niedziela, 15 kwietnia 2018

Między wierszami - Rozdział 6


I kolejna burza rozpętała się za oknem. W ciągu ostatnich kilku dni, padało niemal non stop. Choć burza szalała dopiero jakiś drugi raz od pięciu dni. Ponieważ był środek nocy, pewnie mnóstwo osób nie mogło spać.
Ale nie Integra Hellsing.
Dziewczyna jak zwykle siedziała przy biurku. Ostatnimi czasy często zarywała nocki. Odkryła, że znacznie lepiej jest jej pracować i uczyć się, gdy już się ściemni, a jej posiadłość sama pogrąża się we śnie. Cisza i spokój, nikt nie zdzwoni, nikt nie wchodzi…idealnie. Tylko ona i to co ma do zrobienia. Nawet korepetycje zaczęła umawiać na popołudniowe godziny. Tak dawała radę przez jakiś ostatni rok…od tamtych wydarzeń.
Integra wstała i zgasiła lampkę. Skończyła pracę na dziś. Tyle, że swoich kroków wcale nie skierowała do swojej sypialni. I nie, nie poszła do piwnic.
Nie chciało jej się spać. Od dawna tryb życia prowadziła bardziej nocny i w takie noce jak dziś, gdy skończyła pracę szybciej niż planowała, udawała się do domowej biblioteki. Do tego pomieszczenia wchodziła praktycznie tylko ona i służba, aby posprzątać.
Drzwi lekko zaskrzypiały, kiedy przekroczyła próg. Najciszej jak umiała zamknęła je za sobą i zaczęła przemykać między półkami. Wiedziała konkretnie, w które miejsce zmierza.
Dla uściślenia, w tym pokoju praktycznie wszędzie stały półki…i wcale nie było ich mało. Wszystkie były z ciemnego drewna i po brzegi były wypełnione woluminami, zbieranymi skrzętnie od trzech pokoleń. Regały stojące w siedmiu rzędach (zapełnione dwustronnie), aż do ściany po prawej stronie od wejścia, były zapełnione książki o tematyce nadnaturalnej. Jej lustrzane odbicie natomiast stanowiły księgi naukowe i historyczne po lewej.
Integra, po włączeniu światła, poszła na drugi koniec pomieszczenia. Tam, w samym centrum ściany stały dwie mniejsze półki, stojące w małym odstępie, które wytyczyło im okno. Te skromne regały jako jedyne przechowywały książki ze zwykłej literatury fikcyjnej. Żadne tam przygodowe książki, a te klasyki literatury.
Dziewczyna usiadła na podłodze, tuż pod oknem. Kilkanaście miesięcy temu przesiadywała tu cały czas, studiując książki o historii Węgier oraz o samym żywocie Hrabiny Bathory. Nie przyniosły większego sukcesu. Potem wracała tu, z tego samego powodu co teraz. Nie tylko wybrała to miejsce na swoje nowe zacisze, ale też ukrywała małą tajemnicę…którą musiała ukrywać jeszcze tylko kilka miesięcy.
Zasiadłszy na podłodze, Integra wychyliła się, aby wyjąć jedną z książek na najniższej półce. W tym wypadku był to „Hrabia Monte Christo”. Ale to nie ta księga była jej konkretnym celem, a to co ukrywało się za nią. Czyli małe pudełko cygar.
Młoda Hellsing zajrzała do środka i westchnęła zirytowana.
- No tak, zostało tylko jedno.
Mimo wszystko wyjęła ostatnie cygaro i włożyła do ust. Ponownie włożyła dłoń do swojej kryjówki, aby tym razem wyjąć zapalniczkę. Zapaliła cygaro, a po kilku zaciągnięciach mogła już głęboko odetchnąć. To było to czego jej było trzeba.
Paląc, zerkała na zegarek na nadgarstku. Miał tu się zjawić lada chwila. Normalnie się nie spóźniał…
- Długo czekałaś?
Integra spojrzała w górę i zobaczyła wychylającą się ze ściany głowę Alucarda. Musiała wyjąć cygaro z ust, aby mu odpowiedzieć.
- Nie, jesteś punktualnie.
Wampir wniknął całkowicie do środka. Jego włosy i ubranie były lekko wilgotne. Nawet z jego szybkością nie uniknął wszystkich kropel deszczu. Usiadł na podłodze, po lewej stronie dziewczyny i sam oparł się o ścianę. Zza płaszcza wyjął pudełko i podał swojej Pani.
- Towar dostarczony.
- W samą porę, ten był ostatni – wzięła pudełko z nowymi cygarami i schowała do kryjówki.
- Po co się z tym ukrywasz? – spytał, mimo że nie miał nic przeciwko przynoszeniu jej tych opakowań z miasta. Bardziej chciał znać powód tego palenia po cichu – Jeśli chodzi ci o reakcję Waltera, to ty tu jesteś jego szefową. Jak chcesz palić to pal. Nie śmie ci powiedzieć słowa.
- Wiem, że nic nie powie – znów zaciągnęła się cygarem – Ale będzie mi posyłał karcące spojrzenie. Jakby przejął rolę ojca. To bardziej wkurzające niż gdyby dawał reprymendę. Przestanę je ukrywać, gdy będę pełnoletnia. Zaoszczędzę sobie nerwów.
Alucard powstrzymał chichot. Ten młodzieńczy bunt…W jej własnym stylu.
- Cały czas masz zszargane nerwy, ostatnimi czasy – zauważył. Od kiedy prowadziła ten bardziej nocny tryb życia, tylko on mógł ją obserwować. I to długo, więc widział swoje.
- I właśnie dlatego potrzebuję tego – pomachała mu cygarem przed nosem – Coś mnie musi uspokoić. I nie udawaj idioty, wiesz przez kogo zaczęłam palić.
- Hej, ostatnio nic nie zrobiłem…
- Nie ty! – przewróciła oczami – Przez babsko, które nas kładzie na łopatki.
- Jeszcze nas nie pokonała. Walka trwa.
- Ale czuję się, jakby już to zrobiła…
- Wiem co masz na myśli.
Na chwilę cofnął się wspomnieniami do dnia, w którym zniszczył farmę Pierantonia. Właśnie wtedy po raz pierwszy widział swoją Panią w takiej furii.

***

Walter i Alucard nie śmieli nawet mrugnąć, gdy kilka kul trafiło w drzewo, a potem nawet w ich samochód. Szykowała się wizyta z autem u kilku specjalistów.
Gdy w końcu skończyła strzelać, lufa jej broni nagle została wymierzona w lokaja.
- Ty! – wrzasnęła na cały głos, choć żaden z jej ludzi, którzy zabezpieczali zawalony teren, nie ważył się nawet drgnąć lub zerknąć w ich stronę – Powiedz mi, jakim kurwa cudem, mamy u nas szpiega?!
Walter ledwo otworzył usta, aby odpowiedzieć, a lufa już była skierowana na wampira.
- Mów, kto to jest!
- Jeden z ochroniarzy rezydencji. Pierantonio znał jego prawdziwe nazwisko, ale wam podał fałszywe. Nie tylko imię, cały życiorys był życiorysem gościa, którego zabili dzień przed rozmową kwalifikacyjną. Podszył się pod niego, popracował, a potem zwolnił. Nic dziwnego, wszyscy nasi ochroniarze zmieniają się jak rękawiczki, bo nie dają rady. Pech dla nich chciał, że zaczął szpiegować, gdy już mnie nie było w rezydencji. Ale gdy wróciłem ze sprawozdaniem… Rozpoznał, że jestem wampirem i że sam przyszedłem  ,a nawet wyszedłem żywy. Zwolnił się i zdał raport o tym, że dla Hellsing pracuje wampir.
- Skoro dla nas pracuje wampir, to rozumiem, że dla tej Elizabeth pracują też ludzie?! Wysłała swojego ludzkiego szpiega?
- Tak
Jeszcze wiele kul przeleciało tego dnia w powietrzu.

***

Tutaj już Alucard nie wytrzymał i zaśmiał się na głos.
- Co cię śmieszy? – uniosła brew, ale nie była zła.
- Przypomniał mi się dzień zniszczenia farmy i twoja furia.
- Do tej pory nie wierzę, że tak wybuchałam.
- Potem przejmowałaś się tylko tym, że zmarnowałaś tyle kul – znów się zaśmiał. Bardziej przejmowała się marnotrawstwem niż tym, że mogła kogoś wystraszyć.
- I co z tego? Przecież zmarnowałam kule, przyznaję. Ale uspokoiłam się w podróży.
- No właśnie…wciąż mieliśmy dwa tropy, więc ruszyliśmy za nimi.

***

Jeszcze zanim noc dobiegła końca, Hellsing kontynuowało działania. Rozdzielili się. Walter wrócił do Anglii, aby szukać ochroniarza, która ich szpiegował. Był człowiekiem, nie wampirem, więc nie mógł się tak łatwo rozpłynąć. Mógł być już w sumie martwy, ale sprawdzić trzeba było i lokaj idealnie się nadawał. Integra i Alucard polecieli natomiast w inną stronę.
Alucard wskazał pilotowi drogę. Jechali w miejsce, gdzie Pierantonio widział Mistrzynie po raz ostatni. Co prawda wampir uważał, że już jej tam nie ma i miał rację, ale i tak trzeba było sprawdzić ten trop.
Ze wspomnień zaginionego wampira wiedział, gdzie należy iść i gdzie szukać wejścia i czego się spodziewać. Musieli pojechać do Węgier. Tam, gdzieś na pustkowiu w lesie, znalazł ukrytą klapę. Podziemna kryjówka była taka sama jak we wspomnieniach Pierantonia…tyle, że pusta.
Integra i Alucard razem stali na podwyższeniu, w wyłożonej kamieniem komnacie audiencyjnej i okrążali kamienną wannę. Oni i ich ludzie obeszli już całe to podziemie i nikogo ani śladu. Reszta wyszła na zewnątrz pilnować wejścia i obecnie dwójka była sama.
- To tu przyjmuje wampiry – podsumowała dziewczyna – Choć raczej przyjmowała.
- Tak, ten wampir widział się z nią wiele razy i zawsze tutaj. Pamiętał, że był zdziwiony kiedy otrzymał do zarządzania farmę.
- Dlaczego był zdziwiony?
- Ponieważ farma była przygotowywana od dziesiątek lat, on ją otrzymał prawie że na gotowca, a sama Mistrzyni zaczęła swoją działalność niecałe 20 lat temu.
- Wszystko sobie dokładnie obmyśliła – Integra nie spuszczała wzroku z wanny – Od lat robiła przygotowania, aby przejąć nieoficjalnie władzę. Stworzyła fałszywą tożsamość, na której oparła swój kult. I trzeba przyznać, że trzymała się roli. Przyjęła imię Hrabiny, swój „pałac” zbudowała na Węgrzech i nawet brała kąpiele we krwi.
- Właśnie tak lubiła przyjmować gości – Alucard nachylił się nieznacznie ku wannie. Wyraźnie czuł zapach krwi…wielu różnych rodzajów – Miała ten swój rytuał z kąpielą wyćwiczony do perfekcji. To wszystko było jedynie grą. Musiała się świetnie bawić, za każdym razem odgrywając przedstawienie.
- A my jesteśmy w samym środku jej sceny.
- Zamiast Hrabiny, szukałbym raczej aktorki – zadrwił wampir pod nosem, w końcu zaprzestając chodzenia w kółko.
- Aktorka, czy tam oszustka, to wciąż geniuszka, która zawsze jest o krok przed nami – wycedziła przez zęby, zaciskając pięści. Ona nie przestała chodzić. Ruch pomagał się uspokoić.
- Wysłała szpiega, który widział mój powrót trzy miesiące temu i rozpoznał we mnie wampira. Doniósł jej o tym, a ona uciekła stąd.
- Nie miała wyjścia. Nie wiedziała, co to za wampir. Mógł to być ktokolwiek pod jej opieką lub buntownik. Nie wiedząc jakie informacje mogliśmy uzyskać, musiała uciekać. Nie wiem tylko, jakie podjęła kroki, gdy zrozumiała, że mamy wampira w naszych szeregach. Szukała szpiega bez skutku? Czekała na jego ruch? Uznała go za informatora, czy sprzymierzeńca Hellsing? Nie wiemy – zatrzymała się, dokładnie przy nim i zmierzyła go wzrokiem – Dobre jest przynajmniej to, że nie wie ona jakiego wampira mamy po naszej stronie, bo pewnie inaczej kazałaby uciekać wszystkim swoim podopiecznym.
To naprawdę było zadziwiające jak ich myśli i konkluzje szły ręka w rękę. Znali się na tyle dobrze, że wiedzieli jak myśli to drugie.

***

- Wciąż zastanawiam się, jak ona zdołała wybudować ten podziemny pałac – Integra, kontynuując te wspominki, zdążyła już wypalić cygaro i właśnie zamiatała popiół pod regał.
- Pewnie wkład mieli zarówno ludzie na jej usługach jak i wampiry płacące „ceny” za jej pomoc. Mnie bardziej zastanawiają ci ludzie…po co dla niej szpiegują? Też ich oszukuje, że jest kimś innym?
- Albo gra tą samą rolę i obiecuje im wieczne życie. Oczywiście pomijając kwestię, że muszą być dziewicami, żeby przejść przeminę.
Alucard zaśmiał się w głos.
- Już widzę tych kretynów – po skończonym ataku śmiechu, zwrócił w końcu uwagę na kolejne ruchy dziewczyny. Znów wkładała ręce do kryjówki za książkami – Dopiero co paliłaś. Jeszcze jednego chcesz?
- Te wspominki mnie zirytowały. Muszę jeszcze zapalić – i jak powiedziała tak zrobiła.
- Taa, a potem muszę przemycać tu pudełka co dwa, trzy dni – posłała mu takie spojrzenie, że od razu dodał – Nie żebym narzekał.
Paląc drugie cygaro, Integra niby mimowolnie, ale przysunęła się jeszcze bliżej Alucarda. Wampir zerknął, nieco zdziwiony, na ich dłonie na podłodze, które były bliżej niż powinny. O co tu chodzi?
- Muszę zapalić, skoro przypominasz mi o naszej przegranej – dalej ciągnęła temat, jak gdyby nic. Czyżby nie zauważyła co zrobiła?
- To nie była przegrana – wziął z niej przykład, udał że nie zauważył zmniejszenia dystansu.
- Ale wygrana także nie.
- Może i nie, ale w końcu szczęście zaczęło nam sprzyjać, prawda?
- Szczęście… Kolejny fart. Chyba tylko dzięki temu robimy jakieś postępy w tej sprawie.
- Ale to nie dzięki szczęściu, Walter nie czekał na nas z pustymi rękami, kiedy wróciliśmy do Anglii.

***

Drzwi otworzyły się z hukiem. Integra wpadła do posiadłości jak burza. Wszyscy schodzili jej z drogi. Jedynie Alucard nie bał się jej temperamentu i śmiało kroczył za nią. Ledwo co wysiedli z samolotu z Węgrzech. Na zewnątrz już wschodziło słońce. Młoda Hellsing miała za sobą nieprzespaną noc, ale nie dawała nic po sobie poznać.
Oboje weszli to tak zwanego centrum dowodzenia i tak jak się spodziewali, znaleźli tam Waltera. Lokaj na ich widok, uśmiechnął się, ale bardzo, bardzo nieznacznie. To był znak. Integrze odrobinę opadł gniew, a Alucard nie zawracał sobie głowy taktownymi uśmiechami. Nie ukrywał tego kim i jaki jest.
- Masz coś, Walter – to nie było pytanie. Dziewczyna już wiedziała.
- Może i wampiry praktycznie nie zostawiają śladów w dokumentacjach, ale ludzie już owszem. Popełniają też błędy. I chociaż nasza przeciwniczka ich nie popełnia, to już jej zwierzchnicy nie są tak idealni. Zobaczcie sami.
Wampir i nastolatka podeszli i spojrzeli lokajowi przez ramię na ekran komputera, przy którym siedział. To co zobaczyli znaczyło jedno. Alucard znów ruszał na polowanie.

***

- Wiem, spisał się wtedy – przypomniawszy to sobie, z dziewczyny trochę zeszło napięcie, zebrane z całego dnia.
- Przeszukał bazy danych, ale nie tylko w poszukiwaniu jego prawdziwego nazwiska. Poszukał także tego fałszywego, które podał nam.
- I oba nazwiska, z tymi samymi danymi osobowymi, które podał Organizacji, figurowały w rejestrze kilku hoteli. I wszystkie były w RPA. To tam mieszkał na stałe. Nie mieliśmy pewności, czy gość jeszcze żyje. Ale musieliśmy sprawdzić.
- Nasze szczęście polegało na tym, że Mistrzyni rzeczywiście wydała rozkaz, aby zabić szpiega, ale jej drugi podwładny nie posłuchał. I to ich zgubiło… Głupota innych kiedyś naprawdę wyda nam tę wampirzycę, zobaczysz.

***

Ledwo Alucard wysiadł z jednego samolotu, a już musiał wchodzić do drugiego. Nie żeby miał coś przeciwko. Rwał się do roboty.
- Poszukam tropu w życiorysie Hrabiny Bathory – powiedziała Integra, odprowadzając go z powrotem do samolotu – Skoro ona się na niej wzoruje, to może gdzieś w jej historii będzie wskazówka, dokąd ona mogła uciec.
- To jest dobry pomysł – będąc już przy samolocie, zadał pytanie – Jakie są rozkazy?
-  Naprawdę muszę ci je wyłożyć na głos? – spojrzała na niego twardo, na co on wyszczerzył kły.
- Sądzę, że to zbędne – odwrócił się plecami i już postawił stopę na schodku do wejścia, ale się zawahał – Przepraszam.
Twardy wzrok rozpłynął się całkowicie. Integra znieruchomiała i wpatrywała się w plecy wampira, jakby nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. To był chyba pierwszy raz, żeby kiedykolwiek wypowiedział to słowo.
- Znajdę dla ciebie, Mistrzynię – dodał – Więcej cię nie zawiodę.
Wszedł do samolotu, nie spojrzawszy za siebie. Integra stała i obserwowała jak maszyna wzbija się do lotu. Huk silnika, ani wiatr, który rozwiewał jej włosy zdawał się na nią nie działać. Wypowiedziała do siebie zdanie, którego nie spodziewała się, że wampir jest w stanie usłyszeć.
- Nigdy mnie nie zawiodłeś. I nie zawiedziesz.

***

- Naprawdę nigdy cię nie zawodzę? – zapytał, nie ukrywając złośliwości.
- A zamknij się – szturchnęła go lekko w ramię, wiedząc że nie ważne ile włoży w to siły, on i tak nie poczuje za wiele – Nie wierzę, że zdołałeś mnie wtedy usłyszeć!
- Nie doceniasz mnie.
To było trochę dziwne. Siedzieć tu na podłodze, w bibliotece w środku nocy i wspominać wydarzenia sprzed ponad roku. Zupełnie jakby cofnęli się do tych dni, gdy mała dziewczynka skradała się do jego piwnicy. Z tą różnicą, że teraz rozmawiali nie dlatego, że ona tego potrzebowała, ale ponieważ tego chcieli.
Czy to tylko nadrabianie czasu z miesięcy, podczas których go tu nie było, czy może…
- W każdym razie… - Integra próbowała wrócić do tematu, odwracając wzrok - …szybko ci poszło. Znalazłeś i szpiega i wampira, który nie wykonał rozkazu, w zaledwie dwa dni.
- To nie było trudne. Zapamiętałem miejsca, które znalazł Walter i sprawdziłem je wszystkie. Tam gdzie oba rodzaje danych, prawdziwe i fałszywe były używane w różnych odstępach czasu. Drugiej nocy znalazłem ich oboje w hotelu – tutaj zaśmiał się w głos, tyle że to nie był śmiech normalnej wesołości – I to była zabawa…

***

Krzyk rozległ się po pokoju. Mężczyzna uderzył o ścianę tak mocno, że dało się usłyszeć trzask łamanej kości. Upadł na ziemię z głośnym jękiem. Widać było, że próbuje się podnieść, lecz nie może.
Ledwo Alucard wykonał ten cios, już na jego ramieniu uwiesiła się wampirzyca. Jednakże nie robiła tego z zamiarem ataku.
- Błagam, zostaw go! Nie rób mu krzywdy!
Brała go za sługę Mistrzyni, który przyszedł wykonać rozkaz egzekucji za nią.
- Kocham go! Proszę, zostaw nas. Nigdy nie wejdziemy jej w drogę, przysięgam! – trzymała się jego ramienia jak ostatniej deski ratunku.
Wampir bezlitośnie chwycił ją za włosy i rzucił nią o podłogę.
- Więc czemu go nie zmieniłaś? – spytał ze spokojem, który chyba jeszcze bardziej przeraził wampirzycę na ziemi.
- On…nie jest prawiczkiem…chciałam z nim zostać dopóki nie umrze ze starości, a potem poprosić Mistrzynię o śmierć i dołączyć do niego.
Co za nuda!
Wampir znów chwycił jej włosy i podciągnął do góry. Jękami bólu się nie przejął. Uniósł ją na wysokość swojej twarzy. Była tak niska, że nie mogła dotknąć nogami podłogi.
- Za późno – gdy to powiedział, na moment przestała skomleć – Już weszłaś jej w drogę. Przyczynicie się do jej upadku. Już moja w tym głowa.
Druga ręką wyciągnął Casulla i przyłożył jej do policzka. Przerażenie spotęgowało się w jej oczach, gdy zrozumiała, że przed nią nie stoi sprzymierzeniec.
Zaczerpnęła powietrza by krzyknąć, ale nie zdążyła. Strzał rozszedł się głucho po pomieszczeniu. Alucard zaczął pić jej krew, a zanim zmieniła się w popiół, padły jeszcze dwa strzały. Mógł w sumie pobawić się, żeby sama podała mu informacje np. oferując że daruje jej życie (oczywiście kłamiąc), ale zdobywając dane siłą, oszczędzał na czasie.
Po wszystkim zwrócił, ubrudzoną krwią, twarz w stronę mężczyzny, który szpiegował Hellsing pod jego nieobecność. Ten siedział skulony pod ścianą i płakał rzewnie z bólu. Musiało mu się złamać kilka żeber.
Gdy Alucard zaczął kroczyć w jego kierunku, ten zdesperowanymi ruchami próbował się przemieścić dalej od potwora, tyle że ból utrudniał mu jakikolwiek ruch. Jego załzawione oczy skupiały się jedynie na drzwiach i wampirze, idącym w jego stronę. Ani razu nie zerknął nawet na kupkę popiołu, która została z wampirzycy, która chciała go chronić.
Widocznie taki to był rodzaj miłości – pomyślał zdegustowany wampir, gdy złapał za kołnierzyk koszuli mężczyzny i podciągnął go do góry. Odgłosy cierpienia zignorował.
- Błagam…proszę… - wycharczał, a raczej płaczliwe zaskomlał.
- Daruj sobie – głos wampira, zdradzał brak cierpliwości. Nie chciało mu się już nawet bawić. Czas miał większe znaczenie niż kiedykolwiek – Jedno dobre…ludzka krew jest bardziej znośna niż wampirza.
Powiedziawszy tylko to, zatopił kły w jego szyi. Ostatnimi czasy miał krwi pod dostatkiem, to aż dziwnie nienaturalne.
Skończywszy, uśmiechnął się w swój psychopatyczny sposób. Informacje, które zdobył były cenniejsze, niż te poprzednie. Powolutku, ale szli po łańcuchu w dobrym kierunku. Kiedyś te pośrednie drogi muszą się skończyć.
Dobrze, że te dwa trupy nie oszczędzały i wynajęły jedyny apartament na najwyższym piętrze, bo dzięki temu jego strzały mogły zostać niezauważone. Brak sąsiadów, plus grube ściany i nikt nie wszczął alarmu.
Porzucając oszpecone ciało (po posiłku, Alucard odgryzł mu głowę), wampir bez pośpiechu podszedł do telefonu na stoliku przy bogato zdobionej sofie  i połączył się z recepcją.
- Połączenie między krajowe, poproszę. Z Anglią. Tak, dołączyć do rachunku.
Czekając na połączenie, zlizał krew, która mu została w kącikach ust.
- Moja Pani… - powiedział, gdy ona odezwała się po drugiej stronie słuchawki - …eksterminacja przeprowadzona pomyślnie. A łańcuch, na końcu którego stoi nasz cel powoli się kurczy.

***

- Wiesz ile potem miałam kłopotów z zacieraniem śladów? Co innego zabijać wampiry na pustkowiu, a co innego w budynku pełnym ludzi.
- Na pewno mniej niż z farmą.
Tu nie mogła zaprzeczyć. Wyciszenie sprawy z osunięciem ziemi na podziemną jaskinię, było piekłem. Nic dodać, nic ująć. Teraz planowano przysypać i zalać ten teren, tworząc sztuczny zbiornik wodny. I dobrze, niech to przeklęte miejsce przepadnie w zapomnienie.
- Przyznaję, był mały bałagan – Alucard zignorował krzywe spojrzenie swojej Pani, będące reakcją na słowo „mały” – Ale nie mów, że nie było warto?
- Nie zaprzeczę. Jak on się nazywał…? Damien, tak?
- Zgadza się. Nasza najlepsza zdobycz w tej wojnie, jak do tej pory.

***

Zabita wampirzyca nie wniosła nic nowego. Znała jedynie jedno miejsce, w którym mogła przebywać Mistrzyni i była to właśnie kryjówka, którą znaleziono i przeszukano 2 dni wcześniej i z której Elizabeth uciekła. Nie wiedziała, gdzie konkretnie. Miała dostać informację, ale nie przyszła, gdy wampirzyca zdradziła i nie wykonała rozkazu.
Ten ludzki szpieg…miał jednak w głowie niezłą ciekawostkę.
Ponieważ Mistrzyni chciała dostawać informacje z Hellsing jak najszybciej, szpieg nie wysyłał swoich raportów, a przekazywał je komuś osobiście. Wampirowi o najbardziej nieruchomej twarzy, jaką Alucard kiedykolwiek widział, a to już było coś. Zwłaszcza po doświadczeniach z głazem. Mężczyzna znał tylko imię wampira – Damien – oraz miał znikome pojęcie o tym, że to musi być ktoś ważny.
Ciekawostką było to, że wiedział jak go znaleźć i do niego dotrzeć. Nie pierwszy raz pracowali w ten sposób i szpieg musiał znać sposób jak skontaktować się z wampirem, w razie kryzysowej sytuacji. Pierwszy raz jednak dostał wyrok śmierci, nie wiedział dlaczego. Obiecano mu wieczne życie.
Alucard znów nie zwlekał. Po zabiciu tej dwójki, ponownie nie czekał na konkretne rozkazy i od razu ruszył do akcji. Sam był napędzony rządzą dorwania się tej oszustce-Hrabinie do gardła. Będzie to piękna chwila po takim długim czasie i tylu staraniach.
Musiał wrócić do Niemiec, lecz tym razem bardziej do południowo-wschodniej części kraju. Kolejna dzielnica biedy, uliczka w pewnej, starej kamienicy, w której nie było za wiele ludzi. Musiał dotrzeć do pewnej konkretnej budki telefonicznej. Ktoś skonfigurował ją tak, że po wpisaniu czterocyfrowego kodu, łączyło go bezpośrednio z tym wampirem, w dodatku połączenie było absolutnie niewykrywalne. Alucard stawiał, że nawet sama Elizabeth mogła to zrobić lub ta jej prawa ręka. Amatorami to oni nie byli.
Wspomnienia mężczyzny poprawnie wskazały mu drogę i poprawnie pamiętał kod. Zostało się jedynie zastanowić, co Alucard powinien powiedzieć. Zdecydował się błyskawicznie.
Podszedł do automatu i wykręcił kod. Zebrane informacje okazały się poprawne, rzeczywiście nastąpiło połączenie. Gdy odebrano telefon, nikt się nie odezwał. Pasowało, bo we wspomnieniach mężczyzny, ten wampir praktycznie nic nie mówił.
- Poddaję się – Alucard musiał nieco zmodyfikować głos, ale w porównaniu z tym jak udawał kobiecy głos praktycznie non stop, to teraz to był pryszcz.
- Poczekaj – tylko to otrzymał w odpowiedzi.
Mniej więcej tego wampir się spodziewał. Nie było możliwe, aby przy takiej ostrożności, powiedzieli mu gdzie jest ich kryjówka, aby przyszedł i sam się im poddał. Prędzej by kogoś wysłali pod to miejsce, aby sprawdzić o co chodzi.
Najpewniej byli nieufni. Jeszcze przed chwilą ich skazany na śmierć szpieg był całkiem nieźle ukryty, a teraz sam się poddaje. Powód mógł tkwić w wampirzycy, która go ukrywała, ale nie mogli być pewni. Sprawdzą czy to nie pułapka, zachowując szczególną ostrożność. Tyle, że…ich ostrożność będzie skierowana na jedną, słabą wampirzyce i zwykłego śmiertelnika. Nie spodziewają się samego króla wampirów i właśnie dlatego nie mieli szans już na starcie. Alucard wygrał w chwili, gdy dowiedział się o tym automacie telefonicznym.. A może nawet, gdy namierzył i zabił tamtą dwójkę.
Czaił się przy budce, jakieś 5 godzin. Kiedy dzwonił, słońce jeszcze nie zaszło. Zrobił to, aby dodatkowo uwierzyli, że dzwonił człowiek. Teraz było już ciemno…I w końcu przybyli.
Alucard wypatrzył ich z dachu budynku, na którym przysiadł na te godziny. Nie zwrócili jego uwagi dlatego, że byli wampirami. Alucard po prostu rozpoznał Damiena, ponieważ prowadził tą mała grupkę, składającą się zaledwie z trzech wampirów. Wystarczająco, aby rozszarpać na kawałki jednego z nich…ale nie jego.
Damien, wraz z tą trójką, doszli praktycznie pod sam automat. Zaczęli się rozglądać na boki, w poszukiwaniu wroga.
- Wiedziałem – rzekł Damien, choć nic nie było po nim widać. Mówił jak robot – Uważajcie, ta zdzira może się gdzieś tu czaić. Człowiekiem się nie przejmujcie, załatwimy go, gdy rozprawimy się z nią.
- Naprawdę sądzi, że da radę nam wszystkim? – odezwał się jeden z pomagierów – Musi mieć jakiś as w rękawie, jeśli jest taka pewna siebie. Ty… - jakaś myśl go przeraziła – To chyba nie ona kablowała Hellsingom?
- Nie – powiedział Damien – W zniszczeniu farmy brał udział jakiś wampir, ale z opisu to nie mogła być ona.
„Już wiedzą o zniszczeniu i mają mój opis? Jak to zrobili?” – pomyślał Alucard, ale szybko porzucił rozmyślania. Możliwe, ze zaraz i tak otrzyma odpowiedzi.
- Masz rację, to nie ona – powiedział na głos.
 Cztery głowy zwróciły się w jego stronę, kiedy zeskoczył z dachu i stanął przed nimi z nieskrywaną satysfakcją. Ich szok był przezabawny (ale oczywiście lider nadal nie okazywał emocji).
- To ja pracuję dla Hellsing – rzekł, nie udawał, że się nie bawi – Tamta dwójka już nie żyje, wykonałem za was robotę.
- A więc to tak – odezwał się Damien, nieporuszony – Powiedzieli ci o kodzie.
- W pewnym sensie – odpowiedział z uśmiechem – Ich krew sama do mnie mówiła. Ja i zasoby Hellsing stanowimy niezłą organizację śledczą, nie sądzisz?
- Ona i tak was zniszczy. Błąd dwójki zdrajców to za mało, aby ją pokonać.
- Ale może twoja krew wystarczy…
- Myślisz, że ci to ujdzie na sucho? Nawet jeśli Mistrzyni nie zdąży się do ciebie dobrać, to Hellsing i tak w końcu cię zdradzi. Taki informator jak ty niedługo przestanie być im potrzebny. Co ci obiecali, nietykalność? Wiesz, że to kłamstwo, oni muszą zabić każdego…
Damien przerwał, po raz pierwszy okazując czysty szok, gdy wampir naprzeciw niego odgiął się do tyłu w niepohamowanym śmiechu. Reakcja była tak niespodziewana, że aż taki niewzruszony osobnik jak on, musiał zareagować.
- Co za ulga – wykrztusił pomiędzy atakami śmiechu – Jednak macie jakieś ograniczenia. Myślisz, ze jestem informatorem, który poszedł z Hellsing na ugodę?! Bardziej nie mogliście się pomylić! Nic nie wiecie, nic! Wreszcie mogę was wyśmiać! Ach… - gwałtownie się uspokoił. W milisekundę opuściła go wesołość - …żeby nie było nieporozumień.
Alucard wyciągnął zza płaszcza pistolet. Wampiry przed nim na to nie zareagowały, oficjalnie to nie była dla nich groźna broń. Gdzieś z tyłu, za nim przypałętał się jakiś pijak, ale widząc przed nim wielkiego gościa z bronią i kolejną czwórkę dalej, upuścił butelkę z alkoholem i uciekł. Ta okolica nie była „porządnie” zaludniona. Strzały w tym miejscu nie powinny dziwić.
Zdumienie u grupy jednak szybko powróciło, gdy ich przeciwnik (w którym nie widzieli zagrożenia ze względu na przewagę liczebną) zamiast wycelować w nich…przełożył lufę do własnego ramienia.
- Patrzcie uważnie – rzekł Alucard z nutką złośliwości – Żeby nie było niedomówień. Pierwszy raz chyba nie mam ochoty na gierki. Załatwimy to szybko.
Pociągnął za spust. Pierwsza niewiarygodność: kula zadziałała na wampira. Krew trysnęła strumieniem, a całe ramię praktycznie odpadło na ziemię. Jeszcze zanim zdążyli się zastanowić, dlaczego przeciwnik sam się okaleczył, ręka zaczęła odrastać. Wyłoniła się z czarnego cienia praktycznie natychmiast. Ramię na ziemi natomiast rozpłynęło się w tą dziwną, czarną masę.
Postawa grupki zmieniła się momentalnie, ku zadowoleniu Alucarda.
- Już rozumiecie? – chyba nie bardzo, bo bez żadnego rozkazu jeden z wampirów wyskoczył z szyku i skoczył na dach najbliższego budynku, aby uciec, ale rozległ się kolejny strzał, który przeszył go na wylot. Uciekinier zaczął spadać i już w locie zmienił się w pył – Nie macie żadnych szans – podsumował No Life King, w chwili, kiedy pierwsze okruszki pyłu opadły przed nim na ziemię.
Damien zadziałał instynktownie. Miał już jeden cel – nie dopuścić, aby ten wampir dorwał się do jego krwi. Jego informacje były zbyt cenne, aby trafić w ręce wroga. Bez chwili wahania złapał swoich dwóch towarzyszy za rękawy i rzucił nimi w stronę wampira, a sam zaczął uciekać.
Kolejne dwa strzały i wampiry nie żyły. Alucard naprawdę nie miał ochoty na gierki. Ostatnimi czasy było ich aż za dużo.
Ruszył w pogoń za tamtym. Damien był całkiem szybki i jednak nawet potrzebował chwili, aby go dogonić. Mówiąc chwila, w ich przypadku było to aż wyjście poza teren miasteczka. Wampir dorwał uciekiniera na polach.
- Nie jesteś takim słabeuszem jak inni – powiedział dogoniwszy go i chwyciwszy za ramię. Tamten jednak się wyrwał i spróbował zadać cios. Alucard zdołał zrobić unik.
To nie był wampir, z jakimi Alucard musiał się mierzyć do tej pory, jeśli chodzi o stwory związane z Mistrzynią. Damien nie był ani słaby, ani nie ział nienawiścią do swojej Pani. Najwidoczniej on nie był jak reszta, pozbawiony ducha walki i pamiętał o swojej sile.
Kule się skończyły i wampiry polegały jedynie na swojej sile fizycznej. Walka może i była długa, ale jej wynik był przesądzony od samego początku. Wszystko od początku było w rękach Alucarda, który rozdawał karty i decydował ile ta bijatyka ma trwać. Ponieważ od dawna nie miał przed sobą wampira, który miałby chociaż namiastkę siły, to postanowił, że zabawa potrwa nieco dłużej.
W końcu się znudził. Skończył z obłudą, że jego siła nie może pójść wyżej. Jego prędkość w boju gwałtownie przyśpieszyła. Damien ledwo mrugnął, a Alucard był już za nim i trzymał za jego szyję. Ten nawet nie zdążył wyciągnąć rąk, aby się uwolnić, a Alucard już z całej siły pociągnął go szyją do tyłu, w swoją stronę.
Rozległ się głuchy trzask i krzyk. Plecy Damiena uderzyły w tył jego własnych nóg. Kręgosłup idealnie pękł na pół. Ale Alucard na tym nie poprzestał. Nie puścił szyi, a zaczął ją wykręcać. Drugą ręką chwycił przeciwnika za bok i zaczął kręcić w tym samym kierunku. Wystarczyła chwila, a Damien został przez to przecięty na pół, dosłownie. No Life King oderwał jego tułów od nóg. Nie skrzywił się oczywiście, kiedy po polu rozbrzmiało prawdziwe wycie w męczarniach, ani gdy krew dosłownie trysnęła naokoło.
- Czym ty jesteś? – wycharczał wciąż żywy, Damien. Żył póki serce i głowa były całe.
- Nie widzisz? – złapał wampira za włosy i podciągnął oderwany tors do góry, na wysokość oczu – Masz go przed sobą. Co widzisz?
Wampir widział, ale nie śmiał tego powiedzieć. Obecnie miał tylko jeden priorytet.
- Nie pij mojej krwi – błagał – Po prostu mnie dobij. Zostaw ją w spokoju…
- Ciekawe, że mamy coś wspólnego. Ja też jestem wierny swojej Pani i właśnie dlatego twoje prośby nic nie wskórają. Daj mi dokończyć misję. Żeby moja Pani była szczęśliwa, twoja musi zginąć. Zabiję ją własnoręcznie.
Alucard specjalnie powoli zbliżał się do szyi wampira po to, aby dłużej słuchać jego błagań o nie picie jego krwi. W chwili, gdy wreszcie wbił się w jego szyję i wypił pierwszy łyk, Damien zapomniał się i wykrztusił:
- Nie zabijaj…Nancy…
Kilka łyków wystarczyło. Ta niewielka ilość krwi zawierała kilka razy więcej informacji niż u wampirów, których w ostatnim czasie krew musiał pić łącznie.
Jego umysł zalało miliony danych. Mniej i bardziej ważnych, ale zawsze interesujących. Ta ilość informacji była cholernie cenna, lecz…niewystarczająca.
Alucard pozwolił, aby ciało opadło na ziemię u jego stóp. Patrzył się beznamiętnie na resztki wampira, który teraz płakał krwią, która mu pozostała.
- Jednak jesteśmy bardziej podobni niż sądziłem – rzekł wampir nostalgicznie do swojej ofiary – Ja też kocham swoją Mistrzynię.
Damien uśmiechnął się słabo.
- Nie pokonasz jej…
- To się zobaczy – uniósł nogę, aby wykończyć przeciwnika – Ale…obiecuję, ze umrze szybko. Nie tak jak ty. Wiem jak to jest kochać bez nadziei. Będę dla niej łagodny. I tak zasłużyła na mój szacunek, że tak długo mi ucieka, choć przyznaję, że nerwy też mi szarpnęła.
Kłamał. Nie zamierzał być łagodny. Damien mu jednak uwierzył, uśmiechał się lekko.
- Nie uda ci się…ale dziękuję…
To były jego ostatnie słowa.

***

Alucard miło wspominał tę potyczkę, choć z nutką goryczy. Oczywiście, kiedy później streszczał ją Integrze nie wspomniał o ich krótkiej wymianie zdań. Uczucia jego, jak i Damiena musiały od początku zostać pogrzebane.
- Oczywiście musiałeś się wtedy dowiedzieć wszystkiego, poza oczywiście miejscem pobytu Mistrzyni – oznajmiła z irytacją Integra. Ręce jej już wtenczas opadały i nie miała energii na gniew. Czy ta wampirzyca kiedykolwiek znajdzie się w ich rękach? Zawsze gdy się wydaje, że już ją mają, to otrzymują kubeł zimnej wody i okazuje się, że jednak nic z tego.
- Co poradzić, że nie podała mu swojego miejsca pobytu. Rozdzieli się, gdy opuszczali Węgry. Zleciła mu zacieranie śladów i zajęcie się bałaganem, a po wszystkim miała mu podać miejsce, które miała sama przygotować.
- Nie zdążyła mu powiedzieć, gdzie jest. Nasz pośpiech okazał się zgubny.
- Jednakże nagroda pocieszenia była cenna przyznasz to, prawda? Damien znał każdy kod, każdy wzór. Z jego informacjami, złamanie ich było tak samo proste jak za pierwszym razem.
- A także w końcu poznaliśmy prawdziwe imię naszego wroga. Przynajmniej takie jakie podała swojemu jedynemu przyjacielowi i prawej ręce, który znał jej sekret.
- Tylko Damien wiedział, że ona nie jest Elizabeth Bathory. Znał ją pod najzwyklejszym i oklepanym imieniem - Nancy. Brzmi głupio, ale ta kobieta na pewno taka nie jest.

***

Kolejna podziemna jaskinia. Zamieszkiwała je jedynie trójka wampirów. Właśnie wróciło z łowów. Jedno z nich nie zabiło ofiary na miejscu i przyniosło ją tutaj, aby dokończyć dzieła. Wolał się delektować posiłkiem.
- Ile jeszcze będziesz się bawił?
Wampir przerwał posiłek jedynie po to, aby uśmiechnąć się złośliwe do towarzysza.
- Zazdrosny piesek? – powrócił do picia. Ofiara jęknęła słabo, gdy znów wgryzł się w jej szyję.
Wszystko nagle potoczyło się  w mgnieniu oka. Na górze rozległ się potężny wybuch, a jaskinia zatrzęsła się w posadach. Trzy wampiry jak jeden mąż spojrzały w górę, w miejsce gdzie ziemia zaczęła się zawalać i ostatnie co zobaczyli była wypadająca z dziury potężna sylwetka w czerwonym płaszczy, uśmiechająca się jak szaleniec i mierząca w nich z pistoletu.
Ledwo Alucard zniszczył to miejsce, a już musiał lecieć do następnego. W kwaterze głównej nie próżnowano. Po zabiciu Damiena, wampir przekazał i spisał wszystkie wzory i miejsca, które znał jego przeciwnik. Integra, Walter i kilku zaufanych, inteligentnych osób siedziało nad nimi dzień w dzień i po kolei łamali każdy wzór. Po złamaniu każdego Alucard, a czasem on i zespół ich ludzi, wyruszali na niszczenie wampirów.
Czasami ich tempo łamania szyfrów i ustalanie kryjówek szło tak szybko, że naraz trwały dwie misje. Alucard na jednej, a grupa ich żołnierzy na drugiej.
Tego było tak dużo, że roboty narobiło się na dobre dwa miesiące. Alucard latał po świecie, we wszystkie strony. Niszczył kryjówkę za kryjówką. Jeśli trafił na kogoś ważniejszego wypijał mu krew za informacje. W którymś momencie tak miał dość krwi, że zaczął po porostu pytać (z torturami, taka to była jego normalność). Lecz niestety, nikt nie wiedział, gdzie schowała się Mistrzyni…Elizabeth…Nancy.
Przez te miesiące zabili prawdopodobnie większość, jeśli nie wszystkich podopiecznych Nancy. A sami stracili jedynie kilkoro ludzi.

***

- Ostatni raz tyle niszczyłem podczas drugiej wojny światowej – rzekł, zakończywszy wspominać – Byłem pijany krwią.
- A ja miałam migrenę przez jakieś dwa tygodnie po tym, jak rozszyfrowaliśmy ostatni wzór. Nie wierzę, że ta baba wymyśliła to wszystko sama.
- A jednak. Jej pachołek sam widział jak układała wiele z nich.
- Przegraliśmy z nią… - powiedziała z goryczą Integra.
- Ty dalej o tym? To nie była przegrana. Wojna wciąż trwa.
- Niby jak trwa? – spytała ze złością, podnosząc wzrok – Od chwili, gdy skończyliśmy ze wzorami, nie zrobiliśmy nic. Nie mamy nic więcej. Nie dotrzemy do niej, nie mamy jak ani przez kogo. Pokonała nas!
- Integra… - uśmiechnął się tak, że zbił ją z tropu. Wyglądał, jakby chował coś w rękawie - …Widziałem ją we wspomnieniach innych. Można powiedzieć, ze nawet nieźle ją poznałem. Tą Nancy.
- I co z tego?!
- Pomyśl… - przybliżył się nieznacznie - …Integro, zmusiłaś tę wampirzycę do ucieczki i porzucenia swojego podziemnego zamku. Zniszczyłaś jej imperium, nad którym pracowała nie wiadomo ile lat. I najważniejsze, zabiłaś jej jedynego przyjaciela, jej prawą rękę, przez co poznałaś jej prawdziwą tożsamość, którą tak skrzętnie ukrywa. Naprawdę sądzisz, że ona to tak zostawi?
Siedemnastolatka otworzyła szerzej oczy, a usta same się rozwarły, gdy dotarła do niej prawda.
- Żądza zemsty u wampirów jest silna – Alucard kontynuował – A ty naprawdę uczyniłaś jej wiele złego. Nie wierzę, że ona ci to puści płazem, nawet z jej inteligencją. Wszyscy jesteśmy istotami emocjonalnymi. Nancy pragnie zemsty, wiem to. Opracuje te swoje cholerne plany i sama do nas przyjdzie. My zrobiliśmy ruch, teraz kolej na nią. Zostało tylko czekać…
W niebieskich oczach zabłysło wyczekiwanie, ekscytacja i wola walki. Żadnego strachu przed zemstą, nic. Zrozumiała, że wojna wciąż trwała. Musieli jedynie czekać na ruch przeciwnika i go odparować.
Wampir zdał sobie sprawę, że jego twarz jest nieco za blisko niej, więc spróbował się odsunąć, ale ona mu nie pozwoliła.
- Nie stępiłeś sobie kłów, prawda? W tamtym czasie zabijałeś praktycznie codziennie.
- Co kilka dni i nie ma takiej opcji bym… - urwał gwałtownie, czując jej dłoń na swoim policzku. Ostatni raz jej dłoń była tak blisko, gdy dała mu swoją krew. Znów poczuł głód. Jej krew rozbudzała go bardziej niż wcześniej.
- Mam sprawdzić, czy nie kłamiesz?
Nie miał na to odpowiedzi. Szczerze, to patrzył się na nią jak głupi, nie wiedząc co się właściwie dzieje.
Na zewnątrz zaczęło wschodzić słońce, rzucając na nich swoją poświatę.
Integra nie myślała. Trochę dawała się ponieść. Otrzeźwiała dopiero, gdy…
- Integra…Pani, co…
Niczym obudzona ze snu drgnęła i szybko zabrała dłoń, jednocześnie się odsuwając.
- Nic – zawołała głośniej niż trzeba było – Zupełnie nic. Zapomnij.
Zerwała się z podłogi, zostawiając go tam osłupiałego i zaczęła zmierzać do wyjścia.
- Muszę iść spać. Ty lepiej też śpij w dzień jak najwięcej. Skoro zwariowana geniuszka z kompleksem bogini, Nancy Bathory, czy jak jej tam, ma po nas przyjść w geście zemsty, to musimy być w pełni sił, żeby ją w końcu ubić.
Skończywszy, niemalże biegiem opuściła bibliotekę.
Alucard przez chwilę wciąż siedział nieruchomo. Był skonfundowany. Co tu się przed chwilą stało? Mógł przysiąc, że ona chciała…
Nie! Żadnego robienia sobie nadziei. I tak bezsensownej. Bzdura. Wymyślił to sobie jak zwykle. Obiekt uczuć i szacunku  okazał mu trochę sympatii, na którą nigdy nie zasłużył i której od bardzo dawna nie otrzymał i od razu wyobraźnia podsuwa mu takie obrazy. Dość…po prostu dość.
Poza tym niemożliwe, aby ona…nie to nie może być. Ona przecież zdaje sobie sprawę, poza oczywistościami, że musi…prawda?
Drgnął przypomniawszy sobie jak kilka lat temu Integra zareagowała, gdy po raz pierwszy ktoś wspomniał przy niej o możliwości małżeństwa i posiadania dzieci. Jaka była zdumiona i niechętna. Jej postawa nie uległa zmianie do dzisiaj.
Czyżby…ona nie wiedziała o jednej z najważniejszych konsekwencji jego uwolnienia? Nie wspominał o niej, ponieważ wydawała mu się oczywista. Niemożliwe, żeby nie zdawała sobie z tego sprawy…prawda? A jeśli o tym nie myślała to…nie jest dobrze.
Tymczasem Integra pognała do swojej sypialni i zatrzasnęła drzwi. Oparła się o nie i zakryła usta dłonią.
Co ona chciała wtedy zrobić? Zwariowała czy co? Od kiedy to pozwala, aby emocje wzięły nad nią górę? I  w ogóle skąd one się wzięły?
Jako dziecko mogła te uczucia zrzucić na wdzięczność za uratowanie życia i sympatię, którą odczuwała prawie od początku. Jako nastolatka, na hormony czy krótkotrwałe młodzieńcze zauroczenie. Lecz ono trwało i trwało…Lata mijają, a to się tylko wzmacnia.
- Tak nie wolno! Nie wolno! – praktycznie padła na łóżko, wyrzucając to z siebie.
To potwór, nie zdolny do uczuć. Kto normalny chociażby polubił kogoś takiego, a co dopiero…nie chciała tego przyznać na głos.
Ale czy to nie było dziwne i niewłaściwe od początku? Od samego początku łamała wszystkie zasady, jakie ustalił ojciec. Uwolniła go z celi z własnej woli i egoizmu i ponownie uczyniła sługą rodziny. Pozwoliła mu robić co mu się żywnie podoba, chodzić wolny po posiadłości, wykonywać misje jak chciał, a nawet puściła w świat bez nadzoru. Zaakceptowała to, że używając go jako broni, może sama stracić część człowieczeństwa. Dała mu swoją krew do picia, nie raz. Złamała tyle zasad w związku z nim…kolejna zrobi różnicę?
Przecież wciąż jest tym kim jest. Jej obowiązki się nie zmienią. Robi to co chce i to co musi. Złamanie tej zasady nie urazi jej dumy, ponieważ zrobiłaby jak zwykle to co chciała. Z nim zawsze chodziło wyłącznie o jej wolę. Nikogo tym nie skrzywdzi i nikogo to nie powinno obchodzić.
I tak niechęć do małżeństwa w niej nie zniknęła. Nie miała zamiaru tego robić, a marzenie o byciu matką jej nie dotyczyło.
Mimowolnie zaczęła akceptować wewnętrznie to, że zakochała się w Alucardzie. Tyle, że co z tym zrobić? Nic i żyć z tym, czy złamać kolejną zasadę? A jeśli tak, to jak daleko się z nią posunąć?
Przestać łamać zasady i żyć jak Hellsing powinien, czy dalej postępować egoistycznie?
Jedno było pewne. Integra Hellsing naprawdę nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji, którą Alucard uważał za tak oczywistą.

***

Nikt na sali nie ważył się drgnąć. Czekali.
Elizabeth siedziała na nieco za dużym krześle, po środku  sali. Noga założona na nodze, dłonie splecione ze sobą, oczy przymknięte. Także czekała.
Ci co ją otaczali, to jedyna świta jaka jej została, wszyscy, których wzięła ze sobą podczas ewakuacji. Pomimo tego, że jej imperium upadło, zabito praktycznie wszystkich jej klientów, oni pozostali jej wierni i wciąż czcili ją jak boginię. To przypominało już sektę, ale chyba o to chodziło. Wszyscy, którzy przeżyli tę eksterminację, którą Hellsing zaserwowało im wiele miesięcy temu, wrócili do niej z podkulonymi ogonami, niczym dzieci do mamy.
W końcu drzwi się otworzyły i do wypełnionej ciemnością komnaty wbiegła wampirzyca. Na odgłosy jej przybycia, Mistrzyni otworzyła oczy.
- Masz to? – nie bawiła się w grzeczność, czy pozory.
- Tak – wydyszała wampirzyca.
Od dawna nikt nie śmiał chociażby spojrzeć na Mistrzynie krzywym wzrokiem. Odkąd zrozumiała, że Damien, jej prawa ręka, jedyna osoba znająca jej tajemnicę, zginęła, nie była już taka jak dawniej. Zamknęła się w komnacie na miesiąc. Nie pokazywała się, ani nie piła krwi. Zupełnie, jakby była w żałobie.
Kiedy stamtąd w końcu wyszła, kipiała w niej żądza mordu. Hellsing jej zapłaci. Za to poniżenie…za zabicie wszystkich jej marionetek…za Damiena…
Wraz z jego śmiercią zginęła dawna ona. Nikt już nie znał, ani nie wiedział o Nancy. Została tylko maska, którą sama stworzyła. Jej pozory i tarcza, czyli Elizabeth Bathory. Obecnie była jedynie nią. Nancy umarła.
Zamierzała rozerwać Hellsing na strzępy…Przez, nie godziny, a dni torturować dziewczynę stojącą na czele tej przeklętej organizacji, aż w końcu podarować jej śmierć, której będzie od niej błagać. Nikt się nie ostanie. Zamorduje wszystkich! A potem odbuduje swoje imperium na ich prochach, ale najpierw … musi poznać brakującą zmienną. Wtedy i tylko wtedy ułoży plan idealny, aby Hellsing upadł do jej stóp.
Przybyła służka podbiegła i zaczęła coś majstrować przy telewizorze, ustawionym dokładnie przed Elizabeth.
Brakującą zmienną Mistrzyni był wampir Hellsing. Nie mogła tego pojąć. Wiedziała już, że to nikt od niej. To nie zdrajca, ale szpieg. Tylko dlaczego wampir miałby pracować dla łowcy wampirów. I dlaczego ten łowca nie zabija tego wampira, gdy ten przestaje być potrzebny? To nie ma sensu, przecież takie zaufanie jest niemożliwe. Co ten wampir z tego ma? Skąd może być pewny, że nie zostanie zdradzony i że on nie zdradzi? Dlaczego w ogóle zdradził swoją rasę i skazuje ich na śmierć? Nienawiść do niej to za mało. Nie słyszał o niej wcześniej, szukał informacji, tak jej przekazał Pierantonio zanim… Jak bardzo jest silny? Nigdy się u niej nie zjawił, gdyż nie potrzebował pomocy. Pokonał Damiena, zniszczył całą farmę…Jak do cholery? Niemożliwe, aby ktoś posiadł taką moc. Sam kontra dziesiątki wampirów…kurwa, czy coś takiego istnieje? A nawet jeśli, to czemu ktoś kto jest tak potężny, służy ludziom i zdradza swoich zamiast ich poprowadzić tak jak ona?
Ubezpieczyła się dawno temu. Każda kryjówka zaopatrzona była w minikamery jej własnej produkcji. Nikt o nich nie wiedział, tylko ona. Sama jej założyła, aby mieć z nich użytek na wypadek takich sytuacji. Co prawda Damienowi ufała całym swoim niebijącym sercem, lecz niektóre rzeczy powinien wiedzieć jedynie wódz.
Wysłała swoją służkę na przeszpiegi do Włoch. Co prawda, przez cały ten czas, teren przy zawalonej podziemnej farmie był pilnowany, ale w końcu zaprzestano tego. Planowano zalać ten teren. Gdy tylko zrezygnowano ze strażników, czyli wczoraj, wampirza służka przekopała ruiny i znalazła uszkodzoną minikamerę, według instrukcji Elizabeth. Teraz trzeba było sprawdzić, czy uda się z niej coś wykrzesać. W końcu przecież została uszkodzona przez skały, materiał mógł się nie zachować.
Coś się jednak udało odzyskać. Obraz był co prawda bardzo rozmazany i nie wyraźny, lecz dźwięk zachował się bardzo dobrze. Co jakiś czas się tylko urywał na sekundę.
Wszyscy oglądali materiał z najwyższą uwagą. Mistrzyni nie odrywała wzroku od tego obrazu.
Na środku ekranu stała rozmazana, kobieca postać, a wokół niej kilkadziesiąt wampirów. Śmiała się…głośno i drwiąco.
- A…Alice? – wyrzucił jeden z wampirów, na filmie.
Wtenczas postać się odezwała, lecz głos był bardzo niski, męski niewątpliwie. To co powiedział, uderzyło jedynie Mistrzynie. Nikt inny nie zrozumiał.
- Nie znoszę tego imienia. Nie jestem przywiązany do swojej formy, ale do imienia już trochę. Zbyt często je zmieniam. Do „Alucarda” zdążyłem się już przywiązać zwłaszcza, że ona go używa. Nie wiedziałem, do niedawna, jak cudownie jest słyszeć jak ona je wymawia.
Oczy Elizabeth rozszerzyły się gwałtownie. Nie musiała już oglądać dalej. Zrobiła ruch ręką, nakazując wyłączyć film.
Rozbrzmiał jej cichy chichot…potem coraz głośniejszy…aż przeobraził się w śmiech. Nikt nie reagował. Czekali cierpliwie i nawet nie dziwili się, ani skrzywili, widząc śmiejącą się w głos przywódczynię.
Jej intelekt nie potrzebował nawet sekundy, aby rozwiązać tą zagadkę. To taki oczywisty anagram. Alucard – Dracula…i Hellsing…Wszystko było jasne jak słońce. Podczas, gdy ona podszywała się pod legendę, tam gdzieś żyła prawdziwa…I zamierzała to wykorzystać.
Przestała się śmiać. Wstała z krzesła i wzniosła ręce nad głowę.
- Moi poddani… - zaczęła przemawiać - …Wiem już wszystko. Złożyłam wam przysięgę, że zgładzę przywódcę Hellsing. Że pomszczę naszych braci! Przywrócę świetność naszemu gatunkowi! Lecz dziś nadeszła historyczna chwila. Otrzymałam nową misję! My ją otrzymaliśmy i ją wypełnimy. Musimy ocalić jednego z naszych! Wyzwolić z niewoli, do której został zmuszony siłą! Zmuszony przez ludzi!
Wszyscy ośmielili się wreszcie okazać zdziwienie.
- Odzyskamy siłę! Zabijemy Integre Hellsing! Pomścimy naszych braci i siostry! Oraz…uratujemy Draculę!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz