czwartek, 15 lutego 2018

Między wierszami - Rozdział 4



Integra, zmierzając w stronę miejsca zebrania, nie ukrywała, że jest rozdrażniona. Stąpała trochę głośniej niż zwykle, a jej oczy ciskały piorunami. Nawet Alucard i Walter podążali za nią w nieco większej odległości niż normalnie. Wiedzieli, że dziś nie powinni wchodzić swojej Pani w drogę.
- Ostatnimi czasy, ciągle chodzi wściekła – powiedział Walter pod nosem, tak żeby jedynie Alucard go usłyszał. Nie było to trudne, ich Pani kroczyła daleko przed nimi, a jej głośne kroki dobrze go zagłuszały. Oczywiście wampir doskonale go słyszał.
- Sam byłbym wściekły na jej miejscu. Frustracja ją przytłacza, kiedy nie wie co robić. A do tego te ciągłe zebrania…sam byłbym ich już dawno zastrzelił.
- Założę się, że ona też ma na to teraz ochotę. Aż boję się podejść bliżej. I to nie pierwszy raz.
- Możemy to zrzucić na etap młodzieńczego buntu – wampir zaśmiał się cicho pod nosem.
- Powiesz to na głos przy niej, a zarobisz kilka kulek w łeb.
Na dalszą część rozmowy obaj nie mieli już czasu. Integra dotarła do dużych, podwójnych drzwi i otworzyła je gwałtownie, po czym wkroczyła do środka. Walter i Alucard przyśpieszyli, aby do niej dołączyć i wejść tuż za nią.
W pomieszczeniu, do którego weszli był ustawiony pośrodku okrągły stół, a przy nim siedziało dwunastu eleganckich, starszych mężczyzn. Wszyscy podnieśli wzrok, kiedy młoda Hellsing wkroczyła do sali. Większość z nich już praktycznie nie zwracała uwagi na jej młodziutką figurę, ani na kroczącego u jej boku krwiopijcę. Przywykli, choć wciąż były wyjątki. Penwood jako jedyny wciąż drżał ze strachu, gdy Alucard był w pobliżu, a najnowszy w tym składzie, sir Dolarhyde, nie mogąc pojąć wyjątkowości młodej dziewczyny, traktował ją lekceważąco, także jako jedyny.
Integra odrobinę zmieniła postawę, na taką, którą przyjmowała zawsze przy oficjalnych zebraniach, choć złości w błękitnych oczach nawet nie próbowała ukryć.
- Witamy sir Hellsing – rzekł sir Irons – Proszę zasiąść, właśnie mieliśmy zacząć.
- Witam Panów – bez innych zbędnych słów, dziewczyna zasiadła na jedynym wolnym miejscu przy stole, dokładnie naprzeciw Ironsa. Walter i Alucard stanęli za nią, po obu jej stronach. Zignorowano ich obecność, traktowaną te dwójką już jako nierozłącznych towarzyszy młodej Hellsing.
- Jak mniemam…  - zaczął Irons - …znasz powód tego zebrania.
- Owszem – Integra walczyła ze sobą by zachować profesjonalizm i nie wrzasnąć na tych starych głupców – I nadal go nie pojmuję. Wszystko powiedziałam na ostatnim zebraniu. Zdałam szczegółowy raport. Powiedziałam, że gdy coś odkryję, dam Panom znać, a niestety od tamtego czasu nic nie odkryłam – Przy kilku ostatnich słowach, jej pięści zacisnęły się pod stołem.
- Wiemy, ale kilkoro z nas nie było obecnych na ostatnich zebraniach. A ponieważ nareszcie jesteśmy w komplecie, chciałbym abyś jeszcze raz zdała szczegółowy raport z ostatnich działań, abyśmy wszyscy byli na bieżąco, sir Hellsing.
Integra żałowała, że nie ma ze sobą pistoletu. Ile to już razy składała ten raport? Ile razy opowiadała o tym co się stało? Miała już serdecznie dość ciągłego powtarzania się i marnowania czasu. Zastanawiała się, czy ci panowie każą jej to ciągle robić, ponieważ wciąż nie mogą w to uwierzyć i pojąć, czy może chcą ją skrycie ukarać tymi bezsensownymi spotkaniami i sprawozdaniami, za to, że wykonała tą misję w tajemnicy przed nimi i nie miała żadnych postępów w związku ze śledztwem.
- Dobrze… - Integra wzięła głęboki wdech, przymknęła oczy na dosłownie dwie sekundy, po czym zaczęła recytować z pamięci często ostatnio powtarzane słowa – Ponad dziesięć miesięcy temu, podczas pracy zauważyłam pewną prawidłowość. W różnych częściach Anglii, znikało bez śladu troje ludzi. Zawsze w podobnym wieku i zawsze tak samo tłumaczono ich zniknięcia. Po głębszym zbadaniu sprawy odkryłam więcej tajemniczych zniknięć, także takich, które policja uważała za rozwiązane, choć były to pozory. Udało nam się odkryć wzór, według którego działał porywacz. Nie będąc pewna, czy ściganą osobą jest wampir, wykonałam tą misję po cichu. Postępując według wzoru namierzyłam sprawców. Nie pomyliłam się, były to trzy wampiry i wszystkie wraz z ich sługami zostały wyeliminowane.
Kąciki ust Alucard uniosły się lekko, na wspomnienie tamtej nocy. Nikt tego nie zauważył, a tymczasem Integra kontynuowała.
- Niestety liczba ofiar była większa niż się spodziewałam. Cała akcja zabezpieczenia terenu była czasochłonna, a wytłumaczenie tego władzom wsi oraz rekompensata rodzinom ofiar była bardzo kosztowna. Nie uważam jednak, że mogłam temu zapobiec. Zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy i sprawców spotkała z mej strony odpowiednia kara.
Zrobiła krótka przerwę.
- Jednakże jeden z wampirów tuż przed śmiercią przekazał nam pewną wskazówkę. Dał nam do zrozumienia, że oprócz niego i jego towarzyszy jest jeszcze jakaś wampirzyca, również odpowiedzialna za śmierć tych ludzi. Po ponownej analizie sprawy doszłam do wniosku, że niemożliwe jest by jedna i ta sama osoba opracowała owy plan pozostania w ukryciu, który był genialny moim zdaniem, niemożliwy do wykrycia  oraz jego wykonawcą, wampirem który popełnił masę błędów, które pozwoliły na jego wykrycie. Taka rozbieżność jest niemożliwa. Dlatego postawiłam hipotezę, że to właśnie ta wskazana wampirzyca jest autorką planu. Organizacja Hellsing ustanowiła oficjalną misje, aby ją znaleźć i zlikwidować, jednak do tej pory nie ma postępów w sprawie.
- A czemuż to? – jedynie Dolarhyde odważył się odezwać – Może czas zmienić metody, skoro obecne nie działają.
Integra niebezpiecznie zwęziła oczy.
- Ależ jestem otwarta na sugestię, sir. Obecnie większość moich ludzi , ze mną włącznie, obserwujemy i badamy każde zaginięcie na świecie, poszukując kolejnego utajonego wzoru. Jeśli ma Pan lepszy pomysł, proszę go podać.
- Dlaczego to takie trudne, skoro za pierwszym razem tak łatwo odkryłaś wzór?
Gość nawet nie próbował udawać, że nie unika poruszonego tematu. Chodziło mu jedynie o to, aby ją przyprzeć do muru. Alucard poczuł jak kły zaczynają go swędzieć, aby w coś się wgryźć.
- Jakby mnie Pan słuchał, to by Pan wiedział – rzekła Integra z nutką złośliwości – Tamten wampir popełniał błędy, dzięki którym go namierzyliśmy. Lecz wampirzyca, której szukamy ich nie popełnia i najpewniej nie popełni. Szukam więc wzoru, który z zamierzania ma być niewykrywalny. Trochę trudne zadanie, prawda? Co nie znaczy, że nie dam rady. A jeśli mam rację co do drugiej hipotezy, trudność wzrasta wielokrotnie.
- Jaka druga hipoteza?
- Zastanawiałam się nad powodem dla którego jeden wampir układa plan polowań dla drugiego, jednocześnie nie będąc jego częścią. Po konsultacji… - w tym momencie dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie na swojego wampira, stojącego po jej lewej - …doszłam do wniosku, że może ich być więcej.
- Więcej kogo?
- Wampirów, którym ta „ona” pomaga. Układa różne plany, aby byli oni niewykrywalni. Wampir, którego zabiliśmy nie musi być odosobnionym przypadkiem. Może być jednym z wielu.
- Ale powiedziałaś, że odkryłaś już wzór.
Integra po raz drugi omal nie wybuchła, przez poufałość, z jaką zwracał się do niej sir Dolarhyde.
- Ten wzór był jednorazowy. Osoba, która go ułożyła była ponadprzeciętnie inteligentna. Nie sądzę, aby dwa razy ułożyła identyczny plan. Najpewniej jest w stanie ułożyć wiele różnych i równie dobrych.
- Ale oczywiście dasz radę ją namierzyć, ją i inne wampiry, którym pomaga, prawda sir Hellsing? – tym razem głos zabrał sir Irons, który już był skłonny okazać piętnastolatce szacunek.
- Oczywiście. Organizacja Hellsing znajdzie ją i zabije wampirzycę. Macie moje słowo.
Ktoś mógłby nie zrozumieć, dlaczego złość dziewczyny znów podskoczyła, skoro tym razem zwrócono się do niej z szacunkiem i zaufaniem. Po prostu tym razem była zła na siebie.
Prowadziła śledztwo od wielu miesięcy. Przez ten czas ani razu nie miała wolnej chwili w takim stopniu, że zapomniała o własnej dacie urodzin. Przez cały ten okres swój czas dzieliła na pracę, naukę i prowadzenie śledztwa w sprawie wampirzycy. Zaangażowano w pracę jej wszystkich ludzi, ale rezultatów nadal nie było widać choć i sama Integra wylewała siódme poty.  
Właśnie przez to była taka wściekła. Za swoją bezsilność. Za brak postępów. Za to, że ci mężczyźni patrzyli na nią z góry i wciąż kazali jej uczestniczyć w tych spotkaniach, aby wciąż i wciąż powtarzać, że nie osiągnęła nic nowego w tej sprawie. Ta tajemnicza, cholerna wampirzyca poniżała ją. Nie mogła jej znaleźć. Nie miała nic, nawet małego tropu. Za każdym razem, gdy powtarzała na głos, że wciąż nie miała żadnych postępów, czuła jak słabnie. Jak miała walczyć, skoro nie mogła nawet znaleźć przeciwnika?
Alucard i Walter spojrzeli po sobie. Obaj wiedzieli co siedziało w głowie ich Pani. Oni sami skłamali by, gdyby powiedzieli, że ta sytuacja ich obeszła. Sami czuli się poniżeni, że nie mogą znaleźć jednej wampirzycy i palić licho, czy była geniuszem, czy nie.
Stali w miejscu…oni wszyscy i nie wiedzieli jak ruszyć naprzód.
Zaległa cisza, podczas której Integra dumnie patrzyła przed siebie, walcząc ze sobą by nie spuścić wzroku. Nie zamierzała dać komukolwiek satysfakcji, że nie radzi sobie z misją wytropienia wampira. Choć oni pewnie nawet nie pomyśleli, że sami nie zaszliby zbyt daleko bez niej.
Sir Irons przerwał ciszę, poruszając kolejną kwestię do omówienia dotyczącą nowo wprowadzanej ustawy. Ta sprawa nie dotyczyła Integry w najmniejszym stopniu, lecz jej obowiązkiem  było wysiedzieć do końca na zebraniu, na które została wezwana.
Jakieś 50 minut później dalej siedziała w tej samej pozycji, zabijając czas wyobrażając sobie jak rozstrzeliwuje całą hordę ghouli. Tylko dzięki temu nie zaczęła ziewać. Ale właśnie wówczas coś rozproszyło jej uwagę. Jeden z obradujących zerwał się z krzesła, patrząc na zegarek na ręce.
- Proszę mi wybaczyć. Uprzedzałem, że muszę wyjść przed końcem. Żona wychodzi ze szpitala…
- Wiemy, sir. Spokojnie, proszę jechać.
Interga sama nie była pewna czemu się wówczas odezwała. Możliwe, że nuda i rozdrażnienie w końcu skumulowała się w niej do tego stopnia, że kontrola ją zawiodła.
- Widać profesjonalizm – chyba w pierwszej chwili ta sarkastyczna uwaga miała być mruknięciem pod nosem, ale wyszło głośniej niż zamierzała. Wszyscy ją usłyszeli, kilka osób posłało jej karcące spojrzenie, niczym do niegrzecznego dziecka. To ją bardziej rozsierdziło, ale mężczyzna do którego była skierowana ta uwaga, nie był obrażony.
- Zdaję sobie sprawę sir Hellsing – uśmiechnął się do niej serdecznie – Ale jak pewnego dnia będziesz mieć męża i dzieci, zrozumiesz moją sytuację. Teraz mogę jedynie przeprosić – wyszedł tak szybko, że nie spostrzegł jak wielki szok jego słowa wywołały u dziewczyny.
Integra…zdębiała…lepszego słowa na to nie miała. Ledwo już zdawała sobie sprawę co się wokół niej dzieje. Zebrania skończyło się piętnaście minut później. Niczym w transie wstała i wyszła z sali, nie zerkając do tyłu na resztę zebranych. Zapomniała nawet, że jej lokaj i wampir kroczą przy jej boku lekko z tyłu.
Mąż i dzieci… To prawda, że miała dopiero 15 lat, ale i myśl o czymś takim wydawała się strasznie abstrakcyjna i nierzeczywista. Szok pewnie był spowodowany tym, że nigdy o tym nie myślała. Ale to nigdy, przenigdy. Nawet w marzeniach, czy wyobrażeniach o przyszłości. Nic…
„Nie…to jakaś abstrakcja…mąż i dzieci…ale ja nie chcę…”
- Sir Integro…
Głos Waltera przywrócił ją do rzeczywistości. Stali już przy wyjściu, przy szatni. Lokaj trzymał jej płaszcz, chcąc pomóc jej go założyć. Przyjęła pomoc z cichym „dziękuję”.
Integra pochłonięta swoimi myślami nie zauważyła, że przez całą drogę powrotną do domu, Alucard także był jakby daleko od świata, w bardzo ponury sposób.

***

Budzik zadzwonił równo o drugiej w nocy. Zaspana Integra uniosła dłoń, aby go wyłączyć, ale ktoś ją uprzedził. Dzwonienie ustało jeszcze zanim dotknęła budzika.
- Nawet o tym nie myśl.
Otworzyła zaspane powieki, aby napotkać świecące w ciemności szkarłatne tęczówki znajomego wampira.
- Co ty tu robisz? – spytała zaspanym tonem. Może gdyby była bardziej przytomna, byłaby zła, że wszedł do jej pokoju bez pytania, ale teraz nie miała na to siły.
- Mogę spytać o to samo – przysiadł na skraju łóżka, samym wzrokiem zakazując jej wstać – Zamierzałaś iść do moich piwnic, prawda?
Pokiwała głową. Chciała rozmowy, od dawna nie miała nawet chwili…
- Wracaj spać, Pani. Potrzebujesz odpoczynku. Wstawanie w środku nocy ci już więcej nie pomoże, zwłaszcza teraz. Musisz wstać za dosłownie kilka godzin. Odpoczywaj do tego czasu, póki możesz.
- Ale…
- Zostanę z tobą… - zawahał się przez moment - …jeśli mi pozwolisz.
Dziewczyna także się zawahała. Ułożyła się z powrotem na poduszce, po czym mruknęła cicho.
- Możesz zostać.
Na jedno wychodziło, i tak zamierzała do niego iść.
Jej plan dnia od dawna wyglądał tak samo. Od rana do późnego popołudnia miała korepetycję, potem od razu pracę, aby wieczorem do około pierwszej siedzieć nad sprawą wampirzycy. Nigdy nie powiedziałaby tego na głos, ale… była zmęczona.
Naszła ją niedawno ochota by odnowić te spotkania w piwnicach, lecz najwidoczniej Alucard to przewidział. Sam do niej przyszedł pozwalając jej jednocześnie odpocząć i dać to co chciała…jego obecność obok.
Z ulgą ponownie zamknęła oczy. Gdy znów zapadała sen, do jej uszu zdołał jeszcze dotrzeć cichy i głęboki głos wampira, choć potem nazajutrz nie była pewna, czy jej się to nie przyśniło, tak bardzo była wtenczas wykończona.
- Nie musisz już się nigdzie przemykać, Master. Wystarczy zawołać, bym przyszedł, gdy mnie potrzebujesz. Zawsze się zjawię.
Zapadła w głęboki sen dosłownie chwilę później.
Alucard nie mógł jej za to winić. Przez ostatnie miesiące wykańczała się, fizycznie i emocjonalnie. Zresztą nie tylko ona. Z każdym mijającym miesiącem bez efektów Alucarda, a nawet Waltera, ogarniał gniew. Nie byli przyzwyczajeni do takiej bezsilności.
Wampir zamienił się w posąg. Siedział w miejscu, nie odrywając wzroku od swojej śpiącej Pani. Jego oczom nic nie umykało. Widział jej podkrążone oczy. Był także pewien, że w ciągu kilku miesięcy młoda Hellsing znacznie straciła na wadze. Wykańczała się…
Gniew…nie, to już była furia. To właśnie to uczucie rozsadzało go od środka. Marzył, pragnął coś zniszczyć, a właściwie kogoś. Pragnął dostać w swoje szpony ową wampirzycę i wycisnąć z niej przeprosiny, słyszeć jej wrzaski i błagania o litość, aby na koniec bezlitośnie rozszarpać ją na strzępy.
Tylko jak, skoro nie znał wroga? To chyba był pierwszy raz, gdy ział rządzą mordu wobec nieznanej mu istoty. Niemożliwej nawet do namierzenia. Nawet nie znają jej tożsamości, a ona już z nimi wygrywała. Zapędziła w ślepy zaułek, uniemożliwiając kontratak.
Aby opanować wściekłość Alucard z powrotem skupił całą swoją uwagę na śpiącej dziewczynie. Chociaż może to był błąd, bo przez swoje gwałtowne emocje, wszystkie bodźce docierały do niego nieco mocniej niż normalnie. Na przykład zapach krwi w żyłach…
Odruchowo obnażył swędzące kły. Pochylił się nieco w jej stronę, jakby coś sprawdzając. Zatrzymał się dopiero kilka centymetrów od jej szyi. Będąc już bardzo blisko, zerknął na jej twarz. Nawet nie drgnęła, wciąż spała spokojnie, niczym nie zaalarmowana. Zupełnie zanurzona w świecie snów nie wyczuła niebezpieczeństwa…pewnie dlatego, że go w ogóle nie było.
Alucard nie mógł jej zaatakować nawet gdyby chciał. Tego czego chciał, a czego nie mógł dostać to bycie blisko niej. Wiedział to.
Odsunął się na bezpieczną odległość i pokręcił z niedowierzaniem głową, lecz jego dłoń sama powędrowała ku Integrze, jakby chciała pogłaskać ją po włosach. Naprawdę wampir chciał to zrobić, ale…
- Ale jak pewnego dnia będziesz mieć męża i dzieci, zrozumiesz moją sytuację.
Wypowiedziane dziś zdanie zabrzmiało w jego głowie niczym dzwon. Ręka zatrzymała się automatycznie jakieś 5 centymetrów nad włosami dziewczyny. Alucard wykonał ruch, jakby rzeczywiście głaskał Integre po włosach, choć wcale jej nie dotykał, po czym odsunął dłoń.
Oto ból bycia potworem. Niemożność bycia z kochaną osobą. A myślał, że już się przyzwyczaił, ale ból zawsze był taki sam. Do tego jednak nie da się przywyknąć, inaczej nie byłoby to karą.
Alucard przypomniał sobie zszokowaną minę swojej pani, gdy tamten człowiek wspomniał o mężu i dzieciach. Widać było, że nigdy nie przeszło jej to przez myśl. Ale…
- Od tej myśli nie da się uciec, przyszłaby prędzej czy później – powiedział najciszej jak potrafił, zabierając dłoń – Nie ważne jak dziwna jest to myśl Master. Niedługo zrozumiesz, że nie masz w tej kwestii wyboru. Tak jak ja nie mam wyboru…i musze cię kochać.
A gdy to się stanie, on symbolicznie otrzyma kolejny kołek w serce.
Gdyby naprawdę nie miał serca wszystko byłoby prostsze. Lecz wtedy pewnie nie byłby potworem. Żaden potwór nie powstaje sam z siebie. To po prostu słabe istoty, dla których cierpienie to zbyt dużo i każdy kolejny cios popycha ich na coraz mroczniejsze ścieżki, aż w końcu jedyną rzeczą, która sprawia im radość to zniszczenie.
A Alucard znał uczucie cierpienia aż zbyt dobrze…to jego nieodzowny towarzysz.

***

Wampirzyca przeciągnęła się leniwie na łóżku. Była syta, w każdym sensie. Dowodem było leżące przy łóżku, na podłodze wyssane do cna nagie ciało mężczyzny.
Elizabeth wydała pomruk zadowolenia niczym mała kotka, po czym podniosła się leniwie i nałożyła leżący obok jedwabny szlafrok, aby okryć własną nagość. Ledwie to zrobiła, a zabrzmiało pukanie do jej komnaty.
- Wejść – wydała jasny rozkaz, z uśmiechem na twarzy, choć jej oczy się nie śmiały.
Do środka wszedł bardzo wysoki, ciemnowłosy wampir o przystojnej twarzy, która nie wyrażała żadnych emocji. Wampir zerknął w dół na ciało, a potem na zrelaksowaną na łóżku Elizabeth.
- Musi się Pani nudzić.
Elizabeth rzadko robiła takie prymitywne zabawy, jak właśnie uwodzenie człowieka, a potem zabijanie go podczas seksu. Uciekała się do tego, jedynie gdy doskwierała jej nuda i rutyna. Wówczas bezwiednie zaczynała zabawę w czarną wdowę lub jak ktoś woli, w modliszkę.
- Rzeczywiście Damien – Mistrzyni potarła czoło – Wszystko idzie zbyt łatwo. Poddani są posłuszni jak nigdy, a nowych nie przybywa, przez co praktycznie nie mam pracy. Aż muszę posuwać się do tego, aby zabić czas – wskazała podbródkiem na zwłoki – Choć przyznam, że facet był niezły…ale skoro przyszedłeś to znaczy, że znalazła się jakaś praca. Błagam, powiedz, że tak.
Damien był prawą ręką Mistrzyni. Jedyną osobą, do której wampirzyca odzywała się jak do starego przyjaciela. I najprawdopodobniej jedyną istotą, której Elizabeth ufała. A to pewnie dlatego iż Damien jako jedyny na świecie dzielił z nią jej tajemnicę…
- Tak, choć nie do końca.
- O co chodzi ? – spytała, nie wstając, usadowiła się jedynie wygodniej na łożu.
- O Howarda.
- Mhm… - wampirzyca szybko przebiegła w głowię listę swoich klientów, którym „pomagała”. Miała w tej kwestii pamięć wręcz komputerową – Już wiem który to. I co z nim? Znaleźliście go?
Kilka miesięcy temu nie doszła należyta opłata od Howarda, którą każdy wampir pod jej opieką miał obowiązek dostarczyć. Za karę Mistrzyni wysłała dwie swoje sługi do Anglii, aby go zlikwidowali. Nie zamierzała mu wybaczyć po raz drugi. Jednakże minęły miesiące i od jej sług nie było wieści.
- Właśnie nie, Mistrzyni – choć Elizabeth rozmawiała z Damienem swobodnie, on nie miał tego w zwyczaju i zwracał się do niej jej tytułem – Nie tylko, nie namierzyli Howarda, ale doszły do nich plotki o jakieś rzezi w pewnej wsi…najpewniej Howard został zlikwidowany zanim my do niego dotarliśmy.
Elizabeth zwęziła brwi.
- Że co? Ale niby kto…niemożliwe…
- A jednak.
- Nie o to mi chodzi. Niemożliwe, żeby Hellsing…
Mózg Elizabeth jak zwykle pracował na najwyższych obrotach i szybko dotarł do odpowiednich konkluzji. Prawdopodobieństwo, że Howard nie trzymał się planu było bardzo wysokie od początku. Dała mu ten prosty schemat przeżycia, po to, aby się nim zabawić zanim będzie musiała go zabić, ale skoro ktoś ją uprzedził to mógł być jedynie Hellsing. Tylko ta organizacja działała na tym terenie. Skoro Howard popełnił błąd, to namierzenie go nie byłoby trudne, nawet oni dali by radę, lecz…zabicie wampira to inna sprawa. Poszło im trochę zbyt łatwo. Howard nie mógł być sam, bał się samotności. Jego błąd musiał polegać na stworzeniu towarzyszy, ale to przecież komplikuje sprawę. Więcej wampirów oznacza wzrost trudności ich zabicia.
Takie trudne zadanie…jakim cudem Hellsing mógł poradzić sobie z tym tak szybko i tak łatwo? I tutaj Mistrzyni nie mogła znaleźć odpowiedzi. Miała za mało danych.
- Niemożliwe, żeby mała gówniara…a może jednak… - mruczała pod nosem kilka sekund, aż w końcu wampir spytał.
- Jakie rozkazy, Mistrzyni?
- Na razie nie wysyłajmy żadnych wampirów do Anglii. Dzieje się tam coś, o czym nie wiemy. Hellsing i jego liderka jakoś za łatwo sobie poradzili z Howardem, bo to oni go zabili, nie mam wątpliwości, tylko nie wiem jak. Coś się za tym kryje…Ci dwaj słudzy wciąż tam są?
- Tak, czekają na polecenia. Nie śmieli opuścić Anglii i wrócić do siedziby bez rozkazu.
- Bardzo dobrze. Wyślij im nowy plan, a dokładnie nr 47. Niech teraz działają według niego. To plan przeżycia przy infiltracji różnego rodzaju stowarzyszeń łowców. Niech zdobędą informacje o Hellsing, jak najwięcej. I tym razem, lepiej by mieli konkrety, bo przez ich ostatnią fuszerkę widzisz, co się narobiło! Nie mogę nic zrobić bez informacji. A tam się coś dzieje, na pewno. Czuję, że brakuje mi zmiennej, aby to pojąć.
- Zrozumiałem. Przekażę im polecenia jutro. Zaraz wzejdzie słońce, więc teraz to bezsensowne.
- Racja, tak zrób. I Damien… - wampirzyca zsunęła się lekko z łóżka i kopnęła leżące zwłoki w jego kierunku – Posprzątaj to truchło.
 Krew i seks to teraz ostatnie co miała w głowie. Nuda odeszła, ale nowe niewiadome napawały ją niepokojem.
- Tak jest – wampir złapał zwłoki za włosy i wytaszczył je z pomieszczenia, po czym zamknął za sobą drzwi.
Rzeczywiście musiał zbliżać się ranek, ponieważ Elizabeth poczuła się nieco słabiej. Ogromne łóżko z kolumnami i baldachimem nie mogło dać odpoczynku takim jak ona, więc wampirzyca zeszła z łóżka. Ukucnęła i wysunęła spod niego swoją trumnę. Bez zwlekania wsunęła się do niej i zasnęła. Zamierzała po zachodzie słońca ponownie przeanalizować całą sytuację, mimo że nie sądziła iż coś jej umknęło.
Ktoś może spytać po co Elizabeth Bathory ukrywała swoją trumnę przed wzrokiem innych? Otóż dlatego iż wiadomo, że trumna wampira musi pochodzić z kraju jego pochodzenia. I ktoś mógłby się zdziwić gdyby zobaczył, że jej trumna była…skromna, mała i bez ozdób. Zupełnie jakby…
…została zrobiona dla zwykłego obywatela, a nie dla Hrabiny.

***

Budzik zadzwonił. Integra otworzyła oczy i od razu poraziło ją poranne słońce. Nie czuła się ani trochę wypoczęta. Równie dobrze mogła nie kłaść się spać, efekt byłby podobny.
Przypomniała sobie wczorajszą noc i rozejrzała się po pokoju. Alucarda już nie było. Musiał odejść tuż przed świtem, wiedząc, że o poranku dziewczyna może już inaczej patrzeć na swoją prośbę ostatniej nocy i wstydzić się tej chwili szczerości. Była mu za to wdzięczna oraz nie miała wątpliwości, że wampir siedział tu całą noc. Wierzyła mu.
Kiedyś budził ją Walter, przynosząc filiżankę herbaty. Kazała mu przestać to robić niecały rok temu. Teraz chciała rano trochę prywatności dla siebie, czyli właściwie jedyny czas w ciągu całego dnia, gdy mogła trochę pomyśleć o czymś innym niż nauka i praca. Niestety miała na to tylko pół godziny.
Ospale zeszła z łóżka, założyła okulary i udała się do przyległej łazienki. Siedziała tam 20 minut, aż w końcu wyszła z niej już nieco bardziej przytomna.
Zostało jedynie ubrać się i iść na śniadanie, które lokaj pewnie właśnie kończył robić.
Przez cały ten czas, kiedy w końcu mogła trochę skupić się na sobie, jak na złość nie mogła opędzić się od natrętnych myśli, które niemalże mentalnie ją dźgały. Złośliwe, ponieważ nie chciała o tym myśleć.
Chodził o wzmiankę o jej przyszłości. O tym, że kiedyś założy rodzinę. Nie ten fakt ją tak absorbował, a samo to, że była tym tak zszokowana. Nie rozumiała dlaczego. Przecież to powinno być naturalna kolej rzeczy, podczas gdy ona aż wzdrygała się na samą myśl. Nie znała powodu swojej reakcji i nie była pewna, czy chciała ją znać.
Jedno było pewne. Myśl o przyszłości nie była przyjemna. Aż zimy dreszcz ją przechodził, gdy próbowała to sobie wyobrazić. Nie chciała tego.
Ale z przerażeniem zdała sobie sprawę, gdy się ubierała, że ta kwestia właśnie się pojawiła i z czasem wzmianek o niej będzie coraz więcej. Zaczną się sugestie, ciche nakazy, prośby o spotkanie z synami wysoko postawionych ludzi. Im bardziej będzie dorastać, tym będzie gorzej. I pewnie ci niektórzy będą myśleli, że robią to z „dobroci serca”, aby młode dziewczę nie było samotne, jakby kobieta potrzebowała męża i dzieci do szczęścia. To znaczy oczywiście dla niektórych to ogromne szczęście, lecz dla niej…
Może z czasem jej niechęć się zmieni…choć mocno w to wątpiła. Cholera, co z nią było nie tak? Kto normalny reagowałby na coś tak zwykłego w taki sposób?
I tak nikt by z nią nie wytrzymał, a i ona nie mogła znieść towarzystwa i głupoty większości ludzi. Jedynie Alucard mógłby… Czyżby jej szok miał z nim coś wspólnego…
Momentalnie zatrzymała swój ruch. Do tej pory ubierała się automatycznie, a teraz skupiła się na tym, co robi. Jej dłoń ściskała spódnicę na wieszaku w szafie. Zawahała się. Przyjrzała się reszcie zawartości szafy. Było tam sporo długich spódnic, takich jakie lubiła.
Nagle natchnął ją mały pomysł.
Puściła spódnicę i zaczęła szperać bardziej w głębi szafy, aż w końcu wyciągnęła niemal nieużywaną parę spodni. Miała ich chyba tylko ze dwie. Nałożyła je szybko, następnie białą koszulę, a na koniec krawat bolo.
Przejrzała się w stojącym obok lustrze, aby sprawdzić czy uzyskała taki efekt jaki chciała. Czyli czy pozbyła się nieco kobiecego wyglądu.
Nie chodziło o to, żeby upodobnić się do innych. Nie chciała, żeby rząd widział w niej mężczyznę i przez to akceptował i szanował. Chciała szacunku ze względu na czyny i charakter, a nie płeć. I wierzyła, że go zyskiwała. Nie chodziło o to, by przekonać do siebie innych swoim wyglądem, upodobniając się do nich. Stać ją było na coś lepszego. Nie potrzebowała upodabniać się do mężczyzn, aby zdobyć przychylność i szacunek. Bez wtapiania się w tłum mogła to zrobić.
Jednakże… jeśli zmieni nieco styl ubioru na męski to może…te sugestie, których obawiała się w przyszłości nie napłyną z taką siłą. Może nawet w ogóle. Już teraz zachowywała się publicznie niczym osoba zrobiona z lodu, a jeśli to tego zacznie ubierać się po męsku nikt nie pomyśli by ją swatać. A jak zacznie tak wcześnie, to z czasem nikt nie będzie się dziwił. Cóż…warto by spróbować.
Gdy weszła do jadalni Walter jedynie mrugnął, po czym jak zwykle powitał ją i podał do stołu. Nie skomentował jej niecodziennego wyglądu.
Czas dla siebie minął. Trzeba było wrócić do pracy.

***

Coś w niej pękło. Jej zaciśnięta pięść mocno uderzyła w blat biurka.
Ostatnio już parę razy to zrobiła. Ta frustracja powoli ją zabijała, naprawdę. Integra wstała od biurka mając dość siedzenia i zaczęła szybkim krokiem chodzić wzdłuż długości swojego gabinetu. Pracowała już dobrych kilka godzin, potrzebowała ruchu, albo zwariuje.
Dzień za dniem było to samo, czyli korepetycje, praca, tropienie wampirzycy, które oczywiście nie dawało żadnych rezultatów. Powoli zaczynała się do tego przyzwyczajać, co denerwowało ją jeszcze bardziej.
- Nic nie ma, wciąż nic nie ma! Jak tak dalej pójdzie to nigdy jej nie znajdziemy. Po co w kółko stosować te same metody skoro nie działają?! Ale jakie inne, jakie?!!!
Nienawidziła czuć się taka bezsilna.
Słowa „jak ją znaleźć” rozbrzmiewało w jej głowie w kółko i w kółko, a odpowiedzi nie było. Nogi same zaprowadziły ją pod okno. Na dworze był już środek nocy, padał ulewny deszcz. Bezwiednie dotknęła czołem lodowatej szyby.
Bóg wie ile czasu spędziła na myśleniu, analizowaniu, ile czasu jej ludzie szukali ukrytych wzorów na całym świecie, ile sama wysiedziała przed dokumentami, mapami, sprawozdaniami, aby ciągle znajdować się w tym samym martwym punkcie. Tyle energii, tyle pracy włożono w znalezienie wampirzycy, a ciągle jedyne co mieli to jej płeć i możliwości intelektualne.
Dzień w dzień, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu smak porażki w ustach Integry był coraz bardziej intensywnie gorzki. Dobijało ją to.
- Co ze mnie za lider? Nie potrafię znaleźć jednej wampirzycy.
Coraz bardziej traciła nadzieje na wytropienie jej. Jej metody nie działały, więc co miała zrobić? Poddać się? Nigdy! Musi ją znaleźć i zabić…
Ale jak do cholery?
Jeśli będzie działać jak dotychczas to nic się nie zmieni. Nie wykryje wzoru tak po prostu, już to udowodniła. Zwykłe metody nie wystarczą. Trzeba zmienić taktykę.
Integra powróciła do biurka, ale przy nim nie usiadła. Kolejny raz całą siłą woli odepchnęła na bok swoje zmęczenie, gniew i frustrację z bezsilności. Jeszcze raz przeanalizowała przypadek. Musi coś być, inny trop którym można podążyć.
Wampirzyca pomagająca swoim pobratymcom się ukrywać, taka była jej teoria. Jej wzory, plany były nie do wykrycia, to także udowodniła. Lecz…
Chwila… Integra zamarła przerażona, jakby bojąc się, że ta myśl zaraz od niej ucieknie.
- Moment, moment! – powiedziała znów na głos – Plany nie do wykrycia…inne wampiry do niej…jasna cholera!
To mogło być to! Jedyny sposób, żeby namierzyć wampirzycę! To mogło się udać!
Tyle, że było to strasznie ryzykowne. Gdyby jej ojciec i dziadek usłyszeli o tym planie przewrócili by się w grobach, ale nie miała wyjścia. To było jedyne rozwiązanie, które mogło wreszcie ruszyć sprawę do przodu. Jedyne wyjście, albo naprawdę nigdy jej nie znajdą, a sama Integra osiwieje przed osiemnastką.
Nie ma innego wyboru! Albo się podda albo zrealizuje ten ryzykowny plan. A wiadomo, że odpuszczenie nie wchodzi w grę. Nigdy!
- Alucard! Walter! – krzyknęła na cały głos.
Pierwszy zjawił się oczywiście wampir. Miał zaintrygowany wyraz twarzy. Nic dziwnego, przecież słyszał jej rozmowy ze sobą. Lokaj przybiegł dosłownie chwilę później.
- Co się stało, sir Integra?
- O co chodzi, Pani?
Integra podniosła na nich wzrok. Zarówno Dornez, jak i Alucard dostrzegli, że w błękitnych oczach dziewczyny płonął ogień, którego od dawna nie widzieli.
- Mam nowy pomysł – powiedziała tylko, czym wywołała w nich większe emocje niż można było się spodziewać.
Mężczyźni przybliżyli się do niej i zaczęli słuchać w skupieniu.
- Doszłam do wniosku, że musimy przestać poszukiwać wzorów według których ukrywają się wampiry. Nie mamy na to szans. Nigdy ich nie znajdziemy.
To brzmiało jak wyrok, ale twarze obojga nawet nie drgnęły.
- A wiecie dlaczego? – nie czekając na odpowiedź kontynuowała – Ponieważ te wzory i plany zostały opracowane po to, żebyśmy MY ich nie znaleźli. Wampiry nie chcą chować się przez zwykłymi ludźmi, a przed łowcami. Te plany są opracowane po to, aby nasze metody były bezsilne. I jak już wiemy, to działa. Jesteśmy bezsilni, kompletnie. Ale…
Zrobiła krótką przerwę.
-… ta wampirzyca chowa się jedynie przed łowcami, prawda? Poza tym nasza teoria mówi, że ona opracowuje te plany nie tylko dla siebie, ale też dla innych wampirów, które nie są jej towarzyszami. Należy więc postawić sobie pytanie…Skąd owe wampiry wiedzą jak ją znaleźć?
Obaj unieśli brwi, pokazując, że w ogóle na to nie wpadli. Już zaczęło im się powoli rozjaśniać w głowie do czego młoda Hellsing zmierzała.
- Ona chowa się przed łowcami, ale nie przed innymi wampirami. Pomaga im, więc one muszą mieć do niej jakiś kontakt. Opłaca jej się to, bo jestem pewna, że nie pomaga obcym krwiopijcom za darmo. A skoro tak to jedynym rodzajem istot, które mogą do niej bez problemu dotrzeć to słabe wampiry potrzebujące pomocy.
Zwróciła się w stronę Alucarda. Nic nie można była z niego wyczytać.
- A my mamy wampira w naszych szeregach, prawda? Więc Alucard…masz jakieś zdolności aktorskie?
- Jeśli pytasz czy potrafię udawać słabeusza, to sądzę, że tak.
- Zaraz, zaraz… - wtrącił się Walter – Jeśli Alucard ma ją sam znaleźć to znaczy, że…
- Tak – przerwała mu stanowczo Integra – Alucard musi stąd odejść i sam się wszystkim zająć.
Nastąpiła niezręczna cisza, gdyż wiadomo było że taki poziom zaufania, jakim zamierzano obdarzyć wampira był wielce niebezpieczny.
Integra praktycznie zamierzała wypuścić wampira w świat samego, zupełnie jakby znowu był całkowicie wolnym wampirem. Będzie sam, nie będzie nad nim żadnej kontroli, nie będą wiedzieli co robi w tej chwili lub co zamierza zrobić. Wszystko zostaje pod jego osąd. Nie było złudzeń, że na końcu trzeba będzie sprzątać jakiś krwawy bałagan, ale nie było wyjścia.
- Walter przygotuj skrzynkę kontaktową i wynieś trumnę Alucarda z podziemi. On wyrusza natychmiast. Nie zamierzam tracić ani minuty więcej na tropienie tej wampirzycy. Zaczynamy natychmiast. A jak sądzę wyjazd z Anglii będzie konieczny. Po zlikwidowaniu tamtej trójki, w kraju nie ma żadnych wampirów pod jej opieką.
- Tak jest. Wierzę, że Pani wie co robi – skłonił lekko, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając dziewczynę z wampirem samych.
Ponownie zapadła milczenie. Alucard stał jak wryty w ziemię, nie wiedząc co powiedzieć, a jego Pani stała do niego tyłem udając, że segreguje papiery na biurku. Jedyne co było słychać, to dźwięk kropel deszczu uderzających o szyby.
- Master… - zaczął powoli, nie przechodząc na prywatny ton kiedy mógł mówić jej po imieniu, lecz ta znów przerwała wypowiedź.
- Alucard – nie było to głośno, a bardziej twardo, nie znosząc sprzeciwu – Na kolana.
Wampir bez wahania, wręcz natychmiast osunął się na kolana. Klęczał, czekając co dalej. W końcu Integry odwróciła się w jego stronę i podeszła jak najbliżej.
- Żeby wszystko było jasne, wyłożę wszystko w słowach, abyś nie szukał żadnych luk. Po pierwsze, jeszcze dziś opuścisz kraj i wnikniesz z powrotem do świata wampirów, ale jako podwójny agent. Twoją pierwszą powinnością jest odnaleźć poszukiwaną wampirzycę i zlikwidować ją i wszystkich wokół niej. Znajdź ją i zniszcz. Search and destroy!
- Zrozumiałem.
- Po drugie, to nie są wakacje. Masz cały czas spędzić na wypełnianiu misji. Nic innego się dla ciebie nie liczy, jasne?
- Tak jest.
- A po trzecie, spróbuj tylko zabić jakiegoś człowieka dla krwi, to zamknięcie w celi będzie ostatnim z twoich problemów. Wiem, że potrafisz długo wytrzymać bez krwi, ale gdy już będziesz musiał się napić to albo zahipnotyzuj kogoś w szpitalu i ją zdobądź albo napisz tutaj, a wyślemy ci gdzie będzie chciał. Nie wolno ci zabijać ludzi dla krwi, wyraziłam się jasno?
- Tylko, że jest jedna kwestia – zauważył wampir – Mam udawać słabego wampira i żyć wśród innych wampirów jak gdyby nigdy nic. Więc co jeśli będę świadkiem jak one będą zabijać, albo będę musiał zabić człowieka i się napić przy nich by zachować pozory?
- Wiem, że coś takiego może się zdarzyć. I że na pewno będziesz świadkiem takich rzeczy. To jest w tym najgorsze. Dlatego kieruj się jedną zasadą. Ogranicz te konsekwencje do minimum. Jeśli możesz uniknąć picia krwi to to zrób. Jeśli nie będziesz mógł zapobiec śmierci ludzi to trudno, ale zrób wszystko co możesz by jednak tego uniknąć. Możesz nawet zabić te wampiry jeśli nie będą ci potrzebne do zbierania informacji. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Tak, jeśli nie będą potrzebni to ich zabić. Choć i tak zabiję ich, gdy te informacje zdobędę – uśmiechnął się, wyobrażając sobie tę zabawę, która go czekała.
- Wręcz musisz to zrobić. Ale pozory przede wszystkim. To ta konkretna wampirzyca jest naszym celem. Nie rób nic co może narazić cię na demaskację. Nawet kontakt z Agencją ograniczamy do minimum. Dzwoń lub pisz jedynie, gdy potrzebujesz krwi lub gdy trafisz na coś poważnego.
- Możesz na mnie liczyć, Pani.
- A teraz ostatnia kwestia.
Integra uniosła swoją dłoń do ust, a po krótkiej chwili wahania włożyła palec między zęby i mocno ugryzła.
- Co ty… - zszokowany Alucard urwał, kiedy poczuł zapach dziewiczej krwi. Ugryziony palec zaczął krwawić i mógł teraz to wyraźnie zobaczyć. Aż zapiekło go w gardle.
- Masz pamiętać, że to jest twój dom, Alucard – wyciągnęła rękę tak, że krwawiący palec znalazł się nad jego głową – Kiedy to się wszystko skończy, wiedz, że masz dokąd wrócić. I niech to…ci o tym przypomina.
- Pani…nie, Integra, ty mówisz poważnie?
Nie mógł uwierzyć, że to się działo naprawdę. Przez myśl mu nie przeszło, że Integra nie miałaby nic przeciwko by pił jej krew. To wydawało się nierealne, a jednak się działo. Mógł przysiąc, że nie był tak zdumiony od jakiś 200 lat. Kto daje własną krew wampirowi?
- A na co ci to wygląda? – wskazała podbródkiem na krew na palcu. Na jej twarzy nie było ani jednej oznaki bólu.
- Nie…ja…
- Chcesz żeby się zmarnowało? – rzeczywiście, pierwsza kropla krwi właśnie szykowała się, żeby spaść na ziemię.
O nie, coś tak wyjątkowego nie może się marnować. Jakby pociągnięty przez tą myśl, Alucard wyzbył się wahania i wysunął swój długi język, aby w samą porę chwycić kroplę.
Ach, pamiętał ten smak. Ten sam co wybudził go ponad 3 lata temu. A może nawet stał się lepszy. Wampir, nie mogąc się powstrzymać, zamiast czekać na kolejną kroplę wziął cały palec do ust. Jeszcze więcej tego dobra…
- Zapamiętaj ten smak Alucard – mówiła Integra nie spuszczając z niego wzroku. Nie wiedziała czemu, ale widok przed nią, Alucard pożywiający się jej krwią sprawił, że oddech stał się bardziej urwany. Na dźwięk jej głosu, wampir otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały – To smak domu. Pamiętaj o nim, kiedy będziesz daleko. Pamiętaj, że musisz wrócić do domu…do mnie.
„Nawet bez tej cudownej degustacji wróciłbym do ciebie, moja Pani” – pomyślał No Life King – „Mam własne samolubne powody by być u twojego boku, ale nie możesz o tym wiedzieć”
Alucard pił jeszcze przez chwilę, aż w końcu krew przestała lecieć. Niechętnie wypuścił palec z ust. Jeszcze sto lat temu nie patyczkowałby się i po prostu wbił się w jej szyję i wypił wszystko, lecz teraz to nie wchodziło w grę.
- To wszystko – dziewczyna wyciągnęła z kieszeni spodni chusteczkę i wytarła palec – Jak wykonasz misje to dostaniesz po powrocie jeszcze raz.
- To był i będzie dla mnie zaszczyt, Pani – skłonił nisko głowę.
- Możesz już…już iść – ponownie się odwróciła, jakby nie chcąc pokazać wampirowi swojej twarzy. Coś się musiało na niej malować, że nie chciała mu pokazać.
- Dobrze, pomogę Walterowi i zaraz wyruszę.
Alucard odszedł kawałek, lecz zatrzymał się przy drzwiach. Zawahał się, po czym spojrzał się za siebie, na plecy dziewczyny.
- Integro – wypowiadając jej imię przeszedł na ton prywatny.
- Tak? – wciąż nie chciała się odwrócić.
- Dlaczego się dziś tak ubrałaś? – pił do jej nieco męskiego stroju. Bo prawda była taka, że przez te trzy lata chyba w ogóle nie widział jej w spodniach.
- Bo … pomyślałam, że tak będzie wygodniej. I jest.
Poczuł ulgę, że nie chodziło o tym się przypodobać czy upodobnić do tych starych pryków. Gdyby Integra chciała, mogłaby utrzymać szacunek ubierając się w kółko w różową sukienkę księżniczki. Ważne, że to był jej nieprzymuszony wybór.
Wyraził więc swoją opinię.
 - Szczerze, mówiąc…podoba mi się ten nowy styl – rzekł, po czym od razu zniknął przenikając przez drzwi.
Dziewczyna potrzebowała jeszcze chwili, żeby się uspokoić. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu poczuła co to znaczy czerwienić się jak piwonia.
- Będę czekać, tylko wróć do domu.
Już teraz, nie wiedząc, ile nie będzie oglądać swojego wampira, Integra zastanawiała się jak ukryje przed personelem swoją tęsknotę, którą była pewna, że poczuje.

***

Alucard opuścił rezydencję dobrą godzinę temu. Szedł ze swoją trumną pustą drogą do portu, gdzie miał czekać statek, który miał go przewieźć do Francji. Szedł pieczo, ponieważ w zamierzeniu było, aby opuścił posiadłość po cichu, jak gdyby nigdy nic.
Uśmiechał się, cieszył. Znał siebie i wiedział, że ta misja nie będzie spokojna. Będzie taka. jaką chciał czyli pełna mordu, oczywiście z jego sprawy. Był szczęśliwy jak dziecko, które dostało nową zabawkę.
Polowanie się rozpoczęło.
W jego rękach leżało odnalezienie celu i zamierzał temu podołać, bez żadnych zahamowań.
Kiedy tak szedł, wpadł na pewien pomysł.
- Skoro jestem podwójny agentem… - jego czerwony płaszcz zaczął znienacka sam zanikać, postura zaczęła maleć, a włosy wydłużać - …to przyda się podwójna twarz.
W kilka sekund zamiast postaci Alucarda, po drodze kroczyła postać dziewczynki w białym garniturze. Jej uśmiech był wciąż tak samo psychopatyczny jak u męskiego pierwowzoru.
Dobrze, czas trochę poniszczyć. Niedługo świat wampirów zatrzęsie się w posadach.

***

Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy.
Żadnych wieści od Alucarda nie było. Nawet próśb o krew, kompletnie nic.
Integra wreszcie zaczęła lepiej spać, gdy trochę pracy jej ubyło. Całą misję oddała w duchu Alucardowi, wiedząc że jako łowca nie odkryje planów geniuszki, które ukrywała się właśnie przed takimi jak ona. Życie toczyło się wokół nauki i codziennej pracy.
Z szafy dziewczyny zniknęło większość spódnic. Teraz jej zawartość można było pomylić z męską szafą, jeśli się dobrze nie przyjrzało.
Nikt nie komentował nieobecności Alucarda. Ani w posiadłości, ani na zebraniach, które przestały ją już nieco męczyć, skoro wiedziała, że praca nad sprawą wkroczyła na nowy poziom. Może sądzono, że ponownie zamknęła wampira, ale cóż…rozczarują się, kiedy wróci.
Właśnie, ale kiedy wróci?
Integra prędzej wyrwałaby sobie język niż powiedziała na głos, że tęskni za Alucardem. Swoje uczucia jak zawsze ukrywała za maskę. Myśli odganiała pracą, lecz nic nie mogło powstrzymać natłoku myśli, gdy czekało się w łóżku na sen.
Aż wreszcie pewnego dnia, niedługo przed szesnastymi urodzinami Integry, o poranku, gdy kończyła się ubierać, rozbrzmiało pukanie do drzwi jej pokoju.
- Wejść – zawołała.
Wszedł Walter, z zagadkowo zadowolonym wyrazem twarzy.
- Przyszedł list Sir Integra, dzisiejszą poranną pocztą.
- Czemu nie dołożyłeś do reszty korespondencji?
- Powiedzmy, że rozpoznałem charakter pisma.
Integra zerknęła na list i widząc staromodną, idealną kaligrafię szybko chwyciła za kopertę i wyciągnęła list. Były w nim napisane tylko trzy zdania.
„Przełom w sprawie. Dalsze działania wymagają konsultacji i nowych rozkazów. Niedługo się po nie zjawię.
Alucard”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz