piątek, 28 grudnia 2018

Między wierszami - Rozdział 12


Głowa Seras gwałtownie odwróciła się w prawą stronę. Do jej uszu doszły odgłosy kroków. Kroków bardzo wolnych i jakby mozolnych. Wiedziała co to oznacza.
- Znowu się zaczęło – powiedziała do siebie z przyzwyczajenia.
Seras właśnie odbywała nocny patrol wokół posiadłości i usłyszała te dźwięki gdzieś wewnątrz domostwa. Jej słuch był wybitny, oczywiste jak u wampira.
Wampirzyca opuściła swoje stanowisko, aby pójść do osoby, której kroki usłyszała. Nie zrobiła tego jednak natychmiast. Ludzkim krokiem poszła w stronę posiadłości, a nawet użyła drzwi. Nie śpieszyła się, ponieważ wiedziała doskonale dokąd owa osoba szła i chciała, aby doszła ona do celu.
Dosłownie, gdy weszła do środka, kroki ucichły. Ten ktoś dotarł na miejsce. Seras przyśpieszyła więc i zeszła do podziemi. Od bardzo dawna wszystkie piwnice należały do niej. Nie używała tylko dwóch pomieszczeń, starego pokoju Mistrza, oraz komnaty, w której leżała jego trumna z wyciętym kawałkiem chodnika, na którym widniał krwawy pentagram.
Victoria szła właśnie do starej komnaty Mistrza. Wiedziała, że kroki, które słyszała, zmierzały tam…jak zawsze…Wiedziała co ujrzy po przekroczeniu progu i napawało ją to smutkiem i współczuciem. Za każdym razem ten widok ranił jej serce.
Stanęła przed zamkniętymi drzwiami. Wzięła głęboki wdech, choć go nie potrzebowała. Ze zdecydowaniem pchnęła drzwi, swoją normalną ręką. Otworzyły się gwałtownie, w ogóle nie skrzypiąc. Seras zadbała, aby były naoliwione.
Witał ją widok, na który musiała patrzeć już od kilkudziesięciu lat. Z roku na rok stawał się on coraz bardziej przygnębiający. Upływ czasu trawił ten obraz i napełniał wampirzycę coraz większym niepokojem.
Pomieszczenie było spowite w nieprzeniknionej ciemności. Gdzieniegdzie można było zauważyć pajęczyny, a na podłodze rozciągała się cienka warstwa kurzu. Na samym środku stało majestatyczne krzesło, służące przed laty za tron dla No Life Kinga. A dziś siedziała w nim starsza kobieta i głęboko spała.
Seras podeszła bliżej. Integra nie zbudziła się. Dalej była pogrążona we śnie, choć nie siedziała w najwygodniejszej pozycji do snu. Ubrana była w swoją piżamę, a na oku miała swoją standardową przepaskę. Opierała głowę o oparcie, a ręce miała po bokach. Właściwie mógłby ktoś pomyśleć, że zwyczajnie na nim siedzi i rozmyśla, ale Seras wiedziała, że tak nie jest.
Integra Hellsing lunatykowała.
Zaczęło się to jakieś 7 lat po zniknięciu Alucarda. Podobnie jak dziś, Seras była na patrolu. Gdy usłyszała te niespodziewane kroki, pomyślała, że może jej Pani czegoś potrzebuje. Pobiegła tam szybko i zobaczyła lunatykującą Integre.
Z początku nie zauważyła, że ona lunatykuje. Mówiła do niej i machała ręką przed twarzą, ale ona w ogóle nie reagowała. Szła jedynie, a wampirzyca poszła za nią. Gdy patrzyła jak ta siada na krześle jej Mistrza, nie wiedziała co o tym myśleć. Uznała to za jednorazowy incydent i zaniosła swoją Panią z powrotem do jej łóżka. Następnego dnia Integra niczego nie pamiętała, więc Seras wolała o tym nie wspominać.
Jednakże ten przypadek nie był jednorazowy. Sytuacja powtórzyła się dwa tygodnie później. I ponownie następne dwa tygodnie później. I tak dalej…
Po 10 latach od zniknięcia Króla wampirów, Integra lunatykowała już raz w tygodniu.  Po 20 latach, dwa razy w tygodniu. A obecnie, po 30 latach, te incydenty zdarzały się już co najmniej trzy razy w tygodniu. Przez cały ten czas Integra nie zorientowała się, że stała się lunatyczką. Victoria trzymała jej nocne eskapady w tajemnicy. Każdej nocy uważnie słuchała, aby nie przegapić jej kroków. Pozwalała jej chwilę siedzieć na krześle, a potem zanosiła ją do łóżka. Aż strach by było pomyśleć, co by się stało, gdyby obudziła się w tym fotelu z ogromnym bólem karku. Najpewniej nie uwierzyłaby, że sama tam przyszła, podczas snu.
Seras miała bardzo, bardzo dużo czasu, aby o tym pomyśleć. Trochę jej zajęło, aby domyślić się przyczyny, czemu to zdarza się coraz częściej i skąd to się wzięło. Przypomniała sobie o prośbie Hellsing, aby nie pozwoliła jej stracić wiary w powrót Alucarda. Oświeciło ją…
To o ową wiarę chodziło. Te ludzkie wątpliwości, które Integra przewidywała, zaczęły się pojawiać. Musiała zacząć lunatykować w chwili, gdy zaczęła tracić wiarę w jego powrót. A im bardziej czas mijał, tym wątpliwości stawały się większe, a incydenty lunatykowania zwiększały częstotliwość.
Wciąż jednak nie rozumiała tego zjawiska. Dlaczego akurat to się działo w taki sposób? Czemu Integra Hellsing reaguje właśnie tak? Sama by na to głupiutka nie wpadła, więc po roku tych incydentów, Pip ją oświecił.
- To amour – powiedział do niej, z jej wnętrza, kiedy po raz któryś szli zabrać ich szefową z podziemnej komnaty.
- Co? O czym ty gadasz? Jaki glamour?
- Nie glamour – Bernadotte uderzył się w czoło – Tylko amour. Miłość, Seras.
- Miłość? – wampirzyca, weszła do owej komnaty i zrozumiała co jej ukochany ma na myśli.
Widok Integry Hellsing, wówczas 30-letniej, ukazał się jej w nowym świetle.
- Myślisz, że oni byli…
- Na pewno – Pip był pewien swego – Przy innych zachowywali się strasznie oficjalnie, nie sądzisz? Ale jak byli sami to nie wiadomo. Pamiętasz chyba jak nazwał ją swoją Hrabiną, co? Oczywiste co to oznaczy. A jej reakcja, gdy znikał…Bardzo emocjonalna, co nie?
- Mo…możesz mieć rację…rzeczywiście – Seras wytrzeszczała oczy na Integre i nagle jej mina posmutniała – Czyli…ona tu przychodzi, bo za nim tęskni?
- Tak…tak.
- Kocha go, a jedynie tu może być najbliżej niego.
Seras wypuściła kilka krwawych łez tej nocy i przysięgła sobie jeszcze raz, że utrzyma to wszystko w tajemnicy. Została strażniczką tego sekretu. Nie pozwalała, aby ktokolwiek inny przyłapał Integre na lunatykowaniu, ani by ona sama się zorientowała. Rutynowo pozwalała jej siedzieć w tej komnacie przez pewien czas, a potem odnosiła do jej pokoju. Lepiej może by szefowa tego nie leczyła…to był jedyny dowód, że jej zależy.
Poza tym, przez 30 lat Integra prowadziła dalej swoje życie jako przywódczyni Hellsing. Nic, nigdy nie było po niej widać, ale Seras…wiedziała. Nic jednak nie mówiła. Sama miała dużo do roboty. Stała się zastępstwem Mistrza i stała się główną bronią Organizacji.
Stała ponownie, po raz któryś setny przez śpiącą kobietą. Miała ona już 52 lata. Zmarszczki okalały jej twarz, a włosy straciły swój dawny blask. Opaska na oku okrutnie ją szpeciła. Kondycja fizyczna trzymała się niewiarygodnie dobrze, ale wola życia ją opuszczała. Seras obserwowała to każdego dnia. Było coraz gorzej…
Integra traciła zapał…błękit w jej jedynym oku zmętniał…zaczęła nawet mówić o testamencie i że po jej śmierci zamierza przekazać Hellsing w ręce rządu. Wszystko to napawało wampirzycę strachem…Lękiem o los swojej Pani. Coraz częstsze lunatykowanie jeszcze bardziej wzmagało jej niepokój. To wszystko razem pokazywało, że stan psychiczny kobiety jest w złym stanie. Nie dawała po sobie tego poznać oczywiście, ale w środku rozsypywała się. Ukrywała to, ale wampirzyca, jako jedyna bliska jej w tej chwili osoba, nie dawała się nabrać.
- Master… - rzekła cicho w nicość, wciąż patrząc na sylwetkę śpiącej kobiety – Błagam, wróć.
Przez lata Seras robiła wszystko co w jej mocy, aby przekonać Integre, że Alucard wróci, że nic mu nie jest. Ale słowa nie dawały wiele. Integra chciała dowodów, nie słów. Ale jak mogła jej opowiedzieć, o tym co czuje? Cząstka jej samej żyła w jej Mistrzu…dlatego wiedziała. Wyczuwała jego obecność na tym świecie, ale nie potrafiła przekazać tego odpowiednio. Integra nie rozumiała tego uczucia, więc nie potrafiła jej uwierzyć.
Wampirzyca uznała, że już wystarczy. Wzięła kobietę, jak zwykle na ręce i zaniosła na górę, do jej sypialni. Kładąc ją na łóżku i otulając kołdrą, nie potrafiła pozbyć się przygnębiania i lęku.
Bała się, że Alucard nie zdąży na czas, zanim Integra Hellsing umrze za życia.
- Master, musisz wrócić – powiedziała cicho w powietrze – Błagam pośpiesz się, zanim będzie za późno.
Czuła instynktownie, że tylko jego powrót może pomóc kobiecie…że ona go potrzebuje.
Nie miała tylko pojęcia, że Integra już od dziecka, uciekała do piwnic, do Alucarda, aby zregenerować siły. Tyle, że…jego nie było, a nieświadomy nawyk został. I rzeczywiście zdarzał się coraz częściej…ponieważ była coraz bardziej przytłoczona.

***

Alucard nie przypuszczał, że wyrżnięcie tej całej hordy będzie takim wyzwaniem…a jednak było.
Wszystko przez jego formę. Nie posiadał w tym świecie wampirzej siły i szybkości. Jego miecz był jedyną bronią jaką mógł używać w walce. Jego gołe dłonie nie potrafiły tu przeciąć niczego. Mógł tu nawet zostać ranny, a ból który wówczas odczuwał był jak najbardziej realny. Jedynymi dobrymi rzeczami było to, że nie męczył się tutaj, mógł walczyć bez przerwy oraz rany po jakimś czasie się goiły.
Niestety te ograniczenia wszystko przedłużyły. Musiał zabijać każdą duszę pojedynczo i potrzebował czasami chwili, aby zregenerować rany (nie trwało to krótko, nie miał świeżej krwi by sobie pomóc). A w dodatku, tych dusz było nieskończoność. Równo 3 424 867 żyć. Tyle miał do pokonania. Ale jego możliwości średnio dawały 312 pokonanych wrogów. Czasem jednego więcej lub jednego mniej, ale zawsze ponad 300 dziennie.
Czas mijał…mijał…mijał…miał coraz mniej żyć…coraz mniej…i jeszcze mniej…
I oto nadeszła najważniejsza chwila. Vlad z krzykiem wojennym, zamachnął mieczem z całej siły i odciął duszy głowę. Ciało upadło na ziemię. Wampir dalej wymachiwał bronią, zaczął się rozglądać i z małym zaskoczeniem zauważył…że to był koniec.
Nie było tu już nikogo. Ponad 3 miliony żyć zostało zgładzonych, nareszcie zabił wszystkich. W szale tego nie zauważył. W jego głowie od dawno było jedynie słowo „zabij”, przez co już przestał liczyć ile żyć zniszczył, a ile pozostało.
Nic tu już nie wyglądało jak na początku. Żółtawe pozostało jedynie niebo. Trawa…była zasłonięta kilkucentymetrową warstwą krwawej papki... Przez ten cały czas, każda pokonana dusza nie znikała, ciało zostało zgniatane przez innych, zdeptane przez miliony stóp. Przez co Vlad stał w jednym wielkim bajorku krwi, mięsa i kości, który ciągnął się aż za horyzont, tak jak wcześniej armia jego żyć. A co ciekawe, ta krew nie pachniała jak coś zdatnego do spożycia. Pachniała…jak kwas.
Wampir dyszał ciężko, chociaż nie czuł się zmęczony. To jego płuca i ciało nagle stało się cięższe. Potrzebował minuty, aby dotarło do niego, że to koniec walki i wreszcie mógł opuścić gardę. Ręce opadły wzdłuż ciała, a miecz wypadł mu z dłoni i z pluskiem wpadł do krwi.
Vlad ruszył w końcu nogami i poszedł w stronę urwiska, z którego skoczył do walki 30 lat temu. Posoka sięgała mu ponad kostki i chlupotała głośno przez jego kroki. Wampir dotarłszy do ściany zaczął się wspinać. Kiedy dotarł na górę zobaczył owo drzewko, jedyne w tym świecie oraz kota, leżącego w jego cieniu.
- Łał, to było imponujące – rzekł Schrödinger, uśmiechając się od ucha do ucha – Zapewniłeś mi rozrywkę na 30 lat.
- Nie potrzebujesz wiele do szczęścia – odparł mu Vlad, podchodząc bliżej.
- Och, mylisz się. Twój widok, pełen desperackiej walki był niesamowity, zwłaszcza, że to wszystko na nic – widząc twarde spojrzenie wampira, zdziwił się. Może nie zrozumiał? – Nie wpadłeś na to przez 30 lat? Żeby powrócić musisz pozostać sam. Ale JA tu jestem. A mnie się nie da zabić, zauważyłeś już. Zostaniemy tu na zawsze. To uwolnienie, gdy zabijesz tamtych, sam sobie wmówiłeś. Ja nic takiego nie powiedziałem. Wiń sam siebie, że sam sobie wszystko dopowiedziałeś.
Kot spodziewał się gniewu, rozpaczy, ale nie…uśmiechu.
- Uważasz mnie za głupca? – zapytał wampir, szczerząc się – Nigdy ci nie ufałem. Wiedziałem, że coś kombinujesz. Zrozumiałem co muszę zrobić już 30 lat temu. Wiedziałem, że kłamiesz i poczekasz na odpowiedni moment, aby mnie dobić tymi słowami, zniszczyć moją pielęgnowaną nadzieję. Piękny plan, ale… Nie doceniłeś mnie…
Schrödinger nie zdążył nawet mrugnąć, gdy wielka dłoń chwyciła za jego szyję, podniosła do góry i mocno uderzyła jego ciałem o ziemię. Kot nie mógł oddychać przez moment. Próbował wstać, ale nic z tego. Wampir przyciskał go nogą do ziemi, nadal nie puszczając szyi.
- Jak…jak niby…zamierzasz wrócić…? - kot wypowiedział te słowa z wielkim trudem. Wszystko przez duszące go dłonie Vlada.
- Widzisz, twoja umiejętność bycia wszędzie i nigdzie zarazem, bardzo by mi się przydała. Zwłaszcza teraz, gdy straciłem wszystkie swoje tarcze…Potrzebuję zabezpieczenia na wypadek śmierci zbyt prostej…i ty nim będziesz. A jak wrócę? Wy, naziści macie brzydki zwyczaj zapominania o swoich poległych. Zapomniałeś już o pewnym śmieciu o imieniu Luke?
Och…jeden z wampirów wysłanych przez nich do ataku na siedzibę Hellsing. Alucard nie zabił go, ale pożarł żywcem. Potem, podczas wojny, Luke się nawet pojawił…żywy no…na chwilę.
- Ty…
- Nie muszę cię zabijać – uśmiechnął się wampir jeszcze szerzej – Wystarczy, że cię zjem. Wchłonę twoją naturę. Wtenczas zostanę tu…tylko ja. Ty, Schrödinger, znikniesz.
- Nie… - wycharczał, próbując wciągnąć cenne powietrze – Twoja…forma…ci na to…nie pozwala…jesteś …Vladem.
- Tak sądzisz? – zapytał, jakby miał coś w zanadrzu.
Nagle, oczy kota rozszerzyły się gwałtownie. Za wampirem, z przepaści uniosła się ogromna fala. Fala krwi i szczątków. Runęła na nich oblewając w całości. Oczy Schrödingera widziały wyraźnie jak postać Vlada pod wpływem tej fali się zmienia. Jak tylko posoka ściekła z wampira…nie było już Vlada. Włosy i wąsy pozostały takie same, ale oczy stały się czerwone. Pojawiły się kły. Zamiast zbroi był starodawny garnitur i wielka, czarna peleryna.
- Dra…Dracula.
I ponownie, za nim zjawiła się fala. Tak samo, jak wcześniej krew ich oblała. A gdy opadła, nie było już peleryny, a długi, czerwony płaszcz. Broda zniknęła, a włosy znacznie się skróciły. Alucard powrócił!
- Czas zjeść kotka… - zaśmiał się cicho i złowieszczo.
- NIE!!!
Szczęki Alucarda rozwarły się na nienaturalną szerokość, pochwyciły Schrödingera i pochłonęły go całego. Kot znikał w jego gardle, aż w końcu całkowicie trafił do jego żołądka. Wampir połknął go w całości.
Przez sekundę nic się nie działo…
Aż tu nagle, wszystko się osunęło! Żółtawe niebo rozpadło się niczym roztrzaskane lustro. Ziemia pod stopami rozsypała się w drobny pył. Pojawiła się wokół jedynie wielka, czarna pustka. Alucard stał spokojnie w miejscu i pozwolił aby krwawe bajoro powstało, niczym potężne tsunami i porwało go całego. Wampir nie tonął, dał się ponieść fali, aby się z nią zespolić.
Razem gnali, niczym ogromny strumień, płynący gwałtownie przez wielką nicość. Alucard, w samym jej środku, kierował całą tą posoką. Zamierzał za jej pomocą przebić ostatnią ścianę.
Ale jak? Jak zamierzał powrócić do realności?
Masz pamiętać, że to jest twój dom, Alucard. Kiedy to się wszystko skończy, wiedz, że masz dokąd wrócić. I niech to…ci o tym przypomina…Zapamiętaj ten smak Alucard. To smak domu. Pamiętaj o nim, kiedy będziesz daleko. Pamiętaj, że musisz wrócić do domu…do mnie.
Słowa, wypowiedziane tyle lat temu, znów odnalazły zastosowanie. Alucard musiał w pełni zdać się na instynkt. Musiał myśleć samym zmysłami, przestać odczuwać rozumnie, a jedynie jako wampir- krwiopijca.
- Szukaj jej krwi! – nie miał już ust, był jedynie ową ogromną falą szkarłatnej posoki, a jednak głos się skądś wydobył – Znajdź jej krew! Ten zapach! Ten smak! Smak domu! Rozbij tam, gdzie poczujesz jej krew!
Fale pognały jeszcze z większą siłę. Uderzyły z ogromnym rozpryskiem w niewidzialną, czarną ścianę. Nie zaprzestały. Waliły raz za razem. Uderzały z całych sił i nie zamierzały się poddawać dopóki nie pojawi się szpara.
Krew…krew…krew…krew…krew…krew…krew…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!
Myśli zniknęły, pozostała jedynie coraz silniejsza żądza krwi. Im większa była żądza, tym bardziej wzrastała jego zdesperowana siła, a zmysły szalały. Krew, ten konkretny aromat był jego jedynym sensem istnienia i wydostania się stamtąd.
W końcu…W ciemnej nicości pojawiła się mała…maleńka dziurka. Za nią także było ciemno, ale widać było poświatę księżyca…widać był jakieś kształty.
Możesz być wszędzie…Możesz być nigdzie…Twój wybór, gdzie będziesz.
Ciemnokrwista substancja zaczęła napierać na szparę i powoli wysączać się przez nią na zewnątrz. Przestrzeń, do której wyciekła była tysiące razy większa. Okazało się, że do tej pory, to niby wielkie pole, było jedynie małym kawałeczkiem ziemi rzeczywistej.
Gdy cała posoka wyciekła, szpary już nie było. Substancja zaczęła nabierać kształtu, a następnie materialności. Powoli wyłoniły się włosy, twarz, ciało otulone czerwonym płaszczem.
Alucard, po raz pierwszy od 30 lat, znajdujący się w świecie rzeczywistym, jeszcze nie do końca wrócił do zmysłów. Liczyła się…tylko krew. A ona była…tuż przed nim. Zjawił się tam gdzie chciał. Przed nim, na łóżka, leżała ta krew, która go tu sprowadziła. Chciał posmakować smaku domu…
Ruszył nogami…było to dziwne…przez tak długi czas przebywał we własnej jaźni, że teraz ruszanie się w rzeczywistości było zdecydowanie…cięższe.
Podczas, gdy w jego głowie rozbrzmiewało jedynie słowo „KREW!!!”, wampir stanął przy łóżku. Pochylił się nad ciałem śpiącej, starszej kobiety i otworzył usta, ukazując kły. Był taki…głodny!
Następne wydarzenie jednak całkowicie go otrzeźwiło i przywróciło do zmysłów. Integra wyczuła zagrożenie, wyciągnęła spod poduszki broń i strzeliła do agresora kilka razy. Siła kul rzuciła Alucardem aż pod ścianę.
Znów mógł myśleć. A fakt, że Integra po tak długim czasie nadal trzyma pistolet pod poduszką, tak go rozbawiła, że zaczął się śmiać.
Przywołana odgłosem wystrzałów, w drzwiach pojawiła się zaalarmowana Seras, dzierżąca działo. Zarówno ona, jak Integra skupiły jednocześnie wzrok na intruzie i …obie z niedowierzaniem rozpoznały w nim…kogoś dawno nie widzianego.
(Nie będę opisywać tej sceny :P jest idealna jak ją autor narysował. Tych którzy nie wiedzą o co chodzi, odsyłam do ostatniego tomu mangi lub ostatniego odc. Hellsing Ultimate, ostatnia scena. Obejrzyjcie to cudo. No dobra…tylko co się działo dalej…już mówię)
- Witaj w domu, Hrabio.
- Nareszcie jestem w domu, Hrabino.
Kropla krwi spadła prosto na wysunięty język wampira. Tak! Teraz wiedział, że na pewno jest w domu. Tego smaku nie dało się porównywać z niczym innym. Krew Integry Hellsing. Wciąż miała ten sam, wspaniały smak.
Integra nie pozwoliła już drugiej kropli tak samo spaść. Zamiast tego, usiadła na ziemi i pozwoliła, aby jej ranny palec wsunął się pomiędzy ostre kły. Z gardła wampira rozległ się zadowolony dźwięk. Dzięki temu łatwiej mu było pić. A ona nie śmiała mrugnąć okiem, skupiała wzrok na tej istocie, jakby lada moment miała się rozpłynąć w powietrzu.
Trwało to dobrą chwilę. Cieszę przerwała właśnie Integra, czując, że palec przestaje jej krwawić.
- Seras, przestań przytulać broń, to nie miś. Jeszcze przestrzelisz mi sufit.
Wampirzyca drgnęła, rzeczywiście nieświadomie przytuliła działo. Skąd ona to wiedziała, skoro była odwrócona plecami?
- Przepraszam…wzruszyłam się…
Alucard, zlizując ostatnie krople krwi, odczytał myśli Seras. Zobaczył w jej głowie miriady niemalże identycznym obrazków. Na każdym Victoria zabierała śpiącą Integre z krzesła, jego krzesła w podziemiach. Na tych obrazach jedynie ludzka kobieta się zmieniała. Była coraz starsza…ale wzór był taki sam. A więc lunatykowała…
- Seras – ponownie odezwała się Hellsing – Wiem, że dawno nie widziałaś swojego Mistrza, ale czy mogłabyś zostawić nas samych. Później będziecie mieli czas.
- Do…dobrze – wampirzyca już zaczęła się cofać, ale Integra jeszcze nie skończyła.
- Aha, Seras…
- Tak?
Kobieta obejrzała się za siebie. Pomimo, że miała jedno oko, siła spojrzenia i tak wryła Victorię w ziemię.
- Nie mów nikomu, ale to nikomu, że Alucard wrócił.
Seras wpierw zrobiła wielkie oczy, ale potem posłusznie kiwnęła głową i wyszła, zostawiając ich samych.
Integra ponownie skierowała się ku wampirowi. Widząc, ze skończył pić, wyjęła palec z jego ust. Żadne nie przerwało kontaktu wzrokowego, ani ciszy przez następne dwie minuty.
- Od kiedy to przejmujesz się wyglądem? – Alucard, po raz pierwszy od powrotu, uśmiechnął się w złośliwy sposób.
- O co ci chodzi?
- Powiedziałaś przed chwilą, że jesteś stara, a gdy powiedziałem, że mi to nie przeszkadza, wyraźnie ci ulżyło. Martwiłaś się, że nie będę już cię chciał skoro przybyło ci lat? Jednak masz w sobie trochę kobiecości.
- W magazynku nadal mam kule. Za mało oberwałeś?
Zaśmiał się krótko i cicho. Złośliwość opuściła w końcu jego oblicze. Przybrał ponownie poważny wyraz twarzy, po czym przesunął się do przodu, aby móc ująć dłoń kobiety.
- Mam dużo pytań.
- Ja również – odwzajemniła uścisk.
- Nie odpowiedziałaś, czy mi wybaczasz.
- To ci w głowie? – kąciki ust jej się uniosły, lecz był to uśmiech smutny – Czy ci wybaczam? Na świecie minęło 30 lat, a ciebie to interesuje w pierwszej kolejności? Ech… - zerknęła gdzieś w bok, po czym odpowiedziała – Trzy dekady to nie jest coś co można łatwo wybaczyć.
- Będę prosił o wybaczenie każdego dnia, jeśli tego zażądasz.
- Nie było w tym wiele twojej winy, więc ci wybaczę, ale musisz mi to zrekompensować. Mam nadzieję, że gdziekolwiek byłeś, nie robiłeś sobie wakacji.
- Walczyłem każdego dnia bez wytchnienia, żeby wrócić do domu – uniósł drugą dłoń, ujął jej policzek i zmusił ją by ponownie na niego spojrzała. Wzrok miała twardy jak skała. Tak samo jak 30 lat temu. Tak samo jak 40 lat temu. To wciąż jego Integra – Wiedziałaś, że zauważę, gdy posmakuję krwi, prawda? – przejechał kciukiem po jej twarzy – Jesteś nietknięta…
Nic na to nie odpowiedziała.
- Nie wyszłaś za mąż i nie masz dzieci – kontynuował. Skoro nie straciła cnoty, to żadna z tych opcji nie wchodziła w grę.
W dalszym ciągu milczała.
- Nie ma mojego następnego Pana…
Integra w końcu wykonała jakiś gest na znak, że go słyszy. Położył własną dłoń na jego dłoni, która spoczywała na jej policzku i rzekła.
- I nigdy go nie będzie. Jest na to za późno…Nie mogę już powić dzieci. Potwierdziłam już jakiś czas temu.
Alucard pamiętał, że ich jedyny konflikt dotyczył właśnie tej kwestii…a jednak nie był zły.
- Sądziłaś, że zginąłem na dobre, dlatego ty nie… - nie dokończył. Próbował znaleźć powód dla którego jego Pani nie powiła potomka pomimo iż znała konsekwencję tego, co się stanie jeśli umrze bezdzietnie. Sama przysięgała, że nie pozwoli mu być wolnym, a jednak teraz…
- Nie – pokręciła przecząco głową i ściągnęła jego dłoń ze swojej twarzy. Nie wypuściła jej, teraz trzymali się za obie ręce – Seras zapewniała mnie, że żyjesz i wierzyłam w to…Z czasem zaczynałam się jedynie bać, że nie powrócisz za mojego życia i wszystko trafi szlag. Ale i tak zaryzykowałam, czekając na ciebie i …oto tu jesteśmy.
- Czekaj, znaczy, że ty…
- Będziemy mieć na to czas. Przysięgam, że ci wyjaśnię, lecz teraz… - kobieta podniosła się z podłogi. Wampir przez dosłownie sekundę nie potrafił rozróżnić czy patrzy na 52 czy na 22-latnią kobietę. Przez moment siła w jej postawie była taka jak dawniej.
- Powróciłeś za mojego życia – mówiła dalej – Nie zamierzam już dłużej ryzykować, czy czekać. Naczekałam się wystarczająco. Wprowadzam mój plan natychmiast, już nadszedł czas. Muszę to rozegrać, póki wszystko jest na swoim miejscu. Zanim…znowu coś się stanie.
- Mam więcej pytań niż sądziłem – Alucard wreszcie sam stanął na nogi. Kobieta w tym czasie zaczęła się zastanawiać, gdzie ma jakieś cygara.
- Na każde dostaniesz odpowiedź za kilka dni – uśmiechnęła się, naśladując jego złośliwy uśmieszek – Najpierw muszę wykonać swój plan. Do tego czasu wytrzymaj na tych kilku kroplach krwi. Cierpliwość będzie ci wynagrodzona, zapewniam cię.
- Jaki znowu plan?
Zrobiła pauzę, jakby chcąc zwiększyć dramatyzm tej sceny.
- Plan mojej śmierci dla świata.

***

Wystarczyło kilka dni, a nie wiadomo skąd, ani od kogo to się zaczęło, pojawiła się wieść, że u Integry Hellsing wykryto wyjątkowo złośliwy przypadek nowotworu. Relacje nie zgadzały się w kwestii tego, gdzie dokładnie wykryto raka, ale było pewne, że diagnoza pojawiła się zbyt późno, aby cokolwiek z tym zrobić i że dni kobiety były już policzone. Zostało jej mało życia…
W tym krótkim czasie, wszyscy na wysokich szczeblach o tym mówili. Dzwoniono do Hellsing, ze słowami współczucia i wsparcia. Ta brzmiała na zrezygnowaną. Pojawiła się kolejna wiadomość, że Integra myśli o eutanazji. Była dumną kobietą i nie chciała umierać w cierpieniach, na łasce innych, zależąc od nich. Wolała to zakończyć szybko, bez kłopotów dla innych i poniżenia dla siebie.
Jeśli by zapytać kogoś, od kogo usłyszał te wieści…odkryto by, że nie da się dotrzeć do źródła. Wszyscy byli pewni tych wiadomości, ale nie wiedzieli dlaczego są ich aż tak pewni i od kogo się w sumie zaczęło to rozprzestrzeniać. To była z jakiegoś powodu „prawdziwa” informacja.
Która była kompletnym kłamstwem. Integra była całkowicie zdrowa, ale o tym wiedziała jedynie ona, dwa wampiry i … ktoś jeszcze.
Od powrotu Alucarda minęło już te kilka dni. Nikt poza jego Panią i podwładną nie wiedział, że powrócił. Utrzymano to w tajemnicy, jak życzyła sobie tego Integra. To ona rozprowadziła te plotki o swojej chorobie i o tym, że myśli o eutanazji, ponieważ nowotwór jest już w formie nie do wyleczenia.
Obecnie Integra stała w podziemnej komnacie, należącej do Króla nieumarłych. Sądziła, że jest tu po raz pierwszy od 30 lat. Wampiry wiedziały, że nie, ale nie wyprowadziły jej z błędu. Przed nią, siedział Alucard, ponownie rozpostarty na swoim tronie. Byli sami, naprzeciw siebie, prawie że w całkowitej ciemności, ale nie na tyle by kobieta nie mogła go widzieć.
- To dzisiaj?
Krótkie pytanie zadał Alucard. Był tu przez te kilka dni i nie ruszał się z miejsca. Chował się, żeby nikt inny go nie widział. Wiedział jednak co się dzieje, dzięki słuchowi i relacjom Seras. Przez ten czas jego Pani go nie odwiedziła…aż do dzisiejszej nocy. W jej oku widział niezachwianą pewność.
- Tak – kobieta wyjęła z ust prawie że wypalone cygaro, aby lepiej się jej mówiło – Jutro rano, rozniesie się nowa informacja. Informacja, że dzisiejszej nocy eutanazja została przeprowadzona i że zmarłam. Lekarz zachował anonimowość. Natychmiast zostanie wyprawiony pogrzeb, do którego także jest już wszystko gotowe. Wystarczy chować ciało do trumny i zakopywać.
Wampir zmarszczył brwi. Nadal mu coś nie pasowało.
- A co z Seras? Zostaje tutaj?
- Nie – pokręciła głową – Nadal nie wiesz o tej części planu. To taka moja…niespodzianka dla ciebie. Plan zakłada, że ty nigdy nie wróciłeś i nie powrócisz, ja umarłam na własne życzenia, aby nie męczyć się w nieuleczalnej chorobie, a Seras…została poddana egzekucji.
Alucard wyglądał na szczerze zdumionego.
- Niby jak to zaaranżujesz?
- Bardzo prosto – zaciągnęła się cygarem i wypuścił kłąb dymu – W moim testamencie jest wszystko jasno napisane. Wspomniałam tam nie tylko o tym, że oddaję Organizację Hellsing w ręce rządu. Jest tam także o egzekucji Seras, po mojej śmierci. Egzekucji, na którą ona wyraziła zgodę, a także kto i jak ma ją przeprowadzić. Jako powód podaję to, że nie chcę, aby za mojego życia pozostały jakieś wampiry, o których wiem. Seras ma umrzeć po mnie, czyli mieć długość życia taką jak ja. To ma być niby moja nagroda dla niej za lojalną służbę, nagrodą jest to, że pozwalałam jej życie przez tyle lat. Moim obowiązkiem jest jednak ją zlikwidować, dlatego tak właśnie będzie. Obowiązkiem Hellsing jest likwidacja wampirów, więc jej także. Dlatego zginie.
- Pozornie, co nie? – posłał jej porozumiewawczy uśmieszek.
- Owszem – odwzajemniła go – Oprócz naszej trójki, tylko jedna osoba wie o twoim powrocie oraz o tym, że ja i Seras nie zginiemy naprawdę. To on nam pomoże. Odpowiada za mój pochówek, a także za zabicie Seras. Nic jej nie zrobi. Po prostu strzeli w ścianę poświęconym pociskiem, niby to przeszywając jej serce, i pokaże proch po wampirzycy, który zebrałam na zaś wiele lat temu, na misji. Nie będzie świadków oprócz niego.
- Skąd wiesz, że nic nie powie? – spytał, jakby podejrzliwie – Aż tak mu ufasz, że powierzysz mu taką tajemnicę? Masz pewność, że nas nie zdradzi? Jako jedyny zna nasz sekret. A nie dałaś mu lekkiego brzemienia do noszenia.
- Tak, jestem pewna, że będzie do końca życia krył całą naszą trójką i to, że wykona każde polecenie bezbłędnie. To jego osoba jest moją niespodzianką dla ciebie – wyglądała teraz bardzo…nostalgicznie.
- O czym ty teraz mówisz? – wampir był zbity z tropu.
- Ten mężczyzna upozoruje egzekucję Seras. Upozoruje również moją śmierć i pochówek oraz zatai informację o twoim powrocie. Mam co do tego pewność. Tylko i wyłącznie jemu mogłam zaufać w tak bardzo ważnej dla nas kwestii. Jedynie z nim mam pewność, że wszystko zostanie przeprowadzone dyskretnie. Tylko z nim mam całkowitą pewność, że zrobi to dla nas. Nie zdradzi nas, to nasz sojusznik. Tyle, że wykona każdą z tych rzeczy nie z powodu lojalności do mnie, a…do ciebie, Alucardzie. Ten mężczyzna jest wierny tobie, nie mnie. To twój człowiek.
Jeśli wcześniej Alucard wyglądał na zdumionego, to teraz był w absolutnym szoku. Widać, że nie rozumie o czym ona mówi. Integra tymczasem stuknęła obcasem buta o podłogę, dając komuś znak.
I wówczas do komnaty wszedł mężczyzna, w mundurze Hellsing. Jego wygląd nic wampirowi nie mówił. Jego twarz nie wyglądała znajomo.
- To ten twój zaufany człowiek?
- Zgadza się. Przedstawiam ci Michaela Smitha, mojego najbardziej zaufanego pracownika. Jedyna osoba, która mogła się podjąć misji osłony nas.
- Dlaczego tak bardzo można ci ufać? – Alucard zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny.
- Wypełniając powierzone mi zadania, spłacę wobec Pana dług – po raz pierwszy odezwał się Smith – Wiele lat temu, uratował mi Pan życie, wampirze Alucardzie. Chcę się odwdzięczyć. Nie tylko za ocalenie mi życie, ale także za łaskę dla mej matki. To nie będzie brzemię. To będzie zaszczyt móc użyczyć Panu pomocy. Wezmę tą tajemnicę do grobu, przysięgam. Wolę zginąć niż zdradzić!
Alucard nadal nie rozumiał. Dlaczego ten śmiertelnik tak…nie miał wątpliwości, że mówił prawdę, lecz jaki miał powód aby być mu tak oddanym?  Niby wyjaśnił, ale on sam nic sobie takiego nie przypominał. Jego wyjaśnienia nic nie rozjaśniły, dopóki Integra nie wypowiedziała tego jednego zdania.
- Smith ma 36 lat.
36 lat? Co się wydarzyło 36 lat temu?
I wówczas niczym w kalejdoskopie zaczęły mu się przed oczami wyświetlać obrazy…Pierantonio i farma krwi…dzień w którym ją zniszczył…kobieta z martwym wzrokiem oddająca mu swojego zbyt wcześnie narodzonego syna…
- Ty jesteś… - Alucard aż wstał z krzesła, uzmysłowiwszy sobie prawdę.
- Tak – powiedziała za niego Integra – To jego uratowałeś, gdy zniszczyłeś pierwszą farmę. To ten wcześniak, którego wyniosłeś stamtąd. Myślałeś że go porzuciłam? A w życiu. Zadbałam by miał dobrą rodzinę zastępczą w Anglii, która dała mu imię i nazwisko. Gdy osiągnął odpowiedni wiek, dowiedział się ode mnie prawdy i wyraził chęć pracy dla mnie. Został wyszkolony i pracuje dla Hellsing. Wszystko po to, aby odpłacić się tobie, Alucard.
- To prawda – Smith skłonił się lekko przed wampirem – Zawdzięczam Panu życie. Ta przysługa by was chronić, to jak spełnienie marzeń, aby w końcu się odwdzięczyć.
Wampir przypatrywał się przez chwilę mężczyźnie. Ten maleńki noworodek, który mieścił mu się w dłoni…stał teraz przed nim.
- Nieźle wyrosłeś.

***

Michael wyszedł niedługo później. Nie musieli zamieniać wielu słów. Smith chciał jedynie podziękować, a Alucard pozwolił mu na to i wyraził wdzięczność za pomoc. Nie miał już wątpliwości, że ich sekret nie wyjdzie na jaw. Sam miał już pewność.
Spojrzenia obojga ponownie się spotkały, gdy znów zostali sami. Nie wyglądali na gotowych do słownych utarczek, o nie. To miała być poważna i uroczysta chwila. Nie wspominając, że ta sytuacja była odrobinę, troszeczkę nierealna dla kobiety. W końcu to była w sumie ich druga rozmowa po kilkudziesięciu latach rozłąki.
- To…jak to przeprowadzimy? – zaczęła nieco zniecierpliwiona Integra. Nie miała co zrobić z niedopałkiem.
- Jak chcesz… - Alucard wydawał się myślami być gdzieś indziej.
- Ty masz w tym więcej doświadczenia, prawda? – odrzekła ironicznie. Po chwili dodała – O czym tak myślisz?
- O tym czy na pewno tego chcesz – wrócił do rzeczywistości i skoncentrował się na niej. Inną kobietę by ten wzrok speszył, ale nie ją – Zastanawia mnie…dlaczego oraz kiedy to postanowiłaś? Nie robisz czegoś wbrew sobie, to pewne.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Alucardem? Jesteś tym samym wampirem, który powiedział mi kiedyś, że gdyby to od niego zależało, to wbiłby się w moją szyję natychmiast i wypił wszystko? – nie otrzymawszy riposty na swój ironiczny żart, zmieniła postawę – Ty pytasz poważnie?
Wampir skinął głową. Naprawdę chciał wiedzieć. Integra westchnęła przeciągle, chowając niedopałek do kieszeni, zamiast rzucać go niedbale na ziemię.
- Dobrze, przedstawię ci mój tok myślenia – stanęła teraz centralnie naprzeciw niego. On, jako o wiele wyższy, patrzył nieco z góry – Kiedy cię uwalniałam nie przyszła mi do głowy myśl o tym, że ktoś musi cię odziedziczyć. Przyznaję, że to był głupi błąd z mojej strony. Nie przemyślałam tego, działałam egoistycznie, chciałam tylko cię mieć przy sobie…
Zrobiła pauzę. Widziała, że Alucard czeka na najważniejszą część. Ona nie była przyzwyczajona do mówienia o uczuciach, a także odzwyczaiła się nieco od jego aury, przez było jej trudniej niż sądziła. Mówiła jednak dalej.
- Uświadomiłam sobie po jakimś czasie, że odczuwam bardzo silną…niechęć na myśl o małżeństwie i posiadaniu dzieci. Myślałam, że może mi to przejdzie z wiekiem, ale nie przeszło. Nie czułam się stworzona do macierzyństwa. Może i bym dała radę…ale sama myśl o wyjściu za mąż mnie odstręczała. W wyobraźni widziałam albo silnego gościa pokroju mojego wuja, który chciałby odebrać mi Hellsing, albo fircykowatego pantoflarza, który tak irytowałby mnie swoją słabością i podlizywaniem, że którego dnia po prostu bym go zastrzeliła. Nie wyobrażałam sobie by żył człowiek, którego pokocham. Który miałby silny charakter, a jednocześnie szacunek do partnerki, która stoi wyżej niż on. Te dwie cechy trudno współegzystują u mężczyzn.
Jedno spojrzenie i oboje wiedzieli o czym myśli to drugie. Ostatnie zdania przecież…idealnie opisywały Alucarda. Wiedzieli, że to drugie zrozumiało aluzję. Wampir wiedział od dawna, że kobieta coś do niego czuje. Inaczej nie wpuściłaby go sypialni, to dumna osoba. Nie wiedział tylko, czy to uczucie przezwycięży obowiązek i szczerze…w przeszłości nie wierzył, że to się stanie.
- Awersja mi nie minęła, natomiast zbyt mocno zaczęło mi zależeć na tobie – kontynuowała – Nie wierzyłam, że potrafiłbyś chociażby odwzajemnić sympatię, byłam pewna, że nie potrafisz już czuć. Nie należę też do osób, które robią coś wbrew sobie. Postanowiłam więc, że na mnie główna linia rodu się skończy…i pamiętasz co się wtedy stało.
- To był chyba nasz największy konflikt.
- Jedyny konflikt – poprawiła go – Rzuciłeś mi prawdą w twarz i oszukałeś, draniu. Naprawdę uwierzyłam, że mnie nienawidzisz. Przez te kilka miesięcy naprawdę brałam pod uwagę możliwość zawarcia jakiegokolwiek małżeństwa wbrew własnym zasadom, abyś tylko ty nie dostał tego czego chcesz. Taka zemsta…
- Nie musisz tego tłumaczyć. Wiem jak się umie mścić zraniona kobieta.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Ponownie sytuacja się zmieniła podczas bitwy na pustyni. Twój plan, abym cię znienawidziła rozsypał się, gdy zamiast wolności wybrałeś niewolę u mnie. Nie masz pojęcia…co poczułam, gdy wyminąłeś mnie, związaną i bezbronną, wystawioną ci jak świnia na rzeź przez tą cholerną wampirzycę…Nic mi nie zrobiłeś, minąłeś i poszedłeś zabić cel. Sama nie wiem, czy umiem wyjaśnić co poczułam…Zrozumiałam w każdym razie, że nie jesteś wcale pozbawiony uczuć. Że jednak…szanujesz mnie i lubisz w jakiś sposób. Żebyś czuł coś więcej, nadal nie wierzyłam.
Znów zrobiła przerwę. Oboje przypomnieli sobie tamtą noc, gdy pokonali Elizabeth i pierwszy raz się całowali.
- Potem po raz pierwszy w życiu byłam w rozterce – wznowiła Integra – Naprawdę nie wiedziałam co zrobić. Miałam takie możliwości. Pierwsza, jednak spłodzić potomka, który cię przejmie. Nadal czułam wstręt na myśl, że mam się oddać jakiemuś głupcowi, ale z logicznego i moralnego punktu widzenia, to była opcja, którą powinnam wybrać. Ta „dobra” opcja. Tak powinnam postąpić. Z drugiej strony, jeśli tego nie zrobię, po mojej śmierci byłbyś wolny, a ta opcja nie wchodziła w grę, tutaj byłam pewna. Jedyną alternatywą była…przemiana w wampira, ale to także kłóciło się z zasadami rodziny. Hellsing zmieniony w wampira? To już brzmi śmiesznie. A jednak nie masz pojęcia ile razy wysilałam się, aby wymyślić jakieś obejście z wyjściem za mąż. Po raz pierwszy w życiu naprawdę nie chciałam wypełnić mojego obowiązku i próbowałam się wymigać. Dopiero…dopiero…
- Gdy podsłuchałaś moją rozmowę i walkę z Aldarem, podjęłaś decyzję – dokończył za nią wampir, widząc, że nie może znaleźć słów. Doskonale pamiętał jej przysięgę po walce. Wiedział, że to wtenczas…ona zrozumiała co zrobi.
- Tak – przytaknęła – Podjęłam wtedy decyzję, że będę żyła ludzkim życiem jak najdłużej się da. Będę wykonywać swoją pracę najlepiej jak umiem, a następnie…pewnego dnia pozwolę ci się przemienić w wampira.
Widziała, że jemu to nie wystarcza. Podeszła kilka kroków bliżej.
- Aldar uświadomił mi nie tylko to, że nie doceniałam twoich uczuć. Lecz również to, że daleko mi do ideału, którym powinnam być. Jeśli mamy być szczerzy, jestem najgorszą Hellsing, jak chodziła po ziemi.
- O czym ty…To bzdura! – zaprzeczył ze złością, ale ona jedynie pokręciła głową.
- Nie, Alucard…Przejmowałam się zasadami, a przecież od samego początku, odkąd zostałam głową rodu, łamałam wszystkie możliwe zasady. Uwolniłam ciebie, wypuściłam najgroźniejszego wampira na powierzchnię, choć ojciec skazał cię na wieczne więzienie. Pozwalałam ci zabijać ludzi, mogłam kazać ci ich oszczędzić, ale rozkazałam ci wyrżnąć w pień ludzi, których powinnam chronić. Wypuszczałam cię samopas. Obdarzyłam cię uczuciem. Nie przejęłam się tym, że mogę stać się potworem, ani twoimi ostrzeżeniami. Kiedyś sam mi to złośliwie wytknąłeś, pamiętasz? Gdy pozwoliłam żyć Seras. Nie mówiłeś poważnie, ale wspomniałeś o hipokryzji i miałeś rację. Jestem hipokrytką. Moim cholernym obowiązkiem jest likwidacja wampirów, a pozwalam sobie żyć dwóm, zabójczo silnym krwiopijcom jak również szaleć i zabijać wszystko na naszej drodze. Twoje czyny to moje brzmię, ja pociągam za spust. Od dawna jestem potworem. Przestałam być tą „dobrą” nie wiadomo kiedy. Alucard…ja od lat jestem tą „złą”! Jestem tylko na tyle silna, żeby się do tego przyznać i pogodzić z faktem. Nie mogę…udawać że jest inaczej.
Uśmiechnęła się smutno w jego stronę. Ten uśmiech…był podobnego do jego własnego melancholijnego uśmiechu.
- Jesteśmy podobni pod tym względem. Oboje tak samo aroganccy, przekonani o swojej wyższości nad innymi, dumni ze swojej siły i potęgi, a jednocześnie wiemy że czynimy …źle. A mimo to…strzelamy dalej. Mało kto widzi…że robiłam wiele złych rzeczy, wypełniając moje obowiązki.
Alucardowi udzielił się ten nastrój, zrozumiał o czym mówi i powoli godził się z tym, że ona…ma rację. Teraz to on zrobił kilka kroków w jej kierunku tak, że dzieliły ich już centymetry.
- Jest jeszcze coś – powiedział Alucard – Oboje ukrywamy przed światem to…jacy naprawdę jesteśmy. Same…fasady. Ja za okrucieństwem, ty za zimną postawą.
- Tak…- westchnęła przeciągle – Postanowiłam, że wezmę odpowiedzialność za swój egoizm i swoje uczucia. Jedyny sposób na jaki się godzę…to taki, aby do końca twojego życia pilnować cię i nie pozwolić stać ci się jeszcze gorszym…i mnie także. Tylko zostając wampirem mam taką możliwość. To moja odpowiedzialność…i tak już niektóre moje czyny są zbyt bezlitosne, aby zostały wybaczone. Kiedy zniknąłeś, mogłam stosować wymówki, aby zagłuszyć moje sumienie. W pewnym sensie twoja nieobecność w tym pomogła. Mogłam sobie wmawiać, że nie wrócisz, choć wiedziałam że to nieprawda, więc nie muszę mieć dziecka. Dzięki temu, teraz zwyczajnie…nie mam już wyboru. Muszę zostać wampirem, nie mam innego wyjścia. Specjalnie zagoniłam się w ten róg. Jak zwykle niczym hipokrytka.
- Nie mów tak…jesteś idealna.
- Tylko dla ciebie. Ale w wielu sprawach jesteśmy sobie równi, właśnie dlatego nazwałeś mnie Hrabiną…Jestem tak samo arogancka i okrutna jak ty. Zabijałeś za moją zgodą.
- Jak zwykle…postępujesz w zgodzie ze sobą, ze swoimi uczuciami.
Do tej pory Integra owszem patrzyła na jego twarz, ale nie w oczy. Teraz to naprawiła. W tym zdaniu usłyszała nieme pytanie. Wzrok Alucarda był twardy niczym stal. Wyglądał … groźnie. Wymagał od niej jakichś konkretnych słów i wiedziała jakich. Uczucia…
- Sukinsynu…chcesz żebym to powiedziała – nie wyglądała jednak na złą.
- Zgadza się. Minęło 30 lat…sama mówiłaś, że nie będziemy więcej tracić czasu. Skoro otworzyłaś się przede mną…zrób to porządnie.
- Sądzisz, że tego nie powiem, co? A zdziwisz się. Kocham cię, cholerny potworze. Miała 30 lat, aby mieć dość tego uczucia…
- Ja ciebie też.
Zdecydowane słowa Alucarda przerwały pełen wyrzutu monolog kobiety. Nastała kolejna długa chwila ciszy, podczas której wampir stał cierpliwie i z powagą, czekając, a kobieta gapiła się na niego, nie dowierzając, że usłyszała to co usłyszała.
- Co ty powiedziałeś? – wykrztusiła wreszcie. No musiała się przesłyszeć.
- Ja też cię kocham – powtórzył wolno i wyraźnie – Ja także miałem lata, aby się przygotować, aby to wreszcie z siebie wyrzucić. Integro, Master…wierzysz mi?
Przez moment można było usłyszeć jedynie przyśpieszone bicie serca, starszej kobiety.
- Tak – wyrzuciła w końcu, bez ironii, tym samym tonem co on – Wierzę ci.
Uczucie, które rozeszło się po wampirze było podobne do tego, kiedy Anderson, umierając uzmysłowił mu, że część jego człowieczeństwa nie umarła…gdy Seras go uratowała od jego ostrza…tyle, że uczucie było bezmiar intensywniejsze. Integra już wierzyła, że był zdolny do miłości.
Oboje nie wyglądali na osoby, które potrafią kochać i oboje zakochali się w osobie, w której nie powinni. Tyle, że…oboje zawsze żyli według własnych zasad.
- Więc już znasz moje motywy – Integra Hellsing rozłożyła lekko ręce na boki – Zrób więc co musisz. Nie mam wyboru i to na własne życzenie. Pozwól mi wziąć odpowiedzialność za moje uczucia i za moje decyzje. Pozwól mi sprawować nad tobą nadzór aż do śmierci. Tak jak i ja, nie chcesz żebyś był wolny. Rozkazuję ci byś…mnie zmienił.
Przez kilka sekund Alucard nie wykonał żadnego ruchu. Wreszcie uniósł powoli dłoń i ku zaskoczeniu Integry, poluźnił węzeł jej opaski na oku i pozwolił jej spaść. Miał teraz pełen widok na jej pusty oczodół.
Kobietę ponownie, wbrew jej woli, ogarnął mały lęk, że nie będzie jej chciał takiej oszpeconej. To samo czuła gdy powrócił, martwiła się swoim wiekiem. Jednak on patrzył na nią bez odrobiny obrzydzenia i ujął za ramiona.
- Nie jesteś tak „zła”, za jaką się uważasz – rzekł dobitnie – Daleko, ale to bardzo daleko ci do mnie. To ja jestem potworem. Ty nawet w połowie nim nie jesteś. Jestem miliony razy gorszy od ciebie. Ty wciąż masz w sobie dużo człowieczeństwa, ja jestem wynaturzeniem. Ty…jesteś piękna. Zawsze uważałem cię za piękną kobietę.
Na moment zabrakło jej tchu. Jak mógł uważać kobietę bez oka, po 50, mającą pełno zmarszczek na twarzy i chodzącą w męskich ubraniach za piękną? A jednak…nie kłamał. Naprawdę tak uważał.
- Może to ty nie masz jednego oka? – zażartowała wbrew sobie.
- Widzę bardzo wyraźnie – przejechał palcem wokół miejsca, gdzie kiedyś było jej oko – Zmienię cię, Integro. Daję ci moje słowo, że nie pozwolę, żebyś stała się taka jak ja. Nie pozwolę ci przekroczyć tej granicy, którą ja sam przekroczyłem. Nie staniesz się gorsza ode mnie. Pozostaniesz silna i piękna.
- Ja…przysięgnę, że nie pozwolę ci zniszczyć tego świata. Jak do tej pory, będziesz używać swojej żądzy zabijania, żeby chronić resztę świata. Jak podczas tamtej wojny…Do śmierci będę pilnować, żebyś nie stał się jeszcze gorszy. Nie pozwolę ci się bardziej zatracić.
Oboje naraz, w tym samym momencie wypowiedzieli słowa z pełną mocą.
- Przysięgam!
Obojgu jakoś tak sytuacja skojarzyła się z przysięgą małżeńską, ale nie ujawnili przed sobą, że o tym pomyśleli. Chwila była zbyt ważna.
Nic więcej nie mówili. Wszystko zostało powiedziane. Nadszedł czas działania.
Alucard ujął Integrę za rękę i poprowadził w stronę swojego tronu. Usiadł na nim, a ona bez skrępowania usiadła mu na kolanach. Sama rozpięła guziki koszuli, aby odsłonić szyję. Wampir tymczasem przyłożył własny nadgarstek do swoich ust i odgryzł kawałek skóry. Krew zaczęła się lać wzdłuż jego ręki. Wyciągnął w jej stronę ów nadgarstek, oferując go jej.
Wiedziała, że tak naprawdę oferował jej coś więcej. Oferował jej część samego siebie. Oferował jej jeszcze większą siłę niż posiadała stworzona przez niego Seras. Oferował jej tą równość, której tamta wampirzyca nie miała, ona nazywała go „master”, ale Integra nie musiała mieć tego obowiązku. Żadne z nich już nie miało być sługą tego drugiego. Mieli być naprawdę sobie równi, jak powinni być Hrabia i Hrabina. Oferował jej…bycie swoją Królową.
Integra nie wahała się. Miała być drugą osobą, która piła jego krew za ludzkiego życia…ale jedyną, która dopełni przemiany i której oferował ową krew nie pochopnie, z wściekłości, a z szacunku. Ujęła jego nadgarstek i przyłożyła usta do rany.
Zaczęła pić. Alucard w ciszy obserwował jak Integra pije jego krew. Brała duże łyki, piła bez wahania czy obrzydzenia, z pełną świadomością co właśnie robi. Gdy rana zniknęła, jakby z rozpędu próbowała zlizać te strugi, które wcześniej spłynęły mu po przedramieniu. On nie raz i nie dwa pił krew z jej ciała, więc teraz mogła się zrewanżować.
Gdy skończyła, uniosła twarz. Miała niesamowicie czerwone usta, co niezwykle poruszyło wampira. Ten widok…go satysfakcjonował. Powaga chwili jakby odeszła na bok, a jego natura wyszła na wierzch. Uśmiechnął się, ukazując kły. Znów był tym Alucardem, którego znała, tym sprzed lat. Aroganckim psychopatą, pragnącym jej krwi i triumfujący z powodu tego, że mu się oddała. Że go wybrała… Nie ukrywał już tego wszechogarniającego zadowolenia. Potwór chciał tej chwili od bardzo, bardzo dawna. Chciał posiąść na własność jej krew, ciało i duszę. Czuł jak się wyzwala. Każdy by się go teraz przeraził, ale nie Integra. Takiego go właśnie pamiętała. Był radośnie podekscytowany, chyba nawet bardziej niż gdy musiał wyrżnąć tysiąc wrogów. Niemal szalał.
- Dołącz do mnie, Integro…w tą wspaniałą noc…
Nareszcie…dotarło do niej, że jej Alucard wrócił i że ta sytuacja jest realna. Także się uśmiechnęła…w ten swój własny wyniosły sposób, rzucający wyzwanie.
No Life King pocałował ją najpierw tuz obok miejsca, gdzie kiedyś było jej oko. Później przesunął usta na jej własne. Pocałunek był krótki, ale mocny i nieco agresywny. Aż w końcu powoli…bardzo powoli zniżył się do jej szyi. Specjalnie przedłużał ten moment. Integra zamknęła oczy i czekała. Czuła jego chłodny oddech na swojej szyi.
Zrobił to nagle i bez ostrzeżenia. Gwałtownie wbił w nią kły i zaczął zachłannie pić jej krew. Od trzech dekad nie pił porządnego posiłku, a w dodatku była to krew, której pożądał od tak dawna. Najlepsza, jaką kiedykolwiek pił. Integra z zaskoczenia nie powstrzymała się i jęknęła. Objęła wampira za szyję, zacisnęła zęby i pozwalała, aby Alucard pochłonął całą jej krew.
W czasie, gdy powoli opuszczało ją czucie, gdy zaczęła wiotczeć i tracić siły…nie mogła powstrzymać napływu wspomnień. Widziała wszystko…Alucarda klęczącego przed nią po raz pierwszy w jego lochu…gdy po raz pierwszy stanął przy jej boku…ich rozmowy w jego komnacie…to jak zabijał podczas ich pierwszej misji…gdy po raz pierwszy dała mu swoją krew…jak był przy niej, gdy zasypiała lub jak przemycał jej cygara…nawet ich jedyną kłótnię…moment, gdy wybrał ją ponad swoją wolność, jak zabił Elizabeth, ocalił ją i odwzajemnił pocałunek…każdy ich więcej niż przyjazny gest…własna przysięga, gdy on zabił Aldara…ich ostatnią wspólną noc…jego pokłon jako Vlad wśród mnóstwa pali…ostatni pokłon po zdradzie Waltera…jej desperację, kiedy obserwowała jak znika…a na koniec jego widok sprzed kilku dni, gdy nareszcie powrócił.
„Przeszliśmy długą drogę” – pomyślała, słysząc w tle jak Alucard raz za razem połyka zachłannie jej krew. Ból jaki sprawiały jej jego kły, jej nie przeszkadzał – „Ale mam przeczucie…że jeszcze dużo przed nami. Lecz razem…damy sobie radę. Jesteśmy…silnym duetem. Już chyba…długo to nie potrwa. Wybacz mi Ojcze…i Boże…Tak musiało być. Poniosę tą odpowiedzialność…i karę, ale…Niczego nie żałuję…tacy już jesteśmy. To moja i tylko moja decyzja”
Alucard pił, nie zwalniając ani na chwilę. Ręce wokół jego szyi zwolniły uścisk. Powoli opadły bezwładnie, wzdłuż ciała. Całe ciało, leżące na jego kolanach zwiotczało.
- Alu…ca…rd…
Tyle zdążyła powiedzieć zanim ostatnia kropla jej krwi trafiła do jego ust. Alucard wypił wszystko, nie zostawił nic. Odsunął się i spojrzał na nią.
W jego ramionach leżało już martwe ciało. Integra miała zamknięte oczy, była bezwładna niczym lalka. Nie oddychała, ani nie biło jej serce. Nie pachniała jak człowiek. Jej życie dobiegło końca.
Kilka godzin później pod drzwiami komnaty zjawiła się Seras. Oboje jej Mistrzów było tam już bardzo długo. Zastanawiała się, czy już jest po wszystkim? Chciała wejść i sprawdzić. Ze środku nie czuła już zapachu ludzkiej krwi…a więc Alucard musiał już wypić krew Sir Hellsing. Z wahaniem w końcu odważyła się otworzyć drzwi i zajrzeć do środka.
Przez dosłownie chwileczkę bała się, że ujrzy to samo co zwykle. Jedynie śpiącą, starszą kobietę, na dużym krześle. Ten smutny widok, na który musiała patrzeć od wielu lat.
Po wejściu zobaczyła jednak coś innego. Scena skojarzyła jej się nieco z Pietà, Michała Anioła. Jej Master siedział na swoim tronie, a na jego rękach leżało ciało. Martwe już ciało kobiety. Włosy zleciały mu na twarz, przez co nie mogła dojrzeć jej wyrazu. Ten obraz jednak wydawał jej się tragiczny i radosny zarazem.
- Ma…Master… - odezwała się z wahaniem.
- Wszystko zgodnie z planem, Seras – odpowiedział jej tubalnym głosem – A u ciebie?
- Gotowe. Moja egzekucja „oficjalnie” właśnie się rozpoczęła. Jadą już po ciało. Poinformowałam wszystkich ważnych ludzi o śmierci Sir Hellsing. Pogrzeb odbędzie się jeszcze tego dnia.
- Dobrze…Seras? Chciałbym jeszcze tak z nią zostać. Dopóki nie przyjedzie karawan.
- Oczywiście, Panie. To nie problem. Przygotuję nasze trumny.
Odwróciła się, żeby odejść, ale Alucard zatrzymał ją jeszcze na moment.
- A więc…przychodziła tu we śnie?
- Tak, lunatykowała. Myślę, że…tęskniła – nie odwróciła się.
- Miała ten zwyczaj od zawsze.
Seras nie zrozumiała, ale wiedziała, że to nic nie szkodzi. Cieszyła się, że wszystko tak się potoczyło. Mogło być gorzej. Master wrócił, a Integra będzie jedną z nich…to jej wystarczyło do szczęścia.
Gdy wampirzyca wyszła, Alucard ponownie skupił wzrok na przemieniającej się Integrze, w jego ramionach.
- Widzisz to Abrahamie?! – rzekł w ciemność – Widzisz co twoja wnuczka mi zrobiła?! Widzisz co ja jej zrobiłem?!
Najpierw był chichot, potem cichy śmiech, aż w końcu Alucard wybuchł najgłośniejszym, triumfującym śmiechem. Usta rozwarte na nienaturalną szerokość…kły na wierzchu…głośne echo odbijające się od ścian.
- Już nie jestem tylko jej! Teraz i ona jest moja! Od dawna należałem do niej, a teraz i ona należy do mnie! Integra Hellsing jest moja!
Przycisnął jej bezwładne ciało do swojej piersi i powiedział już o wiele…wiele ciszej, akcentując każdy wyraz.
- Ona…jest…moja! Tylko moja! Moja Hrabina, do której należę.
Nigdy, ale to nigdy wcześniej nie czuł tak silnego uczucia triumfu i …szczęścia.

***

Alucard po kilkunastu minutach usłyszał zajeżdżający karawan. W wampirzym tempie zaniósł ciało Integry do jej sypialni i ułożył na łóżku. Resztą miał się już zająć Michael.
Tak żeby go nikt nie zauważył, opuścił posiadłość. Daleko za terenami Hellsing, czekała już na niego Seras zarówno z jego jak i ze swoją trumną. Oficjalnie wampirzyca już nie żyła. Oboje rozpłynęli się w powietrzu.
Powrót Alucarda nie wyszedł na jaw. Prawdę znał jedynie Michael. Który pokazał zebrany pył, który podobno pozostał po Seras Victorii, gdy ją zlikwidował zgodnie z wolą testamentu Sir Hellsing. Późniejsze badania potwierdziły, że to szczątki wampira.
Pogrzeb Integry Hellsing odbył się natychmiast. Zjawili się wszyscy pracownicy agencji, także najważniejsza 12 tzw. rycerzy. Nawet Król przesłał swoje kondolencje. Uroczystość była prosta i skromna. Trumnę złożono w ziemi. Pomnik nie był jeszcze gotowy, postawiono więc krzyż z nazwiskiem i datami urodzenia i śmierci. Kobiecie złożono mnóstwo kwiatów, wiele osób wypowiedziało się o jej zasługach i męstwie.
Po kilku godzinach tłum zaczął się rozchodzić. Pod wieczór cmentarz wreszcie opustoszał. A gdy nareszcie nadeszła noc…nie było już kompletnie nikogo.
Panowała zupełna cisza. Słychać było jedynie szum wiatru. Na niebie nie było wielu gwiazd, a księżyc nie był już w pełni.
Nagle, w ciemności coś zaświeciło. Przy bramie cmentarza pojawiły się czyjeś czerwone ślepia. Wampir, który potrafił być wszędzie i nigdzie zarazem zmaterializował się przed cmentarzem. Ruszył zdecydowanym krokiem na cmentarz. Wędrował miedzy alejkami i grobami. Doskonale wiedział, gdzie idzie. Nie zwracał uwagi na wiatr, który rozwiewał jego włosy i poły płaszcza.
W pewnym momencie się zatrzymał. Stanął dokładnie przed usłanym kwiatami, świeżym grobem Integry Hellsing. Czerwone ślepia zaświeciły jeszcze intensywniej, a kąciki ust się uniosły.
- Wróciłem po ciebie.
Zaczął usuwać z drogi wszystkie bukiety kwiatów i znicze, aż został przed nim goły grób, a właściwie kopiec ziemi.
Niezmąconą do tej pory spokojną, nocną ciszę przerwał…ryk koparki. Pojazd przyjechał z drogi, pod ten nowy grób. Prowadziła go Seras. Ryk był niemiłosierny, a reflektory rzucały światło wprost na Alucarda. Nie był zadowolony.
- Policjantko – odezwał się pogardliwie – Ale wiesz, że mieliśmy być dyskretni?
- No nie, znowu jestem policjantką?! Mistrzu, nazywałeś mnie już „Seras”.
- Zasługiwałaś, a teraz już nie. Co to niby jest?! Mieliśmy nie rzucać się w oczy!
- Nie wiem, ale ja nie zamierzam tego rękami rozkopywać.
- Ty nie masz jednej ręki! Masz wiązkę energii, którą możesz zmienić we wszystko!
- Tak się mówi, no! Nieważne, jeśli ktoś nas zauważy to go zahipnotyzujemy i po sprawie. Przepraszam, Master, ale tak  będzie szybciej.
- Kop już, nie gadaj!
Seras posłusznie, skupiła się na koparce. Trumna nie była zakopana głęboko, pewnie już sprawka Michaela. Jeden ruch koparki i Alucard już widział w dziurze zarys trumny.
- Już ją widzę – dał znak wampirzycy i wskoczył do otworu. Praktycznie od razu z niej wyskoczył, tyle że z trumną w rękach – Zakop to z powrotem! Grób musi wyglądać tak jak wcześniej.
- Tak jest, Master – wykonała wszystko z werwą i bez szemrania. Wiedziała, że sobie nagrabiła, ściągając tu tę głośną maszynę. Choć i bez poczucia winy zawsze była posłuszna swojemu Mistrzowi.
Gdy zakopawszy grób, zaczęła odjeżdżać, Alucard skupił się na trumnie. Wyjął wkręcone śruby, jakby były zwykłymi patyczkami w dziurkach. Chwycił za wieko. Nieco się zawahał. Wokół ponownie panowała cisza.
Otworzył wieko trumny. W środku leżało ciało Integry, ubrane w czarną suknię, ze złożonymi rękami. Pogrzeb odbył się przy zamkniętej trumnie, więc nikt nie widział, że na twarzy kobiety zaszły zmiany. Wyglądała…młodziej. Nadal dojrzale, ale zmarszczek było zdecydowanie mniej, a włosy odzyskały blask.
Przez kilka sekund nic się nie działo. Alucard po prostu przykucnięty przy trumnie na ziemi, patrzył na ciało, aż tu nagle…Integra Hellsing otworzyła oczy. Oczy! Miała znów parę błękitnych oczu, które natychmiast odszukały czerwone ślepia Alucarda. Uśmiechnęła się.
- Witaj z powrotem, Hrabino – Alucard wstał i wyciągnął rękę, chcąc pomóc jej się podnieść.
- Wróciłam, Hrabio – Integra przyjęła pomoc i wyszła z trumny.
Stali naprzeciw siebie, trzymając swoje dłonie. Kobieta poszerzyła uśmiech, ukazując…kły. To była już wampirzyca, nie kobieta.
Gdy Victoria wróciła na cmentarz, tym razem na piechotę, zobaczyła parę całujących się wampirów. Razem z Pipem zdecydowali, że dadzą im jeszcze chwilkę prywatności.

***

- I co teraz? – spytała Seras.
Podczas pogrzebu Integry, przez cały dzień Alucard i jego podwładna organizowali ostatnie dwie kwestie. Pierwszą była łódź na której obecnie znajdowała się cała trójka. Stali na rufie, a cienie Alucarda pchały łódź naprzód.
- Pytasz co teraz? – Integra spoglądała w stronę lądu. W ciemności i bez okularów widziała już doskonale. Zastanawiała się, czy kiedyś jeszcze powróci do Anglii. Najpewniej tak, ale dopiero gdy umrą wszyscy, którzy pamiętają ich twarze – Zataczamy koło.
- To znaczy?
- Kiedyś całą Organizację Hellsing stanowił jedynie mój dziadek. Potem rozrosło się to do Agencji, którą znamy dziś. Obecnie trafia ona w ręce państwa. Hellsing zatacza koło, oznacza to, że ponownie są tylko pojedynczy łowcy.
- Czyli dalej polujemy na wampiry, tyle że …tylko we trójkę?
- Zgadza się. Lecz tylko na te, które nie trzymają się naszych zasad.
Alucard zaśmiał się cicho. Tak, Hellsing zatoczyło pełny krąg. Ponownie składa się z kilku łowców, ale…samych wampirów. To coś nowego.
- Hellsing, którym teraz zacznie kierować kraj, chyba nie będzie miał wiele do roboty, skoro pojawiliśmy się my. Jako wolne wampiry będziemy mieć jeszcze łatwiej niż oni – powiedział Alucard – To nam daje nowe możliwości. Ale od teraz działamy w cieniu. Najpierw miejsce do osiedlenia.
- Zajmiemy się tym, jak dobijesz do lądu – odparła Integra.
Alucard właśnie zaczął się zastanawiać, czy nie czas, aby załatwić drugą kwestię. Uznał, że już czas.
- Seras, przejmij ster.
- Co? Och, dobrze, Panie.
Seras odrzuciła pelerynę, której używała, aby zakryć swoją cienistą moc, w miejscu gdzie powinna być ręka. Cień rozszerzył się i przejął prowadzenie nad łodzią.
- Integro, chodź pod pokład – powiedział wampir, gdy Victoria już przejęła pałeczkę.
- Po co?
- Zobaczysz – był tak zadowolony, że widać było, ze coś kombinuje.
Gdy ta dwójka odeszła, Seras z jakiegoś powodu odetchnęła z ulgą.
- Teraz do końca życia będę piątym kołem u wozu?
- Jak chcesz… - z jej cienia wyłoniła się głowa Bernadotto - …możemy my ich podenerwować, żeby się czuli jak piąte koło. Mam kilka pomysłów.
- Nie…no weź Pip – biedna Seras spiekła raka.
Tymczasem Alucard i Integra zeszli pod pokład. Wampirzyca jako nowonarodzona jeszcze nie do końca zrozumiała jak używać swoich nowych zmysłów i dopiero, gdy schodziła schodkami w dół, poczuła woń…
- Nie mów, że…
Nie dokończyła. Zobaczyła obiekt swoich przewidywań. Pod pokładem, oprócz ich trzech trumien leżał…związany człowiek. Mężczyzna w średnim wieku, bardzo ciasno związany i zakneblowany. Widząc, że nadeszli zaczął co chrząkać, ale przez knebel nic nie dało się zrozumieć.
- Kto to, do diabła? – jeszcze nie wiedziała, czy powinna być zła.
- Twoja pierwsza krew. Wiem, że nie będziesz jak ta nasza „córeczka” i nie będziesz się wahała napić i dokończyć przemianę.
- Kto to jest? – wyglądała już na nieco złą, ale Alucard wiedział, że tak może się zdarzyć.
- Spokojnie, wziąłem go sobie z więzienia – od razu zobaczył, że jej twarz złagodniała – Jutro rano będzie huczało o jego ucieczce. Ten gość był w celi śmierci. I tak miał zginąć w najbliższym czasie. Z tego co się dowiedziałem, skazali go na śmierć za zgwałcenie i zabicie 14 chłopców poniżej 13 roku życia.
- I chcesz, żebym jako pierwszą wchłonęła duszę tego ścierwa? – Integra skrzywiła się z niesmakiem.
- To będzie twoja dusza. Nie musisz trzymać jej na luzie, jak Seras robi to z tym francuzem. Możesz go kontrolować jak niewolnika i zepchnąć w głąb siebie. Pamiętaj, że sam miałem  ich kilka milionów. Gdybym nie kazał im wszystkim się zamknąć, jeszcze bardziej bym zwariował. Traktuj go jako tarczę, który pewnego dnia umrze, zamiast ciebie.
Integra zastanawiała się tylko przez moment. Zdecydowanym krokiem podeszła do mężczyzny. Uklękła, pochyliła się nad nim i bez żadnych rozterek, czy wahania, podążyła za instynktem. Zatopiła w nim kły, zrobiła to z taką postawą, jakby wykonywała zwyczajną, codzienną czynność.
Alucard skrzyżował ręce i z wyszczerzonymi kłami oglądał ten wspaniały spektakl. Integra, jakby robiła to każdego dnia, samodzielnie dokańczała przemianę. Życie skazańca zakończyło się bardzo szybko. Żadna kropla się nie zmarnowała.
Zrobiło się jeszcze chłodniej. Cienie rzucane przez światło lampy, zaczęły szaleć, ale nie za sprawą mocy Alucarda. Zrobiła to nowo przebudzona moc wampirzycy. Integra uniosła w końcu głowę, ukazując swoje oczy. Nie było już śladu po błękicie. To były szkarłatne ślepia krwiopijcy.
No Life King poczuł jak ta ekscytacja zaczęła do niego powracać nową falą. Ten widok…pobudził go do głębi. Integra nigdy wcześniej nie przedstawiała tak przerażającego i doskonałego jednocześnie widoku. Satysfakcja, że to on stworzył tą wspaniałą kreaturę napawała go dumą.
- Hmm…Miałeś rację. Mogę wszystko zrobić z tą duszę…Nawet skopać.
Alucard skwitował to krótkim śmiechem.
- I jak się czujesz?
- Lepiej niż na to zasługuję… - wstała z podłogi i niedbale kopnęła ciało pod ścianę. Nad kimś takim nie zamierzała się litować – Szczerze…uczucie bycia nieumarłym nie da się pojąć, dopóki się nim nie zostanie. Przywyknę do tego.
- A to, to na pewno. Śmiem twierdzić, że nie tylko się przyzwyczaisz, ale i prześcigniesz wszystkich z naszego gatunku. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć proces twojego wzrostu w siłę.
- Och, na pewno zobaczysz – wampirzyca zaczęła niespiesznie kroczyć w jego stronę – Nie opuścisz mojego boku do końca życia, będziesz świadkiem wielu rzeczy. A teraz…powinieneś się nad czymś zastanowić.
- Nad czym? – uniósł brew, w iście aktorskim stylu. Czytał w jej myślach, wiedział o czym myśli. Stanowili już poniekąd część samych siebie.
- Nad tym, jak wynagrodzić mi te lata twojej absencji. Jutrzejszej nocy mamy wiele rzeczy do zrobienia, w końcu Hellsing zaczyna od zera…więc dziś możesz robić co zechcesz.
- Dla mojej Królowej wszystko.
Dosłownie kilka minut później, rumieniec Seras, który już dawno zdążył zniknąć nagle powrócił i to wiele bardziej intensywniejszy.
- Co jest? – do jej uszy zaczęły dochodzić dziwne dźwięki – Czy oni…Co to, jakieś jaja?! Nie mają kiedy tego robić tylko teraz? Nie chcę tego słuchać!
Zapomniała na chwilę o sterowaniu, skuliła się na podłodze i zakryła uszy dłońmi (a właściwie dłonią i kawałkiem cienia z drugiej strony). Pip znów się pojawił w tym samym miejscu.
- Wiesz, długo się nie wiedzieli…a i wtedy musieli się powstrzymywać by pójść na całość. Czułem, że szybko pękną i się na siebie rzucą.
- Ale teraz? – znów musiała usłyszeć coś wstydliwego, bo pisnęła – Nie mam nic przeciwko, niech…konsumują co tam chcą, ale czy ja muszę tego wysłuchiwać?
I kolejny pisk. Pip westchnął. Musiało się nieźle dziać tam na dole.
- Sądzę, że o tobie w ogóle nie pomyśleli.
- Ja nie wiem, czy ja tak długo wytrzymam. Trzeba im dać jakiś miesiąc miodowy czy co, albo ja tu padnę trupem ze wstydu.

***

Hellsing w rękach kraju nigdy nie miał dużo do roboty. Praktycznie to nic. Nie mieli pojęcia, że prawie całą ich pracę wykonują trzy wampiry. Trzy osoby, które w oczach świata były martwe, dzięki czemu miały swobodę działania.
Seras czasem żyła samodzielnie, ale i tak wracała do pary i przez większość czasu żyli we trójkę. Alucard w tych chwilach jej powrotu nazywał ją „córką marnotrawną”, wprawiając obie wampirzyce w zażenowanie. Victoria zostawiała ich samych, co jakiś czas, jedynie wtedy, gdy uznawała, że para potrzebuje czasu tylko we dwoje (albo gdy nie dawała rady ze wstydu).
Świat wampirów zatrząsnął się w posadach, albowiem do ich świata powrócił ich Król, tyle że tym razem z Królową, która rozporządziła nowe prawa. Każdy krzykliwy, zabijający zwykłych ludzi wampir skazywał się na śmierć. Jedynie nielicznym, tym którzy zgodzili się żyć wedle ich zasad, pozwolono żyć. Stawianie oporu nie miało sensu. Już z samym Królem cała armia nie miała szans…szybko się o tym przekonano. A sama Królowa rosła w siłę każdego dnia.
W podziemiu wampirów na zawsze panował już Król i Królowa nieumarłych. Choć inna wampirzyca miała nieoficjalny tytuł Księżniczki. Władcy i łowcy jednocześnie, pilnowali porządku. Prawdziwa Hellsing…nadal strzegła ludzkość przed tymi ze swojego gatunku. Zaczęła się nowa historia jej rodziny, którą ona zaczęła i ona zakończy.
Na zawsze, do końca świata, Organizacja Hellsing, ani inni łowcy nie byli już potrzebni. Alucard, Integra i Seras sami tego dopilnowali. Świat wampirów był w ich rękach. Kto ich słuchał, żył. Kto się buntował, ginął.
A sami Alucard i Integra…nigdy nie złamali swoich przysiąg i nigdy nie wypuścili swoich dłoni. Zostali razem do końca, przez setki lat, aż do chwili, gdy No Life King uzyskał łaskę i mógł odejść w zaświaty i rzecz jasna jego Hrabina…poszła z nim. Coś takiego jak wieczność nie istnieje, jak powiedział kiedyś pewien wampir.
A wiemy to wszystko, ponieważ czytaliśmy między wierszami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz