niedziela, 30 września 2018

Między wierszami - Rozdział 10


Aldar stał w zamyśleniu, a cała reszta zdawała się dla niego nie istnieć. Zresztą on także nie istniał w tej chwili dla otoczenia. Schowany w cieniu wampir zdawał się obojętny na to gdzie jest i co go otacza.
Ponad cztery miesiące temu, Aldar rozdzielił drogi ze swoim towarzyszem wieczności, Kilianem. Dziś miał być dzień, gdy ponownie połączą siły. Umówili się tego konkretnego dnia, dokładnie w tym miejscu oraz dokładnie o tej porze nocy…a Kilian się nie zjawił.
Wampir wiedział co to oznacza. Jedyną rzeczą, która by mogła powstrzymać Kiliana przed zjawieniem się w tym miejscu, obok niego, była śmierć. Bo wbrew pozorom, jego przyjaciel nie zwykł się spóźniać. A już na pewno nie tyle. Ani również nigdy by go nie opuścił. Tak samo jak Aldar jego. Tutaj nie było miejsca na wątpliwości.
Obaj chłopcy urodzili się jakieś 500 lat temu. Nie wiedzieli dokładnie kiedy, w tamtych czasach nie zwracano uwagi na daty, zwłaszcza w niższych klasach społecznych. A oni znaleźli się bardzo nisko, ponieważ przyszli na świat w domu publicznym.
Odkąd Aldar pamiętał, on i Kilian przebywali w przybytku tzw. nierządnic. Gdy tylko nauczyli się chodzić, robili za sługi. Sprzątali izby, chodzili po jedzenie oraz zajmowali się końmi i rzeczami klientów. Jeśli coś zaginęło, byli bici.
Nigdy się nie dowiedzieli kim dla siebie byli. Wiedzieli jedynie, że urodzili się w podobnym czasie. Lecz nie mieli pojęcia, czy urodziła ich ta sama nierządnica, czy dwie różne, ani kto był ich ojcem/ojcami. Mało tego, nie wiedzieli, która z tych kobiet była ich matką/matkami. Nikt im tego nie powiedział. Cud, że znali swoje imiona. Ale to czy mieli więzy krwi…nie poznali prawdy nigdy.
Pozbyto się ich, kiedy mieli 5 lat. Stało się to właśnie z winy Aldara.
Chłopiec miał bardzo dobry zmysł obserwacji. Ani bicie, ani niedożywienie, nie osłabiło jego talentu. Był w tym dobry, a poza tym to była jego jedyna rozrywka. W przeciwieństwie do Kiliana, miał bardzo spokojną naturę. Jego przyszywany lub prawdziwy brat wolał działać np. kraść owoce i warzywa na targu. Często się z nim wtedy dzielił. A raz pobił chłopca, który miał złotą monetę. Wydając ją, Kilian miał najlepszy czas w dzieciństwie.
Aldar obserwował mężczyzn, przychodzących do domu publicznego. Nie uważał go za swój dom, chłopcy sypiali w stajni i to miejsce automatycznie uznali za swoje. Im bardziej jego umysł dojrzewał, tym więcej rzeczy przykuwało jego uwagę. Często mężczyźni przychodzili dwójkami, jeden starszy, drugi młodszy i zawsze bardzo podobni. I pewnego razu Aldar podsłuchał, że jedna taka dwójka zwracała się do siebie „ojcze” i „synu”. Było to właśnie w stajni, gdy odbierali swoje konie.
Chłopiec wywnioskował, że w takim razie dziecko i rodzica łączą jakieś podobieństwa. Nieświadomie zaczął większą uwagę zwracać na mieszkanki tego dużemu domu. Przyglądał się ich wyglądowi i szukał…szukał mamy.
Najwięcej obserwował pewną kobietę, którą widywał tu od zawsze. Nie widział wielu podobieństw między nim, a nią, ale bardzo podobały mu się jej zielone oczy. Uważał je za śliczne. Chciał, żeby to właśnie ona była jego matką i pewnego dnia…
- Czy to ty mnie urodziłaś?
Zadał pytanie w bardzo niewinny sposób. Bo uważał, że było niewinne. Chłopiec chciał tylko dostać odpowiedź…chciał by ona go przytuliła. Jednakże…
…kobieta rozszerzyła oczy i spojrzała na niego z takim obrzydzeniem, jakiego nigdy nie widział.
Potem już się wszystko szybko potoczyło. Najstarsza kobieta w domu wzięła go pod rękę i wywlekła go na obrzeża miasteczka. Kilian poszedł z nim z wyboru. Może i nie wiedzieli, czy są spokrewnieni i byli swoimi kompletnymi przeciwieństwami, ale…odkąd się urodzili byli swoimi jedynymi sojusznikami i zaczęli się uważać niemal za jedną osobę. Zabrano ich oboje do klasztoru. Słyszeli jak kobieta wykłóca się o coś z mnichem, że prosi go i oferuje pieniądze.
W ten sposób zmienili swoje miejsce pracy. Z niewolników w domu publicznym stali się niewolnikami mnichów. Jedyne co się naprawdę zmieniło to widoki. Wciąż byli bici, tyle że teraz mocniej, bo przez mężczyzn. Dalej dostawali mało jedzenia, ale tym razem, ponieważ podobno „Bóg tak chciał”.
Ich los wydawał się przesądzony. Mieli do końca życia pozostać niewykształconymi ludźmi, będącymi czymś pomiędzy niewolnikami, a chłopami. Jednakże…
Pewnego dnia, gdy Aldar miał 10 lat, przechodził z miotłą obok izby jednego z zakonników. Sprzątał zwykle o tej porze, ale komnata nie była pusta. Słyszał z niej dźwięki, które wydawały mu się znajome. Słyszał już takie, kiedy żył w poprzednim domostwie.
Zajrzał ukradkiem do środka. Zobaczył owego zakonnika, który zabawiał się z jakąś dziewką. Nie był zdziwiony, ponieważ praktycznie żaden mnich w klasztorze nie żył w czystości. Mieli służyć Bogu, a oddawali się cielesnym rozkoszom (choć musieli im płacić, aby zachowały dyskrecję). Mieli żyć w ubóstwie, a kościół był pełen złota. Nic Aldara nie dziwiło.
I nagle głowa mnicha się odchyliła i Aldar ujrzał twarz dziewki. Przeżył szok, widząc kobietę, o której marzył, aby była jego matką. Która brzydziła się małym chłopcem, chociaż sama robiła coś takiego.
Do końca dnia nie był sobą. Nawet Kilian nie mógł do niego dotrzeć. Aldar miał wszystkiego dość. Nie wiedział czemu jest taki wściekły. Przecież nie miał żadnego dowodu, że ta kobieta była jego matką, nie było szczególnego podobieństwa, on…po prostu ją lubił jako dzieciak. Najpewniej to nie ona go powiła, a jednak był zły.
Miał dość, że nie wie, kto jest jego ojcem. Miał dość, że nie wie, która z nierządnic go powiła. A może żadna i ktoś go tam po prostu podrzucił? Miał dość, że nie wie, czy Kilian to jego brat, kuzyn, czy w ogóle nie łączą ich więzy krwi. Chciał w końcu coś wiedzieć, cokolwiek! Chciał wiedzieć…po co się urodził?!
Tamtej nocy po raz pierwszy i ostatni zamiast siedzieć potulnie i obserwować, uczynił coś w gniewie, coś czego nie przemyślał. Jego pierwsze impulsywne działanie. Nigdy więcej nie czuł takich gwałtownych emocji, które by go popchnęły do czegokolwiek.
W nocy, Aldar wkradł się do głównej części klasztoru. Bawił się w szukanie krzyży, a gdy je już znajdował, odwracał je do góry nogami, a jeśli się nie dało to je niszczył. Niby nie robił nic niezwykłego, ale jego młody umysł wiedział, że te akcje doprowadzą zakonników do obłędu. Będą równie wściekli jak on, a może i przerażeni tą profanacją ich najświętszego symbolu.
Nie wiedział jednak, że niszcząc krzyże, pozbawi to miejsce jedynej prawdziwej ochrony przed siłami nieczystymi. Niewidzialna bariera zniknęła wraz z ostatnim krzyżem i … w okolicy był pewien wampir, który to wyczuł.
Nie pamiętał potem ciągłości zdarzeń, a fragmenty. Widział wywarzane drzwi…widział biegnącemu ku niemu Kiliana, który bał się o niego…słyszał krzyki zakonników…a na koniec on i jego przyjaciel stali u stóp czerwonookiej istoty, której usta były usmarowane krwią. Przywitała ich tymi słowami.
- Znalazłam urocze szczeniaczki.
Następne 10 lat Aldar i Kilian spędzili zupełnie inaczej niż te pierwsze. Miały one dużo zalet. Nikt ich już nie bił. Po raz pierwszy w życiu najadali się do syta. Nie nosili już pozszywanych starych worków, a prawdziwe ubrania. A najważniejsze, obaj mogli się uczyć. Nauczyli się pisać i czytać. Studiowali, a taki ktoś należał do elity.
Jednakże…wszystko to dostali za cenę bycia zwierzątkami wampirzycy. Dosłownie. Zostali psami, a wampirzyca ich właścicielką.
Nazywała się Izabela i postanowiła wziąć chłopców pod swój dach…dla zabawy. Uwielbiała bawić się z nimi w gierki. Zlecała im prace takie jak zwabianie ofiar do domu, transport trumny lub sprzątanie ciał.
Bywało, że dawała im spokój na wiele miesięcy, aby nagle zjawić się nad którymś z nich w środku nocy. Kończyło się wówczas albo na złamanych kończynach albo z raną na szyi. Uwielbiała im szeptać do ucha, zanim zaczynała pić.
- Jak myślisz…wypiję wszystko, czy tylko kieliszeczek?
To było jej hobby, jej władza. Bawiła się nimi, bawiła się tym, że daje im wszystko i w każdej chwili może im to odebrać. Zawsze, ale to zawsze podczas rozmów z nimi wplątywała jakieś groźby, że „może dziś was zabiję”, albo „dziś będziesz patrzył jak zabijam tego drugiego” lub „dziś mam ochotę usłyszeć chrupot kości” oraz „to już niedługo się stanie, nadejdzie koniec”.
Chłopcy otrzymali wiele, ale płacili ogromną cenę. Żyli w ciągłym napięciu oraz strachu. Mogli zginąć w każdej chwili, mogli poczuć ból w każdej sekundzie, mogli stracić tego drugiego w każdym momencie. A Izabela kochała im to uzmysławiać. Każdej nocy robiła aluzje, psychologicznie grała na ich zszarganych umysłach, że „coś może się zdarzyć w każdej chwili”. Wystarczy, że ona tego zechce, a wszystko się skończy.
Mimo tego, za dnia nie próbowali od niej uciec. Wierne psy trwały przy właścicielu. Były one zafascynowane mocą, którą widywali każdej nocy…byli zafascynowani luksusami jakie mieli. Nie chcieli tego oddać, żaden z nich. A poza tym…nawet gdyby uciekli za dnia, ona by ich znów po zmroku znalazła. Nie chcieli sobie wyobrażać jaką karę by im zgotowała.
Przez życie w ciągłym stresie i ze świadomością, że mogą zginąć w sposób okrutny i w każdym momencie, Aldar i Kilian w wieku 20 lat wyglądali jakby mieli przynajmniej dwa razy tyle. Ich włosy nawet zaczęły siwieć. Mentalne tortury robiły swoje.
Lecz wszystko ma swój kres. Pewnej nocy, Izabela powiedziała.
- Szczeniaczki są już takie duże…zagrajmy w to, który z was przeżyje.
Pierwszego ugryzła Kiliana. Pewnie dlatego, żeby się mniej rzucał. Aldara ugryzła jako drugiego, bo już ich znała i wiedziała, że ten będzie potulnie czekał na swoją kolej. Zostawiła ich oboje na łaskę czasu. Gra polegała na tym, aby ten który przemieni się jako pierwszy, zabił drugiego zanim ten się przebudzi. Inaczej Izabela sama odbierze życie im obojgu. Gra toczyła się o życie jednego z nich. W ten sposób była ciekawsza.
Aldar zmienił się pierwszy, lecz kiedy odzyskał przytomność nie dał tego po sobie poznać. Nie otworzył oczu, ani się nie poruszył. Nigdy nie chciał być wampirem, a wiedział że Kilian skrycie zawsze chciał mocy więc…zamierzał pozwolić mu wygrać tę grę.
Czekał jednak i czekał…a Kilian nie budził się. Aldar zaczynał się bać, że zamiast go zmienić, ich właścicielka go zabiła.
- Dosyć tego! – Izabela zniecierpliwiła się po 2 nocach – Zmieniliście się, widzę to! Wstawać natychmiast! Walczcie, tylko jedno z was ma przeżyć! Walczcie na śmierć i życie!
Aldar i Kilian podnieśli się z ziemi powoli, dokładnie w tym samym momencie. Ich spojrzenia spotkały się dosłownie na sekundę, a następnie, w tym samym tempie, odwróciły się w stronę ich opiekunki, a teraz i stworzycielki. I nie były to spojrzenia przyjazne.
- Co…co jest z wami? – Izabela zaczęła się cofać, zaniepokojona – Powiedziałam, że macie walczyć! Chcę zobaczyć, który wygra!
- Naprawdę myślisz, że dalej będziemy twymi zabawkami – powiedział Kilian, skoro to on był tym rozmownym. Z „bratem” nie musiał się naradzać, praktycznie czytali sobie w myślach – Byłem gotowy na śmierć, ale skoro obaj zyskaliśmy trochę siły…mamy ochotę sprawdzić, czy razem jesteśmy w stanie walczyć z tobą. Dwa na jednego.
I wówczas obaj rzucili się z kłami na Izabelę.
Walka trwała trochę czasu. Zwykle, gdy wampir tworzy wampira, ten jest równie silny jak stworzyciel. Choć oczywiście potrzebuje trochę czas, aby tę siłę zdobyć. Tyle, że ich było dwóch i nawet jeśli pojedynczo byli odrobinę słabsi od Izabeli, to razem byli od niej lepsi. I dlatego wygrali, chociaż każdy stracił po kończynie. Po sutym posiłku złożonym z przechodniów, odzyskali kończyny i mogli razem ruszyć w świat jako nieumarli.
Aldara nigdy nie interesowało życie jako wampir, lecz widział, że jego towarzysz cieszy się nim bardziej niż by wypadało. To wystarczyło, aby dać mu w miarę wysokie zadowolenie z życia. Ich „nieżycie” rysowało się w jaśniejszych barwach niż to poprzednie. Po raz pierwszy byli panami sami dla siebie i nikt nimi nie rządził.
Nie mieli oporów przed zabijaniem dla krwi, ani trochę. Stali się zręcznymi zabójcami. Wiele zasad wampirzego życia znali od Izabelli, ale kilku musieli się nauczyć. Ponadto Aldar spostrzegł swoje preferencje. Zauważył, że jego ulubionymi ofiarami były zielonookie kobiety. Wiedział skąd to się wzięło, był za to trochę dla siebie zły, ale nic na to nie mógł poradzić. I tak nawet Kilian nie wiedział o jego traumie i pragnieniu posiadanie matki.
Dopiero po 40 latach natknęli się na innego przedstawiciela ich gatunku…Poznali Draculę. Aldar do dziś pamiętał wrażenie jakie wampir na nim zrobił. Wyczuwał od niego moc i siłę, a także arogancję, nieobcą dla ich rodzaju.
- Jak się zwiecie? – zapytał, lekceważąc to, że przyjęli pozycje obronne – Jesteście mi równi, więc możemy pomówić.
Aldar nie wiedział do tamtej chwili, jak wielką ma moc. Hrabia pokazał im wszystko to, czego nie wiedzieli o własnym świecie. Miał zupełnie inne korzenie niż oni, lecz klasy społeczne nie miały żadnego znaczenia w tym mroku, w którym żyli. Liczyła się tylko siła. A cała ich trójka ją miała, więc stali na równi. Ciekawe uczucie…nie być na dole, a na tym samym poziomie.
To był ich pierwszy i jedyny przyjaciel w ciągu tych setek lat, ale…
Gdzieś w tle zatrąbił klakson. Aldar otworzył oczy, przypominając sobie, że jest pośrodku nowoczesnego miasta, w roku 1999. Wynurzył się z przeszłości, przypominając sobie, że tutaj Kiliana już nie ma. I w pewnym sensie…ich przyjaciela także nie było…był Alucard.
A Kilian nie żyje…po raz pierwszy od urodzenia był sam.
Wampir poczuł, że coś mokrego kapie mu na rękę. Podniósł dłoń i z zaskoczeniem spostrzegł, że ma na rękawiczce krew. Dotknął swojej twarzy i znów poczuł tę samą wilgoć. Odsunął rękę, było jeszcze więcej krwi.
- To ja … potrafię płakać? – powiedział sam do siebie, nie mogąc wyjść ze zdumienia.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział własną krew. Nie był nawet pewien czy ją ma. A teraz więcej, dowiedział się, że potrafi łzawić…i to krwią. U wampirów chyba wszystko sprowadzało się do tego jednego płynu.
- Czemu w ogóle płaczę? – zadał następne pytanie, choć nikt go nie słyszał, by odpowiedzieć – Przecież ja sam…sam go wysła…
Nie dokończył, nie potrafił.
Wytarł twarz w rękaw i wreszcie wyszedł z cienia, z zaułka, na ulicę. Spacerowym krokiem szedł chodnikiem i wypatrywał ofiary na dzisiejszą noc. Chciał sutego posiłku. Najlepiej z zielonookiej niewiasty.
Powinien przemyśleć, czy były jeszcze jakieś miejsca, które chciałby zobaczyć. Czy były spektakle, filmy, które chciał obejrzeć. Czy jeszcze jakiś rodzaj ofiar, których chciałby spróbować. A gdy już zrobi listę, zobaczy to wszystko. Jak nie teraz…to kiedy? Skoro jego czas był policzony, a właściwie to on sam wyznaczał jego długość. Był panem własnego istnienia i to go pocieszyło.
A gdy już wypełni ową listę…pójdzie po raz ostatni odwiedzić przyjaciela.

***

3 miesiące później
Alucard patrzył na księżyc. Miał dziś tą dziwną, czerwoną poświatę. Kilka dni temu była pełnia, lecz jego wpływu na niego to nie odjęło. Coś, a raczej ktoś poruszył się na łóżku, na krawędzi którego siedział. Odwrócił się do tyłu i zobaczył parę błękitnych oczu, patrzących wprost na niego.
- Zasnęłam?
- Na jakieś 10 minut.
Integra podniosła się do pozycji siedzącej i dłonią przetarła oczy.
- Tylko tyle? Myślałam, że dłużej.
- A jednak – schylił się i podniósł z podłogi jej koszulę.
- Najwidoczniej instynkt mówi mi, bym była przy tobie przytomna – odebrała od niego koszulę i założyła ją. Zapinając guziki dodała – Niebezpiecznie jest przy tobie stępić zmysły.
- Jeśli dobrze pamiętam, kiedyś zasypiałaś przy mnie bez problemu – uśmiechnął się złośliwie. Nie musiał dodawać, że wtenczas jego obecność wręcz jej pomagała.
- Miałam broń pod poduszką.
Alucard nie wytrzymał i zaśmiał się w głos. Teraz Integra sama schyliła się po coś na podłodze i zaczęła zakładać dolną część ubioru, wciąż będąc na łóżku. Jej kącik ust drgał, jakby chcąc się unieść.
- A teraz jej nie masz? – zapytał, na wpół wciąż chichocząc.
- Zawsze mam. I wtedy i teraz masz tak samo silny ciągot do mojej krwi. Choć teraz widzę, że chcesz jeszcze czegoś innego. Ale natura zabrania ci zniszczyć smak mojej krwi, wykonując całą robotę i odbierając mi wianek.
- Przyznaję, że skalać twój smak jest czynem karygodnym, lecz… - wyciągnął rękę i palcem wskazującym przejechał po jej policzku - …dostałbym coś w zamian.
- Więc…czemu tego nie zrobisz? – pytanie było zadane nie tonem filuternym, a poważnym, chcącym informacji.
Bitwa sprzed miesięcy, z ghoulami dwóch wampirów prawie nic pomiędzy nimi nie zmieniła. Poza tym, że napięcie powstałe przez brak wypowiedzianych, konkretnych słów i niepodjęte decyzje, stało się wyraźniejsze. Częściej dawało o sobie znać. Nie wspominając o tym, że Integra…widywała ten smutny, ale trwający zaledwie milisekundę błysk w jego ślepiach znacznie częściej niż zwykle. Powrót jego dwójki przyjaciół oraz to, że trzymała ona ten „związek” na tak kruchym gruncie wpędzała go w melancholię, którą tylko morderczy szał mógł wyleczyć. Przynajmniej na jakiś czas.
- Sama powiedziałaś, że to moja natura.
Znów miał ten wzrok. Ale nic z tego, zamierzała pociągnąć go za język. Bo nie oszukujmy się, to ona rządziła w tej relacji. I skoro chciała wreszcie o tym porozmawiać to zrobią to i koniec. Zwłaszcza, że czuła że ta wymiana zdań może jej wreszcie pomóc z jej decyzją o przyszłości. Jej wiek był już odpowiedni…nie mogła dłużej zwlekać. Jak rozwiązać kwestię jego wolności?
- Oj, źle strzelałam – widząc jego zdziwienie, wyjaśniła – Sądziłam, że powiesz iż to przez to, że gdybym została zraniona przez wampira na polu bitwy, to zmieniłabym się w wampira, a nie w ghoula, którego postać byłaby poniżej mej godności.
Skrzywił się. Rzeczywiście, to była jego zapasowa odpowiedź.
- Powiedz prawdę – zażądała stanowczo – Dlaczego chcesz bym pozostała dziewicą? Nie chodzi tu smak krwi, sam powiedziałeś, że miałbyś rekompensatę.
- Mówiłem ci kiedyś – nie wyglądał na zadowolonego z tego, że rozkazuje mu mówić – Zostawiam ci otwartą furtkę, a sobie nie zabieram nadziei.
- No właśnie nie mówisz nic! – aż się podniosła na kolana, aby być wyżej niż on – Ty tylko „sugerujesz”. Rzucasz aluzjami i niczym więcej! Nie mówisz konkretnie!
- Więc co chcesz bym powiedział? – zniżył głos, ale pozostał w tej samej pozie, patrząc na nią z dołu.
- Chcę… - przesunęła się, złapała z kołnierz tego jego płaszczyka i pociągnęła go do góry tak, że czubki ich nosów się stykały. Właściwie dzięki temu mogła go najlepiej widzieć, gdyż nie miała okularów - …żebyś na chwilę stał się tym egoistycznym potworem, którym to podobno jesteś! Chcę, żebyś jasno i klarownie powiedział czego ty chcesz! Wypowiedział na głos swoje cele i pragnienia! Powiedział jaką chcesz żebym decyzję podjęła! Żadnych aluzji! Żadnych sugestii! Czego chcesz?! Mojej krwi, mojego ciała czy czegoś innego?! Czego chce ten potwór przede mną?! Wykrztuś to!
Prowokowała go, żeby powiedział prawdę i udawało jej się. Wampir czuł taką samą pasję jak ona i bez pardonu, zaczął mówić, tym potwornym tonem, którym większość ludzi przyprawiał o dreszcze zgrozy.
Do tej pory milczał na konkrety, ponieważ czuł się w tej kwestii przegrany, ale skoro jego droga Pani chce uwolnić bestię to niech ją zobaczy, dlaczego nie?
Po raz pierwszy od ostatniej walki, czy raczej masakry, był sobą i się nie powstrzymywał.
- Uważam, że gdyby twe oczy zmieniły barwę z niebieskich na czerwone, to ludzkość odniosłaby ogromną stratę…
Wykonał ten sam gest co ona przed chwilą i chwycił za jej kołnierz. Różnica w sile była oczywista, Integra nie miała szans. Wampir pocałował ją i nie miał zamiaru odsunąć się przez dłuższy czas. Kobieta pozwoliła na to, ponieważ chciała się dowiedzieć o co mu chodzi, a poza tym…to nie tak, że było jej źle…no wręcz przeciwnie…
Alucard całował ja tak jeszcze przez dobrą minutę. Gdy skończył, brakowało jej powietrza w płucach. Odsunął się kawałeczek i Integra mogła przysiąc, że szkarłat w jego tęczówkach jest drugą, żywą istotą.
- … ale… - zaczął kończyć swoją myśl - …z ich stratą, ja otrzymuję ogromny zysk.
Oczy Integry rozwarły się gwałtownie. Dopiero teraz zauważyła, ze podczas tego pocałunku, wampir musiał sam się podnieść na kolana, bo teraz to on patrzył na nią z góry. Zdawać się mogło, że ten olbrzym mógł ją zgnieść w dłoniach, gdyby chciał. Choć…nie, na pewno potrafiłby to zrobić.
- Czyli… - jej głos zabrzmiał o wiele słabiej i ciszej niż powinien, głównie przez wrażenie jakie pozostawił po sobie głęboki głos wampira w powietrzu - …chcesz żebym została wampirem?
- Gdyby to ode mnie zależało, wbiłbym się w twoją szyję już teraz i wyssał wszystko do ostatniej kropelki. A później dałbym ci mojej krwi, abyś nie odrodziła się jako mój sługa, a jako moja królowa. Pytałaś, czy chcę krwi, czy ciała, choć wcześniej nazwałaś mnie egoistycznym potworem. Egoista chce wszystkiego, tak jak ja. Chcę wszystko…krew, ciało i duszę.
Kiedy ostatni raz Integra Hellsing nie wiedziała co powiedzieć? Nie była w stanie sobie przypomnieć. W jej umyśle istniały już jedynie jego słowa i oczy. Czy on ją hipnotyzuje, czy to ona sama przyprawiła się o takie szybkie bicie serca?
- Dlaczego? – wyrzuciła z siebie tak cicho, że tylko on miałby możliwość, aby ją usłyszeć.
Odkąd Alucard odmówił propozycji Elizabeth, odrzucił wolność, która przecież musiał w pewnym stopniu chcieć, po to, aby ocalić jej życie, Integra wiedziała że musiało w niej być coś, co dużo znaczyło dla wampira. Ona sama wiedziała, że go kocha, dlatego tak bardzo bolała ją pewność, że Alucard ją zabije, gdy zyska taką możliwość. Kiedy odrzucił tą szansę, nie wytrzymała i go pocałowała. A on odwzajemnił…
Od tamtej pory jedynie kilka razy zastanawiała się co to oznaczało. Wampir odrzucił szasnę, której najpewniej nigdy już nie dostanie, aby ona mogła dalej żyć i robić swoje. Doskonale pamiętała jego słowa, że on nie chce jej zabić. Czyli chciał by żyła…dlaczego? Lubił ją…ale czy by to powstrzymało przed zabiciem? Nie sądziła. Przecież potrafił mówić z zimną krwią o zabiciu przyjaciół z dawnych lat. Czym ona się różniła od nich?
Możliwa odpowiedź znienacka zaświtała w jej głowie. Wydawała się ona jednak tak bardzo nieprawdopodobna i idiotyczna, że zwykle ją odrzucała i nie analizowała dłużej, ale…dzisiejszej nocy jego spojrzenie nie zostawiało miejsca na inne ewentualności. Czy to było możliwe? Była kiedyś absolutnie pewna, że nie. Miała tak silną pewność jak w kwestii tego, że nazywała się Hellsing. Sprawa była tak oczywista i jasna jak słońce, a jednak teraz dostała pierwszych, małych wątpliwości.
Musiała zadać mu to pytanie. Jeśli usłyszy odpowiedź, która zgoła była niemożliwa, będzie wreszcie wiedziała. Będzie wiedziała co zrobić! Tyle, że…przecież jej wiedza mówiła, że on nie potrafił…czy w końcu pojawiła się w niej jakaś kobieca, a przede wszystkim ludzka słabość, która kazała jej się łudzić? Kazała jej wierzyć w bajki…wierzyć w coś co nie miało racji bytu, coś co nie miało prawa w nim istnieć.
A jednak…postanowiła zapytać.
- Alucard…czy ty jesteś zdolny…czy potrafisz koch…
Gwałtowny wydźwięk wystrzału przerwał jej wpół zdania. Oboje szybko odwrócili głowy. Dźwięk dochodził gdzieś z zewnątrz, w oddali.
- To był strzał – wampir rzekł to tylko po to, aby przerwać tą napiętą ciszę.
- Pewnie ktoś ćwiczy na polu treningowym – Integra zobaczyła, że podczas tej mowy, Alucard ujął jej ręce. Uwolniła je prędko zła, że jakiś jej człowiek im przerwał, bo chciał sobie strzelić do celu. Atmosfera już nie była taka sama, aby ponownie zadać pytanie.
- Nie sądzę… - Alucard powoli wyartykułował to krótkie zdanie. Jego oczy zwęziły się podejrzliwie.
Coś mu tu nie pasowało. Gdyby strzał rozległ się na polu treningowym, jego czuły słuch wyłapałby to z zachodu. Tymczasem był pewien, że osoba, która strzelała znajdowała się bardziej na południu i to nieco dalej niż na terenie posiadłości. W dodatku, gdyby ktoś ćwiczył, strzałów byłoby więcej niż jeden.
- Co masz na myśli? – odezwała się Integra, ale jej wampir nawet na nią nie zerknął. Wlepiał podejrzliwe spojrzenie w okno.
- Pójdę to sprawdzić – wstał z łóżka i zdecydowanym krokiem zaczął iść w kierunku okna, zamierzając przez nie przejść.
- Poczekaj! – zawołała zdecydowanie, ale wampir to zignorował i wyszedł na zewnątrz.
Chwileczkę…zignorował? Co prawda to nie był dosłowny rozkaz, lecz to i tak było dziwne, skoro zlekceważył jej polecenie. Chyba pierwszy raz w życiu.
Co on takiego wyczytał w tym pojedynczym strzale?
Instynkt łowcy natychmiastowo się w niej obudził. Błyskawicznie chwyciła za okulary na stoliku nocnym, założyła i popędziła do okna. Dzięki światłu księżyca mogła zauważyć, w którą stronę wampir dokładnie biegnie. Użył nieco wampirzego tempa przez co znajdował się dalej niż można było przypuszczać.
Wiedziała już w którą stronę się udał. Na pewno nie w stronę pola treningowego. Szybko pobiegła do szafy po płaszcz i buty. Zamierzała ruszyć za nim i to jak najszybciej. Na pewno nie będzie potulnie siedzieć i czekać na rozwiązanie zagadki. Sama po nie pójdzie.
Zabrała jeszcze tylko pistolet spod poduszki i biegiem ruszyła ku wyjściu z posiadłości. Jeśli ma pokonać ten kawał pieszo i to w szybkim tempie, musiała biec.
Tymczasem Alucard rozglądał się za strzelcem. Nie miał wątpliwości, że musiał on być gdzieś tutaj w chwili wystrzału.
Tereny wokół posiadłości Hellsing były pustkowiami. Otaczały je jedynie pagórki i małe wzgórze, zarośnięte trawą. Co jakiś czas zdarzyło się stare, wysokie drzewo i to by było tyle. Wobec tego osoba obca, znajdująca się tutaj, powinna już z daleko być dobrze widoczna.
Ale najwidoczniej tajemniczy strzelec gdzieś się przemieścił. Alucard spróbował zwęszyć trop, ale nie znalazł ludzkiej woni. Była inna…bardzo nikła, ledwo zauważalna, ale znajoma.
Postawa wampira zmieniła się, napiął wszystkie mięśnie, szykując się do ataku. Rozpoznał woń. Świetnie, z jednej napiętej sytuacji uciekł by zaraz wpakować się w drugą.
Ruszył dalej, w tym samym kierunku, skąd wyczuwał ten zapach. A im bliżej był, tym mocniej czuł tę specyficzną obecność. Wspiął się na jedno z wielu wzgórz, aby będąc już na szczycie móc go wreszcie spostrzec.
Siedział tam, w dole. U podnóża niewielkiego wzniesienia, była kolejna duża polana. Stało tam jedno z niewielu tutejszych drzew i właśnie pod nim stał on. Opierał się o pień niedbale z założonymi rękami i czekał.
Alucard zszedł na dół, na ową polanę. Zbliżył się i obecnie jego postać i postać drugiego wampira dzieliło jakieś 10 metrów. Już gdy tu schodził, z zachodu zaczął wiać wiatr i teraz jego płaszcz i włosy poddawały się jego sile.
Wampir pod drzewem, odsunął się w końcu od pnia i stanął dokładnie na wprost nowoprzybyłego. W dłoni miał broń palną. To on strzelał…aby go tu zwabić.
- Alucard… - przywitał go skinieniem głowy.
- Aldar… - król nieumarłych odwdzięczył się tym samym.
Od wielu miesięcy Organizacja Hellsing szukała śladów Aldara i Kiliana, z marnym skutkiem. Alucard tego oczekiwał. Tamci dwaj nie byli głupcami (a właściwe to Aldar nim nie był), wiedzieli jak zniknąć. Toż nawet, gdy ich wytropili poprzednio to udało im się to tylko dlatego, iż tamci specjalnie zostawili wskazówkę. Wampir sądził jednak, że odnalezienie ich to jedynie kwestia czasu. Oraz że odszuka ich samodzielnie dzięki czemuś, co tylko on rozpozna. Nie spodziewał się jednak, w najdzikszych snach, że zjawią się przed nim z własnej woli, wywabiając go z domu, a właściwie jeden z nich. No właśnie…
- Gdzie jest Kilian? Nie przypominam sobie sytuacji, w której widziałbym was oddzielnie.
Nastąpiła chwila ciszy, w której było słychać jedynie szumiący wiatr. Aldar nie odpowiadał. Patrzył tylko gdzieś w dal, w miejsce, które jedynie on mógł dojrzeć. W końcu uniósł głowę, spojrzenia przyjaciół się skrzyżowały.
- Nie żyje.
Alucard był … w szoku. Kilian…nie żył?
W takim razie ktoś go musiał zabić, ale kto? Aldar odpadał, nigdy by go nie skrzywdził. W takim razie gdzieś na świecie istniał ktoś na tyle silny, by pokonać potężnego Kiliana? To nie był byle krwiopijca, a ktoś kto miał tyle samo mocy co Dracula w swoich złotych latach. Ktoś zdołał go zabić? Niepojęte… Dlaczego w takim razie Aldar uszedł z życiem?
- Nawet jeśli to prawda… - brał pod uwagę możliwość kłamstwa - …to dlaczego tu jesteś? Podczas poprzedniej konfrontacji jasno mi przekazałeś, że wolisz unikać mojego towarzystwa, bo wiesz, że zginiesz. Uknułeś nawet z powodzeniem plan ucieczki. A teraz stoisz przede mną jak gdyby nigdy nic. Uciekłeś od śmierci, a teraz przed nią stoisz. Co się niby zmieniło?
Aldar długo milczał. Alucard czekał cierpliwie wiedząc, że mówienie nie przychodzi jego dawnemu przyjacielowi łatwi i szuka pewnie teraz odpowiednich słów.
- Odpowiem ci na to pytanie, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Ty później odpowiesz mi na moje. Te, na które nie zdążyłeś poprzednio odpowiedzieć.
Dłoń Alucarda zacisnęła się w pięść, a twarz stężała, lecz nic poza tym po sobie nie pokazał.
- Dobrze – nawet głos miał neutralny – A co będzie potem?
- Będziemy walczyć. Po to tu przyszedłem.
Niby obaj stali w pozach gotowych do pojedynku, a między nimi było to zabójcze napięcie, które w każdej chwili mogło pęknąć, aby wywołać masakrę, ale ani głos, ani wzrok nie był nieprzyjazny. Obaj byli rozdarci przez dawną przyjaźń i obecną wrogość. Oba uczucia im się wymieszały i nie wiedzieli jak mają się wobec siebie odnosić. Zwłaszcza, że nadal tliła się w nich sympatia do tego drugiego, choć obaj wiedzieli…że niedługo rozegra się tu walka na śmierć i życie.
Ową wymieszaną atmosferę potrafiła wyczuć nawet 21-letnia kobieta, schowana za pobliskim pagórkiem. Integra leżała płasko na trawie, aby nie być widoczną zza wzniesienia. Wszystko dokładnie słyszała, głos wampirów roznosił się głośno po tych pustkowiach. Pewnie mogli by oni wyczuć jej obecność gdyby chcieli, ale chyba byli zbyt ochłonięci obecną sytuacją, aby zwracać uwagę na otoczenie. Gdyby Alucard się skupił, mógłby ją wyczuć. Lecz albo nie zwrócił na to uwagi, albo zwrócił, ale zignorował.
Integra wiedziała, że jej obowiązkiem jest przerwać tą scenę i po prostu rozkazać słudze zabić wampira tu i teraz…Jednakże miała dziwne przeczucie, że nie powinna tego robić. Coś jej podpowiadało, że ta rozmowa pomiędzy nimi musiała się odbyć…I że ona musiała jej wysłuchać.
- A więc? – przerwał ciszę Alucard – Co się stało z Kilianem? I czemu przyszedłeś do mnie po śmierć? Wiedziałeś już wtedy, że nie masz ze mną szans i zwiałeś, chcąc żyć. A teraz przychodzisz walczyć, choć nic się nie zmieniło w naszych mocach…Co się wydarzyło? To przez Kiliana…
- Nie – Aldar pokręcił zdecydowanie głową – Wyjaśnię ci tylko…daj mi czas. Nie przyzwyczaiłem się, żeby mówić tak dużo.
- Wiesz, że nie należę do cierpliwych, prawda?
- Wiem… - ni z tego ni z owego, wampir uśmiechnął się pod nosem – Obserwowałem cię.
- Ty wszystko i wszystkich obserwujesz – odgryzł się Alucard.
- Nie przeczę – wlepił ślepia w ziemię i zaczął mówić – Nigdy nie chciałem być wampirem. Kilian zresztą też nie. On z czasem to polubił, a ja się dostosowałem. Możliwe, że nawet nam się podobało to, że to życie oferuje nam…pewną wolność…taką, której nigdy nie mieliśmy. Pytałeś kim dla siebie byliśmy. Jest możliwość, że byliśmy braćmi. Może łączyły nas inne więzy krwi, albo w ogóle żadne. Nigdy nie wiedzieliśmy. Ważne dla nas było to, że…uważaliśmy się za jedno istnienie. Jeden nie myślał nigdy, że mógłby się odłączyć od drugiego.
- Dopełnialiście się.
- Zgadza się. Ponieważ jestem bardziej typem obserwatora niż mówcy, przyglądałem się wszystkiemu…szczególnie tobie.
Aldar podniósł głowę, aby spojrzeć wampirowi w oczy. Alucard poczuł lekki dyskomfort.
- Dracula był interesującym obiektem obserwacji – kontynuował – Masz pewnie pojęcie jak wielkie robiłeś wrażenie. Może i my mieliśmy moc równą twojej, ale…ty miałeś wszystko inne czego nam brakowało. Emanowałeś nie tylko siłą, ale i charyzmą i dostojnością. Tytułowałeś się Hrabią, choć nie jeden nazwałby cię naszym królem. Do diabła, ty nim byłeś! Nadal jesteś. Podziwiałem cię. Jestem pewien, że i Kilian czuł się zaszczycony, gdy uznałeś nas za równych sobie, choć nie mieliśmy twojej klasy. Miałeś i masz przytłaczającą i jednocześnie pociągającą osobowość. Wiedziałeś o tym i to wykorzystywałeś. Byłeś Panem swojego zamku i całego świata. Miałeś wszystko. Jednakże…była jedna rzecz, której nie miałeś, a my posiadaliśmy.
Przerwał kontakt wzrokowy, aby zerknąć na nocne niebo.
- Byłeś samotny – w tym jednym zdaniu kryła się cała prawda – Miałeś swoje wampirzyce i nas, ale wciąż doskwierała ci samotność. Zastanawiałem się, skąd się ona bierze. Sam nigdy jej wówczas nie poznałem. Zawsze miałem „brata”. I zrozumiałem, że ty chciałeś tego samego. Nie chciałeś respektu, a akceptacji takiego, jakim byłeś. W końcu nawet ludzie w swoich powieściach piszą, że klątwą każdego potwora jest samotność, bycie innym niż wszyscy inni. I ty byłeś inny niż wszyscy. Nigdy nie powiedziałem tego na głos. Urwałbyś mi głowę, gdybym oznajmił wszem i wobec, że wielki Hrabia Dracula łaknie czyjejś miłości. Zawsze wolałem zachować milczenie…
Z Alucarda opadło napięcie, jakby się czemuś poddał. Słuchał, a jego wzrok był nieprzenikniony.
- Kiedy rozeszła się wieść, że zginąłeś, nie potrafiłem uwierzyć  – z powrotem przeniósł wzrok z nieba na niego – Wydawało mi się to…nieprawdopodobne. Widziałem cię niemalże…przyspawanego do tej ziemi. Bardziej prawdopodobne wydawało mi się, żebyś zniknął z tego świata dopiero, gdy ta planeta sama przestanie istnieć. Dlatego nigdy nie potrafiłem dać temu wiary. I gdy rozeszła się plotka po śmierci Elizabeth…w ogóle nie byłem zaskoczony. W to potrafiłem uwierzyć. W to, że jesteś niewolnikiem ludzi niż w to, że nie żyjesz.
Westchnął przeciągle. Nigdy jeszcze nie wygłosił tak długiej przemowy, a dopiero dochodził do sedna sprawy.
- Mówiłem prawdę tamtej nocy…że chcieliśmy mieć pewność i nic więcej. Naprawdę planowałem wtedy po prostu zająć cię ghoulami, uciec z Kilianem i nigdy więcej nie wejść ci w drogę. Naprawdę taki był plan… Mieliśmy po prostu wrócić do codziennego życia. My w świecie nocy, a ty w świecie Hellsing… - umilkł gwałtownie.
- I … co się zmieniło? – spytał Alucard, gdy cisza się przeciągała.
- To było wtedy, gdy z Kilianem uciekaliśmy z tego opuszczonego kościółka. Biegliśmy nie po ziemi, a górą. Po drzewach i…popełniłem błąd, ponieważ obejrzałem się za siebie. Wiesz jaki wampiry mają wzrok. Z góry, z korony drzew…zobaczyłem cię. Zobaczyłam jak zabijasz te ghoule.
Ponownie spojrzał mu w oczy i Alucard po raz pierwszy zobaczył u przyjaciela coś na kształt przerażenia. Wspomnienia czystego strachu.
- Nie masz pojęcia jak wtenczas wyglądałeś – mówił dalej, głosem jakby bardziej hardym – Widziałem, że to ty, ale…to nie była postać jaką znałem. To nie była żadna postać! Byłeś jedną, nieżywą wiązką energii, która pochłaniała na swojej drodze wszystko niczym fala. Widziałem czerń, widziałem psy, widziałem robactwo i widziałem dużo gałek ocznych…ale nie ciebie. Nie to co pokazujesz. Zrozumiałem, że to właśnie tak wyglądałeś naprawdę. Że to co wcześniej widziałem, jest tylko kamuflażem. Chowasz to całe szkaradztwo przez wzrokiem innych formą, jaka ci odpowiada. Ale już mnie nie oszukasz. Ty tym szkaradztwem jesteś. Straciłeś materialną formę, aby zostać mieszanką krwi, dusz ofiar i piekielnych wód.
- Wiem…wiem czym jestem – powiedział Alucard, a jego ton był…martwy.
- Nie wiem czy kiedykolwiek tak się bałem – rzekł następnie Aldar – Nie potrafiłem wyobrazić sobie, czy istnieje jakakolwiek siła, nawet boska, żeby powstrzymać to monstrum. Przerażenie moje pochodziło jednak z pewnej myśli…myśli, że kiedyś byliśmy ci równi……..Rozumiesz już, Alucardzie, czemu czułem lęk? Czemu dalej go czuję? Ponieważ możliwe, że ja i Kilian byliśmy następni. Byłeś następnym etapem rozkładu naszej egzystencji. Przeraziłem się, że możemy stać się tacy sami. Nie chcę tego, Alucardzie! Nie chciałem takiego losu ani dla mnie, ani dla Kiliana! Nie chcę być taki jak ty! Nie pragnę stać się tym, czym jesteś, słyszysz?!
Ostatnie zdanie powiedział niemalże krzykiem. No Life King czuł taki szok i wstrząs, jak gdyby otrzymał cios w splot słoneczny. Warga mu drgnęła, lecz nic nie powiedział. Jego słowa przeszyły go niczym nóż.
Zresztą…nie tylko jego. Integra, schowana za pagórkiem, sama zaczęła szybciej oddychać, a coś w jej wnętrzu…ją zabolało. Te słowa były takie szczere, raniące…i prawdziwe. To ta prawda bolała. Bolało ich to, że Aldar…mówił dobrze. Podejmował dobrą decyzję.
Integra nie mogła tego widzieć, ale Alucard…uśmiechnął się jedynie smutno, ledwie zauważalnie. Czerwone ślepia zdawały się puste w środku.
- Mądrze mówisz… - rzekł spokojnie – Cieszę się, że nie jest dla ciebie za późno.
- To też wiedziałem…że tak powiesz – Aldar uśmiechnął się w identyczny sposób – Gdy byliśmy już daleko postanowiłem, że muszę działać zanim…jak to ująłeś, nie było za późno. Mieliśmy wystarczająco długie życie, jeśli mogę tak je nazwać.
- Nie mów, że to ty…
- Nie – zaprzeczył ruchem głowy – To nie ja zabiłem Kiliana. Jestem zbyt wielkim tchórzem w tej kwestii. Nie potrafiłbym go zabić, ani…patrzeć jak on umiera.
Alucard pomyślał, że to pewnie miłość do „brata” utrzymała w Aldarze te ludzkie cechy, które obecnie mógł widzieć.
- Postąpiłem więc inaczej. Miałem w planach, abyśmy się na jakiś czas rozdzielili. Jednakże po moim opowiedzianych właśnie przemyśleniach…postanowiłem wysłać go gdzieś indziej niż planowałem. Pewnie nie wiesz, ale w świecie nocy krążą plotki o tym, że Watykan posiada silnego łowcę i że wampiry powinny trzymać się z daleko od Włoch. Takie przekonanie panuje od dnia, w którym zniszczyłeś farmę. Kazałem mu jechać tam, pod Rzym, a ten jak ostatni kretyn mnie posłuchał…Ufał mi – zrobił pauzę, po czym zamknął oczy – Chciałem by tam zginął…Wysłałem go w nadziei, że tam zginie i udało się. Nie mam od niego żadnych wieści. Przepadł…Wiem, że nie żyje. To tak jakbym go zabił po tchórzowsku, ale nie miałem lepszego planu. Wiedziałem, że bez mojego rozsądku, on nie da sobie rady. Moje jedyne pocieszenie leży w tym, że on już jest bezpieczny. Ręka która dosięgnęła ciebie, nie tknie już jego…
Alucard poczuł niepokój. Tak samo jak Integra, która słyszała każde słowo. Watykan miał na usługach tak potężnego łowcę, że potrafił on samodzielnie zgładzić kogoś o sile Hrabiego Draculi? To nie wróżyło dla nich najlepiej. Hellsing i stolica chrześcijaństwa nie żyli ze sobą w zgodzie, odkąd Integra odmówiła Enrico Maxwellowi odkopania i badania szczątków farmy.
- Skoro Kilian nie żyje… – powiedział Alucard, rozumiejąc już znacznie więcej. Teraz wierzył w słowa wampira. Kilian naprawdę był martwy – To nic cię tu nie trzyma, na tym świecie. Mam rację, prawda? Dlatego on musiał zginąć pierwszy, byś ty nie miał już powodu do trwania w tej egzystencji…w końcu sam powiedziałeś, że nie chciałeś być wampirem. Kilian chciał, ale jego już nie ma. A skoro tak…to przyszedłeś do mnie…by zginąć.
- Jak zawsze, jesteś błyskotliwy – Aldar rzucił na ziemię pistolet, który przez cały ten czas miał dłoni i, którym wcześniej oddał strzał, żeby wywabić wampira. Otworzył oczy, w których biła determinacja – Ma tylko zwykłe kule, więc mi się nie przyda. Nie zrozum mnie jednak źle. Nie przyszedłem tu na egzekucję. Mam swoją dumę i jeśli mam zginąć, to zginę w walce z tobą. Nie poddając się do samego końca, nawet jeśli nie mam szans. Taki koniec wybrałem.
- Sam o takim marzę – Alucard zaśmiał się bez humoru – Teraz jak rozumiem moja kolej, aby odpowiedzieć na twoje pytanie? Skoro mamy być fair…
Aldar jedynie skinął głową. Po tak długim przemówieniu, wolał pozostać jak najdłużej w milczeniu. Taką miał naturę.
- Pytałeś mnie wtedy, czy udało mi się znaleźć lodowatą krew, którą tak chciałem znaleźć, gdy się ostatni raz widzieliśmy jako przyjaciele… - Alucard westchnął, wracając myślami do tamtych czasów. Do swojej pierwszej wizyty w Anglii – Powiem ci, że…z początku sądziłem, że tak. Dobrze się bawiłem…przez chwilę. Nie minęło dużo czasu, aby mój entuzjazm opadł i żebym zorientował się, że krew którą piję, działa na mnie tak samo obojętnie jak krew rumuńskich dziwek. A jednak zostałem…
- Dlaczego?
- Przez wyzwanie jakie mi rzucili ludzie. Ja także mam dumę. Zawalczyłem z nimi, choć ani razu nie pomyślałem nawet, że mógłbym przegrać. Byłem pewny swojej wyższości nad nimi. Z czasem rozbawienie zmieniło się w gniew, z powodu ich nieustępliwości. Pod wpływem wściekłości zrobiłem sporo rzeczy, których nie planowałem. Aż w końcu musiałem uciekać…i …wiesz co się stało.
- Mniej więcej. Bez szczegółów.
- Nie podam ci ich. Ale wracając do twojego pytania, odpowiem ci, że znalazłem krew…która jest warta tego, aby ją przytoczyć. Najlepsza jaką piłem.
- Krew twojej Pani?
- Skąd wiesz? – Alucard uniósł brew, będąc pod wrażeniem obserwacyjnych umiejętności Aldara.
- Dla mnie to było oczywiste, gdy widziałem twój gniew skierowany na nas, kiedy z Kilianem wysłaliśmy w jej stronę te ghoule…rzadko ci na kimś zależy, więc łatwo zauważyć tą anomalię.
- Tak…Co zabawne…większość osób naprawdę uznałoby, że to ona ma najzimniejszą krew na ziemi, której tak szukałem. Przy ludziach jest oschła, ironiczna i beznamiętna. Śmieję się z tych ludzi, ponieważ dają się nabierać na pozory. Nazywają ją „Lady of Steel”, a raz usłyszałem jak ktoś nazywa ją za jej plecami „Ice Bitch”. Wydawałoby się, że w jej żyłach jest czysty lód, którego kiedyś chciałem…
Zadumał się na moment, a jego uśmiech na chwilkę wrócił do swojego naturalnego, maniakalnego stanu.
- Ale ci głupcy nie widzieli jej na polu walki. Nie widzieli jak w oczach tej bezlitosnej, bezwzględnej i zdecydowanej na wszystko kobiety, płonie prawdziwy ogień. Widzę w niej płomień, Aldarze. Daleko jej do lodu. Jej krew jest gorąca, ona pali mnie jak żadna inna krew. Z radością daję się pochłonąć jej ogniu, za każdym razem, gdy wydaje mi rozkaz. Sądziłem, że zimno jest tym czego mi trzeba. A po prostu byłem znudzony tymi małymi płomykami i pragnąłem wielkiego płomienia, który zniszczy każdego, kto stoi mu na drodze.
Jego twarz nagle wróciła do poprzedniego stanu melancholii.
- Ale Draculi nie ma, a Alucard, którym jestem nie ma prawa czegokolwiek od niej żądać. Mogę sugerować, denerwować, droczyć się lub proponować, ale…nic sam nie mogę zmienić. Sługa nie ma prawa kazać coś zrobić swojej Pani. A tylko tym jestem…jej bronią. I wiesz co? Lubię to.
- Lubisz, że to ona ma całkowitą kontrolę… - rzekł Aldar tak cicho, że Integra mogła usłyszeć co drugie słowo.
Wydawało by się, że powinna mieć teraz w głowie kompletny mętlik, a jednak nie…Nie nazwałaby wstrząsem tego co czuła, a raczej czymś…co nareszcie do niej dotarło. Czuła wewnętrzny spokój, że wreszcie zrozumiała…
Tymczasem Alucard i Aldar gwałtownie zmienili pozy. Pochylili się, szykując się do skoku.
- Każdy dostał swoją odpowiedź, więc…już czas.
- Tak, podaruję ci twoją upragnioną śmierć, przyjacielu. Możesz na to liczyć – zasyczał, ukazując kły, gotowe by rozszarpać gardło – W imieniu Hellsing, muszę cię zlikwidować.
Aldar uśmiechnął się i … obaj skoczyli.
Alucard nie miał ze sobą pistoletu. Zresztą wołał pokonać Aldara gołymi rękami. Bez zdejmowania ograniczeń. Po prostu dwa wampiry i ich pojedynek.
Integra, nie mogąc nic widzieć, skupiła się na zmyśle słuchu. Co chwilę, jeśli nie co sekundę, coś dużego uderzało o ziemię. Parę razy nawet w drzewo. Jedyne co się wydostawało z gardeł obu stworów, to zwierzęce warczenie i syki. Nie ośmieliła się wychylić. Czułaby się, jak gdyby im przerwała, a tego nie chciała zrobić. Niech doprowadzą to do końca pomiędzy sobą.
Alucard uderzył po raz setny plecami o ziemię, powalony przez pięść Aldara. Ten już szarżował, aby zadać mu następny cios, zanim przeciwnik się podniesie i znów kopniakiem pośle go na drzewo…dosłownie. Wymienili już tyle ciosów, że aż szok, że żadnemu nic się nie stało….jednakże No Life King uznał, że jego przyjaciel dostał już walkę, której chciał.
Aldar już był blisko, gdy usłyszał za sobą coś, co brzmiało jak dzikie zwierzę. Dźwięk był identyczny jak ten, który słyszał, kiedy obserwował walkę Alucarda  z ghoulam sprzed kilku miesięcy. Wybity z równowagi, bez zastanowienia odwrócił się do tyłu, obawiając się, że ujrzy psa o wielu ślepiach…
I to był błąd.
Aldar nie ujrzał nic przed sobą. Poczuł natomiast jak coś ostrego wbija się w jego ciało i przecina go na wylot w krzywej linii, od prawego ramienia, aż do dolnej części żeber po stronie lewej. Ból go oszołomił. Jego nogi z kawałkiem torsu padły do przodu, a jego głowa i druga część torsu spadła do tyłu.
Wampir został przecięty na pół. Miał przy sobie jedynie lewą rękę, druga leżała daleko, razem z jego kończynami. Gdy wzrok mu wrócił do normy, Aldar zobaczył, że Alucard nad nim klęczy i uśmiecha się zwycięsko.
- To był stary i głupi trik – powiedział Aldar, choć nie było w nim złości.
- Stary, ponieważ skuteczny – był bardzo zadowolony…szczęśliwy, że zaraz zabije.
- Kilian nazwał cię zdrajcą – zaśmiał się Aldar – A przecież ty trzymasz się zasad. „Spotkasz słabego wampira, to go zabijasz”. To nasza zasada, a od ciebie nie ma silniejszych wampirów, więc to oczywiste, że musisz je zgładzić. Przeciąłeś mnie cholerną dłonią!
Alucard zaśmiał się w głos, niczym szaleniec. Po czym jego dłoń powędrowała do linii przecięcia, wsunęła się do środka i ścisnęła za serce.
- Brat na ciebie czeka w piekle.
Dłoń gwałtownie i z całej siły, zsunęła się w dół, dotykając powierzchni, przy okazji miażdżąc serce. Alucard czuł na powierzchni dłoni krew, która powoli zaczęła się materializować w ciało stałe…w pył. Nie śpiesznie twarz jego dawnego przyjaciela zaczęła się kruszyć, aby przyjąć szarą barwę i w końcu stracić wszystkie cechy twarzy. Obie połowy ciała wampira rozsypały się w gładki, szary proch. Ostatnie co widział Alucard to błogi uśmiech Aldara…taki sam jaki miał on, w chwili swojej drugiej śmierci.
Czuł zazdrość, że Aldarowi i Kilianowi się udało, a jemu nie.
Śmiech ponownie rozbrzmiał echem po okolicy. Szalony, jak u kogoś kto stracił cały rozum i opętał go sam diabeł. Wyginał się do tyłu pod niewiarygodnym kątem, a usta rozwarte były o wiele za szeroko. Gdy skończył, musiał zetrzeć ślinę, którą sobie napluł na twarz.
- Cieszę się, że nie chciałeś być czymś takim jak ja…
Podniósł się z klęczek, uniósł głowę i nagłe zdumienie wryło go w ziemię. Przed nim, na szczycie małego wzniesienia stała Integra Hellsing.
Niemożliwe…dopiero co kilkanaście minut temu opowiadał na głos o ogniu, który w sobie nosiła, lecz jeszcze nigdy nie widział go tak jasno i wyraźnie jak w tym momencie. Jej ostre rysy uwydatniały się. Jej postawa i wzrok wiały większą determinacją niż u Aldara, który przyszedł do niego po śmierć. Nie miała pięknej twarzy, nosiła męskie ubrania, a jednak nigdy nie wydawała się równie zniewalająca. Żadna wojowniczka, walkiria, czy królowa nie mogła się z nią równać. Świat pełzał u jej stóp, tak pewnie siebie wyglądała.
- Inte…
- Klęknij, to rozkaz – rzekła tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Wampir automatycznie wykonał polecenie, a wówczas ona zaczęła do niego nieśpieszne schodzić.
Kompletnie nie wyczuł, że ona tu jest. Był zbyt skupiony na pilnowaniu wroga, przez co otoczenie zupełnie zanikło w jego zmysłach. A mógł ją wyczuć…wystarczyło by się skupił, ale już było za późno. Wiatr mógł przynieść do niego jej zapach, ale wiał w przeciwną stronę i wręcz go podganiał.
Przystanęła w końcu tuż przed nim. Jej wzrok błyszczał bardziej niż gwiazdy. Z jakiegoś powodu wyczuwało się u niej coś na kształt wyjątkowo radosnego triumfu. Większego niż kiedykolwiek.
- Nareszcie…wszystko mi się poukładało – wyznała, uśmiechając się z wyższością władcy. Wiatr, który był tu wciąż obecny, przybrał na sile jeszcze bardziej, przez co pył pozostały z ciała Aldara zaczął się unosić wokół nich, praktycznie ich okrążając – Nie musisz już nic mówić, czy odpowiadać na pytania. Podjęłam już swoją decyzję.
- Huh? – zmarszczył czoło, nie wiedząc co myśleć. Od jak dawna ona tu była i ile zdążyła usłyszeć?
Młoda Hellsing pochyliła się i ujęła jego twarz w obie ręce. Dotykając policzków czuła, że Aldar się nie mylił. To była jedynie powłoka, pod którą ukrywała się jego prawdziwa forma. Esencja z samego dna piekła. On ją tylko chował, aby jakoś egzystować.
- Słyszałeś – mówiła dalej, patrząc mu w oczy – Ja, Integra Hellsing, nigdy nie pozwolę, abyś będąc wolnym, zainfekował ten świat i go zniszczył. Będziesz czyjąś własnością na zawsze. Lecz nie pozwolę sobie także sprzedać się za żonę jakiemuś nieudacznikowi i zostać fabryką dzieci. Żadna z tych rzeczy do mnie nie pasują i nie będę udawać kogoś kim nie jestem. Nie jestem tak słaba. Muszę więc…żyć jak najdłużej i wieść najlepsze i najdłuższe ludzkie życie jakie jestem w stanie. Przeżyję je dobrze, niczego nie żałując.
- O czym ty…
Nie dała mu już nic powiedzieć. Złączyła ich usta w pocałunku. Odwzajemnił go, odkładając na bok wszystkie myśli. Zapominając, że właśnie zabił przyjaciela oraz o jego okrutnych, prawdziwych słowach. Czuł jedynie wargi kobiety i nic więcej.
„Postanowiłam” – pomyślała Integra, cięgle całując swojego wampira – „Wybacz ojcze, dziadku. Postanowiłam iść przez życie własną drogą, a nie waszą. Właśnie w ten sposób zaczęłam swoje życie jako liderka Hellsing i tak samo je zakończę. Po swojemu.”

***

Minęło kilka dni. Kolejna sprawa została zakończona, raport zdany i schowany do archiwum. Hellsing jak zwykle powróciło do swoich zajęć.
Jednakże Walter… stał teraz przy rozpalonym kominku i wlepiał wzrok w pocztówkę, która nadeszła poranną pocztą i na napisane na niej pojedyncze zdanie.
„Wojna rozpocznie się w przyszłym roku”
W przyszłym roku, czyli tyle mu zostało zanim…zdrada splami jego imię. Nie żal mu było Alucarda. Żal mu było Integry, lecz nie miał już wyboru. A nawet nie chciał go mieć. Jego decyzje od bardzo, bardzo dawna były podjęte. Bo przecież gdyby nie on…Integra i Alucard nigdy by się nie poznali. Niedługo miał pokazać, czemu to spotkanie miało służyć.
Całkowitej zagładzie Nosferatu Alucarda. Wypowiedzianej wojnie przeciw niemu, która była już przesądzona.
W tym celu, Walter Dornez musiał zdradzić. Musiał unieść to brzemię i spełnić ten obowiązek. A został mu jakiś rok…
Wykonał lekki ruch ręką, a pocztówka znalazła się w ogniu. Spłonął jedyny dowód jego przynależności do zupełnie innej organizacji.
- Niedługo się zacznie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz