czwartek, 16 sierpnia 2018

Między wierszami - Rozdział 9


- Mogę z całą stanowczością powiedzieć, że cała akcja została doprowadzona do końca. Sprawa została oficjalnie zakończona i wprowadzona do archiwów.
Słowa te, z całą stanowczością wypowiedziała sir Integra Hellsing. Siedziała komfortowo, zakładając nogę na nogę i przeszywając lodowatym wzrokiem siedzących po jej obu stron kilkunastu mężczyzn, przy okrągłym stole.
Trwało zebranie, lecz po raz pierwszy nie było obok niej nikogo. Za nią nie stał ani Alucard, ani Walter. Nikt nie śmiał jednak o to zapytać. Na poprzednim, co ciekawe, towarzyszył jej jedynie wampir. Wtenczas było to u niej w posiadłości, gdyż jej noga była w gipsie i z grzeczności przyjechano do niej. Aktualnie, do centrum Londynu, kobieta przybyła sama.
- To bardzo dobre wieści, sir – rzekł jeden z nich – Ale dlaczego zarchiwizowanie sprawy trwało cały rok, skoro poszukiwana wampirzyca została zabita rok temu.
- Dobre pytanie – chciało jej się palić, lecz musiała to zostawić na później – Widzą Panowie…to prawda, że wampirzyca o imieniu… - w tym miejscu na sekundę się zawahała, jak gdyby podejmowała jakąś decyzję - …Elizabeth została wyeliminowana rok temu. Jednakże sprzątanie po niej to zupełnie inna sprawa.
- Prosimy i streszczenie przebiegu wypadków, sir Hellsing -  to był sir Irons.
- Oczywiście.
Spodziewała się tego. Obojętnym, ale i mocnym tonem, zaczęła recytować.
- Już w latach, gdy ją tropiliśmy, po odkryciu pierwszej farmy, Hellsing miało sporo pracy. Musieliśmy maskować każde odkryte miejsce, znajdywać wzory. A jeśli ofiara pochodziła nie z farmy, musieliśmy ją identyfikować i przekazać wieści rodzinie. Oczywiście nie w pełni prawdziwe. Rzadko mogliśmy to uczynić. Zwykle ze zwłok nie zostawało nic, ale umiejętność mojego wampira bardzo się tutaj przydawała. Ze wspomnień potrafił odtworzyć wygląd ofiar. Natomiast po zabiciu naszego głównego celu nadeszła kolejna fala pracy. Należało rozebrać jej zamek na pustkowiu, oddać każdy ukradziony przedmiot i przywrócić to miejsce do jego naturalnego kształtu. Ponownie powtórzył się wzór z identyfikacją ofiar, które zostały ghoulami. Przez cały czas budowania zamku…wampiry musiały coś jeść.
Nie wspomniała tutaj, że to ona była jedyną osobą, która widziała te ghoule, więc Alucard musiał napić się nieco jej krwi, aby też je zobaczyć. Chociaż…zrobił to w niecodzienny sposób, bo z jej wargi. Było trochę wymówek z tym, skąd się tam wzięła ranka dopiero po bitwie.
- Wyszła na jaw jeszcze inna sprawa. Otóż owa Elizabeth przekupiła kilkoro ludzi, aby nie tylko kradli dla niej wyposażenie do pałacu, lecz również naganiali i przyprowadzali jej sługom konkretny typ ofiary, jaką chciała. Gdyby nas pokonała, ich żywot byłby pewnie i tak policzony. A tak to jedynie musieliśmy ich wytropić i skazać.
- USA nie robiło problemów?
- Oczywiście, że nie – powiedziała to takim tonem, jakby odpowiadała na najgłupsze pytanie na świecie – Mam Panu przypomnieć, że oficjalnie Organizacja Hellsing oraz wampiry nie istnieją dla normalnego świata? Większość tej planety nie wie o moim istnieniu. W samych Stanach jest zaledwie garstka wtajemniczonych osób i to oni podejmowali wszystkie decyzje. I czemuż mieli by mi przeszkadzać, czy utrudniać działania? Podobałoby się Panu, gdyby pański kraj był terenem łowieckim dla wampirów? Jasne, że nie. Im także. Wpuścili nas i okazali wszelką pomoc, aby pozbyć się pijawek z ich terytorium, aby na koniec nam dziękować na kolanach, że pozbyliśmy się problemu. No litości…
Sir Irons spojrzał krzywo na mężczyznę, który zadał to pytanie, a następnie rzekł.
- Jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że wszystko dobrze się skończyło. Doskonała robota, sir Hellsing. Ma Pani nasze uznanie i wdzięczność. Dziękujemy – skłonił nisko głowę na co reszta poszła na jego przykładem.
- Ja również jestem wdzięczna za odszkodowania dla rodzin ofiar tej wampirzycy. Wliczając to moich poległych ludzi, którzy zginęli podczas bitwy na zamku.
- Mamy niestety jeszcze jedną, nieprzyjemną sprawę do omówienia.
- Jakąż to? – zapytała, unosząc wzrok.
- Chodzi o pierwszą odkrytą farmę… - przerwał, nie wiedząc jak to ująć.
- Co z nią? – pośpieszyła go Integra – Przecież już dawno utwardzono ten krater, który powstał po zawaleniu farmy i stworzono tam sztuczny zbiornik wodny.
- To prawda, ale jedna z tamtejszych władz mocno zainteresowała się tą sprawą i … złożyła wniosek o osuszenie i rozkopanie tego terenu oraz zbadanie sprawy powstania krateru.
Integra uniosła brwi, wielce zdumiona. W tamtych czasie władze nie chciały mieć nic wspólnego z tamtą sprawą i całą pałeczkę oddali Anglii. Kto miałby powód, aby wracać do tej sprawy…
I nagle ją oświeciło. Przecież pierwsza farma krwi została odkryta we Włoszech.
- Czy to Watykan? – podała swoje pierwsze podejrzenie.
- Owszem, a konkretnie jedna sekcja. Sekcja 13, Iscariot. Enrico Maxwell osobiście złożył wniosek, ale bez naszej zgody nie mogą wiele zrobić, choć już próbuje przekupić i zastraszyć osoby, które mogą mu dać pozwolenie.
Integra wstała gwałtownie i uderzyła pięścią w stół. Wszyscy zadrżeli przez nagły lęk, jaki się w nich obudził, gdy ujrzeli pełne gniewu oblicze łowczyni wampirów.
- To. Miejsce. Jest. Nietykalne. – głośno, wyraźnie i lodowato wypowiedziała każde słowo, kładąc nacisk na każde z osobna.
- Ale sir…
- Żadne ale! – znowu się wzdrygnęli – To jest cmentarz bezimiennych istot, które były bydłem wampirów. Miejsc pochówku się nie rusza. A już na pewno nie dla powodów, które ma ten Maxwell. Niech zgadnę…wtrąca tam nochala, aby mnie oskarżyć o masowe morderstwo, a z nich zrobić męczenników, oczywiście zapominając o fakcie, że to wampiry ich tak urządziły. Herezja i kłamstwa to ich działka, eksperci cholerni! Dałam tym stworzeniom los o jakim marzyły. W tym świecie czekało by ich życie jako warzywo. Nie doczekanie ich żeby dostali pozwolenie!
- Ale co zrobi…
Nie dała mu dokończyć.
- Kogokolwiek będzie chciał przekupić, ja zaoferuję więcej. Kogokolwiek będzie chciał zastraszyć, ja go zastraszę bardziej. A jeśli ktoś tego Maxwella spotka osobiście, to może mu powiedzieć, że to mnie zawdzięcza swój majątek, bo gdyby to on odkrył farmę musiałby utrzymywać istny warzywny ogródek…wtedy sam by ich pewnie pozabijał. Po moim trupie ten zbiornik będzie ruszony! Miejsce pochówki jest święte, ten termin powinien być im chyba znany. W końcu aż trzęsą portkami gdy słyszą słowo „ekshumacja”. Tu ich Bóg się obrazi, ale jeśli mordują niewiernych na nie ich ziemi, to są świętymi rycerzami w imię Stwórcy! Rzygam tym.
Obróciła się, żeby wyjść, ale zatrzymał ją sir Irons. Jedyna osoba w pomieszczeniu, która nie bała się tego wybuchu furii. Jego twarz nie wyrażała nic.
- Chwileczkę, sir.
- Nie jasno się wyraziłam? – obróciła głowę, przystając tuż przy drzwiach – Nie wyrażam zgody. Będę tu nieugięta.
- Podzielamy Pani zdanie. Chciałem na koniec jedynie spytać kto zajmował się aktualnymi obowiązkami Agencji, w trakcie, gdy Pani sprzątała  bałagan po tej Elizabeth.
Tu jej wściekłość opadła i pojawił się pełen wyższości uśmiech.
- Zaufani pracownicy.

***

- Nie wierzę, że muszę to robić.
- Przestaniesz kiedyś narzekać? To już ostatni raz.
Ta krótka wymiana zdań należała do wymizerowanych…Waltera i Alucarda, którzy właśnie w gabinecie Integry zajmowali się papierkową robotą. Obaj ewidentnie nie byli w najlepszej kondycji.
- Jestem bronią, nie powinienem ślęczeć przy biurku i podbijać pieczątki – wysyczał wampir przez zęby.
- Sir Integra wykonywała tę pracę od 12 roku życia, mając naukę na głowie. Ty też dasz radę.
- Sam nie wyglądasz jakbyś był szczęśliwy, że tu jesteś.
- Kwestia przyzwyczajenia.
- Robimy to od roku! Mieliśmy dość po pierwszym dniu i to się nie zmieniło. Nie jesteśmy do tego stworzeni i tyle.
- Więc obaj bądźmy wdzięczni, że sir Integra dziś przejmie od nas to brzemię.
Kiedy przez ostatni rok, młoda Hellsing kończyła sprawę Elizabeth działaniami, które właśnie podawała na zebraniu w Londynie, aktualne sprawy Organizacji trafiły w ręce jej najbardziej zaufanych ludzi, czyli jej lokaja i wampira. Na początku szło jej wolniej, gdyż złamana noga utrudniała jej pracę. Lekarze zalecali jej odpoczynek przez co dziewczyna dostawała szału. Lenistwo ją wykańczało. Kiedy w końcu zdjęto jej gips był to chyba najszczęśliwszy dzień jej życia.
- Że też Integra nie zwariowała przy tej robocie…Moje uznanie tylko rośnie i rośnie – westchnął Alucard odkładając kolejny papier na stertę.
- Ja chyba też.
Wampir przyjrzał się następnemu raportowi. W ostatnich miesiącach przeczytał mnóstwo sprawozdań ze spraw, w których podejrzewano uczestnictwo sił nieczystych, że nie miał już nawet siły się śmiać. Głupota ludzka przechodziła jego pojęcie. Nic dziwnego, że w tych czasach sprawy nadnaturalne dla dzieci miały ten sam status co bajki.
Zaczął czytać ze znużeniem. Sprawa jak każda inna. Zniknęła kobieta. W mieszkaniu znaleziono ślady krwi, które wyglądały…jakby je ktoś próbował zlizać. Widziano jak wchodzi do mieszkania, ale nikt nie widział, żeby wychodziła. Od tamtego czasu nie było po niej śladu. Oprócz wymienionych śladów nie było już nic podejrzanego, nawet śladów włamania.
„Gdyby to był wampir, to nie byłoby śladów krwi” – pomyślał Alucard – „Żaden krwiopijca nie pozwoliłby, aby choć kropla się zmarnowała, gdy już zacznie pić. Zlizałby wszystko, jeśli już w ogóle zacząłby lizać. Baba wpuściła napastnika, on jej dał po łbie, zlizał krew i ją wyniósł w nocy. Proste. Nie pierwszy raz by się coś takiego zdarzyło. Zwyrodnialec to jeszcze nie wampir.”
Przynajmniej tak sądził czytając raport. Jednakże jego nastawienie zmieniło się, gdy na następnej stronie znalazł zdjęcia możliwego miejsca zbrodni.
Alucard zamarł, wpatrzony w zdjęcie. Oczy niemal wyszły mu z orbit. Nie zauważył, że usta mu się rozwarły.
- To niemożliwe, aby tak jawnie, w tych czasach oni… – wysyczał tak cicho, że Walter nie był w stanie zrozumieć słów.
- Coś mówiłeś? – lokaj zerknął na wampira i zdziwił się widząc szok na twarzy towarzysza. Ślepia nie odrywały mu się od fotografii. Wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Powiedziałem, że to niemożliwe – szok zmienił się w niedowierzanie. Wampir zapomniał o irytacji. Teraz istniało dla niego jedynie to zdjęcie.
- Co jest niemożliwe? Trafiłeś na coś?
- Chyba tak – rzekł niepewnie, a następnie, z niezwykłą szybkością zaczął przerzucać papiery – Jest tu gdzieś zdjęcie zaginionej? Muszę zobaczyć jak wyglądała!
- Na pewno gdzieś jest, uspokój się.
Alucard dokopał się w końcu do niego. Zobaczył uśmiechniętą, młodą, długowłosą brunetkę. Lecz najbardziej skupił się na jej oczach. Widząc zielone tęczówki zyskał pewność.
Właśnie w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem.
- Nienawidzę klechów!
Zatrzymała się gwałtownie, nie mogąc dojrzeć nikogo zza sterty dokumentów na biurku.
- Jesteście tu?
- Tak – powiedzieli naraz Walter i Alucard, wychylając się z boku, każdy po jednej stronie biurka.
- Myślałam, że zdążycie to skończyć zanim wrócę – powiedziała, zmierzając w ich kierunku.
- Jakim cudem? – takim tonem, jedynie Alucard miałby odwagę się odezwać.
Lokaj i wampir wstali od biurku i wyszli swojej Pani naprzeciw. Choć pewnie tak naprawdę chcieli oddalić się od dokumentów jak najdalej. Mieli ich dość na całe życie.
Integra stanęła dopiero, gdy znalazła się przy boku wampira. Dornez obserwował ich z tej niewielkiej odległości.
Rok temu wszystko wróciło do normy. Po bitwie na pustyni, Alucard i Integra znów zachowywali się jak dawniej, ku jego uldze. Ich konflikt, z którym nie był zaznajomiony, najwidoczniej został rozwiązany i całe szczęście. Walter już wolał taki stan sytuacji niż ten podczas kłótni.
Jednakże…jak na jego oko coś się zmieniło. Jednocześnie zachowywali się jak dawniej, lecz atmosfera zrobiła się jakaś inna. Dawało się od nich wyczuć coś nowego, coś czego nie potrafił zidentyfikować. Jak gdyby oboje ukrywali jakąś tajemnicę i czerpali satysfakcję, że nikt inny o tym nie wie. Mimo że Walter to dostrzegał, nie przykładał do tego wagi. Liczyło się jedynie, że ten duet znów był efektywny jak przed poróżnieniem.
Chociaż, co prawda Dornez podejrzewał jedną rzecz. A mianowicie, że ta tajemnica musi się wiązać z tą malutką zmianą u Alucarda. A mianowicie, kiedy rok temu ktoś musiał przejąć codzienne obowiązki Integry, Walter był pewien, że będzie się musiał zająć wszystkim sam. A tu nagle, Alucard sam do niego przyszedł i zaoferował, że pomoże. Szok, to mało powiedziane co czuł, ale nie śmiał odrzucić pomocy. I tak od roku byli towarzyszami w cierpieniu, w tym morzu papierów.
- Więc świętujcie – Integra wyjęła z wewnętrznej kieszeni cygaro i je zapaliła – Nie musicie już podrabiać mojego podpisu. Wracam do pracy. Dokopaliście się do czegoś w tej stercie?
- Ja nie – powiedział Walter – Ale zdaje się, że Alucard coś znalazł.
- Naprawdę?
Kobieta zerknęła na wampira i spostrzegając jaką zrobił minę, zrozumiała natychmiast, że sprawa jest poważna. Nie przyznała się przed sobą, że odrobinę się zmartwiła, gdyż dostrzegła coś co u człowieka nazwałaby smutkiem.
- Tak – wampir wrócił do biurka, wziął coś z niego i przyniósł swojej Pani.
Integra przyjrzała się fotografii, ale nie rozumiała co takiego przykuło uwagę wampira. Ten odgadując jej myśli wskazał na jedną ze ścian pomieszczenia na zdjęciu.
- Tam jest…jakaś plamka?
- To nie plamka – rzekł Alucard – To krzyż.
- Krzyż? – tym razem to lokaj podszedł i przyjrzał się zdjęciu. On także widział tylko jakąś plamkę na tapecie, dosłownie przy krawędzi podłogi, niedaleko rogu pokoju – Gdzie ty to widzisz?
- Mam lepszy wzrok niż wy. To jest krzyż. Odwrócony.
- No dobrze – powiedziała Integra. Jej umysł zapomniał o zebraniu i skupił się maksymalnie na sytuacji obecnej – Ktoś użył krwi, aby narysować na ścianie malutki krzyż. Skąd tu wniosek, że porwania dokonał wampir?
- Z samym krzyżem bym się wahał – Alucard podszedł do biurka, oparł się o jego skraj i skrzyżował ręce – Ale zobaczyłem zdjęcie ofiary. Długie włosy i zielone oczy. To dokładnie jego typ. A krzyżyk robi drugi. To dwa wampiry, zawsze trzymają się razem. Znam ich.
- Znasz te wampiry? – pytanie zadał kamerdyner.
- Czy znam? – Król Nieumarłych zaśmiał się, ale nie było w tym wesołości – Aldar i Kilian to moi przyjaciele.
Na moment zapanowała cisza. Integra i Walter wytrzeszczali oczy na wampira, kompletnie wryci w ziemię. Po jakimś czasie nawet Alucard się zaczął niepokoić.
- Dobrze się czujecie?
- To… - Hellsing pierwsza odzyskała głos - …ty masz przyjaciół?
- Bardzo śmieszne. Tak, mam. A właściwie miałem. Chyba nie myśleliście, że przez te setki lat siedziałem na zamku i nie wyściubiałem nosa poza Rumunię? Miałem dużo czasu na podróże i jakieś kilkadziesiąt lat po staniu się krwiopijcą, natknąłem się na nich. Choć przyznaję, ostatni raz widziałem ich jakieś 50 lat przed moim pierwszym wyjazdem do Anglii, który…wiemy jak się skończył.
- Zaraz, zaraz – Walter aż uniósł rękę – Oni są tak starzy jak ty? Dlaczego jeszcze o nich nie słyszeliśmy?
- Jakbyś nie znał naszych niepisanych zasad – wampir mówił niemal z politowaniem – Jeśli wampir spotka słabszego wampira, to go zabija. Jeśli silniejszego, to ucieka. A jeżeli są sobie równi, to rodzi się przyjaźń. Ci dwaj byli równi sile Draculi. Teraz pewnie są jeszcze silniejsi. Nigdy nie potrzebowali pomocy Elizabeth. Radzili sobie doskonale sami, zacierając ślady. Ale przyznaję…czasami robią się zbyt pewni siebie i odwalają jakiś numer. Lecz to dawno było. Zresztą przyznaj…gdyby nie ja, nie zwrócilibyście na tę sprawę uwagi. Tylko ja bym ich rozpoznał.
- Oni byli równie sile Draculi? – spytała Integra, bardzo poważniejąc w tonie głosu.
- Owszem – Alucard odszedł od biurka, w stronę okna i wpatrzył się w wiszący na nocnym niebie księżyc. Dziś wyjątkowo niebo było czyste i rozciągał się naprawdę piękny widok – Tak… - westchnął, jak gdyby był już umysłem gdzieś indziej - …Widziałem ich ostatnio jakieś 150 lat temu…
Zamknął oczy i na kilka sekund przeniósł się w czasie.

***

- Nudzę się.
Aldar i Kilian podnieśli na niego wzrok. Patrzyli się jak gdyby postradał rozum. Było pewne, że nie podzielali jego zdania.
- Jak możesz się nudzić w takiej sytuacji? – to Kilian oczywiście zadał to pytanie, gdyż od swojego towarzysza różnił się tym, że uwielbiał mówić. Mottem Aldara natomiast było zdanie „Milczenie jest złotem”.
Dracula musiał przyznać towarzyszowi rację. Oczywiście, nie na głos. Sytuacja nie mogła być milsza i bardziej absorbująca.
Znajdowali się obecnie we trójkę, na zamku. Hrabia Dracula gościł ich w swoim domostwie przez jakiś czas. Każdy z nich na wpół leżał, na wpół siedział na szerokich, bogato zdobionych sofach. Lecz to co było najważniejsze w tej scenie, to trzymane w ich ramionach półnagie i ledwo przytomne ludzkie kobiety. Każda miała już świeże rany na szyi i ślady po łzach na twarzy. A w dodatku na dywanie, w samym centrum komnaty czekały skrępowane następne trzy dziewczyny, tyle że te jeszcze ubrane i przytomne, a więc i przerażone. Zakneblowane nie miały jak krzyczeć. Cała szóstka miała najwyżej 17 lat, może mniej.
- Sam nie wiem… - westchnął, a następnie wbił kły w szyję dziewczyny na swoich kolanach. Ona wydała urwany jęk. Niewiele w niej zostało. Dracula dopił ją do końca. Zwykle, gdy pili razem, nie spieszyli się z zabijaniem.
Połknął ostatnią kropelkę krwi. Może i nie była dziewicza, ale i tak dobra. I gorąca…
Hrabia podniósł bezwładne, prawie że nagie ciało nieco ponad poziom oczu i przyjrzał się jej dokładnie od stóp do głów.
- A byłaś taka piękna za życia – błyskawicznym ruchem złapał za szyję i wykręcił jej głowę do tyłu. Po tym pozwolił trupowi spaść na ziemię – I już nie jesteś.
Trzy żywe dziewczęta zadrżały na ten widok i jeszcze mocniej zaczęły płakać. Wiedziały, że są następne.
Po wypiciu całej krwi z tej dziewczyny, wygląd Draculi się zmienił. Zanim zaczęli to małe przyjęcie, Hrabia wyglądał jak strzec, a teraz wyglądał jak przystojny młodzieniec. Zresztą to samo stało się z jego przyjaciółmi.
- Może rozwiniesz temat, Hrabio – odezwał się Kilian znad posiłku – Co cię tu nudzi? Chyba nie nasze towarzystwo?
- To nie wy…
Dracula urwał, kiedy coś mu mignęło. Obejrzał się i zobaczył, że przy wejściu do komnaty czają się jakieś cienie. Rozpoznał swoje wampirzyce. Bały się wejść bez jego pozwolenia, ale skusił je zapach krwi.
- Wynoście się – machnął ręką, aby je przegonić – Te nie są dla was! Później was nakarmię!
Cienie zniknęły.
- Och, mogłeś je wpuścić – Kilian w rozmarzeniu przejechał dłonią po nagim już całkowicie ciele jego ofiary – Mówiłeś, że możemy je pożyczyć.
- Później, nie mogę rozpieszczać tych zwierzątek. Spokojnie, zabawicie się z nimi po obiedzie. Wiem, ludzkie kobiety zaspokoją jedynie głód, a rządze jedynie rozbudzą.
- Właśnie, stosunek z nimi to żadna zabawa – wziął łyk, aby po chwili dodać – Są martwe, jeszcze zanim jesteśmy usatysfakcjonowani. Są dobre jedynie na przystawkę – to powiedziawszy dokończył pić.
- Draculo…co cię tu nudzi?
Hrabia był zdumiony, ponieważ te słowa wypowiedział Aldar. Ostatni raz odzywał się 4 dni temu. Jego niski nad wyraz głos nie można było pomylić z niczyim innym. Skoro się odezwał, to oznacza, że musiał być naprawdę zainteresowany.
- Sam nie jestem pewien…
Dracula wstał i ruszył ku związanej trójce po dokładkę. Dziewczyny wtuliły się w siebie, drżąc na całym ciele. Hrabia złapał jedną i pociągnął w górę, ale usłyszał na to ciche chrząknięcie. To Aldar kręcił głową.
- Zapomniałem, że zielonookie są twoje – puścił dziewczynę, która upadła z głośnym hukiem i podniósł inną – Właściwie co ty masz do zielonych oczu?
- Mówił mi to chyba kiedyś – Kilian upuścił trupa ze swoich kolan na ziemię – Powiedział, że gdy ciągnie je za włosy i jednocześnie pije krew, ich oczy wyglądają jak u kotów. Przypomina mu to czasy ludzkiego życia, gdy dusił napotkane koty.
- Interesujące… - przyznał, choć w myślach się zastanawiał, czy Aldar i Kilian znali się w ludzkim życiu.
Zaciągnął nową ofiarę z powrotem do swojej sofy.
- Unikasz odpowiedzi?
- Nie unikam, nie wiem jak to ubrać w słowa.
Dracula ponownie zasiadł na swojej sofie. Ofiara w jego ramionach drżała spazmatycznie, a z oczu poleciały kolejne łzy. Coś w jej postawie, czy może we wzroku błagającym o litość, a jednocześnie pełnym obrzydzenia, wywołało w nim pogardę i gniew. Zapałał tak silną żądzą mordu, że przestał się kontrolować, zarówno w zachowaniu jak i w mowie.
- Bo spójcie tylko na nią – uniósł dziewczę tak wysoko jak pozwalały mu ręce – Pamiętacie, jak zwabiliśmy tu ją i jej przyjaciółki? Jakie były chętne, aby rozłożyć dla nas nogi? Pchały się tak ochoczo, że nie kosztowało to nas żadnego wysiłku. I to właśnie było nudne… - urwał i z gwałtownością, której nikt by się u niego nie spodziewał, przez ten na pozór spokojny ton głosu, wampir zaczął zrywać z dziewczyny więzy, razem z zaplątanymi w nie warstwami ubrań. Przez tą szarpaninę wypadł knebel i dziewczyna zaczęła krzyczeć. Dracula rzucił nią o sofę i zakrył własnym ciałem – Aż taka zmiana zdania? Już nie jesteś chętna?! – wysyczał, ukazując kły, po czym zacisnął dłonie na jej szyi.
Ścisk się wzmacniał, przez co krzyk zaczął niknąć, a oczy dziewczyny wytrzeszczać. Skóra, przed chwilą nieco blada ze zgrozy, stawała się sina.
- A jeszcze nie dawno była taka gorąca…Widzicie ją?! Ladacznice, tylko takie kobiety wypełniają tę ziemię. Szczęśliwe, gdy ktoś chce je wziąć do łoża, ale walczą o życie, kiedy wreszcie może być z nich jakiś użytek! Wszystkie takie gorące…Ich krew też jest gorąca. To ona mnie nudzi! Wrzątek, który spala moje gardło!
Nie zabierając dłoni z jej gardła, wbił się zębami niżej. Zaczął tak łapczywie pić, że to aż dziwiło, skoro przed chwilą skarżył się na smak tej krwi. Trwał teraz wyścig, co pierwsze zabije to dziewczę. Uduszenie, czy utrata krwi?
Ani wybuch, ani czyny nie wzruszyły pozostałej dwójki wampirów. Może jedynie żałowali, że przez ogromną pelerynę Draculi, nie było widać walorów ciała jego ofiary.
Wyścig dobiegł końca, gdy krew w ustach wampira zmieniła smak. Nie była już żywa…Udusił ją szybciej niż pochłonął.
Zdawszy sobie z tego sprawę odchylił się gwałtownie do tyłu, wyginając w łuk. Warknął z niewiadomej złości. Oczy próbowały mu wyskoczyć z oczodołów, a krew wciąż ciekła z ust. Potrzebował jeszcze kilku sekund, aby zorientować się co właściwie robi. W ostatnim geście wybuchu strącił mocno ciało jednym ruchem ręki, które upadło na ziemię z głuchym hukiem, tuż za poprzednią dziewczyną.
- Chyba jedyne ciało, które nie będziemy musieli bezcześcić.
Dracula podniósł wzrok, na dźwięk głosu Kiliana. Ze zdumieniem stwierdził, że kiedy on szalał, oni jak gdyby nigdy nic spokojnie pochłonęli ostatnią parę dziewek.
- A tak szczerze… - kontynuował, trącając nogą własną ofiarę - …to nudzi cię, że polowania idą zbyt łatwo, bo dzisiejsze kobiety łatwo nabrać, czy nudzi cię gorący smak ich krwi?
- Nie wiem… - wysyczał Hrabia, przy okazji, ścierając dłonią krew z kącików ust – Wydaje mi się, że oba.
- Ciężka sprawa – westchnął Kilian.
- Nie aż tak jak się wydaje…
Kilian i Dracula omal nie podskoczyli. Aldar znów przemówił. Po tym jak dziś już mówił sądzili, że powie coś ponownie w przyszłym tygodniu.
Wampir zignorował ich zdumienie, udał, że tego nie widzi.
- Może po prostu musisz zmienić smak – Aldar wstał i zaczął się przechadzać – Kiedy ostatnio podróżowałeś poza Rumunią? Wpadasz w rutynę. Wyrusz w podróż. Może zagranicą krew nie będzie ci parzyć gardła. Zbyt długo nie zmieniłeś otoczenia, przyznaj się. Hrabia na włościach zaczął się dusić w pałacu.
- Niby gdzie miałbym pojechać? – rzekł Dracula, lekceważąco machając ręką – Zwiedziłem całą Europę i większość… - urwał nagle, zdając sobie z czegoś sprawę.
Nie zwiedził całej Europy…To było ryzykowne, lecz z drugiej strony może właśnie tego mu potrzeba?
Zanim wypowiedział na głos swoje myśli dwóm przyjaciołom, coś, a raczej ktoś im przerwał.
- Oddajcie mi moje córki!!! – gdzieś daleko w dole, na zewnątrz, ktoś krzyczał. Straszy mężczyzna, wnioskując z głosu – Potwory!!! Zwróćcie mi je! Na Boga, przepadnijcie w końcu w piekle!
Trzy wampiry spojrzały po sobie, po czym wybuchnęły głośnym śmiechem.
- Wygląda na to…że któreś z nich to były siostry…ciekawe które… - wycharczał Kilian między atakami śmiechu.
- To nieważne – Draculi pierwszemu przeszedł atak, lecz wciąż się uśmiechał – Nasz gość pofatygował się do nas… Byłoby niegrzecznie z naszej strony, gdybyśmy nie spełnili jego prośby. Niech jego wysiłki nie pójdą na marne.
Od razu się zrozumieli. Wampiry chwyciły naraz po dwa ciała i jeden po drugim wyszli na balkon. Tam w dole, pod główną bramą, widzieli pełnego rozpaczy ojca, z którego się tak śmiali.
- Oto one, ojczulku! – zawołał Dracula w chwili, gdy całą trójką wyrzucili wszystkie sześć ciał za balustradę, aby spadły pod nogi mężczyzny.
Chwila ciszy, coś ciężkiego upadło na ziemię…ponownie cisza, a potem okropny wrzask rozdarł przestrzeń. Mężczyzna darł się, jakby mu wyrywali kończyny. Gdzieś w oddali aż zerwało się stado ptaszysk. Wampiry powitały ten krzyk z zadowoleniem.
- Trochę szkoda, że pokonał taki kawał drogi na próżno – powiedział Dracula – Niech jego i ich ciała na coś się przydadzą – po tych słowach uniósł dłoń i demonstracyjnie pstryknął palcami.
Naraz z lasu, z każdej strony zaczęły wynurzać się wilki, cała wataha. Mężczyzna chyba próbował uciekać na ten widok, ale nie miał szans. Stado rzuciło się w większości na niego, ale kilka podeszło także do ciał. Rozległy się kolejne krzyki, warczenia oraz dźwięk rozdzieranego materiału i mięsa.
Na ten, zgoła nudniejszy widok, wampiry wróciły do środka.
- Humor ci się poprawił – spostrzegł Kilian.
- A owszem – powiedział Dracula, nagle niesamowicie się na czymś skupiając – Postanowiłem. Wybiorę się do Anglii…I to nie na wycieczkę. Zamieszkam tam na jakiś czas.
Kilian i Aldar zerknęli na siebie. Nie okazali zmartwienia.
- Myślisz, że to dobry pomysł? To wyspa. W razie czego, ucieczka będzie sprawiać niezłe trudności.
- Po pierwsze przed czym miałbym uciekać? 200 lat temu to i może, lecz dzisiaj? Nikt już mi nie może stanąć na drodze. A zresztą…nie będę tak głupi by się nie przygotować. Poświecę temu może z 50 lat. To wystarczy na zdobycie ksiąg o tym kraju, nauczyć się ich zwyczajów i języka. Oraz zdobyć pośredników do zakupu domu. Aby prowadzić interesy musze mieć tożsamość, która nie wzbudzi podejrzeń.
- Anglia to dobry wybór – rzekł Aldar. Nikt już się nie dziwił, że mówił. To była noc cudów.
- Czyż nie? – Dracula cieszył się, że ten go rozumie – Tam ideał kobiecości, im czystszy tym lepszy. Nawet po ślubie czekają z utratą dziewictwa! Żeby je zdobyć potrzeba czegoś więcej! To ugrzecznione damulki. A poza tym ich krew na pewno nie jest zimna. Jestem pewien że jest lodowata! Angielska dama to coś czego potrzebuje moje podniebienie!
- Zaufam ci w tej kwestii. Skoro możemy długo się nie zobaczyć, pozwolisz, że skorzystamy z twojej gościnności? Noc jeszcze młoda – to były słowa Kiliana.
- Róbcie co chcecie. Zamek i jego mieszkańcy są do waszej dyspozycji.
Aldar i Kilian opuścili komnatę. Dracula nie miał ochoty do nich dołączać. W jego głowie roiło się już od planów i rzeczy które należy przygotować. Niestety jedna z jego wampirzyc nie dało mu myśleć. Przywarła do jego nogi niczym pies, prosząc o uwagę.
Dracula tylko się zaśmiał. Pozostałe dwie pewnie teraz zabawiają jego gości więc ta mała nie ma co robić i przyszła tu.
- Panie… - zaskomlała o uwagę lub o posiłek.
Hrabia postanowił się ostatni raz z nią zabawić, na pożegnanie. Skoro jest czas zmian, to można przy okazji wymienić te trzy. I tak już mu się znudziły. Zabije je przed porankiem, a następnej nocy poszuka nowych dziewic i napisze kilka listów. Nie mógł się doczekać Anglii…

***

Alucard wrócił do czasów współczesnych. Księżyc za oknem był w podobnym położeniu co 150 lat temu, lecz on był już kimś innym. Kimś jeszcze gorszym…
„Zmieniłem się od tamtych czasów?” – pomyślał, nieco posępniejąc. Zdał sobie sprawę że gdyby plan Nancy sprzed roku się ziścił, znowu by do tego wrócił…A może byłoby jeszcze gorzej? Na szczęście zbyt mocne pokładała w nim nadzieje, wyzwolicielka od siedmiu boleści…
- Zacznę zbierać informacje – powiedział Walter, szykując się do wyjścia. Następne pytanie skierował do wampira – Jak zwykle szukać starych kościołów?
- Wolą mieć przestrzeń dla siebie. Szukaj opuszczonych kościołów, najlepiej z cmentarzem. nie będą daleko od miejsca porwania. Ofiara była dla Aldara, a on nie lubi się wysilać. A krzyżyk to pewnie Kilian machnął z rozpędu…
Lokaj kiwnął tylko głową i wyszedł. Integra i Alucard zostali sami. Kobieta przyglądała się jego plecom z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Czujesz się…niekomfortowo, z tym że musisz zabić swoich przyjaciół? – spytała z wahaniem. Takie pytanie zadałaby człowiekowi, a Alucard wrażliwością nie grzeszy. I rzeczywiście prychnął na jej pytanie.
- Jasne, że nie! – odwrócił się, ukazując rozbawione spojrzenie – Mogę ich dla ciebie załatwić choćby zaraz! Czemu pytasz? Gdybym powiedział, że tak, darowałabyś im życie?
- Pewnie, że nie – tym razem to ona prychnęła – Kazałabym ci się wziąć garść i rozkazała ich wypatroszyć!
- Taką szefową znam – podszedł do niej na dość bliską odległość. Spojrzał na nią z góry, jakby coś knuł – Znalazłem dla nas sprawę, zasłużyłem na nagrodę.
- Ja też, właśnie zakończyłam dość poważną roczną sprawę.
- Więc co nagrodzi nas oboje?
- Przestań gadać! Zachowaj się jak potwór i weź to co chcesz.
- Rozkaz – nie minęła sekunda po tym słowie, a Alucard już wziął Integre w ramiona i zaczął ją całować. Ta z zadowoleniem zaczęła odpowiadać, biorąc własną nagrodę.
Alucard mógł w takich sytuacjach czuć się niemal wolnym. Kobieta, z jego językiem w swoich ustach nie miała jak mówić, a on swoją siłą nie pozwalał się jej oddalić.
Mimo że od roku relacja ta trwała na tym poziomie, nic tak naprawdę nie zostało powiedziane. Od pierwszego pocałunku, one zaczęły się powtarzać i trwały do dziś, ale nie zostały skomentowane. Gdyby ktoś ich spytał, czy zamierzają wyznać drugiemu, że są zakochani, oboje odpowiedzieli by tak samo, czyli:
- Po moim trupie mu/jej powiem!
Tu byli jednomyślni i choć nic nie mówili, oboje sporo myśleli.
Alucard nie miał złudzeń i uważał, że taki stan rzeczy nie pozostanie wieczny. Nic się nie zmieniło, Integra wciąż miała swoje obowiązki, musiała dać życie komuś kto go odziedziczy, ale…póki co mógł się cieszyć że ma ją choć na chwilę. Nie byłby egoistą, gdyby nie czerpał z sytuacji garściami i próbował ją przedłużyć jak najdłużej. Cieszyć się póki można…
Ona z drugiej strony również pamiętała o swoich obowiązkach, ale bardziej próbowała wymyśleć sposób jak je obejść. Myśl, że nie nadaje się do małżeństwa bez uczuć ani do rodzicielstwa jej nie opuszczała. Zresztą za kogo niby miała wyjść, za pyszałka, który próbowałby jej zabrać władze w Hellsing? Albo pantoflarza, który swoim zachowaniem doprowadzałby ją do białej gorączki aż w końcu by go zastrzeliła. Nie była na tyle żałosna, żeby potulnie zgadzać się na coś takiego… Ale nie mogła też umrzeć bezdzietnie i pozwolić by Alucard był wolny…jak to rozwiązać? Wciąż nie miała pomysłu.
A czego tak naprawdę chciała? Aby Alucard był jej w każdy możliwy sposób. I jak na razie był…
Jak zwykle pocałunek przerwał wampir.
- Nadal podtrzymuję swoją ofertę – rzekł, dalej przyciskając dłonią jej plecy, aby się nie odsunęła.
- Tą w której masz się posunąć dalej? Mówiłam, już że nie możesz…
- O nie, nie – przerwał jej – Sądzisz, że świadomie zepsułbym smak twojej krwi, odbierając ci dziewictwo? Nie wspominając o tym, iż nie miałabyś już jak marzyć o większej sile dzięki mojej mocy – tu spojrzała na niego spod łba, a on uśmiechnął się dając znak, że żartował (choć był ciekaw, czy o tym myślała. Nie wierzył, że to się mogło zdarzyć, ale nie byłby sobą, gdyby tego nie drążył) – Moja oferta ma na celu coś innego. Nie muszę ci odbierać wianka, aby było ci dobrze.
- Nie?
Uśmiech mu się poszerzył. W tej kwestii wiedzą bił ją na głowę. Od stu lat, w sprawach zdobywania angielskich kobiet niewiele się chyba zmieniło.
- Nie, nie musi. Powiesz tylko „tak”, a ci zademonstruje.
„Kusi jak diabeł” – pomyślała i zawahała się.
Wciąż nie podjęła decyzji co zrobi z tą relacją i z ich uczuciami, ale niezależnie od odpowiedzi, to co chciała pozostawało takie samo. Nie wspominając, że była ciekawa jak diabli.
- Dobrze – powiedziała, jakby przyjmowała wyzwanie – Ale nie waż się zapomnieć, gdzie twoje miejsce, Hrabio.
- Ależ ja żyję by ci służyć, Hrabino.
Pierwszy raz od dawna przypomniała sobie, że jest kobietą, gdy Alucard wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni…
Jedno było pewne, nie żałowała tego, nawet jeśli złamała wszystkie zasady. Chociaż…na to to było od dawna za późno. Od bardzo dawna…

***

Walter już następnego ranka miał gotowe kilka lokalizacji. Trochę się zdziwił, bo sir Integra miała tego dnia nieco głowę w chmurach z jakiegoś powodu, ale szybko jej przeszło, więc i on o tym zapomniał.
Alucard po przedstawieniu wyników z jakiegoś powodu był pewien jednej lokalizacji. Najszybciej jak mogli więc znaleźli się w Austrii.
Teren został zgrabnie otoczony, Integra sama wszystkiego przypilnowała. Ludzie jedynie zabezpieczyli teren…a wampir wyruszył sam. A jego celem był kościółek w samej dolinie.
Alucard spacerowym krokiem szedł tą zalesioną ścieżką. Czekał na zmrok. Wolał nie zabijać ich bez walki. To jedyny szacunek, jaki był w stanie okazać.
Jeden tor jego myśli wciąż był przy jego Pani. Udał, że żartował, gdy zasugerował przemianę…ale tylko badał grunt. Bardzo chętnie wbiłby w nią kły i zmienił, ale…nie mógł tego zrobić bez jej zgody i chęci. A na to nie miał nadziei. Co nie znaczy, że nie przestanie próbować, póki ma czas, może ją kusić… Nie bez powodu chciał, aby pozostała dziewicą. Póki nią była, wciąż mógł się łudzić. Ale kto wie, czy przemiana nie była w jej oczach jeszcze większa zdradą niż puszczenie go wolno. Nie, nie odzyska wolności, więc kiedy ten sen się skończy? Póki on, potwór ma tu coś do powiedzenia, może wciąż sporo robić.
Taka była jego natura. Wyssać i wziąć w posiadanie wszystko u Integry Hellsing. W tym jej krew. Samo bycie wampirem wiązało się z nieustającym marzeniem, aby wypić wszystko…co do kropelki.
A zresztą…w tym ich dziwnym układzie, to ona rozdaje karty i tak będzie pewnie do samego końca. A co on może robić? Próbować jak najwięcej uzyskać dla siebie!
Przystanął na skraju lasku. Wyczuł coś, obecność dwóch istot…Kościółek był już niedaleko. Dawno temu była tu wioska, ale została spalona i jedynie kościółek ocalał, aby teraz popadać w ruinę. Przygotował broń. Ta walka może być trudniejsza niż zwykle. Tutaj jeden strzał nie wystarczy. Oni obaj dorównywali mu kiedyś sile. To tak jakby Hellsing ponownie mierzył się z nim, ale w podwójnej liczbie. Chociaż tym razem…mieli jego. Dlatego przyszedł tu sam. Brak innych niweczy szanse, że ktoś zginie. Sam załatwi to szybciej i bez ofiar ze strony ich ludzi.
Ruszył wprost dróżką do kościoła. Był mały i widać było, że nikt od dawna tu nie uczęszczał. Nie ukrywał swojej obecności. Chciał żeby słyszeli jego kroki. Mógł przy wejściu zerwać obrastający mur bluszcz, aby użyć drzwi, ale nie zrobił tego. Przeniknął przez ścianę do środka.
Wnętrze wyglądało jak przewidywał. Warstwa kurzu pokrywała każdą zniszczoną ławę i ołtarz. Nie został tu żaden drogocenny przedmiot. Jedynie duży krzyż wiszący nad amboną…który był odwrócony do góry nogami. W rogu stały jedynie dwa przedmioty, które nie pasowały do zrujnowanego wnętrza, a mianowicie dwie trumny.
Jego kroki nie pozostawiały śladów w warstwie kurzu. Nie słychać też było obecności zwierząt np. szczurów. Minął kilka rzędów ław, aż w końcu znalazł się z nimi twarzą w twarz.
Pierwszy w jego polu widzenia oczywiście znalazł się Kilian. Stał oparty o pierwszą ławę, niedbale krzyżując ręce, choć twarz miał poważną i strapioną. Aldar stał dalej, w tej samej pozie, oparty o kamienny ołtarz. Obaj musieli niedawno pić, bo twarze mieli młode. Wyglądali oczywiście dokładnie tak samo jak 150 lat temu, tyle że ubiór bardziej pasował do czasów obecnych.
- Skróciłeś włosy – rzekł Kilian zamiast powitania.
- One i wąsy jakoś przestały mi pasować. Tej postaci używam teraz najczęściej. Chyba jest dalej podobna do starej, skoro mnie poznajecie – Alucard przystanął, w niewielkiej odległości od nich – Nie jesteście zaskoczeni, że tu jestem? Specjalnie zostawiliście ten krzyżyk, żeby mnie tu ściągnąć?
- Na oba stwierdzenia odpowiemy ci tak. Wciąż wyglądasz prawie identycznie jak twoja dawna forma. I tak, chcieliśmy się zorientować czy to prawda, że żyjesz i czym teraz jesteś.
- Skąd pomysł, że żyję?
- Elizabeth Bathory – dwa słowa Aldara skierowały wzrok pozostałej dwójki na niego – Kiedy wszystko runęło, nie wierzyliśmy, że sam Hellsing dało jej radę.
- A więc znaliście ją…
- Wszyscy ją znali. Nie trzymaliśmy z nią, ale należało ją respektować … i trzymać się z dala – Kilian powrócił jako główny mówca – Jej przegrana plus sama nazwa Hellsing dało nam pomysł, że …może ty…Długo zwlekaliśmy, ale wiedzieliśmy, że ty zrozumiesz ten znak…no i jesteś.
- Dobrze podejrzewaliście – rozłożył ręce – Ale pomimo tej postaci, mam już inne imię, inne cele, inne moce i inne zajęcia. Dracula odszedł. Mam na imię Alucard i służę organizacji Hellsing. Jestem bronią ludzi. I choć przebywam z nimi, nie należę do nich. A z obecną siłą…nie jestem pewien czy dalej należę też do rasy wampirów.
- Same bzdury! – wrzasnął Kilian, wyraźnie już wściekły – Wzięli cię na łańcuch jak psa i poddałeś się jak ostatni głupiec!
- Nie przeszkadza mi to.
- A powinno! Stoczyłeś się na samo dno! Nie wierzyłem do końca, że jesteś zdrajcą, a jednak…
- Zawsze uważałem wasz kontrast za zabawny – Alucard niespodziewanie posłał im uśmieszek. Gniew Kiliana na niego najwidoczniej nie wpływał – Ty zawsze ten wybuchowy, gadatliwy i pożerający wszystko. A Aldar małomówny, cichy i z gustem. Zawsze mnie zastanawiało, czemu trzymacie się razem.
Kilian cały się trząsł na ciele i rwał się, aby zawarczeć, ale powstrzymywał się, gdyż dla jego towarzysza rozmowa wciąż się nie skończyła.
- Ponieważ tak było zawsze – odpowiedział Aldar, nienaturalnie spokojnym tonem. Oderwał się od ołtarza i zrobił dwa kroki w jego kierunku – Za życia wychowywano nas razem jako rodzeństwo, choć nim nie jesteśmy. Nigdy nam nie przyszło do głowy, aby żyć oddzielnie.
- A więc to tylko przyzwyczajenie – prychnął wampir – Zaspokoiliście swoją ciekawość o moim losie i teraz musicie za to zapłacić wysoką cenę – Alucard uniósł pistolet, który jakoś wcześniej był ignorowany – Wiecie, że muszę was teraz zabić, prawda? Zdawaliście sobie z tego sprawę, a i tak to zrobiliście. Jesteście zbyt pewni siebie.
Kilian tylko warknął, ale Aldar nie wyglądał, jakby się przejął.
- A ty wiesz, że łatwo nie damy za wygraną. Długo się wahaliśmy, lecz podjęliśmy ryzyko. Jednakże…zanim rzucimy się sobie do gardeł, mam pytanie – zwykle małomówny wampir zaczął się jeszcze bardziej zbliżać.
- Skąd pomysł, że go wysłucham? – Alucard nie krył kpiny w głosie i nie cofnął się, gdy Aldar stanął tuż przed nim.
- Ty nam zadałeś pytanie, które od dawna cię nurtowało. Ja także takie mam.
Alucard zerknął ponad ramię Aldara. Kilian myślał już tylko jak mu tu urwać łeb. Nie przerywał jednak, bo to Aldar pełnił tutaj funkcję lidera, więc siedział cicho i czekał aż skończą mówić. Nie dziwił się, ten cichy wampir był w tym duecie tym mądrzejszym i roztropniejszym. Kiedyś Dracula podejrzewał, że Aldar bierze udział w ich ordynarnych polowaniach, aby dać się zabawić towarzyszowi, choć sam był obojętny na ten rodzaj rozrywek. Dołączał, aby się nie wyróżniać i sprawić wrażenie przynależności. Wystarczyła mu zielonooka panna na obiad i był zadowolony, zabawy mu nie były potrzebne.
- Jeśli chcesz grać fair… – westchnął Król Nieumarłych – To zadaj pytanie.
- Czy udało ci się? – widząc, że dawny przyjaciel go nie rozumie, dodał – Znalazłeś to czego kiedyś szukałeś? Tą zimną niczym lód krew, której tak pożądałeś…Tą, za którą wyruszyłeś za morze. Zdobyłeś ją?
Na kilka chwil zapadła cisza. Oczy Alucarda zwęziły się, ale chyba nie ze złości. Wpatrywał się w martwe oczy Aldara, w ciszy. Trzy wampiry w tym małym budynku czuły rosnące w powietrzu napięcie. W końcu wampir otworzył usta, aby odpowiedzieć, lecz przez kilka sekund nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Ja…
Potężny wybuch, gdzieś w oddali, wytrącił ich w tego napięcia. Alucard automatycznie spojrzał w tamtą stronę, chodź widział jedynie mur. Szybko z powrotem odwrócił się do Aldara, a jego ekspresja nie była już spokojna. Sam był teraz wściekły. Ale Aldar zachowywał się bez zmian.
- Co to było?! – warknął na cały głos.
- Myślisz, żeśmy się nie przygotowali? Nie jesteśmy głupcami by mierzyć się z tobą wiedząc, że nie mamy szans z kimś, kto zabił Elizabeth. Wiedziałem, że równość między nami dawno się zatarła. A zasady mówią jasno, że po spotkaniu silniejszego wampira należy uciekać. Przykro mi, Kilianie, ale nie będzie ci dane z nim walczyć i zginąć. Tu nasze ścieżki się rozchodzą. Nie zobaczymy się więcej. Już mamy pewność i to wystarczy.
- Odpowiesz na pytanie?! I czemu do jasnej cholery miałbym pozwolić wam uciec?! – krzyknął Alucard tym razem jawnie celując lufą w głowę Aldara – Podaj mi powód, aby nie strzelić tu i teraz.
- Ten wybuch, to nasza sprawka. Armia ghouli, wszystkie nasze ofiary z ostatnich lat, które szalały sobie za życia, sprawnie magazynowane, właśnie wydostały się na powierzchnię. Co najmniej trzy setki głodnych stworów. Na nasz rozkaz właśnie zmierzają do celu.
- Myślisz, że ta armia może mi coś zrobić? – spytał niemalże z politowaniem.
- One nie idą tutaj – powiedział Aldar, po raz pierwszy chyba odkąd go znał, uśmiechając się – Idą po ludzi z Hellsing. Twoich towarzyszy broni i twoich Panów.
Przed chwilą zwężone oczy wampira, znienacka się otworzyły. Pistolet w jego dłoni drgnął.
- Co? – na wpół nie dowierzał, na wpół rosła w nim rządza mordu.
- Ponad trzysta głodnych ghouli idzie w stronę twojej Pani. Wolisz nas zabić, czy chronić ją i jej ludzi?
To mogło być kłamstwo, ale wiedział już, że to prawda. Jego nos mówił mu, że w okolicy są ghoule i to w ogromnej ilości i właśnie zbliżają się do…
Alucard nie zwykł nie doceniać Integry. Raczej zawsze wierzył, że jest w stanie zrobić więcej niż na to wygląda. Sama poradziła przecież sobie przed rokiem z dziesiątkami, ale… 300 ghouli? Wciąż mógł to im zostawić, wierzyć, że dadzą radę, ale…
To niemożliwe, aby obyło się bez ofiar. Walter nie przyjechał z nimi. Ich ludzi nie wzięli arsenału do walki z taką ilością potworów. Zginie najmniej połowa ich ludzi, jeśli teraz tam nie pobiegnie, a nie miał wyraźnych rozkazów. Nie było szans, aby zdążył załatwić obie sprawy jednocześnie. Żeby zabić Aldara i Kiliana potrzeba by było o wiele więcej czasu niż normalnie, są potężni. Nie zdążyłby przed ghoulami. A Integra…dałaby sobie tam radę, choć nie bez ran…tyle że … ona…
…Ona nienawidziła, gdy ginęli jej ludzie. To była jej jedyna ludzka strona, której do końca nie kontrolowała. Ich śmierć będzie jak cios w splot słoneczny.
Musiał szybko zdecydować, co ją mniej zaboli, przez co będzie mniej cierpieć. Strata większości jej ludzi, czy ucieczka ich celów?
Odpowiedź szybko się nasunęła. Różnica pomiędzy Integrą, a Elzabeth jawiła się w ich stosunku do sług. Sir Integra Hellsing nigdy nie wysłałby swoich ludzi na śmierć, nawet za cenę porażki. Władca stawia dobro swoich ludzi ponad wszystko.
To przeciążyło szalę.
Noga Alucarda cofnęła się do tyłu, ale zrobiła to tak bardzo niechętnie, że zostawiła wyraźny ślad na ziemi. Na jego wycofanie Aldar wrócił do swojej spokojnej postawy, a Kilian westchnął rozczarowany, że nie będzie miał jak się wyżyć. Naiwnie wierzył, że miał szansę, ale musiał się trzymać planu Aldara.
- Żegnaj przyjacielu – rzekł Aldar, gdy Kilian posłusznie stanął za nim.
- To nie pożegnanie – zasyczał Alucard, wyraźnie w stanie furii. Już nawet cienie ław na ścianach, rzucane dzięki światłu księżyca, zaczęły dziwnie falować pod wpływem jego intensywnych emocji. – To nie koniec! Znajdę was…Przysięgam, że was wytropię choćby i w piekle. A potem was zabiję. Ukatrupię waszą dwójką i obaj traficie do rejestru ofiar Hellsing, tam gdzie należycie! Zemszczę się za nią, macie moje słowo.
Alucard wycofał się i wybiegł z kościółka, ponownie nie przejmując się ścianą. Aldar i Kilian zostali sami.
- Łudziłem się, że to jednak nie będzie on – rzekł rozczarowany Kilian – A jednak to Dracula.
- Mylisz się – rzekł Aldar, czym zaskarbił sobie zdumione spojrzenie towarzysza – To nie był Dracula. To był Alucard.
- Jedno to samo – rzekł lekceważąco wampir, nie zwracając uwagi na podwójne znaczenie słów Aldara – Nie obchodzi mnie więcej ten śmieć. Wynośmy się stąd.
- Kilian… - zatrzymał tymi słowami towarzysza wpół kroku.
- Co znowu?!
- Rozdzielmy się.
- Co takiego? – jeśli wcześniej był zdumiony, to tym razem Kilian przeżył szok.
- Rozdzielimy się. Przez jakiś czas podróżujmy oddzielnie. Tylko na pewien czas, aby się upewnić, że Hellsing zgubi nasz trop. Rozdzielając się mamy większą szansę, aby zniknąć. Większą szansę…aby uciec przed zemstą Alucarda i przeżyć.

***

Były wszędzie. Integra stała nad niewielką przepaścią i patrzyła jak w dole, z lasu na polanę wylewa się jedno wielkie morze potworów. Przybywało ich w zastraszającym tempie. Szybko zalewały całą przestrzeń w dole i niedługo mogły się zacząć wspinać, aby dotrzeć do nich.
- Sir! – zawołał do niej jeden z jej ludzi – Wezwałem już naszych, którzy otoczyli teren z drugiej strony doliny, ale nawet z nimi nie mamy wystarczająco dużo amunicji na całą ich armię.
To prawda. Wzięła pod uwagę możliwość pojawienia się ghouli, ale nie takiej ilości. Kilkadziesiąt owszem, ale kilkaset to za dużo. Nawet Elizabeth nie użyła ich aż tylu… Ile czasu musieli ci dwaj zbierać taką armię?
- Na razie będziemy ostrzeliwać – orzekła oschle – Nie pozwalajmy im się tu wspiąć i grajmy na czas. Gdy zostanie nam ¼ amunicji, wycofujemy się. Alucard się nimi zajmie do tego czasu. Na razie nie pozwalajmy im się wydostać i zbliżyć do ludzkich siedzib.
Na jej rozkaz zaczęto strzelać do pierwszej linii w dole. Przybyli inni i się przyłączyli. Integra w myślach zaczęła liczyć, czy może tu jeszcze sprowadzić jakąś broń, ale w Austrii nie chciano z nią współpracować. Wspomniała o odwrocie, ale jedynie aby podnieść morale, nie wierzyła, że zdążą uciec. Pozostało granie na czas, ale ile może mu zająć pokonanie potężnej dwójki…
Nie musiała kontynuować dalej swoich myśli. Potężny wstrząs kazał jej szybko spojrzeć znów ku dolinie, na morze ghouli.
W tej właśnie chwili, gdy to wyczuła, tam w dole zaczęło się dosłowne wirowanie. Jakiś cholernie szybki, czerwony kształt wpadł w sam środek tego morza, powodując istną rzeź. Porównanie do oceanu miało teraz o wiele większy sens, ponieważ stwory zmieniały się w istną mielonkę, a rzeka ciemnoczerwonej cieczy dopływała do samej krawędzi wzniesienia, na którym stała Integra i jej ludzie.
Zaprzestali ostrzału, nie było potrzeby. Tam w dole już ktoś strzelał, ale poruszał się z taką prędkością, że nie można było dostrzec jego kształtu. Z daleka nie był on nawet ludzki, bardziej zwierzęcy i wciąż się transformujący.
- Dobry Boże… - wycharczał jakiś żołnierz, trzęsąc się na całym ciele. Integra spojrzała na niego  z pogardą.
- Brzydzisz się i boisz stworzenia, które najpewniej cię dziś uratowało? – spytała, a jej głos był lodowaty.
- Ale sir…to coś…
- To coś to nasza najlepsza broń. Okaż mu szacunek, jako komuś silniejszemu od ciebie.
Nie oglądając się już na struchlałego podwładnego, kobieta podeszła na sam brzeg krawędzi i ze spokojem przyglądała się jatce pod jej stopami. Wyjęła i zapaliła cygaro. Przy tej czynności nawet dłoń jej nie drgnęła, była absolutnie nieporuszona. Alucard przyzwyczaił ją do takich widoków. A w świetle księżyca, widoczność była nie najgorsza.
Ze względu na ich liczbę, ta cała zabawa trwała trochę czasu. Mikser się w końcu zatrzymał i wampir wrócił do swojego stałego kształtu, przypominającego nieco ludzki. Stał niemalże po kolana we krwi i szczątkach i w ogóle cała jego sylwetka była nimi oblepiona.
Uniósł głowę i mimo odległości Integra była pewna, że patrzy on dokładnie w jej oczy. Zaczął zbliżać się do niej krokami, które robił bez trudu mimo, iż brodził w olbrzymiej kałuży krwi i kawałków ciał. Hellsing podejrzewała jednak, że za dnia będzie to wyglądało znacznie gorzej.
Nareszcie stanął tuż u podnóża tej prawie że poziomej ściany. Patrzył w górę, na nią, a jego twarz wyrażała złość. Przez kilka sekund nie mówili nic. Jakby reagując na koniec rzezi, zerwał się silny wiatr. Włosy Integry się rozwiały, a dym z jej cygara poleciał w kierunku wiatru. Wiatr w dole prawie nie dochodził, lecz to nie przeszkadzało włosom Alucarda się poruszać. Widząc jego złość, zęby kobiety zacisnęły się na cygarze.
- Co z misją? – spytała rzeczowo, wyjmując cygaro z ust.
- Uciekli. Miałem wybór i wybrałem przybyć tutaj. Jestem przygotowany na karę, Pani.
- Nie – pokręciła przecząco głową – Gdybyś się nie zjawił, również mielibyśmy coś na kształt przegranej. Każda twoja decyzja byłaby błędna i prawidłowa zarazem.
Na czole zrobiła jej się drobna zmarszczka z frustracji.
- Co teraz zrobisz? – zapytał oblepiony krwią wampir.
Integra miała wrażenie, że to pytanie nie odnosi się tylko do obecnej sytuacji, ale także do ich relacji. Gdy jej oczy ponownie spotkały jego ślepia, wiedziała że ma rację. Alucard pytał nie tylko o to, jak poprowadzą dalej misję. Pytał też co ona postanowi z nimi. Bo nic się nie zmieniło, wciąż były obowiązki do wypełnienia, decyzje do podjęcia. A one należały tylko i wyłącznie do niej.
Będą dalej w tym trwać, czy to zakończą? Co z faktem konieczności odziedziczenia go przez następne pokolenie Hellsing, skoro ona nie może umrzeć bezdzietnie i pozwolić mu być wolnym? Integra Hellsing na każde pytanie miała tę samą odpowiedź.
- Nie wiem…

***

Minęło kilka miesięcy odkąd Aldar i Kilian się rozdzielili. Aldar powędrował na wschód, lecz Kilian, pozbawiony wpływu inteligencji towarzysza, niemądrze skierował się na południe, w głąb Włoch. Ta wyprawa już nie była tak bezpieczna jak dawniej, bo od historii z farmą, stale ktoś tam czuwał. I ten ktoś znalazł wampira i wdał się z nim w walkę.
Długie, poświęcone ostrze zalśniło na moment w świetle gwiazd. Głowa Kiliana została odcięta od reszty ciała, które chwilę później również padło na ziemię. Wampir był martwy, a na jego twarzy zastygł wyraz wściekłości.
Nad jego ciałem stał blond mężczyzna w okularach, z krzyżem na szyi i dwoma długimi nożami w dłoni. Uśmiechał się niczym szaleniec.
- Amen!
Wykrzyknął Alexander Anderson.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz