Głowa Seras
gwałtownie odwróciła się w prawą stronę. Do jej uszu doszły odgłosy kroków.
Kroków bardzo wolnych i jakby mozolnych. Wiedziała co to oznacza.
- Znowu się
zaczęło – powiedziała do siebie z przyzwyczajenia.
Seras właśnie
odbywała nocny patrol wokół posiadłości i usłyszała te dźwięki gdzieś wewnątrz
domostwa. Jej słuch był wybitny, oczywiste jak u wampira.
Wampirzyca
opuściła swoje stanowisko, aby pójść do osoby, której kroki usłyszała. Nie
zrobiła tego jednak natychmiast. Ludzkim krokiem poszła w stronę posiadłości, a
nawet użyła drzwi. Nie śpieszyła się, ponieważ wiedziała doskonale dokąd owa
osoba szła i chciała, aby doszła ona do celu.
Dosłownie,
gdy weszła do środka, kroki ucichły. Ten ktoś dotarł na miejsce. Seras przyśpieszyła
więc i zeszła do podziemi. Od bardzo dawna wszystkie piwnice należały do niej.
Nie używała tylko dwóch pomieszczeń, starego pokoju Mistrza, oraz komnaty, w
której leżała jego trumna z wyciętym kawałkiem chodnika, na którym widniał
krwawy pentagram.
Victoria szła
właśnie do starej komnaty Mistrza. Wiedziała, że kroki, które słyszała,
zmierzały tam…jak zawsze…Wiedziała co ujrzy po przekroczeniu progu i napawało
ją to smutkiem i współczuciem. Za każdym razem ten widok ranił jej serce.
Stanęła przed
zamkniętymi drzwiami. Wzięła głęboki wdech, choć go nie potrzebowała. Ze
zdecydowaniem pchnęła drzwi, swoją normalną ręką. Otworzyły się gwałtownie, w
ogóle nie skrzypiąc. Seras zadbała, aby były naoliwione.
Witał ją
widok, na który musiała patrzeć już od kilkudziesięciu lat. Z roku na rok
stawał się on coraz bardziej przygnębiający. Upływ czasu trawił ten obraz i
napełniał wampirzycę coraz większym niepokojem.
Pomieszczenie
było spowite w nieprzeniknionej ciemności. Gdzieniegdzie można było zauważyć
pajęczyny, a na podłodze rozciągała się cienka warstwa kurzu. Na samym środku
stało majestatyczne krzesło, służące przed laty za tron dla No Life Kinga. A
dziś siedziała w nim starsza kobieta i głęboko spała.
Seras
podeszła bliżej. Integra nie zbudziła się. Dalej była pogrążona we śnie, choć
nie siedziała w najwygodniejszej pozycji do snu. Ubrana była w swoją piżamę, a
na oku miała swoją standardową przepaskę. Opierała głowę o oparcie, a ręce
miała po bokach. Właściwie mógłby ktoś pomyśleć, że zwyczajnie na nim siedzi i
rozmyśla, ale Seras wiedziała, że tak nie jest.
Integra
Hellsing lunatykowała.
Zaczęło się
to jakieś 7 lat po zniknięciu Alucarda. Podobnie jak dziś, Seras była na
patrolu. Gdy usłyszała te niespodziewane kroki, pomyślała, że może jej Pani
czegoś potrzebuje. Pobiegła tam szybko i zobaczyła lunatykującą Integre.
Z początku
nie zauważyła, że ona lunatykuje. Mówiła do niej i machała ręką przed twarzą,
ale ona w ogóle nie reagowała. Szła jedynie, a wampirzyca poszła za nią. Gdy
patrzyła jak ta siada na krześle jej Mistrza, nie wiedziała co o tym myśleć.
Uznała to za jednorazowy incydent i zaniosła swoją Panią z powrotem do jej łóżka.
Następnego dnia Integra niczego nie pamiętała, więc Seras wolała o tym nie
wspominać.
Jednakże ten
przypadek nie był jednorazowy. Sytuacja powtórzyła się dwa tygodnie później. I
ponownie następne dwa tygodnie później. I tak dalej…
Po 10 latach
od zniknięcia Króla wampirów, Integra lunatykowała już raz w tygodniu. Po 20 latach, dwa razy w tygodniu. A obecnie,
po 30 latach, te incydenty zdarzały się już co najmniej trzy razy w tygodniu.
Przez cały ten czas Integra nie zorientowała się, że stała się lunatyczką.
Victoria trzymała jej nocne eskapady w tajemnicy. Każdej nocy uważnie słuchała,
aby nie przegapić jej kroków. Pozwalała jej chwilę siedzieć na krześle, a potem
zanosiła ją do łóżka. Aż strach by było pomyśleć, co by się stało, gdyby
obudziła się w tym fotelu z ogromnym bólem karku. Najpewniej nie uwierzyłaby,
że sama tam przyszła, podczas snu.
Seras miała
bardzo, bardzo dużo czasu, aby o tym pomyśleć. Trochę jej zajęło, aby domyślić
się przyczyny, czemu to zdarza się coraz częściej i skąd to się wzięło.
Przypomniała sobie o prośbie Hellsing, aby nie pozwoliła jej stracić wiary w
powrót Alucarda. Oświeciło ją…
To o ową
wiarę chodziło. Te ludzkie wątpliwości, które Integra przewidywała, zaczęły się
pojawiać. Musiała zacząć lunatykować w chwili, gdy zaczęła tracić wiarę w jego
powrót. A im bardziej czas mijał, tym wątpliwości stawały się większe, a
incydenty lunatykowania zwiększały częstotliwość.
Wciąż jednak
nie rozumiała tego zjawiska. Dlaczego akurat to się działo w taki sposób? Czemu
Integra Hellsing reaguje właśnie tak? Sama by na to głupiutka nie wpadła, więc
po roku tych incydentów, Pip ją oświecił.
- To amour – powiedział do niej, z jej
wnętrza, kiedy po raz któryś szli zabrać ich szefową z podziemnej komnaty.
- Co? O czym
ty gadasz? Jaki glamour?
- Nie glamour
– Bernadotte uderzył się w czoło – Tylko amour.
Miłość, Seras.
- Miłość? –
wampirzyca, weszła do owej komnaty i zrozumiała co jej ukochany ma na myśli.
Widok Integry
Hellsing, wówczas 30-letniej, ukazał się jej w nowym świetle.
- Myślisz, że
oni byli…
- Na pewno –
Pip był pewien swego – Przy innych zachowywali się strasznie oficjalnie, nie
sądzisz? Ale jak byli sami to nie wiadomo. Pamiętasz chyba jak nazwał ją swoją
Hrabiną, co? Oczywiste co to oznaczy. A jej reakcja, gdy znikał…Bardzo
emocjonalna, co nie?
- Mo…możesz
mieć rację…rzeczywiście – Seras wytrzeszczała oczy na Integre i nagle jej mina
posmutniała – Czyli…ona tu przychodzi, bo za nim tęskni?
- Tak…tak.
- Kocha go, a
jedynie tu może być najbliżej niego.
Seras
wypuściła kilka krwawych łez tej nocy i przysięgła sobie jeszcze raz, że
utrzyma to wszystko w tajemnicy. Została strażniczką tego sekretu. Nie pozwalała,
aby ktokolwiek inny przyłapał Integre na lunatykowaniu, ani by ona sama się
zorientowała. Rutynowo pozwalała jej siedzieć w tej komnacie przez pewien czas,
a potem odnosiła do jej pokoju. Lepiej może by szefowa tego nie leczyła…to był
jedyny dowód, że jej zależy.
Poza tym,
przez 30 lat Integra prowadziła dalej swoje życie jako przywódczyni Hellsing.
Nic, nigdy nie było po niej widać, ale Seras…wiedziała. Nic jednak nie mówiła.
Sama miała dużo do roboty. Stała się zastępstwem Mistrza i stała się główną
bronią Organizacji.
Stała
ponownie, po raz któryś setny przez śpiącą kobietą. Miała ona już 52 lata.
Zmarszczki okalały jej twarz, a włosy straciły swój dawny blask. Opaska na oku
okrutnie ją szpeciła. Kondycja fizyczna trzymała się niewiarygodnie dobrze, ale
wola życia ją opuszczała. Seras obserwowała to każdego dnia. Było coraz gorzej…
Integra
traciła zapał…błękit w jej jedynym oku zmętniał…zaczęła nawet mówić o
testamencie i że po jej śmierci zamierza przekazać Hellsing w ręce rządu.
Wszystko to napawało wampirzycę strachem…Lękiem o los swojej Pani. Coraz
częstsze lunatykowanie jeszcze bardziej wzmagało jej niepokój. To wszystko
razem pokazywało, że stan psychiczny kobiety jest w złym stanie. Nie dawała po
sobie tego poznać oczywiście, ale w środku rozsypywała się. Ukrywała to, ale
wampirzyca, jako jedyna bliska jej w tej chwili osoba, nie dawała się nabrać.
- Master… -
rzekła cicho w nicość, wciąż patrząc na sylwetkę śpiącej kobiety – Błagam,
wróć.
Przez lata
Seras robiła wszystko co w jej mocy, aby przekonać Integre, że Alucard wróci,
że nic mu nie jest. Ale słowa nie dawały wiele. Integra chciała dowodów, nie
słów. Ale jak mogła jej opowiedzieć, o tym co czuje? Cząstka jej samej żyła w
jej Mistrzu…dlatego wiedziała. Wyczuwała jego obecność na tym świecie, ale nie
potrafiła przekazać tego odpowiednio. Integra nie rozumiała tego uczucia, więc
nie potrafiła jej uwierzyć.
Wampirzyca
uznała, że już wystarczy. Wzięła kobietę, jak zwykle na ręce i zaniosła na
górę, do jej sypialni. Kładąc ją na łóżku i otulając kołdrą, nie potrafiła pozbyć
się przygnębiania i lęku.
Bała się, że
Alucard nie zdąży na czas, zanim Integra Hellsing umrze za życia.
- Master,
musisz wrócić – powiedziała cicho w powietrze – Błagam pośpiesz się, zanim
będzie za późno.
Czuła
instynktownie, że tylko jego powrót może pomóc kobiecie…że ona go potrzebuje.
Nie miała
tylko pojęcia, że Integra już od dziecka, uciekała do piwnic, do Alucarda, aby
zregenerować siły. Tyle, że…jego nie było, a nieświadomy nawyk został. I
rzeczywiście zdarzał się coraz częściej…ponieważ była coraz bardziej
przytłoczona.
***
Alucard nie
przypuszczał, że wyrżnięcie tej całej hordy będzie takim wyzwaniem…a jednak
było.
Wszystko
przez jego formę. Nie posiadał w tym świecie wampirzej siły i szybkości. Jego
miecz był jedyną bronią jaką mógł używać w walce. Jego gołe dłonie nie
potrafiły tu przeciąć niczego. Mógł tu nawet zostać ranny, a ból który wówczas
odczuwał był jak najbardziej realny. Jedynymi dobrymi rzeczami było to, że nie
męczył się tutaj, mógł walczyć bez przerwy oraz rany po jakimś czasie się
goiły.
Niestety te
ograniczenia wszystko przedłużyły. Musiał zabijać każdą duszę pojedynczo i
potrzebował czasami chwili, aby zregenerować rany (nie trwało to krótko, nie
miał świeżej krwi by sobie pomóc). A w dodatku, tych dusz było nieskończoność.
Równo 3 424 867 żyć. Tyle miał do pokonania. Ale jego możliwości
średnio dawały 312 pokonanych wrogów. Czasem jednego więcej lub jednego mniej,
ale zawsze ponad 300 dziennie.
Czas
mijał…mijał…mijał…miał coraz mniej żyć…coraz mniej…i jeszcze mniej…
I oto
nadeszła najważniejsza chwila. Vlad z krzykiem wojennym, zamachnął mieczem z
całej siły i odciął duszy głowę. Ciało upadło na ziemię. Wampir dalej
wymachiwał bronią, zaczął się rozglądać i z małym zaskoczeniem zauważył…że to
był koniec.
Nie było tu
już nikogo. Ponad 3 miliony żyć zostało zgładzonych, nareszcie zabił
wszystkich. W szale tego nie zauważył. W jego głowie od dawno było jedynie
słowo „zabij”, przez co już przestał
liczyć ile żyć zniszczył, a ile pozostało.
Nic tu już
nie wyglądało jak na początku. Żółtawe pozostało jedynie niebo. Trawa…była
zasłonięta kilkucentymetrową warstwą krwawej papki... Przez ten cały czas,
każda pokonana dusza nie znikała, ciało zostało zgniatane przez innych,
zdeptane przez miliony stóp. Przez co Vlad stał w jednym wielkim bajorku krwi,
mięsa i kości, który ciągnął się aż za horyzont, tak jak wcześniej armia jego
żyć. A co ciekawe, ta krew nie pachniała jak coś zdatnego do spożycia.
Pachniała…jak kwas.
Wampir dyszał
ciężko, chociaż nie czuł się zmęczony. To jego płuca i ciało nagle stało się
cięższe. Potrzebował minuty, aby dotarło do niego, że to koniec walki i
wreszcie mógł opuścić gardę. Ręce opadły wzdłuż ciała, a miecz wypadł mu z
dłoni i z pluskiem wpadł do krwi.
Vlad ruszył w
końcu nogami i poszedł w stronę urwiska, z którego skoczył do walki 30 lat
temu. Posoka sięgała mu ponad kostki i chlupotała głośno przez jego kroki.
Wampir dotarłszy do ściany zaczął się wspinać. Kiedy dotarł na górę zobaczył
owo drzewko, jedyne w tym świecie oraz kota, leżącego w jego cieniu.
- Łał, to
było imponujące – rzekł Schrödinger, uśmiechając się od ucha do ucha –
Zapewniłeś mi rozrywkę na 30 lat.
- Nie
potrzebujesz wiele do szczęścia – odparł mu Vlad, podchodząc bliżej.
- Och, mylisz
się. Twój widok, pełen desperackiej walki był niesamowity, zwłaszcza, że to
wszystko na nic – widząc twarde spojrzenie wampira, zdziwił się. Może nie
zrozumiał? – Nie wpadłeś na to przez 30 lat? Żeby powrócić musisz pozostać sam.
Ale JA tu jestem. A mnie się nie da zabić, zauważyłeś już. Zostaniemy tu na
zawsze. To uwolnienie, gdy zabijesz tamtych, sam sobie wmówiłeś. Ja nic takiego
nie powiedziałem. Wiń sam siebie, że sam sobie wszystko dopowiedziałeś.
Kot
spodziewał się gniewu, rozpaczy, ale nie…uśmiechu.
- Uważasz
mnie za głupca? – zapytał wampir, szczerząc się – Nigdy ci nie ufałem.
Wiedziałem, że coś kombinujesz. Zrozumiałem co muszę zrobić już 30 lat temu.
Wiedziałem, że kłamiesz i poczekasz na odpowiedni moment, aby mnie dobić tymi
słowami, zniszczyć moją pielęgnowaną nadzieję. Piękny plan, ale… Nie doceniłeś
mnie…
Schrödinger
nie zdążył nawet mrugnąć, gdy wielka dłoń chwyciła za jego szyję, podniosła do
góry i mocno uderzyła jego ciałem o ziemię. Kot nie mógł oddychać przez moment.
Próbował wstać, ale nic z tego. Wampir przyciskał go nogą do ziemi, nadal nie
puszczając szyi.
- Jak…jak
niby…zamierzasz wrócić…? - kot wypowiedział te słowa z wielkim trudem. Wszystko
przez duszące go dłonie Vlada.
- Widzisz,
twoja umiejętność bycia wszędzie i nigdzie zarazem, bardzo by mi się przydała.
Zwłaszcza teraz, gdy straciłem wszystkie swoje tarcze…Potrzebuję zabezpieczenia
na wypadek śmierci zbyt prostej…i ty nim będziesz. A jak wrócę? Wy, naziści
macie brzydki zwyczaj zapominania o swoich poległych. Zapomniałeś już o pewnym
śmieciu o imieniu Luke?
Och…jeden z
wampirów wysłanych przez nich do ataku na siedzibę Hellsing. Alucard nie zabił
go, ale pożarł żywcem. Potem, podczas wojny, Luke się nawet pojawił…żywy no…na
chwilę.
- Ty…
- Nie muszę
cię zabijać – uśmiechnął się wampir jeszcze szerzej – Wystarczy, że cię zjem.
Wchłonę twoją naturę. Wtenczas zostanę tu…tylko ja. Ty, Schrödinger, znikniesz.
- Nie… -
wycharczał, próbując wciągnąć cenne powietrze – Twoja…forma…ci na to…nie
pozwala…jesteś …Vladem.
- Tak
sądzisz? – zapytał, jakby miał coś w zanadrzu.
Nagle, oczy
kota rozszerzyły się gwałtownie. Za wampirem, z przepaści uniosła się ogromna
fala. Fala krwi i szczątków. Runęła na nich oblewając w całości. Oczy Schrödingera
widziały wyraźnie jak postać Vlada pod wpływem tej fali się zmienia. Jak tylko
posoka ściekła z wampira…nie było już Vlada. Włosy i wąsy pozostały takie same,
ale oczy stały się czerwone. Pojawiły się kły. Zamiast zbroi był starodawny
garnitur i wielka, czarna peleryna.
-
Dra…Dracula.
I ponownie,
za nim zjawiła się fala. Tak samo, jak wcześniej krew ich oblała. A gdy opadła,
nie było już peleryny, a długi, czerwony płaszcz. Broda zniknęła, a włosy
znacznie się skróciły. Alucard powrócił!
- Czas zjeść
kotka… - zaśmiał się cicho i złowieszczo.
- NIE!!!
Szczęki
Alucarda rozwarły się na nienaturalną szerokość, pochwyciły Schrödingera i
pochłonęły go całego. Kot znikał w jego gardle, aż w końcu całkowicie trafił do
jego żołądka. Wampir połknął go w całości.
Przez sekundę
nic się nie działo…
Aż tu nagle,
wszystko się osunęło! Żółtawe niebo rozpadło się niczym roztrzaskane lustro.
Ziemia pod stopami rozsypała się w drobny pył. Pojawiła się wokół jedynie
wielka, czarna pustka. Alucard stał spokojnie w miejscu i pozwolił aby krwawe
bajoro powstało, niczym potężne tsunami i porwało go całego. Wampir nie tonął,
dał się ponieść fali, aby się z nią zespolić.
Razem gnali,
niczym ogromny strumień, płynący gwałtownie przez wielką nicość. Alucard, w
samym jej środku, kierował całą tą posoką. Zamierzał za jej pomocą przebić
ostatnią ścianę.
Ale jak? Jak
zamierzał powrócić do realności?
Masz pamiętać, że to jest twój dom, Alucard.
Kiedy to się wszystko skończy, wiedz, że masz dokąd wrócić. I niech to…ci o tym
przypomina…Zapamiętaj ten smak Alucard. To smak domu. Pamiętaj o nim, kiedy
będziesz daleko. Pamiętaj, że musisz wrócić do domu…do mnie.
Słowa, wypowiedziane
tyle lat temu, znów odnalazły zastosowanie. Alucard musiał w pełni zdać się na
instynkt. Musiał myśleć samym zmysłami, przestać odczuwać rozumnie, a jedynie
jako wampir- krwiopijca.
- Szukaj jej
krwi! – nie miał już ust, był jedynie ową ogromną falą szkarłatnej posoki, a
jednak głos się skądś wydobył – Znajdź jej krew! Ten zapach! Ten smak! Smak
domu! Rozbij tam, gdzie poczujesz jej krew!
Fale pognały
jeszcze z większą siłę. Uderzyły z ogromnym rozpryskiem w niewidzialną, czarną
ścianę. Nie zaprzestały. Waliły raz za razem. Uderzały z całych sił i nie
zamierzały się poddawać dopóki nie pojawi się szpara.
Krew…krew…krew…krew…krew…krew…krew…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW…KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!...KREW!!!
Myśli
zniknęły, pozostała jedynie coraz silniejsza żądza krwi. Im większa była żądza,
tym bardziej wzrastała jego zdesperowana siła, a zmysły szalały. Krew, ten
konkretny aromat był jego jedynym sensem istnienia i wydostania się stamtąd.
W końcu…W
ciemnej nicości pojawiła się mała…maleńka dziurka. Za nią także było ciemno,
ale widać było poświatę księżyca…widać był jakieś kształty.
Możesz być wszędzie…Możesz być nigdzie…Twój
wybór, gdzie będziesz.
Ciemnokrwista
substancja zaczęła napierać na szparę i powoli wysączać się przez nią na
zewnątrz. Przestrzeń, do której wyciekła była tysiące razy większa. Okazało
się, że do tej pory, to niby wielkie pole, było jedynie małym kawałeczkiem
ziemi rzeczywistej.
Gdy cała
posoka wyciekła, szpary już nie było. Substancja zaczęła nabierać kształtu, a
następnie materialności. Powoli wyłoniły się włosy, twarz, ciało otulone
czerwonym płaszczem.
Alucard, po
raz pierwszy od 30 lat, znajdujący się w świecie rzeczywistym, jeszcze nie do
końca wrócił do zmysłów. Liczyła się…tylko krew. A ona była…tuż przed nim.
Zjawił się tam gdzie chciał. Przed nim, na łóżka, leżała ta krew, która go tu
sprowadziła. Chciał posmakować smaku domu…
Ruszył
nogami…było to dziwne…przez tak długi czas przebywał we własnej jaźni, że teraz
ruszanie się w rzeczywistości było zdecydowanie…cięższe.
Podczas, gdy
w jego głowie rozbrzmiewało jedynie słowo „KREW!!!”,
wampir stanął przy łóżku. Pochylił się nad ciałem śpiącej, starszej kobiety i
otworzył usta, ukazując kły. Był taki…głodny!
Następne
wydarzenie jednak całkowicie go otrzeźwiło i przywróciło do zmysłów. Integra
wyczuła zagrożenie, wyciągnęła spod poduszki broń i strzeliła do agresora kilka
razy. Siła kul rzuciła Alucardem aż pod ścianę.
Znów mógł
myśleć. A fakt, że Integra po tak długim czasie nadal trzyma pistolet pod
poduszką, tak go rozbawiła, że zaczął się śmiać.
Przywołana
odgłosem wystrzałów, w drzwiach pojawiła się zaalarmowana Seras, dzierżąca
działo. Zarówno ona, jak Integra skupiły jednocześnie wzrok na intruzie i …obie
z niedowierzaniem rozpoznały w nim…kogoś dawno nie widzianego.
(Nie będę
opisywać tej sceny :P jest idealna jak ją autor narysował. Tych którzy nie
wiedzą o co chodzi, odsyłam do ostatniego tomu mangi lub ostatniego odc.
Hellsing Ultimate, ostatnia scena. Obejrzyjcie to cudo. No dobra…tylko co się
działo dalej…już mówię)
- Witaj w
domu, Hrabio.
- Nareszcie
jestem w domu, Hrabino.
Kropla krwi
spadła prosto na wysunięty język wampira. Tak! Teraz wiedział, że na pewno jest
w domu. Tego smaku nie dało się porównywać z niczym innym. Krew Integry
Hellsing. Wciąż miała ten sam, wspaniały smak.
Integra nie
pozwoliła już drugiej kropli tak samo spaść. Zamiast tego, usiadła na ziemi i
pozwoliła, aby jej ranny palec wsunął się pomiędzy ostre kły. Z gardła wampira
rozległ się zadowolony dźwięk. Dzięki temu łatwiej mu było pić. A ona nie
śmiała mrugnąć okiem, skupiała wzrok na tej istocie, jakby lada moment miała
się rozpłynąć w powietrzu.
Trwało to
dobrą chwilę. Cieszę przerwała właśnie Integra, czując, że palec przestaje jej
krwawić.
- Seras,
przestań przytulać broń, to nie miś. Jeszcze przestrzelisz mi sufit.
Wampirzyca
drgnęła, rzeczywiście nieświadomie przytuliła działo. Skąd ona to wiedziała, skoro
była odwrócona plecami?
-
Przepraszam…wzruszyłam się…
Alucard,
zlizując ostatnie krople krwi, odczytał myśli Seras. Zobaczył w jej głowie
miriady niemalże identycznym obrazków. Na każdym Victoria zabierała śpiącą
Integre z krzesła, jego krzesła w podziemiach. Na tych obrazach jedynie ludzka
kobieta się zmieniała. Była coraz starsza…ale wzór był taki sam. A więc
lunatykowała…
- Seras –
ponownie odezwała się Hellsing – Wiem, że dawno nie widziałaś swojego Mistrza,
ale czy mogłabyś zostawić nas samych. Później będziecie mieli czas.
- Do…dobrze –
wampirzyca już zaczęła się cofać, ale Integra jeszcze nie skończyła.
- Aha, Seras…
- Tak?
Kobieta
obejrzała się za siebie. Pomimo, że miała jedno oko, siła spojrzenia i tak
wryła Victorię w ziemię.
- Nie mów
nikomu, ale to nikomu, że Alucard
wrócił.
Seras wpierw
zrobiła wielkie oczy, ale potem posłusznie kiwnęła głową i wyszła, zostawiając
ich samych.
Integra
ponownie skierowała się ku wampirowi. Widząc, ze skończył pić, wyjęła palec z
jego ust. Żadne nie przerwało kontaktu wzrokowego, ani ciszy przez następne
dwie minuty.
- Od kiedy to
przejmujesz się wyglądem? – Alucard, po raz pierwszy od powrotu, uśmiechnął się
w złośliwy sposób.
- O co ci
chodzi?
-
Powiedziałaś przed chwilą, że jesteś stara, a gdy powiedziałem, że mi to nie
przeszkadza, wyraźnie ci ulżyło. Martwiłaś się, że nie będę już cię chciał
skoro przybyło ci lat? Jednak masz w sobie trochę kobiecości.
- W magazynku
nadal mam kule. Za mało oberwałeś?
Zaśmiał się krótko
i cicho. Złośliwość opuściła w końcu jego oblicze. Przybrał ponownie poważny
wyraz twarzy, po czym przesunął się do przodu, aby móc ująć dłoń kobiety.
- Mam dużo
pytań.
- Ja również
– odwzajemniła uścisk.
- Nie
odpowiedziałaś, czy mi wybaczasz.
- To ci w
głowie? – kąciki ust jej się uniosły, lecz był to uśmiech smutny – Czy ci
wybaczam? Na świecie minęło 30 lat, a ciebie to interesuje w pierwszej
kolejności? Ech… - zerknęła gdzieś w bok, po czym odpowiedziała – Trzy dekady
to nie jest coś co można łatwo wybaczyć.
- Będę prosił
o wybaczenie każdego dnia, jeśli tego zażądasz.
- Nie było w
tym wiele twojej winy, więc ci wybaczę, ale musisz mi to zrekompensować. Mam
nadzieję, że gdziekolwiek byłeś, nie robiłeś sobie wakacji.
- Walczyłem
każdego dnia bez wytchnienia, żeby wrócić do domu – uniósł drugą dłoń, ujął jej
policzek i zmusił ją by ponownie na niego spojrzała. Wzrok miała twardy jak
skała. Tak samo jak 30 lat temu. Tak samo jak 40 lat temu. To wciąż jego
Integra – Wiedziałaś, że zauważę, gdy posmakuję krwi, prawda? – przejechał
kciukiem po jej twarzy – Jesteś nietknięta…
Nic na to nie
odpowiedziała.
- Nie wyszłaś
za mąż i nie masz dzieci – kontynuował. Skoro nie straciła cnoty, to żadna z
tych opcji nie wchodziła w grę.
W dalszym
ciągu milczała.
- Nie ma
mojego następnego Pana…
Integra w
końcu wykonała jakiś gest na znak, że go słyszy. Położył własną dłoń na jego
dłoni, która spoczywała na jej policzku i rzekła.
- I nigdy go
nie będzie. Jest na to za późno…Nie mogę już powić dzieci. Potwierdziłam już
jakiś czas temu.
Alucard
pamiętał, że ich jedyny konflikt dotyczył właśnie tej kwestii…a jednak nie był
zły.
- Sądziłaś,
że zginąłem na dobre, dlatego ty nie… - nie dokończył. Próbował znaleźć powód
dla którego jego Pani nie powiła potomka pomimo iż znała konsekwencję tego, co
się stanie jeśli umrze bezdzietnie. Sama przysięgała, że nie pozwoli mu być
wolnym, a jednak teraz…
- Nie –
pokręciła przecząco głową i ściągnęła jego dłoń ze swojej twarzy. Nie wypuściła
jej, teraz trzymali się za obie ręce – Seras zapewniała mnie, że żyjesz i
wierzyłam w to…Z czasem zaczynałam się jedynie bać, że nie powrócisz za mojego
życia i wszystko trafi szlag. Ale i tak zaryzykowałam, czekając na ciebie i
…oto tu jesteśmy.
- Czekaj,
znaczy, że ty…
- Będziemy
mieć na to czas. Przysięgam, że ci wyjaśnię, lecz teraz… - kobieta podniosła
się z podłogi. Wampir przez dosłownie sekundę nie potrafił rozróżnić czy patrzy
na 52 czy na 22-latnią kobietę. Przez moment siła w jej postawie była taka jak
dawniej.
- Powróciłeś
za mojego życia – mówiła dalej – Nie zamierzam już dłużej ryzykować, czy
czekać. Naczekałam się wystarczająco. Wprowadzam mój plan natychmiast, już
nadszedł czas. Muszę to rozegrać, póki wszystko jest na swoim miejscu.
Zanim…znowu coś się stanie.
- Mam więcej
pytań niż sądziłem – Alucard wreszcie sam stanął na nogi. Kobieta w tym czasie
zaczęła się zastanawiać, gdzie ma jakieś cygara.
- Na każde
dostaniesz odpowiedź za kilka dni – uśmiechnęła się, naśladując jego złośliwy
uśmieszek – Najpierw muszę wykonać swój plan. Do tego czasu wytrzymaj na tych
kilku kroplach krwi. Cierpliwość będzie ci wynagrodzona, zapewniam cię.
- Jaki znowu
plan?
Zrobiła
pauzę, jakby chcąc zwiększyć dramatyzm tej sceny.
- Plan mojej
śmierci dla świata.
***
Wystarczyło
kilka dni, a nie wiadomo skąd, ani od kogo to się zaczęło, pojawiła się wieść,
że u Integry Hellsing wykryto wyjątkowo złośliwy przypadek nowotworu. Relacje
nie zgadzały się w kwestii tego, gdzie dokładnie wykryto raka, ale było pewne,
że diagnoza pojawiła się zbyt późno, aby cokolwiek z tym zrobić i że dni
kobiety były już policzone. Zostało jej mało życia…
W tym krótkim
czasie, wszyscy na wysokich szczeblach o tym mówili. Dzwoniono do Hellsing, ze
słowami współczucia i wsparcia. Ta brzmiała na zrezygnowaną. Pojawiła się
kolejna wiadomość, że Integra myśli o eutanazji. Była dumną kobietą i nie
chciała umierać w cierpieniach, na łasce innych, zależąc od nich. Wolała to
zakończyć szybko, bez kłopotów dla innych i poniżenia dla siebie.
Jeśli by
zapytać kogoś, od kogo usłyszał te wieści…odkryto by, że nie da się dotrzeć do
źródła. Wszyscy byli pewni tych wiadomości, ale nie wiedzieli dlaczego są ich aż
tak pewni i od kogo się w sumie zaczęło to rozprzestrzeniać. To była z jakiegoś
powodu „prawdziwa” informacja.
Która była
kompletnym kłamstwem. Integra była całkowicie zdrowa, ale o tym wiedziała
jedynie ona, dwa wampiry i … ktoś jeszcze.
Od powrotu
Alucarda minęło już te kilka dni. Nikt poza jego Panią i podwładną nie
wiedział, że powrócił. Utrzymano to w tajemnicy, jak życzyła sobie tego
Integra. To ona rozprowadziła te plotki o swojej chorobie i o tym, że myśli o
eutanazji, ponieważ nowotwór jest już w formie nie do wyleczenia.
Obecnie
Integra stała w podziemnej komnacie, należącej do Króla nieumarłych. Sądziła,
że jest tu po raz pierwszy od 30 lat. Wampiry wiedziały, że nie, ale nie
wyprowadziły jej z błędu. Przed nią, siedział Alucard, ponownie rozpostarty na
swoim tronie. Byli sami, naprzeciw siebie, prawie że w całkowitej ciemności,
ale nie na tyle by kobieta nie mogła go widzieć.
- To dzisiaj?
Krótkie
pytanie zadał Alucard. Był tu przez te kilka dni i nie ruszał się z miejsca.
Chował się, żeby nikt inny go nie widział. Wiedział jednak co się dzieje,
dzięki słuchowi i relacjom Seras. Przez ten czas jego Pani go nie odwiedziła…aż
do dzisiejszej nocy. W jej oku widział niezachwianą pewność.
- Tak –
kobieta wyjęła z ust prawie że wypalone cygaro, aby lepiej się jej mówiło –
Jutro rano, rozniesie się nowa informacja. Informacja, że dzisiejszej nocy
eutanazja została przeprowadzona i że zmarłam. Lekarz zachował anonimowość. Natychmiast
zostanie wyprawiony pogrzeb, do którego także jest już wszystko gotowe.
Wystarczy chować ciało do trumny i zakopywać.
Wampir
zmarszczył brwi. Nadal mu coś nie pasowało.
- A co z
Seras? Zostaje tutaj?
- Nie –
pokręciła głową – Nadal nie wiesz o tej części planu. To taka
moja…niespodzianka dla ciebie. Plan zakłada, że ty nigdy nie wróciłeś i nie
powrócisz, ja umarłam na własne życzenia, aby nie męczyć się w nieuleczalnej
chorobie, a Seras…została poddana egzekucji.
Alucard
wyglądał na szczerze zdumionego.
- Niby jak to
zaaranżujesz?
- Bardzo
prosto – zaciągnęła się cygarem i wypuścił kłąb dymu – W moim testamencie jest
wszystko jasno napisane. Wspomniałam tam nie tylko o tym, że oddaję Organizację
Hellsing w ręce rządu. Jest tam także o egzekucji Seras, po mojej śmierci.
Egzekucji, na którą ona wyraziła zgodę, a także kto i jak ma ją przeprowadzić.
Jako powód podaję to, że nie chcę, aby za mojego życia pozostały jakieś
wampiry, o których wiem. Seras ma umrzeć po mnie, czyli mieć długość życia taką
jak ja. To ma być niby moja nagroda dla niej za lojalną służbę, nagrodą jest
to, że pozwalałam jej życie przez tyle lat. Moim obowiązkiem jest jednak ją
zlikwidować, dlatego tak właśnie będzie. Obowiązkiem Hellsing jest likwidacja
wampirów, więc jej także. Dlatego zginie.
- Pozornie,
co nie? – posłał jej porozumiewawczy uśmieszek.
- Owszem –
odwzajemniła go – Oprócz naszej trójki, tylko jedna osoba wie o twoim powrocie
oraz o tym, że ja i Seras nie zginiemy naprawdę. To on nam pomoże. Odpowiada za
mój pochówek, a także za zabicie Seras. Nic jej nie zrobi. Po prostu strzeli w
ścianę poświęconym pociskiem, niby to przeszywając jej serce, i pokaże proch po
wampirzycy, który zebrałam na zaś wiele lat temu, na misji. Nie będzie świadków
oprócz niego.
- Skąd wiesz,
że nic nie powie? – spytał, jakby podejrzliwie – Aż tak mu ufasz, że powierzysz
mu taką tajemnicę? Masz pewność, że nas nie zdradzi? Jako jedyny zna nasz
sekret. A nie dałaś mu lekkiego brzemienia do noszenia.
- Tak, jestem
pewna, że będzie do końca życia krył całą naszą trójką i to, że wykona każde
polecenie bezbłędnie. To jego osoba jest moją niespodzianką dla ciebie –
wyglądała teraz bardzo…nostalgicznie.
- O czym ty
teraz mówisz? – wampir był zbity z tropu.
- Ten
mężczyzna upozoruje egzekucję Seras. Upozoruje również moją śmierć i pochówek
oraz zatai informację o twoim powrocie. Mam co do tego pewność. Tylko i
wyłącznie jemu mogłam zaufać w tak bardzo ważnej dla nas kwestii. Jedynie z nim
mam pewność, że wszystko zostanie przeprowadzone dyskretnie. Tylko z nim mam
całkowitą pewność, że zrobi to dla nas. Nie zdradzi nas, to nasz sojusznik. Tyle,
że wykona każdą z tych rzeczy nie z powodu lojalności do mnie, a…do ciebie,
Alucardzie. Ten mężczyzna jest wierny tobie, nie mnie. To twój człowiek.
Jeśli
wcześniej Alucard wyglądał na zdumionego, to teraz był w absolutnym szoku.
Widać, że nie rozumie o czym ona mówi. Integra tymczasem stuknęła obcasem buta
o podłogę, dając komuś znak.
I wówczas do
komnaty wszedł mężczyzna, w mundurze Hellsing. Jego wygląd nic wampirowi nie
mówił. Jego twarz nie wyglądała znajomo.
- To ten twój
zaufany człowiek?
- Zgadza się.
Przedstawiam ci Michaela Smitha, mojego najbardziej zaufanego pracownika.
Jedyna osoba, która mogła się podjąć misji osłony nas.
- Dlaczego
tak bardzo można ci ufać? – Alucard zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny.
- Wypełniając
powierzone mi zadania, spłacę wobec Pana dług – po raz pierwszy odezwał się
Smith – Wiele lat temu, uratował mi Pan życie, wampirze Alucardzie. Chcę się
odwdzięczyć. Nie tylko za ocalenie mi życie, ale także za łaskę dla mej matki.
To nie będzie brzemię. To będzie zaszczyt móc użyczyć Panu pomocy. Wezmę tą
tajemnicę do grobu, przysięgam. Wolę zginąć niż zdradzić!
Alucard nadal
nie rozumiał. Dlaczego ten śmiertelnik tak…nie miał wątpliwości, że mówił
prawdę, lecz jaki miał powód aby być mu tak oddanym? Niby wyjaśnił, ale on sam nic sobie takiego
nie przypominał. Jego wyjaśnienia nic nie rozjaśniły, dopóki Integra nie
wypowiedziała tego jednego zdania.
- Smith ma 36
lat.
36 lat? Co
się wydarzyło 36 lat temu?
I wówczas
niczym w kalejdoskopie zaczęły mu się przed oczami wyświetlać obrazy…Pierantonio
i farma krwi…dzień w którym ją zniszczył…kobieta z martwym wzrokiem oddająca mu
swojego zbyt wcześnie narodzonego syna…
- Ty jesteś…
- Alucard aż wstał z krzesła, uzmysłowiwszy sobie prawdę.
- Tak –
powiedziała za niego Integra – To jego uratowałeś, gdy zniszczyłeś pierwszą
farmę. To ten wcześniak, którego wyniosłeś stamtąd. Myślałeś że go porzuciłam?
A w życiu. Zadbałam by miał dobrą rodzinę zastępczą w Anglii, która dała mu
imię i nazwisko. Gdy osiągnął odpowiedni wiek, dowiedział się ode mnie prawdy i
wyraził chęć pracy dla mnie. Został wyszkolony i pracuje dla Hellsing. Wszystko
po to, aby odpłacić się tobie, Alucard.
- To prawda –
Smith skłonił się lekko przed wampirem – Zawdzięczam Panu życie. Ta przysługa
by was chronić, to jak spełnienie marzeń, aby w końcu się odwdzięczyć.
Wampir
przypatrywał się przez chwilę mężczyźnie. Ten maleńki noworodek, który mieścił
mu się w dłoni…stał teraz przed nim.
- Nieźle
wyrosłeś.
***
Michael
wyszedł niedługo później. Nie musieli zamieniać wielu słów. Smith chciał
jedynie podziękować, a Alucard pozwolił mu na to i wyraził wdzięczność za
pomoc. Nie miał już wątpliwości, że ich sekret nie wyjdzie na jaw. Sam miał już
pewność.
Spojrzenia
obojga ponownie się spotkały, gdy znów zostali sami. Nie wyglądali na gotowych
do słownych utarczek, o nie. To miała być poważna i uroczysta chwila. Nie
wspominając, że ta sytuacja była odrobinę, troszeczkę nierealna dla kobiety. W
końcu to była w sumie ich druga rozmowa po kilkudziesięciu latach rozłąki.
- To…jak to przeprowadzimy?
– zaczęła nieco zniecierpliwiona Integra. Nie miała co zrobić z niedopałkiem.
- Jak chcesz…
- Alucard wydawał się myślami być gdzieś indziej.
- Ty masz w
tym więcej doświadczenia, prawda? – odrzekła ironicznie. Po chwili dodała – O
czym tak myślisz?
- O tym czy
na pewno tego chcesz – wrócił do rzeczywistości i skoncentrował się na niej.
Inną kobietę by ten wzrok speszył, ale nie ją – Zastanawia mnie…dlaczego oraz
kiedy to postanowiłaś? Nie robisz czegoś wbrew sobie, to pewne.
- Kim jesteś
i co zrobiłeś z Alucardem? Jesteś tym samym wampirem, który powiedział mi
kiedyś, że gdyby to od niego zależało, to wbiłby się w moją szyję natychmiast i
wypił wszystko? – nie otrzymawszy riposty na swój ironiczny żart, zmieniła
postawę – Ty pytasz poważnie?
Wampir skinął
głową. Naprawdę chciał wiedzieć. Integra westchnęła przeciągle, chowając
niedopałek do kieszeni, zamiast rzucać go niedbale na ziemię.
- Dobrze, przedstawię
ci mój tok myślenia – stanęła teraz centralnie naprzeciw niego. On, jako o
wiele wyższy, patrzył nieco z góry – Kiedy cię uwalniałam nie przyszła mi do
głowy myśl o tym, że ktoś musi cię odziedziczyć. Przyznaję, że to był głupi
błąd z mojej strony. Nie przemyślałam tego, działałam egoistycznie, chciałam
tylko cię mieć przy sobie…
Zrobiła pauzę.
Widziała, że Alucard czeka na najważniejszą część. Ona nie była przyzwyczajona
do mówienia o uczuciach, a także odzwyczaiła się nieco od jego aury, przez było
jej trudniej niż sądziła. Mówiła jednak dalej.
-
Uświadomiłam sobie po jakimś czasie, że odczuwam bardzo silną…niechęć na myśl o
małżeństwie i posiadaniu dzieci. Myślałam, że może mi to przejdzie z wiekiem,
ale nie przeszło. Nie czułam się stworzona do macierzyństwa. Może i bym dała
radę…ale sama myśl o wyjściu za mąż mnie odstręczała. W wyobraźni widziałam
albo silnego gościa pokroju mojego wuja, który chciałby odebrać mi Hellsing,
albo fircykowatego pantoflarza, który tak irytowałby mnie swoją słabością i
podlizywaniem, że którego dnia po prostu bym go zastrzeliła. Nie wyobrażałam
sobie by żył człowiek, którego pokocham. Który miałby silny charakter, a
jednocześnie szacunek do partnerki, która stoi wyżej niż on. Te dwie cechy
trudno współegzystują u mężczyzn.
Jedno
spojrzenie i oboje wiedzieli o czym myśli to drugie. Ostatnie zdania
przecież…idealnie opisywały Alucarda. Wiedzieli, że to drugie zrozumiało
aluzję. Wampir wiedział od dawna, że kobieta coś do niego czuje. Inaczej nie
wpuściłaby go sypialni, to dumna osoba. Nie wiedział tylko, czy to uczucie
przezwycięży obowiązek i szczerze…w przeszłości nie wierzył, że to się stanie.
- Awersja mi
nie minęła, natomiast zbyt mocno zaczęło mi zależeć na tobie – kontynuowała –
Nie wierzyłam, że potrafiłbyś chociażby odwzajemnić sympatię, byłam pewna, że
nie potrafisz już czuć. Nie należę też do osób, które robią coś wbrew sobie.
Postanowiłam więc, że na mnie główna linia rodu się skończy…i pamiętasz co się
wtedy stało.
- To był
chyba nasz największy konflikt.
- Jedyny
konflikt – poprawiła go – Rzuciłeś mi prawdą w twarz i oszukałeś, draniu.
Naprawdę uwierzyłam, że mnie nienawidzisz. Przez te kilka miesięcy naprawdę
brałam pod uwagę możliwość zawarcia jakiegokolwiek małżeństwa wbrew własnym
zasadom, abyś tylko ty nie dostał tego czego chcesz. Taka zemsta…
- Nie musisz
tego tłumaczyć. Wiem jak się umie mścić zraniona kobieta.
Wymienili
porozumiewawcze spojrzenia.
- Ponownie
sytuacja się zmieniła podczas bitwy na pustyni. Twój plan, abym cię
znienawidziła rozsypał się, gdy zamiast wolności wybrałeś niewolę u mnie. Nie
masz pojęcia…co poczułam, gdy wyminąłeś mnie, związaną i bezbronną, wystawioną
ci jak świnia na rzeź przez tą cholerną wampirzycę…Nic mi nie zrobiłeś, minąłeś
i poszedłeś zabić cel. Sama nie wiem, czy umiem wyjaśnić co poczułam…Zrozumiałam
w każdym razie, że nie jesteś wcale pozbawiony uczuć. Że jednak…szanujesz mnie
i lubisz w jakiś sposób. Żebyś czuł coś więcej, nadal nie wierzyłam.
Znów zrobiła
przerwę. Oboje przypomnieli sobie tamtą noc, gdy pokonali Elizabeth i pierwszy
raz się całowali.
- Potem po
raz pierwszy w życiu byłam w rozterce – wznowiła Integra – Naprawdę nie
wiedziałam co zrobić. Miałam takie możliwości. Pierwsza, jednak spłodzić
potomka, który cię przejmie. Nadal czułam wstręt na myśl, że mam się oddać
jakiemuś głupcowi, ale z logicznego i moralnego punktu widzenia, to była opcja,
którą powinnam wybrać. Ta „dobra” opcja. Tak powinnam postąpić. Z drugiej
strony, jeśli tego nie zrobię, po mojej śmierci byłbyś wolny, a ta opcja nie
wchodziła w grę, tutaj byłam pewna. Jedyną alternatywą była…przemiana w
wampira, ale to także kłóciło się z zasadami rodziny. Hellsing zmieniony w
wampira? To już brzmi śmiesznie. A jednak nie masz pojęcia ile razy wysilałam
się, aby wymyślić jakieś obejście z wyjściem za mąż. Po raz pierwszy w życiu
naprawdę nie chciałam wypełnić mojego obowiązku i próbowałam się wymigać.
Dopiero…dopiero…
- Gdy
podsłuchałaś moją rozmowę i walkę z Aldarem, podjęłaś decyzję – dokończył za
nią wampir, widząc, że nie może znaleźć słów. Doskonale pamiętał jej przysięgę
po walce. Wiedział, że to wtenczas…ona zrozumiała co zrobi.
- Tak –
przytaknęła – Podjęłam wtedy decyzję, że będę żyła ludzkim życiem jak najdłużej
się da. Będę wykonywać swoją pracę najlepiej jak umiem, a następnie…pewnego
dnia pozwolę ci się przemienić w wampira.
Widziała, że
jemu to nie wystarcza. Podeszła kilka kroków bliżej.
- Aldar
uświadomił mi nie tylko to, że nie doceniałam twoich uczuć. Lecz również to, że
daleko mi do ideału, którym powinnam być. Jeśli mamy być szczerzy, jestem
najgorszą Hellsing, jak chodziła po ziemi.
- O czym
ty…To bzdura! – zaprzeczył ze złością, ale ona jedynie pokręciła głową.
- Nie,
Alucard…Przejmowałam się zasadami, a przecież od samego początku, odkąd zostałam
głową rodu, łamałam wszystkie możliwe zasady. Uwolniłam ciebie, wypuściłam
najgroźniejszego wampira na powierzchnię, choć ojciec skazał cię na wieczne
więzienie. Pozwalałam ci zabijać ludzi, mogłam kazać ci ich oszczędzić, ale
rozkazałam ci wyrżnąć w pień ludzi, których powinnam chronić. Wypuszczałam cię samopas.
Obdarzyłam cię uczuciem. Nie przejęłam się tym, że mogę stać się potworem, ani twoimi
ostrzeżeniami. Kiedyś sam mi to złośliwie wytknąłeś, pamiętasz? Gdy pozwoliłam
żyć Seras. Nie mówiłeś poważnie, ale wspomniałeś o hipokryzji i miałeś rację.
Jestem hipokrytką. Moim cholernym obowiązkiem jest likwidacja wampirów, a pozwalam
sobie żyć dwóm, zabójczo silnym krwiopijcom jak również szaleć i zabijać
wszystko na naszej drodze. Twoje czyny to moje brzmię, ja pociągam za spust. Od
dawna jestem potworem. Przestałam być tą „dobrą” nie wiadomo kiedy. Alucard…ja
od lat jestem tą „złą”! Jestem tylko na tyle silna, żeby się do tego przyznać i
pogodzić z faktem. Nie mogę…udawać że jest inaczej.
Uśmiechnęła
się smutno w jego stronę. Ten uśmiech…był podobnego do jego własnego
melancholijnego uśmiechu.
- Jesteśmy
podobni pod tym względem. Oboje tak samo aroganccy, przekonani o swojej
wyższości nad innymi, dumni ze swojej siły i potęgi, a jednocześnie wiemy że
czynimy …źle. A mimo to…strzelamy dalej. Mało kto widzi…że robiłam wiele złych
rzeczy, wypełniając moje obowiązki.
Alucardowi
udzielił się ten nastrój, zrozumiał o czym mówi i powoli godził się z tym, że
ona…ma rację. Teraz to on zrobił kilka kroków w jej kierunku tak, że dzieliły
ich już centymetry.
- Jest
jeszcze coś – powiedział Alucard – Oboje ukrywamy przed światem to…jacy naprawdę
jesteśmy. Same…fasady. Ja za okrucieństwem, ty za zimną postawą.
- Tak…-
westchnęła przeciągle – Postanowiłam, że wezmę odpowiedzialność za swój egoizm
i swoje uczucia. Jedyny sposób na jaki się godzę…to taki, aby do końca twojego
życia pilnować cię i nie pozwolić stać ci się jeszcze gorszym…i mnie także.
Tylko zostając wampirem mam taką możliwość. To moja odpowiedzialność…i tak już
niektóre moje czyny są zbyt bezlitosne, aby zostały wybaczone. Kiedy zniknąłeś,
mogłam stosować wymówki, aby zagłuszyć moje sumienie. W pewnym sensie twoja
nieobecność w tym pomogła. Mogłam sobie wmawiać, że nie wrócisz, choć
wiedziałam że to nieprawda, więc nie muszę mieć dziecka. Dzięki temu, teraz
zwyczajnie…nie mam już wyboru. Muszę zostać wampirem, nie mam innego wyjścia.
Specjalnie zagoniłam się w ten róg. Jak zwykle niczym hipokrytka.
- Nie mów
tak…jesteś idealna.
- Tylko dla
ciebie. Ale w wielu sprawach jesteśmy sobie równi, właśnie dlatego nazwałeś
mnie Hrabiną…Jestem tak samo arogancka i okrutna jak ty. Zabijałeś za moją
zgodą.
- Jak
zwykle…postępujesz w zgodzie ze sobą, ze swoimi uczuciami.
Do tej pory
Integra owszem patrzyła na jego twarz, ale nie w oczy. Teraz to naprawiła. W
tym zdaniu usłyszała nieme pytanie. Wzrok Alucarda był twardy niczym stal.
Wyglądał … groźnie. Wymagał od niej jakichś konkretnych słów i wiedziała
jakich. Uczucia…
-
Sukinsynu…chcesz żebym to powiedziała – nie wyglądała jednak na złą.
- Zgadza się.
Minęło 30 lat…sama mówiłaś, że nie będziemy więcej tracić czasu. Skoro
otworzyłaś się przede mną…zrób to porządnie.
- Sądzisz, że
tego nie powiem, co? A zdziwisz się. Kocham cię, cholerny potworze. Miała 30
lat, aby mieć dość tego uczucia…
- Ja ciebie
też.
Zdecydowane
słowa Alucarda przerwały pełen wyrzutu monolog kobiety. Nastała kolejna długa
chwila ciszy, podczas której wampir stał cierpliwie i z powagą, czekając, a
kobieta gapiła się na niego, nie dowierzając, że usłyszała to co usłyszała.
- Co ty
powiedziałeś? – wykrztusiła wreszcie. No musiała się przesłyszeć.
- Ja też cię
kocham – powtórzył wolno i wyraźnie – Ja także miałem lata, aby się
przygotować, aby to wreszcie z siebie wyrzucić. Integro, Master…wierzysz mi?
Przez moment
można było usłyszeć jedynie przyśpieszone bicie serca, starszej kobiety.
- Tak –
wyrzuciła w końcu, bez ironii, tym samym tonem co on – Wierzę ci.
Uczucie,
które rozeszło się po wampirze było podobne do tego, kiedy Anderson, umierając
uzmysłowił mu, że część jego człowieczeństwa nie umarła…gdy Seras go uratowała
od jego ostrza…tyle, że uczucie było bezmiar intensywniejsze. Integra już
wierzyła, że był zdolny do miłości.
Oboje nie
wyglądali na osoby, które potrafią kochać i oboje zakochali się w osobie, w
której nie powinni. Tyle, że…oboje zawsze żyli według własnych zasad.
- Więc już
znasz moje motywy – Integra Hellsing rozłożyła lekko ręce na boki – Zrób więc
co musisz. Nie mam wyboru i to na własne życzenie. Pozwól mi wziąć
odpowiedzialność za moje uczucia i za moje decyzje. Pozwól mi sprawować nad
tobą nadzór aż do śmierci. Tak jak i ja, nie chcesz żebyś był wolny. Rozkazuję
ci byś…mnie zmienił.
Przez kilka
sekund Alucard nie wykonał żadnego ruchu. Wreszcie uniósł powoli dłoń i ku
zaskoczeniu Integry, poluźnił węzeł jej opaski na oku i pozwolił jej spaść.
Miał teraz pełen widok na jej pusty oczodół.
Kobietę
ponownie, wbrew jej woli, ogarnął mały lęk, że nie będzie jej chciał takiej
oszpeconej. To samo czuła gdy powrócił, martwiła się swoim wiekiem. Jednak on
patrzył na nią bez odrobiny obrzydzenia i ujął za ramiona.
- Nie jesteś
tak „zła”, za jaką się uważasz – rzekł dobitnie – Daleko, ale to bardzo daleko
ci do mnie. To ja jestem potworem. Ty nawet w połowie nim nie jesteś. Jestem
miliony razy gorszy od ciebie. Ty wciąż masz w sobie dużo człowieczeństwa, ja
jestem wynaturzeniem. Ty…jesteś piękna. Zawsze uważałem cię za piękną kobietę.
Na moment
zabrakło jej tchu. Jak mógł uważać kobietę bez oka, po 50, mającą pełno
zmarszczek na twarzy i chodzącą w męskich ubraniach za piękną? A jednak…nie
kłamał. Naprawdę tak uważał.
- Może to ty
nie masz jednego oka? – zażartowała wbrew sobie.
- Widzę
bardzo wyraźnie – przejechał palcem wokół miejsca, gdzie kiedyś było jej oko –
Zmienię cię, Integro. Daję ci moje słowo, że nie pozwolę, żebyś stała się taka
jak ja. Nie pozwolę ci przekroczyć tej granicy, którą ja sam przekroczyłem. Nie
staniesz się gorsza ode mnie. Pozostaniesz silna i piękna.
-
Ja…przysięgnę, że nie pozwolę ci zniszczyć tego świata. Jak do tej pory,
będziesz używać swojej żądzy zabijania, żeby chronić resztę świata. Jak podczas
tamtej wojny…Do śmierci będę pilnować, żebyś nie stał się jeszcze gorszy. Nie
pozwolę ci się bardziej zatracić.
Oboje naraz,
w tym samym momencie wypowiedzieli słowa z pełną mocą.
- Przysięgam!
Obojgu jakoś
tak sytuacja skojarzyła się z przysięgą małżeńską, ale nie ujawnili przed sobą,
że o tym pomyśleli. Chwila była zbyt ważna.
Nic więcej
nie mówili. Wszystko zostało powiedziane. Nadszedł czas działania.
Alucard ujął
Integrę za rękę i poprowadził w stronę swojego tronu. Usiadł na nim, a ona bez
skrępowania usiadła mu na kolanach. Sama rozpięła guziki koszuli, aby odsłonić
szyję. Wampir tymczasem przyłożył własny nadgarstek do swoich ust i odgryzł
kawałek skóry. Krew zaczęła się lać wzdłuż jego ręki. Wyciągnął w jej stronę ów
nadgarstek, oferując go jej.
Wiedziała, że
tak naprawdę oferował jej coś więcej. Oferował jej część samego siebie.
Oferował jej jeszcze większą siłę niż posiadała stworzona przez niego Seras.
Oferował jej tą równość, której tamta wampirzyca nie miała, ona nazywała go
„master”, ale Integra nie musiała mieć tego obowiązku. Żadne z nich już nie
miało być sługą tego drugiego. Mieli być naprawdę sobie równi, jak powinni być
Hrabia i Hrabina. Oferował jej…bycie swoją Królową.
Integra nie
wahała się. Miała być drugą osobą, która piła jego krew za ludzkiego życia…ale
jedyną, która dopełni przemiany i której oferował ową krew nie pochopnie, z
wściekłości, a z szacunku. Ujęła jego nadgarstek i przyłożyła usta do rany.
Zaczęła pić.
Alucard w ciszy obserwował jak Integra pije jego krew. Brała duże łyki, piła
bez wahania czy obrzydzenia, z pełną świadomością co właśnie robi. Gdy rana
zniknęła, jakby z rozpędu próbowała zlizać te strugi, które wcześniej spłynęły
mu po przedramieniu. On nie raz i nie dwa pił krew z jej ciała, więc teraz
mogła się zrewanżować.
Gdy
skończyła, uniosła twarz. Miała niesamowicie czerwone usta, co niezwykle
poruszyło wampira. Ten widok…go satysfakcjonował. Powaga chwili jakby odeszła
na bok, a jego natura wyszła na wierzch. Uśmiechnął się, ukazując kły. Znów był
tym Alucardem, którego znała, tym sprzed lat. Aroganckim psychopatą, pragnącym
jej krwi i triumfujący z powodu tego, że mu się oddała. Że go wybrała… Nie
ukrywał już tego wszechogarniającego zadowolenia. Potwór chciał tej chwili od
bardzo, bardzo dawna. Chciał posiąść na własność jej krew, ciało i duszę. Czuł
jak się wyzwala. Każdy by się go teraz przeraził, ale nie Integra. Takiego go
właśnie pamiętała. Był radośnie podekscytowany, chyba nawet bardziej niż gdy
musiał wyrżnąć tysiąc wrogów. Niemal szalał.
- Dołącz do
mnie, Integro…w tą wspaniałą noc…
Nareszcie…dotarło
do niej, że jej Alucard wrócił i że ta sytuacja jest realna. Także się
uśmiechnęła…w ten swój własny wyniosły sposób, rzucający wyzwanie.
No Life King
pocałował ją najpierw tuz obok miejsca, gdzie kiedyś było jej oko. Później
przesunął usta na jej własne. Pocałunek był krótki, ale mocny i nieco
agresywny. Aż w końcu powoli…bardzo powoli zniżył się do jej szyi. Specjalnie
przedłużał ten moment. Integra zamknęła oczy i czekała. Czuła jego chłodny
oddech na swojej szyi.
Zrobił to
nagle i bez ostrzeżenia. Gwałtownie wbił w nią kły i zaczął zachłannie pić jej
krew. Od trzech dekad nie pił porządnego posiłku, a w dodatku była to krew,
której pożądał od tak dawna. Najlepsza, jaką kiedykolwiek pił. Integra z
zaskoczenia nie powstrzymała się i jęknęła. Objęła wampira za szyję, zacisnęła
zęby i pozwalała, aby Alucard pochłonął całą jej krew.
W czasie, gdy
powoli opuszczało ją czucie, gdy zaczęła wiotczeć i tracić siły…nie mogła
powstrzymać napływu wspomnień. Widziała wszystko…Alucarda klęczącego przed nią
po raz pierwszy w jego lochu…gdy po raz pierwszy stanął przy jej boku…ich
rozmowy w jego komnacie…to jak zabijał podczas ich pierwszej misji…gdy po raz
pierwszy dała mu swoją krew…jak był przy niej, gdy zasypiała lub jak przemycał
jej cygara…nawet ich jedyną kłótnię…moment, gdy wybrał ją ponad swoją wolność,
jak zabił Elizabeth, ocalił ją i odwzajemnił pocałunek…każdy ich więcej niż
przyjazny gest…własna przysięga, gdy on zabił Aldara…ich ostatnią wspólną
noc…jego pokłon jako Vlad wśród mnóstwa pali…ostatni pokłon po zdradzie
Waltera…jej desperację, kiedy obserwowała jak znika…a na koniec jego widok
sprzed kilku dni, gdy nareszcie powrócił.
„Przeszliśmy
długą drogę” – pomyślała, słysząc w tle jak Alucard raz za razem połyka
zachłannie jej krew. Ból jaki sprawiały jej jego kły, jej nie przeszkadzał –
„Ale mam przeczucie…że jeszcze dużo przed nami. Lecz razem…damy sobie radę.
Jesteśmy…silnym duetem. Już chyba…długo to nie potrwa. Wybacz mi Ojcze…i
Boże…Tak musiało być. Poniosę tą odpowiedzialność…i karę, ale…Niczego nie
żałuję…tacy już jesteśmy. To moja i tylko moja decyzja”
Alucard pił,
nie zwalniając ani na chwilę. Ręce wokół jego szyi zwolniły uścisk. Powoli
opadły bezwładnie, wzdłuż ciała. Całe ciało, leżące na jego kolanach
zwiotczało.
- Alu…ca…rd…
Tyle zdążyła powiedzieć
zanim ostatnia kropla jej krwi trafiła do jego ust. Alucard wypił wszystko, nie
zostawił nic. Odsunął się i spojrzał na nią.
W jego
ramionach leżało już martwe ciało. Integra miała zamknięte oczy, była bezwładna
niczym lalka. Nie oddychała, ani nie biło jej serce. Nie pachniała jak
człowiek. Jej życie dobiegło końca.
Kilka godzin
później pod drzwiami komnaty zjawiła się Seras. Oboje jej Mistrzów było tam już
bardzo długo. Zastanawiała się, czy już jest po wszystkim? Chciała wejść i
sprawdzić. Ze środku nie czuła już zapachu ludzkiej krwi…a więc Alucard musiał
już wypić krew Sir Hellsing. Z wahaniem w końcu odważyła się otworzyć drzwi i
zajrzeć do środka.
Przez
dosłownie chwileczkę bała się, że ujrzy to samo co zwykle. Jedynie śpiącą,
starszą kobietę, na dużym krześle. Ten smutny widok, na który musiała patrzeć
od wielu lat.
Po wejściu
zobaczyła jednak coś innego. Scena skojarzyła jej się nieco z Pietà, Michała Anioła. Jej Master
siedział na swoim tronie, a na jego rękach leżało ciało. Martwe już ciało
kobiety. Włosy zleciały mu na twarz, przez co nie mogła dojrzeć jej wyrazu. Ten
obraz jednak wydawał jej się tragiczny i radosny zarazem.
- Ma…Master…
- odezwała się z wahaniem.
- Wszystko
zgodnie z planem, Seras – odpowiedział jej tubalnym głosem – A u ciebie?
- Gotowe.
Moja egzekucja „oficjalnie” właśnie się rozpoczęła. Jadą już po ciało.
Poinformowałam wszystkich ważnych ludzi o śmierci Sir Hellsing. Pogrzeb
odbędzie się jeszcze tego dnia.
-
Dobrze…Seras? Chciałbym jeszcze tak z nią zostać. Dopóki nie przyjedzie
karawan.
- Oczywiście,
Panie. To nie problem. Przygotuję nasze trumny.
Odwróciła
się, żeby odejść, ale Alucard zatrzymał ją jeszcze na moment.
- A
więc…przychodziła tu we śnie?
- Tak,
lunatykowała. Myślę, że…tęskniła – nie odwróciła się.
- Miała ten
zwyczaj od zawsze.
Seras nie
zrozumiała, ale wiedziała, że to nic nie szkodzi. Cieszyła się, że wszystko tak
się potoczyło. Mogło być gorzej. Master wrócił, a Integra będzie jedną z
nich…to jej wystarczyło do szczęścia.
Gdy
wampirzyca wyszła, Alucard ponownie skupił wzrok na przemieniającej się
Integrze, w jego ramionach.
- Widzisz to
Abrahamie?! – rzekł w ciemność – Widzisz co twoja wnuczka mi zrobiła?! Widzisz
co ja jej zrobiłem?!
Najpierw był
chichot, potem cichy śmiech, aż w końcu Alucard wybuchł najgłośniejszym,
triumfującym śmiechem. Usta rozwarte na nienaturalną szerokość…kły na
wierzchu…głośne echo odbijające się od ścian.
- Już nie
jestem tylko jej! Teraz i ona jest moja! Od dawna należałem do niej, a teraz i
ona należy do mnie! Integra Hellsing jest moja!
Przycisnął
jej bezwładne ciało do swojej piersi i powiedział już o wiele…wiele ciszej,
akcentując każdy wyraz.
-
Ona…jest…moja! Tylko moja! Moja Hrabina, do której należę.
Nigdy, ale to
nigdy wcześniej nie czuł tak silnego uczucia triumfu i …szczęścia.
***
Alucard po
kilkunastu minutach usłyszał zajeżdżający karawan. W wampirzym tempie zaniósł
ciało Integry do jej sypialni i ułożył na łóżku. Resztą miał się już zająć Michael.
Tak żeby go
nikt nie zauważył, opuścił posiadłość. Daleko za terenami Hellsing, czekała już
na niego Seras zarówno z jego jak i ze swoją trumną. Oficjalnie wampirzyca już
nie żyła. Oboje rozpłynęli się w powietrzu.
Powrót
Alucarda nie wyszedł na jaw. Prawdę znał jedynie Michael. Który pokazał zebrany
pył, który podobno pozostał po Seras Victorii, gdy ją zlikwidował zgodnie z wolą
testamentu Sir Hellsing. Późniejsze badania potwierdziły, że to szczątki
wampira.
Pogrzeb
Integry Hellsing odbył się natychmiast. Zjawili się wszyscy pracownicy agencji,
także najważniejsza 12 tzw. rycerzy. Nawet Król przesłał swoje kondolencje.
Uroczystość była prosta i skromna. Trumnę złożono w ziemi. Pomnik nie był
jeszcze gotowy, postawiono więc krzyż z nazwiskiem i datami urodzenia i
śmierci. Kobiecie złożono mnóstwo kwiatów, wiele osób wypowiedziało się o jej
zasługach i męstwie.
Po kilku
godzinach tłum zaczął się rozchodzić. Pod wieczór cmentarz wreszcie opustoszał.
A gdy nareszcie nadeszła noc…nie było już kompletnie nikogo.
Panowała zupełna
cisza. Słychać było jedynie szum wiatru. Na niebie nie było wielu gwiazd, a
księżyc nie był już w pełni.
Nagle, w
ciemności coś zaświeciło. Przy bramie cmentarza pojawiły się czyjeś czerwone
ślepia. Wampir, który potrafił być wszędzie i nigdzie zarazem zmaterializował
się przed cmentarzem. Ruszył zdecydowanym krokiem na cmentarz. Wędrował miedzy
alejkami i grobami. Doskonale wiedział, gdzie idzie. Nie zwracał uwagi na
wiatr, który rozwiewał jego włosy i poły płaszcza.
W pewnym
momencie się zatrzymał. Stanął dokładnie przed usłanym kwiatami, świeżym grobem
Integry Hellsing. Czerwone ślepia zaświeciły jeszcze intensywniej, a kąciki ust
się uniosły.
- Wróciłem po
ciebie.
Zaczął usuwać
z drogi wszystkie bukiety kwiatów i znicze, aż został przed nim goły grób, a
właściwie kopiec ziemi.
Niezmąconą do
tej pory spokojną, nocną ciszę przerwał…ryk koparki. Pojazd przyjechał z drogi,
pod ten nowy grób. Prowadziła go Seras. Ryk był niemiłosierny, a reflektory
rzucały światło wprost na Alucarda. Nie był zadowolony.
- Policjantko
– odezwał się pogardliwie – Ale wiesz, że mieliśmy być dyskretni?
- No nie,
znowu jestem policjantką?! Mistrzu, nazywałeś mnie już „Seras”.
-
Zasługiwałaś, a teraz już nie. Co to niby jest?! Mieliśmy nie rzucać się w
oczy!
- Nie wiem,
ale ja nie zamierzam tego rękami rozkopywać.
- Ty nie masz
jednej ręki! Masz wiązkę energii, którą możesz zmienić we wszystko!
- Tak się
mówi, no! Nieważne, jeśli ktoś nas zauważy to go zahipnotyzujemy i po sprawie.
Przepraszam, Master, ale tak będzie
szybciej.
- Kop już,
nie gadaj!
Seras
posłusznie, skupiła się na koparce. Trumna nie była zakopana głęboko, pewnie
już sprawka Michaela. Jeden ruch koparki i Alucard już widział w dziurze zarys
trumny.
- Już ją
widzę – dał znak wampirzycy i wskoczył do otworu. Praktycznie od razu z niej
wyskoczył, tyle że z trumną w rękach – Zakop to z powrotem! Grób musi wyglądać
tak jak wcześniej.
- Tak jest,
Master – wykonała wszystko z werwą i bez szemrania. Wiedziała, że sobie
nagrabiła, ściągając tu tę głośną maszynę. Choć i bez poczucia winy zawsze była
posłuszna swojemu Mistrzowi.
Gdy zakopawszy
grób, zaczęła odjeżdżać, Alucard skupił się na trumnie. Wyjął wkręcone śruby,
jakby były zwykłymi patyczkami w dziurkach. Chwycił za wieko. Nieco się
zawahał. Wokół ponownie panowała cisza.
Otworzył
wieko trumny. W środku leżało ciało Integry, ubrane w czarną suknię, ze
złożonymi rękami. Pogrzeb odbył się przy zamkniętej trumnie, więc nikt nie
widział, że na twarzy kobiety zaszły zmiany. Wyglądała…młodziej. Nadal
dojrzale, ale zmarszczek było zdecydowanie mniej, a włosy odzyskały blask.
Przez kilka
sekund nic się nie działo. Alucard po prostu przykucnięty przy trumnie na
ziemi, patrzył na ciało, aż tu nagle…Integra Hellsing otworzyła oczy. Oczy!
Miała znów parę błękitnych oczu, które natychmiast odszukały czerwone ślepia
Alucarda. Uśmiechnęła się.
- Witaj z
powrotem, Hrabino – Alucard wstał i wyciągnął rękę, chcąc pomóc jej się
podnieść.
- Wróciłam,
Hrabio – Integra przyjęła pomoc i wyszła z trumny.
Stali
naprzeciw siebie, trzymając swoje dłonie. Kobieta poszerzyła uśmiech,
ukazując…kły. To była już wampirzyca, nie kobieta.
Gdy Victoria
wróciła na cmentarz, tym razem na piechotę, zobaczyła parę całujących się
wampirów. Razem z Pipem zdecydowali, że dadzą im jeszcze chwilkę prywatności.
***
- I co teraz?
– spytała Seras.
Podczas
pogrzebu Integry, przez cały dzień Alucard i jego podwładna organizowali
ostatnie dwie kwestie. Pierwszą była łódź na której obecnie znajdowała się cała
trójka. Stali na rufie, a cienie Alucarda pchały łódź naprzód.
- Pytasz co
teraz? – Integra spoglądała w stronę lądu. W ciemności i bez okularów widziała
już doskonale. Zastanawiała się, czy kiedyś jeszcze powróci do Anglii.
Najpewniej tak, ale dopiero gdy umrą wszyscy, którzy pamiętają ich twarze –
Zataczamy koło.
- To znaczy?
- Kiedyś całą
Organizację Hellsing stanowił jedynie mój dziadek. Potem rozrosło się to do
Agencji, którą znamy dziś. Obecnie trafia ona w ręce państwa. Hellsing zatacza
koło, oznacza to, że ponownie są tylko pojedynczy łowcy.
- Czyli dalej
polujemy na wampiry, tyle że …tylko we trójkę?
- Zgadza się.
Lecz tylko na te, które nie trzymają się naszych zasad.
Alucard
zaśmiał się cicho. Tak, Hellsing zatoczyło pełny krąg. Ponownie składa się z
kilku łowców, ale…samych wampirów. To coś nowego.
- Hellsing,
którym teraz zacznie kierować kraj, chyba nie będzie miał wiele do roboty,
skoro pojawiliśmy się my. Jako wolne wampiry będziemy mieć jeszcze łatwiej niż
oni – powiedział Alucard – To nam daje nowe możliwości. Ale od teraz działamy w
cieniu. Najpierw miejsce do osiedlenia.
- Zajmiemy
się tym, jak dobijesz do lądu – odparła Integra.
Alucard
właśnie zaczął się zastanawiać, czy nie czas, aby załatwić drugą kwestię.
Uznał, że już czas.
- Seras,
przejmij ster.
- Co? Och,
dobrze, Panie.
Seras
odrzuciła pelerynę, której używała, aby zakryć swoją cienistą moc, w miejscu gdzie
powinna być ręka. Cień rozszerzył się i przejął prowadzenie nad łodzią.
- Integro,
chodź pod pokład – powiedział wampir, gdy Victoria już przejęła pałeczkę.
- Po co?
- Zobaczysz –
był tak zadowolony, że widać było, ze coś kombinuje.
Gdy ta dwójka
odeszła, Seras z jakiegoś powodu odetchnęła z ulgą.
- Teraz do
końca życia będę piątym kołem u wozu?
- Jak chcesz…
- z jej cienia wyłoniła się głowa Bernadotto - …możemy my ich podenerwować,
żeby się czuli jak piąte koło. Mam kilka pomysłów.
- Nie…no weź
Pip – biedna Seras spiekła raka.
Tymczasem
Alucard i Integra zeszli pod pokład. Wampirzyca jako nowonarodzona jeszcze nie
do końca zrozumiała jak używać swoich nowych zmysłów i dopiero, gdy schodziła
schodkami w dół, poczuła woń…
- Nie mów,
że…
Nie dokończyła.
Zobaczyła obiekt swoich przewidywań. Pod pokładem, oprócz ich trzech trumien
leżał…związany człowiek. Mężczyzna w średnim wieku, bardzo ciasno związany i
zakneblowany. Widząc, że nadeszli zaczął co chrząkać, ale przez knebel nic nie
dało się zrozumieć.
- Kto to, do
diabła? – jeszcze nie wiedziała, czy powinna być zła.
- Twoja
pierwsza krew. Wiem, że nie będziesz jak ta nasza „córeczka” i nie będziesz się
wahała napić i dokończyć przemianę.
- Kto to
jest? – wyglądała już na nieco złą, ale Alucard wiedział, że tak może się
zdarzyć.
- Spokojnie,
wziąłem go sobie z więzienia – od razu zobaczył, że jej twarz złagodniała –
Jutro rano będzie huczało o jego ucieczce. Ten gość był w celi śmierci. I tak
miał zginąć w najbliższym czasie. Z tego co się dowiedziałem, skazali go na
śmierć za zgwałcenie i zabicie 14 chłopców poniżej 13 roku życia.
- I chcesz,
żebym jako pierwszą wchłonęła duszę tego ścierwa? – Integra skrzywiła się z
niesmakiem.
- To będzie
twoja dusza. Nie musisz trzymać jej na luzie, jak Seras robi to z tym
francuzem. Możesz go kontrolować jak niewolnika i zepchnąć w głąb siebie.
Pamiętaj, że sam miałem ich kilka
milionów. Gdybym nie kazał im wszystkim się zamknąć, jeszcze bardziej bym
zwariował. Traktuj go jako tarczę, który pewnego dnia umrze, zamiast ciebie.
Integra
zastanawiała się tylko przez moment. Zdecydowanym krokiem podeszła do mężczyzny.
Uklękła, pochyliła się nad nim i bez żadnych rozterek, czy wahania, podążyła za
instynktem. Zatopiła w nim kły, zrobiła to z taką postawą, jakby wykonywała zwyczajną,
codzienną czynność.
Alucard
skrzyżował ręce i z wyszczerzonymi kłami oglądał ten wspaniały spektakl.
Integra, jakby robiła to każdego dnia, samodzielnie dokańczała przemianę. Życie
skazańca zakończyło się bardzo szybko. Żadna kropla się nie zmarnowała.
Zrobiło się
jeszcze chłodniej. Cienie rzucane przez światło lampy, zaczęły szaleć, ale nie
za sprawą mocy Alucarda. Zrobiła to nowo przebudzona moc wampirzycy. Integra
uniosła w końcu głowę, ukazując swoje oczy. Nie było już śladu po błękicie. To
były szkarłatne ślepia krwiopijcy.
No Life King
poczuł jak ta ekscytacja zaczęła do niego powracać nową falą. Ten
widok…pobudził go do głębi. Integra nigdy wcześniej nie przedstawiała tak
przerażającego i doskonałego jednocześnie widoku. Satysfakcja, że to on
stworzył tą wspaniałą kreaturę napawała go dumą.
- Hmm…Miałeś
rację. Mogę wszystko zrobić z tą duszę…Nawet skopać.
Alucard
skwitował to krótkim śmiechem.
- I jak się
czujesz?
- Lepiej niż
na to zasługuję… - wstała z podłogi i niedbale kopnęła ciało pod ścianę. Nad
kimś takim nie zamierzała się litować – Szczerze…uczucie bycia nieumarłym nie
da się pojąć, dopóki się nim nie zostanie. Przywyknę do tego.
- A to, to na
pewno. Śmiem twierdzić, że nie tylko się przyzwyczaisz, ale i prześcigniesz
wszystkich z naszego gatunku. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć proces
twojego wzrostu w siłę.
- Och, na
pewno zobaczysz – wampirzyca zaczęła niespiesznie kroczyć w jego stronę – Nie
opuścisz mojego boku do końca życia, będziesz świadkiem wielu rzeczy. A
teraz…powinieneś się nad czymś zastanowić.
- Nad czym? –
uniósł brew, w iście aktorskim stylu. Czytał w jej myślach, wiedział o czym
myśli. Stanowili już poniekąd część samych siebie.
- Nad tym,
jak wynagrodzić mi te lata twojej absencji. Jutrzejszej nocy mamy wiele rzeczy
do zrobienia, w końcu Hellsing zaczyna od zera…więc dziś możesz robić co zechcesz.
- Dla mojej
Królowej wszystko.
Dosłownie
kilka minut później, rumieniec Seras, który już dawno zdążył zniknąć nagle
powrócił i to wiele bardziej intensywniejszy.
- Co jest? –
do jej uszy zaczęły dochodzić dziwne dźwięki – Czy oni…Co to, jakieś jaja?! Nie
mają kiedy tego robić tylko teraz? Nie chcę tego słuchać!
Zapomniała na
chwilę o sterowaniu, skuliła się na podłodze i zakryła uszy dłońmi (a właściwie
dłonią i kawałkiem cienia z drugiej strony). Pip znów się pojawił w tym samym
miejscu.
- Wiesz,
długo się nie wiedzieli…a i wtedy musieli się powstrzymywać by pójść na całość.
Czułem, że szybko pękną i się na siebie rzucą.
- Ale teraz?
– znów musiała usłyszeć coś wstydliwego, bo pisnęła – Nie mam nic przeciwko,
niech…konsumują co tam chcą, ale czy ja muszę tego wysłuchiwać?
I kolejny
pisk. Pip westchnął. Musiało się nieźle dziać tam na dole.
- Sądzę, że o
tobie w ogóle nie pomyśleli.
- Ja nie
wiem, czy ja tak długo wytrzymam. Trzeba im dać jakiś miesiąc miodowy czy co,
albo ja tu padnę trupem ze wstydu.
***
Hellsing w
rękach kraju nigdy nie miał dużo do roboty. Praktycznie to nic. Nie mieli
pojęcia, że prawie całą ich pracę wykonują trzy wampiry. Trzy osoby, które w
oczach świata były martwe, dzięki czemu miały swobodę działania.
Seras czasem
żyła samodzielnie, ale i tak wracała do pary i przez większość czasu żyli we
trójkę. Alucard w tych chwilach jej powrotu nazywał ją „córką marnotrawną”,
wprawiając obie wampirzyce w zażenowanie. Victoria zostawiała ich samych, co
jakiś czas, jedynie wtedy, gdy uznawała, że para potrzebuje czasu tylko we dwoje
(albo gdy nie dawała rady ze wstydu).
Świat
wampirów zatrząsnął się w posadach, albowiem do ich świata powrócił ich Król,
tyle że tym razem z Królową, która rozporządziła nowe prawa. Każdy krzykliwy,
zabijający zwykłych ludzi wampir skazywał się na śmierć. Jedynie nielicznym,
tym którzy zgodzili się żyć wedle ich zasad, pozwolono żyć. Stawianie oporu nie
miało sensu. Już z samym Królem cała armia nie miała szans…szybko się o tym
przekonano. A sama Królowa rosła w siłę każdego dnia.
W podziemiu
wampirów na zawsze panował już Król i Królowa nieumarłych. Choć inna wampirzyca
miała nieoficjalny tytuł Księżniczki. Władcy i łowcy jednocześnie, pilnowali
porządku. Prawdziwa Hellsing…nadal strzegła ludzkość przed tymi ze swojego
gatunku. Zaczęła się nowa historia jej rodziny, którą ona zaczęła i ona zakończy.
Na zawsze, do
końca świata, Organizacja Hellsing, ani inni łowcy nie byli już potrzebni.
Alucard, Integra i Seras sami tego dopilnowali. Świat wampirów był w ich
rękach. Kto ich słuchał, żył. Kto się buntował, ginął.
A sami
Alucard i Integra…nigdy nie złamali swoich przysiąg i nigdy nie wypuścili
swoich dłoni. Zostali razem do końca, przez setki lat, aż do chwili, gdy No
Life King uzyskał łaskę i mógł odejść w zaświaty i rzecz jasna jego
Hrabina…poszła z nim. Coś takiego jak wieczność nie istnieje, jak powiedział
kiedyś pewien wampir.
A wiemy to wszystko, ponieważ czytaliśmy między wierszami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz