straciły swoją ostrość. Nie czuła już takiej siły jak wcześniej. Czy tak się czuje
wampir za dnia?
Kiedy dotarli
do kaplicy powitał ich znajomy zapach kwaśnej ziemi i widok dziesiątek skrzyń i
grobowców.
- Tak… -
Alucard jakby się zamyślił – Teraz naprawdę tu należysz – nawiązał do swoich
słów z przeszłości, że to miejsce jest przeznaczone dla umarłych, nie dla
żywych.
- Czy mi się
zdaje, czy ci szkoda z tego powodu?
- Tak, ale
tylko trochę. W końcu…coś za coś, prawda? Patrzenie jak się rozwijasz jako
człowiek było intrygujące, lecz patrzenie jak rośniesz w siłę jako wampir
również będzie wspaniałe. Wiem to.
Integra
uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Ruszyła w stronę znajdującego się idealnie
po środku kaplicy, białego grobowca. Alucard szedł tuż przy niej. Zatrzymała
się tuż przy nim, gdy coś odwróciło jej uwagę.
- To…tak już
zawsze zostanie? – wskazała palcem na trzy trumny znajdujące się kawałek dalej,
w których leżało mnóstwo szarego pyłu, ułożonego w ludzki kształt. Pozostałości
po wampirzycach, które zabił Abraham van Hellsing.
- Traktuję to
jako ich grób, więc tego nie ruszałem. Przeszkadza ci to?
-
Chyba…nie…Nie obchodzą mnie twoje martwe kochanki sprzed wieku, ale…naprawdę
potrzebowałeś ich, aż trzy naraz?!
„Nie obchodzą
cię, tak?” – pomyślał Alucard, podnosząc kąciki ust wyżej – „Integro, zawsze
wiem kiedy kłamiesz”
Na szczęście
dla niego, Integra nie czytała jego myśli jeszcze zbyt dobrze, a już zwłaszcza
za dnia.
- Może
potrzebowałem towarzystwa? Wiesz można tu się poczuć samotnym – zasugerował nie
siląc się, aby ukryć kąśliwość. Wampirzyca prychnęła w odpowiedzi.
- Uważaj bo
uwierzę. Pan towarzyski się znalazł. Pewnie służyły ci we trzy za ozdoby
wnętrz? – spytała ironizując. Było to pytanie retoryczne, ale Alucard i tak
odpowiedział.
- Masz rację.
Nie znaczyły więcej niż wystrój.
Integra
drgnęła nieznacznie. Wypowiedź zamiast obudzić w niej obrzydzenie wywołało
zadowolenie. Cóż…nikogo to nie powinno dziwić.
Wampirzyca
miała zamiar właśnie odsunąć wieko grobowca, ale zatrzymała rękę w powietrzu
zanim dotknęła marmuru. Tym razem jej wzrok przykuł przekreślony na nim napis „Dracula”.
Zawsze jej się nie podobał.
Ostrożnie
położyła palec na napisie i delikatnie nacisnęła. Wypróbowała po raz kolejny swoją
nową siłę. Pod jej dłońmi kamień wydawał się miękki jak glina. Zaczęła pocierać
palcami w miejscu napisu. Alucard obserwował w milczeniu jej poczynania. Po
chwili zamiast napisu było tam czyste i gładkie wyżłobienie. Przesunęła dłoń
odrobinę wyżej.
- Dołączysz?
Alucard
kiwnął głową i również przyłożył dłoń do marmuru. Wiedział co Integra chciała
tam napisać. Zaczęli kreślić coś na grobowcu. Ona pisała z prawej do lewej, a
on z lewej do prawej, aż w końcu ich napis połączył się.
Napis
wyglądał nieskazitelnie. Człowiek nie mógłby uwierzyć, że te równe litery
zrobiły dłonie o nieludzkiej sile, a nie dłuto. Od teraz na marmurowym grobowcu
widniał nie przekreślony „Dracula”, a inskrypcja…
Alucard
& Integra
Patrzyli na
napis jedynie kilka sekund, po czym razem podnieśli wieko grobowca. Weszli do
środka, a Integra zasunęła za nimi wieko. Kiedy sypiała tu jako człowiek, zawsze
zostawiała małą szparę, aby coś widzieć i mieć czym oddychać. Lecz teraz
zasunęła je całkowicie.
Gdy się
położyła, po raz pierwszy w życiu nie przeszkadzała jej kompletna ciemność,
twardość marmuru, ani chłód. Było wręcz na odwrót. To w chwili obecnej były dla
niej warunki idealnie. Całkowicie schronili się przed szkodliwymi promieniami
słońca.
Alucard leżał
obok niej. Jak zwykle byli zwróceni do siebie twarzami. Zawsze byli tak
ułożeni, gdy tu byli. Ale i tak kończyło się na tym, że dziewczyna lądowała na
nim, nie mogąc wytrzymać na twardym kamieniu. On naprawdę był wygodniejszy, co
poradzić.
- Jestem zła
– przyznała po chwili.
- O co?
- Bo mam
wrażenie, że powinnam cię przeprosić – widząc (tak, doskonale widząc w
kompletnym mroku), że nie rozumie, kontynuowała – Za to, że tyle lat musiałeś
wytrzymywać siedzenie ze mną na zewnątrz za dnia, kiedy byłam mała. Pamiętam,
że ciągle cię wyciągałam, bo nie mogłam wytrzymać w ciemnym zamku.
- Nie masz za
co przepraszać. Musiałem dostosować się do twojego stylu życiu, by móc się tobą
zajmować. Byłem na to przygotowany, a poza tym już mówiłem, że da się do tego
przyzwyczaić, choć to irytujące.
- Więc cofam
co powiedziałam.
Alucard
zaśmiał się krótko. Jego dłoń sama powędrowała do jej włosów i zaczęła je
przeczesywać.
- Będziemy
potrzebować dla ciebie trumny. Musi być wydobyta z ziemi z Londynu, skoro to
twoja rodzinna miejscowość, ale z tym będziemy musieli zaczekać. Nie możemy się
tam pojawiać, teraz tym bardziej. Zresztą spanie tutaj nie powinno zabierać ci
sił, grobowiec też się nada tyle, że nie można go transportować. Zdobędziemy
ją, gdy nadarzy się okazja.
Integra
słuchała w skupieniu. Zgadzała się ze słowami wampira.
- Pozostaje
jeszcze sprawa… - Alucard przejechał językiem po swoich kłach - …pierwszego posiłku.
Musisz dokończyć przemianę i napić się krwi. Mogę bez problemów ci kogoś
znaleźć, nawet teraz mogę iść. Znajdę ci kogoś, kogo ten świat nie potrzebuje.
Jak ten morderca ze statku…
- Czekaj –
przerwała mu Integra - Nie rób tego. Nie
zamierzam jeszcze przez pewien czas pić krwi.
Alucard
uniósł brwi, bardzo mocno zdumiony. Jego ręka przestała bawić się jej włosami. Pojawiły
się w nim obawy i wątpliwości, ale szybko je odgonił. Integra lepiej niż
ktokolwiek inny wiedziała, czym dokładnie się stała. Że wybrała noc i nie było
już dla niej odwrotu. Więc czemu chce się powstrzymywać? Przecież nie chodziło
o skrupuły, już kiedyś kazała mu zabić człowieka…
Wówczas
wampirzyca natężyła twarz i spróbowała przekazać mu coś telepatycznie. I udało jej
się. Nosferatu odczytał jej myśli dokładnie.
Kiedy
zrozumiał jej cel, jego czarne włosy zafalowały same z siebie, źrenice się
zwęziły, a szkarłat tęczówek rozbłysnął niesamowitym blaskiem. Teraz jedynym
światłem w grobowcu była dwa ogniście czerwone punkciki.
- Nigdy nie
przestaniesz wzniecać mojej pasji, Integro…
- Ależ
oczywiście – wampirzyca teraz sama wsunęła dłoń w jego falujące włosy. W
ciemności wyglądało to tak, jakby jej ręka znikała w mroku – Zrobię co w mojej
mocy by tak zostało…
Pocałowali
się krótko, ale za to mocno i z pasją.
- Jak mam
niby zasnąć? – spytała szczerze – W ogóle nie jestem senna.
- Ani ja.
Wystarczy, że zamkniemy oczy z zamiarem zapadnięcia w sen. U nas nie ma czegoś
takiego jak proces zasypiania. Po prostu zasypiasz na zawołanie, jeśli tak postanowisz.
Gdy otworzysz oczy, będzie już zachodzić słońce. Zobaczysz, to instynktowne –
rzekł i zamknął oczy.
Integra
poszła za jego przykładem i rzeczywiście zapadła w głęboki sen praktycznie od
razu.
***
Od pierwszej
nocy Integry jako nieumarłej minął ponad tydzień. Przez ten czas młoda
wampirzyca była wprowadzana przez Alucarda do jego świata nocy.
Dnie spędzali
w ich grobowcu w kaplicy pod zamkiem. Natomiast nocami Integra poznawała swój
nowy świat.
Gdy po raz
pierwszy stanęła przed swoim stadem wilków w nowej postaci, wszystkie zwierzęta
schyliły swoje głowy na znak oddania jej szacunku i uroczystego powitania.
Wampirzyca zdała sobie sprawę, że łatwo mogła nimi manipulować. Ich umysły nie
były skomplikowane. Z łatwością sprawiła, że wszystkie naraz przestały jej się
kłaniać. Zrozumiała o co chodziło Alucardowi, kiedy mówił, że potrafi sprawować
nad nimi kontrolę. Powiedział jej wtedy, że jak nabierze wprawy, wilki będą jej
słuchały bez manipulowania nimi jak maszynami.
Oprócz siły i
szybkości, zyskała niesamowitą zręczność. Wspinaczka po pionowych murach była
drobnostką. Trafianie w cel z pistoletu nie wymagało już tyle skupienia co
kiedyś. Gdy dobyła szpady, ona i Alucard walczyli na zupełnie innym poziomie.
Nigdy dotąd pojedynek nie dawał jej tyle satysfakcji co obecnie.
Ale
oczywiście nie spędzali czasu jedynie na tym. To zaledwie połowa spędzanego
przez nich czasu. Głód i pragnienie, które w sobie rozbudzili pierwszej nocy
nie zgasły i prawdopodobnie nigdy nie miały zniknąć. Tak samo jak głód krwi,
kiedy się jej raz skosztowało. Seks był strukturą, którą mogli rozbudowywać i
cieszyć się każdej nocy. Oddawanie się sobie nawzajem i stawanie się jednością
było prawie że…naturalne dla nich. I można powiedzieć, że świetnie im to
wychodziło.
Niestety ich
spokój nie trwał długo, ponieważ coś go zmąciło po zaledwie 10 dniach.
Było późne
popołudnie. Alucard i Integra leżeli w swoim grobowcu, pogrążeni we śnie. Co
dziwne, to co ich z niego wybudziło, nie było zapadniecie zmroku, lecz…jakiś
nieznany dźwięk. Wampiry otworzyły oczy, mocno zaskoczone.
- Co to do
cholery? – Integra nie kryła lekkiej złości, z powodu nieznanego dzwonienia,
które ich obudził.
No Life King
natomiast rozpoznał ten dźwięk. Obudziły się w nim uzasadnione złe przeczucia.
Bez słowa uniósł wieko grobowca. Wampiry wychyliły się z niego i ujrzały wilka,
trzymającego w pisku przedmiot w kształcie cegły, który wydawał owo dzwonienie.
Alucard wyjął go z piska zwierzęcia.
- Dziękuję –
rzekł i machnął ręką, na co wilk odszedł w stronę schodów – To ten telefon.
Oboje
spojrzeli na siebie, nie kryjąc swoich obaw. Tylko jedna osoba mogła do nich
dzwonić z tego urządzenia.
- Walter… -
szepnęła Integra, marszcząc brwi - …ale przecież…to o wiele…
- Wiem o co
ci chodzi. Od ostatniej misji nie minęło nawet pół roku – a zwykle między nimi
były przynajmniej kilka lat przerwy. Ataki wampirów, zwłaszcza zbyt trudne dla
agencji zdarzały się bardzo rzadko, a skoro tak… - Musi chodzić o coś innego. Czy
to możliwe, żeby kolejne ataki pojawiły się… tak szybko?
- Alucard,
ale mój ojciec…
- On żyje.
Wciąż czuje jego obecność.
Nie
zastanawiając się dłużej, wampir odebrał i podniósł słuchawkę do ucha. Był
nadzwyczaj poważny. Integra była tuż obok niego i słuchała razem z nim.
- Walter?
- Alucard – w
słuchawce odezwał się głos starszego lokaja – Musisz niezwłocznie się o czymś
dowiedzieć.
- A więc
słucham. O co cho…
- Alucard…
To był inny
głos. Głos słaby i należący do innego mężczyzny. Wampir rozpoznał go od razu,
mimo że nie słyszał go 18 lat.
- Mój Panie…
- Alucard nie okazał po sobie szoku, jedynie jego rysy stały się odrobinę
ostrzejsze, a głos groźniejszy. Zrozumiał, że sprawa jest poważniejsza niż
przypuszczał, skoro Arthur chce z nim mówić osobiście. Natomiast Integra rozchyliła
usta. Po raz pierwszy słyszała głos swojego ojca. Zacisnęła pięści, nie chcąc
aby wytrąciło ją to z równowagi.
- Posłuchaj
mnie uważnie. Rozkazuję Ci, abyś natychmiast wrócił tu wraz z moją córką.
Hellsing potrzebuje przywódcy, bardziej niż kiedykolwiek.
- A co z
tobą, Panie?
- Jakiś czas
temu…przeszedłem zawał serca.
Wampir
zrozumiał już czym było owo uczucie, które go oszołomiło. Jego Pan naprawdę
przeżył coś bolesnego i poważnego.
- Obecnie
znajduję się w szpitalu. Mój stan się nie poprawia, najprawdopodobniej nie opuszczę
tego miejsca żywy. Ten zawał zbyt wykończył moje serce. Trzymają mnie tu dopóki
nie wydobrzeje, a wiem że tak się nie stanie. A nawet gdyby tak nie było…nie
mogę już przewodzić Organizacją.
- Dlaczego?
- Oskarżono
mnie o zdradę…Anderson z którym pewnie walczyłeś na Węgrzech
wszystko…powiedział. Królowa i rząd wiedzą, że skłamałem i co zrobiłem. Jestem
skończony…zawiodłem ich zaufanie…Odebrano mi moje przywileje.
- Rozumiem,
ale coś się nie zgadza. Co znaczyło „bardziej niż kiedykolwiek wcześniej”?
- Coś się
zbliża Alucardzie…Czuję to przez skórę. Ostatnie wydarzenia…są bardziej niż niepokojące. To co
się tu dzieje nie jest normalne.
- Dokładniej
Arturze. Co się dzieje?
- Aktywność
wampirów w Anglii drastycznie wzrosła. Ataki wampirów jak i ghouli są
zatrważająco częste. Nie wzywałem cię, bo chciałem się dowiedzieć sam co się za
tym kryje. Poza tym sądziłem, że moi ludzie sobie z tym poradzą.
Ale…straciliśmy już 2/3 wszystkich naszych podwładnych.
- Jak to? –
Alucard był w szoku. Nie mógł uwierzyć, że Arthur Hellsing tak źle osądził
sytuacje, aby wysłać aż tylu ludzi na samobójcze misje. Jedna misja to jeszcze,
ale wiele…to wykluczone. W takich sprawach był niemal bezbłędny.
- Kazałem
przeprowadzić badania na zabitych wampirach i ghoulach i moje przypuszczenia
się potwierdziły. To nie są zwykli nieumarli, a przynajmniej nie stworzeni w
znany nam sposób. Ktoś stwarza je na większą skale i wypuszcza na wolność,
pewnie w ramach eksperymentów testowych. Nie dość, że pojawiają wieści o ich
atakach co kilka dni, to ich ghoule… Jak by to powiedzieć…
- Niech
zgadnę, żyją nawet jeśli ich stworzyciel ginie?
- Skąd
wiedziałeś? – Arthur był trochę zdumiony.
- To wyjaśnia
czemu straciłeś tylu ludzi. Wysłałeś ich by zabili jednego wampira, a zamiast
tego mieli przed sobą armie ghouli, która nie zginęła, choć ich stworzyciel był
zniszczony. Na coś takiego nie byli przygotowani, tak samo ty. Poza tym…chyba
widziałem coś identycznego. Na Węgrzech zabiłem mnóstwo ghouli, choć Anderson
prawdopodobnie dużo wcześniej zabił wampira.
- Zgadza się.
Ci nieumarli byli…wszędzie, a ich ghoule nie ginęły po ich śmierci. W dodatku
ich ofiary, mimo młodego wieku zmieniły się ghoule. Nie zmieniły się w wampiry,
mimo że zachowali dziewictwo. Jest jeszcze coś – Hellsing zrobił krótką
przerwę, aby zebrać oddech – W ich ciałach znaleziono nadajniki, które
monitorowały zachowanie wampirów i ich poziom agresji, co potwierdza teorie o
eksperymentach.
- Coś się
święci…
- Z ust mi to
wyjąłeś. To nie może być przypadkowe. To musi być częścią jakiegoś większego planu.
Ten kto za tym stoi posiada rozległą wiedzę o wampirach i ghoulach. Stworzył
nowy rodzaj wampiryzacji o cechach, które podałem. I wie…o sposobie naszych
działań. Rzucił nam wyzwanie.
- I pożałuje
tego. Dopilnuje tego. Rozkaż mi, a zetrę ich z powierzchni ziemi. Wybije co do
jednego.
- To już nie
jest misja, Alucardzie. To wojna! A na wojnie nie przebiera się w środkach.
Potrzebujemy ciebie, jako najsilniejszej broni Organizacji Hellsing.
Potrzebujemy lidera, a to nie mogę być ja. Oficjalnie pozbawiono mnie już tej
władzy. Kraj potrzebuje ciebie i mojej córki. Wracaj Alucardzie, to rozkaz!
Wracaj wraz z przywódcą, który wygra tę wojnę!
- Przyjąłem,
My Master!
***
Po skończeniu
rozmowy Alucard i Integra spojrzeli sobie w oczy.
- Nie mogę
zignorować rozkazu mojego jedynego, w tej chwili, Pana. Muszę wracać, ale to co
ty postanowisz to twoja decyzja.
Wampirzyca
kiwnęła głową raz, po czym spuściła wzrok na swoje dłonie. Przez chwilę się im
przyglądała, aby następnie przelecieć wzrokiem każdy zakątek kaplicy.
- Zdaje sobie
sprawę, że nie jestem nic winna mojemu ojcu i nie muszę czuć wobec niego
żadnych zobowiązań. Nie czuje nawet z nim jakiejkolwiek więzi… - przerwała na
moment i oddaliła się od Alucard na kilka kroków. Była odwrócona do niego
plecami – Lecz… - ponownie zacisnęła pięść - …z Organizacją jest inaczej.
Ponieważ… - odwróciła się w jego stronę i spojrzała prosto w jego twarz - …ty w
niej służysz. Oboje byliśmy na misjach powierzanych ci przez Agencje.
- Nie żebym
miał wybór.
- Wiem, że
nie masz. Jesteś główną bronią Organizacji Hellsing, Hrabio. Ale ja jestem
Hrabiną i nie zamierzam niczym potulna żona na zamku czekać na powrót męża z
wojny. Teraz stoimy na równi. Jeśli ty idziesz na wojnę, to ja idę walczyć
razem z tobą. Hrabina jest tam gdzie Hrabia. Pani jest tam, gdzie jej Sługa.
Alucard
uśmiechnął się, ukazując białe kły. Nie spodziewał się po niej niczego innego.
- Powiedz mi
dokładnie… - mówił powoli niskim głosem, zbliżając się do niej - …co zamierzasz
zrobić. Na głos…i wyraźnie.
- Nie
obchodzi mnie, że mój ojciec stracił wszystkie przywileje. Agencja Hellsing
należy do rodziny, a więc jest moja. Zamierzam wrócić i wyrwać ją z rąk tych
ważniackich starców i stanąć na jej czele jako przywódca. A potem… -
odwzajemniła uśmiech, ukazując swoje kły - …pokieruje tobą tak, że wygramy tę
wojnę. Zmiażdżysz wrogów Hellsinga…naszych wrogów, na mój i tylko mój rozkaz. Zniszczysz,
rozszarpiesz ich i przyniesiesz mi ich głowy na tacy. Choć oczywiście…wszystko
w swoim czasie.
- Ach tak.
Nie mogę się doczekać. Naprawdę… - stanął tuż naprzeciw niej, w bliskiej
odległości - …naprawdę nie mogę.
- Jest tylko
jeden problem – mina Integry z powrotem stała się poważna – Nie obchodzi mnie
zdanie starych głupców z parlamentu, ale jeśli zauważą, czym jestem…mogę
zapomnieć o przewodzeniu Agencją. Nie będę mogła oficjalnie przejąć dowodzenia.
Jak sądzisz, ile mogę to ukrywać?
- Dłużej niż
sądzisz. Oni w ogóle się nie znają na nadnaturalnych sprawach. Poza tym twoje
oczy mają normalna barwę. Jeśli będziesz ostrożna nie zorientują się. Nie
pokazuj kłów, a da się ich oszukać.
- A ludzie z
Organizacji? Walczą z wampirami, wiedzą o nich sporo.
- Tak, tyle
że są ograniczeni. W ich głowach nie ma możliwości, aby istniał wampir, który
potrafił by żyć wśród ludzi i nie być widocznym zagrożeniem. Są przyzwyczajeni
do głośnych i agresywnych stworów, które są na tyle głupie by zwrócić na siebie
uwagę władz. Jak mówiłem, wystarczy że
będziesz ostrożna i czujna, a nie zorientują się. Gdyby był tam Arthur to co
innego. Rozpoznał by cię od razu, zbyt dobrze zna naszą rasę, ale jest w
szpitalu, więc nic nam nie grozi. Tak naprawdę…
- Tak? –
zachęciła go Integra, gdy nie doczekała się kontynuacji.
- Tak
naprawdę jedynie Walter mógłby zorientować się, że jesteś wampirem. Będzie twoją
prawą ręką. Łatwo poskłada wszystkie fragmenty układanki, gdy zauważy, że nic
nie jesz i lubisz przebywać w ciemności. Jednakże… - podrapał się w brodę -
…nie sądzę by się od ciebie odwrócił. Ten człowiek jest …specyficzny. Zresztą
zrozumiesz, kiedy go poznasz. Martwi mnie inna rzecz.
- Jaka? –
spytała, gdy Alucard położył dłoń na jej szyi i przejechał kciukiem wzdłuż
linii jej szczęki. Nie odsunęła się, ani nie przerwała ich kontaktu.
- Bez picia krwi
i bez trumny będziesz tracić siły.
- Mam własną
– odparła hardo, a jej twarz nawet nie drgnęła, gdy to mówiła.
Alucard
przekrzywił głowę i pochylił się bliżej. Wysunął język i przejechał nim po jej
podbródku i wargach. Ona wciąż się nie poruszała. Jedynie zmrużyła lekko
powieki. Wampir zwyczajnie nie mógł się powtrzymać, kiedy Integra pokazywała tę
stronę siebie, która sprawiła, że chciał się rzucić do jej stóp. To plus
świadomość, że należała do niego, z wzajemnością. Dosłownie i w przenośni.
Skosztować krwi…ciała…jej samej…wciąż więcej…
- A więc… -
rzekł cicho, nie odsuwając się ani odrobinę, tuż przy jej twarzy, patrząc jej w
oczy – …prowadź mnie Sir Hellsing.
Integra w
odpowiedzi wysunęła swój język i przejechała nim po swojej górnej wardze, tam
gdzie przed chwilą był jego język, a w jej oczach na chwile zabłysła krwista
czerwień.
***
Lotnisko
Heathrow w Londynie. Samolot transportowy właśnie wylądował na szerokim pasie
lotniskowym. Pracownicy lotniska podbiegli do samolotu, od razu gdy zgasły jego
silniki. Otworzyli ładownie i zaczęli wypakowywać zawartość. Były to w
większości paczki, specjalne przesyłki z zagranicy dla firm, przedsiębiorstw
lub fabryk. Czasem żywność, czasem maszyny, ale także i mniejsze rzeczy.
Jeden z
pracowników, który był w środku bagażowni, starł pot z czoła i już miał podać
koledze na zewnątrz ostatni ładunek…ale zamiast tego krzyknął przestraszony.
Jego współpracownik wszedł na pokład, chcąc sprawdzić, dlaczego krzyknął.
- Co jest
Steve? Podawaj co tam jest dalej.
Mężczyzna o
imieniu Steve, nie mogąc wykrztusić ani słowa, wskazał drżącym palcem na
znajdującą się na samym krańcu luku bagażowego czarną trumnę.
- I coś się
tak wystraszył? Wyładowuj ją i już.
- To
nieboszczyków też transportujemy? – spytał drżącym głosem.
- Puknij się
w łeb. Pewnie jest pusta. Wiem że pracujesz tutaj dopiero od kilku tygodni, ale
pomyśl czasami logicznie, co?
Lekko
zawstydzony mężczyzna wziął trumnę i wyciągnął ją z samolotu. Była zaskakująco
ciężka, jak na pustą, ale nie chcąc się znowu wygłupić nic nie powiedział.
Następnie
pracownicy mieli załadować wszystkie przesyłki na ciężarówkę i przykleić do
nich adresy wysyłkowe. Kiedy nadeszła pora na ową trumnę, starszy pracownik,
zmarszczył brwi. Nie miał w formularzu żadnego adresu. Miał tam jedynie
napisane, aby zostawić skrzynię na lotnisko w spokoju. Ktoś sam ją odbierze.
Mężczyzna
wzruszył ramionami. Różne dziwactwa widział, odkąd tu pracował, ale coś takiego
zdarzyło się po raz pierwszy. Jednak szybko o tym zapomniał.
Załadowana
ciężarówka odjechała, a pracownicy rozeszli się do swoich zajęć, na przykład
odstawić samolot do hangaru. Zostawili trumnę pod ścianą sortowni.
Po kilku
minutach, kiedy najbliższa okolica opustoszała, wieko trumny zaczęło się powoli
przesuwać. W jej wnętrzu zaświeciły dwie pary oczu. Jedne czerwone, a drugie
niebieskie. Dwa wampiry wyszły z trumny.
- Myślałam,
że to się nigdy nie skończy – westchnęła Integra rozprostowując nogi – W
grobowcu spokojnie się mieścimy, ale ta trumna…ciaśniej tam być nie mogło.
- Inaczej się
nie dało – powiedział Alucard wychodząc z trumny za nią – Młode wampiry muszą
podróżować w trumnie, a mamy tylko moją pod ręką. Mogliśmy jechać tak, albo ja
ciągnąłbym ją z tobą w środku – ostatnie zdanie rzekł z nutką złośliwości.
Integra nie zgodziłaby się na takie poniżenie.
Wampirzyca na
chwile straciła czujność i pomyślała sobie, że przecież nie było tak źle. Taka
bliskość nawet jej się podobała, choć Alucard parę razy, by się podroczyć,
kładł ręce gdzie nie trzeba. Ale…chyba nie miała wtedy nic przeciwko…
- Hmm… -
wampir oczywiście usłyszał jej myśli - …możemy to powtarzać, jeśli takie masz
upodobania.
- Z dala od
mojej głowy! – Integra przeklęła się w myślach, że się zapomniała.
- Ty się od
mojej z dala nie trzymasz – wytknął szczerząc się i zamykając swoją trumną –
Myślisz, że nie czuje jak próbujesz się poprawić w umiejętności czytaniu moich
myśli?
Wampirzyca
zacisnęła zęby, lecz powstrzymała się od dalszej wymiany zdań. Rozejrzała się
za to dookoła. Był środek nocy, ale w powietrzu unosiło się mnóstwo mgły.
Widoczności dla ludzkiego oka prawie nie było. Aż się zdziwiła jak pracownicy,
którzy tu byli przed chwilą mogli swobodnie pracować.
- Ruszamy? –
spytał Alucard, stając u jej boku.
Integra
odwzajemniła jego spojrzenie. Nie była już zła, jeśli w ogóle wcześniej była.
Kiwnęła głową, a wówczas dwa wampiry rozmyły się w powietrzu.
***
Walter
wyszedł na zewnątrz posiadłości i zaczął zmierzać do bramy głównej. W rękach
trzymał jakieś dokumenty.
Gdy dotarł do
bramy, odwróciło się do niego dwóch strażników.
- To jest
raport z ostatnich działań – rzekł lokaj, podając im owe dokumenty – Podpiszcie
go na znak, że się tam wszystko zgadza - Owi strażnicy byli jedynymi, którzy
przeżyli ostatnią misję. Mężczyźni wzięli od niego ów raport, ale nie mieli
zamiaru do niego zaglądać. Walter wyjął z kieszeni długopis i go również podał.
Strażnicy
korzystając z pleców drugiego kolegi podpisali raport. Przeklinali coś tam pod
nosem, z powodu słabej widoczności. Zostawili na kartce ledwo dające się
odczytać parafki, ale to wystarczyło.
Lokaj odebrał
dokumenty i już miał się oddalić, kiedy nagle dojrzał w oddali jakiś ruch. W
mgle zaczęły formować się jakieś niewyraźne kształty.
- Co to? –
jeden ze strażników także to dostrzegł i już miał zamiar wyjąć broń, ale lokaj
powstrzymał go dłonią. Nie odrywał wzroku od tego zjawiska.
Po jego
lewej, we mgle zaczęła się wyłaniać postać potężnego mężczyzny, w powiewającym
długim płaszczu. Obok niego szła druga postać. Była niższa i poza jej własnym płaszczem
powiewały także jej długie włosy. Postacie były ukryte w mroku, ale oczy
wyższego osobnika świeciły niczym dwa czerwone punkciki w ciemności.
Postacie były
coraz bliżej, więc jeden ze strażników wyjął latarkę i oświetlił
nowoprzybyłych. Oni nie śpieszyli się zbyt mocno i powoli robili kroki w ich
stronę, aż wreszcie można było ich ujrzeć dokładnie.
Walter
rozszerzył powieki, był trochę w szoku przez to co miał przed oczami. Nie
wiedzieć czemu, ten widok był magnetyzujący i przerażający za razem.
Alucarda
rozpoznał od razu. Wampir nie zmienił się oczywiście ani odrobinę od czasu
kiedy go widział ostatni raz. Był w swoim standardowym ubiorze i ciągnął za
sobą jedną ręką swą trumnę.
Obok niego
kroczyła kobieta o blond włosach. Była ubrana bardzo po męsku. Koszulę miała
białą, a spodnie, marynarkę i długi płaszcz były w kolorze ciemnej zieleni.
Emanowała pewnością siebie i dojrzałością. W niczym nie odstępowała od Alucarda,
jeśli chodzi o zrobienie silnego wrażenia. Tej kobiety należało się obawiać
równie mocno jak króla wampirów obok niej. Było to czuć.
Oboje
zatrzymali się w niewielkiej odległości od kamerdynera. Pierwszy odezwał się
wampir.
- Witaj
Walter. Kopę lat… - lokaj zestarzał się widocznie przez ostatnie lata, lecz
jego duch nie zmienił się ani odrobinę. Ten shinigami wciąż miał sporo sił i
był niebezpieczny.
- To prawda.
Witaj w domu Alucardzie – Następnie Walter zwrócił się do kobiety, którą
ostatnio widział, jak była niemowlęciem – Niesamowicie panienka wydoroślała.
- Walter,
miło nareszcie cię poznać.
- To dla mnie
zaszczyt panienko Integro – lokaj skłonił się nisko przed kobietą – Witamy w
domu – w duchu Dornez zastanawiał się, jak Alucard tego dokonał, że ta mała
dziewczynka wyrosła na taką wojowniczkę.
- Chwila…ona…
ona jest…? – jeden ze strażników nie mógł najwyraźniej wyjść z szoku, gdy
zaczął sobie uświadamiać kogo ma przed sobą. Sądził że plotki o córce jego
szefa i najsilniejszym wampirze na świecie to zwykły mit.
- Jestem Integra
Fairbrook Wingates Hellsing – kobieta zwróciła się bezpośrednio do nich,
twardym jak stal tonem – Od dziś będziecie pracować dla mnie. Przejmuję tę
Organizację – uśmiechnęła się i to nie po to, aby dodać im otuchy. Ten uśmiech
pokazywał jej wyższość, a Walter na jego widok dostał nieprzyjemnego wrażenia,
że ten uśmiech jest podobny do…nie, że ona cała emanuje podobną aurą co Alucard.
- Walter –
lokaj drgnął, gdy Integra zwróciła się do niego – Powiedz wszystkim pozostałym
ludziom, pracującym dla Agencji, że ich przywódca, sir Hellsing powrócił.
Wampir
stojący za jej plecami zaśmiał się cicho, czym przyprawił dwóch strażników o
dreszcze i to bynajmniej nie z zimna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz