sobota, 17 listopada 2018

Między wierszami - Rozdział 11


- Hmm…Jak zamierzasz mi to łaskawie wytłumaczyć?
Na zewnątrz wschodziło już słońce, ale żadne z nich nie mogło tego widzieć. Integra i Alucard znajdowali się obecnie w jednej z podziemnych komnat, należących w sumie do wampira. Pomiędzy nimi stało łóżko, na którym leżała…dziewczyna.
Była ona blondynką, miała zamknięte oczy. Wyglądała jakby spała. Obok niej, na krześle leżał złożony mundur policyjny, którego koszula była cała we krwi. Ona sama była ubrana w jednolitą, prostą piżamę, którą wcześniej założyła jej służąca. Na jej szyi znajdowały się dwa, drobne ukłucia.
Dziewczyna zmieniała się w wampira. W takim stanie przyniósł ją Alucard z ostatniej misji i dopiero teraz, gdy przywieziono ją do posiadłości i doprowadzono do porządku po postrzale(Alucard strzelił jej w pierś, aby kula dosięgnęła przytrzymującego ją wampira, które miał za zadanie zlikwidować), Integra zażądała wyjaśnień.
- A co tu wyjaśniać? – Alucard wzruszył ramionami – Moją misją było zabicie wampira. Znalazłem się w takiej sytuacji, że aby tego dokonać mogłem albo ją zabić albo zmienić. Zapytałem ją, czy jest dziewicą. Powiedziała, że tak i strzeliłem.
- A gdyby powiedziała, że nie jest dziewicą? – zapytała kobieta, wyjmując cygaro z kieszeni i wkładając je sobie do ust.
- Też bym strzelił – uśmiechnął się w swój upiorny sposób – Po prostu, gdybym zadał to pytanie po strzale, mogłaby nie być w stanie mi odpowiedzieć.
- Co było dalej? – podpaliła cygaro, zaciągnęła się i wypuściła dym.
- Dałem jej wybór. Miała go, więc dlaczego nie? Sama widzisz jaką dostałem odpowiedź. Wybrała życie nocy, więc jej je ofiarowałem.
- Dałeś jej wybór? – jej ton był niedowierzający. Wampir przytaknął głową – A ona wybrała zostanie wampirem? Nawet nie wie co to oznacza.
- Nauczę ją – widać było, że jest pewien swego.
- Jak ona się nazywa?
- Policjantka. Na razie nie jest nikim więcej.
Integra przewróciła oczami. Znów skierowała swój wzrok na dziewczynę. Była chyba młodsza nawet od niej. Już w tym wieku pracowała w policji? No cóż…
- Trudno – westchnęła zrezygnowana – Naucz ją wszystkiego porządnie. Tak, żeby nam nie zawadzała. Ma być przydatna. Ostatnio wampiry zjawiają się zbyt często. Ich wzmożona aktywność nie jest normalna. To oznacza kłopoty. Mam złe przeczucia co do przyszłości. Przyjdzie czas, gdy możemy jej potrzebować, więc na razie ją przyjmujemy do Hellsing, na twoją odpowiedzialność. Ma stać się dla mnie użyteczna, jasne?
- Oczywiście, my Master – Alucard schylił się lekko, lecz w szacunkiem.
- Kiedy przemiana się zakończy? – zapytała sucho kobieta, po krótkiej chwili, wciąż mając cygaro w ustach.
- Powinna się obudzić, kiedy zajdzie słońce.
- W porządku. Przyjdę tu z Walterem o tej porze. Wszystko jej wtenczas wyjaśnimy.
Odwróciła się, zrobiła kilka kroków stronę drzwi, gdy wtem…
- Wiesz, zaskoczyłaś mnie. Nie boisz się krytyki, imponujące – Alucard wyraźnie się drażnił. Integra mogła przysiąc, że uśmieszek na jego twarzy zmienił się na mocno złośliwy.
- O czym ty mówisz? – odrzekła beznamiętnie, nadal plecami w jego stronę.
- Organizacja Hellsing ma za zadanie likwidację wszystkich dzieci nocy. Ja jestem niemożliwy do likwidacji, ale za to pod kontrolą. Lecz ona… - zrobił krótką pauzę - …jest już poza twoją kontrolą.
Młoda Hellsing mogła wyczuć na tyle głowy, wlepione w nią ślepia.
- Logicznie rzecz biorąc, powinnaś teraz rozkazać mi ją zabić – kontynuował – Zamiast tego ty wcielasz ją do Agencji, choć ona nie ma obowiązku cię słuchać. Owszem, możesz rozkazać mi ją zniszczyć, gdyby okazała nieposłuszeństwo, lecz fakt, że może dokonać ogromnych szkód pozostaje faktem. Wychodzi więc na to, że według ciebie wampiry mogą żyć tak długo, jak są po twojej stronie. Jeśli krwiopijca jest ci posłuszny, może żyć, ale jeśli działa niezgodnie z twoimi ideałami, zasługuje na śmierć. Ten pogląd łamie wszystkie zasady Hellsing. To hipokryzja, Integro.
Nie mówił tego z wyrzutem. Raczej z ubawieniem i zainteresowaniem. Nie wspominając o złośliwości.
Zapadła cisza. Przez minutę żadne z nich nie drgnęło. Aż w końcu Integra odwróciła głowę do tyłu i Alucard zdumiał się, widząc jej uśmiech. Po raz pierwszy odkąd tu weszła, uśmiechała się.
- Tak, masz rację – nadal była z czegoś jakby zadowolona – Jeśli wampir postępuje wedle moich zasad, nie mam żadnych zastrzeżeń, aby sobie swobodnie żył. Wyczytaj z tego co zechcesz.
Uśmiech Alucarda przygasł, ale w jego szkarłatnych oczach zaczęło się świecić coś nowego. Kobieta ujrzała tam nutkę zafascynowania oraz duży znak zapytania.
- Do zobaczenia wieczorem, Alucardzie.
Powiedziawszy to wyszła z komnaty. Była w bardzo dobrym humorze.
Zmierzając w stronę wyjścia z piwnic i powoli wypalając cygaro, wędrowała myślami w stronę swojego wampirzego sługi. Może i on właśnie odkrył u niej pewną niespodziankę dotyczącą jej poglądów, ale ona również odkryła coś o jego poglądach i to ją jednocześnie ukontentowało i dało poczucie ulgi.
Alucard uważał się za monstrum, wewnętrznie pragnął śmierci z czyichś rąk, kogoś kto dałby radę go pokonać (wydłużanie się tego momentu uważał za karę) oraz sądził, że ktoś taki jak on, nie ma prawa więcej pojawiać się na tym świecie. Nienawidził tego czym jest i nie chciał, aby kogoś jeszcze spotkał ten los. Nie przeszkadzało to oczywiście jego egoizmowi, poczuciu wyższości nad wszystkimi innymi oraz krwawemu szaleństwu. Jednakże…
…pomimo tego wszystkiego nie miał żadnych oporów, aby ofiarować komuś dar nieistniejącej nieśmiertelności. Nie uważał, że wampiry stworzone przez niego były potworami. Nie miał problemów z ich tworzeniem i ich egzystencją.
Dobrze to wróżyło.

***

- Jakie siły wysłali?
- Wysłali tylko jednego człowieka. Palladyna, Ojca Alexandra Andersona.
Integra drgnęła, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszała.
- Powiedziałeś Alexandra Andersona?
Odkąd Watykan zaczął próbować wtrącać się w sprawy Hellsing kilka lat temu, Integra trzymała na nich o wiele czujniejsze oko niż przedtem. W jej umyśle, nie wiadomo kiedy, stali się oni jej wrogami. Żyła skrajnością, sojusznik lub wróg, a Enrico Maxwell z całą pewnością nie był jej przyjacielem.
Rok temu sytuacja ponownie się zaostrzyła. Dzięki informacjom od pokonanego wampira Aldara, kobieta dowiedziała się, że Sekcja 13 Iscariot posiada w swoich szeregach kogoś, kto samodzielnie jest w stanie zabić wampira o sile samego Hrabiego. Była to tak niebezpieczna informacja, że Integra zorganizowała w szybkim tempie jak najlepsze siatki wywiadowcze, aby poznać jego dane. Po dwóch miesiącach poznała jego imię, czyli właśnie Alexander Anderson. Ich najlepsza karta atutowa. Palladyn miał u nich taką samą wartość co Alucard dla Hellsing.
- Co może się stać jeśli on natknie się na Alucarda i  tę dziewczynę?
Jej wampir i policjantka byli obecnie w Irlandii na misji. Właśnie się dowiedziała od informatora, że w to samo miejsce Iscariot wysłało swojego człowieka. Prawdopodobieństwo, że się spotkają było wysokie, a to że by się wówczas wywiązała walka, śmiertelnie pewne. Alucard nie pozwali przejść obok obojętnie silnemu przeciwnikowi, który … najprawdopodobniej zabił wampira, który był jego przyjacielem i celem. Alucard go rozszarpie żywcem…
Integra, a nawet posłaniec przestraszyli się, wyobrażając sobie wizualną odpowiedź na jej zadane pytanie. Rozpęta się jatka, a policjantka może nawet zginąć. Ta wizja wystarczyła by popchnąć kobietę do natychmiastowego działania.
- Natychmiast wyruszam do Baidrick! Przygotujcie mi miecz, pistolet i dwóch strażników.
Do tej walki nie można dopuścić…przynajmniej na razie. Czasami trzeba powstrzymać potwora od natarcia. Jeśli Alucard teraz zabije ojczulka, teraz gdy oficjalnie jest pomiędzy nimi pokój…to da doskonałą wymówkę Watykanowi, aby zgotować jej piekło.
Nie miała nic przeciwko, żeby Alucard zabił Andersona…ale nie mógł tego zrobić teraz, gdy oficjalnie stali po tej samej stronie. Lecz…jeśli kiedyś znajdzie wreszcie na Maxwella jakiś dowód zdrady…wtenczas sama rozkaże wampirowi zabijać tyle, ile mu się żywnie podoba. Będzie zachwycony.

***

Następnego dnia, już po spotkaniu Andersona i zażeganiu konfliktu (na razie, kobieta nie zamierzała puścić płazem śmierci dwójki strażników, nie wspominając o tym, że ktoś kto był w stanie pozbawić jej wampira głowy, był niebezpieczny jako żywy), Integra stała we framudze drzwi do jednej z komnat, w podziemiach. Patrzyła obojętnie na dziewczęcą postać, śpiącą w łóżku. A na zewnątrz był środek dnia…
- A ty nie powinieneś odpoczywać? Mam ci przypomnieć, że poprzedniej nocy straciłeś głowę? Dosłownie.
Czuła, że on był za jej plecami. Rzeczywiście, stał za nią, oparty o ścianę ze skrzyżowanymi rękami. Kilka sekund temu go tu jeszcze nie było, ale wiedziała, że się zjawił, kiedy temperatura powietrza spadła kilka stopni w dół.
- Parę cięć i już uważasz mnie za słabeusza? Jedna śmierć to nic wielkiego. Przynajmniej dla mnie.
Jego arogancja sprawiła, że kącik ust jej się uniósł. Wciąż obserwowała śpiącą dziewczynę.
- Tak nie może zostać.
- Kazałem już Walterowi, aby sprowadził dla niej trumnę – wiedział do czego piła.
- To dobrze. Oby przyszła jak najszybciej. Ona nie odzyska szybko pełni sił, jeśli będzie spać jak człowiek.
Zamknęła w końcu drzwi pokoju i odwróciła się przodem do wampira.
- Jak ją oceniasz?
- Uczy się – z jakiegoś powodu wyglądał na podirytowanego i zaraz się to miało wyjaśnić – Już myślałem, że ciemność zaczęła ją pochłaniać. Wczoraj dosłownie wpadła w szał, a potem…znów zaczęła się stawiać. Niby wybrała życie nocnego łowcy, ale z całych sił próbuje udawać człowieka. Denerwuje mnie jej głupi upór. Jest bezsensowny!
- Zgadzam się. Powinna pogodzić się z tym czym się stała jak najszybciej.
- Może jej to trochę zająć, ale zrobię co mogę. Słucha się mnie, więc…
- Ja też się postaram. Nie potrzebujemy tu wampirzycy z wyrzutami sumienia, a…Właśnie – nagle jakby coś sobie przypomniała – Powiedziałeś, że ona się uczy, ale czy uważasz, że ma…potencjał? Nie chcę, żeby szczytem jej możliwości były moce jakiegoś wampira z kanałów. Jak już się „nauczy”, będzie silna?
- Wypraszam sobie – rozdrażnienie wyparowało i znów pojawił się ten arogancki ton – Każdy wampir zrodzony dzięki mnie jest przynajmniej klasą A. Chociaż ona osiągnie ten poziom, gdy w końcu dokończy transformację i się napije – na te słowa oczy Integry ukazały zdumienie, co zbiło wampira z tropu – No co?
- Myślałam, że powiesz „zrodzony z mojej krwi”. Dlatego mnie zaskoczyłeś…
- Nie dałem jej swojej krwi. Gdyby ją wypiła przed przemianą byłaby już klasą S. Teraz to bez znaczenia. Wypicie mojej krwi teraz nic nie da w kwestii zwiększenia siły. Każda inna krew zrobiłaby to samo. Lecz przed przemianą to co innego. Nie robię tego.
- Myślałam, że… - urwała gwałtownie, zdając sobie sprawę, że się zagalopowała i szybko odwróciła wzrok.
Alucard potrzebował chwili, ale zrozumiał co ona chciała powiedzieć. Myślała, że skoro dał swoją krew przed przemianą Minie Harker, to w takim razie daje ją wszystkim wampirzycom, które tworzy. Musiał wyprowadzić ją z błędu.
- Mina Harker to odosobniony przypadek. Nigdy nie dawałem nikomu swojej krwi w trakcie przemiany.
- Ale jej dałeś – ponownie nawiązała kontakt wzrokowy i było w niej widać cień irytacji.
- Nawet my popełniamy czyny pod wpływem gniewu, których później żałujemy. A w tamtych czasach wręcz kipiałem z furii. Gdyby udało mi się wtenczas przemienić tę kobietę, w dodatku zrodzoną z mojej krwi, zadałbym twojemu dziadkowi i reszcie niemalże śmiertelny cios. Tak bardzo mnie osaczyli, że przez wściekłość nie myślałem jasno i robiłem to, co uważałem że ich najbardziej zaboli.
- A…Aha – nie wiedziała co na to odrzec.
- Ale i bez tego policjantka jest wyjątkowym przypadkiem. To pierwszy raz, gdy ktoś poprosił mnie o przemianę no i po raz pierwszy nie przemieniłem kobiety w celach… - sytuacja się powtórzyła, tyle że tym razem to wampir urwał, gdy zrozumiał, że powiedział za dużo.
- W jakich celach? – Integra wyszła z tego zmieszania i uśmiechnęła się z ironią – Pierwsza przemieniona wampirzyca, z której nie zrobiłeś swojej ladacznicy?
Wampir wzruszył ramionami w odpowiedzi. Ta wymiana złośliwości nabierała tempa. Oboje byli w swoim żywiole.
- A jeśli powiem „może”? Sama ją zastrzelisz z zazdrości?
- To uczucie jest mi obce. Nie wspominając o tym, że bez sensu jest być zazdrosnym o coś, co należy w całości do mnie. A poza tym… - uśmiech poszerzył się u niej nieznacznie - …gołym okiem widać, że patrzysz na nią w inny sposób.
- Niby w jaki sposób na nią patrzę?
Jego zdezorientowanie znaczyło, że Integra zaczęła mieć przewagę w tej potyczce.
- Wiesz, ten twój zapał, żeby się uczyła. Duma, gdy wpadnie w szał zabijania. Zachowujesz się jak jej tata.
Mina Alucarda była bezcenna, ku uciesze kobiety. Zabiła mu ćwieka. Lecz wampir nie byłby sobą gdyby nie odbił piłeczki.
- Dobra, ale z jej wyglądem, ty spokojnie możesz być jej surową mamą.
Dobry kontratak, bo teraz to Integre wbiło w ziemię. Uniosła w po chwili dłoń.
- Pass – poddała się – Remis?
- Może być remis.
Na przypieczętowanie tego, złożyli sobie krótki, ale mocny pocałunek.
I w sumie dobrze…bo przyszłe wydarzenia wyrzucą im z głowy ich gry.

***

Trumna dla policjantki przyszła dwa dni później, razem z nowym pistoletem dla Alucarda i działem dla niej. I właśnie…tego samego dnia nastąpił atak, w którym zginęli praktycznie wszyscy ludzie Integry oprócz Waltera i dwójki wampirów. I to w chwili, gdy odbywało się zebranie, na którym oznajmiała, że ostatnie zmasowane ataki wampirów na ludzi to nie przypadek, a działania jednej organizacji, która prowadzi jakieś eksperymenty, dzięki którym ghoule, po zabiciu ich stworzyciela, wciąż żyją. Następnego ranka wiedzieli już z kim mają do czynienia. Z Millenium.
Pogrzeb skończył się godzinę wcześniej. Nie był wypełniony łzami. Prawie wszyscy ludzie pracujący dla niej nie mieli bliskich rodzin. Tak było bezpieczniej ze względu na pracę i teraz dzięki temu nie było żadnych wdów czy osieroconych dzieci. Choć…było kilka matek, które straciło swoje dzieci. Cała uroczystość była bardziej oficjalna, nie emocjonalna.
Integra zachowywała kamienny wyraz twarzy, ale tak naprawdę wszystko w niej krzyczało. Nawet teraz, ale pomimo iż była kompletnie sama w swojej sypialni, pozwoliła sobie jedynie na głębokie westchnienie.
- Nie martwisz się, że kiedyś twoja kontrola wybuchnie?
Chyba było z nią gorzej niż myślała, ponieważ nie zauważyła kiedy Alucard zjawił się za jej plecami.
- Mówiłeś, że dzisiejszego dnia będziesz spać – postanowiła zignorować pytanie.
- Już spałem, ale usłyszałem jak wróciliście z Walterem.
Właśnie Walter…Tamtego ranka, gdy lokaj przedstawiał jej poniesione straty, uznał ją i jego za jedynych pozostałych przy życiu. Wytknęła mu wtedy, że nie wziął pod uwagę Alucarda i Seras, a on odparł, że oni już są martwi. To prawda, miał rację, tyle że…kobieta uznała to spostrzeżenie za nie na miejscu. To jak wady fizyczne innych, wychowani ludzie nigdy ich nie wytykają. A jednak Walter to wytknął…Dostała wtenczas krótkiego, złego przeczucia, ale odrzuciła je tak szybko, jak przyszło.
- A Seras?
- Kazałem jej nie opuszczać trumny, aż do wieczora.
Alucard zauważył, że Integra zaczęła nazywać policjantkę po imieniu. A nawet odsłoniła swoje uczucia, gdy powstrzymywała wampirzycę w krwawym szale. Tyle wystarczyło, żeby pojął, że ta mała zaskarbiła sobie sporą sympatię u jego Pani. Nie to co on, Alucard wciąż ostentacyjnie nazywał ją „policjantką”. Zamierzał zmienić to dopiero, gdy ta napije się wreszcie krwi i dokończy transformację.
- Powiesz co tu robisz? – nadal się do niego nie odwróciła, ale czuła, że wpatruje się on w jej plecy.
Przez chwilę trwała pełna napięcia cisza. Kiedy wampir się odezwał, jego głos zdawał się pochodzić z bardzo daleka i był pełen tej jego osobliwej melancholii.
- Wybacz mi…
To ją zaskoczyło. W końcu się odwróciła. Twarz, którą ujrzała wyrażała szczerość.
- Wydawałoby się, jakbym wczoraj wypuszczał Aldara i Kiliana, aby ratować twoich ludzi, a teraz okazuje się, że przedłużyłem ich żywot jedynie o dwa lata. Tym razem ich nie ochroniłem i za to przepraszam. Ten wróg nie zamierzał dezerterować, jak tamci dwaj.
- To nie twoja wina – powiedziała to głośniej niż zamierzała – Zrobiłeś wszystko co do ciebie należało i my też. Co nie zmienia faktu, że daliśmy się podejść i to za łatwo. Żałosne. To plama na honorze nas wszystkich, ale naprawimy błąd. Hellsing się zemści, to nasza natura.
- Rzeczywiście zaskoczyli nas. Stary wróg, nowe sztuczki.
No tak, Millenium było nowym wrogiem jedynie dla niej i Seras. Alucard i Walter już z nimi walczyli w 1944.
- Ale i to im nie pomoże – kontynuował – Ich dni są policzone. Raz ich zniszczyłem, więc mogę to zrobić ponownie. Tym razem na dobre – zrobił pauzę, ale widać było, że chce powiedzieć coś jeszcze.
- O co chodzi? – spytała w końcu, widząc jego niezdecydowanie.
- Gdy powstrzymywałaś Seras przed niszczeniem ghouli naszych ludzi, nikogo nie grałaś. Odsłoniłaś swoje uczucia, prawda?
Pił do jej paniki i rozpaczy z powodu śmierci jej ludzi. Zachowała się wtedy…ludzko.
- I co z tego? – ton miała groźny, jakby dawała znać, że jeśli z niej zadrwi i wytknie jej słabość, to tego pożałuje.
- Skoro wtedy pokazałaś prawdziwe uczucia przy niej, czemu teraz nie pokazujesz ich przy mnie?
Integra otworzyła usta i poruszyła nimi, ale nie wydobył się z nich dźwięk. Kamienny wyraz twarzy stalowej damy zmienił się nie do poznania. Wreszcie wyglądała jak kobieta w głębokim smutku.
Alucard zrobił kilka kroków w jej stronę i pozwolił, aby Integra oparła się czołem o jego pierś.  Wiedział, że jeśli schowa twarz, to będzie jej łatwiej.
- Nie pozwolę ci wybuchnąć, Pani. Wyładuj się. Pokaż mi co naprawdę czujesz i dopiero wówczas każ mi zabijać. Przy mnie nie musisz udawać. Twój żal, oddaje im szacunek.
Dłoń Integry z całej siły zacisnęła się materiale czerwonego płaszcza, a z każdego oka popłynęła jedna, pojedyncza łza. Tylko na tyle było ją stać.

***

- Co z nimi zrobiłeś? – spytała po to jedynie by Walter miał pewność. Ona wiedziała.
- Pozabijałem ich. Zniszczyłem ich wszystkich. Nikt nie uszedł z życiem. A więc Integro, czekam na rozkazy! Prawdopodobnie tamci mają policję w garści. Myślę, że to oni kazali mnie zaatakować. Ci których zabiłem i których jeszcze zabije są zwykłymi ludźmi. Pozabijam ich! Bez chwili żalu czy wahania! Zrobię to ponieważ jestem potworem, o czym wiesz od dziecka. Widziałaś i zrobiłaś swoje, ale co teraz uczynisz? Osoba, która trzyma broń i ją odbezpiecza to ja, ale to tak naprawdę ty pociągasz za spust. Co zamierzasz zrobić Sir Hellsing?
Ostrzegał ją przed tym już dawno temu. Przed konsekwencjami panowania nad nim, a teraz wyszło to na wierzch. Alucard zabił…ludzi…ludzi, nie wampiry. Jako jego Pani była odpowiedzialna za ich śmierć i za to, co mu teraz odpowiedzieć. Zachowywała milczenie jedynie po to, aby zebrać energię. Wiedziała co odpowie. Już dawno temu zdecydowała, że udźwignie na barkach ciężar tych zbrodni, a także…swoje uczucia wobec potwora.
Skoro chciał zabijać, to ona zabije razem z nim. Każdy jego mord…jest także jej grzechem. Wykrzyczała to na cały głos.
- Już otrzymałeś moje rozkazy! Nic się nie zmieniło! Znajdź i zniszcz! Search and destroy! Zmiażdż każdą przeszkodę na swojej drodze! Nie uciekaj i nie próbuj się kryć! Masz ich otwarcie zaatakować! Masz ich zniszczyć! Nie zważaj na żadne przeszkody!
- Przyjąłem! – rozległ się śmiech w słuchawce. Wampir dostał czego pragnął – Doskonale! Słowo się rzekło! Wspaniale! Wręcz czuje jak mi staje, Integro!
Integra odzyskiwała oddech, więc nie mogła mu odpowiedzieć. A mogła mu powiedzieć do słuchu przez to, że tak otwarcie mówi o ich relacji, gdy Walter i Seras go słyszą.
- Wyłączam się. Obserwuj mnie, Sir Hellsing.
Tak zrobiła. Obserwowała jego występ, nie zamierzała uciekać od swoich uczynków. Widać było na ekranie…jak bardzo Alucard doskonale się bawi. Był w swoim żywiole.
Nie dostrzegła jednak jednej niepokojącej rzeczy. Tego, że Walter…uśmiechał się w podobny sposób co jej wampir. Może to co powiedział, gdy spytała go czy dobrze zrobiła dając Alucardowi wolną rękę, czyli to, że jako sługa nie ma prawa jej oceniać, powinno dać jej do myślenia.

***

Integra wyszła z jadalni. Niemalże nie czuła bólu w palcu. Jakby praktycznie przyzwyczaiła się do karmienia krwiopijców.
- Nakarmiłaś naszą „córeczkę”? Te kropelki nie wystarczą, żeby dopełnić przemianę.
Kobieta przystanęła gwałtownie dosłownie przy drzwiach swojego pokoju, do którego zmierzała, aby wziąć płaszcz z szafy.
- Ostatnio często zachodzisz mnie od tyłu – powiedziała w przestrzeń – Podsłuchiwałeś jak kazałam Seras się napić?
- Nie było potrzeby.
Poczuła jak jego dłoń łapie ją za ramię i przekręca tak, aby stanęła do niego przodem, a następnie popchnął ją na drzwi.
Mało powiedziane, że była zdumiona, gdy wampir uwięził ją pomiędzy drzwiami, a swoim ciałem. Mogłaby go zrugać, ale nie mogła mówić, tak obezwładniające było jego spojrzenie. Widziała to od jakiegoś czasu. Odkąd zaczęła się ta wojna…Alucard zdawał się jeszcze bardziej szalony niż wcześniej.
- Nie musiałem podsłuchiwać, Pani. Wyczułem zapach twojej słodkiej krwi. To wystarczyło, aby mnie tu przynieść.
- I dlatego tak się…
Alucard zmniejszył dystans do końca i ją pocałował. I to nie delikatnie. Żeby jeszcze miała siłę go odepchnąć, ale nic z tego. Kiedy łaskawie się odsunął, brakowało jej już tchu.
- Tak, dlatego tak się ekscytuję – wysyczał, milimetry od jej twarzy, patrząc w jej oczy, aby widziała, że mówi prawdę – Mówiłem ci, pamiętasz? Pytałem, czy czujesz to samo, ale chyba cię speszyłem.
Ach, o to mu chodziło.
- Integro…ta wojenna radość…czy ty też ją czujesz? Czy to cię podnieca? Czy też widziałaś jak ten płomień zmienia wszystko w czerwień i czerń?
- Zamknij się kretynie! Rusz tyłek i wracaj tu jak najszybciej! Idiota!
- Nie widziałem cię przez telefon, ale jestem pewien, że byłaś ślicznie zaczerwieniona.
- Ty cholerny… - wydała jęk, bo wampir zaczął sunąć kłami po jej szyi – Wiesz równie dobrze jak ja, że ta wojna  pochłonie jeszcze mnóstwo istnień. A ty jedyne co możesz czuć to ekstazę, ty napalony potworze.
- Zgadza się – nie było w jego głosie poczucia winy, a zadowolenie – Cieszę się chwilą. Od dawna nie czułem tej iskry. I wiem, że ty też to czujesz, inaczej dawno byś mi rozkazała się odsunąć – przycisnął ją do drzwi całym ciałem i wyszeptał tuż przy jej uchu – Przyznaj, że czujesz tą wojenną radość. Przyznaj, że czujesz ekscytację na myśl, ilu wrogów jeszcze zniszczymy razem, pewnie jeszcze tej nocy. Przyznaj, że czekasz na widok krwi i ognia.
- Alucard… - cholerny szatan. Przez tę wojnę jeszcze trudniej go kontrolować. Jest podekscytowany zabijaniem, jej krwią…i nią – Nie mamy czasu…ach – wampir znów spojrzał jej w twarz, ale widok jego ślepi z tak bliska tylko pogarszał sytuację – Musimy iść, kazałam już Seras się zbierać. Wyładujesz się dziś, zobaczysz.
- Och, wiesz doskonale, że ta mała głupotka potrzebuje na to przynajmniej 30 minut. W tym samym czasie Walter przygotuje auto. Tylko tyle nam trzeba. Wiesz, że też tego chcesz. Gdyby było inaczej już byś mi dała w pysk. Kiedy się ze sobą zgadzamy, nie potrafisz się opierać. Pół godziny. Wyładujmy się razem, Integro… - jej imię naprawdę brzmiało jak syk.
Noż kurwa mać, jak ona nienawidziła, kiedy ta bestia miała rację.
- Niech to szlag – kobieta wymacała za sobą klamkę i szybko otworzyła drzwi, a drugą ręką złapała Alucarda za płaszcz i w jednej chwili wciągnęła go do środka i zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Daje ci 25 minut – mówiła zarzucając mu ręce na szyję – I ani minuty więcej.
- Taaaak – wyszczerzył kły w uśmiechu – Nie pożałujesz.
- Na pewno będę żałować.
Ale nie żałowała. Później wiele razy wracała myślami do tej nocy, ponieważ tym epizodem ona się dopiero zaczynała. A po niej nic nie miało już być takie same. Ta noc miała zmienić wszystko. A o poranku…życie Integry Hellsing miało się kompletnie obrócić o 180 stopni.
Wojna dopiero się zaczęła, a jak wiadomo wojna…nigdy nie prowadzi do dobrych rzeczy.

***

To zdanie wydaje się ogromnym niedopowiedzeniem, gdy na własne oczy ujrzy się to, co się stało z Londynem. W takim krótkim odstępie czasu to żywe niegdyś miasto zamieniło się w palące zgliszcza. Ludzi…tu już praktycznie nie było. Ci, co nie zdołali uciec jak np. królowa, czyli zwykli cywile zginęli na różne makabryczne sposoby. Gdzie by się nie skręciło, na każdej uliczce były zwłoki. Nie wspominając o wrogach… I to dwóch…
Nazistowskie wampiry i Watykan…nie brzmi to jednak tak idiotycznie, gdy zobaczy się tę tragedię na własne oczy. Integra nie śmiała się. Zapach śmierci i ognia nie dawał powodu by się śmiać, zwłaszcza gdy jak na razie ona była na straconej pozycji.
Pozostała wierna zasadzie, żeby nie poddawać się wrogowi i jak coś to jedyną możliwą śmiercią jest śmierć w walce. A szczerze, udało jej się przetrwać dzięki Andersonowi, który nie bardzo zgadzał się ze zdaniem przełożonych. Typowe dla kościoła. Integra żyła dzięki rozłamowi w ich szeregach. Mimo tego nadal żywiła do Andersona nienawiść.
„Rozejm się skończył. Gdy Alucard wróci, pozwolę mu rozerwać Andersona na strzępy jak tylko będzie chciał. Ale majorowi trzeba przyznać jedno…potrafi organizować się w czasie. Idealnie zaaranżował odcięcie Alucarda na morzu, żeby przeprowadzić tutaj rzeź. Świetna synchronizacja, ale to koniec. Nie będę tańczyć jak mi zagra”
Ale Alucard i Integra nie byli w tej wojnie sami. Właśnie, gdy znów wymierzono w nią broń, pojawił się ich sojusznik. Seras z czerwonym błyskiem zjawiła się przed nią, odpychając wrogów.
Ani młodej Hellsing, ani Paladynowi nie umknęło to, że Seras się zmieniła. Zamiast lewej ręki, był jedynie strumień jej energii, oczy straciły swój błękit, a w jej postawie nie było wahania. Już gdy Integra prosiła o raport, czuła co usłyszy. Ludzi w posiadłości polegli w większości, a Seras dopełniła przemiany wypijając krew człowieka…którego kochała.
Nie mieli czasu na rozmowy…bo nagle głowy Seras i Andersona naraz odwróciły się w stronę morza. Oboje wyczuli, że coś się zbliża.
- Ten ktoś…wraca! – krzyknęła Seras.
Po raz pierwszy kąciki ust Integry się uniosły. Alucard też walczył i nie dał się. Przypłynął na tym wraku, aby walczyć dalej. Teraz nadszedł czas, aby się odkuć.
Kiedy z pomocą Seras Interga frunęła w górę, na dach najwyższego budynku, w jej umyśle narodziła się krótka, niechciana myśl.
„Dlaczego oni wyczuli jego powrót, a ja nie?”
Szybko wyparła tę myśl. To nie czas, ani miejsce.
Dopiero teraz, gdy Alucard dotarł na pole walki, ta wojna ujrzy prawdziwe okrucieństwo. Dotychczas…nie widziała nic.

***

Krew zalała Londyn. Dosłownie…Level 0…….Tego się nie da opisać słowami. Integra po raz pierwszy uwolniła prawdziwą moc Alucarda i zareagowała zbyt spokojnie. Takiego wynaturzenia świat nie widział, a jej oczy chłonęły ten widok. Przysięgła, że nigdy nie odwróci wzroku…
„Aż trudno uwierzyć, że…oni wszyscy cały czas byli…w nim”
Ta chwila niby makabryczna, a jednak uroczysta. Ponownie rozbrzmiały słowa „Hrabina” I „Hrabia”, ponieważ znów pasowały. Tu, wśród setek pali i zwłok na nich. Do takich scen pasowali i podczas takich byli szczerzy.
Integra znów o mało się nie uśmiechnęła widząc jak Alucard głaszcze Seras po głowie, chwaląc ją. To był taki ojcowski gest…Ale ten moment nie był do śmiechu, a powagi. Dlatego szybko o żarcie zapomniała. Zwłaszcza że…
…walka się nie skończyła.
Alucard i Anderson pierwszy raz mierzyli się na poważnie. Po raz pierwszy, ponieważ tylko i wyłącznie teraz, po zdjęciu ograniczeń Alucard stał się „śmiertelny”. To było ryzykiem uwolnienia wszystkich dusz w wampirze. Nie miał innych żyć, oprócz swojego. Mógł zginąć…
I omal by się to nie stało, gdy Anderson rozgniewał Alucarda swoją przemianę w Bożego potwora, przez co ten zatracił się. I kiedy bagnet miał właśnie przebić serce wampira, dłoń Seras nie pozwoliła bagnetowi przebić się dalej.
Integra zacisnęła pięści. Ona nic nie mogła zrobić. Nie zdążyłaby nawet tam podbiec, a nawet jeśli to zamiast zatrzymać bagnet, straciłaby dłoń. Jedynie Seras była w stanie go uratować.
Mogła tylko dziękować Bogu, że Alucard przemienił Seras. Bez niej, mogli by nie dać rady. Uratowała ich oboje. Gdyby tylko to ona miała wystarczająco mocy by…
- To kwestia czasu – powiedziała do siebie, przypominając sobie o swoich planach.
A tymczasem walka trwała.
Ogień…Piekło…Wszystko płonęło w ogniu.
Ale to nie był czas na śmierć No Lifa Kinga. Ponieważ wedle słów jej ojca, potwór, którego on znał nie miał serca, ani swojego, ani niczyjego innego. A to była nieprawda. Prawda, że Hrabia nie miał zamku, królestwa czy poddanych. Ale serce miał. Miał jej serce. Oraz lojalność Seras. Skoro one chciały, aby on żył…nie wolno mu było zginąć. Nie teraz, nie tutaj.
To nie czas, a przynajmniej…tak sobie mówiła.

***

Anderson nie żył, ale to było ostatnie co zaprzątało obecnie myśli Alucarda, Integry i Seras. Ich oczy widziały jedynie jedną osobę, jedną sylwetkę. Umysł żadnego z nich nie chciał przyjąć tego do wiadomości, zwłaszcza u Integry. Co było oczywiste.
Tak samo oczywiste jak to, że to Alucard najszybciej przyjął to do wiadomości i pogodził się z tym pośrednio. On znał uczucie zdrady, Integra nie. Poznała ten gorzki smak po raz pierwszy. Smak, który wampir znał zbyt dobrze.
Przed nimi stał Walter…ale nie Walter którego znali. Ten przed nimi nie był starcem, a młodym mężczyzną. Był jeden sposób na to, aby się tak niesamowicie szybko odmłodzić. Sztuczna wampiryzacja, technika, którą stosowali…ich wrogowie. Major…Czyżby…
Zdradził ją. Walter był zdrajcą. Wszystko się ułożyło w całość. Wydarzenia z przeszłości także. Czemu nigdy nie zastanawiała się, gdzie był Walter, gdy wuj chciał ją zabić? Nie ochronił jej, ponieważ chciał, żeby ona uwolniła Alucarda. Dlatego nie odradzał jej tego, chciał aby wampir był wolny, właśnie dla tego momentu. Czy to dlatego atak wampirów na ich siedzibę poszedł tak łatwo? Czy to on podał ich im na tacy? On…przez te wszystkie lata…udawał, aby zabić Alucarda własnoręcznie?
Pokłon Alucarda w jej stronę i jego słowa były pełne bólu i gniewu. Prosił ją o rozkaz. Mógł się po prostu rzucić do walki. Nie powstrzymałaby go. Ale on chciał, aby to ona przypieczętowała głos „byłego” lokaja. Chciał, aby wydała wyrok na zdrajcy. Ktoś mógłby sądzić, że był on dla niej okrutny, każąc jej wziąć na barki śmierć osoby, która była dla niej ważna, ale wampir uważał, że to było konieczne również dla niej. Prosząc o rozkaz pokazał, że…on nigdy nie zdradzi.
To był najtrudniejszy rozkaz jaki kiedykolwiek wydała, lecz musiała to wypowiedzieć. Nie mogła się wahać. Żaden ból nie zepchnie jej z obranej ścieżki. Nie mogła na to pozwolić.
- Search and destroy! Znajdź i zniszcz! Moje rozkazy się nie zmieniły! Nigdy się nie zmienią! Masz zmiażdżyć każdego kto stanie nam na drodze! Masz zlikwidować wszystkie przeszkody! Zabij każdego! Zrób to bez względu na, kim będzie! Zrób to… - wówczas głęboki ból ujawnił się na jej twarzy. Ostatnie słowa przychodziły z największym trudem. Wiedziała, że przy nich nie musi udawać – Bez względu…Na to kim będzie…
A to ciekawe…Żyła po to, aby zabijać wampiry, a jednak w chwili próby, gdy trwała wojna, to właśnie te wampiry walczyły u jej boku, a nie ludzie. I to Walter śmiał nazwać ich „martwymi”. Nie dorastał im do pięt!
Miała dość. Ten cyrk trwał zbyt długo. Nadszedł czas, aby to zakończyć. I ona to zrobi. Nie Alucard, nie Seras, a Integra Hellsing!
- Idź! Idź…Idź i zabij! Idź i zakończ to wszystko!
- Tak, ruszam.
Nawet Alucard miał już dość. Dość tej wojny. Aż wydał jej polecenie, które z pełną determinacją zamierzała wykonać. I bez tego.
Czas, żeby to ona zabiła. A szła upolować konkretny rodzaj ofiary. To się musiało skończyć. To wszystko było…złe.
Chociaż…kto w tej wojnie był tak naprawdę tym „dobrym”? Major? Watykan? Czy Hellsing?
Odpowiedź brzmiała – nikt. Żaden z tej trójki nie był dobry. Ale nie to się liczy w wojnie. W wojnie liczy się zwycięzca. Watykan już poległ. Została ona i Major.
Integra wchodząc na pokład sterowca szła po zwycięstwo. Tyle, że…niezwykle gorzkie. Jeśli można to nazwać zwycięstwem.

***

- Co?! Coś ty zrobił?!
Coś się działo z Alucardem. Widziała to na ekranie. Nie panował nad swoją formą. Rozlewał się i rozpadał, dosłownie.
- Wszystko. Wchłonął życie podchorążego Schrödingera. A więc i jego naturę. Będzie wszędzie i nigdzie zarazem. A teraz rozpłynął się wśród dziesiątek tysięcy żyć i świadomości. Nie jest świadom własnej egzystencji. Alucard właśnie stał się kompilacją wyimaginowanych liczb. Jak mówiłem…on zniknie!
Nie….Nie, to nie może być prawda. To on jest tym niezniszczalnym! Najpierw traci Waltera, a teraz jego?! Nie…Tego nie da się znieść!
- Alucard! – mogłaby przysiąc, że nigdy tak głośno nie krzyczała. Struny głosowe dawały z siebie wszystko, aby jej głos dosięgnął wampira.
Nie działało. Alucard zamykał oczy. Nie słuchał jej. To był pierwszy raz, gdy nie słuchał. A raczej nie mógł posłuchać. Nie poddawała się.
- To jest rozkaz! – ostatnia deska ratunku. Błagała, aby to zadziałało. To się nie mogło tak skończyć! – Nie znikaj! Nie zostawiaj mnie!
Jej krzyk dotarł do Alucarda. Jednakże on…nie miał już kontroli na własnym jestestwem. Był bezsilny…Mógł jedynie rzec.
- Nie, Integro…To pożegnanie.
Zniknął. Przepadł.
- ALUCARD!
Wrzask kobiety nic nie dał. Ekrany rozsypały się w wybuchu. Ogień dotarł i do niej.
Tego było za dużo. Zbyt wiele traumatycznych rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie. W ciągu jednej, cholernej nocy! Integra właśnie straciła dwie osoby…Jedyne jakie miała przez ostatnie 10 lat! Obu kochała, inaczej, ale jednak. Jej umysł zaczął szukać ostatniej nadziei, czegoś, czego mógł się uchwycić i uratować przed utratą zmysłów.
I znalazł. Ostatni płomyk nadziei.
To nie była śmierć godna potwora. Ile razy jej tłumaczono, że potwora zabić może tylko człowiek? A czy Major był nim? Nie! Na pewno nie, a więc…Alucard nie mógł umrzeć i koniec! Nie mógł zginąć w taki sposób! Nie zamierzała w to uwierzyć.
Alucard zginie w godny dla siebie sposób, ale nie tutaj i teraz!
Z nowa odkrytą wiarą w to, że wampir wciąż żył, stanęła do dalszej walki.

***

Dalsza walka skończyła się zwycięsko. Integra zapłaciła za to stratą oka, ale nie przejęła się tym mocno, jak można by się było spodziewać. Przy stratach w ludziach jej oko to było nic. Przyzwyczaiła się do opaski na oku niewiarygodnie szybko. Nigdy nie przejmowała się urodą jak kobieta, więc co jej ten ubytek czynił? Nic, dosłownie.
Do Londynu zaczęli zjeżdżać się ludzie. I ci co uciekli i nowi, aby pomóc w odbudowie miasta po III wojnie. Posiadłość Hellsing również wymagała odnowy. Mimo tego Integra, pomimo licznych rad, nie opuściła tego miejsce na czas „sprzątania”. Budynek ociekał krwią, ale ona zamierzała tu pozostać.
Kawałek bloku kamiennego chodnika, na którym zniknął Alucard i na którym pozostał pentagram z jego krwi, wycięto i schowano tutaj, w podziemiach, w jego komnacie wraz z jego trumną.
Obecnie, posiadłość wróciła już do pełnej świetności. Miasto wymagało większej ilości pracy. Nie wspominając o tym, że stolica potrzebowała mieszkańców.
Integra stała właśnie przy oknie, w swoim gabinecie i obserwowała swoim jedynym okiem deszcz za oknem. Padało jak cebra. Było to w sumie potrzebne. Woda musiała obmyć te tereny z krwi.
- Powiedz mi jeszcze raz, Seras.
Wampirzyca stała w pewnej odległości za jej plecami. Nie zdradzała zakłopotania. Mówiła z niezachwianą pewnością.
- Master żyje, sir Integro. Wiem to, ponieważ pił moją krew. Czuję ją…gdzieś. To oznacza, że nie zniknęła. Master powróci kiedy będzie mógł, ale na pewno to zrobi.
Integra westchnęła, jakby z ulgą. Miała ochotę zapalić, lecz skończyły jej się cygara, a nie miała gdzie ich kupić, a raczej od kogo.
- Wiesz co jest zabawne? – spytała policjantkę, choć tak naprawdę mówiła do siebie – Odkąd go poznałam ten kazał mi wciąż podejmować jakieś decyzje. Czy mam go uwolnić? Czy potrafię znieść ciężar bycia jego Panią? I co zrobię z przyszłością, jeśli chodzi o naszą relację? Na każde pytanie znalazłam odpowiedź. A teraz…to takie nieważne. Wszystkie decyzje i plany jakie powzięłam są już na nic. W dodatku nie wiadomo ile muszę odwlec to w czasie. I czy ja w ogóle zdążę?  Nie mam wyboru. Musze zaryzykować. Nie cofnę się, jeśli chodzi o mój plan.
Victoria nie rozumiała za bardzo o czym mówi  jej Pani. Po prostu pozwalała jej mówić.
- Posłuchaj Seras…Ludzie są inni niż wampiry. Zmieniają się, a upływ czasu potrafi czynić duże zmiany. Jednakże ty się nie zmienisz, więc proszę cię… - Integra w końcu odwróciła się przodem do wampirzycy – Nie pozwól mi zapomnieć. Nie wiemy ile czasu będziemy musiały czekać. Ty nie stracisz wiary w jego powrót, bo go wyczuwasz. Ale ja nie. Dlatego z czasem mogę zacząć czuć wątpliwości. Nie pozwól mi na to, Seras! Nie pozwól mi w niego zwątpić, nie ważne ile lat upłynie! Jasne?
Seras była zdumiona, ale szybko wzięła się w garść. Rozumiała z postawy kobiety, że ta prośba jest jak najbardziej poważna i niezwykle ważna dla jej Pani. Zamierzała wywiązać się z niej z całą mocą.
- Tak jest, sir! Nie zawiodę Pani. Zaczekamy na niego razem.
Nastąpiła cisza, a w tle słychać była tylko szum deszczu.

***

Tymczasem Alucard przebywał w kompletnej nicości. Tutaj odzyskał pewną świadomość i pamiętał już kim był i co się stało.
Kontemplował nad okrutnością losu. Gdy chciał umrzeć, nie było mu to dane. A potem znalazł kogoś kogo pokochał i miłość ta na razie nie sprawiała mu cierpienia. Znalazł podwładną, która go uznała za mistrza. A nawet jego wróg w chwili śmierci uświadomił mu, że wciąż pozostało w nim coś ludzkiego. Jakie to dramatyczne, zginął dopiero, kiedy zapragnął dalej żyć. Zabrano mu życie, gdy już go pragnął. Nie chciał znikać…Chciał do nich wrócić…do niej…
To była pełnia jego kary? Zabrać mu wszystko i ofiarować już niechcianą śmierć?
- To nie kara, wampirze. To motywacja.
Usłyszał obcy głos. Zdał sobie nagle sprawę, że to już nie nicość go otacza. On gdzieś jest. I ma postać. Stoi na ziemi.
Wampir gwałtownie otworzył oczy. Stał na jakimś pustkowiu. To była polana z pożółkłą trawą. Było tu tylko jedno, niskie drzewo, tuż obok niego. Kawałek dalej ziemia się urywała, pewnie było to urwisko. Niebo było podobne kolorem do trawy, niemalże brunatne, ale bezchmurne.
Jego postać nie była „postacią Alucarda”. Wyglądał jak Vlad, w chwili swojej śmierci. Jak wtedy, gdy Integra zdjęła ograniczenie i osiągnął Level 0. Miał dokładnie taki sam wygląd.
Pod drzewkiem leżał Schrödinger. Ten kot, przez którego zginął. Zrozumiał, że to jego głos usłyszał przed chwilą. Leżał na trawie, na brzuchu niczym prawdziwy kot i się uśmiechał.
- O czym ty mówisz? Gdzie my jesteśmy?
- W twojej głowie. Przyznam się, że jest tu ciekawie, ale nie o tym teraz…Ech, Major chyba się pomylił.
- Wytłumaczysz się, czy nie?! Widzę,  że ty lepiej orientujesz się w sytuacji.
- Major sądził, że gdy nasza krew się zmiesza to zginiesz. Ale my nadal żyjemy. Zatrzymaliśmy się na etapie cyfr i dalej nie idziemy w nicość. Chyba jesteś za silny. Wychodzi więc na to, że nadal możesz wrócić.
- Niby jak?
- Idź na urwisko – powiedział, czymś rozbawiony.
Alucard podszedł na urwisko i …oniemiał. Tam na dole rozciągało się stukrotnie większe pole i stały tam….wszystkie dusze jakie w sobie nosił. Były wszystkie…całe miliony. Widok był bezkresny i ciągnął się aż za horyzont.
- Żeby wrócić…muszę zabić je wszystkie. Musi pozostać jedna cyfra, żebyśmy wrócili.
- Szybko pojąłeś.
- Czemu mi to wszystko mówisz? – zerknął na kota – Nie jesteś po mojej stronie. Właściwie to już bym cię zastrzelił, ale nie mam pistoletów.
- Dzięki przebywaniu w twojej głowie poznałem cię na wylot i chcę, abyś wrócił. Majora już nie ma, a my nie zginęliśmy. Twoja walka i powrót są jedynymi ciekawymi rzeczami jakie mogę tu obserwować. Jakie są inne interesujące alternatywy?
- Twój kretyński uśmiech mnie wkurwia, ale masz rację – wyciągnął swój miecz z pochwy i ponownie zwrócił się ku kliku milionowej armii jego dawnych ofiar – To jedyna ciekawa rzecz do roboty, jaką mamy w tym świecie. A więc…
Zrobił kilka kroków w tył, rozpędził się i skoczył z urwiska. Leciał w dół ku duszom ludzi, które pochłonął, a jego twarz wyrażała szaleńczą radość.
- Jak nostalgicznie…To co, moi państwo…Przypomnimy sobie dawne czasy?
Gdy był już w dole, miecz poszedł w ruch i rozpoczęła się rzeź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz