poniedziałek, 20 marca 2017

Hrabia i Hrabina - Rozdział 9



(Trochę scen będą pisane powierzchownie bo są identyczne jak w mandze i Ultimate. Jak nie znasz to … masz problem. Nadrób ;) Hellsing Ultimate i manga są zajebiste)
- Panie Walter…Co to ma być?
- Cóż, sądzę, że to trumna.
- Dobra, ale dlaczego stoi ona w moim pokoju?
- Takie było polecenie Sir Integry.
Młoda wampirzyca, Seras toczyła wojnę na słowa z kamerdynerem. Była zła, że jej łóżko zniknęło, a zamiast niego na podłodze stała drewniana skrzynia dla nieboszczyków!!! To jej się nie podobało.
- „Wampiry sypiają w trumnach”. Zacytowałem ją dokładnie – a lokaj walczył dalej i miał dobre argumenty
No dobrze, faktycznie była wampirem…chyba…wciąż nie mogła sobie tego ułożyć w głowie. Była już na kilku misjach eksterminacji tych dziwnych stworów i spostrzegła, że potrafi rzeczy, do których człowiek nie jest zdolny. To było takie nowe i trochę…przerażające. Ona się bała…czuła, jakby z każdym dniem traciła człowieczeństwo. Kawałek po kawałeczku. Coś się definitywnie kończy…
Jedyne co dobre to, to że nie była sama. Pan Walter może i był dziwny, ale jednak miły. Jej Pani, Integra Hellsing okazała się…taka jak ona. Obie były młodymi wampirzycami. Krótko po przebudzeniu Seras i Integra przeprowadziły rozmowę, w której Hellsing wyjawiła jej swoją historię oraz to dlaczego muszą utrzymać tajemnicą o tym czym jest. No i był również…
- Poza tym tego życzył sobie również Alucard.
Jej Pan, który zdobył jej szacunek i lojalność.
- Master? – Jeśli jej Pan tak chciał, to to zmieniało sprawę. Od przemiany czuła, że nie umie się Alucardowi sprzeciwić nawet jakby chciała. Instynkt jej mówił by słuchała go we wszystkim. Niewidzialna siła zmieniła ją w sługę. Być może była to moc stworzyciela nad swoim dzieckiem nocy.
- Tak – lokaj po raz któryś enty, przypomniał jej co nieumarły powinien robić. Pić krew i spać w trumnie – Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
Seras czuła skruchę, wiedziała że kamerdyner miał racje, lecz mimo to…Wówczas dobiegł ją dźwięk kroków, a czyjś wysoki cień pojawił się w drzwiach.
- Ty mały, słaby upierdliwcu – rzucił kąśliwe Alucard.
- Panie…
- Wybrałaś noc. Porzuciłaś dzień na rzecz nocy i teraz nie ma już dla ciebie odwrotu.
Wiedziała o tym, doskonale wiedziała ale…przecież to niemożliwe by tak łatwo pogodzić się z czymś takim. Mimo tych myśli, zachowała struchlałą minę.
Alucard był na swoją nową podopieczną coraz bardziej zdenerwowany. Hamowała swoją naturę z powodu głupich moralnych przesądów. Nie chciała tak łatwo zapomnieć człowieczeństwa. To się kiedyś i tak stanie, ale ona to przeciągała i to było irytujące. Przynajmniej na coś się przydawała. Na przykład naprawdę nieźle radziła sobie z likwidacją potworów.
Poza tym dzięki poszukiwaniu trumny dla Seras, wampir mógł (dzięki paru hipnotycznym sztuczkom użytych na pracownikach domu pogrzebowego) przemycić jeszcze jedną trumnę i skrzętnie ją ukrył przed okiem Dorneza. Rozwiązał w ten sposób, przy okazji, problem miejsca do spania dla Integry.
Co do niej, to sir Hellsing miała w tej chwili zebranie na górze. Grała swoją rolę w czasie, gdy on za chwilę miał otrzymać nową broń. Policjantka tak samo.
Nie przypuszczali, że tak szybko będzie im ona potrzebna.

***

Integra nie była pewna czy to skończyć, czy jeszcze się pobawić. Ci wszyscy starsi, wysoko postawieni, dziadkowie naprawdę myśleli, że mogli na nią wpłynąć i odrobine pokierować jej działaniami jak sami chcieli. Co ciekawe wszyscy oprócz Penwooda, ten siedział cicho.
Oczywiście ona tłamsiła ich argumenty jeden po drugim i była serio rozdarta. Powoli stawało się to nudne, ale ich postawy naprawdę czasami były zabawne. I mogło to jeszcze odrobinę potrwać, gdyby nie…
Nastąpił atak. Ich wrogowie w końcu ostentacyjnie ich zaatakowali. To już nie było wysyłanie Alucarda i policjantki do walki z wampirami, które ostatnio pojawiały się tak szybko jak grzyby po deszczu. Tym razem, aż dwa wampiry same przyszły do nich wraz z armią sług.
Integra wiedziała że jest nie ciekawie. Słyszała przez intercom jak jej ludzie ginęli w walce. Ona sama nie mogła walczyć nie ukazując swojej prawdziwej natury przy dwunastu członkach rządu. A to ich należało ochronić w pierwszej kolejności. Bez nich ten kraj byłby w rozsypce, w tak  ważnym momencie. Pewnie właśnie dlatego atak nastąpił właśnie teraz, gdy wszyscy byli tutaj, zgromadzeni w jednym miejscu. Jedyną opcją było więc wysłanie do walki Waltera, Seras no i oczywiście Alucarda. Tylko oni mieli jakieś szanse.
Nie mogła wyprowadzić tych ludzi z pokoju, droga została zablokowana przez ghoule. Jak doniesiono, wrogowie niemal przejęli budynek i zmierzali w jej stronę. Walter wraz z Seras zamierzali dostać się do niej przez wentylację i przejść do defensywy. Alucard zajmie się ofensywą. Cóż…na pewno będzie się dobrze bawił.
Tak łatwo jej nie dostaną. Dranie przyszli i teraz pożerali jej ludzi! Jeśli zostanie zmuszona…to rozerwie ich na strzępy nie licząc się z tym, że się ujawni. Muszą za to zapłacić! To miejsce będzie grobem tych śmieci! Nikt nie ujdzie z życiem!
***

- Ja idę do piwnic – rzekł Luke Valentine do swojego brata Jana, przez telefon. Po zabiciu kilku żołnierzy Hellsinga zamierzał zapolować na coś większego – Czas sprawdzić jaki to jesteś potężny…Alucardzie – zniknął za obrazem, nie oglądając się na pozostawioną po sobie rzeź.

***

- Wiem, że tu jesteś – wampir zszedł do podziemi posiadłości i teraz szukał swojego celu – Nawet jeśli próbujesz się ukrywać, to ja i tak wyczuwam twoją wspaniałą moc.
- Ukrywam się? – twarz Valentine zadrżała. Przed nim, niczym z mgły wyłonił się obraz potężnego wampira, siedzącego na dużym krześle, podobnym do tronu. Wyglądał jakby go wyczekiwał i rzeczywiście– Ani myślę się ukrywać. Zdążyłem się już zmęczyć tym czekaniem.
Luke podszedł bliżej „tronu” i lekko pokłonił się przed przeciwnikiem. Nie wyglądał na wystraszonego. Był pewny siebie.
- Poznanie cię to dla mnie zaszczyt, Wielki Alucardzie. Jestem Luke Valentine. Długo na to czekałem… - Jego poza zmieniła się, teraz był gotów do walki - …aby się z tobą zmierzyć.
„Pajac” pomyślał Alucard. Ciekawe ile mu zajmie załatwienie go. Przekonamy się. W każdym razie Casull i jego nowy Jackal będą mieli coś do roboty.

***

- Co… co do diabła?! – krzyknęła Integra, wychodząc z siebie. Widok własnych ludzi, zamienionych w ghoule nią wstrząsnął. Taki jakby…pierwszy znak porażki w jej życiu. Nie wiedziała jak na coś takiego zareagowałby człowiek, ale ona…nim nie była.
Furia i wściekłość ogarnęły jej ciało. Wstała z krzesła i zostawiła tych głupich starców za sobą. Ktoś chyba ją zawołał, ale nie była pewna. Miała to gdzieś. Twardo zmierzała w stronę ghouli, które teraz atakowały Seras. Wyjęła przypiętą przy boku szpadę, a jej oczy zalśniły czerwienią.
Policjantkę ogarnęły podobne emocje. Odezwała się w niej ta cecha, która kazała jej bić swoich kolegów z sierocińca. Tęczówki zaszły szkarłatem, a siła wzrosła.
W jednym momencie Integra ucięła jednemu stworowi głowę, gdy Seras rozerwała drugiego gołymi rękami. Nie było Sir Hellsing ani policjantki żółtodzioba. Były jedynie dwie młode wampirzyce w krwawym szale. Nienawiść przysłoniła im umysły, myślały tylko by zniszczyć wszystko na ich drodze.
***

Ranny Luke Valentine, z uciętymi nogami leżał u podnóża schodów. Nie było ani śladu po jego pewności siebie. Obecnie był roztrzęsiony i żałośnie przerażony. Przed nim potwór…demon…diabeł…nie było słów aby nazwać to monstrum!
- Rozumiem, czyli jednak jesteś taki jak cała reszta – Alucard był wściekły i rozczarowany. Tak dobrze się bawił, już myślał że ma przed sobą jakiegoś silnego przeciwnika, a tu takie ścierwo. Kolejne…A już cieszył się na długą walkę. Wystarczyło urwać mu nogi, a ten od razu… - Jesteś tylko bezwartościową kupą mięsa!!!
No Life King na moment stracił uwagę tym co go otacza. Poczuł w swoim umyśle wściekłość, ale nie swoją. Swą mógł kontrolować, ale ta była…zbyt silna. Sekunda wystarczyła, aby swoimi cieniami i wyostrzonymi zmysłami pojąć co się dzieje na górze. Nie było dobrze. Jak tak dalej pójdzie Integra ujawni czym jest tuż przed tymi staruchami!
- Pieprz się, zabawko Hellsing – krzyk tego słabeusza sprowadził go na ziemię – Co z ciebie za wampir, skoro jesteś pieskiem angielskiego kościoła…
- Zamknij się! – głos był mroczny i pełen nienawiści – Jesteś tylko…psim żarciem.
Demoniczny pies z wynurzył się z jego ramienia i rzucił się na swoją ofiarę. Rozczłonkował go swoimi kłami, po czym połykał, pochłaniał każdy kawałek. Krew rozpryskała się na ścianach, lecz żaden kawałek mięsa się nie zmarnował. Pies zjadł wszystko.
- A więc…nie byłeś niczym więcej. Przeklęty śmieć – a już dał się ponieść, myśląc, że ten drań jest silny i aż zdjął swoje ograniczniki – Już nawet jako człowiek byłeś tylko kawałkiem gówna. A teraz skończysz jako psie gówno.
Krew ze ścian spłynęła i została pochłonięta. Nie było już żadnego śladu po walce. Ograniczniki powróciły i Alucard wrócił do dawnej postaci. Myślał co zrobić.
Integra dała się w końcu pochłonąć przez swoją naturę, ale to nie był czas ani miejsce na to. Ona tego nie chciała, a więc i on tego dla niej nie chciał. Podobał mu się jej plan i chciał aby go zrealizowała, więc musiał ją powstrzymać zanim będzie za późno.
***
Krew ghouli może i nie była idealna, jednakże była krwią i kusiła. Normalnie byłoby to zbyt słabe, ale w tej chwili…jej umysł ogarnęły wampirze instynkty. Rozczłonkowała kolejnego potwora swoim mieczem. Krew trysnęła na jej ręce. Jej widok ją nęcił. Pojawił się głód…tak bardzo była głodna. Chciała się napić, piekło ją w gardle, a kły dziwnie swędziały. We wspomnieniach jej stworzyciela krew była tak dobra…chciała…tak bardzo pragnęła posmakować tego osocza. Wówczas będzie mogła niszczyć dalej. Już wysuwała czubek języka, gdy nagle…
„Integra!”
Głos Alucarda rozniósł się w jej głowie silnym echem. Znieruchomiała, zaprzestając swoich działań.
„Pamiętaj o swoim celu! Jesteś już daleko. Nie pozwól tego zrujnować przez żądze krwi. Masz siłę, aby to przezwyciężyć, sama tak powiedziałaś, pamiętasz? Nie zatracaj się, nie teraz. Nie chcesz tego, nie do tego dążysz!”
Oddech Integry, przed chwilą przyśpieszony, zaczął się uspokajać.
„Znam ten rodzaj furii, nie łatwo ją opanować, lecz można przenieść. Skup swą rządzę krwi na mnie…lub na tym co musisz zrobić…wiesz o czym mówię…o twoim zadaniu”
Oczy Integry wrócił do swojej błękitnej barwy. Udało jej się opanować, znów była sobą. Nie to co Seras, która wciąż szalała. Właśnie rozgniatała któremuś ghoulowi łeb o ścianę. Wampirzyca rzuciła miecz, podbiegła do niej i objęła od tyłu.
- Seras, przestań już, proszę…
Policjantka zadrżała raz, po czym uspokoiła się, czego znakiem był powrót jej niebieskich oczu. Z powrotem zaczęła drżeć, ale tym razem z powodu zrozumienia tego co zrobiła.

***
Jan, drugi z braci pokonany przez Waltera, został zlikwidowany przez swoich własnych ludzi, aby nic nie zdradził. Przed śmiercią jednak, zanim został doszczętnie spalony wykrztusił jedno słowo – Milenium. Następnie Integra ostentacyjnie podeszła do sir Ironsa i zabrała mu broń mówiąc, że musi ponieść odpowiedzialność i sama skrócić cierpienia swoich ludzi. Mężczyzna przyznał jej racje. Wyglądało na to, że nie zauważyli jej wampirzych ślepi, a jej wybuch zinterpretowali jako zwykłe wyładowanie gniewu, zrozumiałego w tej sytuacji.
- Zginęło w sumie 96 osób, przeżyło zaledwie 10 – następnego wieczoru w jej gabinecie, Walter podsumowywał ich straty – W tym ośmiu przeżyło, bo znajdowali się poza bazą. Krótko mówiąc z całego personelu przeżyliśmy tylko my dwoje, moja Pani.
- Nie dodałeś do tej liczby Seras i Alucarda.
- Ale oni i tak są przecież martwi – rzekł, tonem jakby to było oczywiste.
Integra zignorowała ukłucie złości. W końcu…też była martwa, czyli jedynie lokaj przeżył. Krótko przyznała mu racje.
Podsumowali swoje informacje o Milenium. Walter nie znalazł na ten temat nic konkretnego. Wiedział jedynie co to słowo oznacza, a mianowicie tysiąc lat. Jednakże Integra wpadła na coś innego. Pamiętała treść książek historycznych, które czytała oraz  mnóstwo opowieści Alucarda z tamtych lat…które dały jej wskazówkę.
- Nie…ono oznacza coś więcej. Nie pamiętasz, Walter? – wstała od biurka – Tysiącletnie Imperium. Grupa, która chciała osiągnąć tysiącletnią chwałę. Pół wieku temu – lokaj najwidoczniej zrozumiał, bo jego profesjonalna maska zniknęła – Hitler. Niemcy. Naziści…Trzecia Rzesza.
Ich wróg nabrał materialnej formy.
Kiedy Walter wyszedł, Integra przez dobrą chwilę stała bez ruchu, patrząc z góry na blat biurka. Krótko była sama, szybko wyczuła nową obecność. Alucard wyłonił się znikąd i stanął tuż za nią. Poczuła dziwną ulgę, wiedząc, że tu jest.
- Wiemy z kim walczymy, poznanie wroga to cenna informacja – kiwnęła głową, nic nie mówiąc. Wampir przybliżył się i ją objął, wciąż stojąc za nią. Jedną dłoń położył na jej dłoni. Ona ją obróciła i razem splątali swoje palce w silnym uścisku – To była walka, wojna wciąż trwa.
- Wiem. Alucard… - spojrzała w górę i napotkała jego wzrok. Poruszała ustami, ale nie była w stanie wyartykułować tego co chciała powiedzieć. A tyle jej leżało na sercu.
- Spokojnie, rozumiem co chcesz powiedzieć. Wiem jak to jest…przegrać bitwę – trwali tak przez chwilę, czerpiąc ukojenie ze swojej bliskości.
Integra w końcu odwróciła się do niego przodem i bez zwłoki przywarła do niego ustami. Samo objęcie to już było za mało. Słuchała jego rady, wyładowywała swoje instynkty na nim.
Całowali się z niewysłowiona pasją. Jak zawsze. Tym nie można było się znudzić, a bardziej uzależnić. Integra lubiła, kiedy ich kły o siebie zahaczały. Dzięki temu pamiętała, że są sobie równi. To ona przestała pierwsza, lecz nie przerwała ich uścisku.
- Nadszedł czas by skończyć te podchody. Tym razem my zaatakujemy. Wyciągniemy naszego asa z rękawa – uniosła ręce wyżej i oplotła je wokół szyi wampira – Czyli ciebie.
- Zniszczę ich dla ciebie, wiesz o tym – mówił hardym i głębokim tonem, nie przerywając kontaktu wzrokowego – Oni zostawili tu rzekę krwi. Ja zmienię ich w kupę szczątków i stworzę nie rzekę, a morze krwi. Wybije co do jednego…A to wszystko u twoich stóp. I na twoją cześć.
- Naprawdę kocham, gdy tak mówisz – wiedziała, że nie żartował i właśnie dlatego ta jego wizja wygranej wojny tak ją zachwycała.
- Tej nocy zrobię jeszcze wiele rzeczy, które kochasz – pochylił się niżej – My Lady.

***

Integra sięgnęła po nowe środki. Mimo iż podjęła decyzje, że teraz Alucard będzie walczył na głównej linii, to jednak wciąż był potrzebny ktoś na miejscu. Wykorzystała fundusze i wynajęła najemników. Teraz oni mieli pilnować bezpieczeństwa posiadłości. Ich szef, Pip Bernadotto nie bardzo chciał uwierzyć w istnienie wampirów, lecz wystarczyło parę pstryczków od Seras, aby zmienił nastawienie.
Obecnie ona sama nie była w najlepszym stanie, a to przez…wystawienie na światło dnia. Przyjechała do muzeum na spotkanie, na które nie mogła się nie stawić. Przyszła na spotkanie z przywódcą Sekcji 13 Iscariot – Enrico Maxwell. Tego, który wyjawił kłamstwa jej ojca.
Wysłał jej list. Nie mogła się nie przyjść, zachodziła w głowę o co mu chodziło, zwłaszcza, że nie pałali do siebie sympatią. Pamiętała co zrobił jego podwładny…
Niestety był piękny, słoneczny dzień, nie pochmurny jak wcześniej. Tak więc, czekając czuła coraz większa złość, czując jak światło tańczy wokół niej i kłuje niczym natrętne pszczoły. Nie było już tak źle jak kiedyś no, ale jednak wciąż irytujące jak cholera.
Nareszcie się zjawił, spóźniony, lecz jednak.
- Dzień dobry, wybaczcie, że kazałem wam czekać… - ten jego aktorsko wyćwiczony miły uśmiech był obrzydliwy. Integra nie dała się nabrać na tę sztuczność.
- Ani się waż podchodzić bliżej! Czego chce od nas Watykan? – Chciała szybko przejść do rzeczy i to skończyć.
- Nie przesadza Pani odrobinę? Czuje się tu niemile widziany. Może się przedstawię…
- Wiem kim jesteś Maxwell. Widziałam cię na zebraniu, kiedy przejmowałam władzę.
- Ach wtedy, gdy weszłaś niczym wielka panienka i wrzuciłaś pod swój pantofel cały rząd. Niby tak straszna, a ostatnio pozwoliła, aby wytłuczono tych jej heretyckich agentów.
- Coś ty powiedział?!
- Nie słuchałaś uważnie? – Maxwell przestał udawać, teraz ukazało się jego prawdziwe oblicze. Oblicze fanatyka – Ty protestancka świnio!
- „Świnio”? – za Integrą pojawiła się postać Alucarda, przechodzącego przez ścianę – Naprawdę nic się nie zmieniliście, Iscariot. Jak zwykle narzucacie własne prawa i najchętniej zniszczylibyście inne, równie głupie jak wasze, wyznania. Watykan naprawdę mało się zmienił przez te dwa milenia.
- Nosferatu Alucard – Enrico mało się przejął tym, że wampir się zjawił i tym co powiedział – Słynny zabójca Hellsing. A ostatnio nawet urocza niania. To pierwszy raz, gdy spotykamy się osobiście. Miło mi cię poznać, Alucardzie – ten człowiek nie miał granic jeśli chodzi o fałsz.
- Mnie również miło cię poznać Maxwellu, a jeszcze milej cię pożegnać. Przyszedłeś tutaj i nazwałeś moją Panią świnią… - wyciągnął spod płaszcza broń i wycelował w biskupa - …nawet nie myśl, że opuścisz to miejsce żywy. Zabije cię tu, gdzie teraz stoisz.
Integra nie zrobiła nic by go powstrzymać. Sama miała ochotę urżnąć łeb temu…
- Och, tak bardzo się boję. Jak można rozmawiać w obecności, tak straszliwego ochroniarza – Maxwell wyraźnie się naigrywał – Przybyłem tu porozmawiać, ale skoro tak…to może ja też wezwę swojego! Anderson!
„No pięknie, jeszcze tego brakowało” – Alucard i Integra pomyśleli dokładnie to samo.
Dobrze znany im duchowny wkroczył na scenę i miał taką samą ochotę na walkę jak i Alucard.
- Przejdź do rzeczy Maxwell i powiedz o co chodzi – tym razem Integra przejęła pałeczkę.
- Może…pójdziemy gdzie indziej – wreszcie było widać u biskupa niezręczność. Nie spodziewał się, że Anderson będzie aż tak poza jego kontrolą. Było widać, że ten go nie posłucha, nawet jak wyda rozkaz. Pałał taką samą rządzą mordu jak Alucard. Przecież mieli niedokończone sprawy…Oj chcieli sobie skoczyć do gardeł. A biskup nie chciał walki.
- Mów tu i teraz. Albo spuszczę Alucarda ze smyczy – wampirzyca nie żartowała, nie miała nic przeciwko ich walce, sama miała do Andersona urazę. Wykorzystała to, że nic nie szło zgodnie z planem biskupa. Jednocześnie ignorowała spojrzenie Alexandra…szukał u niej oznak bycia nieumarłą. Niech szuka, ona nie da nic po sobie poznać – Chyba wiesz, jak to się ostatnio u nich skończyło.
Alucard zaśmiał się cicho na jej plecami, na co Enrico zacisnął pięści.

***

Biskup okazał się jednak trochę użyteczny. Sprzedał całkiem dobre informacje o Milenium. Na przykład to że…od lat wielu ich członków ukrywa się w Ameryce Południowej. Zgodnie z ostatnim postanowieniem Integra postanowiła zaatakować pierwsza. Wydała tylko jedno polecenie.
- Znajdź ich i zniszcz
Alucard nie potrzebował nic więcej. Następnego dnia już był w samolocie wraz z policjantką i tym nowym, Bernadotto. Lecieli do Rio.
Gdy zameldowali się w hotelu, a najemnik umawiał się na następny dzień, aby rozpocząć śledztwo, Alucard zrozumiał że to nie będzie konieczne. Wyczuł coś i wiedział…że spodziewano się ich przybycia. Niedługo dadzą znać.

***

I faktycznie. W telewizorze, który przyniesiono do gabinetu Integry, wyświetlał się obraz hotelu, oblężonego przez policję. Milenium najwidoczniej miało wszędzie swoje wtyki i udało im się nasłać całe oddziały policji na Alucarda. Tylko po co?
Żeby zrobić widowisko na cały świat. Już się zaczęło. Wszyscy mogli obserwować jak jej wampir rozwiąże kwestię najazdu policji na hotel „by pojmać terrorystów”. Ona wiedziała jak on to zrobi. Czy mało razy jej powtarzał?
Jeśli coś stoi ci na drodze…zniszcz to. Nieważne czym wróg jest…zmiażdż go!
***
- Ale to … byli ludzie… - rzekła cicho Seras krocząc po kałużach krwi i miedzy zwłokami, wysłanego przed chwilą uzbrojonego oddziału. Nie było po nich co zbierać. Jej Pan ich nie oszczędził, rozerwał ich na strzępy, dosłownie.
- No i co?
- To ludzie!
- A co cię to obchodzi?! – ta mała już za bardzo działała mu na nerwy. Niech w końcu zrozumie czym jest! – Co cię obchodzi, czy ten kto do ciebie strzela się człowiekiem, czy nie?! Przyszli tu z własnej woli! Przyszli by pokonać i zabić, ale sami polegli. To wszystko i nic poza tym! I nikt nie zdoła tego zmienić! Nikt. Ani Bóg, ani diabeł, ani ty!
Dawno tak nie krzyczał, jeśli w ogóle. Nigdy nie stworzył wampira, którego …tak długo…nie opanowały instynkty. Czemu tak długo się upiera? Co w końcu ją złamie? Bo coś wreszcie musi, od tego się nie ucieknie. Ta mała jest silna na swój sposób. Jej przestraszony wyraz twarzy trochę go uspokoił. To nie tak ma być.
- Wszystko i nic więcej… - rzekł już spokojniej – Przezwycięż swój strach Seras! I wkrocz w ciemność za mną, jak daleko zdołasz.
***
Połączenie na linii specjalnej. Integra wiedziała już kto dzwoni.
- Kto mówi?
- Twój skromny sługa, Integro. Czekam na rozkazy.
- Co z nimi zrobiłeś? – spytała po to jedynie by Walter miał pewność. Ona wiedziała.
- Pozabijałem ich. Zniszczyłem ich wszystkich. Nikt nie uszedł z życiem. A więc Integro, czekam na rozkazy! Prawdopodobnie tamci mają policję w garści. Myślę, że to oni kazali mnie zaatakować. Ci których zabiłem i których jeszcze zabije są zwykłymi ludźmi. Pozabijam ich! Bez chwili żalu czy wahania! Zrobię to ponieważ jestem potworem, o czym wiesz od dziecka. Widziałaś i zrobiłaś swoje, ale co teraz uczynisz? Osoba, która trzyma broń i ją odbezpiecza to ja, ale to tak naprawdę ty pociągasz za spust. Co zamierzasz zrobić Sir Hellsing?
„Znowu to robi” – pomyślała Integra – „Nigdy nie przestanie się droczyć. Doskonale wie co zrobię. Po prostu lubi to słyszeć. Tak samo jak 8 lat temu na łodzi, czekał na mój rozkaz by zabić tego mordercę. Nic się od tego czasu nie zmieniło w tej kwestii. Dobrze więc…wydam taki rozkaz jakiego pragniesz”
- Już otrzymałeś moje rozkazy! Nic się nie zmieniło! Znajdź i zniszcz! Search and destroy! Zmiażdż każdą przeszkodę na swojej drodze! Nie uciekaj i nie próbuj się kryć! Masz ich otwarcie zaatakować! Masz ich zniszczyć! Nie zważaj na żadne przeszkody!
- Przyjąłem! – rozległ się śmiech w słuchawce. Wampir dostał czego chciał – Doskonale! Słowo się rzekło! Wspaniale! Wręcz czuje jak mi staje, Integro!
„Idiota jeden, Walter wszystko słyszy!”
- Wyłączam się. Obserwuj mnie, Sir Hellsing.
I rzeczywiście…nie minęło dużo czasu nim Integra mogła się cieszyć widokiem na ekranie sześciu policjantów wbitych na maszty przed hotelem, niczym na pale. Jakże to w stylu Draculi! To była wiadomość od niego – znak że i ona i on wiedzieli dokładnie czym on jest. Imię Alucard…to za mało.
A więc wojna się rozpoczęła. Integra cieszyła oko cieniem, jaki jej wampir rzucał na budynek. Ładnie robi co obiecał. Niszczy ich wszystkich, dla niej. I tylko na jej polecenie.

***

Bernadotto przydał się na coś i wysadził namiot z policjantami, a nawet załatwił helikopter.
Alucard pokonał swojego przeciwnika Alahambrę, lecz…informacje zdobyte dzięki wypiciu jego krwi potwierdziły przypuszczenia. To naziści…wojna…Chciał dalej zabijać, przez co na chwilę zapanowała nad nim melancholia.
- Zabiłem swoich wrogów i swoich przyjaciół. Zabiłem swój kraj. Zabiłem swoich ludzi. Zabiłem nawet siebie samego. Ale nieważne ile jeszcze będę zabijał, to i tak nie wystarczy…W końcu oboje dążymy do wojny, czyż nie? Majorze…

***

- Ten strojniś całkiem sporo wiedział – informował Alucard, swoją Panią przez telefon – Wchłonąłem jego wiedzę.
- Dobra robota. Zbliżają się obrady okrągłego stołu, zarządzane przez Królową.
- O, samą Królową? Poważna sprawa.
- Wracaj szybko. Będziesz musiał złożyć jej oficjalny raport.
- Przyjąłem. Integro…ta wojenna radość…czy ty też ją czujesz? – w słuchawce zapanowała cisza – Czy to cię ekscytuje? Czy też widziałaś jak ten płomień, zmienia wszystko w czerń i czerwień?
- Och, tak – z odległości, Alucard mógł się domyślać, że jego Integra się uśmiecha, w ten sam sposób co on.

***

- Minęło już dużo czasu, Wampirze – powiedziała Królowa, kiedy Alucard stanął przed jej obliczem – Pozwól mi spojrzeć w twoją twarz – Alucard uklęknął i pozwolił by starsza kobieta ujęła jego twarz – Ty naprawdę nigdy się nie zmienisz, co Alucardzie? Jednak ja zdążyłam się zestarzeć. Jestem jedynie więdnącą starą kobietą.
- Wciąż jesteś tą samą chłopczycą, co 50 lat temu. Nie, wierzę, że teraz stałaś się naprawdę piękną Królową.
Tymi słowami sprawił, że staruszka się uśmiechnęła.
- A tak między nami… - kobieta powiedziała to tak cicho, by tylko on mógł usłyszeć. Choć pozostałe wampiry na sali, Integra i Seras też coś tam dosłyszały - …Wychowałeś wspaniałą, silną i honorową Towarzyszkę.
- Dziękuję, wasza Wysokość – zrozumiał przekaz. Integra też, jedynie policjantka miała trudności.
- A teraz złóż swój raport, wampirze!

***

Seras spróbowała jeszcze raz zjeść ludzkie jedzenie. Jednak po jednej łyżce zupy, zaczęła kaszleć i było jej niedobrze. Nie tego chciała i potrzebowała. Było to…
Na stół przed nią ktoś rzucił worek z krwią. Aż oczy jej zalśniły na ten widok.
- Dlaczego nie chcesz pić krwi? – spytała Integra, podchodząc do policjantki. Nie tylko Alucard nie rozumiał postepowania tej dziewczyny. Ona sama również nie potrafiła zrozumieć Seras w tej kwestii. Nic ją nie powstrzymuje, a mimo to… - Już nigdy nie odzyskasz człowieczeństwa. Jesteś wampirzycą, Seras. Tak jak ja.
- Ja…wiem, ale… - policjantka zwiesiła głowę. Po chwili jednak spojrzała na młodą Hellsing i po małym wahaniu spytała, starając się nie mówić z wyrzutem – Pani też nie pije krwi.
- Mam swoje powody – czując, że to nie wystarczy westchnęła i kontynuowała dalej – Powstrzymuje się ze względu na pewien…cel. Gdy zakończę swoje zadanie tutaj nie zamierzam się powstrzymywać i dokończę przemianę tak, jak sobie to zaplanowałam. Czekam na ten, odpowiedni moment. Sama narzuciłam sobie te ograniczenia i ponoszę tego konsekwencje. Ty nie musisz tego robić.
- Nie muszę, wiem to ale… - wciąż miała jakieś „ale” – Czuję, że gdy to zrobię to coś się bezpowrotnie skończy.
Integra stała nad nią i obserwowała zagubioną dziewczynę. Zastanawiała się, czy gdyby żyła normalnym życiem to także miałaby takie myśli. Ale ona nie miała normalnego dzieciństwa, ani nawet odrobiny. Całe życie spędziła na zamku, na terenach zapomnianych przed Boga. Z królem nieumarłych u boku. To nie był żaden zamek z bajki. Każdy nazwał by go zamkiem z horroru. Tylko ona nie…to był ich dom. Mówiła „dom” na to miejsce, pomimo jego historii…Normalność jej nie dotyczyła i to w sumie…bardzo, bardzo dobrze.
- Czy Pani… - cisze przerwała Seras. Znów głos jej zadrżał, wahając się zadać pytanie – Czy Pani też…jak ja…chodzi mi o …
- Nie – przerwała jej krótko – Nie byłam umierająca jak ty, gdy Alucard mnie zmienił. Sama rozkazałam mu to zrobić.
- Dlaczego?
Jaka odpowiedź ją zadowoli? Chyba po prostu najprościej pójść na szczerość.
- Bo czułam, że to nieuniknione. Odkąd pamiętam, już jako dziecko chciałam być przy jego boku. Jedyne co dane mi było wybrać to moment porzucenia mojego ludzkiego życia i dokonałam tego. On jest…dla mnie wszystkim. Sługą, bronią, opiekunem, towarzyszem, rodziną…mężem. – uśmiechnęła się, widząc zaskoczoną reakcje Seras – Tak, mężem. Wiem jak to brzmi, ale patrząc z perspektywy naszego gatunku, wzięliśmy swego rodzaju ślub. Moja przemiana musiała zajść prędzej czy później.
- Zrobiła to Pani, bo go kocha… – niewinny umył Victorii wysunął najprostsze wytłumaczenie i interpretacje słów Integry. Najwidoczniej bardziej normalny człowiek dochodzi do takich właśnie wniosków, po takich słowach. I bardzo w stylu policjantki.
Integra nie skomentowała tego, jedynie przewróciła oczami. Zamiast tego, zdjęła rękawiczkę i ugryzła się we własny palec. Pojawiła się krew. Seras głośno przełknęła ślinę.
- Boisz się pić ludzką krew, rozumiem – powiedziała wolno sir Hellsing – A więc wampirza może być? Nie jest ludzka, ani nawet dziewicza, lecz to wciąż krew. Przy tej nie będziesz czuła wyrzutów sumienia? Wyliż tą krew, to rozkaz.
Seras wiedząc że nie ma wyboru…i że bardzo chce sobie ulżyć i wreszcie się napić… zaczęła wylizywać z palca wampirzycy jej krew. To przynosiła jej ulgę, jakiej od dawna chciała…i jednocześnie nie chciała.
- Nie śpiesz się Seras. Pij spokojnie – instruowała ją Integra – Mówisz, że boisz się, że coś się skończy, ale Seras…to już się skończyło. Zobacz co teraz robisz. To jesteś prawdziwa ty. Jako człowiek żyłaś jak człowiek. Teraz żyj jak wampir. Niech twoja natura wprowadzi cię w ciemność. I nie bój się więcej…ani ja, ani twój Master nie zostawimy cię samej.
Krew przestała lecieć, a ranka na palcu Integry zniknęła. Policjantka odsunęła się i połknęła ostatnie krople krwi. Nie zmieniły jej, to wciąż było za mało, lecz…
- Już lepiej, prawda?
- Tak…dziękuję.
- Przygotuj swój sprzęt – rzekła Integra, odwracając się i kierując do wyjścia z pokoju – Straciliśmy kontakt z naszym lotniskowcem, operującym na wodach, w pobliżu Walii. Prawdopodobnie została zaatakowany.
- Robi się!
Kiedy Seras została sama, zastanawiała się przez chwilę jak to jest się zakochać i ni stąd ni zowąd, przed oczami stanął jej obraz Pipa Bernadotto. Zamachała energicznie ręką by odgonić te myśli.
- Wynocha z mojej głowy!

***

- Dlaczego zmieniłeś Seras w wampirzyce? – spytał Walter, stojąc w piwnicach domostwa, przed obliczem Alucarda – To było do ciebie niepodobne. Dlaczego się na to zdecydowałeś?
- A dlaczego wziąłem na siebie rolę niani? Opieka nad niemowlęciem to także wbrew mojemu charakterowi – lokajowi to nie wystarczało. Czekał dalej – To nie była moja decyzja. To ona dokonała wyboru. Ona jest dużo ciekawsza niż się wydaje. Wszyscy jej towarzysze i przyjaciele zostali na jej oczach zamienieni w ghoule, a ona sama niemal zgwałcona przez wampira. A jednak pomimo tej grozy…podjęła ciekawą decyzję. Teraz trzeba jedynie czekać. Niedługo nie będzie miała wyjścia…i zacznie pić. Z pewnością zacznie…
Walter nadal się nie odzywał. Stał w tym samym miejscu, próbując dojrzeć oczy Alucarda zza szkieł jego okularów. Chyba to nie było wszystko po co tu przyszedł.
- Masz jeszcze jakieś pytania? – spytał, lekko złośliwie wampir.
- Taaak – rysy lokaja stężały – Przez telefon mówiłeś, że Integra wie że jesteś potworem już od dziecka. O co ci chodziło?
Alucard wyszczerzył kły, lecz nie roześmiał się w głos. Zastanawiał się czy opowiedzieć o pokazie, jaki urządził Integrze, kiedy miała 6 lat. Odrzucił ten pomysł.
- O wiele rzeczy… - nie mówił tego z poczuciem winy, o nie. Drażnił Dorneza tą tajemniczością. Specjalnie oczywiście.
- Zawsze chciałem wiedzieć…gdzie ją właściwie zabrałeś? – wcześniej nie mógł o to pytać, bo poznanie lokalizacji było wykluczone. Nie miałby wyjścia i gdyby mu kazano powiedział by o niej Arthurowi. Ale już mógł się tego dowiedzieć. Alucard nie powstrzymał tym razem chichotu, nie mógł się doczekać reakcji lokaja na te słowa.
- Do Rumunii – nie zawiódł się, Walter był wstrząśnięty – Okolice Transylwanii dokładnie.
- Niemożliwe…Oszalałeś?! Zabrałeś dziecko do zamku Dracula?!
- A czemu nie? Gdzie indziej mógłbym wrócić? – wampir mówił nienaturalnie spokojnie, czym jeszcze mocniej rozzłościł lokaja.
To trochę wyjaśniało – myślał Walter – Zamek Draculi miał straszną historię. Już samo to jak powstał…Oraz to co się w nim działo że przez te wieki.
- Ona wie Walter – ponownie odezwał się wampir. Jego słowa szokowały kamerdynera – Opowiedziałem jej wszystko. O tym zamku oraz o sobie. Dosłownie…wszystko.
Wszystko? Dornez był oszołomiony. Nawet Abraham van Hellsing ani jego syn Arthur nie wiedzieli wszystkiego o Alucardzie. Ich jedynymi źródłami informacji  o nim były kroniki historyczne. A i tam było wiele niewiadomych i niepotwierdzonych legend. Gdy wampir został sługą Hellsingów to można było go zwyczajnie zapytać, lecz Abraham uznał to już za nieistotne. Później Arthur podobnie, ale Walter podejrzewał że ciekawi go parę niewyjaśnionych kwestii.
A teraz on mu mówi że opowiedział wszystkiego dopiero... Dziecku? Tajemnice których odkrycie porzucili poprzedni Hellsingowie i które od lat badali historycy.
- Dlaczego jej powiedziałeś?
- Bo mnie zapytała.
- Ile...ile miała lat?
- Osiem
Osiem... Tylko osiem. Za mało, zdecydowanie za mało by pogodzić się z takimi okrucieństwami... A jednak to zrobiła. Jak mała Integra tego dokonała?
Walter znał kilka faktów z życia Vlada Palownika, które niemal na pewno miały miejsce. Np. to jak wojewoda Dracula pozbył się włóczęgów i żebraków ze swojej stolicy. Otóż urządził dla nich wielką ucztę, która trwała 3 dni. Gdy wszyscy byli pijani i nieprzytomni, Vlad kazał zabić salę deskami i spalić ją z nimi w środku. Nazwał to nawet miłosierdziem.
Albo słynne święto wielkanocne... Dracula uśmiercił wtedy, oczywiście przez wbicie na pal, większość swoich własnych bojarów. Jakby tego było mało, ich rodziny, żony i dzieci wysłał na roboty, do budowania jego zamku. Tego samego w którym żyła Integra. Prace były tak ciężkie, że nikt nie powrócił żywy. Ten zamek stoi na grobach wykończonych kobiet i dzieci.
Turcy kiedyś by zasiać trwogę, urządzili ucztę na polu po bitwie, wśród zwłok. Vlad poszedł krok dalej, szydząc z Turków. Jadł posiłek... Wśród lasu pali, z konającymi ludźmi.
Kiedy przybyła do niego delegacja z Turcji i nie chcieli oni zdjąć przed nim turbanu, kazał im je przebić do głowy. Na wojnie z nimi, przygotował dla Turków specjalne powitanie. Na drodze do stolicy ustawił cały las pali ze zwłokami. Ale nie takimi zwykłymi. To były pale, które zbierano od początku jego panowania na Wołoszczyźnie. Ten las pali ciągnął się kilka kilometrów. Niektóre zwłoki były w mocnym stanie rozkładu, na niektórych ludzie wciąż byli żywi.
Kiedyś Vlad podarował ludziom z miasta złoty kielich i ustawił go na rynku. Jego poddani tak się go bali, że nikt nie odważył się go ukraść przez lata, nawet po jego „śmierci”.
To wszystko i pewnie o wiele więcej musiała wysłuchać ośmioletnia dziewczynka. W dodatku przez samego sprawcę tych potworności we własnej osobie. A była to jedynie historia jego ludzkiego życia. Dochodziły jeszcze rzeczy, które uczynił jako wampir. Razem to było niepojęte. Dziewczynka zapytała, dowiedziała się o tym i…i…i nic?!
- Żebyś widział jak błyszczały jej oczy, kiedy to opowiadałem – Alucard przerwał jego myśli, tym iście zadowolonym tonem – Nawet nie drgnęła. Słuchała niczym w transie by na koniec czuć jedynie satysfakcje z tego, że „wie”. Potem chyba ze dwa tygodnie spędziła na czytaniu kronik historycznych dotyczących Wołoszczyzny za mojego panowania. A ja stałem obok i dopowiadałem lub prostowałem niektóre rzeczy.
- Powiedziałeś jej, że zabiłeś 1/10 własnego ludu? – Walter chyba wciąż nie dowierzał by po czymś takim dziecko chociażby nie zaczęło się bać. Chociaż tyle.
- Aż tyle? Możliwe, nie liczyłem – powiedział lekceważąco – Ale tak. Ile razy mam ci powtarzać? Nigdy nic przed nią nie ukrywałem. A ona nigdy nie oponowała na swój los, ani się ode mnie nie odwróciła.
- Stoi po twojej stronie, choć zgotowałeś jej…takie życie, w takim miejscu?
- Niesamowita jest, prawda? Aż zaczynam wierzyć w przeznaczenie, ponieważ to właśnie ona stała się moją Panią. Któż inny mógłby polubić życie na moim zamku? Moje uczynki nie miały dla niej większego znaczenia, jedynie poszerzyły jej obraz. Na naszą więź wpłynęło to wiążąco, bo nic nie znajdowało się już pomiędzy nami.
- Twoje uczynki? Twoje panowanie? – Walter wychwycił to krótkie słowo. To, że wampir mówił w pierwszej osobie o…jego postaci z przeszłości.
- Tak, moje. Czemu się dziwisz Walter? Vlad…Dracula…Palownik…Tepes…Kaziglu…Hrabia…No Life King…no i w końcu Alucard. To wszystko ja! – Alucard roześmiał się głośno, jakby powiedział coś niesamowicie zabawnego.
Lokaj stał, niczym wmurowany w ziemię i patrzył na śmiejącego się wampira. Zrozumiał prawdę i mimo iż był nazywany shinigami to poczuł strach.
Może i Alucard należał do Integry, odkąd ją uratował i wybrał na swoją Panią, lecz…
Ona należała do niego już od chwili, gdy wyjął ją z martwych ramion matki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz