Słońce
zaczęło właśnie chylić się ku zachodowi. Dzisiejsze, ostatnie jego promienie
padały właśnie na biurko Integry i na rozłożone na nim papiery. Dziewczynka przerwała
pracę na zaledwie kilka sekund, aby odwrócić się do tyłu i zerknąć na owo
zjawisko. Uśmiechnęła się w duchu. Nadchodził wieczór, niedługo Alucard się
wybudzi. Dziś jeszcze ani razu go nie widziała.
Po tej myśli
powróciła do zaniechanej czynności. Wiedziała, że im bardziej się skupi na
pracy, tym czas szybciej jej minie. Była w wyjątkowo dobrym nastroju. Jej
korepetycje niespodziewanie się dziś skróciły (sprawa prywatna nauczyciela),
więc może po skończeniu analizowania tych dokumentów, po raz pierwszy od
niepamiętnych czasów, będzie miała trochę czasu wolnego.
Już w głowie,
w podświadomości układała mały plan. Ostatnimi czasy Alucard, z braku zajęć dla
siebie, uczył ją strzelać. Stawiał trochę zbyt wysokie wymagania, jakie zwykły
śmiertelnik nigdy by jej nie postawił. Ale jej to właśnie pasowało. Dzięki temu
robiła szybkie postępy, a poza tym wampir nigdy nie traktował jej przy tym
lekceważąco. Mogliby właśnie dziś iść trochę poćwiczyć, dlaczego by nie? Była w
tym naprawdę coraz lepsza i czerpała pewną satysfakcje dzięki tym treningom.
Tej nocy mogli by to robić trochę dłużej…
Te coraz
bardziej podekscytowane myśli, zostały jednak bardzo nagle przerwane. Integra raptownie
wyprostowała się w swoim, wciąż nieco za dużym dla niej, fotelu i jeszcze raz
przeczytała trzymaną w dłoni kartkę papieru. I kolejny raz.
Powód, dla
którego tak skupiła się na owym dokumencie, nie było wbrew pozorom opisane na
nim jakieś nadnaturalne zdarzenie, wręcz przeciwnie. Zwykłe przypadki zaginięć,
które oglądała ona oraz policja londyńska każdego dnia, bez wyjątku. A
jednak…ta kartka wywołała w niej uczucie, które kazało jej zanalizować ją
powtórnie. Co najdziwniejsze, było to uczucie…deja vu.
Młoda
Hellsing miała silne przeczucie, że czytała już kiedyś podobny dokument. I to
nie tak dawno temu. Nie chodziło tu o sam fakt zaginięcia, a bardziej o
szczegóły.
Raport, który
studiowała, opisywał niedawne przypadki zaginięć w północnej części kraju. W
jednej wsi, tej samej nocy zaginęło troje ludzi. Dwie młode kobiety i mężczyzna
w średnim wieku. Każde zniknięcie w pewien sposób zostało wyjaśnione. Pierwsza
kobieta była jeszcze nastolatką i rodzice nie martwili się tym, że zniknęła.
Podobno nie był to pierwszy raz. Dziewczyna nieraz uciekała z domu i wracała
nawet po miesiącach. Teraz także byli pewni, że kiedyś wróci, jak pieniądze na
trawkę się jej skończą. Druga kobieta miała zapędy samobójcze. Jej zaginięcie
uznano za bardzo dobrą i udaną próbę pozbawienia się życia. Ostatnia osoba,
mężczyzna był znanym opijusem. Rankiem, dzień po jego zniknięciu, nad rzeką
znaleziono jego przemoczone spodnie. Mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że
pijaka spotkała w końcu kara boska i wpadł nietrzeźwy do wody, topiąc się.
Jednakże,
pierwszej zaginionej nigdzie nie widziano, nawet wśród jej znajomych. A ciał
dwóch pozostałych osób nie znaleziono. Tamtejsza policja jednak zaniechała
działań, wierząc w domysły reszty mieszkańców.
- Zaraz,
zaraz… - Integra wstała z fotela i prężnym krokiem zaczęła przemierzać gabinet
w tę i z powrotem. Jakby potrzebując ruchu do intensywnego myślenia.
Jedna wieś…ta
sama noc…trzy osoby zniknęły…dwie kobiety…jeden mężczyzna…ich wiek…przekonujące
dla mieszkańców wyjaśnienia…ucieczka…samobójstwo…wypadek…żadnych podejrzeń ze
strony policji…niby wszystko pasuje, ale…nie ma ciał…
Integra
zatrzymała się gwałtownie w miejscu. Niech ją cholera weźmie, jeśli w ostatnim
czasie nie czytała czegoś identycznego.
Dziewczynka
zacisnęła na sekundę dłoń na trzymanym raporcie z całej siły. Poczuła, że musi
działać. Szybkim i zdecydowanym krokiem wyszła ze swojego gabinetu. Kierowała
się prosto do wschodniego skrzydła posiadłości.
W końcu
dotarła do odpowiednich drzwi i natychmiast weszła do środka, bez pukania.
Starsza kobieta wewnątrz, aż zerwała się zza biurka na jej widok.
- Sir
Integra?! – była mocno zszokowana. Jej szefowa jeszcze nigdy tu nie zawitała,
odkąd zaczęła prace – Mogę w czymś pomóc?
- Tiffany,
muszę coś sprawdzić – odrzekła młoda Hellsing w stronę kobiety, jednocześnie
łapiąc się na myśli, że to imię nie pasowała do jej pracownicy. Tiffany
kojarzyła jej się z młodą, rozrywkową i popularną dziewczyną. Natomiast kobieta
przed nią była po pięćdziesiątce, w ogóle nie była ładna, a jej okulary na
nosie były nawet większe od okularów Integry. Ale za to jej pamięć, która była
niewiarygodnie dobra, była bardzo użyteczna dla pracy w tym miejscu.
- Oczywiście
– kobieta pospiesznie wyszła zza biurka i stanęła przed dziewczynką – Co mam
znaleźć?
Integra
rzuciła kątem oka przelotne spojrzenie w głąb pomieszczenia, w którym się
znajdowała. Było to archiwum. To tutaj znajdowało się wszystko. Każdy dokument,
raport, ważny papierek, jaki przeszedł przez jej ręce, ręce jej pracowników i
przodków, znajdowały się właśnie w tym pokoju. Nie było tego mało. To
pomieszczenie należało do największych w budynku. Niezliczone szafki z
szufladami ciągnęły się nieskończenie rzędami, dosłownie wszędzie. Zadaniem
Tiffany było to wszystko segregować, umieszczać w odpowiednim miejscu i odnajdywać
te wskazane. Potrzeba było do tego nie lada zorganizowania.
- Sama nic mi
nie szukaj – oznajmiła Integra – Wskaż mi tylko gdzie mam szukać wszystkich
raportów o zaginięciach na terenie kraju w ciągu ostatnich miesięcy. Resztą
sama się zajmę.
- Zaginięć? –
kobieta wyglądała na zdumioną.
- Tak,
zwykłych zaginięć. Żadnych morderstw, żadnych dziwactw. Po prostu zniknięcia.
- To będzie
tutaj – Tiffany poprowadziła dziewczynkę do rzędu szafek pod ścianą – W tych
szufladach są wszystkie sprawozdania policji na temat zaginięć w ciągu
ostatniego roku.
- Dziękuję
ci. Musze je sama sprawdzić – nie zwlekając dłużej, Integra zajrzała do
pierwszej szuflady i zaczęła szybko przeglądać każdy dokument. Nie wyglądała na
przejętą z powodu ilości materiałów do sprawdzenia. A była ich naprawdę ogromna
ilość.
Tiffany
przyglądała się z boku pracującej szefowej. Czuła się niekomfortowo, że nic nie
robi i nie pomaga.
- Może jednak
Pani pomóc, Sir? – zapytała po kilku chwilach. Dziewczynka już zdążyła
przeszukać jedną szufladę i zaraz brała się za następną. A to była tylko jedna
szafka z całego rzędu.
- Nie,
naprawdę… - Integra urwała gwałtownie, gdy otworzyła kolejną teczkę. Oczy jej
zalśniły niczym u kota, który zobaczył mysz – A właściwie…możesz coś zrobić.
- Służę. Co
mam zrobić?
- Poszukaj mi
jakiejś mapy – powiedziała, nie podnosząc wzroku. Odłożyła trzymany raport na
ziemię, obok tego, który sama tu przyniosła i powróciła do przeszukiwania
szuflady
- Mapy? –
Tiffany znów nie opanowała zdziwienia – Chodzi o mapę Londynu?
- Nie, mapę
Anglii – po chwili namysłu dodała – I może jeszcze poszukaj pinesek.
- Cóż…Zobaczę
co da się zrobić – Kobieta wyszła z archiwum, zostawiając dziewczynkę samą.
Powróciła po
kilku minutach. Przez to co zobaczyła, aż zrobiło jej się słabo. W ciągu tych
minut, młoda Hellsing zdążyła znaczną część podłogi wokół siebie zapełnić
rozłożonymi raportami. Już nie dwoma, a kilkunastoma. I wciąż przeszukiwała
kolejne szuflady, zostawiając tam istny chaos. Tiffany aż zadrżała na myśl, że
będzie to musiała wszystko segregować od nowa.
- Masz mapę?
– spytała Integra, nie zaprzestając swoich poczynań. Była całkowicie
pochłonięta swoimi działaniami.
- Tak, mam. I
pinezki – odparła słabym głosem kobieta, lekko unosząc w górę trzymane w
dłoniach rzeczy – Przepraszam, że pytam, ale…co Pani robi? – przyzwyczaiła się
już, że zwraca się do czternastolatki per „Pani”.
- Pracuję,
Tiffany. Wpadłam na coś…W każdym razie połóż mapę i pinezki na biurku i jedź do
domu. Na dziś już masz wolne. Wybacz ten bałagan. Pewnie zaraz zrobię jeszcze
większy. Jutro podeślę ci kilku ludzi, żeby ci pomogli zrobić z tym porządek.
- Dobrze –
kobieta wykonała polecenie, wzięła płaszcz z wieszaka i zaczęła przesuwać się w
stronę wyjścia – Dziękuję i …powodzenia – wyszła szybko, ostatni raz rzucając w
stronę pracodawczyni zdziwione spojrzenie.
Integra
tymczasem odłożyła odrzucone dokumenty z powrotem do szuflady. Podeszła do
biurka i wzięła przyniesione rzeczy. Rozłożyła mapę kraju na podłodze, a
pinezki ułożyła przy jej boku. Teraz miała już wszystko.
Niecałe czterdzieści
minut później, słońce całkowicie zniknęło za horyzontem. Dokładnie w tej samej
chwili, gdy na dworze zrobiło się kompletnie ciemno, w podziemiach posiadłości,
w jednej z komnat, z cichym trzaskiem otworzyła się trumna.
Alucard
otworzył oczy i powoli wyszedł ze swojej trumny. Rzadko chciało mu się
przesypiać całe dnie, ale gdy już to robił, czuł się w pełni sił. Tak jak
teraz. Odruchowo jego zmysły zaczęły chłonąć wszystko, co się działo w
domostwie.
Jego głowa
drgnęła nieznacznie, kiedy odkrył coś niecodziennego. Jego młoda Pani, nie
znajdowała się w swoim gabinecie, tak jak przypuszczał. Znajdowała się w
kompletnie innej części posiadłości. I była sama. Zaintrygowany potwór
natychmiast skierował swoje kroki do niej.
Nie krępując
się, przeszedł przez ściany, aż dotarł do swojego celu. Zobaczywszy co tam się
działo, zamarł. Dawno go tak nic nie zszokowało jak w tym momencie. Co prawda,
praktycznie nie bywał w archiwum, ale doskonale pamiętał, że było to bardzo
schludnie utrzymane miejsce. Cóż…już sprawy inaczej się miały.
W słabym
świetle lampy można było ujrzeć całą podłogę zasypaną papierami, teczkami,
wszystko porozrzucane w chaosie, który tylko jego kreator mógł ogarnąć. A w
samym centrum tego rozgardiaszu leżała rozłożona mapa Wielkiej Brytanii, a na
niej mnóstwo przyczepionych pinesek.
Integra
siedziała w środku tego wszystkiego, na klęczkach przy mapie. W jej prawej
dłoni ściskała jakieś papiery, które już niemal wypadały z jej ręki. W lewej
ściskała pudełko pinesek, w połowie już puste. Wzrok dziewczynki przeskakiwał z
niezwykłą szybkością pomiędzy kartkami, a mapą. Była tak skupiona na swoim
zajęciu, że aż nie zauważyła jego nadejścia. Zwykle od razu go wyczuwała, a
teraz nawet nie podniosła wzroku.
- Co ty
robisz? - zapytał wampir po dłuższej chwili, podczas której utwierdził się, że
jego Pani go nie spostrzeże dopóki się nie odezwie i nie zwróci jej uwagi.
Integra
właśnie przyczepiała kolejną pineskę do mapy, gdy w końcu zaalarmowana jego
głosem, oderwała się od pracy i spojrzała na niego.
- Alucard! -
zawołała, nie wiadomo czemu, strasznie ciesząc się na jego widok. Jej
niebieskie oczy zdawały się świecić silniejszym blaskiem niż żarówka lampy.
Alucard znał ten wzrok. To były oczy łowcy, drapieżnika, który złapał trop
ofiary.
- Czyżbyś… na
coś trafiła? – wampir uśmiechnął się, czując już przez skórę co się święci.
- Tak mi się
wydaje. Albo coś odkryłam, albo zwariowałam. Chodź i sam oceń. Potrzebuję
drugiej opinii – mówiąc to przesunęła się na bok, w stronę brzegu mapy, robiąc
mu miejsce.
Alucard bez zwłoki
przykucnął obok dziewczynki.
- To co my tu
mamy?
- Masz –
podała mu szybko jakiś plik kartek – To czytałam kilkadziesiąt minut temu.
Wampir
błyskawicznie zapoznał się z dokumentem. Ze zdziwieniem przyjął fakt, że nie
było tam nic interesującego czy wartego jego uwagi. A już na pewno nie
Organizacji Hellsing. Zwyczajne zaginięcia, w dodatku przekonująco wyjaśnione.
- Nuda,
prawda? – Integra odgadła jego myśli – A teraz zobacz to - podała mu już jakiś
inny raport – Ten otrzymałam kilka tygodni temu.
Alucard
przeczytał drugi dokument i … tu już jego reakcja była zgoła inna. Oczy
rozszerzyły mu się momentalnie z innego rodzaju zdziwienia.
Wszystko się
powtarzało! Jedyna różnica była w lokalizacji. Te najnowsze zaginięcia zdarzyły
się na wsi, a te sprzed tygodni w małym miasteczku. Ale wszystkie inne
okoliczności były identyczne. Tej samej nocy zniknęło troje ludzi, dwie kobiety
i mężczyzna. W obu przypadkach zaginieni byli w podobnym wieku (kobiety młode,
a facet w średnim wieku). Nawet wyjaśnienia ich zniknięcia były te same!
Ucieczka, samobójstwo i wypadek. Można było mieć wrażenie, że przeczytało się
dwa razy ten sam dokument, gdyby nie różnica w miejscu zdarzeń oraz imiona
ofiar.
- Intrygujące
– przyznał wampir – Nie wierzę w aż takie zbiegi okoliczności – oderwał wzrok i
zerknął na mapę leżącą przed nim – I widzę, że ty także nie.
- Ani trochę.
Przyszłam tu, aby to znaleźć, a potem szukać podobnych przypadków – zaczęła
tłumaczyć Integra – Co prawda nie znalazłam już czegoś dokładnie takiego samego, ale za to sporo podobnych. Na przykład
tutaj - wskazała palcem na jedną z wielu
kartek na podłodze – Wieś, dwa zaginięcia jednej nocy, dwie kobiety,
wyjaśnienie: wypadek i ucieczka. Nie znaleziono ciał.
- Czyli te
wszystkie dokumenty są sprawozdaniami ze spraw zaginięć, które wydają się
wyjaśnione, ale zaginionych, ani ich ciał, nie odnaleziono. Poza tym ofiary
mają podobne cechy jak wiek, a pozorne wyjaśnienia się powtarzają.
- Dokładnie.
Tyle, że… tego jest za dużo! W kraju codziennie ktoś znika. Jeśli ktoś stoi za
tymi ostatnimi zaginięciami, to bardzo trudno oddzielić jego ofiary od
normalnych zniknięć. Jeśli można tak to nazwać. Skąd mam wiedzieć, czy sprawa,
o której czytam to sprawka owego porywacza, czy rzeczywiście ofiara uciekła z
domu. Albo czy może tylko jedna z tych dwóch lub trzech osób naprawdę np.
popełniła samobójstwo, a pozostałe zniknięcia upozorowano?
- Wydawałoby
się, że to niemożliwe do rozstrzygnięcia.
- Dlatego
właśnie zaznaczam miejsca zdarzeń na mapie – dziewczynka mimowolnie dotknęła
rogu mapy – Miałam nadzieję, że może dostrzegę jakiś wzór, ale na razie jest
tego za dużo i widzę jedynie wielki chaos. Żadnego porządku, wzoru. Nic!
Alucard
skupił swój wzrok na mapie. Maleńkie główki pinesek zaczęły tańczyć i świecić w
jego umyśle. Oświecenie przyszło szybko, niemalże instynktownie. Wiedział, że
jego Pani również by na to wpadła, lecz po jakimś czasie. Ludzkie możliwości są
niekiedy ograniczone. On już widział wyraźnie.
- Tak by się
mogło wydawać – wymruczał zadowolony – Stawiam tezę, że rzeczywiście
zaznaczyłaś za dużo miejsc. Już widzę, które to prawdziwe zaginięcia, a które
miały jedynie tak wyglądać. Pomyliłaś się jedynie w kilku.
- Skąd wiesz?
Co zauważyłeś? – spytała szybko, poruszona.
Wampir w
odpowiedzi odczepił od mapy kilka pinesek. W jego zdaniu były to przypadki tych
„normalnych” zaginięć.
- Zobacz
teraz – rzekł, kończąc swoje dzieło.
Integra przed
dłuższą chwilę nie potrafiła zauważyć różnicy. Nie przyznała się jednak, to by
uwłaczało jej dumie. Z uporem gapiła się w mapę, poszukując wzoru. Jej sługa
jej nie przerywał, spokojnie czekał, aż na to wpadnie.
Minęły 2,
może 3 minuty, aż w końcu to zobaczyła. Udało jej się dopiero wówczas, gdy
zaczęła w wyobraźni łączyć zaznaczone kropki na mapie. Kropki, czyli główki
pinesek. To jej dało pełen obraz.
- To litery!
- Wykrzyknęła triumfalnie – Dwie litery, prawie że nałożone na siebie. Jest
cała duża litera „R” oraz niedokończona „H”.
Co prawda
literki były nieco krzywe, ale ich kształt nadal przypominał znane im znaczki.
Litera „R” była mniej więcej na środku wyspy, a niedokończone „H” odrobinę wyżej,
na północy. Znaczki były niemalże nałożone na siebie, przez co trudno było je
oddzielnie rozpoznać. Oraz przez tą lekką krzywość w liniach rzecz jasna.
- Porywacz
działa wedle wzoru – kontynuowała dziewczynka – Wybiera sobie jakąś literę na
chybił trafił, a potem podróżuje wzdłuż ich linii i poluje w miastach i
wioskach, na które trafia po drodze. Tyle że jest jeden problem dla nas…
- To za mało
dowodów, aby stwierdzić, że sprawcą zaginięć jest wampir – dokończył za nią
Alucard – Nie mamy żadnych okaleczonych zwłok, pozbawionych krwi. Każde
zaginięcie ma wiarygodne wytłumaczenie. Naszym najlepszym argumentem jest fakt,
że ciała nigdy nie zostały odnalezione.
- Wbrew
pozorom nie tak łatwo sprawić, żeby dorosłe ciało człowieka zniknęło bez śladu.
I to aż tyle razy, w różnych miejscach. Czasami w tłumnym mieście – Integra i
jej sługa idealnie podążali za swoim tokiem rozumowania – Wampir ma to
ułatwienie… i jednocześnie utrudnienie… że może wziąć ciała ze sobą. Jako
ghoule, czy nowe wampiry. Gdyby mu przeszkadzały, mógł je zabić. W końcu
zmieniały by się w proch po pewnym czasie. Zwykły proch, znikałyby bez śladu.
Integra i
Alucard, wiedząc już jak działał ich poszukiwany, zaczęli wszystko segregować. Raporty
z zaginięć, które nie pasowały do wzoru, złożyli i odłożyli na swoje miejsce.
Natomiast te, które pasowały, zaczęli układać chronologicznie.
Odkryli
dzięki temu coś interesującego. Na początku, ginęła zawsze tylko jedna osoba na
konkretne miejsce. Jedna, młoda kobieta. Wybierano jedno z trzech, użytych już
wytłumaczeń. Ofiary wybierano po dokładnej selekcji, aby uwierzono w powód ich
zniknięcia, czyli wypadek, ucieczka lub samobójstwo. Ponad połowa ataków
porywacza tak wyglądała.
Potem coś się
zmieniło. Zaczęły znikać po dwie osoby, a dokładnie dwie kobiety. Musiano
wybierać po dwa wytłumaczenia losowo. Następnie częstość ataków powoli
zwiększała się, aż w końcu w ostatnich dwóch miejscach zaginęło aż troje ludzi.
Do schematu dołączył mężczyzna w średnim wieku. Nie było wyboru, musiano użyć
wszystkich trzech wytłumaczeń, przez co wreszcie działania sprawcy zostały
zauważone. Porywacz widocznie starał się wcześniej, aby te same wymówki na
zniknięcia ludzi nie powtarzały się pod rząd. Nigdy nie zdarzyło się, aby jego
ofiary dwa razy, jedna po sobie, ulegały wypadkowi. Powód dla którego to robił,
był nieznany.
- To już
drugi argument przemawiający za tym, że to wampir – rzekł Alucard po drobnej
wymianie owych uwag – Coraz więcej ludzi znika. Krwi nie wystarcza już dla
jednego. Stworzył sobie towarzyszy i trzyma ich przy sobie, a oni także muszą
pić.
- To brzmi
logicznie. Tylko dlaczego… - młoda Hellsing urwała nagle, uderzona przerażającą
myślą. Aż przeszedł ją dreszcz – Boże… gdyby nie zaczął zwiększać liczby ofiar…
możliwe, że nigdy nie trafilibyśmy na jego ślad!
- Najpewniej
tak, niestety. Na szczęście popełnił błąd.
„Kretyński
błąd” – dokończył w myślach wampir – „Jakim cudem ktoś, kto był taki ostrożny,
uważnie dobierał ofiary, był na tyle mądry i rozsądny, aby opracować plan, który
mógłby mu zapewnić długi żywot bez zwracania na siebie uwagi, nagle zaczął
postępować tak głupio?! Geniusz i idiota naraz!”
- Trzeba go
dorwać – rzekła Integra z mocą – Znamy wzór. Możemy przewidzieć, gdzie uderzy
następnym razem. A wtedy będziemy czekać. Ty go zabijesz.
Dziewczynka
spojrzała na wampira i napotkała jego wzrok. Patrzył na nią.
- Pamiętasz…
prawda? To co mi obiecałaś.
Integra
mimowolnie się wyprostowała i wzięła głęboki wdech.
- Trudno by
było zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam i niczego nie cofam. Pójdę tam z tobą.
Pojedziemy tam i zniszczymy go razem.
Alucard
uśmiechnął się w swój psychopatyczny sposób. Zadowolony był nie tylko z postawy
swojej Pani. Był także szczęśliwy, gdyż po tylu latach nareszcie czekała na
niego walka. Zbyt długo był w stagnacji. Czas się rozruszać i zapolować na coś
większego niż ludzie. Czas na eksterminacje wampira! Nie mógł się już doczekać
tego, co mu zaserwuje… Żadnego hamowania, żadnej litości. Jedynie zniszczenie i
mord. Potwór wyjdzie na wierzch ponownie.
I Integra to
wszystko zobaczy. Wówczas wszystko się okaże… Jego obawy albo znajdą
potwierdzenie, albo rozwieją się na zawsze. Czuł na tę myśl lekki niepokój,
lecz wizja zniszczeń, krwi i zabijania, jakie na niego wkrótce czekały, spychała
owo uczucie na bok, zastępując ekscytacją.
Nagle drzwi
do archiwum się otworzyły. Stanął w nich Walter, z nieco zaniepokojoną, ale i
zaciekawioną miną. Wyraz twarzy zmienił mu się gwałtownie, kiedy ujrzał te
wszystkie rozrzucone papiery na podłodze wokół mapy. Co prawda kilka raportów,
które zostały odrzucone wróciło już na swoje miejsce, ale to co zostało nadal
było ogromnym bałaganem. Nie wspominając o mapie i pinezkach oraz dwóch
osobnikach w samym centrum tego huraganu.
- Dobry Boże!
Sprzątanie i segregowanie tego zajmie wieczność!
Alucard i
Integra poczuli się jak dzieci, które rodzic przyłapuje na grzebaniu w słoiku z
ciasteczkami.
- Ktoś mi
wyjaśni co tu się dzieje?
Wampir i
dziewczynka uśmiechnęli się do siebie konspiracyjnie.
- Dzieje się
i to dużo – Integra zabrała głos – Hellsing ma misję do wykonania.
***
- Rozumiem,
więc tak to wygląda.
Wszyscy troje
znajdowali się w gabinecie Integry. Dziewczynka siedziała za biurkiem, z rękami
ułożonymi pod brodą. Alucard stał przy jej boku. Walter natomiast stał
naprzeciwko nich, wyglądał na głęboko zamyślonego. Oboje właśnie skończyli
relacjonować lokajowi ich dzisiejsze odkrycia.
- Chyba to
nie jest tylko moje zdanie, że…
- To wcale
nie musi być wampir. Jest to prawdopodobne, lecz niepewne – Integra dokończyła
myśl Dorneza.
- Musimy
działać bardzo ostrożnie. Sprawdzimy i załatwimy to dyskretnie – doradził
Walter.
- Następnym
celem będzie wioska. I to już niedługo. Wysłanie tam całego oddziału, zwłaszcza
gdy nie jestem pewnie swego oraz nie znamy lokalizacji jego kryjówki, jest
wysoce niewskazane – powiedziała Integra.
- Dlatego
tylko ja się tym zajmę – po raz pierwszy Alucard zabrał głos – Lepiej zbytnio
nie zwracać na siebie uwagi. Upewnię się czy to wampir za tym stoi i
wyeliminuję cel.
- Jeśli to
wampir to najpewniej nie przebywa stale wśród ludzi – zauważył lokaj – Zbyt
często zmienia miejsce pobytu. Nie ma stałej kryjówki. Ofiary znikają bez
śladu, musi je zabierać poza ich teren, gdzieś na obrzeża i tam dokańcza
dzieła. Jest strachliwy, woli być niewidoczny.
- Więc będzie
gdzieś w pobliżu granic tej wsi. Alucard? – dziewczynka odwróciła swój fotel w
jego stronę, tak by móc mu spojrzeć w twarz – Dasz radę go wyczuć?
- Jeśli to
mój pobratymca, to bez problemu. Przejdę cały okoliczny teren. Znajdę
porywacza, nie mam wątpliwości.
Integra
kiwnęła głową, kontent z odpowiedzi. Była niezwykle zadowolona i
usatysfakcjonowana tym, że cała ich trójka tak świetnie współpracuje i ich
myśli idą tym samym torem. Poza tym, wiedziała, że stoi w obliczu wyzwania, ale
nie denerwowała się tym tak silnie jak sądziła. Była silnie nastawiona na
wypełnienie zadania jak najlepiej potrafiła. Nie tylko dlatego, że to pierwsza
misja, którą jej powierzono jako dowódcy. Każdą następną także zamierzała
wykonać z tą samą determinacją.
- Wyjedziemy
jutro – zadecydowała sprawnie – On już
tam pewnie jest i szuka kandydatów na ofiary. Powinniśmy go znaleźć w jedną,
najwyżej dwie noce. Im szybciej tym lepiej. Musimy zapobiec zaginięciu
następnej trójki ludzi. Dobrze, że to weekend, nie muszę odwoływać korepetycji.
-
„Wyjedziecie” ? – Walter zwrócił uwagę na użytą liczbę mnogą oraz wzmiankę o
korepetycjach – Panienka także jedzie?
Integra ponownie
kiwnęła głową. Udawała, że to nie było nic nadzwyczajnego. Jednocześnie czuła,
że jej wampir bacznie ją obserwuje. W tym przypadku też starała się udawać, że
tego nie dostrzega.
- Mogę spytać
skąd ta decyzja? – pytanie Dorneza było wypowiedziane iście normalnym i
zwyczajowym tonem, bez nutki emocji. Najwyraźniej nie był zaniepokojony, czy
chcący wybić jej ten pomysł z głowy. Szybko przyjął to do wiadomości i po
prostu był ciekawy.
- Ten
pierwszy raz muszę… nie, chcę zobaczyć na własne oczy.
Walter
dobrych kilkanaście sekund wpatrywał się w niezachwianą i zdecydowaną postawę
swojej Pani. Wiedział, że nie miał nic do gadania i chyba… domyślił się przyczyny
jej dołączenia do Alucarda, podczas tego zadania. Było to widać w jego
spojrzeniu, które na moment zatrzymało się na wampirze. Jego badawczy wzrok
rejestrował wszystko.
- Rozumiem. W
takim razie wszystko przygotuję. Mam… to przynieść?
Alucard był
zbity z tropu. Po raz pierwszy w konwersacji nie wiedział o co chodzi i
najwyraźniej sprawił swoją dezorientacją małą, złośliwą satysfakcję u swojej
Pani.
- Tak,
przynieś. Dziękuję, Walter.
- Co ma
przynieść? – spytał wampir, gdy tylko kamerdyner wyszedł z pomieszczenia.
- Zobaczysz –
Integra wstała z fotela i z uśmiechem na ustach zaczęła okrążać swoje biurko –
Pamiętasz? To było cały rok temu, gdy poprosiłeś mnie, bym ci towarzyszyła
podczas naszej pierwszej eksterminacji wampira.
- Pamiętam
doskonale każdy dzień od chwili, gdy mnie uwolniłaś.
Błękitne oczy
dziewczynki zalśniły na te słowa, ale nie skomentowała tego.
- Dałeś mi
wtedy trochę do myślenia – mówiła dalej – Pomyślałam, że wyjdę naprzeciw twojej
prośbie. I pokażę ci przy okazji jaki mam do niej stosunek. Dlatego właśnie
wykonałam pewne zamówienie. Od dawna jest gotowy i czeka na ciebie. To mój
prezent ode mnie.
Wyraz twarzy
Alucarda zmienił się na wysoce zaintrygowany.
- Doprawdy?
Poczekali
kilka minut, aż w końcu do gabinetu wrócił Walter. W dłoni trzymał metalową,
prostokątną walizeczkę.
- Wybaczcie,
że musieliście czekać. Proszę Alucardzie. Jak sądzę, ta zabawka powinna spełnić
twoje standardy – mówiąc to, lokaj otworzył walizkę, prezentując pozostałej
dwójce jej zawartość. W środku leżał duży, srebrny pistolet o wyjątkowo długiej
lufie – Oto Casull 454. Kaliber 13 mm. Na tyle ciężki, że jedynie ty jesteś w
stanie się nim posługiwać. Broń stworzona tylko dla ciebie.
Alucard
wydawał się zachwycony. W uśmiechu nawet pokazał kły. Bez wahania, ale też
niespiesznie, aby uczynić chwilę uroczystą, ujął pistolet w swoją prawą dłoń.
Leżał idealnie.
- Jest
wspaniały. Idealna robota – ocenił, udając że mierzy z pistoletu w przestrzeń.
- Dobrze, że
ci się podoba – powiedziała Integra, także zadowolona z powodu reakcji swojego
Sługi – Już znasz moje zdanie. Nie będę cię powstrzymywać, a wręcz ci pomogę.
Bo w końcu… najlepsza broń Agencji nie może sama być bez broni, nieprawdaż?
- W rzeczy
samej – zgodził się wampir, zerkając w jej stronę – Dziękuję, my Master –
powiedziawszy to przybliżył broń do swojej twarzy, jakby chciał się jej bliżej
przyjrzeć, choć przecież widział doskonale. Odbicie jego czerwonych ślepi
zalśniło na Casullu – Następnej nocy zamierzam z niego zrobić użytek. Dobrze go
jutro wykorzystam. Dla ciebie Integro, rozerwę twych wrogów na strzępy.
***
Howard trząsł
się na całym ciele. Wszystko było nie tak. Wszystko się sypało. Kontrola nad
zdarzeniami wymykała mu się z rąk, w zastraszającym dla niego tempie. Nie
przewidywał tego. Był przerażony i nie potrafił tego ukryć.
- Długo
będziesz to przeżywał? Jesteś żałosną imitacją wampira. Najtchórzliwszy mistrz
świata. Nie będę go już tak nazywać!
- Wystarczy
Emily. Najlepiej go ignorować. Szkoda nerwów.
Howard powoli
uniósł wzrok z ziemi. Wystarczyła sekunda, aby znów przeraził się tym widokiem,
więc ponownie spojrzał na własne stopy. Choć może źle to jest ujęte. Przeraziła
go nie sama sytuacja, co raczej fakt, że miała ona miejsce.
Znajdował się
przed swoją kryjówką, czyli przed drewnianą chatką, kilka kilometrów od pewnej
wioski. Zewsząd otaczała ich ogromna polana na której… dwa wampiry właśnie
ucztowały. Emily i David, nowe wampiry odłączyły się od niego tej nocy, kiedy
on szukał kandydatów na ofiary, a gdy wrócił zastał okropny widok. Jego
towarzysze zwabili w to miejsce liczną grupkę młodych ludzi, chcący się zabawić
z ludźmi z wielkiego miasta. Obecnie żaden z nich nie był w na tyle dobrym
stanie by stać lub nie jęczeć z bólu. Dwa wampiry po kolei podchodziły do nich
i wysysały z nich krew. Ciała niedługo potem powstawały same, przemienione w
ghoule. Nic dziwnego, ta młodzież marzyła o rozrywkowym życiu, więc dziewictwo
się ich nie trzymało.
- Złamaliście
zasady – wycharczał Howard, bezsilnie się temu przyglądając – Mieliśmy je
starannie wybierać. I tylko po jednej na osobę.
- To twoje
zasady, nie nasze – rzekła Emily, odrywając na chwilę kły od szyi swojej
ofiary. Krew skapywała jej z brody – Sam je sobie stosuj sztywniaku, my mamy
już tego dość. Będziemy robić co chcemy. Nikt nam nie będzie rozkazywał.
- Właśnie!
Jesteśmy nieśmiertelni. Co nam niby może zagrozić?
Starszy
wampir załamał ręce po usłyszeniu tych słów. Ukucnął i objął nogi rękami, w
obronnym geście niczym dziecko.
„Co ja
narobiłem?” – myślał Howard – „Czemu nie uczę się na własnych błędach? Dlaczego
ich stworzyłem wbrew zasadom? Nie posłuchałem Elizabeth… Jak mogłem znów być
takim głupcem? Sam na siebie sprowadzam zagładę. Już po mnie. Gdybym mógł
cofnąć czas… A tak dobrze szło”
Po
przyjeździe do Anglii, Howard był zdeterminowany, aby przeżyć i zamierzał
kropka w kropkę wykonywać instrukcje otrzymane od Mistrzyni. Na początku
wykonywał je bez szemrania. Działały idealnie, nikt na niego nie zwracał uwagi.
Polował bez strachu, pierwszy raz od bardzo dawna. Znów czuł się jak wampir,
niezwyciężony. Aż w końcu wykonywanie w kółko tych samych instrukcji… zaczęło
go nudzić.
Poczuł się
samotny. Przez ostatnie sto lat nigdy nie był sam. Więc, kiedy ujrzał
młodzieńca, który wyglądem tak bardzo przypominał mu Edgara, jego poległego
przyjaciela, to postanowił go przemienić bez zastanowienia.
Od tamtej
nocy… nie było dnia by nie żałował swojego czynu.
David może i
był podobny do Edgara, ale tylko z wyglądu. Zbytnio ulegał instynktom, a poza
tym należało teraz szukać po dwie ofiary. Co prawda Elizabeth w swych zasadach
pozwoliła mu na stworzenie towarzysza, lecz dopiero za wiele miesięcy. A jej
wskazówki co do wyboru nowego wampira nie mogły się bardziej różnić od opisu
Davida. Nie ulegało wątpliwości… złamał zasady z sentymentu, nie mógł już na
nią liczyć.
Niedługo
potem David przyniósł do niego Emily i kazał ją zmienić pod groźbą, że
przestanie przestrzegać jego reguł. Uległ groźbie i zmienił dziewczynę. Okazała
się jeszcze gorsza niż David, bardziej buntownicza. Z miejsca przejęła jego
rolę lidera i teraz rządziła. I miała w dupie reguły. Była bezmyślnym, okrutnym
krwiopijcą, a David wolał podążać za nią, niż za nim. Z Emily nie musiał się
powstrzymywać. Pierwsze dwa polowania nawet się powiodły, ale teraz… wszystko
szlag trafił.
- Co ja
zrobiłem? Co ja zrobiłem? Co ja narobiłem? – powtarzał niczym mantrę, w trakcie
gdy dwa wampiry pozbawiały życia kolejne osoby.
Instrukcje
diabli wzięli. Teraz ich polowania zostaną zauważone. Wyślą łowców…
Najgorsze
było to, że nie wiedział co ma dalej robić. Czuł jedynie pogardę i nienawiść do
samego siebie, że popełnił te idiotyczne błędy. Praca Elizabeth poszła na
marne, przez niego.
Ale ta
wampirzyca przewidywała wszystko. Potrafiła w swoich instrukcjach zakamuflować
karę, która ujawniła by się w chwili, gdy jej podopieczny złamałby zasady. I
właśnie teraz Howard przez swoje błędy czuł się kompletnie bezsilny i bezradny.
Nie potrafił pomyśleć, czy uspokoić narastającą panikę. Zasady mistrzyni
uczyniły z niego marionetkę. Dziecko, które nie umie nic zrobić bez mamy.
Wampiry,
które były pod opieką Elizabeth traciły samodzielność. Po sprzeciwieniu się jej
zasadom, praktycznie same oddawały się łowcom, nie mając już umiejętności by
się samemu ochronić. Tak jak teraz Howard.
To nie był
pierwszy raz. Poprzednim razem to także on skłonił towarzyszy do złamania
zasad. Podczas audiencji u Mistrzyni, zrzucił winę na poległych przyjaciół. A
gdy dostał od niej drugą szansę znów wszystko spieprzył, niczym ostatni głupiec,
idiota i nieudacznik. Wciąż powracał na drogę samo destrukcji.
Howard
powstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę chatki. Ignorował odgłosy rzezi,
było mu wszystko jedno. Potrafił obecnie jedynie rzucać wyzwiska pod swoim
adresem i przeklinać własne imię.
Wczołgał się
do dziury w podłodze, w której wampiry spędzały dnie i tam zwinął się w kłębek,
aby użalać się nad sobą. To nic, że noc się nie skończyła. Nie miał zamiaru z
niej wychodzić do końca świata.
***
- Uważaj na nią, Alucardzie. To wciąż
jeszcze dziecko.
- Wiem przecież. Widzę lepiej niż ty. Ale
rozumiem o co ci chodzi. Bardzo często można o tym zapomnieć. Wiemy to obaj.
Samochód
zatrzymał się i wampir automatycznie otworzył oczy, ucinając swoje wspomnienie
z dzisiejszego poranka. Dojechali na miejsce z lotniska.
Integra
wysiadła pierwsza, a za nią Alucard. Auto, które prowadził niższy stopniem
pracownik Hellsing, odjechał natychmiast, gdy wampir zabrał z bagażnika ich
skromny bagaż. Takie otrzymał polecenie. Było wczesne popołudnie, ale wampir
potrafił bez problemu to ignorować. Drobnostka, w porównaniu do jego
możliwości.
Dziewczynka
szybkim wzrokiem obiegła teren. Nic niezwykłego, najzwyczajniejsza, niczym nie
wyróżniająca się wieś. Choć zajazd przed którym się zatrzymali, wyglądał jej
zdaniem całkiem przytulnie z zewnątrz. Kilku przechodniów rzuciło w ich stronę
zaciekawione spojrzenia. Chyba byli atrakcyjną nowością w tej wiosce.
- Idziemy? –
spytał Alucard, trzymając w ręku bagaż, w którym były jedynie rzeczy jego Pani,
niezbędne minimum.
Dziewczynka
przytaknęła i oboje weszli do zajazdu. To Alucard ich zameldował. Podali się za
rodzinę na wycieczce. To była najbezpieczniejsza opcja. Już i tak zwracali
uwagę tym, że byli obcy, a ich wygląd był niecodzienny. Nie trzeba było dodawać
do tego podejrzanego faktu, że dorosły mężczyzna wynajmuje pokój w zajeździe na
noc, z nieletnią dziewczyną.
Integra stała
wciąż przy jego boku i odważnie patrzyła na recepcjonistę. Była z siebie dumna,
że pomimo faktu, iż została wychowana pod kloszem, praktycznie z dala od
normalnego społeczeństwa, to nie peszyły jej takie sytuacje.
Spytali czy
pojawili się tu ostatnio jacyś nowi goście. Nie, oni byli pierwszymi
przyjezdnymi od bardzo dawna.
Dostali pokój
na dwie noce, z dwoma łóżkami. Może nie były to luksusy, ale wiejski klimat
nadawał dziwnie miłą atmosferę. Aż chciało się zdrzemnąć, albo wybrać się na
spacer, aby poczuć więcej tego klimatu.
- Na pewno
tak jest w porządku? – spytała młoda Hellsing, przysiadając na łóżku, patrzeć
na wampira, który stał podparty o parapet okienny – Może jednak powinieneś był
wziąć swoją trumnę?
- Nie ma
potrzeby. Nie zamierzam tu spać. Wykonam tę misję tej nocy.
- Nie czuj
presji. Dałam ci dwie noce. Wykorzystaj ten czas.
- Uwierz mi.
Wystarczy ta dzisiejsza. Znam swoje możliwości.
Integra nie
zamierzała się z tym kłócić. Bo w końcu i tak miał rację. Nie była pewna, ale
czuła przez skórę, że ślepia potwora błyszczały zza jego ciemnych okularów
czystą wyższością i ekscytacją. Bawił się tym dniem.
- Mogliśmy
wynająć dwa pokoje. Ale chciałam ograniczyć wydatki do jak najmniejszej kwoty.
Przez to, że nie mamy pewności, ta misja nie jest oficjalna. Nie powinnam więc
brać pieniędzy z funduszy…
Do tego
momentu Alucard jej słuchał, lecz wtem coś zmąciło jego uwagę. Jakieś głosy za
oknem go przyciągnęły.
-…
Przyjechaliśmy tu wcześniej niż planowaliśmy. Wciąż jest widno – dziewczynka
kontynuowała, nie zauważyła zafrapowania wampira – Poczekamy aż się ściemni, a
wtedy…
- Integro… -
przerwał jej wpół zdania – Podejdź tu. Powinnaś to usłyszeć.
- Co jest? –
szybko podeszła do niego. Alucard otworzył okno, aby mogła wszystko usłyszeć.
Jemu to nie było potrzebne.
Na zewnątrz,
po drugiej stronie ulicy, stało czworo ludzi, dwie pary i o czymś przejmująco
dyskutowali. Mężczyźni byli wzburzeni, a kobiety (prawdopodobnie ich żony)
bliskie łez.
- Jak to nie
mają żadnych tropów?! – wykrzykiwał jeden z mężczyzn do drugiego. Obaj
obejmowali swoje partnerki ramieniem.
- Nie chcieli
nam nic powiedzieć – rzekł ten drugi – Więc wasz syn też zniknął?
- Nie wrócił
do domu. Pytamy teraz wszystkich znajomych. Ich dzieci też zniknęły. Na razie
mnie udało się potwierdzić 7 nazwisk, ale podobno w tym wypadzie brało udział
ponad 10 dzieciaków. Policja udaje, że coś robi, a przecież nic nie wiedzą!
- Boże… ponad
10… Co się z nimi wszystkimi stało? Co z naszymi dziećmi?
- Mój mały
Timmy – po raz pierwszy odezwała się jedna z kobiet. Nie powstrzymywała już
szlochów – Mój synek… To taki dobry chłopiec… Mój skarb… Czemu nie wrócił do
domu…
- Cii
kochanie – pocieszał ją mąż, choć jego wyraz twarzy także był strapiony –
Znajdzie się, zobaczysz. Nasz syn na pewno jest cały i zdrowy – głos mu
zadrżał. Nie potrafił ukryć niepewności, podobnie jak jego rozmówca. Byli
przerażeni.
Młoda
Hellsing wyglądała na wstrząśniętą. Oddech zmienił się na nieco płytszy, a
pięści zacisnęły się z powstrzymywanej wściekłości, aż pobielały jej knykcie.
Gniew i szok niemal w niej wybuchły. Natomiast po wampirze ledwo było widać
jakąkolwiek reakcję. Jedynie rysy twarzy mu stężały, nic poza tym.
- Ponad 10… -
wysyczała przed zaciśnięte wargi – Co jest do diabła?! Miały być 3… co tak
nagle… to jakieś…
- Po tym
całym odliczaniu w końcu nastąpiła eksplozja głupoty – powiedział Alucard,
słychać było w jego głosie lekki zawód – Widać było, że ten wampir w swoim
działaniach popełnia coraz więcej błędów. Ale sądząc po tym nagłym skoku liczby
ofiar zakładam, że stworzył sobie towarzyszy, którzy nie mają nad sobą kontroli
i chcą pić znacznie więcej.
Integre
ogarnęła ogromna ochota, aby coś uderzyć, albo w coś lub kogoś strzelić. Całą
sobą chciała zniszczyć te stwory. Za to zrobiły. Za te wszystkie odebrane
życia. Za to, że tak ją rozgniewały. Z zemsty, że nie zdążyła ich znaleźć i
zabić na czas.
- Zmiana
planów – wyrzuciła nagle, z pełną determinacją i wolą walki – Wyruszamy
natychmiast, teraz, zaraz. Musimy odszukać te stwory jak najszybciej. Nie
ujdzie im płazem, że tak nam zagrały na nosie! Znajdziesz ich za dnia, prawda?
- Oczywiście
– Alucard uśmiechnął się, reakcja jego Pani wprawiła go w radosny i bojowy
nastrój. Ależ on lubił ten jej ogień do walki – Teraz są gdzieś schowani przed
słońcem, lecz zabicie ponad 10 ofiar nie mogło nie zostawić śladu. Będę szukał
zapachu rozlanej krwi. Nie mogę być na niego bardziej wyczulony.
Jego
wypowiedź zadowoliła dziewczynkę. Uśmiechnęła się dokładnie w ten sam sposób co
on. Teraz i ona była rządna czyjejś śmierci.
***
Łatwiej
powiedzieć niż zrobić. Integra boleśnie się o tym przekonywała.
Szli po lesie
już którąś godzinę. Poruszali się w obrębie wioski, choć w małej odległości
kilku kilometrów od jej granicy. Zdążyło się już ściemnić, a młoda Hellsing
zmęczyć. Jednak nie pozwoliła sobie nawet na najmniejsze jęknięcie ze znużenia.
Na początku
była nieco zdziwiona tym, że Alucard zamiast poruszać się w szybkim, wampirzym
tempie, wolał wolno spacerować. Spytany o to, odparł.
- Chłonę otoczenie.
Więcej się
nie odzywała. Po prostu podążała krok w krok za nim. Bo przecież to on
wykonywał misję i wiedział co robi. Ona miała być dziś jedynie obserwatorem.
Przez te
godziny praktycznie nie rozmawiali, ale teraz Integra chciała podzielić się
swoimi przemyśleniami. Głównie dlatego, że bolały ją nogi i próbowała to
zignorować, lecz i również po to by sprawdzić czy oboje wpadli na to samo.
- Alucard…
- Tak? – nie
zatrzymał się, ani nie odwrócił do tyłu, w jej kierunku, ale nic to nie
szkodziło.
- Nie uważasz,
że ten wampir… to ma jakiś rozstrzał osobowości?
Alucard
zatrzymał się nagle, aż dziewczynka omal na niego nie wpadła. Wampir wreszcie
na nią spojrzał. Jakiś czas temu zdjął okulary, kiedy zaszło słońce.
- Także na to
wpadłaś, co?
- Jakim cudem
nie miałabym? Ten koleś był niewykrywalny, ostrożny i genialny, aż tu nagle…
kompletnie zidiociał! Jak można jednocześnie stworzyć taki genialny plan i tak
zwyczajnie i szybko go spaprać w taki niemądry sposób?
- Odpowiedź
brzmi: nie można. Zbyt duża rozbieżność.
- Dokładnie.
To jest po prostu niemożliwe. Tylko co z tego wynika?
Wampir nie
odpowiedział. Sam nie był pewien.
Ponownie
ruszyli przed siebie. Przez następne pół godziny pokonywali kolejne leśne
zastępy. Dziewczynka oszacowała w myślach, że okrążyli wieś w jakiś 70
procentach, czyli znaczną większość. Już na wszelki wypadek planowała co
powinni zrobić, jeśli jej towarzysz nic nie wyczuje do końca marszu… Jednakże
nie było takiej potrzeby.
Alucard
przystanął gwałtownie, dosłownie na sekundę, aby po chwili znów ruszyć przed
siebie, ale już w znacznie szybszym tempie.
- Hej, co
jest?! – zawołała za nim Integra, która musiała teraz za nim pobiec by go nie
zgubić. Nie było jej łatwo, mało co widziała w ciemności lasu – Wyczułeś coś?
Nie
odpowiedział jej, dalej parł przed siebie. Po dobrych kilku minutkach zatrzymał
się równie gwałtownie co wcześniej ruszył do biegu. Tym razem dziewczynka nie
wyhamowała i lekko zderzyła się z jego plecami.
- Uważaj –
ostrzegł ją – Możesz spaść.
- Spaść? –
wyjrzała zza niego i rzeczywiście spostrzegła, że stali na skraju urwiska.
Spojrzała w dół, wysokość do ziemi nie była zbyt wysoka, zaledwie kilka metrów,
lecz zwykły człowiek mógł sobie zrobić krzywdę, spadając z niej. Widziała o
wiele lepiej, bo nie było więcej drzew, a jej oczy zdążyły się już nieco
przyzwyczaić do ciemności.
Integra
następnie spojrzała w dal i to co ujrzała zmroziło krew w jej żyłach.
Przed nimi,
na dole rozciągała się ogromna polana. Naprawdę imponująca wielkość. W jej
centrum stała leśna chatka, a poza tym było to pustkowie. Lecz to co tak
podziałało na młodą Hellsing było to, co rozgrywało się na tej polanie.
Chodziło po
niej nie troje, nie dziesięcioro, a całe dziesiątki ghouli. Integra nie mogła
ich zliczyć. Łaziły w różnych kierunkach, jakby nie mając co ze sobą zrobić.
Niestety, była to tylko niewielka część. Pewnie ta nasycona.
Pozostałe zbijały
się w grupki i razem piły krew z ciał leżących na ziemi. Kilka nie wiedząc co
robić, rozrywało je na strzępy i spijały to co z tych kawałków mięsa wyciekało.
Nie wszystko zostało wypite. Dużo krwi pociekło na ziemię. W ciemności ludzkie
oko widziało to jako pełną czarnych kałuż polanę.
Przed oczami
przybyszów rozgrywała się ogromna uczta potworów. Kadr z najohydniejszego
horroru. To, czego nie mogły pojąć oczy, uzupełniały odgłosy plaskających i
wyjących ghouli oraz dźwięki wyrywanych kończyn.
- Skąd… skąd
ich aż tyle? – głos młodej Hellsing ledwo było słychać, ale Alucard wychwycił
każde słowo. Nie musieli się obawiać, że stwory je usłyszą bądź zauważą. Wokół
nich było tyle krwi, że ich zmysły musiały być niezwykle zamroczone i
pochłonięte jedynie nią.
- Pewna część
to ci zaginieni nastolatkowie z wczoraj. A pozostali… cóż, widać po ich
ubiorze. Znali okolicę lepiej niż my. Wiedzieli gdzie szukać i na ich nieszczęście
znaleźli przed nami to, czego szukaliśmy. A wystarczyło poczekać…
Integra,
chcąc wiedzieć o czym mówi wampir, skupiła się na strzępach ubrań, które nosiły
ghoule. Zrozumiała szybko, a zgroza którą czuła przybrała na sile. Rzeczywiście
kilka ubrań wyglądało na młodzieżowe, ale mniejszość. Pozostałe należały do
dorosłych osób. Dziewczynka rozpoznała jedno ubranie, kwiecistą sukienkę, którą
nosiła roztrzęsiona matka jednego z zaginionych, którą podsłuchali kilka godzin
temu przez okno.
Najwidoczniej
rodzice dzieciaków nie zamierzali być bierni w poszukiwaniach. Zwołali się
wszyscy razem, zwołali przyjaciół i znajomych, po czym ową liczną grupą
wyruszyli na poszukiwania. Najprawdopodobniej obrali przeciwny kierunek niż
Alucard i Integra i w ten sposób szybciej odnaleźli to miejsce… na swoją zgubę.
Zostali zabici, pożarci i zmienieni w ghoule przez swoje własne dzieci, które
chcieli z całego serca ocalić.
- Zawiodłam –
jęknęła dziewczynka, nie odrywając wytrzeszczonych oczu od rozgrywającej się
przed nią rzezi – Gdybyśmy znaleźli ich wcześniej, nie doszło by do tego! Nie
ocaliłam tych ludzi!
- Nic już ich
nie mogło ocalić w chwili, kiedy zapuścili się na te tereny. To tylko ich wina.
A teraz nie da się im pomóc. Można tylko im ulżyć w cierpieniu, zabijając ich. Integro…nie,
moja Pani!
Integra
odwróciła się do niego. Czerwone ślepia wampira uspokoiły ją. Jego głos
używający jej tytułu otrzeźwił ją. Był poruszony, ale nie tak jak ona. Jego te
ofiary nic nie obchodziły.
- Nie oglądaj
się za siebie – powiedział, poważnym tonem, mimo ze się uśmiechał – Nie patrz
na tych, których nie można było uratować, ponieważ to sprowadzi na ciebie
obłęd. Bezwzględnie patrz przed siebie. Patrz na to co możesz zniszczyć. I
zniszcz to swoim rozkazem.
Wargi
dziewczynki rozwarły się odrobinę, ale nic nie odpowiedziała. Z powrotem
skierowała swój wzrok na masakrę, toczącą się na polanie. Objęła spojrzeniem
każdego stwora, każdą ofiarę, aby wzmóc swój gniew. Urósł on do największego
rozmiaru w chwili, gdy spostrzegła dwie figury oparte o ścianę chatki. Chłopaka
i dziewczyny, którzy z całą pewnością nie byli ghoulami. Poruszali się bardziej
rozumnie, a ubrania nie były w strzępach. Natomiast twarze mieli ubrudzone
krwią. Byli roześmiani, oglądając ten krwawy spektakl, którego byli sprawcami,
jakby był to występ świetnego komika.
Błękitne oczy
w sekundę nabrały wyrazistości i determinacji. Piąstki zacisnęły się, a postura
wyprostowała się odruchowo, przebierając postawę przywódcy. Zrobiła bez
zastanowienia to, co było zgodne z jej naturą.
- Alucardzie,
mój Sługo! – krzyknęła, wyciągając rękę w stronę ich wrogów – Rozkazuję ci,
znajdź ich! Znajdź ich wszystkich i zniszcz! Search and Destroy! Natychmiast!
Zabij ich!
Alucard
wyszczerzył kły. Na to czekał! Nareszcie!
- Jak każesz…
– wyciągnął swoją nową bronią z kieszeni. Srebrna barwa pistoletu zalśniła w
świetle gwiazd - …my Master!
Wówczas
skoczył z tego urwiska wysoko w górę, a jego płaszcz rozłożył się niczym
peleryna na wietrze. Dopiero teraz, kiedy wylądował na podłożu, wreszcie
zwrócił na siebie uwagę.
- Zobacz
Emily! – wykrzyknął szczęśliwy wampir przy chatce – Przyszedł następny! Ich nie
ma końca! Ale będzie ubaw.
Nie
rozpoznali w nim wampira i może tym lepiej. Grupa ghouli najbliżej Alucarda raptownie
odwróciła się w jego stronę i zaczęła kroczyć ku niemu. Prosto… ku swojej
zagładzie.
Lufa Casulla
została szybko wymierzona w głowę najbliższego stwora. Kły Alucard zaświeciły w
psychopatycznym uśmiechu, aż wreszcie wampir pociągnął za spust. Kula przeszła
przez głowę ghoula na wylot, roztrzaskując ją. Krew, inna niż ludzka, zlała się
kałużami na trawie. Roześmiane twarze dwójki wampirów przy chatce w mgnieniu
oka przybrały formę szoku, niedowierzania i przerażenia.
- Uwielbiam
tę chwilę – rzekł do siebie Alucard, celując już do kolejnego stwora – To szczere
zdziwienie, kiedy nie wiedzą co się właściwie dzieje. Cudowne.
Rozległy się
kolejne strzały, tym razem cała ich seria. Każdy pocisk idealnie trafiał w cel,
żaden nie chybił. Te kreatury nie miały żadnych szans.
W tym czasie
Howard, który był schowany pod podłogą w chatce drgnął. Do tej pory leżał,
trzęsąc się cały, słuchając odgłosów na zewnątrz, wciąż i wciąż użalając się
nad sobą. Nagle ni stąd ni zowąd pojawił się nowy odgłos. Dźwięk wystrzału.
Niby nic takiego, kule nic im nie robiły. Zaraz ghoule zabiją tego strzelca.
Tyle że…strzały nie milkły. Pojawiały się kolejne i kolejne. Coś było nie tak.
Tymczasem
Alucardowi skończyła się amunicja w chwili, gdy pozbył się grupki stworów,
która na niego nacierała. Ale to była zaledwie część wszystkich ghouli. Szybko
wyjął kolejny magazynek i załadował. Nie czekając na reakcje ze strony
przeciwników, porwał się biegu. Wtargnął w ich szeregi i strzelał w biegu do
każdego stwora, którego mijał.
Integra
oglądała to wszystko stojąc na szczycie tego niewielkiego urwiska. Nie mogła
oderwać wzroku. Ponowny widok Alucarda w morderczym szale, po raz pierwszy od
dwóch lat, wprawił ją w stan o wiele mniej wzburzony niż przy pierwszym
spotkaniu.
Za to poczuła
coś innego. Coś czego nie potrafiła nazwać. Patrząc na to, jak jej wampir biega
wśród tego zbiorowiska potworów, po kolei zabijając każde z nich z uśmiechem na
ustach, nie potrafiła już zrozumieć czemu kilka minut temu nazwała w myślach te
ghoule potworami. Przecież teraz były kompletnie bezbronne. One były wynaturzeniem.
Oglądając tą eksterminacje, nie miało się już wątpliwości, że to jedynie
Alucard był potworem wśród tych kreatur. One nie dorastały mu do pięt. Były
niczym, były tymi szczątkami, które z nich zostawały po jednym wystrzale.
Integra
czując, że te nienazwane emocje zaczynają nad nią górować, nie zastanawiając
się zbytnio, zaczęła schodzić z urwiska na dół. Widok z góry jej nie
wystarczał. Wiedziała instynktownie, że musi znaleźć się bliżej, aby zrozumieć
sens swojego stanu. Jak było wspomniane, wysokość nie było jakaś ogromna.
Dziewczynka powoli zsuwała się, kawałek po kawałeczku w dół po piaszczystym
podłożu, przytrzymując się wystających korzeni.
W końcu
dotarła na sam dół. Mimowolnie spojrzała przed siebie i niemalże drgnęła na
widok ghoula, który znajdował się tuż przed nią. Co prawda sama także miała ze
sobą broń, ale stwór był zbyt blisko, nie miała czasu, aby po nią sięgnąć.
Alucard,
widząc co się święci, skoczył do tyłu na dobre kilkanaście metrów. Nim ghoul
zdołał choćby dotknąć Integry, jego głowę przeszyła poświęcona kula. Krew
bryznęła na twarz i na dłonie młodej Hellsing, lecz ta nawet nie drgnęła. Stała
tylko jak skamieniała. Wampir widząc, że jego Pani nic nie grozi, z powrotem
rozpoczął natarcie i zaatakował ostatnią grupkę ghouli.
Integra czuła
ciepło na twarzy i rękach, a widok rozpryskującej się głowy stwora wciąż
majaczył jej przed oczami. Zerknęła w dół, wyciągając ręce. Były poplamione tym
płynem, który powinien być czerwony, ale w ciemności wydawał się czarny.
„Już
rozumiem” – pomyślała, patrząc na krew na dłoniach – „To o to mu chodziło”.
Oświecenie
nadeszło oraz sens tej całej obserwacji, tej próby, którą oboje obecnie
przechodzili. Integra z powrotem spojrzała w stronę swojego wampira, który
rozprawiał się już z ostatnimi sztukami.
„On jest
potworem” – jeśli kiedykolwiek miała jakieś wątpliwości, to teraz bezpowrotnie
zniknęły – „Nic go nie poruszy. Nie zna współczucia. Niszczenie sprawia mu
radość. A każdy jego mord, każdy akt potworności, każde zniszczenie jakie
niesie… to także moja odpowiedzialność”
Kolejny ghoul
padł. Rozsadziło mu klatkę piersiową.
„On celuje,
ale to ja pociągam za spust. Każdy jego zabójstwo, jest moim zabójstwem. Każde
czyn jest moim czynem. On zabija na mój rozkaz. Morduje moimi rękoma. To ja nim
kieruję, ja to aranżuję. To ja mu rozkazuję, a więc ponoszę z nim ten ciężar
odpowiedzialności, co oznacza, że…”
Ostatni ghoul
został zniszczony, a wraz z nim ostatni magazynek, który Alucard miał przy
sobie, opróżnił się i z głuchym odgłosem upadł na trawę.
„… ja także stanę
się potworem. Lub już nim jestem, skoro nie porusza mnie w tej chwili nic co on
wyprawia. O tej konsekwencji mówił. O tym, że będąc jego Panią mogę stać się
podobna do niego. Bestialska i bezwzględna…Pociągam za spust… Potwór i jego
narzędzie…”
O to właśnie
chodziło przez ten cały czas. Nie można rozkazać kogoś zabić i nie być
jednocześnie współwinnym. Nie można dokonując potwornych czynów, nie stać się
potworem. A Integra je dokonała i zamierzała dokonywać w przyszłości,
wyręczając się swoim sługą. Co z tego, że w imię wyższego dobra, skoro
okrucieństwo i bestializm, powiązany z brakiem współczucia dla ofiar, był taki
sam jak u ich wrogów.
Czy można
używać tak potężnej broni jaką jest Alucard i nie zmienić się wewnętrznie? Nie
upoić się władzą i mocą? Nie odczuć skutków zabijania z jego pomocą? W ogóle
można wciąż nazywać się tym dobrym, mając u swojego boku wcielenie zła?
Jakim ona
była Hellsingiem, skoro nie kroczyła ścieżką swojej rodziny? Jej dziadek
pokonał potwora. Jej ojciec go uwięził, żeby uchronić siebie i świat przed
owymi konsekwencjami, które właśnie odkryła. Żeby nie stać się potworem, żeby
nie stracić człowieczeństwa. A ona, Integra tego potwora uwolniła i przyjęła w
domu swoich przodków z otwartymi ramionami.
A najgorsze
było to… że pomimo tych myśli… nie czuła żalu z tego powodu. To było
najbardziej przerażające. Może już było za późno? Ech…nie ważne… Są inne
priorytety. Ona musi robić swoje – i trzymając się tej myśli, wyjęła spod
kurtki swój pistolet.
Tymczasem
Alucard swoją broń schował z powrotem do kieszeni płaszcza. Bez poświęconych
naboi i tak nie mogła mu się teraz przydać. Wolał wykonać resztę pracy
własnoręcznie…
Odwrócił się
w stronę dwójki wampirów, którzy przez ten cały czas nie ruszyli się z miejsca.
Najwyraźniej byli zbyt zszokowani. Nie mieli pojęcia, że istnieje broń, która
mogła ich zniszczyć. A poza tym oprawca, który ich zaatakował nie był
człowiekiem. Z taką szybkością po prostu nie mógł nim być. I tak łatwo pozbył się ich wszystkich
sług.
Ocknęli się
ze zamroczenia, w chwili, gdy tamten wampir zrobił pierwszy krok w ich stronę,
z wymalowaną miną maniaka. Dotarł do nich ogrom przerażenia, większy nawet od
tego, który czuli po raz ostatni, gdy Howard ich zmieniał.
Emily zaczęła
działać pierwsza i to iście we własnym, niehonorowym stylu. Błyskawicznie
chwyciła swojego partnera za rękaw i bez wahania rzuciła zdezorientowanego
wampira prosto pod nogi Alucarda, a sama rzuciła się do ucieczki. Zrzuciła
zbędny balast i jednocześnie zajęła czymś przeciwnika. Tak przynajmniej
sądziła…
Oszołomiony
David wylądował twarzą do ziemi. Z miejsca zapomniał o przeciwniku, a ogarnęła
go wściekłość z powodu zdrady towarzyszki. Rzuciła nim niczym śmieciem, a sama
zaczęła uciekać. Już chciał podnieść się, aby pobiec za nią i dokonać, zemsty,
lecz… nie zdążył.
Alucard nie
tracił czasu. Obiekt do likwidacji praktycznie sam wylądował mu pod nogami,
więc nie omieszkał z tego skorzystać. Przyłożył stopę do pleców wampira i
nacisnął z całej siły. Coś chrupnęło. David zawył z bólu. Jego wróg właśnie
połamał mu stopą kręgosłup, gdzieś w odcinku lędźwiowym. Nie mógł się ruszyć,
jedynie wywoływał więcej bólu.
- Poczekaj
tu. Panie mają pierwszeństwo. Spokojnie, będziesz następny.
Emily już
zbliżała się do ściany lasu. Odżyła w niej nadzieja. Czuła, że jeszcze kilka
kroków i będzie wolna, ucieknie i nic nie będzie jej grozić. Nie udało się… Coś
czerwonego błysnęło jej przed oczami, niemal od razu dostała silny cios w
brzuch. Poleciała z łoskotem do tyłu na kilka metrów.
Jeszcze zanim
zdążyła otworzyć oczu po upadku, silna i duża dłoń chwyciła ją za szyję i
uniosła wysoko w górę. Zerknęła, aby ze zgrozą dostrzec swojego oprawcę.
Próbowała uderzać go dłonią, drapać, ale nie robiło to na nim wrażenia. Była za
słaba, nie umiała walczyć. Wydawało jej się, że kiedy udawało jej się zrobić
jakieś zadrapanie, to ono natychmiast znikało.
-
Niewdzięczna i zdradziecka sucz – wysyczał Alucard, zaciskał dłoń na szyi
wampirzycy – Jakby tu się tobą zająć – powiedziawszy to, przysunął dłoń do jej
klatki piersiowej, tuż przy lewej piersi – Zrobimy to powoli.
Przez moment
Emily nie była pewna co jej oprawca chce jej zrobić. Bo w końcu jedynie
przykładał palce do jej ciała. Lecz potem, gdy nacisk stawał się coraz
silniejszy i silniejszy prawda uderzyła ją niczym piorun. Te palce były silne i
ostre, bardziej niż najlepsze wytworzone przez ludzi ostrza.
Tak jak
powiedział wcześniej, Alucard nie zamierzał się śpieszyć. Prawą ręką trzymał
wampirzycę nad ziemią, a lewą powoli wbijał w jej ciało. Najpierw tylko lekki
nacisk. Potem zaczął przebijać skórę, mięśnie, przełamywać się przez kości… I
to wszystko w przerażająco wolnym tempie. Całość grozy dopełniały pełne bólu
wrzaski Emily.
Finał
nastąpił, kiedy dłoń Alucarda przebiła się do serca. Ścisnął je z całej siły,
zgniatając na miazgę. Wampirzyca wydała ostatni jęk, po czym zamieniła się w
pył w ciągu jednej sekundy. Nic z niej nie zostało. Pył opadł na kałuże krwi,
która zdążyła z niej wypłynąć, gdy Alucard ją torturował.
Integra
patrzyła się na to wszystko bez emocji. Jej postawa była chwiejna, jakby
znajdowała się w jakimś transie, ale jej oczy mówiły, że dziewczynka jest w
pełni władz umysłowych i doskonale rozumie co widzi. Ściskając pistolet w
poplamionej krwią dłoni, wolno kroczyła przed siebie, ani trochę nie przejmując
się tym, że depcze po szczątkach ghouli, czy po kałużach krwi.
Uwagę
Alucarda z powrotem zajął wampir, którego zostawił z połamanym kręgosłupem.
David zdążył już przeturlać się na plecy, ale przez złamanie był wygięty w
bardzo nienaturalnej pozycji. Musiał go stworzyć bardzo słaby wampir, skoro
jego regeneracja zachodziła w takim mozolnym tempie. Zresztą w sile Emily także
to było widać.
- Tak jak
obiecałem. Teraz twoja kolej – No Life King przyłożył obie dłonie do dwóch
stron twarzy wampira i uniósł ją do góry. Towarzyszyły temu chrzęsty w
połamanym kręgosłupie – To jak ty chcesz zginąć?
Wpatrywał się
w wystraszoną twarz Davida, gdy nagle coś zwróciła jego uwagę. Coś wyłoniło się
za połamanym wampirem. Alucard wyjrzał zza ciała i spostrzegł jeszcze jednego
wampira. Przerażony i zrezygnowany stał w drzwiach chatki. Był zdecydowanie
starszy od tamtej dwójki. Najpewniej to był ich stworzyciel, czyli ten geniusz
idiota.
- Chyba już
wiem jak – wysyczał potwór, ze złośliwą satysfakcją. Odwrócił swoją ofiarę tak,
aby oczy obu wampirów mogły się spotkać. Strach przeciw strachowi.
- Ho…ward –
wycharczał David, kiedy poczuł jak dłonie potwora, przyciśnięte po obu stronach
jego twarzy, zaczynają napierać coraz mocniej –Pomóż… mi…
- Ale… -
Howard stał, niczym wbity w ziemię. Jego wola walki dawno już została złamana,
właśnie przez dwójkę wampirów, które stworzył. Wiedział, że nie ma szans. Nogi
odmówiły mu posłuszeństwa. Mógł tylko patrzeć. Zupełnie jakby zapomniał czym
jest - …co ja mogę zrobić?
Alucard
zaciskał ręce niczym imadło na głowie Dawida. Coraz mocniej i mocniej, w tym
przypadku także nie siląc się na pośpiech. Na początku czaszka lekko zmieniła
kształt. Później stawał się on coraz wyraźniejszy. Ślepia wampira zaczęły się
wytrzeszczać. Ten nawet nie próbował się bronić, przeczuwając swój koniec, choć
wciąż miał cichą nadzieję, że Howard mu pomoże. Błagał go spojrzeniem i słowem,
lecz nic z tego.
Wreszcie coś
w czaszce wampira zaczęło pękać. Jego głowa była już w kształcie elipsy.
Pęknięcie nastąpiło nagle. Czaszka pękła z głośnym trzaskiem. Gałki oczne
wypadły z oczodołów, a mózg zmienił się w miazgę. Gdy te wszystkie kawałeczki
upadły na ziemię, dopiero wówczas zaczął się proces zmiany ciała w pył.
- Zostałeś
już tylko ty – Alucard zaczął kroczyć ku Howardowi, lecz ten nadal stał w tym
samym miejscu – Nie zamierzasz uciekać? Krzyczeć? Może błagać? No daj
cokolwiek.
- Nic już nie
chcę. Skończ to szybko.
Cóż za zawód.
- Żadnej
zabawy. Może cię podkręcę? – zamachnął się tak szybko, że ledwo to było widać.
Howard poczuł
ból i dezorientację. Instynktownie czuł, że właśnie stracił prawą nogę. Wampir
uciął mu ją samą dłonią, robiąc prostą linię przez udo. Kolejny zamach. Tym
razem ucięło lewą nogę, tuż nad kolanem.
Wampir padł
na ziemię. Jego urwany oddech przyśpieszył, a krwawe łzy pociekły mu po twarzy,
gdy zobaczył krwawiące resztki, które zostały z jego nóg. Neutralna postawa
zniknęła. Znów był spanikowanym nieudacznikiem, który pewnie teraz posikałby
się ze strachu, gdyby mógł.
- Tak już
lepiej – humor Alucarda polepszył się, gdy zobaczył strach w oczach ofiary –
Jeśli się nie boisz, nie ma z tego zabawy. No dalej, krzycz, kwicz i błagaj!
Howard wył,
płacząc niczym małe dziecko. Zaczął się czołgać do tyłu, aż oparł się o ścianę
chatki. Uśmiechnięty Alucard oczywiście podążał za nim.
- Miałem
przeczucie, że tu wypełzniesz – potwór ponownie wyjął z płaszcza pistolet i
załadował go, jakimś magazynkiem – Została mi jedna kula. Zostawiłem ją sobie,
sądząc, że może się przydać, więc… jak wolisz?
Alucard
przyklęknął przy Howardzie i zaczął wodzić lufą pistoletu od jego głowy, aż do
serca i w przeciwną stronę i tak w kółko, drażniąc się ze swoją ofiarą.
- No powiedz
albo zrobię jak zechcę. Mam strzelić w głowę czy w serce? Tylko przedłużasz
sprawę, pobudzając mnie tą przerażoną twarzą. Szkoda, że siebie nie widzisz.
Trzęsiesz się niczym osika. Na pewno jesteś wampirem? Bo coś na to nie wygląda.
Choć w sumie cieszę się. To żadna przyjemność zabijać kogoś, nie mogąc patrzeć
temu komuś w oczy. Chcę widzieć przerażenie, brak nadziei i odrazę. Musisz być
w pełni świadom, kto jest twoim zabójcą. Patrz na mnie. Patrz w oczy samej
śmierci!
Howard
patrzył. Patrzył i naprawdę wierzył, że ma przed sobą śmierć, albo samego
diabła. Aż tu nagle coś im przerwało.
Lufa
pistoletu potwora przestała sunąć po ciele wampira, zatrzymując się na głowie.
A to dlatego, iż przy sercu zjawiła się druga lufa. Nieco mniejsza, lecz wciąż
niebezpieczna.
- Mam lepszy
pomysł – odezwał się nowy głosik, dziewczęcy, ale ostry – Lepiej strzelić w oba
miejsca jednocześnie. I nie patrz tylko
na niego. Patrz na nas!
Alucard
patrzył z niedowierzaniem i niejakim zachwytem, jak Integra wysunęła się
przykucnięta spod niego i przyłożyła swoją broń do klatki piersiowej Howarda.
Może i
niewerbalnie, ale otrzymał swoją odpowiedź. Integra właśnie pokazała, że będzie
stać za nim tak długo, jak ona za nią. Ona się nie boi. Nigdy nie będzie się
bała. Nie boi się tak długo, jak będzie mogła robić to, do czego została
stworzona.
Wampira
ogarnął zachwyt. Teraz widział, że nic ich nie rozdzieli. Nie ma się czego
obawiać, ona nigdy go nie zawiedzie.
Tymczasem
Howard, na moment zapomniał o bólu i strachu, przez swój szok. Widok, który
miał przed sobą wstrząsnął nim do głębi. Dwie osoby przyciskały pistolety do
jego ciała, obie miały zaraz pozbawić go wiecznego życia. Pierwsza, była przez
niego utożsamiana z samym diabłem. Jednakże druga, była dziewczynką. Blondynką
w okularach, której wzrok był równie przerażający jak potwora. Nie było żadnej
oznaki wahania w jej postawie. Była zdecydowana żeby zabić. Plamy krwi na jej
twarzy i rękach, którymi w ogóle się nie przejmowała, tylko to uwydatniały. A
przecież to wciąż było dziecko…
Chwila…
dziecko? Co on słyszał o dziecku?
I nagle go
olśniło! Hellsing! Organizacja do ścigania wampirów, której przewodziło
dziecko, jakaś dziewczynka. To była ona! To musiała być ona! To dziecko, które…
Ale to oznaczało, że…
… Elizabeth
się pomyliła!!!
Wampirzyca,
którą uznawał za boginię, pomyliła się! Uznała, że Hellsing nie jest
zagrożeniem, ponieważ przewodzi nim jakieś niedoświadczone dziecko. Ale nie
widziała tego co on. Ta dziewczynka nie była normalna. Zawarła pakt z jakimś
diabłem! Miała po swojej stronie broń, o jakiej nikomu się nie śniło. Stanowiła
potężne niebezpieczeństwo i charakter, który mógł być wydatniejszy i bardziej
przerażający niż u samej Elizabeth.
Mimo, że były
to ostatnie sekundy jego życia, Howard nareszcie wyzbył się strachu. Zamiast
tego poczuł gniew i żądzę zemsty, ale nie wobec swoich oprawców, a wobec samej
Mistrzyni.
Chciał zemsty
za to, co mu zrobiła. Za to, że zamieniła go w niepotrafiącą myśleć marionetkę.
Za to, że sprawiła, że zapomniał iż jest wampirem, że ma własną potężną moc i
umysł, aby się bronić. Za to, że uczyniła go bezbronnym nieudacznikiem, będącym
na jej łasce. I nie tylko jego. Wszystkie wampiry, którymi się opiekowała
stawały się słabe, niezdolne do samodzielnej obrony. Zyskiwała nad nimi
kontrolę i uzależniała od siebie. Sprawowała w wampirzym świecie jakąś
pieprzoną dyktaturę. Na każdym, kto oddawał się w jej ręce, zaciskała pięść.
Raz wpadłszy w jej szpony, nigdy nie będzie można żyć bez niej. Albo skończysz
martwy, albo będziesz jej własnością i bezwolnie podążał za rozkazami. Ona
jednocześnie chroniła ich rasę i jednocześnie tworzyła własne królestwo, w
którym nikt nie ważyłby się jej postawić, bo byliby od niej zależni.
Alucard i
Integra odwrócili się i spojrzeli sobie w oczy. Nie wiadomo co wyczytali w
tęczówkach towarzysza, ale oboje posłali sobie uśmiech. Kiedy przerwali
wzrokowy kontakt oboje, w idealnej synchronizacji, odbezpieczyli swoje
pistolety.
Howard
zrozumiał, że ma jedynie kilka sekund. Dlatego nie zwlekał. W chwili, kiedy
Integra i Alucard zaczęli naciskać na spusty, wampir przemówił, dokonując
zemsty, ostatnią rzecz w swojej egzystencji. Chciał odzyskać swój honor, jako
krwiopijca w swojej ostatniej szansie.
- Znajdźcie
ją! Jesteście w stanie to zrobić! Zabijcie ją…
Obie bronie
wystrzeliły naraz. Integra strzeliła w serce, a Alucard w głowę. Nie wiadomo,
który strzał zabił wampira, lecz to nie było ważne. Twarz Howarda zastygła, aby
po chwili rozsypać się niczym piasek.
Zaległa
całkowita cisza. Już nie złowroga, a zwiastująca spokój.
Pomimo, że
Integra i Alucard właśnie wykonali misję i zabili wampiry, oboje mieli
skonfundowane miny. Wstali z klęczek i wymienili zdziwione spojrzenia.
- Co on
powiedział? – spytała Integra – Nic nie słyszałam, ale coś powiedział, prawda?
Jej ludzki
słuch był za słaby, aby w odgłosie wystrzałów mogła usłyszeć co Howard chciał
powiedzieć, ale Alucard usłyszał wszystko.
- Kazał nam
kogoś znaleźć – wyjaśnił wampir, podobnie jak ona zdezorientowany - Podobno
jesteśmy w stanie to zrobić. Mamy ją zabić.
- Ją, czyli
kogo?
Alucard
wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia.
- Nieważne.
Potem o tym pomyślimy – ponownie zabrała głos dziewczynka – Teraz są inne
priorytety – objęła wzrokiem teren. Pełno szczątków ghouli oraz trzy kubki pyłu
– Musimy sprowadzić ludzi z Agencji, aby zabezpieczyli teren. Nie pomyliłam się,
więc możemy uznać tę misję za oficjalną. Sprawy z policją i rodzinami ofiar
także zaraz się pojawią…
Odeszła
kawałek, ale czuła na plecach, że wampir ją obserwuje. Czekał na jakiś
komentarz, może reprymendę. Przeliczył się. Integra odwróciła się do niego ze
złośliwą satysfakcją na ustach.
- To co tam
kiedyś mówiłeś na temat przerażająco silnego duetu? Że nic, ani nikt nie będzie
w stanie nas powstrzymać, tak? To mi się podoba.
Alucard
pokręcił głową z niedowierzaniem, choć odwzajemnił uśmiech.
- Mi także.
Rozumiem, że nie muszę obawiać się powrotu do celi.
- Przecież
mówiłam ci, że nie. Miej wiarę w słowa swej Pani.
- I nie boisz
się? – w zadanym pytaniu pobrzmiała ciekawość – Widzisz, co cię otacza. Ta cała
rzeź i sadystyczne traktowanie było na twój rozkaz. To wszystko to twoje
dzieło. Nie obawiasz, że staniesz się taka jak ja? Twój ojciec uwięził mnie
właśnie dlatego iż bał się, że używając mnie stanie się potworem i zatraci
człowieczeństwo. I miał rację, poważnie mu to groziło. Nie potrafił tego
znieść. Myślałem, że nikt by nie potrafił przez to, czym jestem…
- Nie
rozumiesz – Integra spojrzała w niebo – Myślę, że ja już się zmieniłam. I to na
samym początku. Dziewczynka, która wkroczyła do twojej celi była zupełnie inna
od Integry, którą znasz. To bezbronna dziewczynka, która uciekała, prosząc Boga
o pomoc. Modląc się o jakiegoś rycerza, który ją obroni. Lecz kiedy powstałeś…
i klęknąłeś przede mną… - zwróciła się w jego stronę -… to wtedy się zmieniłam.
Stara, wychowana pod kloszem dziewczynka nie byłaby w stanie strzelić do wuja,
ani do kogokolwiek. To ty mnie do tego popchnąłeś.
Alucard
patrzył oniemiały. Usta otwarły mu się w wrażenia, ale słuchał całym sobą, gdy
ona kontynuowała.
- Patrząc z
perspektywy czasu, to wtedy wszystko stało się jasne – kontynuowała – Chciałam
i chcę mieć cię przy sobie. Od tamtego dnia w twojej celi i to się nie zmieni. Nie
wiem jak bardzo mogę się zmienić w przyszłości…może stanę się gorsza, może
czymś co nie będzie do końca ludzkie, ale… cel uświęca środki. Mam cel w życiu
i swoją misję jako Hellsing. Nigdy nie stracę tego z oczu. Tyle mi wystarczy.
Póki mogę służyć temu krajowi i polować na wampiry pozostanę sobą. Mogę to
robić jako człowiek i jako potwór. Żadna z tych opcji nie jest mi straszna.
Stawię czoła temu co postawi przede mną przyszłość. Ale wraz z tobą. I nieważne
czym się przez ciebie stanę, bo to wciąż będę ja, Integra Hellsing.
Alucard nie
wiedział co powiedzieć. Nawet nie zauważył jak zaczął iść, aby stanąć tuż przy
dziewczynce. Wyciągnął dłoń, aby przejechać palcem, po plamie krwi, którą miała
na policzku. Krew ghoula trysnęła jej na prawą stronę twarzy tak, że ominęła
okulary. Głód zalśnił w jego oczach.
- Możesz –
powiedziała Integra bardzo cicho, zamykając oczy. Podświadomie wiedziała, że
krew z torebek nigdy dostatecznie go nie satysfakcjonowała. Świeża krew mogła
już to uczynić.
Wampir przybliżył
się do jej twarzy. Wysunął swój szorstki język i przejechał nim po policzku
dziewczynki, zlizując całą krew. Wyczyścił jej twarz. Gdy skończył odsunął się,
lecz jedynie odrobinkę. Integra otworzyła oczy. Spojrzeli sobie w oczy, a
dzieliły ich zaledwie kilka centymetrów.
Alucard,
który żył już 500 lat, widział wiele istnień. Widział ich narodziny, życie i
śmierć. Ktoś kto przeżył i widział tak wiele, potrafił spojrzeć w przyszłość, a
rzeczy takie jak wiek traciły znaczenie, ponieważ w jego oczach zacierały się
różnice. Dla niego to zawsze była jedna i ta sama osoba.
Zrozumiał
właśnie, że uczucie, które w nim zbiera, nigdy nie zniknie. Jak wiele innych.
Integra
drgnęła, kiedy zobaczyła, że w oczach Alucarda coś się załamało.
- Co ci jest?
– spytała szybko, widząc, że coś się stało.
- Nic takiego
– wampir pokręcił głową, patrząc w dół. W końcu podniósł wzrok – Myślę, że
właśnie odkryłem coś niebezpiecznego. Ale nie obawiaj się. To coś
niebezpiecznego dla mnie, nie dla ciebie.
Już wiedział,
że z biegiem lat będzie coraz bardziej tracił głowę dla tej istoty. Przywiązał
się i kochał ją coraz bardziej. Zakochiwanie się było najpewniej jedyną ludzką
zdolnością jaką posiadał. Lecz uważał, że posiada ją tylko po to, aby bardziej
cierpieć. Jeśli ktoś go kochał to ginął, a on ją przeżywał. Potem to już tylko
on kochał, nikt nie odwzajemniał miłości do takiej kreatury jak on.
Teraz znów
poczuł, że się zakochał. Ale to nic z tego. Samotność była ceną, którą musi
zapłacić każdy potwór i odmieniec. Zrozumiał to 100 lat temu. A on sam znał ból
i cierpienie po stracie ukochanych lepiej niż ktokolwiek inny. Dokładka
kolejnego nic nie zmieni. Pewnego dnia będzie musiał patrzeć na męża i dzieci
Integry. Będzie przy jej śmierci. Będzie go rozsadzał znajomy ból, któremu nie
przeciwdziała. To klątwa jego miłości, aby rodziła w nim ból, która zmieni go w
jeszcze gorszego potwora, jeśli to w ogóle możliwe.
Znał ból straconej
miłości, już się na to przygotowywał. A do tego czasu, nie będzie marnował ani
chwili i cieszył się każdym dniem przy boku ukochanej, póki jeszcze może. Choć
miał niedobre przeczucie, że strata tej osoby będzie bardziej bolesna niż
jakakolwiek inna, ponieważ Integra sama w sobie była inna niż kobiety, które
kochał. Integra…była wyjątkowa… nie miał z kim ją porównać. Jej śmierć mogłaby
w końcu zniszczyć resztę jego wnętrza.
- O czym ty
mówisz? – głos dziewczynki przywrócił go do rzeczywistości.
- Nie
przejmuj się tym – wiedział, że musi odwrócić jej uwagę, więc postanowił
zażartować – Krew z dłoni tez mogę zlizać? – uśmiech wrócił mu na usta.
- Jeszcze
czego! Zaślinisz je! – wyrzuciła, wyciągając z kieszeni rękawiczki. Krew już
zaschła, więc nie zabrudzi to rękawiczek. Założyła je, aby zasłonić brudne
ręce.
- Racja –
poczuł ulgę, że mu się powiodło – Poza tym, trudno mi się skoncentrować. Twoja
krew pachnie o wiele smakowiciej niż to paskudztwo od ghouli.
- Może ci
kiedyś pozwolę na ponowną degustację.
Zaśmiał się,
wiedząc że ona tylko żartuje, tak jak on.
- Chodź –
powiedział klękając i wyciągając ręce – Poniosę cię.
- Co?! Po co?
Dam radę iść sama.
- Prawda, ale
już wcześniej ledwo potrafiłaś się poruszać w tych ciemnościach po lesie. A
teraz jesteś do tego zmęczona, a nam się trochę śpieszy. Musimy wezwać naszych,
zanim ktoś znajdzie to pobojowisko. Jak cię poniosę będzie szybciej.
- Chyba … tak – Integra niepewnie pozwoliła wziąć się
na ręce, a następnie oboje rozpłynęli się w powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz