- Hmm…Jak
zamierzasz mi to łaskawie wytłumaczyć?
Na zewnątrz
wschodziło już słońce, ale żadne z nich nie mogło tego widzieć. Integra i
Alucard znajdowali się obecnie w jednej z podziemnych komnat, należących w
sumie do wampira. Pomiędzy nimi stało łóżko, na którym leżała…dziewczyna.
Była ona
blondynką, miała zamknięte oczy. Wyglądała jakby spała. Obok niej, na krześle
leżał złożony mundur policyjny, którego koszula była cała we krwi. Ona sama
była ubrana w jednolitą, prostą piżamę, którą wcześniej założyła jej służąca.
Na jej szyi znajdowały się dwa, drobne ukłucia.
Dziewczyna
zmieniała się w wampira. W takim stanie przyniósł ją Alucard z ostatniej misji
i dopiero teraz, gdy przywieziono ją do posiadłości i doprowadzono do porządku
po postrzale(Alucard strzelił jej w pierś, aby kula dosięgnęła przytrzymującego
ją wampira, które miał za zadanie zlikwidować), Integra zażądała wyjaśnień.
- A co tu
wyjaśniać? – Alucard wzruszył ramionami – Moją misją było zabicie wampira.
Znalazłem się w takiej sytuacji, że aby tego dokonać mogłem albo ją zabić albo
zmienić. Zapytałem ją, czy jest dziewicą. Powiedziała, że tak i strzeliłem.
- A gdyby
powiedziała, że nie jest dziewicą? – zapytała kobieta, wyjmując cygaro z
kieszeni i wkładając je sobie do ust.
- Też bym
strzelił – uśmiechnął się w swój upiorny sposób – Po prostu, gdybym zadał to
pytanie po strzale, mogłaby nie być w stanie mi odpowiedzieć.
- Co było
dalej? – podpaliła cygaro, zaciągnęła się i wypuściła dym.
- Dałem jej
wybór. Miała go, więc dlaczego nie? Sama widzisz jaką dostałem odpowiedź.
Wybrała życie nocy, więc jej je ofiarowałem.
- Dałeś jej
wybór? – jej ton był niedowierzający. Wampir przytaknął głową – A ona wybrała
zostanie wampirem? Nawet nie wie co to oznacza.
- Nauczę ją –
widać było, że jest pewien swego.
- Jak ona się
nazywa?
- Policjantka.
Na razie nie jest nikim więcej.
Integra
przewróciła oczami. Znów skierowała swój wzrok na dziewczynę. Była chyba
młodsza nawet od niej. Już w tym wieku pracowała w policji? No cóż…
- Trudno –
westchnęła zrezygnowana – Naucz ją wszystkiego porządnie. Tak, żeby nam nie
zawadzała. Ma być przydatna. Ostatnio wampiry zjawiają się zbyt często. Ich
wzmożona aktywność nie jest normalna. To oznacza kłopoty. Mam złe przeczucia co
do przyszłości. Przyjdzie czas, gdy możemy jej potrzebować, więc na razie ją
przyjmujemy do Hellsing, na twoją odpowiedzialność. Ma stać się dla mnie
użyteczna, jasne?
- Oczywiście,
my Master – Alucard schylił się lekko, lecz w szacunkiem.
- Kiedy
przemiana się zakończy? – zapytała sucho kobieta, po krótkiej chwili, wciąż
mając cygaro w ustach.
- Powinna się
obudzić, kiedy zajdzie słońce.
- W porządku.
Przyjdę tu z Walterem o tej porze. Wszystko jej wtenczas wyjaśnimy.
Odwróciła się,
zrobiła kilka kroków stronę drzwi, gdy wtem…
- Wiesz,
zaskoczyłaś mnie. Nie boisz się krytyki, imponujące – Alucard wyraźnie się drażnił.
Integra mogła przysiąc, że uśmieszek na jego twarzy zmienił się na mocno
złośliwy.
- O czym ty
mówisz? – odrzekła beznamiętnie, nadal plecami w jego stronę.
- Organizacja
Hellsing ma za zadanie likwidację wszystkich dzieci nocy. Ja jestem niemożliwy
do likwidacji, ale za to pod kontrolą. Lecz ona… - zrobił krótką pauzę - …jest
już poza twoją kontrolą.
Młoda
Hellsing mogła wyczuć na tyle głowy, wlepione w nią ślepia.
- Logicznie
rzecz biorąc, powinnaś teraz rozkazać mi ją zabić – kontynuował – Zamiast tego
ty wcielasz ją do Agencji, choć ona nie ma obowiązku cię słuchać. Owszem,
możesz rozkazać mi ją zniszczyć, gdyby okazała nieposłuszeństwo, lecz fakt, że
może dokonać ogromnych szkód pozostaje faktem. Wychodzi więc na to, że według
ciebie wampiry mogą żyć tak długo, jak są po twojej stronie. Jeśli krwiopijca
jest ci posłuszny, może żyć, ale jeśli działa niezgodnie z twoimi ideałami,
zasługuje na śmierć. Ten pogląd łamie wszystkie zasady Hellsing. To hipokryzja,
Integro.
Nie mówił
tego z wyrzutem. Raczej z ubawieniem i zainteresowaniem. Nie wspominając o
złośliwości.
Zapadła
cisza. Przez minutę żadne z nich nie drgnęło. Aż w końcu Integra odwróciła
głowę do tyłu i Alucard zdumiał się, widząc jej uśmiech. Po raz pierwszy odkąd
tu weszła, uśmiechała się.
- Tak, masz
rację – nadal była z czegoś jakby zadowolona – Jeśli wampir postępuje wedle
moich zasad, nie mam żadnych zastrzeżeń, aby sobie swobodnie żył. Wyczytaj z
tego co zechcesz.
Uśmiech
Alucarda przygasł, ale w jego szkarłatnych oczach zaczęło się świecić coś
nowego. Kobieta ujrzała tam nutkę zafascynowania oraz duży znak zapytania.
- Do
zobaczenia wieczorem, Alucardzie.
Powiedziawszy
to wyszła z komnaty. Była w bardzo dobrym humorze.
Zmierzając w
stronę wyjścia z piwnic i powoli wypalając cygaro, wędrowała myślami w stronę
swojego wampirzego sługi. Może i on właśnie odkrył u niej pewną niespodziankę
dotyczącą jej poglądów, ale ona również odkryła coś o jego poglądach i to ją
jednocześnie ukontentowało i dało poczucie ulgi.
Alucard
uważał się za monstrum, wewnętrznie pragnął śmierci z czyichś rąk, kogoś kto
dałby radę go pokonać (wydłużanie się tego momentu uważał za karę) oraz sądził,
że ktoś taki jak on, nie ma prawa więcej pojawiać się na tym świecie.
Nienawidził tego czym jest i nie chciał, aby kogoś jeszcze spotkał ten los. Nie
przeszkadzało to oczywiście jego egoizmowi, poczuciu wyższości nad wszystkimi
innymi oraz krwawemu szaleństwu. Jednakże…
…pomimo tego
wszystkiego nie miał żadnych oporów, aby ofiarować komuś dar nieistniejącej
nieśmiertelności. Nie uważał, że wampiry stworzone przez niego były potworami.
Nie miał problemów z ich tworzeniem i ich egzystencją.
Dobrze to
wróżyło.
***
- Jakie siły
wysłali?
- Wysłali
tylko jednego człowieka. Palladyna, Ojca Alexandra Andersona.
Integra
drgnęła, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszała.
-
Powiedziałeś Alexandra Andersona?
Odkąd Watykan
zaczął próbować wtrącać się w sprawy Hellsing kilka lat temu, Integra trzymała
na nich o wiele czujniejsze oko niż przedtem. W jej umyśle, nie wiadomo kiedy,
stali się oni jej wrogami. Żyła skrajnością, sojusznik lub wróg, a Enrico
Maxwell z całą pewnością nie był jej przyjacielem.
Rok temu
sytuacja ponownie się zaostrzyła. Dzięki informacjom od pokonanego wampira
Aldara, kobieta dowiedziała się, że Sekcja 13 Iscariot posiada w swoich
szeregach kogoś, kto samodzielnie jest w stanie zabić wampira o sile samego
Hrabiego. Była to tak niebezpieczna informacja, że Integra zorganizowała w
szybkim tempie jak najlepsze siatki wywiadowcze, aby poznać jego dane. Po dwóch
miesiącach poznała jego imię, czyli właśnie Alexander Anderson. Ich najlepsza
karta atutowa. Palladyn miał u nich taką samą wartość co Alucard dla Hellsing.
- Co może się
stać jeśli on natknie się na Alucarda i
tę dziewczynę?
Jej wampir i
policjantka byli obecnie w Irlandii na misji. Właśnie się dowiedziała od
informatora, że w to samo miejsce Iscariot wysłało swojego człowieka.
Prawdopodobieństwo, że się spotkają było wysokie, a to że by się wówczas
wywiązała walka, śmiertelnie pewne. Alucard nie pozwali przejść obok obojętnie
silnemu przeciwnikowi, który … najprawdopodobniej zabił wampira, który był jego
przyjacielem i celem. Alucard go rozszarpie żywcem…
Integra, a
nawet posłaniec przestraszyli się, wyobrażając sobie wizualną odpowiedź na jej
zadane pytanie. Rozpęta się jatka, a policjantka może nawet zginąć. Ta wizja
wystarczyła by popchnąć kobietę do natychmiastowego działania.
- Natychmiast
wyruszam do Baidrick! Przygotujcie mi miecz, pistolet i dwóch strażników.
Do tej walki
nie można dopuścić…przynajmniej na razie. Czasami trzeba powstrzymać potwora od
natarcia. Jeśli Alucard teraz zabije ojczulka, teraz gdy oficjalnie jest pomiędzy
nimi pokój…to da doskonałą wymówkę Watykanowi, aby zgotować jej piekło.
Nie miała nic
przeciwko, żeby Alucard zabił Andersona…ale nie mógł tego zrobić teraz, gdy
oficjalnie stali po tej samej stronie. Lecz…jeśli kiedyś znajdzie wreszcie na
Maxwella jakiś dowód zdrady…wtenczas sama rozkaże wampirowi zabijać tyle, ile
mu się żywnie podoba. Będzie zachwycony.
***
Następnego
dnia, już po spotkaniu Andersona i zażeganiu konfliktu (na razie, kobieta nie
zamierzała puścić płazem śmierci dwójki strażników, nie wspominając o tym, że
ktoś kto był w stanie pozbawić jej wampira głowy, był niebezpieczny jako żywy),
Integra stała we framudze drzwi do jednej z komnat, w podziemiach. Patrzyła
obojętnie na dziewczęcą postać, śpiącą w łóżku. A na zewnątrz był środek dnia…
- A ty nie
powinieneś odpoczywać? Mam ci przypomnieć, że poprzedniej nocy straciłeś głowę?
Dosłownie.
Czuła, że on
był za jej plecami. Rzeczywiście, stał za nią, oparty o ścianę ze skrzyżowanymi
rękami. Kilka sekund temu go tu jeszcze nie było, ale wiedziała, że się zjawił,
kiedy temperatura powietrza spadła kilka stopni w dół.
- Parę cięć i
już uważasz mnie za słabeusza? Jedna śmierć to nic wielkiego. Przynajmniej dla
mnie.
Jego
arogancja sprawiła, że kącik ust jej się uniósł. Wciąż obserwowała śpiącą
dziewczynę.
- Tak nie
może zostać.
- Kazałem już
Walterowi, aby sprowadził dla niej trumnę – wiedział do czego piła.
- To dobrze.
Oby przyszła jak najszybciej. Ona nie odzyska szybko pełni sił, jeśli będzie
spać jak człowiek.
Zamknęła w
końcu drzwi pokoju i odwróciła się przodem do wampira.
- Jak ją
oceniasz?
- Uczy się –
z jakiegoś powodu wyglądał na podirytowanego i zaraz się to miało wyjaśnić –
Już myślałem, że ciemność zaczęła ją pochłaniać. Wczoraj dosłownie wpadła w
szał, a potem…znów zaczęła się stawiać. Niby wybrała życie nocnego łowcy, ale z
całych sił próbuje udawać człowieka. Denerwuje mnie jej głupi upór. Jest
bezsensowny!
- Zgadzam
się. Powinna pogodzić się z tym czym się stała jak najszybciej.
- Może jej to
trochę zająć, ale zrobię co mogę. Słucha się mnie, więc…
- Ja też się
postaram. Nie potrzebujemy tu wampirzycy z wyrzutami sumienia, a…Właśnie –
nagle jakby coś sobie przypomniała – Powiedziałeś, że ona się uczy, ale czy uważasz,
że ma…potencjał? Nie chcę, żeby szczytem jej możliwości były moce jakiegoś
wampira z kanałów. Jak już się „nauczy”, będzie silna?
- Wypraszam
sobie – rozdrażnienie wyparowało i znów pojawił się ten arogancki ton – Każdy
wampir zrodzony dzięki mnie jest przynajmniej klasą A. Chociaż ona osiągnie ten
poziom, gdy w końcu dokończy transformację i się napije – na te słowa oczy
Integry ukazały zdumienie, co zbiło wampira z tropu – No co?
- Myślałam,
że powiesz „zrodzony z mojej krwi”. Dlatego mnie zaskoczyłeś…
- Nie dałem
jej swojej krwi. Gdyby ją wypiła przed przemianą byłaby już klasą S. Teraz to
bez znaczenia. Wypicie mojej krwi teraz nic nie da w kwestii zwiększenia siły.
Każda inna krew zrobiłaby to samo. Lecz przed przemianą to co innego. Nie robię
tego.
- Myślałam,
że… - urwała gwałtownie, zdając sobie sprawę, że się zagalopowała i szybko
odwróciła wzrok.
Alucard
potrzebował chwili, ale zrozumiał co ona chciała powiedzieć. Myślała, że skoro
dał swoją krew przed przemianą Minie Harker, to w takim razie daje ją wszystkim
wampirzycom, które tworzy. Musiał wyprowadzić ją z błędu.
- Mina Harker
to odosobniony przypadek. Nigdy nie dawałem nikomu swojej krwi w trakcie
przemiany.
- Ale jej
dałeś – ponownie nawiązała kontakt wzrokowy i było w niej widać cień irytacji.
- Nawet my
popełniamy czyny pod wpływem gniewu, których później żałujemy. A w tamtych
czasach wręcz kipiałem z furii. Gdyby udało mi się wtenczas przemienić tę kobietę,
w dodatku zrodzoną z mojej krwi, zadałbym twojemu dziadkowi i reszcie niemalże
śmiertelny cios. Tak bardzo mnie osaczyli, że przez wściekłość nie myślałem
jasno i robiłem to, co uważałem że ich najbardziej zaboli.
- A…Aha – nie
wiedziała co na to odrzec.
- Ale i bez
tego policjantka jest wyjątkowym przypadkiem. To pierwszy raz, gdy ktoś
poprosił mnie o przemianę no i po raz pierwszy nie przemieniłem kobiety w
celach… - sytuacja się powtórzyła, tyle że tym razem to wampir urwał, gdy
zrozumiał, że powiedział za dużo.
- W jakich
celach? – Integra wyszła z tego zmieszania i uśmiechnęła się z ironią –
Pierwsza przemieniona wampirzyca, z której nie zrobiłeś swojej ladacznicy?
Wampir
wzruszył ramionami w odpowiedzi. Ta wymiana złośliwości nabierała tempa. Oboje
byli w swoim żywiole.
- A jeśli
powiem „może”? Sama ją zastrzelisz z zazdrości?
- To uczucie
jest mi obce. Nie wspominając o tym, że bez sensu jest być zazdrosnym o coś, co
należy w całości do mnie. A poza tym… - uśmiech poszerzył się u niej nieznacznie
- …gołym okiem widać, że patrzysz na nią w inny sposób.
- Niby w jaki
sposób na nią patrzę?
Jego
zdezorientowanie znaczyło, że Integra zaczęła mieć przewagę w tej potyczce.
- Wiesz, ten
twój zapał, żeby się uczyła. Duma, gdy wpadnie w szał zabijania. Zachowujesz
się jak jej tata.
Mina Alucarda
była bezcenna, ku uciesze kobiety. Zabiła mu ćwieka. Lecz wampir nie byłby sobą
gdyby nie odbił piłeczki.
- Dobra, ale
z jej wyglądem, ty spokojnie możesz być jej surową mamą.
Dobry
kontratak, bo teraz to Integre wbiło w ziemię. Uniosła w po chwili dłoń.
- Pass –
poddała się – Remis?
- Może być
remis.
Na
przypieczętowanie tego, złożyli sobie krótki, ale mocny pocałunek.
I w sumie
dobrze…bo przyszłe wydarzenia wyrzucą im z głowy ich gry.
***
Trumna dla
policjantki przyszła dwa dni później, razem z nowym pistoletem dla Alucarda i
działem dla niej. I właśnie…tego samego dnia nastąpił atak, w którym zginęli
praktycznie wszyscy ludzie Integry oprócz Waltera i dwójki wampirów. I to w
chwili, gdy odbywało się zebranie, na którym oznajmiała, że ostatnie zmasowane
ataki wampirów na ludzi to nie przypadek, a działania jednej organizacji, która
prowadzi jakieś eksperymenty, dzięki którym ghoule, po zabiciu ich
stworzyciela, wciąż żyją. Następnego ranka wiedzieli już z kim mają do
czynienia. Z Millenium.
Pogrzeb
skończył się godzinę wcześniej. Nie był wypełniony łzami. Prawie wszyscy ludzie
pracujący dla niej nie mieli bliskich rodzin. Tak było bezpieczniej ze względu
na pracę i teraz dzięki temu nie było żadnych wdów czy osieroconych dzieci. Choć…było
kilka matek, które straciło swoje dzieci. Cała uroczystość była bardziej
oficjalna, nie emocjonalna.
Integra zachowywała
kamienny wyraz twarzy, ale tak naprawdę wszystko w niej krzyczało. Nawet teraz,
ale pomimo iż była kompletnie sama w swojej sypialni, pozwoliła sobie jedynie
na głębokie westchnienie.
- Nie
martwisz się, że kiedyś twoja kontrola wybuchnie?
Chyba było z
nią gorzej niż myślała, ponieważ nie zauważyła kiedy Alucard zjawił się za jej
plecami.
- Mówiłeś, że
dzisiejszego dnia będziesz spać – postanowiła zignorować pytanie.
- Już spałem,
ale usłyszałem jak wróciliście z Walterem.
Właśnie
Walter…Tamtego ranka, gdy lokaj przedstawiał jej poniesione straty, uznał ją i
jego za jedynych pozostałych przy życiu. Wytknęła mu wtedy, że nie wziął pod
uwagę Alucarda i Seras, a on odparł, że oni już są martwi. To prawda, miał
rację, tyle że…kobieta uznała to spostrzeżenie za nie na miejscu. To jak wady
fizyczne innych, wychowani ludzie nigdy ich nie wytykają. A jednak Walter to
wytknął…Dostała wtenczas krótkiego, złego przeczucia, ale odrzuciła je tak
szybko, jak przyszło.
- A Seras?
- Kazałem jej
nie opuszczać trumny, aż do wieczora.
Alucard
zauważył, że Integra zaczęła nazywać policjantkę po imieniu. A nawet odsłoniła
swoje uczucia, gdy powstrzymywała wampirzycę w krwawym szale. Tyle wystarczyło,
żeby pojął, że ta mała zaskarbiła sobie sporą sympatię u jego Pani. Nie to co
on, Alucard wciąż ostentacyjnie nazywał ją „policjantką”. Zamierzał zmienić to
dopiero, gdy ta napije się wreszcie krwi i dokończy transformację.
- Powiesz co
tu robisz? – nadal się do niego nie odwróciła, ale czuła, że wpatruje się on w
jej plecy.
Przez chwilę
trwała pełna napięcia cisza. Kiedy wampir się odezwał, jego głos zdawał się
pochodzić z bardzo daleka i był pełen tej jego osobliwej melancholii.
- Wybacz mi…
To ją
zaskoczyło. W końcu się odwróciła. Twarz, którą ujrzała wyrażała szczerość.
- Wydawałoby
się, jakbym wczoraj wypuszczał Aldara i Kiliana, aby ratować twoich ludzi, a
teraz okazuje się, że przedłużyłem ich żywot jedynie o dwa lata. Tym razem ich
nie ochroniłem i za to przepraszam. Ten wróg nie zamierzał dezerterować, jak
tamci dwaj.
- To nie
twoja wina – powiedziała to głośniej niż zamierzała – Zrobiłeś wszystko co do
ciebie należało i my też. Co nie zmienia faktu, że daliśmy się podejść i to za
łatwo. Żałosne. To plama na honorze nas wszystkich, ale naprawimy błąd.
Hellsing się zemści, to nasza natura.
-
Rzeczywiście zaskoczyli nas. Stary wróg, nowe sztuczki.
No tak,
Millenium było nowym wrogiem jedynie dla niej i Seras. Alucard i Walter już z
nimi walczyli w 1944.
- Ale i to im
nie pomoże – kontynuował – Ich dni są policzone. Raz ich zniszczyłem, więc mogę
to zrobić ponownie. Tym razem na dobre – zrobił pauzę, ale widać było, że chce
powiedzieć coś jeszcze.
- O co
chodzi? – spytała w końcu, widząc jego niezdecydowanie.
- Gdy
powstrzymywałaś Seras przed niszczeniem ghouli naszych ludzi, nikogo nie
grałaś. Odsłoniłaś swoje uczucia, prawda?
Pił do jej
paniki i rozpaczy z powodu śmierci jej ludzi. Zachowała się wtedy…ludzko.
- I co z
tego? – ton miała groźny, jakby dawała znać, że jeśli z niej zadrwi i wytknie
jej słabość, to tego pożałuje.
- Skoro wtedy
pokazałaś prawdziwe uczucia przy niej, czemu teraz nie pokazujesz ich przy
mnie?
Integra otworzyła
usta i poruszyła nimi, ale nie wydobył się z nich dźwięk. Kamienny wyraz twarzy
stalowej damy zmienił się nie do poznania. Wreszcie wyglądała jak kobieta w
głębokim smutku.
Alucard
zrobił kilka kroków w jej stronę i pozwolił, aby Integra oparła się czołem o
jego pierś. Wiedział, że jeśli schowa
twarz, to będzie jej łatwiej.
- Nie pozwolę
ci wybuchnąć, Pani. Wyładuj się. Pokaż mi co naprawdę czujesz i dopiero wówczas
każ mi zabijać. Przy mnie nie musisz udawać. Twój żal, oddaje im szacunek.
Dłoń Integry
z całej siły zacisnęła się materiale czerwonego płaszcza, a z każdego oka
popłynęła jedna, pojedyncza łza. Tylko na tyle było ją stać.
***
- Co z nimi
zrobiłeś? – spytała po to jedynie by Walter miał pewność. Ona wiedziała.
- Pozabijałem
ich. Zniszczyłem ich wszystkich. Nikt nie uszedł z życiem. A więc Integro,
czekam na rozkazy! Prawdopodobnie tamci mają policję w garści. Myślę, że to oni
kazali mnie zaatakować. Ci których zabiłem i których jeszcze zabije są zwykłymi
ludźmi. Pozabijam ich! Bez chwili żalu czy wahania! Zrobię to ponieważ jestem
potworem, o czym wiesz od dziecka. Widziałaś i zrobiłaś swoje, ale co teraz
uczynisz? Osoba, która trzyma broń i ją odbezpiecza to ja, ale to tak naprawdę
ty pociągasz za spust. Co zamierzasz zrobić Sir Hellsing?
Ostrzegał ją
przed tym już dawno temu. Przed konsekwencjami panowania nad nim, a teraz wyszło
to na wierzch. Alucard zabił…ludzi…ludzi, nie wampiry. Jako jego Pani była
odpowiedzialna za ich śmierć i za to, co mu teraz odpowiedzieć. Zachowywała
milczenie jedynie po to, aby zebrać energię. Wiedziała co odpowie. Już dawno
temu zdecydowała, że udźwignie na barkach ciężar tych zbrodni, a także…swoje
uczucia wobec potwora.
Skoro chciał
zabijać, to ona zabije razem z nim. Każdy jego mord…jest także jej grzechem.
Wykrzyczała to na cały głos.
- Już
otrzymałeś moje rozkazy! Nic się nie zmieniło! Znajdź i zniszcz! Search and
destroy! Zmiażdż każdą przeszkodę na swojej drodze! Nie uciekaj i nie próbuj
się kryć! Masz ich otwarcie zaatakować! Masz ich zniszczyć! Nie zważaj na żadne
przeszkody!
- Przyjąłem!
– rozległ się śmiech w słuchawce. Wampir dostał czego pragnął – Doskonale!
Słowo się rzekło! Wspaniale! Wręcz czuje jak mi staje, Integro!
Integra
odzyskiwała oddech, więc nie mogła mu odpowiedzieć. A mogła mu powiedzieć do
słuchu przez to, że tak otwarcie mówi o ich relacji, gdy Walter i Seras go
słyszą.
- Wyłączam
się. Obserwuj mnie, Sir Hellsing.
Tak zrobiła.
Obserwowała jego występ, nie zamierzała uciekać od swoich uczynków. Widać było
na ekranie…jak bardzo Alucard doskonale się bawi. Był w swoim żywiole.
Nie
dostrzegła jednak jednej niepokojącej rzeczy. Tego, że Walter…uśmiechał się w
podobny sposób co jej wampir. Może to co powiedział, gdy spytała go czy dobrze
zrobiła dając Alucardowi wolną rękę, czyli to, że jako sługa nie ma prawa jej
oceniać, powinno dać jej do myślenia.
***
Integra
wyszła z jadalni. Niemalże nie czuła bólu w palcu. Jakby praktycznie
przyzwyczaiła się do karmienia krwiopijców.
- Nakarmiłaś
naszą „córeczkę”? Te kropelki nie wystarczą, żeby dopełnić przemianę.
Kobieta
przystanęła gwałtownie dosłownie przy drzwiach swojego pokoju, do którego
zmierzała, aby wziąć płaszcz z szafy.
- Ostatnio
często zachodzisz mnie od tyłu – powiedziała w przestrzeń – Podsłuchiwałeś jak
kazałam Seras się napić?
- Nie było
potrzeby.
Poczuła jak
jego dłoń łapie ją za ramię i przekręca tak, aby stanęła do niego przodem, a
następnie popchnął ją na drzwi.
Mało
powiedziane, że była zdumiona, gdy wampir uwięził ją pomiędzy drzwiami, a swoim
ciałem. Mogłaby go zrugać, ale nie mogła mówić, tak obezwładniające było jego
spojrzenie. Widziała to od jakiegoś czasu. Odkąd zaczęła się ta wojna…Alucard
zdawał się jeszcze bardziej szalony niż wcześniej.
- Nie
musiałem podsłuchiwać, Pani. Wyczułem zapach twojej słodkiej krwi. To wystarczyło,
aby mnie tu przynieść.
- I dlatego
tak się…
Alucard
zmniejszył dystans do końca i ją pocałował. I to nie delikatnie. Żeby jeszcze miała
siłę go odepchnąć, ale nic z tego. Kiedy łaskawie się odsunął, brakowało jej
już tchu.
- Tak,
dlatego tak się ekscytuję – wysyczał, milimetry od jej twarzy, patrząc w jej
oczy, aby widziała, że mówi prawdę – Mówiłem ci, pamiętasz? Pytałem, czy
czujesz to samo, ale chyba cię speszyłem.
Ach, o to mu
chodziło.
- Integro…ta wojenna radość…czy ty też ją
czujesz? Czy to cię podnieca? Czy też widziałaś jak ten płomień zmienia
wszystko w czerwień i czerń?
- Zamknij się kretynie! Rusz tyłek i wracaj
tu jak najszybciej! Idiota!
- Nie
widziałem cię przez telefon, ale jestem pewien, że byłaś ślicznie
zaczerwieniona.
- Ty cholerny…
- wydała jęk, bo wampir zaczął sunąć kłami po jej szyi – Wiesz równie dobrze
jak ja, że ta wojna pochłonie jeszcze
mnóstwo istnień. A ty jedyne co możesz czuć to ekstazę, ty napalony potworze.
- Zgadza się
– nie było w jego głosie poczucia winy, a zadowolenie – Cieszę się chwilą. Od
dawna nie czułem tej iskry. I wiem, że ty też to czujesz, inaczej dawno byś mi
rozkazała się odsunąć – przycisnął ją do drzwi całym ciałem i wyszeptał tuż
przy jej uchu – Przyznaj, że czujesz tą wojenną radość. Przyznaj, że czujesz
ekscytację na myśl, ilu wrogów jeszcze zniszczymy razem, pewnie jeszcze tej
nocy. Przyznaj, że czekasz na widok krwi i ognia.
- Alucard… -
cholerny szatan. Przez tę wojnę jeszcze trudniej go kontrolować. Jest
podekscytowany zabijaniem, jej krwią…i nią – Nie mamy czasu…ach – wampir znów
spojrzał jej w twarz, ale widok jego ślepi z tak bliska tylko pogarszał
sytuację – Musimy iść, kazałam już Seras się zbierać. Wyładujesz się dziś,
zobaczysz.
- Och, wiesz
doskonale, że ta mała głupotka potrzebuje na to przynajmniej 30 minut. W tym
samym czasie Walter przygotuje auto. Tylko tyle nam trzeba. Wiesz, że też tego
chcesz. Gdyby było inaczej już byś mi dała w pysk. Kiedy się ze sobą zgadzamy,
nie potrafisz się opierać. Pół godziny. Wyładujmy się razem, Integro… - jej
imię naprawdę brzmiało jak syk.
Noż kurwa mać,
jak ona nienawidziła, kiedy ta bestia miała rację.
- Niech to
szlag – kobieta wymacała za sobą klamkę i szybko otworzyła drzwi, a drugą ręką
złapała Alucarda za płaszcz i w jednej chwili wciągnęła go do środka i
zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Daje ci 25
minut – mówiła zarzucając mu ręce na szyję – I ani minuty więcej.
- Taaaak –
wyszczerzył kły w uśmiechu – Nie pożałujesz.
- Na pewno
będę żałować.
Ale nie
żałowała. Później wiele razy wracała myślami do tej nocy, ponieważ tym epizodem
ona się dopiero zaczynała. A po niej nic nie miało już być takie same. Ta noc
miała zmienić wszystko. A o poranku…życie Integry Hellsing miało się kompletnie
obrócić o 180 stopni.
Wojna dopiero
się zaczęła, a jak wiadomo wojna…nigdy nie prowadzi do dobrych rzeczy.
***
To zdanie
wydaje się ogromnym niedopowiedzeniem, gdy na własne oczy ujrzy się to, co się
stało z Londynem. W takim krótkim odstępie czasu to żywe niegdyś miasto
zamieniło się w palące zgliszcza. Ludzi…tu już praktycznie nie było. Ci, co nie
zdołali uciec jak np. królowa, czyli zwykli cywile zginęli na różne makabryczne
sposoby. Gdzie by się nie skręciło, na każdej uliczce były zwłoki. Nie
wspominając o wrogach… I to dwóch…
Nazistowskie
wampiry i Watykan…nie brzmi to jednak tak idiotycznie, gdy zobaczy się tę
tragedię na własne oczy. Integra nie śmiała się. Zapach śmierci i ognia nie
dawał powodu by się śmiać, zwłaszcza gdy jak na razie ona była na straconej
pozycji.
Pozostała
wierna zasadzie, żeby nie poddawać się wrogowi i jak coś to jedyną możliwą
śmiercią jest śmierć w walce. A szczerze, udało jej się przetrwać dzięki
Andersonowi, który nie bardzo zgadzał się ze zdaniem przełożonych. Typowe dla
kościoła. Integra żyła dzięki rozłamowi w ich szeregach. Mimo tego nadal żywiła
do Andersona nienawiść.
„Rozejm się
skończył. Gdy Alucard wróci, pozwolę mu rozerwać Andersona na strzępy jak tylko
będzie chciał. Ale majorowi trzeba przyznać jedno…potrafi organizować się w
czasie. Idealnie zaaranżował odcięcie Alucarda na morzu, żeby przeprowadzić
tutaj rzeź. Świetna synchronizacja, ale to koniec. Nie będę tańczyć jak mi
zagra”
Ale Alucard i
Integra nie byli w tej wojnie sami. Właśnie, gdy znów wymierzono w nią broń,
pojawił się ich sojusznik. Seras z czerwonym błyskiem zjawiła się przed nią,
odpychając wrogów.
Ani młodej
Hellsing, ani Paladynowi nie umknęło to, że Seras się zmieniła. Zamiast lewej
ręki, był jedynie strumień jej energii, oczy straciły swój błękit, a w jej
postawie nie było wahania. Już gdy Integra prosiła o raport, czuła co usłyszy.
Ludzi w posiadłości polegli w większości, a Seras dopełniła przemiany wypijając
krew człowieka…którego kochała.
Nie mieli
czasu na rozmowy…bo nagle głowy Seras i Andersona naraz odwróciły się w stronę
morza. Oboje wyczuli, że coś się zbliża.
- Ten
ktoś…wraca! – krzyknęła Seras.
Po raz
pierwszy kąciki ust Integry się uniosły. Alucard też walczył i nie dał się.
Przypłynął na tym wraku, aby walczyć dalej. Teraz nadszedł czas, aby się odkuć.
Kiedy z
pomocą Seras Interga frunęła w górę, na dach najwyższego budynku, w jej umyśle
narodziła się krótka, niechciana myśl.
„Dlaczego oni
wyczuli jego powrót, a ja nie?”
Szybko
wyparła tę myśl. To nie czas, ani miejsce.
Dopiero
teraz, gdy Alucard dotarł na pole walki, ta wojna ujrzy prawdziwe okrucieństwo.
Dotychczas…nie widziała nic.
***
Krew zalała
Londyn. Dosłownie…Level 0…….Tego się nie da opisać słowami. Integra po raz
pierwszy uwolniła prawdziwą moc Alucarda i zareagowała zbyt spokojnie. Takiego
wynaturzenia świat nie widział, a jej oczy chłonęły ten widok. Przysięgła, że
nigdy nie odwróci wzroku…
„Aż trudno
uwierzyć, że…oni wszyscy cały czas byli…w nim”
Ta chwila
niby makabryczna, a jednak uroczysta. Ponownie rozbrzmiały słowa „Hrabina” I
„Hrabia”, ponieważ znów pasowały. Tu, wśród setek pali i zwłok na nich. Do
takich scen pasowali i podczas takich byli szczerzy.
Integra znów
o mało się nie uśmiechnęła widząc jak Alucard głaszcze Seras po głowie, chwaląc
ją. To był taki ojcowski gest…Ale ten moment nie był do śmiechu, a powagi.
Dlatego szybko o żarcie zapomniała. Zwłaszcza że…
…walka się
nie skończyła.
Alucard i
Anderson pierwszy raz mierzyli się na poważnie. Po raz pierwszy, ponieważ tylko
i wyłącznie teraz, po zdjęciu ograniczeń Alucard stał się „śmiertelny”. To było
ryzykiem uwolnienia wszystkich dusz w wampirze. Nie miał innych żyć, oprócz
swojego. Mógł zginąć…
I omal by się
to nie stało, gdy Anderson rozgniewał Alucarda swoją przemianę w Bożego
potwora, przez co ten zatracił się. I kiedy bagnet miał właśnie przebić serce wampira,
dłoń Seras nie pozwoliła bagnetowi przebić się dalej.
Integra
zacisnęła pięści. Ona nic nie mogła zrobić. Nie zdążyłaby nawet tam podbiec, a
nawet jeśli to zamiast zatrzymać bagnet, straciłaby dłoń. Jedynie Seras była w
stanie go uratować.
Mogła tylko
dziękować Bogu, że Alucard przemienił Seras. Bez niej, mogli by nie dać rady.
Uratowała ich oboje. Gdyby tylko to ona miała wystarczająco mocy by…
- To kwestia
czasu – powiedziała do siebie, przypominając sobie o swoich planach.
A tymczasem
walka trwała.
Ogień…Piekło…Wszystko
płonęło w ogniu.
Ale to nie
był czas na śmierć No Lifa Kinga. Ponieważ wedle słów jej ojca, potwór, którego
on znał nie miał serca, ani swojego, ani niczyjego innego. A to była nieprawda.
Prawda, że Hrabia nie miał zamku, królestwa czy poddanych. Ale serce miał. Miał
jej serce. Oraz lojalność Seras. Skoro one chciały, aby on żył…nie wolno mu
było zginąć. Nie teraz, nie tutaj.
To nie czas,
a przynajmniej…tak sobie mówiła.
***
Anderson nie
żył, ale to było ostatnie co zaprzątało obecnie myśli Alucarda, Integry i
Seras. Ich oczy widziały jedynie jedną osobę, jedną sylwetkę. Umysł żadnego z
nich nie chciał przyjąć tego do wiadomości, zwłaszcza u Integry. Co było
oczywiste.
Tak samo
oczywiste jak to, że to Alucard najszybciej przyjął to do wiadomości i pogodził
się z tym pośrednio. On znał uczucie zdrady, Integra nie. Poznała ten gorzki
smak po raz pierwszy. Smak, który wampir znał zbyt dobrze.
Przed nimi
stał Walter…ale nie Walter którego znali. Ten przed nimi nie był starcem, a
młodym mężczyzną. Był jeden sposób na to, aby się tak niesamowicie szybko
odmłodzić. Sztuczna wampiryzacja, technika, którą stosowali…ich wrogowie.
Major…Czyżby…
Zdradził ją.
Walter był zdrajcą. Wszystko się ułożyło w całość. Wydarzenia z przeszłości
także. Czemu nigdy nie zastanawiała się, gdzie był Walter, gdy wuj chciał ją
zabić? Nie ochronił jej, ponieważ chciał, żeby ona uwolniła Alucarda. Dlatego
nie odradzał jej tego, chciał aby wampir był wolny, właśnie dla tego momentu.
Czy to dlatego atak wampirów na ich siedzibę poszedł tak łatwo? Czy to on podał
ich im na tacy? On…przez te wszystkie lata…udawał, aby zabić Alucarda
własnoręcznie?
Pokłon
Alucarda w jej stronę i jego słowa były pełne bólu i gniewu. Prosił ją o
rozkaz. Mógł się po prostu rzucić do walki. Nie powstrzymałaby go. Ale on
chciał, aby to ona przypieczętowała głos „byłego” lokaja. Chciał, aby wydała
wyrok na zdrajcy. Ktoś mógłby sądzić, że był on dla niej okrutny, każąc jej
wziąć na barki śmierć osoby, która była dla niej ważna, ale wampir uważał, że
to było konieczne również dla niej. Prosząc o rozkaz pokazał, że…on nigdy nie
zdradzi.
To był
najtrudniejszy rozkaz jaki kiedykolwiek wydała, lecz musiała to wypowiedzieć.
Nie mogła się wahać. Żaden ból nie zepchnie jej z obranej ścieżki. Nie mogła na
to pozwolić.
- Search and
destroy! Znajdź i zniszcz! Moje rozkazy się nie zmieniły! Nigdy się nie
zmienią! Masz zmiażdżyć każdego kto stanie nam na drodze! Masz zlikwidować
wszystkie przeszkody! Zabij każdego! Zrób to bez względu na, kim będzie! Zrób
to… - wówczas głęboki ból ujawnił się na jej twarzy. Ostatnie słowa
przychodziły z największym trudem. Wiedziała, że przy nich nie musi udawać –
Bez względu…Na to kim będzie…
A to
ciekawe…Żyła po to, aby zabijać wampiry, a jednak w chwili próby, gdy trwała
wojna, to właśnie te wampiry walczyły u jej boku, a nie ludzie. I to Walter
śmiał nazwać ich „martwymi”. Nie dorastał im do pięt!
Miała dość.
Ten cyrk trwał zbyt długo. Nadszedł czas, aby to zakończyć. I ona to zrobi. Nie
Alucard, nie Seras, a Integra Hellsing!
- Idź!
Idź…Idź i zabij! Idź i zakończ to wszystko!
- Tak,
ruszam.
Nawet Alucard
miał już dość. Dość tej wojny. Aż wydał jej polecenie, które z pełną
determinacją zamierzała wykonać. I bez tego.
Czas, żeby to
ona zabiła. A szła upolować konkretny rodzaj ofiary. To się musiało skończyć.
To wszystko było…złe.
Chociaż…kto w
tej wojnie był tak naprawdę tym „dobrym”? Major? Watykan? Czy Hellsing?
Odpowiedź
brzmiała – nikt. Żaden z tej trójki nie był dobry. Ale nie to się liczy w
wojnie. W wojnie liczy się zwycięzca. Watykan już poległ. Została ona i Major.
Integra
wchodząc na pokład sterowca szła po zwycięstwo. Tyle, że…niezwykle gorzkie.
Jeśli można to nazwać zwycięstwem.
***
- Co?! Coś ty
zrobił?!
Coś się
działo z Alucardem. Widziała to na ekranie. Nie panował nad swoją formą.
Rozlewał się i rozpadał, dosłownie.
- Wszystko.
Wchłonął życie podchorążego Schrödingera. A więc i jego naturę. Będzie wszędzie
i nigdzie zarazem. A teraz rozpłynął się wśród dziesiątek tysięcy żyć i
świadomości. Nie jest świadom własnej egzystencji. Alucard właśnie stał się
kompilacją wyimaginowanych liczb. Jak mówiłem…on zniknie!
Nie….Nie, to
nie może być prawda. To on jest tym niezniszczalnym! Najpierw traci Waltera, a
teraz jego?! Nie…Tego nie da się znieść!
- Alucard! –
mogłaby przysiąc, że nigdy tak głośno nie krzyczała. Struny głosowe dawały z
siebie wszystko, aby jej głos dosięgnął wampira.
Nie działało.
Alucard zamykał oczy. Nie słuchał jej. To był pierwszy raz, gdy nie słuchał. A
raczej nie mógł posłuchać. Nie poddawała się.
- To jest
rozkaz! – ostatnia deska ratunku. Błagała, aby to zadziałało. To się nie mogło
tak skończyć! – Nie znikaj! Nie zostawiaj mnie!
Jej krzyk
dotarł do Alucarda. Jednakże on…nie miał już kontroli na własnym jestestwem.
Był bezsilny…Mógł jedynie rzec.
- Nie,
Integro…To pożegnanie.
Zniknął.
Przepadł.
- ALUCARD!
Wrzask
kobiety nic nie dał. Ekrany rozsypały się w wybuchu. Ogień dotarł i do niej.
Tego było za
dużo. Zbyt wiele traumatycznych rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie. W
ciągu jednej, cholernej nocy! Integra właśnie straciła dwie osoby…Jedyne jakie
miała przez ostatnie 10 lat! Obu kochała, inaczej, ale jednak. Jej umysł zaczął
szukać ostatniej nadziei, czegoś, czego mógł się uchwycić i uratować przed utratą
zmysłów.
I znalazł.
Ostatni płomyk nadziei.
To nie była
śmierć godna potwora. Ile razy jej tłumaczono, że potwora zabić może tylko
człowiek? A czy Major był nim? Nie! Na pewno nie, a więc…Alucard nie mógł
umrzeć i koniec! Nie mógł zginąć w taki sposób! Nie zamierzała w to uwierzyć.
Alucard
zginie w godny dla siebie sposób, ale nie tutaj i teraz!
Z nowa
odkrytą wiarą w to, że wampir wciąż żył, stanęła do dalszej walki.
***
Dalsza walka
skończyła się zwycięsko. Integra zapłaciła za to stratą oka, ale nie przejęła
się tym mocno, jak można by się było spodziewać. Przy stratach w ludziach jej
oko to było nic. Przyzwyczaiła się do opaski na oku niewiarygodnie szybko.
Nigdy nie przejmowała się urodą jak kobieta, więc co jej ten ubytek czynił?
Nic, dosłownie.
Do Londynu
zaczęli zjeżdżać się ludzie. I ci co uciekli i nowi, aby pomóc w odbudowie
miasta po III wojnie. Posiadłość Hellsing również wymagała odnowy. Mimo tego
Integra, pomimo licznych rad, nie opuściła tego miejsce na czas „sprzątania”.
Budynek ociekał krwią, ale ona zamierzała tu pozostać.
Kawałek bloku
kamiennego chodnika, na którym zniknął Alucard i na którym pozostał pentagram z
jego krwi, wycięto i schowano tutaj, w podziemiach, w jego komnacie wraz z jego
trumną.
Obecnie,
posiadłość wróciła już do pełnej świetności. Miasto wymagało większej ilości
pracy. Nie wspominając o tym, że stolica potrzebowała mieszkańców.
Integra stała
właśnie przy oknie, w swoim gabinecie i obserwowała swoim jedynym okiem deszcz
za oknem. Padało jak cebra. Było to w sumie potrzebne. Woda musiała obmyć te
tereny z krwi.
- Powiedz mi
jeszcze raz, Seras.
Wampirzyca
stała w pewnej odległości za jej plecami. Nie zdradzała zakłopotania. Mówiła z
niezachwianą pewnością.
- Master
żyje, sir Integro. Wiem to, ponieważ pił moją krew. Czuję ją…gdzieś. To
oznacza, że nie zniknęła. Master powróci kiedy będzie mógł, ale na pewno to
zrobi.
Integra
westchnęła, jakby z ulgą. Miała ochotę zapalić, lecz skończyły jej się cygara,
a nie miała gdzie ich kupić, a raczej od kogo.
- Wiesz co
jest zabawne? – spytała policjantkę, choć tak naprawdę mówiła do siebie – Odkąd
go poznałam ten kazał mi wciąż podejmować jakieś decyzje. Czy mam go uwolnić?
Czy potrafię znieść ciężar bycia jego Panią? I co zrobię z przyszłością, jeśli
chodzi o naszą relację? Na każde pytanie znalazłam odpowiedź. A teraz…to takie
nieważne. Wszystkie decyzje i plany jakie powzięłam są już na nic. W dodatku
nie wiadomo ile muszę odwlec to w czasie. I czy ja w ogóle zdążę? Nie mam wyboru. Musze zaryzykować. Nie cofnę
się, jeśli chodzi o mój plan.
Victoria nie
rozumiała za bardzo o czym mówi jej
Pani. Po prostu pozwalała jej mówić.
- Posłuchaj
Seras…Ludzie są inni niż wampiry. Zmieniają się, a upływ czasu potrafi czynić
duże zmiany. Jednakże ty się nie zmienisz, więc proszę cię… - Integra w końcu
odwróciła się przodem do wampirzycy – Nie pozwól mi zapomnieć. Nie wiemy ile
czasu będziemy musiały czekać. Ty nie stracisz wiary w jego powrót, bo go
wyczuwasz. Ale ja nie. Dlatego z czasem mogę zacząć czuć wątpliwości. Nie
pozwól mi na to, Seras! Nie pozwól mi w niego zwątpić, nie ważne ile lat
upłynie! Jasne?
Seras była
zdumiona, ale szybko wzięła się w garść. Rozumiała z postawy kobiety, że ta
prośba jest jak najbardziej poważna i niezwykle ważna dla jej Pani. Zamierzała
wywiązać się z niej z całą mocą.
- Tak jest,
sir! Nie zawiodę Pani. Zaczekamy na niego razem.
Nastąpiła
cisza, a w tle słychać była tylko szum deszczu.
***
Tymczasem
Alucard przebywał w kompletnej nicości. Tutaj odzyskał pewną świadomość i
pamiętał już kim był i co się stało.
Kontemplował
nad okrutnością losu. Gdy chciał umrzeć, nie było mu to dane. A potem znalazł
kogoś kogo pokochał i miłość ta na razie nie sprawiała mu cierpienia. Znalazł
podwładną, która go uznała za mistrza. A nawet jego wróg w chwili śmierci
uświadomił mu, że wciąż pozostało w nim coś ludzkiego. Jakie to dramatyczne,
zginął dopiero, kiedy zapragnął dalej żyć. Zabrano mu życie, gdy już go pragnął.
Nie chciał znikać…Chciał do nich wrócić…do niej…
To była
pełnia jego kary? Zabrać mu wszystko i ofiarować już niechcianą śmierć?
- To nie
kara, wampirze. To motywacja.
Usłyszał obcy
głos. Zdał sobie nagle sprawę, że to już nie nicość go otacza. On gdzieś jest. I ma postać. Stoi na ziemi.
Wampir
gwałtownie otworzył oczy. Stał na jakimś pustkowiu. To była polana z pożółkłą
trawą. Było tu tylko jedno, niskie drzewo, tuż obok niego. Kawałek dalej ziemia
się urywała, pewnie było to urwisko. Niebo było podobne kolorem do trawy,
niemalże brunatne, ale bezchmurne.
Jego postać
nie była „postacią Alucarda”. Wyglądał jak Vlad, w chwili swojej śmierci. Jak
wtedy, gdy Integra zdjęła ograniczenie i osiągnął Level 0. Miał dokładnie taki
sam wygląd.
Pod drzewkiem
leżał Schrödinger. Ten kot, przez którego zginął. Zrozumiał, że to jego głos usłyszał
przed chwilą. Leżał na trawie, na brzuchu niczym prawdziwy kot i się uśmiechał.
- O czym ty
mówisz? Gdzie my jesteśmy?
- W twojej
głowie. Przyznam się, że jest tu ciekawie, ale nie o tym teraz…Ech, Major chyba
się pomylił.
-
Wytłumaczysz się, czy nie?! Widzę, że ty
lepiej orientujesz się w sytuacji.
- Major
sądził, że gdy nasza krew się zmiesza to zginiesz. Ale my nadal żyjemy.
Zatrzymaliśmy się na etapie cyfr i dalej nie idziemy w nicość. Chyba jesteś za
silny. Wychodzi więc na to, że nadal możesz wrócić.
- Niby jak?
- Idź na
urwisko – powiedział, czymś rozbawiony.
Alucard
podszedł na urwisko i …oniemiał. Tam na dole rozciągało się stukrotnie większe
pole i stały tam….wszystkie dusze jakie w sobie nosił. Były wszystkie…całe
miliony. Widok był bezkresny i ciągnął się aż za horyzont.
- Żeby
wrócić…muszę zabić je wszystkie. Musi pozostać jedna cyfra, żebyśmy wrócili.
- Szybko
pojąłeś.
- Czemu mi to
wszystko mówisz? – zerknął na kota – Nie jesteś po mojej stronie. Właściwie to
już bym cię zastrzelił, ale nie mam pistoletów.
- Dzięki
przebywaniu w twojej głowie poznałem cię na wylot i chcę, abyś wrócił. Majora
już nie ma, a my nie zginęliśmy. Twoja walka i powrót są jedynymi ciekawymi
rzeczami jakie mogę tu obserwować. Jakie są inne interesujące alternatywy?
- Twój
kretyński uśmiech mnie wkurwia, ale masz rację – wyciągnął swój miecz z pochwy
i ponownie zwrócił się ku kliku milionowej armii jego dawnych ofiar – To jedyna
ciekawa rzecz do roboty, jaką mamy w tym świecie. A więc…
Zrobił kilka
kroków w tył, rozpędził się i skoczył z urwiska. Leciał w dół ku duszom ludzi,
które pochłonął, a jego twarz wyrażała szaleńczą radość.
- Jak nostalgicznie…To
co, moi państwo…Przypomnimy sobie dawne czasy?
Gdy był już w dole, miecz poszedł w ruch i rozpoczęła
się rzeź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz